Obudziła ją dłoń mocno przyciśnięta do jej ust. Otworzyła oczy i zobaczyła pochylającego się nad nią Śmierciożercę. Spanikowała i zaczęła walczyć, gorączkowo kopiąc i drapiąc, aż mężczyzna zdjął maskę. O co chodzi? Rozejrzała się, upewniając się, że Ginny nadal śpi, zanim ponownie się do niego odwróciła.

- Co Ty tutaj robisz? - zapytała, próbując kontrolować swój oddech. Wyraz jego twarzy wcale jej nie uspokoił.

- Musimy iść. Teraz - powiedział i wyciągnął ją z łóżka. Marszcząc brwi sięgnęła po ubranie, ale ją powstrzymał.

- Nie ma czasu - powiedział i ponownie biorąc ją za rękę, wyciągnął ją z pokoju.

- Co się dzieje? - zapytała, zaczynając się bać.

- Czy nadal masz tą pelerynę niewidkę? - zapytał, kiedy się poruszali.

- Jest w pokoju Harry'ego.

- Więc zapomnij o tym, musimy biec.

Zbiegli po schodach, nie próbując nawet być cicho, a on otworzył drzwi i wyszedł.

- Aportuj się przy domu twoich rodziców. Nie w środku, tylko w pobliżu. Pójdę z tobą - powiedział i mocno trzymał ją za ramię. Otworzyła oczy ze zdziwienia, a potem strachu.

- Teraz - wrzasnął i w następnej sekundzie już ich nie było.

Aportowali się za krzakami na tyłach domu, a on ponownie włożył maskę i powiedział jej, żeby tam została. Patrzyła, jak skrada się po domu, a potem wraca do niej.

- Nie sądzę, że jeszcze tu są, ale nie mamy dużo czasu - powiedział, a potem oboje udali się pod tylne drzwi.

Jej bose stopy bolały od małych kamieni na ścieżce, ale zacisnęła zęby i ruszyła dalej.

Otworzyli drzwi i weszli do środka. Rozejrzała się i zobaczyła, że w domu było spokojnie i cicho, a wszystko było swoim na miejscu.

- Gdzie oni śpią? - wyszeptał i podążył za nią, gdy szła po schodach.

- Pójdę pierwszy, na wypadek, gdyby ktoś już tam był. Poczekaj tutaj, aż cię zawołam - powiedział.

Patrzyła, jak otwiera drzwi do sypialni i zagląda do środka. Jej rodzice spali, więc wszedł do środka, zostawiając lekko uchylone drzwi. Dwukrotnie usłyszała, jak mruczy Silencio, a potem ostrożnie ich budzi. Jej ojciec pierwszy otworzył oczy i spanikował na widok zamaskowanego mężczyzny stojącego w jego pokoju. Próbował mówić, ale żaden dźwięk nie wyszedł z jego ust. Jej matka zaczęła wstawać z łóżka, ale jego ojciec zatrzymał ją i próbował zaatakować Snape'a.

- W porządku, jestem z twoją córką - powiedział, cofając się i wskazując w jej kierunku. Odczekał kilka sekund, aż się uspokoją, a następnie zdjął zaklęcia wyciszające.

Na zewnątrz usłyszała głośne trzaski aportowania, a potem otworzyły się główne drzwi. Weszła do sypialni i stanęła obok niego.

- Są tutaj - powiedziała.

Jej rodzice mieli rozczochrane włosy, koszule nocne i bose stopy i znowu wydawali się panikować. Patrzyła, jak Snape podchodzi do framugi, zerkając na zewnątrz, a potem powoli zamyka za sobą drzwi.

- Hermiono, kochanie, co się dzieje? - zapytała matka, w końcu wstając i podchodząc do niej. Chciała odpowiedzieć, ale on jej przerwał.

- Musimy już iść - rozkazał, przechodząc obok jej ojca i chwytając go za ramię.

- Dokąd? - zapytała. Wydawało się, że myślał o tym przez chwilę, a potem westchnął i powiedział: 

- Irlandia. -  Po czym teleportował się z jej ojcem.

Wycelowała różdżkę w łóżko, a potem dookoła pokoju, starając się, aby wyglądało tak, jakby jej rodzice tam nie spali.

- Hermiono? - zapytała matka, nie odrywając oczu od miejsca, w którym znajdował się jej mąż zaledwie kilka sekund wcześniej. Usłyszała przytłumione głosy i kroki na zewnątrz, więc zamiast odpowiedzieć, po prostu złapała matkę za rękę i też się aportowała.

Wejście było zaledwie kilka kroków dalej i szli tam w milczeniu. Użyła różdżki, aby otworzyć drzwi i weszła do środka, tuż za matką.

