23 lata później
— Draco, chodź już! Spóźnimy się. Na pewno tego chcesz? — Hermiona krzyczała przed drzwiami sypialni. Biła pięścią w masywne drzwi gwałtownie i niecierpliwie. Od ostatnich trzydziestu minut próbowała dostać się do siedzącego w pomieszczeniu męża. Rzuciła wzrokiem na zegarek zapięty na jej nadgarstku, który wskazywał już 17:27, czyli zaledwie 33 minuty do rozpoczęcia ceremonii.
— Draconie Malfoyu, wyłaź wreszcie z tego pieprzonego pokoju, albo wejdę tam siłą i mnie popamiętasz! Poszatkuję twoje wspaniałe ciało na maleńkie kawałeczki i wrzucę do wielkiego, wrzącego kotła! — krzyczała Hermiona, grożąc tej gadzinie zwanej jej mężem.
— Już, już, tylko sekundka, kochanie — usłyszała spokojną odpowiedź swojego męża, tak jak już kilkanaście razy w ciągu ostatniej godziny.
— Co ty tam tak długo robisz? Siedzisz w tym pokoju całą wieczność! — wykrzyknęła, rzucając kolejne, niespokojne spojrzenie w kierunku zegarka. Zapukała kolejny raz. — Draco, chodź już!
— Ubieram się, Hermiono — odpowiedział chłodno.
— Ubierasz się? — powtórzyła przerażona. — Ale ubierasz się już od ponad trzech godzin!
— Już prawie skończyłem... — odpowiedział prosto. Hermiona odpowiedziała jedynie zniecierpliwionym jękiem na słowa swojego męża z osiemnastoletnim stażem małżeńskim. Całe popołudnie spędził na ubieraniu się i nadal go nie skończył. Za trzydzieści minut zaczynała się ceremonia, a oni na bank będą spóźnieni.
— Prawie skończyłeś? Jestem pewna, że prawie skończyłem oznacza kolejne 30 minut dobijania się do tych drzwi!
— Mamo, czy pomogłabyś mi z krawatem? — usłyszała głos swojego syna, właśnie wychodzącego ze swojego pokoju, trzymającego srebrno-zielony krawat, zaplątany w nieznany jej sposób.
Uśmiechnęła się u westchnęła.
— Och, Scorpiusie, przecież nosisz go codziennie od ostatnich sześciu lat. Jakim cudem nadal nie nauczyłeś się go samodzielnie wiązać? — podeszła do syna i z łatwością rozplątała jego krawat. Spojrzała na niego i zapytała: — Kto więc zawiązuje ci krawat w Hogwarcie, co?
— Moja różdżka... — powiedział, nonszalancko wzruszając ramionami i spoglądając, jak dłonie matki natychmiast radzą sobie z kawałkiem materiału.
— Twoja różdżka? Umiesz poradzić sobie z krawatem tylko za pomocą różdżki? — zapytała, lekko zaskoczona.
— Tak. A ponieważ nie mogę używać magii poza Hogwartem, aż skończę siedemnaście lat co stanie się za niecały miesiąc, będę potrzebować twojej pomocy, mamo — przytaknął.
— Myślę, że powinieneś zacząć próbować rozwiązywać problemy bez pomocy magii, Scorpiusie. Nigdy nie możesz mieć całkowitej pewności... — powiedziała, kończąc wiązać krawat.
— Jaki jest więc cel magii, jeśli nie jej używanie? Poza tym… — Uśmiechnął się pod nosem, dokładnie tak samo jak zwykł robić jego ojciec. — Tata powiedział, że w kwestii krawatu też zawsze polegał na magii. Powiedział, że nie pozwoliłby jakiejś mopsowatej Pansy robić tego za niego, mimo, że bardzo naciskała na pomoc.
— Twój ojciec... ma na ciebie bardzo zły wpływ, wiesz synku? — powiedziała z jękiem.
