ROZDZIAŁ 46.
- Jak wrócimy? - zapytała Hermiona. Draco szedł przed nią przez zarośla.
Ranny i wyczerpany, wciąż poruszał się nadzwyczaj cicho. Hermiona natomiast poruszała się się jak zataczający się, zagubiony słoń. Naturalnie spacery w ciemności nie były jej ulubionym zajęciem. Dwukrotnie uderzyła się w twarz nisko wiszącą gałęzią.
Modliła się, aby cokolwiek, co wchodziło w bliski, częsty kontakt z jej twarzą i górną częścią ciała, nie było żadnym trującym bluszczem. Ledwo widzieli, dokąd idą.
- Zrobimy to, jeśli będziemy musieli się teleportować - odparł Draco.
- Tylko jeśli nie ma jakiejś bariery przeciw aportacji.
Zatrzymał dla niej gałąź.
- Może i, ale zdecydowanie już ją minęliśmy.
Hermiona złapała go za łokieć, żeby zatrzymać jego tempo. Spojrzała na niego krytycznie, kiedy odwrócił się, żeby na nią spojrzeć.
- Malfoy, bez obrazy, ale myślę, że gdybyśmy się razem aportowali, skończylibyśmy połączeni biodrami. Nie jesteś w stanie tego zrobić.
Kącik jego ust uniósł się.
- Wtedy naprawdę utknęłabyś ze mną.
- Nie żartuję!
- Wiem - powiedział raczej poważnie. - Nie masz za grosz poczucia humoru.
- Draco, mamy tylko jedną różdżkę. Jeśli nie ma powrotnego świstoklika, być może będziemy musieli poczekać na aurorów.
- W Zakazanym Lesie będzie świstoklik - zapewnił. - I jest to dokładnie to, co znajdziemy.
Znajdziemy? Ledwo go widziała, nie mówiąc już o ich otoczeniu. Wszystkie lasy wyglądały dla niej tak samo.
- Czy szedłeś tą drogą, kiedy się tu pojawiłeś?
Pomyślał przez chwilę, zanim odpowiedział.
- Tak, myślę, że tak. Te drzewa wyglądają znajomo.
Hermiona patrzyła na wspomniane drzewa. Oczywiście wyglądały znajomo. Były identyczne jak każde inne drzewo, które widziała w ciągu ostatnich dwudziestu minut. Jednak Draco wydawał się myśleć, że są we właściwym miejscu, ponieważ wydawał się ożywić. Dotarli do małej polanki i nawet Hermiona mogła stwierdzić, że martwe liście na ziemi są we właściwym stanie. Obszar ten był z pewnością był często użytkowany.
Draco przeszedł przez szerokie wydeptane półkole, kulejąc przez całą drogę, a następnie skinął głową.
Hermiona była zadowolona, że pozwolono jej złapać oddech. Obserwowała go i pomyślała, raczej ponuro, że winę za całe ich kłopoty można złożyć na progu miłości.
Blaise, Draco, Goyle, Pansy. Z Harrym i Ginny jako bardziej doświadczoną, drugoplanową obsadą. Hermiona nie chciała jednak uczyć się na ich przykładzie. Zaprzeczanie temu samo w sobie było szkodliwe dla duszy.
Jeśli już, to Fida Mia przekonała ją o tym.
Kto by pomyślał, że zakochanie oznacza, że masz wszystko we wszechświecie do stracenia w każdej sekundzie dnia? Jak dokładnie to miało być dobre?
To było surrealistyczne. Nie, to było nierealne. Ta cała myśl o wszystkim, co im się przydarzyło, odkąd poddała się powolnemu, protekcjonalnemu uśmiechowi Draco tamtej nocy na przyjęciu z okazji ukończenia szkoły. Wydawało się, że stało się to wieki temu.
Patrzyła na niego, myśląc, że prawdopodobnie jest milion rzeczy, które chciałaby z nim zrobić i pokazać mu, kiedy będą bezpieczni. To było ważna kwestia, prawda? Być bezpiecznym? Napełniło ją to radosne, podniecające w żołądku oczekiwanie na myśl o wszystkich rzeczach, z których mogliby się śmiać razem.