- Co zrobiłeś? Gdzie oni są? - słyszała, jak jej ojciec rozpaczliwie pyta stojącego przed nim zamaskowanego mężczyznę.

- Jesteśmy tutaj, tato - powiedziała, zamykając drzwi. Zanim się zorientowała, jej ojciec owinął ramiona wokół nich, trzymając obie kobiety w ciasnym uścisku przez kilka chwil.

- Co się dzieje? - jej matka zapytała ponownie, ale Hermiona nie miała pojęcia, jak odpowiedzieć.

- Zabierz ich na górę, będą musieli spędzić tutaj noc.

Zamarła na chwilę, po czym zdecydowała, że ​​najpierw chce z nim porozmawiać.

- Po prostu wejdźcie po schodach, będę tam za chwilę - powiedziała rodzicom, patrząc na Snape'a.

- Pierwsze drzwi po prawej - powiedział, nie patrząc na nich.

- Ale… - Zaczął jej ojciec.

- Będę za minutę - przerwała. - Proszę.

Westchnęła z ulgą, kiedy usłyszała, jak wchodzą po schodach, a potem otwierają drzwi, ale żadne z nich nie odezwało się, dopóki nie usłyszeli, jak drzwi znów się zamykają. Wpatrywali się w siebie.

- Co oni tam robili? - zapytała w końcu. Zdjął maskę, zanim odpowiedział.

- Nie jestem do końca pewien, jeszcze nie, ale myślę, że próbowali przekazać wiadomość.

- Wiadomość? - zapytała zdezorientowana.

- Czarny Pan był mniej niż zadowolony z wydarzeń ostatniej nocy. Masz szpiegować dla mnie, dla nas, ale nie powiedziałaś, że będą na nas czekać ostatniej nocy lub nocy, kiedy zaatakowaliśmy Grimmauld Place. Chcę abyś wiedziała, że masz dużo do stracenia, jeśli go zdradzisz. - Przez chwilę patrzył na jej zszokowaną twarz.

- Co chcieli zrobić z moimi rodzicami? - zapytała lekko drżącym głosem, znając odpowiedź, ale chcąc ją usłyszeć.

- Prawdopodobnie ich zabić. 

Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, po czym ponownie je zamknęła i patrzyła, jak wychodzi z pokoju.

Stała jak zakorzeniona w miejscu, czekając, aż wróci.

- Daj ten eliksir swoim rodzicom, pomoże im zasnąć - powiedział, wręczając jej małą butelkę. Usłyszeli, jak drzwi na górze ponownie się otwierają.

- Muszę iść, muszę się dowiedzieć, co się stało i upewnić się, że nie będą próbowali cię zaatakować. Zostań tutaj z nimi. Możesz skorzystać z pokoju, w którym byłaś ostatnim razem.

- Uporządkowałam ich sypialnię przed zniknięciem - powiedziała, kiedy odchodził - żeby nie wiedzieli, że tam byliśmy.

- Dobrze - powiedział jej - wrócę tak szybko, jak tylko będę mógł - a potem wyszedł z domu.

Odczekała, aż usłyszała, trzask teleportacji, zanim weszła po schodach do sypialni jej rodziców.

- Hermiono, kochanie, co się dzieje? - usłyszała, jak matka pyta, kiedy weszła do pokoju.

- Nie możecie wrócić do domu, przynajmniej na tę chwilę.

- Co, dlaczego? Co się stało?

- Zwolennicy Voldemorta dowiedzieli się, gdzie mieszkacie. Znajdę bezpieczne miejsce i przeniesiecie się tam na jakiś czas.

- Nigdzie nie pójdziemy bez ciebie - powiedział jej ojciec, stając przed nią.

- Nie mogę iść, muszę tu zostać. Nie musicie się o mnie martwić, nic mi nie będzie - powiedziała, próbując się uśmiechnąć.

- Nie, nie zostawimy cię tutaj samej - powtórzył uparcie jej ojciec.

- Mamo, tato - powiedziała, patrząc na każdego po kolei - kocham was oboje i o tym wiecie, ale to coś, co muszę zrobić i nie mogę się o was martwić w tym samym czasie, muszę wiedzieć, że jesteście bezpieczni. To będzie tylko tymczasowe.

- Ale nasza praca… - powiedziała jej matka, ale Hermiona była zadowolona, ​​gdy zauważyła, że ​​zaczęli się poddawać. Wiedzieli, że po podjęciu decyzji nie będzie już odwrotu.

- Zajmiemy się tym - zapewniła ich, a potem przypomniała sobie o eliksirze trzymanym w dłoni.