— Nie sądzę — odpowiedział Scorpius. — Lubię mojego tatę. Jest najlepszy, wiesz? Moi znajomi są o to nawet zazdrośni, bo moja mama była Valedictorianką swojego rocznika, a mój tata była Salutatorianinem i najlepszym graczem Quidditcha. Tata jest moim bohaterem, wiesz? Gdyby nie jest przeszłość w tej szkole, nie byłbym uważany teraz za Księcia Slytherinu. Gdyby nie jego doświadczenie w Quidditchu, które odziedziczyłem, nie byłbym najlepszym Szukającym od czasów samego Harry’ego Pottera. I co najważniejsze, gdyby nie odziedziczony po nim niesamowity urok osobisty, nie byłbym najbardziej pożądanym młodzieńcem Czarodziejskiego Świata!
— Zdecydowanie jesteś synem własnego ojca, Scorpiusie — powiedziała z rozbawieniem. — Tylko stąd ta arogancja, co?
— Przecież wszystko co mówię, jest prawdą. Poważnie, jestem najprzystojniejszą istotą, jaka kiedykolwiek kroczyła po ziemi. Przejąłem ten tytuł od taty wraz z dniem moich narodzin. — Skrzyżował dumnie ramiona na piersi i uniósł głowę tak, aby w pełni uwidocznić swój malfoyowski uśmieszek.
— Przynajmniej okaż trochę pokory, co? — zasugerowała synowi Hermiona.
— Pokory?
Hermiona i Scorpius odwrócili głowy w kierunku znajomego im głosu. Pochodził od przystojnego mężczyzny w czarnym smokingu, który właśnie wyszedł zza drzwi sypialni, trzymając zielony krawat w swojej dłoni.
— Pokora znajduje się na samym końcu malfoyowego słownika, moja droga. Myślałem, że po tylu latach już to zrozumiałaś — odpowiedział z uśmiechem. Hermiona uniosła brwi i skrzyżowała ramiona na piersi, próbując zachować się poważnie, mimo, że w głębi serca czuła inaczej.
— Oj, z pewnością to zrozumiałam, sądziłam jednak, że ten cykl zakończył się na tobie — powiedziała, posyłając mu kwaśne spojrzenie. Kazał jej przecież czekać na siebie godzinami, na litość boską! I nawet nie skończył zakładać krawata…
— Hermiono, wydaje mi się, że twój wiek zaczyna mówić sam za siebie — zaczął ze swoim firmowym uśmieszkiem. Zastanawiała się, dlaczego niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają. Spodziewała się, że Draco Malfoy opuści ten świat wyglądając dokładnie tak jak teraz, z firmowym uśmiechem na twarzy. — Coś poprzestawiało ci się w główce, zapewne w twoim wielkim, wkurzającym narzędziu, który zwykłaś zwać mózgiem. Zardzewiał, wiesz? Wszystkie małe śrubeczki powoli zaczynają puszczać... tss... tss... tss... — potrząsnął głową i klikał przedrzeźniająco językiem.
Hermiona przewróciła oczami.
— Jak widać, cykl się nie kończy i nadal trwa — stwierdziła. — Jeśli Scorpius będzie mieć kiedyś własnego syna, będzie on z pewnością tak samo arogancki i uroczy jak on sam.
Scorpius zachichotał cicho.
— Tak będzie — zgodził się.
