Zmartwiona? Cóż, to byłoby spore niedopowiedzenie.
Była zatroskana, bardzo zatroskana; nie wiedziała już, co czuje. Minął prawie tydzień, a ona nie miała pojęcia, co robić.
Na początku ją to niepokoiło, po prostu założyła, że jest zwykłym draniem, a nawet jeśli jej się to nie podobało, potrafiła to zrozumieć, zwłaszcza z jego strony.
Po nocy, kiedy zaatakowali Grimmauld Place, zabrał ją ze sobą. Było inaczej i nie mogła temu zaprzeczyć. Po raz pierwszy nie dotykał jej, bo ktoś patrzył, czy bo musiał nadać ich relacji prawdziwy wygląd. Robił to, bo tego właśnie chciał, a przynajmniej tak myślała.
Potem, tak szybko jak to się zaczęło, zatrzymało się i w następnej sekundzie prawie ją wyrzucił. Nie mogła powstrzymać tego natrętnego uczucia zmieszania i bólu.
Po ubraniu się w końcu użyła swojego świstoklika, aby móc wrócić do kwatery głównej, po to, by wszyscy odetchnęli z ulgą, widząc, że wszystko w porządku. Najwyraźniej szukali jej praktycznie wszędzie. Kiedy wszyscy wrócili z Grimmauld Place i zdali sobie sprawę, że zaginęła, zaczęli myśleć, że może zabrał ją ze sobą jeden ze Śmierciożerców, którym udało się uciec.
Z ulgą dowiedziała się, że nikt z Zakonu nie został poważnie ranny. Paru z nich musiało spędzić kilka dni w Świętym Mungu, ale poza tym wszystko było w porządku. Wiedziała, że wiele z tego zawdzięczała Snape'owi.
Najwyraźniej kilku kolejnych Śmierciożerców wtargnęło na Grimmauld Place po jej zniknięciu, ale uciekli, zanim Zakon zdołał ich ogłuszyć. Pozostało siedemnastu mężczyzn, którzy wkrótce mieli trafić do więzienia, jeden zmarł, a tylko trzech lub czterech uciekło.
Przez następne dni wszyscy w Zakonie byli bardzo zajęci. Niektórzy członkowie przesłuchiwali Śmierciożerców wraz z pracownikami Ministerstwa, a wszyscy inni wrócili na Grimmauld Place i pracowali nad naprawieniem wyrządzonych szkód.
Nawet kiedy była zajęta, nie mogła przestać o nim myśleć. Miała nadzieję, że spróbuje się z nią skontaktować, bowiem wciąż nie miała od niego żadnych wiadomości.
W ciągu ostatnich kilku dni czuła się coraz bardziej nieswojo wśród ludzi. Zauważyła, że zwracali na nią dużo uwagi i przez większość czasu, kiedy wchodziła do pokoju, przerywali rozmowy i była pewna, że były one o niej. Nie pytali więcej o jej informatora, ale wiedziała, że wszyscy o tym myślą, więc coraz więcej czasu spędzała sama w swojej sypialni lub na zewnątrz z Harrym i Ronem. W przeciwieństwie do reszty zachowywali się przy niej tak jak zwykle i za to była im niezmiernie wdzięczna.
Jednak wraz z nadejściem nocy szybko o tym wszystkim zapomniała. Jedyną rzeczą, o której myślała, był on. Nawet kiedy wiedziała, że powinna być na niego zła za sposób w jaki ją potraktował tamtej nocy, za każdym razem, gdy o nim myślała, czuła mrowienie na całym ciele.
W głębi duszy miała nadzieję, że napisze do niej, poprosi, żeby gdzieś się z nim spotkała, a może nawet spróbuje ją znaleźć. Chciała znowu go zobaczyć, znowu go poczuć. Chciała, żeby ją pocałował, dotknął tak, jak wcześniej. Wiedziała, że nie powinna tego chcieć, wiedziała, że to zbyt niebezpieczne, ale wciąż…
Po kilku pierwszych dniach bez żadnych wieści od niego, zaczęła się martwić. Myśląc o nocy ataku, przypomniała sobie coś, na co wcześniej nie zwracała uwagi. Kiedy poprosił ją, żeby wyszła, widziała, jak sięgał w stronę Mrocznego Znaku na swoim ramieniu i widziała ból jaki pojawił się na jego twarzy.
A jeśli to był właściwy powód, dla którego odszedł? Może to Voldemort go wezwał.
Wtedy naprawdę się o niego wystraszyła. Wiedziała, że to on dowodził atakiem, który się nie powiódł. Jego Pan stracił tamtej nocy wielu Śmierciożerców, więc co by było, gdyby to właśnie jego o to winił? A jeśli został ranny, a jeśli nie żyje? Musiała wiedzieć, musiała mu pomóc. Ale jak?
Pierwszą rzeczą, która przyszła jej do głowy, był pergamin, który jej dał. Powiedział jej, żeby go wykorzystała, jeśli będzie musiała się z nim skontaktować; cieszyła się, że wcześniej go nie zużyła.
