Autorstwa: LovesBitca8
Tłumaczenie Vera Verto
Beta: Kinia i Camille


Streszczenie:

A więc — powiedziała, a jej głos brzmiał dokładnie tak, jak go zapamiętał. — Ty też zdecydowałeś się nawiedzać ten zamek? — Uniosła brwi. — Ja jestem martwa. Jaka jest twoja wymówka?

***

Draco Malfoy powraca do Hogwartu jako Mistrz Eliksirów, aby napotkać w nim ducha Hermiony Granger latającego po korytarzach. Miniaturka.


***

Zginęła w bitwie o Hogwart. Niczym w jakimś cholernym akcie męczenniczki, który skierował na nią Klątwę Zabijającą wystrzeloną przez Bellatriks. Draco nadal nie wiedział dokładnie, co to było i nie zamierzał jej o to pytać.

McGonagall powiedziała mu, że pojawiła się podczas odbudowy i zaczęła informować robotników, jak najlepiej zrestrukturyzować bibliotekę, wrzeszcząc na nich, gdy wznosili ścianę, której wcześniej tam nie było. Prosiła o pozostanie w Hogwarcie i ukrycie jej nowego stanu przed Potterem, Weasleyami i wszystkimi innymi, którzy nie powrócili do szkoły. Kolejna rzecz, o którą Draco nie zamierzał jej pytać.

Jeśli chodzi o Draco, to jego własny męczeński czyn podczas Bitwy uchronił go od wyroku w Azkabanie. W ostatniej chwili odciągnął McGonagall z toru morderczej klątwy, tylko po to, by spojrzeć w górę i ujrzeć swojego własnego ojca na drugim końcu różdżki. Szare oczy Lucjusza wpatrywały się w jego własne ze zdziwieniem, dopóki McGonagall nie rzuciła zaklęcia oszałamiającego i nie pociągnęła Draco ze sobą do przeciwległego korytarza. To był ostatni raz, kiedy widział on swojego ojca. Chłopak odmówił później zbadania tego, co dokładnie zabiło mężczyznę.

Tego roku szary pręgowany kot pojawił się na skraju dworskich barier aportacyjnych 31 sierpnia. Draco spojrzał na niego i odszedł, by załatwić swoje sprawy. Kiedy aportował się z powrotem, kot nadal tam był. Chłopak westchnął i spojrzał na zwierzę.

Nagle McGonagall wyrosła przed nim, wepchnęła okulary z powrotem na nos i powiedziała: 

— Niegrzecznie jest kazać kobiecie czekać, panie Malfoy.

— Uprzejmiej jest umawiać się na spotkania, Minerwo. — Otworzył bramę i odwrócił się, by poprowadzić ją ogrodową ścieżką w stronę Dworu, jednak ona nie poszła za nim.

— Horacy umiera.

Spojrzał na nią przez ramię, przyglądając się jej pustym oczom.

Kontynuowała: 

— Jakaś klątwa z czasów bitwy. Warzył eliksiry, żeby utrzymać się przy życiu, ale wczoraj dał mi znać, że jest... zmęczony. — Zacisnęła usta, jakby też chciała móc czuć się zmęczona.

— Czy mogę pomóc mu przy warzeniu? Czy… Czy mogę coś zrobić?

Kobieta wyciągnęła kopertę ze swoich szat i podała mu ją. 

— Możesz pojawić się na King's Cross punktualnie o jedenastej rano. — Spojrzał na list zaadresowany do niego. — Potrzebujemy Mistrza Eliksirów.

Zniknęła, zanim zdążył odmówić lub zacząć się spierać. Za dobrze go znała.

Po mowie powitalnej i po tym, jak jego niepokój zmalał, gdy nikt nie syknął na ogłoszenie jego osoby nowym Mistrzem Eliksirów, chwycił bułeczkę i pasztecik dyniowy, udając się do starej kwatery Severusa, aby dowiedzieć się, czego dokładnie powinien zacząć jutro nauczać. Pierwsze klasy to jedno, ale siódme? Ledwo przebrnął przez swój własny siódmy rok, cudem zdając OWUTEMY.

Skręcił za róg i zobaczył Granger, wpatrującą się w portret. Była przezroczysta.

Ostre zimno ścisnęło jego płuca, zatrzymując go w miejscu. Unosiła się nad ziemią, ubrana w bluzę z kapturem i dżinsową kurtkę. Odwróciła się i zobaczyła go stojącego nieruchomo. Zaschnięta krew malowała się na jej skroni.

Spojrzała na niego od góry do dołu.

— A więc — powiedziała, a jej głos brzmiał dokładnie tak, jak go zapamiętał. — Ty też zdecydowałeś się nawiedzać ten zamek? — Uniosła brwi. — Ja jestem martwa. Jaka jest twoja wymówka?

