Obserwował ją do momentu, gdy wreszcie zasnęła głównie dzięki eliksirom, które wypiła.

Był zszokowany tym, jak bardzo jest ranna, naprawdę. Lucjusz mógłby być prawdziwym zwierzęciem. Z tym, co przyniósł ze swojego domu, mógł uleczyć większość ran, ale szkody jej wyrządzone nie były tylko fizyczne.

Opuścił pokój, by znaleźć ręczniki i eliksiry, ale szybko powrócił, kiedy tylko do jego uszu doszło ciche chlipanie. Nadal spała, ale wyraźnie coś ją niepokoiło. Mruczała coś pod nosem i wierciła się na łóżku. Mógł przysiąc, że wymówiła jego imię.

Martwił się o nią, ciągle się martwił. Kiedy widział jej załamanie… nie mógł po prostu nadal udawać zimnego drania, jakim zazwyczaj był. Usiadł obok niej na łóżku, starając się ją uspokoić. Był miły i opiekuńczy, zupełnie jakby był kimś innym.

Nawet teraz, gdy zasnęła, siedział w fotelu i ją obserwował. Powoli przestawała się wiercić i mamrotać, lecz on nadal nie mógł oderwać od niej oczu. Nawet teraz, po tym wszystkim, czego doświadczyła, wyglądała tak niewinnie, gdy spała. Poprzysiągł sobie, że więcej nie dopuści, aby taka sytuacja znów miała miejsce. Musiał ją chronić, bez względu na wszystko.

Gdy nastał poranek ponownie był tym mężczyzną, którego wszyscy tak dobrze znali, żywo rozmawiający i wydający polecenia. Opuścili mieszkanie wcześnie rano. Musiał spotkać się ze swoim Mistrzem, upewnić się, że nie pójdą za nim, no i Hermiona miała wrócić do Zakonu.

Podróż się opóźniała. Wiedział, że to nienajlepszy czas na opuszczenie miasta, ale było to konieczne, a ona musi pójść z nim. W ciągu tych, co najmniej, kilku dni nie mógł zostawić jej bez ochrony, dlatego uznał, że przebywanie razem będzie bezpieczniejsze.

Aportował się ponownie do kwatery, wiedząc, że Lucjusz prawdopodobnie już tam jest. Szedł spokojnie, jak zawsze, jednak rękę miał zaciśniętą na różdżce. Był gotów na wszystko.

Idąc korytarzem słyszał krzyki mężczyzny, a dźwięk przybierał na sile, gdy zbliżał się do pokoju.

Zapukał do drzwi i czekał. Minęło kilka minut, a krzyki przez ten czas nie milkły. Kiedy drzwi w końcu się otwarły, zobaczył dwóch śmierciożerców przytrzymujących trzeciego, znajdującego się pośrodku, prawdopodobnie nieprzytomnego. Wszyscy trzej nosili maski, ale łatwo rozpoznał długie blond włosy tego pośrodku.

Zaczekał, aż wyjdą, a następnie wszedł do środka zamykając za sobą drzwi. Jego Pan siedział jak zwykle przy kominku, ale tym razem spojrzał na niego i przemówił.

- Severusie, dobrze, że przybyłeś. Właśnie usłyszałem nieprawdopodobne nowiny od Lucjusza.

- Naprawdę, mój Panie? - zapytał, czuł się zdenerwowany, ale zachował spokój, jak zawsze zresztą.

- O tak. Zdawał się wierzyć, iż pewna młoda czarownica próbuje zebrać informacje manipulując tobą. Zapewnił mnie, że zaatakowałeś go chroniąc ją zeszłej nocy, gdy tylko to odkrył.

- Jeśli mogę, Panie, prawda jest taka, że miał ją już zabić, kiedy ich odnalazłem. Wiedział, jakie są rozkazy odnośnie tej dziewczyny, ale zignorował je, więc musiałem podjąć odpowiednie kroki i przeszkodzić mu.

- Tak, zebrałem masę informacji wykorzystując siłę perswazji, jak mogłeś zapewne zauważyć. Powiedział mi jednak, że zmodyfikowałeś jej pamięć odnośnie tych wydarzeń.