Kłótnie. Mnóstwo kłótni. Kochanie się. Tak, tego też bardzo dużo. Mieć kogoś, kogo znasz tak dobrze, że naprawdę nie musisz prosić o pożyczenie kurtki, gdy jest ci zimno, ponieważ znalazłaby się na twoich ramionach bez słowa.
- To jest to, jestem tego pewien! - powiedział nagle. - To tam się przenieśliśmy. Gdzieś tu musi być portal. - Spojrzał spekulacyjnie na dużą, pokrytą mchem skałę, za którą spadła gałąź.
Hermiona nigdy nie widziała, żeby ktoś wyglądał na tak podekscytowanego widokiem wydrążonego pnia drzewa.
Sama musiała wyglądać trochę dziwnie, ponieważ powiedział:
- Granger? Wszystko w porządku?
Jej uśmiech był kruchy, ale nie zdawałą sobie nawet z niego sprawy. Nagle zamarła. Obraz obwisłych, rozdziawionych ust Traversa i poplamionego krwią torsu tańczył przed jej oczami jak marionetka z koszmaru.
- Jesteśmy prawie w domu - zapewnił Draco.
Miał taki piękny głos. Hermiona zastanawiała się, jak wcześniej mogła tego nie zauważyć. To przeniknęło ją niczym opóźniona fala wstrząsu. Pokuśtykał do niej i uścisnął jej dłoń. Uświadomiła sobie, że jej palce wydają się być zrobione z lodu.
- Ta gryfońska odwaga nie zawodzi cię teraz, prawda? - zapytał z lekkim uśmiechem. Jego fałszywy uśmiech był lepszy niż jej, ale wciąż widziała, że się o nią martwi.
Hermiona potrząsnęła głową.
- Dobrze.
Szturchał różne rzeczy na polanie, wciąż trzymając ją za rękę, Hermiona przygotowywała się na charakterystyczne, wewnętrzne uczucie szarpania w okolicy pępka, ale nigdy nie nadeszło. Postukał stopą w kłodę, a potem w głaz obok niej, a potem w martwy pień.
Wciąż nic.
- Malfoy, jeśli nie możemy znaleźć tego świstoklika, myślę, że powinieneś aportować się przede mną do Świętego Munga. Mogę potem wrócić i znaleźć Rona i Harry'ego - zasugerowała.
- Nie mam zamiaru padać martwy, kobieto.
Chociaż omdlenie byłoby czymś zupełnie innym - pomyślał.
- Przestań narzekać i pomóż mi szukać.
Coś w ciemności przyciągnęło jej uwagę, głównie dlatego, że chmura nad głową nieco się przesunęła, a to, co pozostało z gasnącego światła księżyca, przedostało się na polanę. Wyglądało bardzo podobnie do złotej spinki do krawata, wciśniętej w korę dębu. Zaczęła iść w tamtym kierunku.
- Draco, widzisz to? Myślę…
Przestraszył ją, kładąc dłoń na jej ustach i wciągając ją z powrotem w cień. Stali razem pod wygiętą wierzbą, na wpół osłoniętą niskim listowiem. Jej drżenie stało się na tyle wyraźne, że Draco zaczął pocierać dłońmi w górę i w dół jej ramion. Czuła bandaże na jego nadgarstkach.
- Co to jest? - wyszeptała.
- Nie wiem - odpowiedział, jego oddech poruszał miękkimi włosami na jej skroni. - Może nic.
To nie było nic. Ktoś właśnie wszedł na polanę. Hermiona zerknęła przez osłonę liści. Widziała tylko smukłą postać na tle głębokiej ciemności. Próbowała odepchnąć gałąź, żeby uważniej spojrzeć, ale Draco nie chciał.
Miał lepszy widok. Hermiona podniosła głowę, żeby na niego spojrzeć. Domyślała się, że mógł zobaczyć, kto to był, ponieważ wyraz jego twarzy wyglądał morderczo.
Blaise spoglądał w ziemię z wielką intensywnością. Wyglądało to jakby czytał wzór powstały z rozrzuconych liści. Westchnął głośno.
- Znam ten las jak własną kieszeń. Znam każdy jego najmniejszy zakamarek.