***

Generalnie starał się trzymać od niej z daleka. Była... To było dla niego za dużo. I całkiem szczerze, pogodził się ze śmiercią Hermiony Granger już kilka miesięcy temu.

Był na jej pogrzebie, na Merlina.

Ale ona ciągle się pojawiała. Przeszła przez drzwi — przeleciała przez nie — wprost na jego zajęcia z eliksirów z trzecim rokiem w następny wtorek. Był w trakcie dodawania do wywaru much siatkoskrzydłych, ale jego palce zamarły w powietrzu, gdy obserwował, jak zajmuje ona miejsce z tyłu sali. Nachyliła się nad stołem, opierając brodę na dłoni i obserwowała go przez resztę lekcji.

Kiedy dodał za dużo jajek bahanki do eliksiru, który demonstrował, tylko się uśmiechnęła.

Spotykał ją głównie na korytarzach. Prowadząc drużynę Quidditcha na boisko, skręcił za róg i ujrzał ją na końcu długiego korytarza, wpatrującą się w jeden z portretów, przechylającą głowę lekko na bok. Z oddali wyglądała niczym szara plamka.

Czasami chodziła po korytarzach z Luną Lovegood, prowadząc dogłębne dyskusje na temat śmierci i nargli.

Obiecał sobie, że nigdy nie będzie zadawać jej pytań, ale pewnego dnia po śniadaniu przyłapał ją na wpatrywaniu się w zbroję, gdy uczniowie mijali ją w pośpiechu, aby tylko uniknąć chłodu jakim emanowała jej postać. Zatrzymał się i stanął obok niej.

Metalowa rzeźba nie różniła się niczym od jej jedenastu towarzyszek stojących wzdłuż korytarza. Odwrócił się do ducha dziewczyny. 

— Na co się gapisz, Granger?

Przechyliła głowę w jego stronę, jakby właśnie zdała sobie sprawę, że tam stał.

— Postanowiłam docenić dzieła sztuki obecne tutaj, w zamku. Wybieram jeden obiekt dziennie. Przypuszczam, że teraz będzie to mój dom. Na zawsze. — Odwróciła się do potężnej postaci z metalu ustawionej przed nimi. — Więc to może być dobry sposób na zabicie czasu.

Na kapturze bluzy miała krew lub brud. Plama miała ciemniejszy odcień niż materiał. Czy był on różowy?

Draco spojrzał na kamienie posadzki.

— Jutro mam urodziny — powiedziała.

Gapił się na jej profil, kiedy uważnie badała wzrokiem rzeźbę. Zawsze tak wyglądała. Nie można zmienić ubrania w zaświatach. Nie można się zestarzeć.

— Wszystkiego najlepszego, Granger. — Okrążył ją i ruszył do klasy.

Następnego dnia ponownie usiadła z tyłu jego sali, a kiedy jeden z pierwszoklasistów ochoczo odpowiedział na pytanie, poprawiając koleżankę i podskakując na krześle, Granger uśmiechnęła się do niego swoimi srebrnymi ustami.

Zanim Draco udał się na lunch, zapytał ją: 

— Dlaczego nie widzę, żeby Potter i Weasley cię tu odwiedzali?

Spojrzała na notatki z eliksirów, które ktoś zostawił na stole obok. 

— Ponieważ poprosiłam Minerwę, żeby im nie mówiła. Gdyby wiedzieli, byliby tutaj każdego dnia. Chcę, żeby ruszyli dalej, nawet jeśli ja nie mogę.

Cholerni Gryfoni. Chciał zapytać ją o więcej, ale już dziś wystarczająco złamał przysięgę, że nie będzie zadawał jej żadnych pytań. Podszedł do drzwi.

— Czy przed wyjściem mógłbyś przewrócić stronę?

Jej małe ciało unosiło się nad stołem, zgarbione nad książką, której prawdopodobnie nauczyła się na pamięć, gdy miała jedenaście lat.

Jego palce zesztywniały, gdy ujął kartkę i przewracając ją.

Usłyszał od niej ciche „dziękuję”, kiedy wychodził.

Kiedy wrócił po obiedzie, była w tym samym miejscu. Przewrócił więc dla niej następną stronę.

***

W weekendy musiał odwiedzać bibliotekę, aby przygotować się do nadchodzących zajęć. Większość profesorów miała własne teksty, które udało im się zgromadzić przez lata nauczania, ale on miał puste ręce.

Znalazł ją przy małym stoliku w rogu, ze skrzyżowanymi nogami, obok czwartoklasisty z Ravenclawu. Chłopiec przewrócił stronę swojej własnej książki i sięgnął, aby przewrócić stronę tomu przed nią.

Następnego dnia Draco napotkał podobny obrazek, tym razem z udziałem siódmoklasistki z Hufflepuffu.