Hermiona westchnęła, patrząc na swojego męża i syna. Byli praktycznie identyczni i niczym się nie różnili. Scorpius wyglądał dokładnie jak jego ojciec w młodości, jego charakter również niewiele odbiegał od charakteru ojca. Miał piękna, lśniące, platynowe włosy, wyglądające tak nieskazitelnie, jak włosy Draco. Jego oczy były bystre, o srebrnym kolorze. Twarz uformowana bez najmniejszej skazy, jak u ojca. Nos spiczasty, prosty i godny pozazdroszczenia. Usta pełne, lekko różowe, wręcz całuśne. Skóra również jak u ojca, blada, nieskazitelna. Wzrost syna również był zdecydowanie ojcowski. Podczas gdy Hermiona miała około 168 centymetrów wzrostu, Draco górował nad nią ze swoimi 188 centymetrami. Wyraz twarzy i mimika Scorpiusa, również w stu procentach były odziedziczone po ojcu, wraz ze słynnym łobuzerskim uśmieszkiem. Młody Malfoy był niesamowicie utalentowanym Szukającym, który zawładnął boiskiem na drugim roku nauki i od tamtego momentu obejmował stanowisko najlepszego gracza. Był Prefektem i idealnym kandydatem na Prefekta Naczelnego w przyszłym roku szkolnym. Był inteligentny, tak samo jak jego ojciec.
Podsumowując, był on zapierającą dech w piersiach, doskonałą, nieskazitelną, bezbłędną, absolutną, nienaganną, znakomitą, czystą, kompletną i bezgrzesznym kopią swojego bardzo przystojnego, ładnego, czarującego, eleganckiego, nieodpartego, manipulującego, niezrównanego i pięknego ojca.
Gdzie, do diabła, ukryły się moje geny, kiedy tworzyliśmy tak idealnego młodzieńca? — pomyślała podchodząc do dwójki roześmianych Malfoyów. Wyglądali do bólu podobnie. Życie z jednym Malfoyem było niczym przyjemna tortura. Teraz jednak była ich dwójka i razem wyglądali niczym bracia planujący razem największy psikus dekady. Najwyraźniej naśmiewali się teraz z niej. Ale ich widok był tym, czego potrzebowała, by podziękować wszystkim bogom, kiedy uczynili ją czarownicą z mugolskiego urodzenia. Pobłogosławiła dzień, w którym znalazła tego jednego wstrętnego, odrażającego, złego małego karalucha imieniem Draco Malfoy.
Uśmiechnęła się na ich widok dwójki zbijających piątkę i patrzących na nią z rozbawieniem.
— Dobrze, koniec tego, Scorpiusie Malfoy. Wracaj do swojego pokoju i ubierz buty. Zaraz wychodzimy — powiedziała do syna, który posłusznie udał się do pokoju zostawiając rodziców samych na korytarzu.
— Więc — zaczęła, unosząc powoli brew i patrząc na krawat w dłoni męża. — Nie umiesz sam go zawiązać?
Draco odpowiedział jej szerokim uśmiechem, po czym wysunął dłoń z trzymanym krawatem w jej stronę.
— Chciałbym, żebyś ty to zrobiła — przyznał.
— Poważnie, jesteś już po czterdziestce... — powiedziała przewracając oczami.
— Więc? Musisz mi z tym pomóc…
— Co stało się z twoją różdżką? Znudziło jej się wykonywanie twoich poleceń?
— Naprawdę byłoby lepiej, gdyby to jednak twoje rączki go zawiązały, uwierz mi — powiedział. — Wtedy będziesz doskonale wiedziała, jak najszybciej rozwiązać go, gdy wrócimy wieczorem do domu... jeśli wiesz, o co mi chodzi… — Puścił do niej seksowne oczko.
Hermiona zachichotała i pacnęła go lekko w ramię.
— Zdzira.
— Zgadza się. Twoja własna, osobista, seksowna zdzira.
Śmiała się niczym nastolatka, powoli zawiązując krawat Dracona. Stała na tyle blisko niego, że czuła każdy oddech mężczyzny na swojej odkrytej, delikatnej szyi. Zachichotała maniakalnie, próbując skończyć wiązanie materiału.
— Przestań... Łaskoczesz mnie! — powiedziała między falami niekontrolowanego chichotu.
Mężczyzna natychmiast przestał i powoli owinął swoje dłonie wokół jej talii, przyciągając ją jeszcze bliżej siebie. Kiedy w końcu skończyła wiązać jego krawat, położyła obie dłonie na jego ramionach i popatrzyła mu prosto w oczy.