Hermiona zesztywniała, gdy tylko rozpoznała głos Blaise'a. Mieli różdżkę! Powinni po prostu go ogłuszyć, póki mają szansę! Jednak Draco nie wykonał żadnego ruchu, aby to zrobić.
- Czy to ty, Draco? - zawołał Blaise. - Oczywiście, że tak. Szukasz powrotnego świstoklika, prawda? Przypuszczam, że tak. Nie jesteś na tyle głupi, żeby tu zostać i grać w bohatera, tak? Nawet aby zaimponować swojej słodkiej żonie? Uratowanie tej aurorki było wystarczająco imponujące?
Hermiona zesztywniała. Pomyślała o Ronie, Harrym i Tonks i modliła się, aby byli bezpieczni.
- Wiem, że tam jesteś. Wiem, że ktoś tam jest. To ty, prawda, Draco? Hermiono, jesteś z nim? Chcesz go bezpiecznie odprowadzić do Hogwartu? Czy to ty zrobiłaś tę straszną rzecz biednemu Traversowi?
Nie mogła nic na to poradzić. Znowu zobaczyła ciało. Jej umysł był przerażony. Draco wydawał się to wyczuć i przytulił ją mocniej.
- Nie wychodzisz? Może zdołam cię zwabić, kimkolwiek jesteś - kontynuował Blaise. Jego ramiona były skrzyżowane na piersi i prawie uderzał stopą o ziemię. - Pokaż się, a może powiem ci, gdzie jest Bellatriks. Wiesz, jeszcze jej nie znaleźli. Ci kretyni zaatakowali budynek, a ona oczywiście zniknęła jak dym. Ale wiem, gdzie jest. - wypowiedział tę ostatnią linijkę śpiewnym tonem głosu.
Blaise mógł próbować pozbyć się wrażenia, że całkowicie panuje nad sytuacją, ale teraz stojąc na palcach, Hermiona widziała, że wygląda na bardzo zaniepokojonego. Jego oczy biegały nerwowo po skraju polany, żeby zobaczyć, czy ktoś się zbliża.
Hermiona szepnęła do Draco.
- On blefuje. Nigdy by jej nie wydał.
Jakby Blaise ją usłyszał, powiedział:
- Mój Mistrz obwinia Bellatriks o niechlujny koniec tej całej operacji. Po całej ciężkiej pracy i niezachwianym zaangażowaniu jego Łowców Głów w tym roku... Zamierzam zastąpić jej Draco. Wyjdź, chodź. Wyjdź, a powiem ci, gdzie jest ta kobieta, która nakazała eksterminację twojej matki. Zamienię tę informację za twoje pożegnanie, przyjacielu.
Z pewnością Draco nie dałby się nabrać na ten drybling, prawda?
- Zostań tutaj - powiedział do niej Draco.
Hermiona obróciła się w jego ramionach i spojrzała na niego.
- Co? Oszalałeś! - syknęła. - Nie wytrzymałbyś ani sekundy!
- Twoja wiara we mnie jest prawdziwie uniżająca - odpowiedział bardzo zirytowany.
- Ponieważ on nie krwawi z szarpanej rany ani nie cierpi z powodu niedawnego Cruciatusa, myślę, że można bezpiecznie powiedzieć, że jest teraz w lepszej formie niż ty!
- Nie bądź głupia - syknął w odpowiedzi. - Nie zamierzam z nim walczyć. Zamierzam go zatrzymać. Uważa, że nie ma wokół niego niebezpieczeństwa, ponieważ udało mu się opuścić ten budynek pozostając niezauważonym. Cóż, myli się. Wróć i sprowadź Weasleya i Pottera. Albo jeszcze lepiej, przyprowadź prawdziwych aurorów.
- Naprawdę myślisz, że powie ci, gdzie jest prawa ręka Voldemorta?
- Tak. A teraz zabierz ze sobą tę różdżkę.
Wepchnęła ją jednak z powrotem w jego ręce. Wyraz jego twarzy był surowy, szalony.
Draco zacisnął zęby.