Pobiegła do swojego pokoju, złapała skrawek i zaczęła szukać pióra. Co powinna napisać? A jeśli ktoś inny to przeczyta? Jeśli tak, mogłaby wpędzić go w jeszcze większe kłopoty.
Po chwili namysłu zdecydowała, że napisze po prostu „Jesteś tam?” i zobaczy, co się stanie. Gdyby odpisał ktoś inny niż on, po prostu zniszczyłaby pergamin, ale była też szansa, że to właśnie on to przeczyta, a wtedy będzie wiedziała, czy wszystko jest w porządku, i przestanie się martwić.
Po napisaniu wiadomości czekała, siedząc na krześle i z wyczekiwaniem wpatrując się w pergamin. Zdanie, które napisała, zniknęło, ale nic więcej się nie pojawiło. Po prawie godzinie w końcu zwinęła pergamin i włożyła go do kieszeni, a większość dnia spędziła na oczekiwaniu na odpowiedź, za każdym razem, gdy była pewna, że nikt jej nie obserwuje.
Pod koniec dnia martwiła się jeszcze bardziej niż wcześniej. Wmawiała sobie, że może po prostu wyrzucił swój kawałek pergaminu albo go zgubił, że nie powinna się martwić, że prawdopodobnie skontaktuje się z nią, kiedy będzie musiał. Mimo to nie mogła się uspokoić.
Następnego dnia Weasleyowie udali się na ulicę Pokątną. Musieli kupić kilka rzeczy, a także zatrzymać się w sklepie bliźniaków. Wiedziała, że to dobra szansa, ale zdecydowała się pójść z nimi. Może go tam zobaczy; może nie mógł jej znaleźć w kwaterze głównej i spotka się z nią w miejscu publicznym.
Spacerowała po ulicach przez całe popołudnie, ale nigdzie go nie było. Kiedy wrócili, zdecydowała, że będzie musiała obmyśleć jakiś plan, cokolwiek. Musiała go znaleźć.
Pierwszym logicznym miejscem, w które mogłaby zajrzeć, był jego dom, ale nie miała pojęcia, gdzie się znajduje. W końcu była tam tylko kilka minut. Poza tym każdy mógłby tam być, to byłoby zbyt niebezpieczne.
Następnym miejscem, o którym mogła pomyśleć, była chata, w której zaatakował ją Malfoy. Używał jej wcześniej, żeby ją poznać, byli tam dwa razy. Może zostawił jej tam wiadomość czy coś w tym stylu.
Tego samego popołudnia rozmawiała z Harrym. Potrzebowała jego peleryny niewidki, bo gdyby znajdował się tam ktoś inny niż Snape, nie zostałaby zobaczona. Oczywiście chciał wiedzieć, dokąd się wybiera i dlaczego jej potrzebuje. Coraz trudniej było mu jej zaufać; wiedziała, że się o nią martwił. Zaproponował nawet, że pójdzie z nią, ale w końcu ustąpił i dał jej pelerynę.
Opuściła kwaterę Zakonu, okryła się peleryną i aportowała w pobliżu chaty. Rozejrzała się, próbując sprawdzić, czy ktoś jest w pobliżu, a następnie podeszła do okna. Miejsce wydawało się być puste, a kiedy weszła, zauważyła, że wszystko wygląda tak, jak ostatnio kiedy tam była. Nigdzie ani śladu jego.
Kończyły jej się pomysły i wiedziała o tym. Zostało jej tylko jedno miejsce, o którym mogła pomyśleć - las w Irlandii.
Wiedziała, że nie powinna tam iść, ale była zbyt zmartwiona, żeby się tym przejmować. Powiedział jej, że czasami udawał się tam, żeby się ukryć, więc jeśli był ranny, była szansa, że tam go znajdzie. Musiała wiedzieć.
Główny problem polegał na tym, że nie wiedziała dokładnie, gdzie jest to miejsce, ponieważ aportował ich oboje tylko jeden raz. Po dokładnym przemyśleniu zdecydowała, że i tak spróbuje. Może gdyby skoncentrowała się na domu, który chciała zobaczyć, zamiast na jakimś miejscu, aportacja zadziałałaby tak samo.
Zamknęła oczy i skupiła się. Nic. Spróbowała po raz drugi. Nic. Prawie tracąc nadzieję, dała sobie ostatnią szansę. Ponownie zamknęła oczy i pomyślała o samym domu. Wyobraziła sobie go w myślach, brudne ściany i dach z dziurami… Zatrzymała ten obraz na kilka chwil, po czym wzięła głęboki oddech i spróbowała ponownie, tyle że tym razem poczuła znajome doznanie, które pochodziło z aportowania.
Otworzyła oczy i z ulgą ujrzała ten stary dom przed sobą.