Nie rozumiała do końca, czemu wciąż potrafiła zatopić się w jego spojrzeniu na długie minuty. Jakby nadal miała siedemnaście lat, a jego oczy błyszczały jak za pierwszym razem.
— Wiesz jaka jest najgłupsza rzecz jaką kiedykolwiek zrobiłem? — zapytał nagle.
— Nie. Jaka? — uśmiechnęła się.
— Próbowałem cię nienawidzić, kiedy doskonale wiedziałem, że nie potrafię... Gdybym tylko nie był taki głupi, to poczułbym prawdziwe szczęście na długo przed naszym siódmym rokiem w szkole — powiedział z powagą.
Przysunęła czoło bliżej jego własnego.
— Och, Draco. Ale to było przecież tak dawno temu…
— Przysięgam, nigdy, przenigdy więcej nie zrobić nic tak głupiego.
— A wiesz co jest najgłupszą rzeczą, jaką ja zrobiłam w swoim życiu?
— Wyszłaś za mnie? — zażartował.
— Oj, tak — odpowiedziała.
Odsunął od niej głowę, przybierając zaskoczony wyraz twarzy.
— Byłam tak niesamowita, że za ciebie wyszłam... urodziłam ci dzieci... kochałam cię... — pocałowała czubek jego nosa. — Byłam niesamowicie inteligentna, że tak zrobiłam.
— Ufff — odetchnął z ulgą. — W pierwszej połowie prawie mnie miałaś.
— Mamo, tato, czy możecie już przestać? — krzyknął niecierpliwie Scorpius, wychodząc ze swojego pokoju. — Naprawdę niewiele czasu dzieli nas od oficjalnego spóźnienia. Jane będzie wściekła, jestem pewien. Nie chcę wracać do domu w kawałkach, wiecie?
Małżeństwo odsunęło się od siebie z uśmiechem. Chwilę później byli już w drodze do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, oczywiście przenosząc się tam za pomocą Proszku Fiuu.
Przybyli w samą porę. Profesor Minerwa McGonagall (która została Dyrektorką po tym, jak dziesięć lat wcześniej zmarł Dumbledore) właśnie ogłaszała rozpoczęcie ceremonii. Trójka nowo przybyłych natychmiast znalazła swój stolik na samym przodzie widowni, gdzie siedziała już Jane Malfoy, wymachująca dłonią w ich kierunku. Odmachali jej radośnie. Scorpiusowi ulżyło, gdy zobaczył swoją siostrę w dobrym humorze. Pospieszyli do stolika i uściskali blondynkę czekającą na ich przybycie.
— Myślałam, że zapomnieliście... że nie przyjedziecie — powiedziała, ściskając mocno każdego z osobna. Usiedli, a Hermiona wyciągnęła dłoń do córki.
— To twój wielki dzień, Jane. Nie zapomnielibyśmy — powiedziała ciepło.
— To co was tak opóźniło? — zapytała z wyrzutem.
— Twój ojciec — wskazała Hermiona, posyłając znaczące spojrzenie w kierunku swojego męża. — Ubierał się przez trzy godziny, kochanie, a kiedy wyszedł z pokoju, nie miał nawet założonego krawatu.
Jane spojrzała na ojca i zachichotała.
— Wyglądasz świetnie Tato. Aż tak się wystroiłeś na to wszystko?
— Oczywiście, że tak — odpowiedział Draco, przysuwając się bliżej córki. — To twój wielki dzień, Jane. Nie ubrałbym się na twoje zakończenie szkoły w przypadkowe ubrania znalezione w szafie. Och, i tak przy okazji, gratulacje za bycie tegoroczną Valedictorianką. Jesteśmy z ciebie bardzo dumni.
— Dziękuję Tato! Tak bardzo was kocham! — powiedziała radośnie Jane, przytulając się do Draco.
— A my kochamy cię jeszcze bardziej, skarbie — odpowiedział.
