Nie kontaktowała się z nim od pięciu dni. Od tego pamiętnego poranka, kiedy zabrał ją i przedstawił jej swoje plany.

Wciąż nie wiedział, co go napadło, by zachować się w taki sposób, a jeszcze bardziej zdumiała go jej reakcja. W końcu to ona była tą, która wykonała pierwszy krok, nawet jeśli starała się to ukryć.

Czy było coś więcej, ale co? Czasem myślał, że może miała mylne wrażenie odnośnie całej tej sytuacji, odnośnie ich. Stres i ciągłe niebezpieczeństwo mogło to uczynić z każdym. Możliwe, że ubzdurała sobie, że czuje do niego teraz coś innego. Prawdę mówiąc już zaczynał się w tym wszystkim gubić. Wrócił do swojej pracy, zwyczajnej i prostej, ale po tym, o czym myślał przez ostatnie dni...

- Nie - powiedział sobie, po prostu nie może się w nic zaangażować, nie z nią, ani z nikim innym. Jego praca jest zbyt ważna. Zna ją od lat i dba o nią, może tylko trochę. Robił nawet więcej, ale nigdy by się do tego nie przyznał.

Taka jest prawda, nie ma nic ponad to.

Wciąż nie było żadnych wiadomości i nawet powtarzanie sobie, że prawdopodobnie wszystko idzie zgodnie z planem nie uspokajało go. Część jego chciała, aby użyła pergaminu, który jej dał.

Wszystko było już gotowe, jeszcze tylko kilka godzin do zapadnięcia zmroku i będą w drodze.

Większość ostatnich dni spędził w Kwaterze Głównej, analizując po raz ostatni wszystkie szczegóły planu. Ponownie. Studiował każdy kolejny krok, by być gotowym na wszystko, co może się wydarzyć, niezależnie od tego czy wygrają czy też przegrają. Wiedział, że ma sporo do przemyślenia, a ryzykował tak czy inaczej.

Wybrał śmierciożerców, którzy mieli z nim iść. Większość z nich była już w kwaterze, rozmawiając z podekscytowaniem przed nadchodzącą walką.

Nie łatwo jest udawać, że robi się dla swojego Pana wszystko najlepiej jak się tylko da, najlepszy zespół, najlepszy plan, podczas gdy w tym samym czasie musisz być pewien, że będzie wystarczająco wiele rys pozwalających Zakonowi pojmać większość z nich.

Zdecydował się zabrać dwudziestu mężczyzn, ale nie wybrał tych najsilniejszych. Im więcej z nich wydostanie się z Grimmauld Place, tym trudniej będzie wytłumaczyć się z przyczyn klęski.

Godziny minęły i oto szli, ramię przy ramieniu, maszerując ubrani w swoje maski.

Główna część planu była prosta. Trzech śmierciożerców miało zostać na zewnątrz, by mieć pewność, że nikt się nie prześlizgnie. Nałożą anty-teleportacyjne osłony, jak tylko znajdą się wewnątrz. Reszta z nich bezszelestnie wejdzie do środka i zaatakuje na umówiony znak. Zapewne będą mieć przewagę liczebną, a element zaskoczenia da im czas i szansę, przynajmniej w ich mniemaniu.

Był pierwszym, który skierował się w stronę wejścia. Wszedł do środka, zostawiając otwarte drzwi dla pozostałych. Znał na tyle dobrze ten dom, że od razu ruszył w kierunku, z którego dochodziły głosy. Poczekał na resztę, aż drzwi się zamkną i będzie można nałożyć osłony. Uważając, by nikt tego nie dostrzegł wskazał różdżką na ścianę za jego plecami i rzucił odpowiednie zaklęcie, by obudzić portret pani Black.

Miał tylko sekundę, by zrobić unik przed nadlatującym zaklęciem. Zrobił krok w bok i zobaczył jak upada jeden ze śmierciożerców, inni krzyczeli przekleństwa w stronę obrazu, z którego wydobywały się dzikie wrzaski.

Kilka chwil minęło nim zostali otoczeni. Cóż, przynajmniej starali się sprawiać wrażenie, jakby zostali wzięci z zaskoczenia. Powiedział do siebie. Wiedząc, co się zaraz stanie oddalił się od grupy, ale jak tylko bitwa się rozpocznie będzie musiał wziąć w niej udział.

