sierpnia 01, 2020
Legenda dwunastu listów - Rozdział 24: To wszystko wina legendy o dwunastu listach
— To jest mój dwunasty list do ciebie!
Spojrzeli na siebie w niemym szoku.
Kilka osób zaczęło im się przypatrywać w momencie, kiedy wykrzyczeli do siebie to zdanie. Uwaga niemal wszystkich skupiła się po chwili na Valedictoriance (Prefekt Naczelnej) i Salutatorianinie (Prefekcie Naczelnym) stojących na środku, wzajemnie wręczających sobie kawałki pergaminu z szokiem wymalowanym na twarzach.
— T-ty do mnie pisałaś? — przemówił w końcu Draco, mrugając z niedowierzaniem.
— Na to wychodzi... a ty... ty też pisałeś do mnie? — zapytała Hermiona. Mimo, że cały czas marzyła, by rzeczywiście on był nadawcą jej listów, nie mogła otrząsnąć się z szoku, że to wszystko okazało się prawdą.
— Cóż... tak... — odpowiedział, czerwieniąc się na twarzy.
Zamilkli na kilka kolejnych sekund. Nie wiedzieli, co robić dalej. Kręciło im się w głowach, a szok i zaskoczenie praktycznie wymazały wszystkie ich dotychczasowe myśli. Ludzie dookoła nich wpatrywali się w całą scenę ze zmieszaniem. Nikt nie miał pojęcia, o co chodziło tej dwójce. Patrzyli się w nich w ciszy, czekając na kolejny ruch.
Hermiona i Draco spojrzeli na siebie z niezręcznością. Oboje chcieli sobie coś wyznać, jednak byli zbyt zawstydzeni, by wydusić chociażby jedno właściwe słowo.
— Myślałem, że to była Pansy... — Draco w końcu był w stanie wyszeptać cokolwiek, nadal nie wierząc w to, co się dzieje.
— Czekajcie, usłyszałam moje imię. Czemu usłyszałam moje imię? Czemu o mnie rozmawiacie? — Usłyszeli zakłopotane pytania Pansy, która lekko kołysała się w tańcu z Blaise’em Zabinim kilka kroków dalej.
Zignorowali ją jednak.
— Cóż, to trochę zabolało, gdy pomyślałeś, że to od niej... — wyznała Hermiona.
— Jakbym ja nie był zraniony, gdy stwierdziłaś, że listy ode mnie są przeklęte i nie znosisz ich otrzymywać, i że nienawidzisz ich nadawcy — wyrzucił z siebie lekko sfrustrowany Draco.
— Wiesz co? — zaczęła Hermiona, również powoli wpadając we frustrację. — Ja wcale nie byłam zdruzgotana kiedy powiedziałeś, że nigdy nie docenisz moich listów. Nawet jeśli były błyskotliwe, poetyckie, urocze, ty nadal nie chciałeś ich docenić! Byłam tak zawiedziona, że nigdy, przenigdy, prze—przenigdy nie pomyślisz, że te listy mogłyby pochodzić ode mnie! — wykrzyknęła.
— Byłem cholernie rozbity, kiedy powiedziałaś, że mnie nienawidzisz! — wrzasnął Draco.
— Nie miałam wtedy pojęcia, że to ty! Nawet nie wiesz jak bardzo chciałam, żebyś to był ty! Wiesz jak bardzo płakałam, kiedy myślałam, że to Justin wysyła mi te listy? — odkrzyknęła.
— Ja? — zapytał Justin, oszołomiony na dźwięk własnego imienia. Właśnie tańczył z Hanną Abbot, również kilka kroków dalej.
Tak samo jak Pansy, Justin został kompletnie zignorowany.
— Ty chciałaś, żebym to był ja? — powtórzył ogłupiały Draco.
— A żebyś wiedział, że chciałam! Całym sercem miałam nadzieję, że to ty! Czy wiesz jak okropnie mi było kiedy spytałam się ciebie, czy wierzysz w legendę, a ty powiedziałeś mi, że nie? I że ja też nie powinnam, bo to tylko historyjka dla tchórzy? Czułam się tak cholernie słaba! — zapłakała.
— Granger... — Draco przełknął ślinę i spojrzał na dziewczynę ze współczuciem.