Ceremonia rozpoczęła się. Nagrody zostały rozdane, a mowy wygłoszone. Gdy ceremonia trwała w najlepsze, Hermiona powoli rozejrzała się po Wielkiej Sali.
Była to ta sama sala, w której jej przyjaciele i Draco również kończyli swoją naukę. Ta sama, w której ona i jej mąż odtańczyli pierwszy taniec na balu... i dokładnie ta w której wręczyli sobie swoje ostatnie, dwunaste listy. Pomieszczenie zostało udekorowane przez ich córkę, Jane, która była tegoroczną Prefekt Naczelną, a także przez Prefekta Naczelnego. Wszystko wyglądało wspaniale. Niemal tak wspaniale jak 23 lata wcześniej, kiedy to Hermiona i Draco przygotowywali to miejsce do ich własnego zakończenia szkoły.
— Zabini, Daisy! — Profesor McGonagall wywołała z tłumu po odbiór świadectwa piękną, czarnoskórą dziewczynę.
Hermiona popatrzyła w głąb sali i w rogu ujrzała małżeństwo Blaise'a i Pansy Zabinich. Obok siedziała jeszcze ich druga, młodsza córka. Kobieta uśmiechnęła się na wspomnienie, jak ta dwójka stała się parą. To podczas swojej przemowy Draco ujawnił sekretne uczucia Blaise'a do Pansy, która ówcześnie zakochana była w samym Draco. Po ceremonii, Blaise i Pansy przetańczyli razem całą noc, a niewiele później byli już zaręczeni, nie mogąc doczekać się dnia swojego ślubu.
— Goyle, Anthony.
Hermiona spojrzała na Goyle'a i Dafne, radośnie klaszczących na widok swojego syna wchodzącego na scenę. Wyglądali tak szczęśliwie jako małżeństwo, a to również było zasługą Draco.
— Crabbe, Sophia.
Przy sąsiednim stole, zaraz obok Goyle'a siedzieli Crabbe'owie. Vincent i Milicenta Crabbe stali i oklaskiwali swoją córkę.
— Longbottom, Crackel.
Hermiona uśmiechnęła się na dźwięk tego imienia. To z pewnością był syn Neville'a i Luny. Chłopak miał ciemne włosy, takie jak jego ojciec, jednak twarz... twarz miał rozmarzoną dokładnie jak jego matka.
— Weasley, Violet.
Hermiona szybko zwróciła wzrok na stół stojący zaraz obok ich własnego. Siedział tam jej najlepszy przyjaciel Ron i jego żona Lavender. Ron spojrzał na Hermionę i uśmiechnął się szeroko, wskazując na swoją córkę właśnie podchodzącą do sceny.
— A teraz — zaczęła McGonagall — Posłuchajmy mowy naszej tegorocznej Valedictorianki, Narcyzy Jane Malfoy!
Hermiona, Draco i Scorpius powstali, zanosząc się głośnymi oklaskami, podczas gdy Jane weszła na scenę. Słuchali jej mowy i przypominali sobie swoje własne. Tamta noc była niesamowita... Niezapomniana.
Jane była bardzo podobna do swojej matki, z wyjątkiem włosów i odcienia skóry. Była blondynką o bardzo jasnej karnacji, tak jak Draco. Reszta cech dziewczyny była jednak kropka w kropkę odziedziczona po Hermionie. Miała brązowe oczy, wzrost niewiele niższy od matki. Była zdyscyplinowana, uwielbiała przestrzegać zasad. Uchodziła za istnego mola książkowego, uwielbiała się uczyć i, co najważniejsze, była jedynym Malfoyem, który kiedykolwiek trafił do Gryffindoru.
Używała swojego drugiego imienia, Jane. Pierwsze, czyli Narcyza, pochodziło od jej babci od strony ojca. Sama Narcyza Malfoy nigdy nie dowiedziała się o tym, że Lucjusz był jedynie repliką jej prawdziwego męża, stworzoną przez Draco. Zmarła kilka lat wcześniej i wtedy Draco zdecydował się również 'uśmiercić' replikę ojca.