- Granger, on zniknie, jeśli zobaczy, że idę do niego z bronią. Niech myśli, że jestem nieuzbrojony i w połowie oszalały z zemsty.
- A jesteś? - zapytała marszcząc brwi na tę myśl, która dopiero co przyszła jej do głowy.
Wpatrywał się w nią długo i intensywnie, spokojnie wchłaniając ten moment z powrotem do swojego organizmu, gdy położył dłoń na jej policzku.
- Nie ufasz mi?
- Tu nie chodzi o zaufanie, chodzi o głupie plany! To jest jak jeden z tych starych odcinków Batmana - powiedziała z gorzkim przekonaniem. - Przywilejem złoczyńcy jest uczynienie śmierci bohatera tak efektowną i tak absurdalnie wymyślną, jak to tylko możliwe.
Draco posłał jej lekko niedowierzające spojrzenie.
- Batman.
Zaczęła histeryzować.
- Tak, pieprzony Batman!
- Hermiono, on nie może mnie zabić. Uratowałem mu życie, kiedy byliśmy dziećmi. Między nami jest Dług Czarodzieja.
To była wiadomość. Hermiona patrzyła na niego szeroko otwartymi, zmartwionymi oczami. Zabijanie nie raniło, a Blaise już udowodnił, że był więcej niż chętny zadać Draco morze bólu. Draco nie był Batmanem.
Był miłością jej życia.
- Co zamierzasz zrobić?
Draco wzruszył ramionami.
- Wkurzyć go. Najwyraźniej to robię najlepiej.
Popchnął ją do tyłu w zarośla, ale miała trudności z puszczeniem go. Jego tatuaż był ciemną plamą na jasnej skórze jego pleców.
- Pospiesz się. - Czy to był cień strachu w jego głosie? Niemożliwe. Hermiona zawahała się. - Na wypadek, gdyby był bardziej szalony, niż na to wygląda. - Udało mu się uśmiechnąć przez grymas niepewności.
Niechętnie puściła go i patrzyła, jak wychodził zza linii drzew, by po raz ostatni spotkać się ze złoczyńcą tej historii.
***
Remus Lupin pomyślał, że mogło to być uderzenie w głowę. Nigdy nie wiadomo jak to jest z urazami głowy.
Pewnego razu James przypadkowo zamachnął się skradzionym kijem do krykieta w głowę Syriusza podczas szaleństw w pokoju wspólnym, a ten przysięgał, że przez wiele godzin widział malutkie tańczące wróżki.
Lucjusz Malfoy nie był małą, tańczącą wróżką.
Poza tym ten drań właśnie próbował go zabić.
Chociaż, żeby być uczciwym, nie było to nic osobistego. Lucjusz prawdopodobnie postanowił zlikwidować całe piętro pełne śmierciożerców i nie był świadomy, że dwóch członków grupy ratunkowej Biura Aurorów próbowało wkraść się do fortecy w trakcie tej akcji.
Remus rozpoznał ostry, kwaśny zapach Sproszkowanej Smoczej Kości w powietrzu, gdy tylko drzwi zostały otwarte. Drobno zmielony proszek był bardzo lotny. Tylko szczypta, nieostrożnie wykorzystana, mogła łatwo spowodować utratę wyrostka.
Kimkolwiek był ten, kto wywołał eksplozję, musiał zużyć cały ładunek w ilości pełnego słoika.
Remus właściwie zobaczył Lucjusza dopiero później. W tej chwili Astrid została uniesiona i wyrzucona z budynku siłą wybuchu. W międzyczasie Remus dokonał intymnego, bolesnego kontaktu ze ścianą i osunął się na podłogę. W dalszej części korytarza dostrzegł co najmniej dwie nieprzytomne postaci. Miejmy nadzieję, że byli to śmierciożercy. Moody powinien się do cholery pośpieszyć.
Odchylił głowę, żeby przejrzeć rozsypane dookoła szczątki budynku, szukając śladów Astrid. Zobaczył, że siedziała, pokryta sadzą i sproszkowaną skałą. Jej dokuczliwy kaszel utwierdził go w przekonaniu, że przetrwała upadek.