— Kiedy usłyszałam na lekcji od profesora Binnsa tę legendę o tych cholernych dwunastu listach, natychmiast pomyślałam o tobie — wyjaśniła. — Spędziłam cały wieczór próbując zdecydować, czy powinnam podążyć za nią i napisać do ciebie list! Wiedziałam, że ci się nie spodoba. Wiedziałam, że będziesz zdegustowany tym, że jakaś mała szlama Granger aż tak cię lubi!
Draco chciał jej przerwać, jednak dziewczyna nie przestawała krzyczeć.
— Była cholerna trzecia w nocy, kiedy w końcu zdecydowałam się spróbować! Poświęciłam godzinę na napisanie pierwszego listu i cały poranek na zamartwianiu się, czy podjęłam właściwą decyzję! Nie masz pojęcia, jak dziwny był dla mnie ten dzień. Kompletnie nie mogłam się na niczym skupić. Posłałam mój własny widelec wprost na stół Ravenclawu przez to wszystko!
— Myślisz, że ze mną było inaczej, Granger? Nie chciałem wierzyć w tę głupią legendę, ale nie mogłem pozwolić, by nasze drogi się rozeszły bez ujawniania ci moich uczuć. Uczuć, których nigdy nie spodziewałem się poczuć, a tym bardziej do ciebie — wyznał. — Przecież nie mogłem sobie tak o, podejść do ciebie i powiedzieć co czuję, co? Myślisz, że nie było to dla mnie przerażające? Wiedziałem, że nienawidzisz mnie do szpiku kości, a wysłanie pierwszego listu tak niesamowicie mnie zestresowało! Kiedy zapytałaś mnie, czy wierzę w legendę, nawet nie wiesz, jak szybko zabiło mi serce. Myślałem, że już wtedy domyśliłaś się, że list był ode mnie. Dlatego skłamałem. Powiedziałem ci, że legenda to jedna wielka bzdura, a wszyscy którzy w nią wierzą to tchórze. Nie sądziłem, że kiedykolwiek nazwę siebie samego tchórzem... Wiedziałem, że myślałaś, że mam tak nieskończoną dumę…
Hermiona spojrzała na niego, milcząc z zaskoczenia. Wpatrywali się w siebie tak długo, że ludzie wokół nich również zamarli w oczekiwaniu. Stali na samym środku parkietu, więc nie sposób było nie zauważyć sceny jaka się między nimi odgrywała.
Po chwili głębokiego zastanowienia, Hermiona odezwała się.
— Jak wysyłałeś mi listy? Pamiętam, że otrzymywałam niektóre z nich, kiedy byłeś zaraz obok.
Draco uśmiechnął się pod nosem.
— Nakazałem mojej sowie dostarczać ci listy o specyficznych porach dnia... żebyś nie podejrzewała mnie o wysyłanie ich.
Najpierw była zaskoczona, następnie zdumiona, potem zachwycona, by na koniec zmarszczyć brwi.
— Ale z ciebie przebiegła, mała, fretka.
— W końcu jestem twoim Salutatorianinem, czyż nie?
Ich spojrzenia zostały przełamane słodkim, pełnym zrozumienia chichotem Hermiony.
— Tak, moim jedynym Salutatorianinem i Prefektem Naczelnym.
Draco również się uśmiechnął.
— Zatem, Granger, czy przyjmiesz mój ostatni list do ciebie?
— Z przyjemnością. A czy ty, Malfoy, przyjmiesz również mój?
— Z przyjemnością... — powtórzył jej słowa.
Hermiona przyjęła list od Draco, a Draco przyjął list od Hermiony. Oboje spoglądali na trzymane kawałki pergaminu, które właśnie otrzymali, po czym unieśli swoje głowy.
— Razem? — zasugerowała Hermiona.
— Razem... — przytaknął Draco.
— Jeden. Dwa... — liczyła Hermiona
— Trzy — dokończył za nią Draco.
Równocześnie otworzyli listy i przeczytali ich zawartość. Obie wiadomości były dość krótkie. Nic wielkiego. Obie zawierały jednak te dwa małe słowa, na których usłyszenie tak długo czekali.
Droga Hermiono,
Kocham cię.