- Wypijcie to - powiedziała - to pomoże wam zasnąć - Przez chwilę patrzyli na małą butelkę, po czym w końcu wypili zawartość.

- Gdzie idziesz? - zapytała matka, już ziewając.

- Zostanę tu dzisiaj, nie martw się. Będę w pokoju po drugiej stronie korytarza. Dobranoc - powiedziała, po czym wyszła z sypialni i zamknęła za sobą drzwi.

***

Poczuła, jak coś muska jej ramię i otworzyła oczy i zobaczyła, że ​​Snape pochyla się nad nią i przykrywa ją kocem.

- Nie chciałem cię obudzić - powiedział, kiedy otworzyła oczy. Zasnęła na sofie w bibliotece, czekając na niego.

- W porządku - powiedziała, siadając. - Czekałam na ciebie.

- Jak się czują Twoi rodzice? - zapytał, siadając naprzeciw niej.

- Są przestraszeni, ale wszystko będzie dobrze.

- Miałem rację co do ataku, ale Czarny Pan nie będzie próbował ich ponownie skrzywdzić. Albo ciebie.

- Cóż, to dobra wiadomość - powiedziała, uśmiechając się słabo.

- Co się stało zeszłej nocy?

- Nie wiesz? - zapytała zaskoczona.

- Tylko kilka faktów. Nie miałem czasu pytać.

- Cóż, czekaliśmy na nich i zaatakowaliśmy, gdy przybyli, ale byli bardziej niebezpieczni niż ci którzy przybyli ostatnim razem.

- Rodolphus prawdopodobnie wybrał tych najlepszych - mruknął, ale potem czekał, aż będzie kontynuować.

- Tym razem zabito trzech Śmierciożerców, ale złapaliśmy większość z nich, nawet Rodolphusa Lestrange’a. Sądzimy, że sześciu lub siedmiu udało się uciec.

- A z Zakonu? Czy ktoś był ranny?

- Musieliśmy zabrać jednego do Świętego Munga. Nadal nie wiemy, czy uda mu się z tego wyjść. Jest aurorem z Ministerstwa i był z nami zaledwie kilka tygodni. Merlinie, nawet nie wiem jak ma na imię… - mruknęła i milczała przez kilka chwil.

- Ktoś jeszcze? - zapytał w końcu. Potrząsnęła głową, odpowiadając.

- Nie, przynajmniej nic złego. Mieliśmy szczęście.

- Powinnaś się trochę przespać, muszę zrobić wszystko, co niezbędne dla twoich rodziców; będą potrzebować miejsca na nocleg.

- Czy jest coś, w czym mogę ci pomóc? - zapytała, chcąc poczuć się użyteczna.

- Zrobiłaś już wystarczająco dużo, po prostu odpocznij - powiedział, zanim wstał i znowu wyszedł.

W końcu zdecydowała się iść do swojej sypialni, ale jak zwykle nie mogła zasnąć. Tyle wydarzyło się w tak krótkim czasie.

Najpierw atak. Czekali na to, ale nie spodziewali się, że będą szturmować w sposób, w jaki to robili. Byli bardzo potężnymi czarodziejami i to, co uważali za małą walkę, zmieniło się w pełnowymiarową bitwę. Na szczęście Kingsley zdecydował się zabrać ze sobą większość Zakonu.

Biegając po całym miejscu, próbując uniknąć klątw, gdy się poruszała i patrząc, jak jej przyjaciele padają, nie wiedząc, czy nadal żyją, nie wiedziała, jak ktokolwiek mógłby to znieść. Adrenalina utrzymywała ją w ruchu, jej różdżka wciąż wycelowana, usta wykrzykiwały zaklęcia i przekleństwa, nie zatrzymując się, by myśleć. Znowu użyli świstoklików, więc mogli szybko zabrać tych, których schwytali, i odesłać rannych, ponieważ wiedzieli, że niektórzy Śmierciożercy będą czekać na zewnątrz, aby zaatakować każdego, kto spróbuje uciec. Kiedy ostatni mężczyźni w końcu uciekli, zostało tam tylko jedenastu członków, a każdy z nich miał jakąś kontuzję. Do tej pory nie czuła bólu, ale kiedy przestała biec, zauważyła, że ​​krwawi jej lewa ręka. Nie zwracała na to uwagi, pomagając Charliemu Weasleyowi wstać i podtrzymać go, gdy lekko się kołysał. Rozejrzała się i zobaczyła Tonks i Diggle’a klęczących wokół Remusa, próbujących go obudzić.