A potem, ku zdumieniu Remusa, Lucjusz Malfoy bardzo spokojnie wyszedł z dymiącej rzezi i przeszedł nad nim z błyszczącymi stopami w czarnych butach.
Zrobił dwa kroki, zatrzymał się, odwrócił i spojrzał na niego.
- Lupin? - zapytał Lucjusz, niemal konwersacyjnie.
Remus mrugnął do niego przez kurz wiszący w powietrzu. Przygotowywał się do odpowiedzi. Lucjusz go uprzedził.
- Mój syn, czy on jest z tobą?
- Nie - zakaszlał Remus.
- Upewnij się, że go znajdziesz, zanim opuścisz to gniazdo żmij - powiedział starszy Malfoy. Szedł dalej, zatrzymując się jeszcze raz w korytarzu, by od niechcenia odebrać różdżkę jednemu z poległych śmierciożerców.
Kiedy Remusowi w końcu udało się stanąć na nogi, Lucjusz wciąż był w zasięgu jego wzroku.
Ale jeśli starszy Malfoy spodziewał się zaklęcia, to nigdy ono nie nadeszło.
***
Draco znał lokalizację Bellatrix. Nie musiał błagać, przekupywać ani drwić. Blaise po prostu mu powiedział, a w jego oczach płonęło światło zadowolenia i kalkulacji.
Jego misja mogła legnąć w gruzach, ale jeśli udało się uratować awans z nieudanej operacji, to Draco przypuszczał, że to uszczęśliwiło Blaise'a. O ile socjopaci doświadczali prawdziwego szczęścia.
Blaise nie był idiotą. W rzeczywistości, pomimo jego impulsywnego porwania Hermiony, jego charakter był dokładnie odwrotny.
Na nieszczęście dla Draco, zwlekanie działało tylko tak długo, jak długo miałeś z czym zwlekać. Mając już to, po co ryzykował swoją szyję, Draco nie miał pojęcia, co jeszcze zrobić z Blaisem.
Chęć uduszenia go na śmierć nie było częścią planu, biorąc pod uwagę brak różdżki i fakt, że wysiłek mógłby z pewnością spowodować omdlenie. To byłoby nie tylko żenujące, ale prawdopodobnie śmiertelne.
Chyba że Hermiona spieszyła z pomocą.
Draco spróbował zwyczajnego podejścia.
- Dobra - powiedział. - Dzięki za informację. Będę w kontakcie.
Blaise jednak nie spieszył się do odejścia.
- Jednak planujesz odejść stąd bez żony? - zapytał.
- Zostawiłeś ją z aurorami? Co to było za gadanie w stylu „nie dotykaj jej, bo cię zabiję” wcześniej w lochach? Czy to wszystko było grą?
- Nie - powiedział Draco. - Ale od tamtej pory zdałem sobie sprawę, jaka to straszna zrzęda. Zmieniłem zdanie. Możesz ją mieć.
- Myślisz, że jesteś zabawny, prawda? - Blaise prychnął.
- Tylko w ekstremalnych sytuacjach na granicy życia lub śmierci.
To wywołało u Draco grymas.
- Gdzie jest Hermiona, Malfoy?
Więc to była jego gra.
Znakomicie. Wciąż szukał dziewczyny. Draco bardzo chciał go zakończyć. Może całej tej tragedii można było zapobiec, gdyby Draco po prostu przyprowadził Blaise'a ze sobą i Goylem do pubu, i rozdziewiczył tego szalonego drania.
Draco prychnął.
- Odpierdol się, ty psycholu. Zdobądź własną szlamę.
- Uważaj na język, Malfoy - powiedział Harry. Wyszedł ze ścieżki, którą Draco i Hermiona przeszli wcześniej. Hermiona i Ron szli zaraz za nim.
Choć zaskoczony, Blaise nadal był szybki. Jednak refleks Harry'ego nie miał sobie równych. Zanurkował na ziemię i przeturlał się, unikając dziko wymierzonej Stupefy z różdżki Blaise'a. Ron szybko przyciągnął Hermionę w dół dla schronienia.
Różdżka, którą dał jej Draco, poleciała w powietrze, a ona rzuciłaby się z powrotem, żeby ją podnieść, gdyby nie to, że Ron ją trzymał.