- Musiałem. Lucjusz powiedział jej wszystko o tym, jak ją wykorzystywaliśmy.

- Czy będzie z tym jakiś problem? Czy zauważą w niej jakiekolwiek zmiany?

- Oczywiście, że nie, Panie. Byłem bardzo ostrożny.

- Bardzo dobrze. Oczekuję, oczywiście, że będziesz zgłaszał wszelkie zmiany natychmiast. Nie chcę ryzykować, że ktoś może się o tym dowiedzieć. Gdyby tak się stało będziesz za to odpowiedzialny.

- Tak, Mistrzu, dziękuję. A co z Lucjuszem…?

- Nie będzie problemem. Pójdzie w góry, aby kontynuować negocjacje z olbrzymami. Zdążyli zabić dwóch moich negocjatorów, których tam wysłałem.

Cisza zapanowała na sali ponownie, gdy on analizował usłyszane informacje i mógłby przysiąc, że dostrzegł złowrogi błysk w oczach Czarnego Pana.

Kiedy stanął obok Dziurawego Kotła, ona już tam była. Zawahał się na moment, ale podszedł do niej. To będzie najlepsze rozwiązanie powiedział sam do siebie i stanął u jej boku.

Nie chciał ryzykować, że zostanie usłyszany, więc gdy tylko stanął obok niej, złapał jej rękę i teleportował oboje.

Znaleźli się w lesie i choć świeciło jeszcze słońce, żaden najmniejszy promyczek nie mógł przebić grubej korony liści utworzonej przez drzewa.

Puściła jego rękę, rozglądając się wkoło, próbując zorientować się gdzie wylądowali.

- Jesteśmy w Irlandii - udzielił odpowiedzi na pytanie, które krążyło jej po głowie.

Spojrzała na niego, lecz nie powiedziała ani słowa. Poprosił więc tylko, by podążała za nim i zaczęli iść. Wiedział, że dom jest kilka kilometrów stąd, lecz musiał mieć pewność. Nikt nie może ich śledzić.

- Jesteśmy na miejscu - powiedział w końcu, po prawie godzinnym marszu. Zatrzymała się w miejscu.

Podążyła za jego wzrokiem i zobaczyła mały dom. Wyglądał tak, jakby miał za moment się rozlecieć. Uśmiechnął się pod nosem, widząc zdumienie na jej twarzy. Zrobił krok do przodu, otworzył drzwi i puścił ją przodem.

Westchnęła, gdy przekroczyła próg. Widziała już magicznie powiększone pomieszczenia, ale nie była w stanie ukryć zaskoczenia.

Miejsce przypominało mały pałacyk. Jednak największe zainteresowanie wzbudziła biblioteka, którą dostrzegła w pierwszym pokoju po lewej. Zdawała się być wypełniona samymi książkami, półki ciągnęły się od podłogi, aż po sam sufit.

- Co to za miejsce? - zapytała, wciąż rozglądając się z zainteresowaniem.

- Przychodzę tutaj, gdy potrzebuję odpoczynku od Londynu i całej reszty, lub kiedy muszę ukryć się, bądź zdobyć składniki do mikstur. Właśnie dlatego jesteśmy tutaj dzisiaj. Chodź ze mną, pokażę ci twój pokój - powiedział i zaczął wspinać się po schodach.

- Sądzę, że znajdziesz wszystko, co jest ci potrzebne, w środku - rzekł, po czym otworzył drzwi do pięknej sypialni. Weszła do środka i zostawiła torbę na łóżku.

- Rozgość się. Będę na dole, przyjdź tam, gdy będziesz gotowa. Są pewne rzeczy, które musimy przedyskutować. – Tylko tyle powiedział, nim zamknął za sobą drzwi.

Zawrócił i wszedł do kuchni. Było już prawie południe. Wyjął swoją różdżkę, by przygotować coś do jedzenia.

Kilka minut później weszła do środka i usiadła przy stole podobnie, jak on. Zdjęła swoje szaty i teraz miała na sobie tylko mugolskie ubranie.