~DM
Serce Hermiony niemal wyskoczyło jej z piersi z radości i zachwytu na widok inicjałów nadawcy. To były dwie, najpiękniejsze litery alfabetu. Maleńkie łzy powoli zaczęły zbierać się w kącikach oczu dziewczyny. Była tak niezmiernie szczęśliwa. Żadne słowa nie były w stanie opisać jej uczuć i szczęścia, jakie wypełniło jej serce. Żadne. W tym momencie zrozumiała, dlaczego tak trudno było jej się rozstać z otrzymywanymi listami. Dlaczego nie potrafiła ich wyrzucić, spalić, czy też puścić w zapomnienie, nawet jeśli przez cały czas sądziła, że otrzymywała je od kogoś kompletnie innego... Bo były od niego. Od jedynego mężczyzny, którego prawdziwie pokochała. Mimo, że racjonalna strona jej umysłu sądziła, że bazując na wszystkich dowodach pochodzą one od Justina, nie potrafiła ich wyrzucić. Dlaczego? Bo nieracjonalna część jej umysłu dominowała.
Najważniejszym było jednak, że to jej własne serce wyczuwało go w tych listach.
Uniosła wzrok i popatrzyła na stojącego przed nią Draco. Uśmiechał się, wpatrzony w otrzymany od niej list. Kolejny i kolejny raz odczytywał słowa napisane na kawałku pergaminu. Mógłby robić to cały czas i nigdy nie mieć dość. Tak bardzo był szczęśliwy.
Drogi Draco,
Kocham cię.
~HG
W końcu jednak podniósł wzrok i ujrzał zapatrzoną w niego Hermionę, po której twarzy powoli spływały łzy. Natychmiast przysunął się do niej bliżej i swoimi smukłymi palcami delikatnie, subtelnie otarł ciepłe kropelki z jej policzków.
— Dlaczego płaczesz? — zapytał miękko, wpatrując się głęboko w oczy dziewczyny.
— To z radości, Draco — wyznała.
Draco zaśmiał się radośnie.
— Nigdy nie byłem szczęśliwszy, Hermiono — powiedział.
Zaparło jej dech w piersi na dźwięk własnego imienia wypływającego z jego ust. Nigdy, przenigdy nie słyszała, aby Draco wypowiedział jej imię. Tak, prawdą było, że zwracał się tak do niej w listach, jednak jego głos wypowiadający je... to brzmiało tak magicznie. Wiele ludzi zwracało się do niej po imieniu. Jednak tylko w jego ustach brzmiało to wyjątkowo.
Chwyciła go za nadgarstki i zetknęła się czołem z jego własnym, zamknęła oczy i cieszyła się chwilą. Nie obchodziło jej, co działo się dookoła. Teraz była tylko ona i on.
Po kilku minutach całkowitej ciszy, Dumbledore w końcu przerwał milczenie tłumu. Uśmiechnął się szeroko, skupiając wzrok na dwójce stojącej na samym środku, teraz będącej jednak w swoim własnym świecie.
— Wieczór dobiega końca. Przystąpmy wszyscy do ostatniego tańca wieczoru! Zaproście swoich partnerów — zachęcił, po czym ujął dłoń profesor McGonagall i poprowadził ją na parkiet.
Tłum obserwujący do tej pory Draco i Hermionę powoli zaczął skupiać swoją uwagę na tańcu, zamiast na dwójce Prefektów. Obserwatorzy, którzy do tej pory spędzali czas przy stołach, dobrali się w pary i podążyli na parkiet, aby dołączyć do pozostałych podczas ostatniego tańca wieczoru. Rodzice Hermiony, pan i pani Granger, również znaleźli dla siebie miejsce na parkiecie. Z oddali posyłali znaczące spojrzenia w kierunku ich córki i blondyna.
— Wiedziałam, że coś między nimi jest... Byłam tego pewna... — szepnęła pani Granger do męża.
— Zamierzasz ją powstrzymać? — zapytał pan Granger.
— Zwariowałeś? Oczywiście, że nie! — powiedziała. — Czemu miałabym? Jest taka szczęśliwa, a na dodatek… no popatrz na tego chłopca! Nastoletnie bóstwo! To chyba najprzystojniejsza istota, jaką widziałam w swoim życiu. Wyobraź sobie nasze wnuki! Przecież one będą przepiękne! Z takich genów nie może wyjść nic złego.
Pan Granger przewrócił oczami na słowa swojej żony.
— I... — kontynuowała kobieta, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu jaki pojawił się na jej twarzy. — On kocha naszą Hermisię tak mocno, jak ona jego... Wystarczy tylko zauważyć jak na siebie patrzą. Jego oczy aż błyszczą!