***

Pewnego wieczoru przeniknęła przez jego ścianę, kiedy oceniał wypracowania. Zamarł, ale nie podskoczył i nie rozlał wszędzie swojego czerwonego atramentu.

Patrzył, jak jej postura przesuwa się przez jego biurko, żeby spojrzeć na wypracowanie. Nic nie powiedziała, ale obawiał się, że był oceniany tak samo, jak jego uczeń.

— Dlaczego nie uczysz? — zapytał. Spojrzała na niego. — Binns to robi. McGonagall mogła zaproponować ci stanowisko nauczycielki eliksirów.

— Zrobiła to — powiedziała rzeczowo. — Odrzuciłam. Do nauki większości magii potrzebujesz różdżki. A ja nigdy nie potrafiłbym uwarzyć żadnego eliksiru jako Mistrzyni Eliksirów. — Przejechała palcem po jednej z jego notatek zapisanych na czerwono, niczego nie dotykając. — Powiedziałam jej, żeby zaoferowała to tobie.

Chciał ją zapytać, dlaczego, ale tego dnia osiągnął już swój limit pytań.

Teraz była jej kolej.

— McGonagall mówi, że uratowałeś ją w Ostatecznej Bitwie. Walczyłeś o nią ze swoim ojcem? — Spojrzała na niego przez srebrne rzęsy. Próbował sobie przypomnieć, jaki kolor miały jej oczy.

— Nie było w tym nic heroicznego, zapewniam cię. Po prostu pchnąłem ją w lewo. Nie wiedziałem, że to zaklęcie mojego ojca. — Wrócił do oceniania trzymanej pracy.

— Dla mnie brzmi to heroicznie — szepnęła, a on poczuł, jak słowa uderzają o niego niczym fala. Przez jego ciało przebiegł dreszcz tak zimny, że musiał się upewnić, że go nie dotknęła. Podniósł głowę, kiedy podeszła do drzwi. — Iście gryfońsko. — Mrugnęła do niego i przeniknęła przez kamienną ścianę.

Przez bite pięć minut siedział przy biurku w całkowitej ciszy, wpatrując się w miejsce, w którym zniknęło jej ciało i zastanawiając się, czy nadal gdzieś tam jest.

Nie miał pojęcia, że ​​Hermiona Granger flirtowała, kiedy była znudzona. Nic dziwnego, że tak nużąco zajmowała się niegdyś nauką.

***

Tak minął rok. Od czasu do czasu siadała na jego zajęciach, raz w tygodniu wpadała do jego gabinetu i każdego dnia znajdowała nowe dzieło sztuki do obejrzenia.

Nigdy nie widział jej ani w Wielkiej Sali, ani na meczach Quidditcha, co było dość zrozumiałe. Gdy zbliżała się rocznica Bitwy o Hogwart, McGonagall poinformowała go, że Potter, Weasley oraz kilka innych osób przyjdzie złożyć wyrazy szacunku i porozmawiać z uczniami.

Znalazł ją tego dnia podglądającą wszystko przez drzwi Wielkiej Sali. Jej oczy od czasu do czasu przesuwały się przez drewno.

Kiedy tłum oklaskiwał przemówienie Pottera i wszyscy usiedli do jedzenia, Draco przeprosił i wyszedł by znaleźć ją unoszącą się w Sali Wejściowej, z uchem przesuwającym się przez strukturę drzwi.

— Nadal nie zamierzasz im powiedzieć? — zapytał.

— Ron jest zaręczony — powiedziała prosto. — Widziałam w Proroku. Nie chcę mu tego zrujnować. — Zerknęła przez drzwi, które zostawił uchylone. — Nie jestem prawdziwa. To, co mają teraz, jest prawdziwe.

Spojrzał przez jej ramię, widząc, jak Potter przytula Hagrida, z Ginny Weasley stojącą u jego boku.

— Dla mnie jesteś prawdziwa — mruknął. — Bardziej niż wcześniej.

Odwróciła się, patrząc na niego. Uśmiechnęła się. 

— Musisz znaleźć sobie dziewczynę, Draco. Albo zacznę mieć pomysły.

Stłumił uśmiech, a ona przeniknęła przez podłogę.

***

— Co chcesz na swoje urodziny? — zapytała go czwartego czerwca. — Pamiętaj, że masz ograniczone możliwości. Umiem śpiewać. Potrafię recytować niemal całość Historii Hogwartu z pamięci. Albo przemknę ci przez klatkę piersiową, żebyś mógł poczuć dreszczyk emocji.

— Bardzo bym chciał, żebyś namówiła Martę, by zostawiła mnie w spokoju — mruknął nad książką, którą czytał.

— Och, to nie jest zabawne. Powiedziałam jej, że jesteś samotny i szukasz miłości.

Spojrzał na nią. 

— Nie zrobiłaś tego.