Krążył wokoło, starając się pozostać niezauważonym. Widział ich, jak chodzili po domu. Nie było tak dużej przewagi liczebnej, jakiej się spodziewał. Zakon wysłał tylko kilku członków prawdopodobnie, dlatego by nie narażać się na zbyt duże straty. Ale Złota Trójca była obecna, oczywiście.

Widział Pottera walczącego z jednym ze śmierciożerców na korytarzu. Chłopak wyraźnie się poprawił, ale niewystarczająco. Dawał sobie radę z jednym z nich, ale nie zauważył mężczyzny zbliżającego się od tyłu i Snape musiał ustawić tarczę wokół niego, w ostatnich sekundach, by klątwa lecąca w jego stronę odbiła się od bariery.

Zanim śmierciożerca mógł zobaczyć, kto go powstrzymał znowu się przemieścił, unikając po drodze kilku klątw, które posłano w jego stronę, by po chwili znowu włączyć się w pojedynek dwójki magów, ogłuszając przy tym jednego ze swoich ludzi nim ten miał szansę zabić Tonks, która przewróciła się na jednym ze swoich przyjaciół. Ta rozejrzała się zaskoczona, ale widząc, że krwawi na głowie chwyciła za rękę nieprzytomnego kolegę i używając świstoklika zniknęła.

Rozglądając się zauważył, że nie było już wielu członków zakonu, podobnie jak i większości śmierciożerców. Prawdopodobnie zabrali ich już za pomocą świstoklików, gdy byli nieprzytomni.

Klątwa, która przeleciała nad jego ramieniem zaskoczyła go, to musiał przyznać, odwrócił się i zobaczył młodego chłopca Weasleyów celującego w niego ponownie. Odparł kolejną klątwę bez większego wysiłku, ale wiedział, że nie może się rozpraszać. Użył, więc pomniejszej klątwy, która rzuciła chłopcem o ścianę, dzięki czemu zyskał trochę czasu, by zniknąć mu z oczu nim ten stanie na nogach. Nie miał ochoty uczyć go jak posługiwać się różdżką.

Niestety zostało już tylko kilku śmierciożerców i było trudniej pozostać niezauważonym.

Hermiona walczyła od samego początku. Dosięgło ją kilka klątw, ale nie była zbyt poważnie ranna, dlatego też nie chciała korzystać ze świstoklika, by wrócić do domu. Wygrywali, mogła to spokojnie powiedzieć, mieli dużą przewagę, ale martwiła się o Snape'a. Był tam, była tego pewna, ale czy był cały? Czy nie trafiła go żadna klątwa? A może został pojmany z całą resztą?

Oszołomiła dwóch śmierciożerców. Pierwszego w momencie, gdy miał zabić Remusa, a drugiego, kiedy odwróciła się i zobaczyła, że biegnie w kierunku Ginny i miała pewność, że dziewczyna go nie widzi.

Bez chwili zastanowienia, pobiegła za nimi, unikając po drodze kilku klątw. W połowie drugiego pokoju dostrzegła Ginny. Kiedy wbiegła do środka nikogo jednak nie zastała, już miała zawrócić, by dołączyć do reszty, gdy nagle krzyknęła z przerażenia.

Śmierciożerca stał tuż za nią i mierzył w nią swoją różdżkę. Zamarła w bezruchu. Brała udział w tylu walkach i bitwach, ale teraz z jakiegoś powodu nie była w stanie nawet drgnąć, nawet jeśli wiedziała, co zaraz nastąpi.

Czuła, jakby czas się zatrzymał. Słyszała przyjaciół walczących z pozostałymi śmierciożercami, widziała zaklęcia latające po całym domu, ale wydawało się, że nikt z obecnych nie zwracał na nią uwagi. Nagle została zupełnie sama.

Wreszcie wykonał ruch. Podniósł różdżkę i nie przerywając z nią kontaktu wzrokowego wypowiedział słowa, które oznaczały dla niej tylko śmierć. Z szeroko otwartymi oczami, spoglądała na zielony promień zbliżający się w jej stronę…

...a następnie poczuła ogromna siłę, która pochwyciła ją w talii. Czuła jak jej ciało zawirowało i zaczęło spadać by ostatecznie uderzyć o twarda posadzkę.