— Oj tak. Wyglądają na bardzo szczęśliwych... — przytaknął pan Granger.
Po drugiej stronie sceny, inna para rodziców również obserwowała kochanków stojących na środku sali.
— Lucjuszu, spójrz na naszego syna. Nigdy nie widziałam go tak szczęśliwego... — powiedziała Narcyza, wpatrzona w Draco i Hermionę.
Lucjusz również spojrzał we wspomnianym kierunku.
— Tak. Wiem. To ja byłem sprawcą skażenia jego umysłu i pozbawiania go szczęścia. Wychowywałem go na twardego, zimnego, mrocznego... Wychowywałem go na kogoś innego. Cieszę się, że w końcu odnalazł szczęście, na które tak bardzo zasługiwał.
— Lubię Hermionę Granger, wiesz? — stwierdziła kobieta.
— Tak. Jest wspaniała. Jak na pochodzącą ze środowiska mugoli, jest niesamowicie inteligentną czarownicą — zgodził się Lucjusz.
Gdy zagrała ostatnia piosenka ('I Do' — 98 Degrees), tłum kontynuował taniec. Hermiona i Draco jednak pozostali blisko, wpatrzeni w siebie jakby nic innego nie istniało. Draco oplótł swoje ręce wokół talii Gryfonki, przyciągając ją, podczas gdy ona oplotła swoje dłonie za jego szyją, lekko przybliżając jego twarz bliżej swojej. Stykając się czołami, powoli pozwolili unieść się rytmowi grającej muzyki.
Ich oddechy mieszały się, tak samo, jak zapachy ich ciał.
— Hermiono... — zaczął Draco.
— Tak? — odpowiedziała.
— Wczoraj chciałaś mi coś powiedzieć. Co to było? — zapytał.
Uśmiechnęła się.
— Dowiesz się... w swoim czasie. A ty? Ty też chciałeś mi coś powiedzieć, prawda?
Skinął twierdząco głową.
— Czy możesz poczekać jeszcze dziesięć sekund?
Wyglądała na zmieszaną, jednak przytaknęła.
— Dobrze... — mruknęła z niepewnością.
Po dokładnie dziesięciu sekundach magiczne pyły zaczęły powoli opadać na ich głowy. Maleńkie, kolorowe drobinki, przypominające swoim wyglądem płatki śniegu, dawały niesamowity efekt. Uczniowie uśmiechali się radośnie, gdy z wielokolorowych kruszynek zaczęły rozbrzmiewać głosy, które zostały nagrane dzień wcześniej przez bliskie im osoby, niczym wiadomości na poczcie głosowej.
Hermiona i Draco spojrzeli w górę na spadające na nich maleńkie płatki, niczym pierwszy zimowy śnieg. Uśmiechnęli się na ten piękny widok oraz na dźwięki głosów swoich przyjaciół.
Nagle Hermiona poczuła jak mały, zielony pyłek, ląduje na jej ramieniu, zaraz obok ucha. Przemówił tak znanym głosem. Bardzo, bardzo znanym. Słyszanym zaledwie kilka sekund wcześniej.
— Granger, tutaj Draco Malfoy, twój od sześciu lat zaprzysięgły wróg — zaczął głos. — Chcę powiedzieć ci, że... Nigdy nie gardziłem tobą tak bardzo, jak sądzisz. Tak naprawdę, nigdy nie obchodziła mnie twoja krew. Jesteś wspaniała. Ja nienawidziłem cię, bo nie wiedziałem jak cię nienawidzić, kiedy musiałem to robić. Rozumiesz? — Hermiona zaśmiała się lekko. Draco jedynie spoglądał na nią, gdy słuchała jego nagranego głosu. — Więc, wiesz... Tak naprawdę to ja cię nie nienawidzę... naprawdę. Potem zostałaś Prefekt Naczelną. To był mój największy koszmar, tak dla twojej informacji.
Hermiona spojrzała na Draco z zaskoczeniem.
— Największy koszmar? — powtórzyła z wyraźnym bólem w głosie.
Głos jednak kontynuował.