— Ależ oczywiście, że tak — zaśpiewała. — Powiedziałam jej, że niedługo skończysz dziewiętnaście lat i będziesz dla niej za stary.

Przewrócił oczami, wracając do swojej książki.

— Jutro będziesz oficjalnie starszy ode mnie — powiedziała. Przejrzała jego półki, jak to często miała w zwyczaju będąc w jego biurze. — Będziesz musiał mi powiedzieć, jak to jest.

***

Nadal miał Dwór i matkę, więc nie miał powodu, by spędzać wakacje w Hogwarcie.

W końcu znalazł dziewczynę. Była słodka, wesoła i świetnie całowała.

Ale pierwszego września był on pierwszą osobą na peronie 9 i 3/4.

***

— Wiem, że tam jesteś, Granger — powiedział, odkładając swoje czerwone pióro i przeciągając dłonią po zmęczonej twarzy. Przepłynęła przez tablicę, owijając loki wokół palców. — Czego chcesz tym razem?

Przenikając przez biurko spojrzała na zwój, który poprawiał.

— Więc zamierzasz przymknąć oko na tę odpowiedź?

— Jest akceptowalna. Prawie poprawna — powiedział.

— Severus byłby tak bardzo rozczarowany.

— Hmm.

— Stałeś się miękki. Wczoraj mi to powiedział.

Podniósł głowę. 

— Severus? Czy on…?

— Nie — uśmiechnęła się. — Drażnię się z tobą.

Uspokoił rytm swojego serca i napił się herbaty. Hermiona ponownie spojrzała na jego półki.

— Jak myślisz, dlaczego zostałaś? — zapytał. Przebiegła palcami po jego książkach, jakby go nie usłyszała. — Tak wielu ludzi zginęło tego dnia. Jesteś jedynym duchem z Bitwy o Hogwart.

— Och, wiesz — powiedziała żartobliwie. — To prawdopodobnie te całe moje niedokończone sprawy.

— Czyli co?

— Zostanie Ministrem Magii, stworzenie równych praw dla skrzatów domowych, cały ten bałagan. — Zanurzyła twarz w szufladzie obok jego biurka, węsząc.

— Nadal możesz to wszystko zrobić jako duch. Gdyby ktokolwiek mógł, to byłabyś to ty.

Wyprostowała się i spojrzała na niego z uśmiechem.

— Ale kto w takim razie prowadziłby Fanklub Draco Malfoya razem z Martą? Nadal decydujemy o nazwie. Wybór jest między „Wtajemniczonymi bezcielesnymi” a „Ektoplazmatycznymi entuzjastkami”. Jestem wiceprzewodniczącą. Marta nalegała, by zostać przewodniczącą.

— Oczywiście. — Zatkał korkiem swój kałamarz, gotowy zrezygnować z oceniania.

— Widzisz, na zmianę obserwujemy, jak śpisz.

— Och, z pewnością.

— Marta to prawdziwa fanka, regularnie odwiedza cię w wannie.

— Hm, nie miałem przyjemności — powiedział, wstając.

— O której byś wiedział. — Poruszyła brwiami, patrząc na niego. Przerwał, rozważając. — Ja jeszcze nie zebrałam się na odwagę. Przypuszczam, że dlatego jestem tylko wiceprzewodniczącą.

— Jesteś mile widziana kiedykolwiek, Granger. — Przerwał, by pomyśleć o tym, dlaczego te słowa opuściły jego usta. Zacisnął wargi i spojrzał na nią.

Ten figlarny uśmiech znów pojawił się na jej ustach. Ten sam, który pojawiał się tuż przed tym, zanim powiedziała mu, że podobają jej się jego włosy, albo przed wezwaniem Irytka, żeby czymś w niego rzucił.

— W porządku — szepnęła, podpływając bliżej. — Może podglądałam.

Poczuł, jak ciepło dociera do jego szyi, gdy obserwował jej oczy. Zdecydował, że wcześniej musiały być bursztynowe.

— Ach tak?

Jej rzęsy zatrzepotały, srebrne jak pajęczyny. 

— Oczywiście. — Gdy podpłynęła bliżej, poczuł spadek temperatury. — Nie ma tu nic innego do roboty. — Jej głos był cichy, uspokajający. — A ty jesteś niezłym widokiem dla martwych oczu, wierz mi.

Uśmiechnęła się, czekając, aż przewróci on oczami i się odsunie. Przełknął ślinę.

Jej spojrzenie powędrowało do jego gardła, obserwując, jak się ono porusza, a potem przesunęło się do jego ust. Czuł bicie swojego serca, wystarczająco szybkie, by mogło bić za ich oboje.

Hermiona Granger podniosła głowę i przycisnęła swoje szare usta do jego. Poczuł, jak dreszcz rozkwita w jego wargach i w żyłach.

Otworzył oczy i zobaczył ją wciąż przed nim, a jej oczy błyszczały wpatrzone w jego.