Ale potem wydarzyło się coś innego. Zamiast nicości, która miała ją pochłonąć, poczuła, że ktoś na nią upada. Dzięki temu, że sekundę później została przez tą osobę odwrócona, błysk czerwonego światła minął ją zaledwie o cale. W następnej zobaczyła smugę zieleni mknącą w stronę śmierciożercy, który ją zaatakował, moment potem padł na podłogę.

Powoli odwróciła głowę, przyglądając się osobie spoczywającej pod nią. Nawet z maską, wiedziała od razu, z kim ma do czynienia. Te głębokie, czarne oczy spoglądające na nią z niepokojem. Nie była w stanie zrobić nic więcej, ponad wpatrywanie się w niego, nawet wtedy, gdy jego ręka złapała jej mniejszą i wsunęła się do jego przepastnej kieszeni w szacie. Obydwoje dotknęli świstoklika i zniknęli.

Ponownie otworzyła oczy, gdy wyczuła twardy grunt pod nogami i zobaczyła jak wpatruje się w nią. Puścił ją, by móc ściągnąć maskę, czuła jak nogi się pod nią uginają. Uchronił ją przed upadkiem, obejmując w pasie silnymi ramionami. Musiała się uderzyć dość mocno, wzrok miała mętny i kręciło jej się w głowie. Po prostu nie mogła oderwać od niego oczu.

Ich oddechy były jedynym źródłem dźwięku w pokoju. Minuty mijały, a żadne z nich się nie poruszyło. Jedna z jej rąk spoczęła na jego piersi i to wystarczyło, by przerwać ten bezruch. Cofnął się, upewniając przedtem czy znowu nie upadnie.

Ona po prostu stała, obserwując jak wykonuje kolejny krok w tył, oddalając się jeszcze bardziej, jednak nie spuszczając z niej swojego spojrzenia, aż w końcu wyszeptał. 

- Powinnaś wrócić do przyjaciół.

Wciąż żadne z nich nie wykonało jakiegokolwiek ruchu.

- Dziękuję - wyszeptała, wystarczająco głośno, by mógł to usłyszeć.

Otworzył usta, by odpowiedzieć, lecz po chwili je zamknął. Przymknął oczy i wziął głęboki oddech. Powoli odwrócił się i podszedł do drzwi, zatrzymał się i oparł o framugę. Stała cicho, przyglądając mu się. Trudno było jej w to uwierzyć, kiedy nagle westchnął zrezygnowany, odwrócił się i podszedł do niej. Wplótł palce w jej włosy, przyciągnął do siebie i wziął jej usta w posiadanie.

Mogła poczuć jak jego język delikatnie obrysowuje jej wargi, nim rozchylił je łagodnie, by pogłębić pocałunek. Początkowo był gwałtowny, ale wkrótce stał się wręcz subtelny. Ich języki poruszały się powoli, pieszcząc i badając jednocześnie, zdawało się, że to trwa całą wieczność. Nawet wtedy, gdy przerwali dla zaczerpnięcia oddechu przygryzł jej dolną wargę wymamrotawszy coś, co była pewna, że źle zrozumiała.

- Myślałem, że cię straciłem - wyszeptał w pocałunku. Zaskoczył tym nawet samego siebie i miał nadzieję, że ona tego nie usłyszała.

Udał się za nią w momencie, kiedy zobaczył jak ucieka. Ale nawet wtedy, gdy dotarł do niej - spychając ją z toru lotu klątwy, przez co upadł na nią, sam ledwo unikając promienia - był przerażony tym, że mógł dotrzeć tam za późno.

Zesztywniał, gdy poczuł jej palce wolno rozpinające guziki jego szaty. Opuchnięte wargi i rozczochrane włosy mówiły same za siebie. Nic nie mógł na to poradzić. Pragnął znów ją pocałować.

Jego ręce ponownie znalazły się na jej talii. Przerwał pocałunek, by zdjąć z niej koszulkę, tak jak i ona pozwoliła jego szacie opaść na ziemię. Ten sam los spotkał jego koszulę.

Byli ze sobą już wcześniej, jednak teraz to było inne i oboje o tym wiedzieli.