- Powinnaś coś zjeść - powiedział i wskazał na kanapki, które zrobił. Sięgnęła po jedną, spojrzała na niego, czekając, aż zacznie mówić.

- Jestem zaskoczony, że pozwolili ci wyjechać - powiedział, mając na myśli Zakon.

- To nie było takie proste, nie chcieli mnie puścić. Zwłaszcza, że nie powiedziałam im, dlaczego wyjeżdżam, z kim i dokąd jadę.

- Myślę, że to musiało być trudne, ale gdyby tylko poznali prawdę…

- A jaka jest prawda? Dlaczego tu jestem? - zapytała.

- Jak już mówiłem, musiałem wyjechać, by zdobyć składniki do eliksiru, który warzę, a czas ucieka. Podczas, gdy ja jestem tutaj, Voldemortowi może odwidzieć się twoja użyteczność i pomysł zachowania cię przy życiu.

Spojrzał jej głęboko w oczy, próbując odczytać myśli, lecz ponownie został wypchnięty.

- To nie jest zbyt miłe, takie włażenie do umysłu innych ludzi bez zaproszenia - rzekła chłodno, kończąc jeść kanapkę.

Milczeli przez kilka minut, aż w końcu zapytała.

- Czego ty tutaj szukasz?

- To rzadki kwiat, ten las jest jedynym miejscem, gdzie występuje. Można go znaleźć jedynie po zmroku. Potrzebuję do tego twojej pomocy. Nie wyjedziemy stąd, dopóki nie uzbieram takich pięciu.

- Dlaczego pomogłeś mi wczorajszej nocy? - spytała nagle.

Spojrzał na nią zmieszany.

- To była najwłaściwsza rzecz, jaką mogłem zrobić. Dlaczego ty mi pomogłaś?

- Z tego samego powodu, jak sądzę - odparła odwracając wzrok, by nie spoglądać mu w oczy.

Pokój pogrążył się ponownie w ciszy. Oboje rozglądali się na boki, zażenowani całą tą rozmową.

- Muszę iść - powiedział w końcu. - Będę z powrotem przed zachodem słońca.

Odwrócił się na pięcie i wyszedł. Tak naprawdę nie musiał nigdzie iść, ale chciał wyjść z domu, co najmniej na kilka godzin. Zdecydował się wrócić do swojego domu w Londynie, by upewnić się, że nikt tam nie wszedł i skontrolować przy okazji eliksir.

Kilka godzin później, gdy wszedł do domu, zastał ją siedzącą w bibliotece. Co najmniej tuzin książek było rozłożonych na stoliku. Wzdrygnęła się, kiedy przemówił. Nie usłyszała, jak wszedł do pokoju.

- Powinnaś być przygotowana, już prawie czas. Będziesz potrzebowała rękawiczek. Jeśli nie masz żadnych, daj mi znać, a znajdę jakąś parę dla ciebie.

Wrócił do swojego pokoju i zamknął drzwi. Wziął prysznic, po czym zszedł po schodach, by poczekać na nią. Miał już ubrane rękawiczki i ciepły płaszcz wiedząc, jaki ziąb panuje na zewnątrz. Dołączyła do niego parę minut później i razem wkroczyli do lasu.

Wytłumaczył, jak można odnaleźć kwiat i po wielu godzinach poszukiwań znaleźli dwa z nich. Wyjaśnił jej także, że jutro też będą musieli wznowić poszukiwania.

Minęła prawie godzina, odkąd leżał w łóżku, nim zdecydował, że nie zaśnie. Obrazy, które zwykle go nawiedzały, były teraz nie do zniesienia. Ostrożnie zszedł po schodach, starając się nie narobić hałasu, ale szybko zdał sobie sprawę, że nie jest to konieczne. Światło wychodzące spod drzwi biblioteki oznaczało, że nie tylko on nie może zasnąć.

Odchrząknął, gdy wszedł do pokoju. Nie chciał jej przestraszyć. Usiadł w fotelu naprzeciwko.

- Przepraszam, nie mogłam spać - powiedziała.

- Nie martw się, nie ty jedna.