W powietrzu uniosła się fala martwych liści.
- IMPEDIMENTA! - krzyknął Harry, zanim skończył swój przewrót.
Zaklęcie trafiło Blaise'a w klatkę piersiową. Wyglądając na oszołomionego, upadł bokiem na ziemię. Ron rzucił się do przodu i szybko wyrwał różdżkę Blaise'a z jego ręki.
Zdyszany Ron odwrócił się do Draco.
- Wszystko w porządku, stary? Hermiona była pewna, że znajdziemy twoje chrupiące, dymiące resztki tam, gdzie cię zostawiła.
Draco nie odrywał oczu od Blaise'a.
- Nie - powiedział. Następnie podszedł do leżącego chłopca, cofnął nieuszkodzoną nogę i mocno kopnął go w brzuch. - Teraz mi lepiej.
- Czy on ci powiedział? - zażądał Harry. - To znaczy, czy powiedział ci gdzie jest Bellatrix?
- Powiedział mi, ale to, czy informacje są wiarygodne, jeszcze się okaże. Przynajmniej mamy informatora.
Na twarzy Harry'ego pojawił się uśmiech.
- Wygląda na to, że udało nam się dokonać połowu dnia. Wyobrażam sobie, że Moody będzie chciał go zapytać o kilka rzeczy.
Ron podciągnął prychającego Blaise'a za tył płaszcza i powiedział mu do ucha.
- Nic nie mów. Nawet nie oddychaj, jeśli możesz tego uniknąć. Spróbuj czegoś, a ja pozwolę Malfoyowi zrobić o wiele gorsze rzeczy, które pogrzebią jego drogi but głęboko w twoim brzuchu. Słyszysz mnie? Nie masz już kontroli, co Prefekcie Naczelny?
- Ron - powiedziała Hermiona. Powoli szła w kierunku Draco. Jak na jeden dzień wystarczyło jej już nieprzyjemności. - Czy możemy to szybko skończyć, proszę?
- W porządku. Zabierzemy go z powrotem do Moody’ego. Wy idźcie do Świętego Munga, tak jak planowaliście. - Ron mocno pchnął Blaise'a w kierunku Harry'ego, który przejął kontrolę, umieszczając czubek różdżki pod brodą chłopaka i zachęcając więźnia do pójścia dalej.
Blaise zrobił kilka kroków do przodu, po czym zatrzymał się, by spojrzeć na Draco.
- Malfoy...
- Ignoruj go - zawołał Harry, dźgając Blaise'a ponownie pod brodą.
- Miałeś rację! - Blaise nalegał. - Nie możesz mi dać tego, czego chcę, Draco.
- Mówiłem ci, żebyś się zamknął, Zabini! - warknął Ron.
Draco uniósł dłoń. Chciał to usłyszeć.
- A czego teraz chcesz? Widzieć mnie martwego? Ale nie możesz tego zrobić sam, prawda? Bo to będzie oznaczać twoją własną śmierć, a oboje wiemy, że nie jesteś męczennikiem.
- Aby zobaczyć cię martwym? - Blaise uśmiechnął się. - Może. Ale najpierw chcę, żebyś cierpiał. - jego chory uśmiech utrzymywał się, dopóki nie spojrzał na Hermionę. Miał bardzo wyrazistą twarz. Szczerość w jego minie sprawiła, że wszyscy przez chwilę byli oczarowani.
- Tak mi przykro.
Niezupełnie rozumiejąc, Draco instynktownie sięgnął w jej stronę. Znajdowała się zaledwie kilka cali dalej.
- Harry? - zawołał ostrzegawczo Ron. Za późno.
Blaise rzucił małą szklaną kulką, która rozbiła się o biodro Hermiony.
Gdzieś w górze, słońce zaczęło wschodzić.