— Myślę, że czuję twoje ciepło.

***

— Potrzebuję twojej pomocy — powiedziała pewnego dnia po zajęciach. Nie odwiedzała już jego biura i nie rozmawiali o pocałunku. Albo o „spotkaniu dwóch istot na różnych płaszczyznach egzystencji”.

Przez cały dzień siedziała z tyłu sali, aż wreszcie, tuż przed kolacją, przepłynęła przez stoły dla uczniów w kierunku przodu sali.

— Tak? — zapytał.

— Potrzebuję książki z Działu Ksiąg Zakazanych.

Mrugnął, patrząc na nią. 

— Potrzebujesz zezwolenia? Albo...?

— Nie, durniu. Potrzebuję rąk. — Przewróciła oczami.

Poszedł za nią do biblioteki, zafascynowany tym, jak czasami unosiła się w powietrzu, a czasami chodziła tak, jak kiedyś.

Wyciągnął dla niej książkę, zauważając starożytny sumeryjski tytuł, po czym rzucił na nią urok. Strony przewracały się dzięki temu co dwie minuty. Przywołał dla niej samonotujące pióro, żeby mogła robić notatki.

Po tym nie widział jej przez kilka tygodni.

W Halloween tego roku patrolował przed śniadaniem korytarze w poszukiwaniu psikusów i dowcipów, kiedy zauważył Minerwę stojącą w Sali Wejściowej, wpatrującą się w dziedziniec. Był wciąż około pięćdziesiąt kroków dalej, kiedy usłyszał za drzwiami jakieś poruszenie, jakby ktoś biegł. Wyciągnął różdżkę, gdy Minerwa stała nieruchomo.

Potter i Weasley wtargnęli do zamku jak burza, rozmawiając ze sobą i otwierając szeroko ramiona.

Minerwa przemówiła do nich cicho, a jej głos brzmiał dość delikatnie. Odwróciła się, by poprowadzić ich korytarzem, dając im znak, żeby podążyli za nią.

— Dopiero wczoraj pozwoliła mi się z panem skontaktować, panie Potter. Nie ukrywałam żadnych tajemnic, które nie byłyby moje.

Cała trójka zniknęła w korytarzu prowadzącym do biblioteki. Potter spojrzał w stronę Draco w ostatniej sekundzie.

Więc zdecydowała się ujawnić. Zastanawiał się, co zmieniło jej zdanie.

Nie było po nich śladu przez cały dzień. Była to niedziela, więc poza monitorowaniem sal i opieką nad ucztą z okazji Halloween Draco miał niewiele obowiązków.

Po obiedzie spacerował po korytarzach w poszukiwaniu wichrzycieli i psotników, a jeśli mijał drzwi biblioteki częściej niż było to konieczne, to cóż, to była tylko jego sprawa. Około 23:30 przy ostatnim patrolu zmienił kierunek spaceru w stronę lochów, zamierzając skręcić wcześniej.

Nafle zza drzwi biblioteki wyszedł Weasley.

Kroki Draco zachwiały się, ale próbował skinąć mu głową i kontynuować swój spacer.

— Chciałeś ją tylko zatrzymać tylko dla siebie, co?

Draco odwrócił się i spojrzał na gniewną minę Weasleya.

— Nie wiem, co masz na myśli.

Ron podszedł do niego z zaczerwienionymi oczami, pociągając nosem.

— Ani razu nie pomyślałeś, żeby nam powiedzieć, że ona jest… — urwał.

— Że co? — Draco stanął stanowczo w miejscu. — Że żyje? To byłoby kłamstwo.

— Nie — powiedział Weasley, potrząsając głową. — Ale moglibyśmy z nią porozmawiać. Odwiedzać ją. Dzielić z nią nasze życia. — Spojrzał na niego, unosząc rudą brew. — Ale zamiast tego, to ty ją miałeś.

Draco poczuł, jak podskakuje mu serce. Wziął uspokajający oddech i powiedział: 

— Nie chciała, żebyście wiedzieli. — Uniósł się nieznacznie. — I nie jestem ci nic winien, Weasley.

— Ron. — Głos Pottera dobiegł do nich z drzwi biblioteki. — Już czas na nas.

Weasley odwrócił się, szeroko otwierając oczy. 

— Ona nie chce, żebyśmy tu byli, gdy to się stanie?

Draco zamrugał, patrząc, jak Potter ze smutkiem potrząsa głową. Weasley potarł oczy pięściami i zaklął, napinając ramiona. Odwrócił się na pięcie i prawie odbiegł. Potter skinął głową w stronę Draco, po czym ruszył za przyjacielem.

W drzwiach pojawiła się Minerwa. 

— Pan Malfoy? Idealne wyczucie czasu. Pójdzie pan ze mną?