Kilka minut upłynęło w ciszy, nim westchnęła i odezwała się ponownie.

- Za każdym razem, jak zamykam oczy widzę go. Malfoya. Tak, jakby ostatnia noc działa się od nowa.

- Nie musisz się już go obawiać, nie ma go tutaj. Jest daleko i nie wróci tak szybko, o ile w ogóle wróci.

Spojrzała na niego z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami, a on uśmiechnął się.

- Nie mam nic do niego, jeśli cię to martwi, choć może powinienem go zabić, gdy miałem taką okazję. Wyruszył teraz na niebezpieczną misję, ale jest potężnym czarodziejem. Do tego inteligentnym, więc może uda mu się przeżyć.

Wstał, poszedł do kuchni, po czym wrócił z butelką Ognistej Whisky i dwoma szklankami.

- Chyba nie powinienem tego robić, ale pomoże ci to zasnąć - powiedział, nalał trunek do każdej szklanki i podał jej jedną.

Milczeli przez jakiś czas, pijąc i pogrążając się we własnych myślach. Nie mógł powstrzymać się od zerkania na nią od czasu do czasu. Mimo, że miała na sobie szlafrok narzucony na koszulkę nocną, mógł zobaczyć jej gołe nogi w miejscach, gdzie materiał odchylił się mimowolnie. Czuł, że jego ciało reaguje i postanowił wyjść, nim zrobi coś głupiego.

- Myślę, że powinienem wrócić do siebie i położyć się spać, robi się naprawdę późno - powiedział, po czym wstał i ruszył w kierunku swojego pokoju.

- Dobranoc, profesorze – usłyszał jej ciche słowa.

Następnego ranka znalazł ją w kuchni. Był zaskoczony tym, że przygotowała śniadanie.

Odwróciła się do niego z uśmiechem i zaproponowała mu talerz. Sięgając po niego, musnął jej rękę palcami. Poczuł energię biegnącą przez całe jego ramię.

- Musiała także to poczuć - pomyślał sobie.

Spojrzała na niego i trwali zapatrzeni w siebie przez kilka sekund. Był pierwszym, który zerwał kontakt. Zimne spojrzenie zagościło znów na jego twarzy, podziękował jej, usiadł i zaczął jeść śniadanie.

Tak minął im cały dzień. Choć dom był duży, co chwilę wpadali na siebie nawzajem. Za każdym razem jego ciało reagowało w taki sam sposób. Doprowadzało go to do szaleństwa.

Nie mówili dużo. Ona była zbyt zaabsorbowana książkami, a on powstrzymywaniem się, by nie wziąć jej tu i teraz.

Tej nocy wrócili do lasu i odnaleźli resztę kwiatów. Powiedział jej, że powinna się przespać, bo z samego rana wrócą do Londynu.

- Muszę iść do mojego Mistrza, ty też się tam pojawisz. - Ujrzał strach na jej twarzy i próbował ją uspokoić. - Będziesz tam bezpieczna, nie martw się.

Zakrył jej oczy, wziął za rękę i aportował się do kwatery. Bezpieczniej było, by nie wiedziała gdzie stacjonują, przynajmniej na razie. Zaprowadził ją do biblioteki i zdjął wierzchnie odzienie. Rozejrzała się z zaciekawieniem dookoła i zwróciła swój wzrok na niego z niemym zapytaniem wymalowanym na twarzy.

- Zostań tu i niczego nie dotykaj. Zamknę drzwi, więc nikt tu nie wejdzie – wyjaśnił. - Wrócę za kilka minut.

W końcu wyszedł i skierował się do gabinetu Mistrza. Dom był prawie pusty. Było jeszcze wcześnie rano, ale wkrótce przybędzie wielu śmierciożerców. Musi się pospieszyć.

Wszedł do pokoju i zastał Czarnego Pana pogrążonego w lekturze. Jak zwykle zresztą, nie zwrócił na niego uwagi, gdy wszedł i zamknął za sobą drzwi. Nagle uniósł głowę zupełnie, jakby coś usłyszał.

- Sprowadziłeś tutaj tę dziewczynę - brzmiało to jednak nie jak pytanie, lecz raczej stwierdzenie faktu.