Po wygłoszonej mowie, kolejna fala niesamowitych oklasków przeszła przez salę. Kolejna mowa miała być wygłoszona przez tegorocznego Salutatorianina i Prefekta Naczelnego, Jamesa Syriusza Pottera.
Hermiona spojrzała na stół zaraz obok Weasleyów, gdzie siedzieli Potterowie uśmiechający się z dumą do Jamesa. Ginny i Harry spoglądali na swojego syna trzymając się za ręce. Obok siedzieli Albus Severus i Lily – młodsze rodzeństwo Jamesa, oboje również bardzo dumni ze swojego brata.
Hermiona nie wiedziała, czy to przeznaczenie, czy czysty przypadek, że tak jak ona i Draco, Jane i James byli nie tylko Valedictorianką i Salutatorianinem swojego rocznika, ale również Prefektami Naczelnymi.
Kiedy James skończył swoją przemowę, ceremonia przeszła do dalszego etapu. Po oficjalnym jej zamknięciu, McGonagall ogłosiła początek uczty. Wszyscy z radością zajadali się wymyślnymi daniami, które (czy to również tylko przypadek?) wymyślił Prefekt Naczelny, sam James Potter. Jane opowiadała matce jak znalazła listę niedorzecznych pomysłów chłopaka odnośnie uczty, jednak nie zrobiła nic, aby wpłynąć na jej zmianę. Scena ta wydała się Hermionie bardzo znajoma.
Czyż sama nie uważała ówczesnych pomysłów Draco za niedorzeczny bełkot? Jednak aby pozostał szczęśliwy, nie zrobiła nic, aby je zmienić.
Czy Jane nie zmieniła listy Jamesa, żeby również go uszczęśliwić?
Hermiona potrząsnęła głową, aby wyrzucić z niej te natrętne myśli. Czemu porównywała wydarzenia sprzed 23 lat z rzeczywistością? Zachowywała się jak paranoiczka.
W tym momencie McGonagall ogłosiła oficjalne rozpoczęcie balu. Jak przewidywano, Prefekci Naczelni przystąpili do pierwszego tańca wieczoru, a Hermiona obserwowała ich z zaciekawieniem.
Tańczyli tak blisko siebie... dosłownie widziała formującą się między nimi chemię.
O kurcze... — pomyślała na widok swojej córki z rozmarzonym wzrokiem wpatrującej się w syna jej najlepszego przyjaciela. Na szczęście Draco nie przykładał większej uwagi do tego, co działo się na parkiecie. Był zajęty rozmową ze Scorpiusem poruszając ich własne, męskie tematy. Gdyby nie to, pewnie pojawiłby się mały problem, gdyż Draco słynął z bycia bardzo opiekuńczym, lub wręcz nadopiekuńczym ojcem, szczególnie w stosunku do swojej pierworodnej córki.
Po pierwszym tańcu Jane usiadła cicho na swoim miejscu i nie wróciła z powrotem na parkiet. Hermiona doskonale widziała zmieszanie swojej córki. Kolejna bardzo znajoma dla niej scena.
To było niczym oglądanie samej siebie sprzed 23 lat, kiedy jej umysł walczył przeciwko jej sercu, kiedy rozważała czy dać Draco ostatni z listów, czy też nie.
Nagle, podczas ostatniej piosenki wieczoru, Jane pospieszyła w głąb tańczącego tłumu. Draco i Scorpius spojrzeli na dziewczynę, nerwową przebijającą się przez zapełniony parkiet. Po drugiej stronie tłumu Hermiona zauważyła Jamesa, również zdeterminowanego aby przedostać się przez tańczących.
Serce Hermiony zabiło szybciej. Ta scena... to było zbyt znajome!
Wzięła głęboki oddech, próbując przygotować się na to, co stanie się, gdy Jane i James spotkają się na środku parkietu.