Draco poczuł się odrętwiały, kiedy po raz ostatni spojrzał na oddalające się sylwetki Pottera i Weasleya, ale posłusznie ruszył za Minerwą do biblioteki. Kobieta poprowadziła go przez rzędy regałów, nawigując w kierunku Działu Ksiąg Zakazanych. Zatrzymała się przy drzwiach i wskazała w głąb pomieszczenia.

— Panna Granger czeka na ciebie.

Spojrzał na kobietę. Jej oczy były przymrużone, a usta zaciśnięte. Skinął głową i ruszył w głąb Działu Ksiąg Zakazanych, szukając srebrnej poświaty.

Znalazł ją przy tym samym stole, który ustawił dla niej kilka tygodni temu. Pochylała się nad sumeryjską książką, poruszając ustami, czytając coś do siebie. Podniosła głowę i uśmiechnęła się.

— Draco, cześć. — Spojrzała na duży zegar na narożnej ścianie.

— Więc zdecydowałaś się im powiedzieć.

— Tak — powiedziała, ponownie spoglądając na książkę. — Pomyślałam, że to najlepszy sposób, aby móc ruszyć dalej. Dla nas wszystkich. — Przewróciła stronę i bezgłośnie wypowiedziała czytane słowa.

Przewróciła stronę.

Draco wpatrywał się w jej palce, ściskające pergamin i odwracające go, dotykające go.

— Ty jesteś... Możesz…

— Obawiam się, że to tylko tymczasowe. — Jeszcze raz spojrzała na zegar. — I nie mamy dużo czasu.

23:47.

— Im bliżej północy, tym bardziej staję się cielesna — kontynuowała.

— Znalazłaś to w sumeryjskiej księdze? — zapytał, podchodząc do niej bliżej, zauważając, że jej ubranie się rozjaśniło. Widział plamę krwi na jej bluzie. Błękit dżinsowej kurtki kontrastujący z różowością kaptura. Był różowy.

— Tak. — Zamknęła książkę ze skupionym wysiłkiem i odwróciła się do niego. — Ruszam do przodu.

Chwilę zajęło mu zrozumienie jej słów. 

— Ruszasz dalej? — Poczuł ucisk w żebrach. — Możesz to zrobić?

— Tak. Najlepszym sposobem na zrobienie tego jest cielesna forma. A najlepszym sposobem na osiągnięcie takiego stanu jest Samhain. — Ponownie spojrzała na zegar i podeszła do niego, nieco dalej niż na odległość wyciągniętego ramienia. — Muszę tylko zakończyć, eh... moje sprawy.

— Spodziewasz się, że w dwanaście minut zostaniesz Ministrem Magii? — próbował zrozumieć. Dwanaście minut. Czy to wszystko?

Uśmiechnęła się. 

— Pożegnałam się z Harrym i Ronem. Spędziliśmy razem dzień. Byli moją najmocniejszą więzią z tym światem. Harry będzie raz do roku sprawdzał co u moich rodziców. — Jej głos drżał, przeskakując od słowa do słowa. — Z nimi jest łatwiej, bo mnie nie pamiętają. Nie będą musieli się ze mną żegnać. Tylko ja będę musiała się ich puścić.

Nie mógł nadążyć. Podczas ich pośmiertnej znajomości nigdy nie zapytał ją o jej rodziców. Czuł się z tego powodu bardzo głupio.

Zaczęła chodzić i uderzyło w niego, że nie unosiła się. Stąpała twardymi krokami po kamieniach. Spojrzał na zegar. 

23:50.

— Więc pożegnałam się. Dałam im chwilę, której żałowali, że nie mieli ze mną przed śmiercią. I powiedzieli, że obiecują, że dadzą mi odejść o północy. — Uderzyła biodrami w biurko, nieprzyzwyczajona do posiadania ciała. — Ał. I ech, McGonagall zrobi to samo. Myślę, że to wszystko. Więzy zostaną zerwane. — Odwróciła się do niego ponownie. — Zostałeś tylko ty. Jesteś wszystkim, co zostało.

Mylił się. Jej oczy były ciemnobrązowe. Prawie czarne. Kompletnie nie bursztynowe.

— Ja? Przywiązałem cię? — Jego gardło zaczęło się zaciskać.

— Nie wcześniej — szepnęła. — Ale teraz tak. — Przygryzła wargę. — Sprawiasz, że chcę zostać.

Jego usta zadrżały, a kłucie pod powiekami zmusiło go do odwrócenia od niej wzroku. Jego spojrzenie wylądowało na zegarze.

23:51.

— I chcesz ruszyć dalej — powiedział. Oświadczenie do potwierdzenia.

Skinęła głową.

— Myślę, że muszę. — Podeszła bliżej. — Draco, byłeś dla mnie tak dobrym przyjacielem w moim pośmiertnym życiu…

Skrzywił się i prychnął, odwracając się od niej. Oczywiście. Pocałowała go swoimi zimnymi, martwymi ustami, a potem nazwała przyjacielem.