Dziękuje za dedykację ❤❤❤
OdpowiedzUsuńDziewczyny jeśli macie konto na wattpad to głosujcie, liczy się każdy głos pod rozdziałem jest ich 46🙏🏼🙏🏼
Wystarczy, że zmobilizuje się 2,5 osoby i będzie ich 500 XD (tak just sayin tylko... ;) )
UsuńCo do rozdziału to szok.. Draco jest naprawdę szalony. Ale jestem ciekawa co ten Zabini zrobił Hermionie . Myślę że jak chciał żeby Draco cierpiał to coś okropnego 😱😭😭😢
OdpowiedzUsuńZabini jest tutaj swoją najgorszą możliwą formą. Chyba w żadnym tekście nie spotkałam się z tak okropnym Zabinim XD Następny rozdział będzie... ciekawy. Bardzo ciekawy. Nie wiem jaki spojler dać więc powiem tylko: wrażliwi będą płakać.
UsuńCzyli ja na pewno ,o nie 😭😭😭😭
UsuńBlaise, ty kurwiu jebany! Dawno chyba tak zła nie byłam! Co tu się odwaliło? Draco zabić nie mógł, bo miał dług wdzięczności ale Hermione już tak? A podobno coś tam do niej czuł... No jak on w taki sposób okazuje uczucia, to raczej bym nie chciała mieć z nim za wiele wspólnego. Oj czuje, że Draco mimo tego, że jego ciało praktycznie tonie w bólu, to po tym, co ten sukinsyn odwalił szybko siły odzyska. Nie no, to się nie może tak skończyć! Przed nami jeszcze sporo rozdziałów, także ja nie przyjmuje do wiadomości, że Draco przez resztę rozdziałów miałby rozpaczać po Herm. Może mu się kuleczki pomyliły i rzucił czymś innym. Może jakimś zwykłym świstoklikiem, który ją gdzieś przeniesie byle z daleka od Draco, a on ma myśleć, że ją zabił... No ale Fida Mia i tak by mu o tym dała znać... Ale mam mindfucka w tym momencie. Ale za to Harry mnie zaskoczył xD Jednak zna inne zaklęcia niż tylko Expelliarmus xD Brawo Harry!
OdpowiedzUsuńDziękuję za dedykacje! ❤️😘 Pozdrawiam cieplutko 😘
Jednak Harry zna inne zaklęcia niż Expelliarmus XDDDDDDDDD LEŻĘ I KWICZĘ
UsuńNo cóż, 99% zaklęć użytych przez Pottera, to właśnie Expelliarmus 🙈
UsuńOn coś robi w porównaniu do Rona 🤣😂
UsuńJuż jest 500 gwiazdek🥰🥰🥰
OdpowiedzUsuńBoże, Boże, co za podły gnój! Jakbym go dorwała, matko, chyba bym mu rozorała twarz!!!! A nie mogę znieść zapachu i widoku krwi! Sadystyczny, okrutny ch.j!!! Boże, Potter, ze wszystkich zaklęć, które tak świetnie opanowałeś, musiałeś rzucić akurat takie, które NIC NIE DAŁO!? Nie można było tego padalca po prostu SPETRYFIKOWAĆ? Ręce mi opadają!
OdpowiedzUsuńSerio? Nie związali go? Nie unieruchomili? Serio?! Ja dostanę zawału... Nie no dobra, na spokojnie, na pewno ja uratują, bo podejrzewam że trafiła do jakiejś celi i tam według zamysłu powoli ma umrzeć. O ile... Malfoy zanim wydobędzie informacje nie zabije Zabiniego. Ja mam ochotę go zatłuc. Zabić. Poćwiartować. Ugotować. Rzucić na pożarcie wilkołakom. Resztki zakopać.
OdpowiedzUsuńMalfoy mi zaimponował, jednak wkurzenie Blaosa chociaż miało cel, delikatnie mnie zdenerwowało, po cholerne nazywać Hermione szlamą...
Teraz zapewne będzie miał mętlik i będzie ciężko go okiełznać, on nie zabije Zabiniego, on go rozszarpie...
Jednak Harry potrafi myśleć jaki to Moody będzie zadowolony, tak Harry szczególnie, że w żaden sposób nie zabezpieczyłeś więźnia. Co to za dwa tumany 🙈 jestem na ich okropnie zła. A Blaise niech idzie do diabła.
Właściwie pasuje Blaisowi ta ksywka Diabeł tak często używana w opowiadaniach... I to dosłownie w tym przypadku.
OdpowiedzUsuń