Poczuł jak jej ręce pieszczą powoli jego nagi tors i zdał sobie sprawę, że przedtem nie mieli okazji widzieć siebie nago. Jej palce błądziły po bliznach, pokrywających jego skórę. Wkrótce usta zajęły miejsce dłoni, a on był w stanie wydobywać z siebie jedynie jęki.

Po kilku sekundach, podniósł jej głowę w górę całując namiętnie. Jego dłonie zaczęły wędrówkę po jej ciele. Zdjął z niej biustonosz i powoli pieścił piersi. Usta znaczyły trasę w dół, wzdłuż jej szczęki i szyi, przygryzając w końcu jej obojczyk, nim dotarł do jej stwardniałych sutków. Drażnił je i pobudzał językiem. Poczuł jej ręce na swojej głowie, starające się przyciągnąć go jeszcze bliżej. Jęczała z rozkoszy.

Jego język wędrował z jednej piersi na drugą, by po chwili znowu znaleźć się na górze, liżąc płatek ucha. Ręce dotarły do jej ud, przyciskając ją do siebie jeszcze bardziej, co wyrwało zgodny jęk z ich gardeł.

Ich usta spotkały się znowu. Tym razem pocałunek był silny, pełen pasji. Dłonie nieskrępowanie sunęły po ciele partnera i wkrótce jej dżinsy, i jego spodnie, znalazły swoje miejsce na podłodze. Razem z ich bielizną i resztą ubrań.

Kiedy potrzebowali zaczerpnąć tchu, ponownie odsunęli się od siebie o krok.

Wykorzystała to, by móc przyjrzeć się jego szczupłej, ale umięśnionej sylwetce i bladej skórze, podczas gdy on badał jej krągłości swoim wzrokiem. Oboje byli mile zaskoczeni tym, co skrywały szaty.

Nie trwało to długo, pragnienie wzięło górę nad ciekawością i pocałowali się jeszcze raz. Powoli uklęknął na podłodze, pociągając ją za sobą. Już po chwili leżała na dywanie z górującym nad nią mężczyzną.

Sunął w dół jej ciała, odkrywając każdy zakamarek i pozostawiając po sobie mokry ślad języka. Poświęcił ten czas na droczenie się z nią i dawanie rozkoszy jednocześnie. Kiedy dotarł w końcu do jej kobiecości i rozsunął uda, spojrzał na nią, muskając językiem pobudzoną łechtaczkę. Jęknęła, a jej plecy wygięły się w łuk i mógł zobaczyć pragnienie wypisane na jej twarzy.

- Spójrz na mnie - powiedział, głos miał przepełniony pragnieniem i w momencie, gdy ich oczy się spotkały wsunął palec w jej wnętrze. Mógł powiedzieć, że starała się nie przerywać kontaktu wzrokowego do momentu, kiedy zbliżył swoją twarz. Językiem i palcami sprawił, że zaczęła wić się z rozkoszy. Krzyknęła głośno w momencie spełnienia.

Dopiero, kiedy trochę ochłonęła, wycofał się i przestał poruszać. Zamiast tego zaczął kreślić sobie drogę powrotną, całując i przygryzając na przemian, wiedząc, że zostawia po sobie ślad.

Gdy dotarł do jej twarzy, widział jak nierówno oddycha, oczy miała mętne z podniecenia. Pocałował ją głęboko, wchodząc w nią w tym samym czasie. Poruszał się powoli. Przerwał pocałunek i patrzył głęboko w jej oczy, ale wkrótce owinęła nogi wokół jego talii, wpuszczając go głębiej, prosząc o więcej.

Czuł jak jej paznokcie wbijają się w jego ramiona, kiedy zmienił rytm, wchodząc szybciej, głębiej, mocniej, prosiła go o to. Jego ręka znalazła się między nimi, drażniąc łechtaczkę i doprowadzając ją na krawędź raz jeszcze. Jej mięśnie zaciskały się wokół niego doprowadzając go do szaleństwa, ale to jej krzyk, jego imię po raz pierwszy opuszczające jej usta, kiedy wiła się pod nim, doprowadziły go na szczyt.