— … Uczyniłeś to wszystko znośnym. — Próbowała zmusić go do stanięcia z nią twarzą w twarz. Znowu się odwrócił. Lekko zaśmiała się, gdy powiedziała: — Ale jeśli nie odejdę teraz, prawdopodobnie będę prześladować cię przez wieczność…

Odwrócił się do niej. 

— Cóż, co w tym złego?! — Wciągnął powietrze. Łza zakręciła się w kąciku jego oka, ale zmiótł ją grzbietem ręki, zanim zdążyła wypłynąć. — Na strychu Malfoy Manor jest duch. Nie widujemy go zbyt często, ale on tam jest. Moglibyśmy… możemy zwrócić się do Ministerstwa o przeniesienie. — Wciągnął desperacki oddech.

Mrugnęła do niego swoimi ciemnymi oczami, obserwując jego wilgotne spojrzenie. Potrząsnęła głową i uśmiechnęła się. 

— I co? Po prostu przez wiele lat wędrowałabym korytarzami obok ciebie i twojej żony? — zachichotała.

— Jakiej żony?! — sapnął, a jego palce zadrżały. Rozbawienie zniknęło z jej oczu, gdy spoglądała na niego w ciszy. Podszedł do niej bliżej. — Jakiej żony?

Spojrzała na niego, rozchylając usta. Różowe i żywe. Wkrótce jej nie będzie.

— Ja… — wyjąkała. — Nie mogę być tym, czego potrzebujesz, Draco. Ja nie żyję. — Odwróciła od niego wzrok. — I dlatego chcę, żebyś mnie uwolnił dokładnie o północy.

Zwrócił wzrok w stronę zegara.

23:56.

— A jak mam uwolnić coś, o czym nigdy nie wiedziałem, że to mam?

Powoli zastąpała nogami. 

— Gdybym wiedziała, że ​​będziesz tak trudny, poświęciłabym tej części więcej czasu — mruknęła.

— Przepraszam, że nie mogę współpracować z wielkim planem, o którym dowiedziałem się dokładnie dziewięć minut temu — mruknął, pociągając nosem.

— Nie, to znaczy, nie wiedziałam, że czujesz… — Urwała, patrząc na ścianę ponad jego ramieniem. Przygryzła wargę. — To nie ma znaczenia. — Otrząsnęła się z myśli. — To jest dokładny powód, dla którego Harry i Ron nie mogli wiedzieć o mnie wcześniej — mruknęła.

Obserwował ją, starając się omijać wzrokiem zegar, starając się uchwycić każdy jej szczegół.

Nie znał jej za życia. Nie całkiem. Nie wiedział, jaka była zabawna, jak jej powieki przymykały się, kiedy flirtowała, ani jak wiele radości czerpała z wkurzania ludzi.

I nigdy nie pozna jej zapachu. Albo uczucia jej ciała w jego ramionach.

Zapomniał ją zapamiętać.

Podeszła do jego piersi. Brak spadku temperatury.

— Nie chcę, żebyś żył połową życia, Draco — powiedziała. — Twój najbliższy towarzysz nie powinien być duchem. — Spojrzała do przodu, na jego klatkę piersiową. — Musisz tylko dobrze mi życzyć — szepnęła. — I uwierz… choć przez chwilę... że to najlepszy wybór.

Wziął głęboki oddech i skinął głową, czując, jak serce pęka mu w piersi.

— Co jeszcze musisz zrobić, aby ruszyć dalej? — zapytał, odwracając uwagę od siebie. — Czy jest zaklęcie? Potrzebujesz mojej różdżki?

Powoli pokręciła głową. 

— Zaklęcia zostały rzucone. Muszę zrobić jeszcze jedną rzecz. Poczuć zakończenie.

Obserwował ją, gdy podeszła bliżej, wyciągając rękę i przyciskając dłoń do jego policzka. Nie zimną. Nie ciepłą.

Stanęła na palcach, a jej druga dłoń ześlizgnęła się na jego ramię. 

— Nie mogę niczego żałować. — Zanuciła przy jego ustach. Jej wargi musnęły jego, a on objął ją ramieniem, przesuwając palcami po jej kręgosłupie, rozkoszując się tym, jak cielesna przed nim była.

Pocałowała go ponownie, jej ręce przesunęły się do jego szyi, przeczesując jego włosy, a on przycisnął jej ciało do siebie. Jego ręka uniosła się, by otulić jej twarz, po czym odchylił ją do tyłu, pozwalając swemu językowi jej posmakować. Rozgrzała się w jego ramionach, a on zacisnął oczy, żeby nie patrzeć na zegar.

Owinęła się wokół niego, mocno przyciskając się do jego piersi, obejmując ramionami jego szyję, swoje biodra ledwo łącząc z jego własnymi, odwzajemniając pocałunek, spijając z niego życie.