- Tak, mój Panie – odparł. - Pomyślałem, że zostawienie jej samej będzie zbyt ryzykowne, a jest jeszcze kilka spraw, które koniecznie musimy przedyskutować, nim wróci do Zakonu.

- Więc dlaczego tu jesteś, Severusie?

- Zakon wróci na Grimmauld Place za pięć dni, licząc od teraz, lecz przybędą tylko na spotkanie. Jak wiesz, Panie, miejsce to nie jest już tak dobrze chronione, jak dawniej. Będzie to idealny czas, by zaatakować. Zupełnie ich tym zaskoczymy.

Analizował swoje słowa przez kilka sekund, zanim ponownie spojrzał na niego.

- Bardzo dobrze, będziesz odpowiedzialny za wszelkie przygotowania do ataku. Nie zawiedź mnie.

- Nie zrobię tego, Panie. Dziękuję.

- Powinieneś wrócić do biblioteki, nim inni ją znajdą.

Skinął głową i cicho opuścił pokój. Przyśpieszył kroku, gdy usłyszał jakieś poruszenie i głosy w oddali przed sobą.

Gdy w końcu dotarł do drzwi, zobaczył kilku śmierciożerców, którzy właśnie próbowali złamać jego zaklęcie, chcąc dostać się do biblioteki. Szybko ruszył do przodu i otworzył drzwi. Jak tylko wszedł do środka, znajdujący się za nim mężczyźni wsadzili głowy do środka chcąc zobaczyć, co się tam znajduje. Nie wydawali się zachwyceni, ale nim zdążyli wejść, chwycił ją za ramię i wyciągnął na zewnątrz.

Szli korytarzem, ignorując ciekawskie spojrzenia. Gdy tylko dotarli do wejścia, obejrzał się za siebie, by mieć pewność, że nie są obserwowani. Otworzył drzwi i wepchnął ją do środka czegoś, co wyglądało jak mały schowek, po czym zamknął drzwi za sobą.

Podniósł różdżkę i wyszeptał zaklęcie, wskazując na drzwi. Pokój był mały i ledwo oświetlany przez kilka świec, ale musiał to zrobić.

Spojrzał na nią i zauważył zakłopotanie na jej twarzy.

- Musimy porozmawiać, natychmiast, a to jest najlepsze miejsce, na jakie możemy liczyć - wyszeptał.

Spojrzała na drzwi, a następnie z powrotem na niego, nie w pełni rozumiejąc, o co mu chodzi.

- Będziemy mieć tu trochę prywatności, przynajmniej przez kilka minut. Gdyby ktoś próbował otworzyć drzwi światło zamigota, a to da nam dość czasu, by udawać... - Jego głos zamarł. Niewielki dyskomfort wypłynął na jej twarz.

- Za pięć dni zaatakujemy Grimmauld Place.

Wydała stłumiony okrzyk w szoku, który ją opanował, ale mu nie przerywała.

- Czarny Pan wierzy, że Zakon będzie tam ze względu na zorganizowane spotkanie. Musisz upewnić się, czy wszyscy tam będą i zadbać o to, by byli przygotowani do obrony.

Spojrzał na nią, a ona kiwnęła głową ze zrozumieniem, więc kontynuował.

- Muszą sprawiać wrażenie kompletnie zaskoczonych, ale upewnij się, że będą mieli ustawione w domu osłony anty teleportacyjne. Każdy powinien mieć ze sobą świstoklik, na wypadek odniesienia poważnych ran.

- Będą chcieli wiedzieć, skąd ja o tym wiem - powiedziała drżącym głosem.

- Wymyśl coś, oni nie mogą wiedzieć, że to ja za tym stoję.

Nagle światła zamigotały i zgasły, oboje spojrzeli na drzwi w szoku.

- Ktoś nadchodzi - powiedział, złapał ją za ramię i naparł na nią, by po chwili zamknąć jej usta swoimi.