— To mój dwunasty list do ciebie! — usłyszała ich wspólny krzyk.
Usłyszała jak ludzie dookoła nich wzdychają z zaskoczenia, a najgłośniej westchnął jej własny mąż. Spojrzała na Draco siedzącego obok, który dosłownie zaniemówił. Zamarł w bezruchu, obserwując, jak jego córka wręcza swój dwunasty list Jamesowi pieprzonemu Potterowi.
— Co do cholery...? — mruknął zdezorientowany.
— Myślę, że... że to legenda — odpowiedziała szeptem Hermiona.
— Wspaniale... — mruknął z sarkazmem Draco.
Hermiona wystraszyła się, że Draco podbiegnie zaraz do dwójki stojącej na parkiecie i zbije młodego Pottera na kwaśne jabłko.
Zamiast tego mężczyzna jedynie obserwował całe zajście.
Patrzył, jak jego własna córka jest całowana przez syna jego arcy nemezis na samym środku parkietu, na oczach wszystkich zebranych.
Kiedy dwójka w końcu oderwała się od siebie, popatrzyli sobie głęboko w oczy z uśmiechem. Po chwili James Potter uklęknął i ujął rękę Jane.
— Jane Malfoy, czy zostaniesz moją dziewczyną? — zapytał.
Jane uśmiechnęła się, a łzy radości powoli zaczęły spływać po jej policzkach.
— Tak, James. Stokrotne TAK!
Tłum zaczął wiwatować. Nowa para natomiast przytuliła się do siebie mocno i przystąpiła do powolnego, ostatniego tańca wieczoru.
Draco wciąż milczał. Hermiona obawiała się, że jej mąż może za moment wybuchnąć nieziemską furią. Kiedy jednak spojrzała na niego, był spokojny... jednak zmarszczył lekko brwi. Ujrzała jak jego głowa powoli zwraca się w kierunku pewnej osoby. Hermiona podążała za jego wzrokiem zauważając, że wylądował on na Potterach, siedzących kilka metrów dalej. Ginny uśmiechała się radośnie, jednak Harry miał taki sam skonsternowany wyraz twarzy jak Draco.
Starszy Malfoy i Potter popatrzyli na siebie intensywnie. Pokiwali do siebie głowami i odwrócili wzrok.
— O co chodziło? — Hermiona zapytała Draco.
Zamilkł na moment, po czym odetchnął głęboko.
— Nie mogę uwierzyć, że moja rodzona córka będzie Potterem — powiedział. — I że Potter w którym jest zakochana, jest w połowie Weasleyem! Nie do wiary jakiego figla spłatał mi los!
Nagle znajomy profesor duch podleciał do ich dwójki. Spojrzeli na niego i natychmiast rozpoznali w nim ducha, który lata temu opowiedział im pewną legendę.
— Jak dobrze was ponownie zobaczyć! — powiedział profesor Binns z ekscytacją.
— Witamy, profesorze... — odpowiedziała Hermiona, podczas gdy Draco pokiwał głową z uznaniem.
— Co za wspaniałe zakończenie roku szkolnego, prawda? Wiedziałem, że będzie zabawnie... od pierwszej chwili, gdy ujrzałem waszą wspaniałą córkę, pannę Malfoy i Prefekta Naczelnego, pana Pottera.
Hermiona i Draco spojrzeli na siebie zdziwieni.
— Są tak podobni do was, nie zauważyliście? Cóż, ja zauważyłem, dlatego zdecydowałem się podzielić z nimi pewną specjalną historią — powiedział.
— Jasne... — mruknął cicho pod nosem Draco.
— Legendą o dwunastu listach — Hermiona i Draco odpowiedzieli równocześnie.
— Tak, legenda przywiodła ich do siebie tak, jak przed laty zrobiła to z waszą dwójką. Będą tak szczęśliwi jak i wy jesteście. Nie musicie się o to martwić. — Uśmiechnął się do nich, po czym powoli odleciał w głąb sali.