Odsunęła się, oddychając przy jego twarzy, a on starał się utrzymać uczucie jej oddechu.

— Życie jest tylko tymczasowe, Draco — szepnęła.

Trzymał zamknięte oczy, kiwając głową, ściskając ją w swoich ramionach.

— Proszę, uwolnij mnie.

Jego ramiona zsunęły się z niej, gdy przypomniał sobie, jak potrzebowała pomocy przy czytaniu książki, że nie mogła uczyć, że nie mogła być trzymana.

Powinna być gdzieś szczęśliwa. Powinna być wolna.

Zegar wybił północ. Otworzył oczy, a jej już nie było.

***

Minerwa czekała na niego przed biblioteką. Próbowała dotknąć jego ramienia, a on odsunął się od niej, podążając korytarzem w dół do lochów.

Następnego dnia pojawił się na zajęciach, mimo sugestii dyrektorki. Jego oczy powędrowały do ​​tylnego rzędu, do jej pustego siedzenia.

Częściej niż chciał się przyznać, zatrzymywał się przed przypadkowymi zbrojami, badając ich kształt lub sprawdzając ich rozmieszczenie na korytarzach. Odkrył też kilka obrazów, których nigdy wcześniej nie zauważał.

Został w Hogwarcie przez cztery lata. Potter przybył z wizytą na piątą rocznicę bitwy. Zabrał go do Hogsmeade na drinka i opowiedział mu historię Severusa i jego matki. Draco marszczył brwi, walczył i dąsał się, że to nie to samo.

Potem przeniósł się do Ministerstwa. Pracował z Aurorami, zawsze zajmując się niebezpiecznymi sprawami, ledwo unikając śmierci i odnosząc poważne obrażenia, zbierając je niczym odznaki.

Ożenił się z Astorią Greengrass. Była śliczna. Była też dobrą słuchaczką. Ale w nocy słyszał szepty, nawiedzenia z innego życia. W niektóre poranki budził się nawet z uśmiechem, pozwalając, by dźwięk jej oddechu unosił się nad bladym światłem dnia.

W końcu życie było tylko tymczasowe.

Uśmiechał się i myślał:

Zostaw to Hermionie Granger, która znalazła sposób na powolne zabijanie mnie aż po kres.


9 komentarzy:

  1. Jestem, sprawdzam czy nie ma mojego dramione i się doczekałam..
    Tylko nie było happy end, przepłakałam 😭😭😭😭
    Kiedy planujesz kolejna miniaturkę dramione?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejną miniaturkę chciałabym dodać pewnie początkiem stycznia, ale jeszcze nic nie wybrałam, a tym bardziej nic nie przetłumaczyłam. Mam totalny tłumaczeniowy zastój - za dużo na głowie, coś musiałam odpuścić :/ Przez święta postaram się nad tym przysiąść ;)

      Usuń
  2. Łzy w oczach i uczucie pustki... tyle mam po przeczytaniu w głowie...
    Vera to naprawdę piękny i emocjonalny tekst!
    Smutny, ale cudowny...
    Pożegnanie... Nie mamy na to nie raz możliwości w prawdziwym życiu. Pożegnać się ze zmarłymi, i oni z nami.
    Idę sobie popłakać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Ann, żebyś ty wiedziała ile ja przepłakałam nad tym tekstem... Najpierw jak go znalazłam, potem jak robiłam re-reading, potem tłumaczenie (o matko, morze łez wylane), a potem jeszcze przy publikacji sobie przeczytałam, bo czemu nie.
      Kolejna miniaturka chyba będzie już w weselszych klimatach ;)

      Usuń
  3. Bardzo smutna miniaturka 🥺 lecz pokazuje że nie zawsze życie jest sprawiedliwe 😞

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale się wzruszyłam! Ciągle czuję gule w gardle i mam łzy w oczach. Gorzko-słodka miniaturka, ze wspaniale podsumowującym Hermionę zakończeniem. Ech, chyba się z niej dziś nie otrząsnę ;)
    Mała.

    OdpowiedzUsuń
  5. O kurcze od czasu rozmowy Tobą z Draco aż do końca wyłam jak ten wilk . Poprzednia miniaturka jest cudowna za to ta to jakiś majstersztyk. Lubię czasami poryczec przy dobrej lekturze a to bylo naprawdę wspaniałe. 😍😍

    OdpowiedzUsuń
  6. Ojejku...
    Płaczę, ale mam uczucie pustki i niedosytu, nie spodziewałam się takiego zakończenia tej miniaturki... Piękna ta miniaturka, taka wzruszająca i ukazująca kruchość życia i jego ulotność. Piękna, ale smutna, na pewno zostawia po sobie ślad na dłużej.

    OdpowiedzUsuń