Była tak zmęczona, że nie mogła się ruszyć. To było tak wspaniałe, o wiele lepsze niż wcześniej. Powieki miała tak ciężkie, że problemem stawało się utrzymanie ich otwartych, ale po prostu kochała na niego patrzeć. Leżącego obok niej i wyglądającego na tak samo zmęczonego jak ona. Westchnęła głośno, kiedy on nagle usiadł i wyprostował się. Spojrzał na nią z dziwnym wyrazem twarzy, a potem skoczył na równe nogi, ubierając się w pośpiechu.

- Ubieraj się. Musisz opuścić to miejsce - powiedział pospiesznie, ale ona była zbyt zszokowana, by się poruszyć.

Był prawie ubrany, kiedy zauważył, że ona wciąż jest na dywanie.

- Pospiesz się, na co jeszcze czekasz? Nie możesz tutaj zostać. Użyj swojego świstoklika, musisz iść.

W końcu wstała, ale zamiast zrobić, co powiedział, po prostu patrzyła na niego dopóki nie skończył się ubierać.

Zatrzymał się, gdy zaczął zapinać płaszcz i spojrzał na nią ponownie. Nie wyglądał na złego, lecz zmartwionego. Wziął głęboki oddech, aby się uspokoić i zbliżył się, ale nim do niej dotarł skrzywił się z bólu. Przyłożył dłoń do miejsca, gdzie wiedziała, że znajduje się Mroczny Znak.

- Musisz iść. Nie jesteś tutaj bezpieczna - powiedział cicho, nim się aportował.


4 komentarze:

  1. Powiem tak, jak sobie wyobraziłam, że to mój kochany Theo z nią jest to lepiej mi się czytało muszę przyznać xD Mój mózg póki co dalej nie może pojąć faktu, że Hermiona z Severusem by mogli ten teges xD Także będę obstawać przy moim Nottiem i jakoś mi pójdzie to czytanie xD Ale akcja między nimi naprawdę bardzo szybko się rozkręca i trochę tego nie mogę pojąć szczerze mówiąc. Ok, znają się, ok, mogą coś tam do siebie czuć ale widzę w nich normalnie króliki, które muszą kopulować bo nie wytrzymają bez siebie 🙈 Rozumiem pociąg fizyczny no ale przystopujmy trochę xD Byłam ciekawa jak się potoczy ta bitwa. Niby byli przygotowani no ale jednak wszystko mogło się zdarzyć. Snape niby wziął słabszych ludzi, ale mimo tego kilka osób z Zakonu już mogło stracić swoje życie w tym i sama Hermiona. Także tu Ci muszę podziękować Snape, za w miarę szybką reakcję która ocaliła jej życie. Choć akcja między nimi jest dość szybka to jednak jestem ciekawa, co będzie się działo dalej 😁
    Pozdrawiam cieplutko! ❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten atak na kwaterę mógł by potrwać trochę dłużej bo tak to mało się z tego dowiedzieliśmy, lecz chociaż dobrze że Snape uratował Herm ale też trochę Herm zachowała się jak dziecko a nie jak najmądrzejsza czarownica tak słabo walcząc. Seks jak seks szybko i intensywnie 😌 pozdrawiam ♥️

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurde, co się stanie ze Snapem, skoro uchronił ją od zaklęcia innego śmierciożercy?! Bo przecież go nie zabił, tylko unieszkodliwił, kurde! Stresuje mnie to! Dobrze, że kolejny rozdział już czeka na przeczytanie ;) I ta scena seksu... W końcu nie "pod presją" tylko dla nich samych. Chociaż to polecenie Severusa po wszystkim - chłopie, odrobinę delikatności! Faceci, naprawdę, za grosz taktu i wyczucia. Ja rozumiem, że sytuacja nie sprzyja zbliżeniom, ale chociaż mógł rzucić coś milszego, niż to, że musi już wyjść xD Ech, wiecznie pod górkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. O jejku uwielbiam ten rozdział :D
    Te rozterki Severusa, to zaskoczenie co się tak kryje w jego uczuciach, to co pojawiło się przypadkiem wraz z nią. Jest surowy, a jednocześnie delikatny. Uratował ją, bał się, że tego nie zrobił... I to wzbudziło emocje, których pewnie dawno nie czuł.
    A ten seks zdecydowanie gorący :D To jak pierwszy raz się kochają, a nie tylko próbują dostosować do tego co muszą.

    OdpowiedzUsuń