Poczuła ulgę, słysząc, że tylko jeden członek był poważnie ranny, a kiedy jej złamana ręka została wyleczona, wróciła do kwatery głównej, aby upewnić się, że jej przyjaciele są naprawdę w porządku.

Potem byli jej rodzice. Bała się o nich przez długi czas, wiedząc, że są podatni na ataki Mrocznych Czarodziejów, ale dowiedzieć się, że naprawdę próbowali ich zabić… powstrzymała łzy na tę myśl. Gdyby go tam nie było, gdyby nie znaleźli ich na czas… nie mogła nawet pomyśleć, co by się bez nich zrobiła.

Otworzyła oczy, gdy światło słoneczne wypełniło pokój. Zamrugała kilka razy, jej oczy przyzwyczaiły się do światła. Próbowała sobie przypomnieć, gdzie jest.

Kiedy wstała, zauważyła czarną szatę starannie złożoną na łóżku, na której leżał kawałek pergaminu.

Jej rodzice jeszcze spali, kiedy weszła do pokoju. Delikatnie ich obudziła i poszła do kuchni na śniadanie. Po kilku minutach obserwowała, jak wchodzi matka, a tuż za nią jej ojciec. Postanowiła, że ​​czas wyjaśnić, co przeczytała w liście, który zostawił.

- Znaleźliśmy miejsce, w którym możecie zostać przez jakiś czas - powiedziała im. - Nikt inny się o tym nie dowie, więc będziecie tam bezpieczni

- A co z tobą? - zapytała jej matka.

- Nie będę mogła was odwiedzać, ale będę pisać tak często, jak tylko dam radę. Nie ma co się martwić.

- Jak długo tam będziemy?

- Miejmy nadzieję, że nie za długo. Może dwa lub trzy miesiące, tylko do czasu, gdy sytuacja się nie uspokoi.

- A jak się tam dostaniemy? - zapytał jej ojciec.

- Chodźcie ze mną - powiedziała i wróciła do swojego pokoju. Zostawił tam świstoklik, gotowy zabrać ich do kryjówki.

- Musicie tylko tego dotknąć - wyjaśniła, wskazując na kielich na biurku - a to was tam zabierze.

Przez chwilę wyglądali na zdezorientowanych, ale po tylu latach wiedzieli, że lepiej nie pytać. Uściskała ich ciepło i ponownie obiecała, że ​​wszystko będzie dobrze. Po chwili dotknęli kielicha i zniknęli.

W końcu zdecydowała, że ​​czas wracać do kwatery głównej, więc włożyła szatę, którą jej zostawił na koszulę nocną, zauważając, że jego zapach wciąż się na niej utrzymuje. Wzięła mały zwój czystego pergaminu, przypominając sobie, że musi zniszczyć drugi, gdy tylko dotrze do sypialni. Za drzwiami zauważyła parę butów, również czarnych. Skurczył je, żeby pasowały na nią. Jak  troskliwie - pomyślała z lekkim uśmiechem, kiedy wyszła z domu i aportowała się.

3 komentarze:

  1. O cholera! No tego, to się nie spodziewałam... Uratował życie jej rodzicom. Voldi się nie patyczkuje i jak chce wysłać wiadomość, to od razu z grubej rury. Dobrze, że Severus się o tym dowiedział, bo nawet nie chce myśleć co by było, gdyby stało się inaczej. Ona by się z tego nie otrząsnęła. Także ogromne dzięki dla Snape'a, że się o wszystkim dowiedział i tak szybko zadziałał. Nie wierzę, że to mówię, ale Hermiona powinna mu za to ładnie podziękować. A co do Zakonu, to jak słabe muszą mieć bariery, skoro Snape sobie wszedł od tak po prostu i to już drugi raz... Że jeszcze ich nikt wszystkich nie wytłukł to jestem zdziwiona.
    Pozdrawiam cieplutko i mam nadzieję, że wkrótce poczujesz się lepiej ❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra dopiero po chwili zajarzyłam o co chodzi tak szybko zostało przeniesione do kolejnej sceny 😂 dobrze że Snape czuwa nad wszystkim i pomógł Hermiony rodzicom 😌 no ale jesteśmy ciekawa kiedy ktoś go przyłapie 😂

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaskok. Sev uratował rodziców Hermiony, Voldemort ma łeb na karku, całe szczęście że Snape też. O i w końcu udało im się trzymać łapki przy sobie. Współczuję rodzicom Hermiony, oderwani od swojego życia, w jakiś sposób zawsze oddzieleni od córki, nawet w książkach nie zostawała u nich całych wakacji, tylko jakąś część i jechała do Nory. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale to przykre.

    OdpowiedzUsuń