— Dlaczego? Cóż, bo to ja zostałem Prefektem Naczelnym. To oznaczało, że ty i ja musieliśmy mieszkać we wspólnej kwaterze, pod jednym dachem. Że musiałem spędzać z tobą więcej czasu niż powinienem. To oznaczało, że nie nienawidzenie cię, prawdopodobnie zmieni się w nie wiedzenie, co z tobą zrobić. Zawsze mi się podobałaś. Myślisz, że potrafię zwalczyć rosnące z dnia na dzień uczucie do ciebie, widząc cię cały czas? Rozumiesz mnie, Granger?
Zraniony wyraz twarzy Hermiony zmienił się w uśmiech.
— A więc o to chodzi? Rozumiem.
— Stało się więc to, czego obawiałem się najbardziej. Zakochałem się w tobie. Poważnie. Czy widzisz dla nas jakąś szansę? — zakończył głos.
Hermiona spojrzała mu w oczy, nadal szczerze się uśmiechając. Nie miała pojęcia dlaczego mięśnie jej twarzy jeszcze się nie zmęczyły, bo przecież uśmiechała się niemal nieustannie od kilku ładnych minut.
— Czy widzisz dla nas szansę, Hermiono? — powtórzył Draco.
Zanim jednak Hermiona zdążyła odpowiedzieć, na ramię Draco opadł płatek czerwonego, magicznego pyłu, a Draco usłyszał jej głos.
— Cześć, Malfoy. Tutaj Hermiona — zaczęło się nagranie.
Draco zachichotał.
— Też przygotowałaś dla mnie nagranie? — zapytał rozbawiony.
Głos kontynuował.
— Ech... Nie do końca wiem co powiedzieć…
Hermiona zaczerwieniła się, a Draco zachichotał ponownie.
— Dlaczego się tak jąkasz, Gryfoneczko? — droczył się.
— Oj, spadaj. Stresowałam się, okej? STRE-SO-WA-ŁAM! — prychnęła zażenowana.
Głos z pyłku odchrząknął cichutko.
— Dobrze... Zacznę więc od początku…
— Cóż, to chyba oczywiste, że bez sensu zaczynać od końca, poważnie — wtrącił Draco, przewracając oczami z rozbawieniem.
Hermiona zrobiła nadąsaną minę, po czym uśmiechnęła się figlarnie.
— Czy w końcu się przymkniesz i odsłuchasz moją wiadomość do końca?
— Przecież ty nawet nie możesz się tam wysłowić. Poważnie, cały czas się tylko jąkasz... — zażartował Draco
Rzuciła mu piorunujące spojrzenie, co zmusiło Draco do dalszego słuchania wiadomości.
— Malfoy, jesteś najbardziej próżnym chłopakiem jakiego spotkałam, najbardziej wkurzającym dupkiem, gnębiącym wszystkich, a przede wszystkim mugolaków, a już przede wszystkim mnie! Jesteś nieznośnym gadem, który jest tak niesamowicie inteligentny i głupi jednocześnie. Jesteś zasranym gnojkiem, kochającym władzę i swój autorytet. Jesteś tym, który wierzył w idee tej złej strony. Jesteś tym, którego nienawidziłam od Merlin wie kiedy, i tym, którego przestałam nienawidzić i sama nie wiem dlaczego.
Usta Draco powoli rozszerzały się w coraz szerszym uśmiechu.
— I wiesz co? Dzień, w którym zorientowałam się, że przestałam cię nienawidzić, był najstraszniejszym dniem w całym moim życiu… — głos przerwał, aby po chwili kontynuować: — Oczywiste, że byłeś moim wrogiem, a brak nienawiści do wroga jest niebezpieczny. Bardzo, bardzo niebezpieczny, Malfoy. Ale wtedy jeszcze nie wiedziałam najgorszego. Nie wiedziałam, że byłam w jeszcze większym niebezpieczeństwie, niż mogło mi się wydawać.
Nastąpiła długa cisza w nagraniu. Po chwili jednak Draco usłyszał kilka głębokich oddechów, a głos znów przemówił.
— Wyobraź sobie pobudkę pewnego dnia, gdy nagle zauważasz, że kochasz swojego wroga. Czy to nie brzmi przerażająco? Cóż, szczerze mówiąc, to było przerażające. Całkowicie przerażające. To było stresujące, oszałamiające, ściskające za serce... Zostałeś stworzony, żeby kroczyć po Ziemi i manipulować mną i moimi działaniami. Żeby hipnotyzować mnie swoimi diabelskimi oczami. Jedna interakcja oko w oko z tobą i lata szczerej nienawiści zniknęły. Jeden mały uśmiech i już byłam twoja... Myślałam, że to mój koniec. Wiesz, że nie mogę cię kochać… — głos urwał. — Nie powinnam... — poprawił po chwili.