Upewniwszy się, że peleryna całkowicie ją okrywa, sięgnęła do klamki i ostrożnie otworzyła drzwi. Po odczekaniu kilku sekund, aby upewnić się, że nikt jej nie słyszał, weszła do środka i je zamknęła
Po cichu zaczęła przeszukiwać każdy pokój, ale nigdzie go nie było. Przeszła przez większość piętra, kiedy usłyszała hałas w górze. Głuchy dźwięk, jakby coś spadało, a potem znowu cisza.
Weszła po schodach z różdżką w pogotowiu, starając się nie wydawać żadnego dźwięku. Rzeczy były wszędzie porozrzucane i sapnęła, gdy zauważyła świeży ślad krwi na podłodze.
Wkrótce zapomniała o wszelkich troskach, i pobiegła szlakiem krwi aż do pokoju, o którym wiedziała, że należy do niego. Zamarła w miejscu na widok przed nią. Był tam, leżał na podłodze, pokryty krwią. Nie ruszał się.
Oooo a co tam się stało?! Co mu się stało?! Czyżby jakaś zemsta kogoś? Malfoy? Nie wiem co myśleć ani kogo obstawiać, bo po tym co się stało w kwaterze Zakonu to mógł być dosłownie każdy niezadowolony z tego, że Snape zawiódł. Pytanie kto wiedział jeszcze, gdzie jest jego samotnia. Tym razem to chyba Hermiona będzie tą, która będzie ratować życie. Dalej nie wiem co o niej myśleć i tych jej uczuciach do Snape'a... Póki co odbieram ją jako zakochaną nastolatkę, która się napaliła na chłopaka i myśli o nim dzień i noc i nie potrafi inaczej funkcjonować. Mam nadzieję, że będzie w końcu jakiś balans bo na razie nie widzę w Hermionie tej mądrej i ogarniętej dziewczyny. No cóż, dalej czekam na rozwój sytuacji 😁
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko ❤️
O nie nie nie Snape co Ci się stało 🥺 oj Herm dobrze że zaczęłaś go szukać 🥺
OdpowiedzUsuńO słodki Merlinie, co to za zakończenie! Jejuniu! Aż mi tchu brakło! Już się martwiłam o naszego Seva przy poprzednim rozdziale, a tu - jeszcze gorzej! O matko! I biedna, biedna i zaniepokojona Hermiona, nie dziwię się, że dostawała na głowę przez tydzień, sama bym tego nie wytrzymała psychicznie, brak wiadomosci i milion myśli w głowie...
OdpowiedzUsuńVera, a jak tam u Ciebie? ;*
Ściskam,
Mała.
O matko!!! Co za rozdział!!!
OdpowiedzUsuńNie znam już tej części opowiadania, więc na pewno moje komentarze będą inne :D
Lubię te ich rozważania. To naprzemiennie zastanawianie się co i jak. Hermiona i Severus zawsze byli dla mnie typami, które wszystko analizują. On bo jest szpiegiem i musi być kilka kroków przed innymi, a ona bo to leży w jej naturze - dociekać i analizować.
I super się to czyta z obu perspektyw!
Zaczęło się od seksu i można powiedzieć, że póki co tylko na tym ta relacja się opiera, ale piękne jest też to, że dbają o siebie, martwią. Pomimo, że nie mają do siebie za wiele zaufania stojąc po przeciwnych stronach walki, przynajmniej teoretycznie.
Końcówka mnie zmartwiła!! Biedny Sev! Voldek musiał go urządzić za porażkę :/
Nie wyświetla się tekst rozdziału 8, ale chyba niewiele wnosił, mam nadzieję, że i tym razem Snape okazał się rycerzem w lśniącej zbroi <3
OdpowiedzUsuńHermiona już jest zakochana, ciekawe czy Snape to odwzajemnia w sensie zakochanie, czy to bardziej pociąg, bo o miłości nie ma co mówić, jak na razie to tylko ich relacja opiera się na sexie :D - nie żebym miała coś przeciwko :D
Czułam, że skoro Voldemort stracił dużo ludzi to tak się to dla Seva skończy. NA pewno zdawał sobie z tego sprawę, że zostanie ukarany. Od razu przypomina mi się scena Igrzysk z "Bez cukru". Najbardziej przeraża fakt, że ten Śmierciożerca zostaje sam i nikt mu nie pomaga. Właściwie zawsze zastanawiał mnie fenomen Snape'a, bardzo długo myślałam o tej postaci po ostatniej części Harrego. Analizowałam i myślałam i robiłam jakieś śmieszne notatki i przemyślenia ;) Generalnie Snape po śmierci Dumbledora został zwolniony z przysięgi wieczystej, a jednak pozostał wierny Zakonowi... Ryzykuje swoje życie. Ogólnie uważam, że Snape z książki zasługiwał na szczęśliwe zakończenie, chyba po żadnej postaci nie wylałam tyle łez ile po nim... No te łzy może były na równi z tym, że Hermiona została z Ronem - draaaaamat :P