Zapomniał o całym świecie, gdy tylko poczuł, że oddaje pocałunek. W tym czasie jej ręce znalazły się na jego ramionach i przyciągnęła go do siebie jeszcze bliżej. Poczuł, jak odchyliła głowę w tył, by miał lepszy dostęp do jej szyi. Całował i gryzł jej skórę w miejscach, gdzie mógł dotrzeć. Zrobił kilka kroków do przodu opierając ją o ścianę. Ręce miała wplecione w jego włosy, a jego dłonie błądziły po jej ciele. Nie widział jej, ale mógł wyczuć, jak reaguje na jego dotyk.

Widział jej reakcję, gdy używał różdżki, ale teraz, skoro zgasło światło i nikt już nie próbuje otworzyć drzwi, są bezpieczni. Jednak nie miało to w tym momencie najmniejszego znaczenia. Jedyne, co się liczyło, to potrzeba poczucia jej skóry tak blisko swojej.

Powoli rozpiął jej koszulę i z powrotem dotknął jej warg swoimi. Wydała z siebie jęk, gdy przez biustonosz kreślił palcami kółeczka naokoło jej stwardniałych sutków. Odsłonił jej piersi i zaczął muskać ustami wrażliwe miejsca, drażnił językiem delikatną skórę. Wziął jeden w usta i uśmiechnął się do siebie, gdy poczuł, jak wygina ciało w łuk, chcąc być jeszcze bliżej.

Powolutku przesuwał swoje usta. Dotarł do obojczyka w momencie, gdy jego ręce wślizgnęły się pod spódnicę. Powoli pieścił jej nogi, gładził je, aż dotarł do ud. Wydała z siebie jęk zawodu, gdy tylko zaprzestał i skierował się w dół. Po chwili jednak na powrót zmienił kierunek i dotarł do miejsca, gdzie wiedział, że pragnie go najbardziej.

Zacisnął palce na jej kolanach i uniósł jedną nogę w górę, umieszczając ją wokół swoich bioder, jednocześnie napierając na nią, by mogła poczuć, jak bardzo jest pobudzony. Jęknęła pod owym naciskiem, tymczasem on umieścił rękę pomiędzy ich złączonymi ciałami, delikatnie drażniąc łechtaczkę.

Poczuł jej ręce ponownie na swoich ramionach. Wbijała mu paznokcie w ubranie. Jej usta szukały jego, by po chwili lekko przygryzać jego dolną wargę. Wsunął palec do jej wnętrza i przycisnął do siebie bliżej, by ochronić ją przed upadkiem.

Jej usta były tak samo zachłanne, jak i ciało. Nie minęło dużo czasu, nim poczuł, jak się napina i jęczy w momencie, gdy dotarła na granicę nadchodzącego orgazmu.

Tym razem nie odepchnął jej, nie mógł, nie chciał. Położył obie ręce na jej biodrach, złapał jej majtki z dwóch stron, pociągnął mocno, rozrywając je i pozwolił im opaść na podłogę. Ona tymczasem pisnęła zaskoczona.

Niecierpliwie rozpiął spodnie i pochwycił jej drugie kolano. Uniósł je tak, że teraz obydwie nogi miała owinięte na jego biodrach.

Nie mógł czekać ani minuty dłużej. Wbił się w jej ciało jednym mocnym pchnięciem, jednocześnie całując zachłannie. Jęczeli głośno z niecierpliwości. Potrzebował jej i mógł spokojnie powiedzieć, że i ona go pragnęła.

Poruszał się wewnątrz niej, najpierw powoli, ale wkrótce jej biodra zaczęły wychodzić naprzeciw jego każdemu pchnięciu. Nie mógł powstrzymać westchnień, gdy zwiększył tempo.

Ugryzła jego ramię, by przytłumić głośne jęki w momencie, gdy nadszedł drugi orgazm. Zacisnęła się naokoło niego w spazmie rozkoszy, a on doszedł w tym samym momencie, co ona.

Obydwoje ciężko dyszeli, całkowicie wyczerpani. Powoli zdjęła swoje nogi z jego bioder, a on objął ją w pasie i pomógł wstać. Krępująca cisza wypełniła pokój, gdy w ciemności poprawiali pomięte ubrania. Kiedy byli już gotowi, sięgnął do klamki i otworzył drzwi wychodząc na oświetlony korytarz.