— Ale mimo wszystko... pokochałam — szepnął głos. — Gdyby rok temu ktoś powiedział mi, że będę ci to wszystko mówić... Wyśmiałabym go za bycie szalonym, irracjonalnym, ślepym, bez jakiejkolwiek logiki... Ale wydaje mi się, że przeznaczenie działa w swój dziwny i zagmatwany sposób. Dlatego teraz wyznaję ci to wszystko... Draco, kocham cię. Od dnia, kiedy przyznałam się do tego, zawsze będę cię kochać. Zawsze.
Tym słowem nagranie zakończyło się. Draco popatrzył na Hermionę, która cały czas obserwowała jego reakcję. Zatracił się w jej pięknych, wielkich, orzechowych oczach. Były tak niesamowite, jak jego własne.
— Może jeden mały pocałunek i będziesz moja? — zapytał nagle Draco, delikatnie głaszcząc jej policzek opuszkami palców. Druga ręka nadal znajdowała się na talii dziewczyny, przytrzymując ją blisko jego ciała.
— Dlaczego nie dowiemy się tego sami? — zasugerowała, a na jej anielskiej twarzy pojawił się figlarny uśmieszek.
— Z przyjemnością... — szepnął Draco.
Przysunął twarz bliżej jej własnej, dłoń zatapiając w jej miękkich jak jedwab włosach. Gryfonka odruchowo przymknęła oczy. Jego oddech delikatnie łaskotał jej twarz, był tak blisko, że niemal czuła jego usta na swoich. Stali przez chwilę w takiej pozycji. Nie narzekała na to. Chłonęła sobą każdy detal tej magicznej chwili, ciepło bijące od chłopaka. Nie tylko ciepło, ale i ochronę. Trzymał ją tak blisko siebie... jakby obawiał się ją stracić. Ona czuła to samo.
— Hermiono... — szepnął, a jego głos był tak kuszący.
Otworzyła oczy, aby ujrzeć jego szare tęczówki. Jego spojrzenie było śmiałe... i pożądliwe.
— Draco? — odpowiedziała.
— Kocham cię — szepnął, po czym zamknął ich usta w pełnym pasji, słodkim, niezapomnianym pierwszym pocałunku.
Jego usta były tak delikatne i miękkie... smakowite. Zapraszające. Poruszał nimi powoli w namiętnym tańcu z jej własnymi. Nie do końca tak wyobrażała sobie ten pocałunek. To było lepsze od którejkolwiek z jej fantazji. Wspanialsze od czegokolwiek, co mogła by sobie wymarzyć. Nieporównywalne do niczego innego na świecie.
Kiedy jednak Draco poczuł coś słonego, powoli przerwał pocałunek. Otworzył oczy i spojrzał na Hermionę. Płakała, a to, co poczuł podczas pocałunku było niczym innym, jak jej łzami.
— Dlaczego płaczesz? — zapytał zmartwiony.
Pociągnęła nosem i otworzyła oczy. Jej spojrzenie wyrażało więcej niż jakiekolwiek słowa. Patrzyła na niego jakby był najcenniejszą rzeczą na całym świecie. Jakby był cenniejszy od najdroższych kosztowności. Jakby znaczył dla niej więcej niż powietrze. Był dla niej bezcenny. Był dla niej wszystkim. Była w stanie oddać dla niego cały świat. Tak bardzo go kochała. Bez znaczenia, jak niemożliwie brzmiały te słowa, uważała je za całkowicie prawdziwe.
Nie odpowiedziała na jego pytanie, zamiast tego uniosła się lekko na palcach, aby skraść jeszcze jeden pocałunek z jego ust. Nie podała mu powodu swoich łez. Jej spojrzenie odpowiedziało samo za siebie. Była najszczęśliwszą istotą na Ziemi i żadne słowa nie umiały określić tego, co czuła. Kolejny raz zatopiła się w jego spojrzeniu.
— Też cię kocham.
Draco uśmiechnął się szczerze.
— Czy to znaczy, że jesteś moja?
— Tak długo jak tylko zechcesz, jestem twoja — odpowiedziała. — Jak długo chcesz, żebym była? — zapytała.
— Nie wiem... — powiedział, wzruszając ramionami. — To zależy... — dodał nonszalancko. — Powiedz mi, co jest dłuższe: zawsze, czy na zawsze? To będzie moja odpowiedź.
Te słowa sprawiły, że Hermiona zalała się łzami szczęścia, podczas gdy Draco pochylił twarz, by złożyć na jej ustach kolejny niezapomniany pocałunek.
W międzyczasie, po drugiej stronie Wielkiej Sali, profesor Dumbledore i profesor McGonagall obserwowali dwójkę Prefektów z radością na twarzach.
— Wiedziałam, że będą do siebie idealnie pasować... — skomentowała McGonagall, spoglądając na dwójkę, podczas gdy ona i profesor Dumbledore wirowali w tańcu.
— Naprawdę? Cóż, myślałem, że tylko ja widziałem chemię między nimi — powiedział z zadowoleniem.
— Jestem ciekawa co się stało. Bardzo dobrze pamiętam te dni, kiedy traktowali siebie nawzajem niczym najgorsze żyjące stworzenia. Wydawało się, jakby to było wczoraj. Spójrz na nich teraz, nie mogą się od siebie oderwać!
— Również mnie to ciekawi... — odpowiedział zaintrygowany Dumbledore.
W tym momencie ktoś podleciał do nich. Był to nikt inny jak profesor Binns, nauczyciel i duch, wykładający Historię Magii. Uśmiechał się do nich szaleńczo. Wyglądał na zachwyconego.
Zbliżył się do tańczącej dwójki profesorów i szepnął.
— Ja wiem co się wydarzyło... — zaczął, a jego oczy błyszczały radośnie.
Profesorowie wymienili zaintrygowane spojrzenia i zwrócili się ku niemu.
Duch zaśmiał się pod nosem.
— To wszystko wina słynnej Legendy o dwunastu listach…
I odleciał, ale zanim zniknął za kamienną ścianą, zerknął na parę nowych kochanków i pomyślał:
Przynajmniej teraz Legenda o dwunastu listach nie jest już jedynie wytworem mojej wyobraźni. Wszystko dzięki Draco Malfoyowi i przyszłej pani Malfoy.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAle to był słodki rozdział, Draco i Hermiona w końcu razem! Bardzo podobała mi się treść każdego listu, krótka, ale ujmująca, aż samemu chciałoby się takie dostawać ^^
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za podziękowanie! Aż cieplutko się na serduszku zrobiło!
Nie zostało mi nic innego jak z niecierpliwością czekać na epilog.
Smutno mi, że miniaturki i nowe opowiadanie nie będą codziennie...
Mój email: martilla1996@gmail.com, zawsze chętna na PDF!
Pozdrawiam Cię serdecznie!
P.S I jeszcze raz dziękuję za to, że podjęłaś się tego tłumaczenia, bez ciebie nigdy bym go nie poznała...
Ojejku, tak się cieszę, że udało Ci się dotrwać do końca tego opowiadania! Czytanie go było super przygodą i bardzo Ci dziękuję, że umożliwiłaś przeżycie jej.
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo dziękuję za podziękowanie! :D
Nie mogę doczekać się Twoich kolejnych tłumaczeń! Jesten pewna, że będą tak samo dobre a nawet lepsze niż to!
Mocno ściskam!
Ojojoj! Ale słodycz się polała! :D Tak coś czułam, że ta legenda to była zmyślona przez profesora! :D
OdpowiedzUsuńPS. Bardzo, bardzo dziękuję za dedykację! Ostatniego dnia lipca nadrobiłam zaległości w komentowaniu. :) I skomentowałabym już dawno ten rozdział oraz epilog, ale co wchodziłam na stronę to w spisie treści rozdziały kończyły się na 23, więc myślałam, że nic nie dodajesz. Wystarczyło wejść w ostatni rozdział, żeby dowiedzieć się, że mogę przejść do nowszego posta. :D Taka roztrzepana ja. :P Póki co lecę jeszcze czytać epilog!
Buziaaakiii! :*
Takiej dawki cukru mi było trzeba, czuję się szczęśliwa i spełniona <3
OdpowiedzUsuńTa chemia, hipnotyzujące spojrzenia, elektryzujące i porywające <3
Uwielbiam tą dwójkę razem <3 szkoda, że to opowiadanie takie krótkie :)