Zauważył spojrzenia kilku śmierciożerców, wyraz ich twarzy wyrażał zmieszanie i rozbawienie zarazem.

- Ta pani potrzebowała trochę prywatności - powiedział gładko i wziął ją za rękę, prowadząc do drzwi wejściowych.


6 komentarzy:

  1. Czy za każdym razem, jak będzie dochodziło między nimi do zbliżenia będę mieć ciarki? Bynajmniej nie z powodu radości, że tak się dzieje xD Nie no, dalej nie mogę się przełamać co do nich i muszę sobie wyobrażać albo, że to jest Draco, albo chociaż Theo xD Nie poradzę na to nic, że nie czuję się z tym zbyt komfortowo. Może to moje podejście, że ona jednak była jego uczennicą i wgl, no ale nie mogę xD Z tyłu głowy mam cały czas, że istnieje między nimi dwadzieścia lat różnicy! Wątek romansu z profesorkiem byłby spoko, gdyby on był jakimś mega przystojniakiem, któremu ciężko się oprzeć, ale no Snape nigdy w moich wyobrażeniach jednak do końca przystojny nie będzie. Wypad do jego samotni bardzo ciekawy, spodziewałam się, że to właśnie tam między nimi do czegoś dojdzie, no ale jednak wolą dreszczyk emocji w postaci potencjalnych widzów, którzy mogliby ich przyłapać xD Lucjusz za to okazał się być idiotą! Serio, to co zrobił było idiotyczne! Przecież do przewidzenia było, że Voldemort uwierzy Severusowi a nie Lucjuszowi… Jestem ciekawa czy Malfoy wróci wgl z tych negocjacji, czy jego też zabiją. No i jak Hermiona wytłumaczy w Zakonie fakt, że wie o tym, że zostaną zaatakowani. Kurcze, no ze względu na samą historię muszę czytać dalej, bo mnie zaciekawiła :D
    Ściskam Cię mocno :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Camille, kochana, też mam zgrzyt w mózgu trochę, aczkolwiek nadal wolę Snape'a niż np. Lucjusza haha :D

      Usuń
  2. Herm bez żadnego sprzeciwu oddaje się Severusowi, szkoda że jest tak mało jej przemyśleń i faktycznie szybko się rozwija akcja ale i tak dobrze się czyta.
    Pozdrawiam ♥️

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest takie hot! :D
    Kurczę na nowo sobie przypominam te emocje jak pierwszy raz czytałam :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Trochę się zastanawiałam, czy Sev sie odważy na jakieś zbliżenie wtedy, kiedy byli sami, ale podświadomie czułam, że się na to nie zdobędzie. Pomimo tej ogromnej chemii, jaka się pojawiła między nimi, sądzę, że nadal uważa to za coś w rodzaju obowiązku - jakkolwiek idiotycznie by to nie brzmiało. Mam na myśli to, że nadal ich seks pojawia się jako "seks na pokaz", stąd te zbliżenia wtedy, kiedy "ktoś patrzy"... Ciekawa jestem za to, kiedy dojdzie do ich prawdziwego zblizenia, bez świadków ;) I podpisuje się pod Wrednakocica, że troche mało Herm i jej przemyśleń (jak i w ogóle dialogów z jej udziałem), ale jak rozumiem, jest to opowiadanie nastawione na punkt widzenia Snape'a, więc nie można wymagać ;)
    Klikam dalej!
    Mała.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy oni na prawdę? Tak w twierdzy Voldzia właśnie uprawiali sex :O? Szok... Wiem, że to na pokaz, ale z drugiej strony mógłby powiedzieć, że omawiali sprawy związane ze szpiegostwem. Pierwszy raz właściwie takie opowiadanie bardziej z punktu widzenia i przemyśleń Severusa, właściwie fajnie wiedzieć co mu tam w głowie gra ;) Ostatnio ciągle czytam Dramione i generalnie Dramione w moim sercu i głwoie, jakoś dziwnie się czyta o Hermionie z Severusem ;)

    OdpowiedzUsuń