Legenda dwunastu listów... Legenda, która była bujdą, do momentu aż ich dwójka sprawiła, że stała się prawdą — pomyślał, odlatując. — Powinna zostać częścią materiału na zajęciach z mojego przedmiotu...
40 lat później
Staruszka Hermiona Malfoy i jej mąż siedzieli na kanapie naprzeciw kominka. Draco czytał Proroka Codziennego, podczas gdy Hermiona z zaciekawieniem przeglądała książkę swojego wnuka, Alexandra Malfoya-Pottera. Było to najnowsze wydanie Historii Hogwartu, jej ulubionej książki z czasów, gdy była jeszcze nastolatką.
Przeglądając wspominaną książkę, Hermiona trafiła na pewien rozdział, który wzbudził w niej szczególne zainteresowanie. Uśmiechnęła się szeroko na widok tytułu widniejącego na górze strony.
— Nareszcie stało się to częścią historii... — szepnęła.
Później tego wieczora jej mąż zawołał ją do sypialni. Znalazła go siedzącego na łóżku, przytulającego do piersi kawałki starych, pożółkłych pergaminów. Uśmiechnęła się, kładąc obok niego i również przytulając pergaminy.
Wiedziała, że były one mostem, który połączył ich dwoje razem. Stare, delikatne kawałki pergaminu, o które tak bardzo dbali przez ostatnie 63 lata.
— Kocham cię, Hermiono — szepnął z miłością Draco.
Hermiona uśmiechnęła się.
— Też cię kocham, Draco — odpowiedziała, powoli zasypiając z nim i listami.
Trzymana przez nią książka wysunęła się z jej rąk i z głuchym tąpnięciem opadła na dywan, otwierając się na stronie, którą wcześniej czytała.
Tytuł rozdziału brzmiał:
Legenda dwunastu listów.
Urocze to zakończenie. Ma w sobie coś takiego, że człowiek od razu się uśmiecha :D lubię takie trochę naiwne, szczesliwe zakończenia, zawsze wprowadzają taki promyk słońca do rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo dziękuję Ci za tłumaczenie, bo bardzo przyjemnie czytało się to opowiadanko po polsku! Wykonałaś kawał dobrej roboty i możesz być z siebie dumna! Vivi też powinna być z siebie dumna!
Z całego serca życzę Ci (Wam!), żeby blog się rozwijał i zdobywał ciągle nowych czytelników! I oczywiście dużo chęci, siły i cierpliwości do tłumaczeń!
Mocno, mocno ściskam!
Pomysł z legendą tych dwunastu listowt jest bardzo cirkawym pomyslem na opowiadanie. Wykonanie już trochę gorzej bo trochę te wypowiedzi były dziwne ale mimo to fajnie się czytało i trzeba wybaczyć autorce bo jest to opowiadanie jedno z pierwszych. 😏 Bardzo się cieszę że mogłam przeczytać to opowiadanie za pomocą Twojego tłumaczenia. Mam nadzieję że inne opowiadania będą równie sprawnie się tłumaczyły 😏
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i sciskam gorąco oraz z niecierpliwością czekam na kolejne opowiadania. 💜💚
Ale uroczo się zakończyło! Ekstra pomysł z kontynuacją tej legendy. No i po raz pierwszy czytałam o tak podeszłym wieku Hermiony i Draco. Nie umiem ich sobie wyobrazić. :D
OdpowiedzUsuńPodsumowując: rożne miało przeboje to opowiadanie, ale skończyło się naprawdę fajnie. Sama stylistyka jakoś tak na końcu się wypracowała w autorce. Cieszę się, że trafiłam na Twojego bloga i oczywiście czekam na więcej tłumaczeń od Ciebie. :) Gratulacje za tłumaczenie. Momentami pewnie nie było łatwo, szczególnie, kiedy tekst był długi.
Duże buziaki i pozdrawiaaam! :*
To będzie mój pierwszy komentarz na tym blogu. Opowiadanie odkryłam jakieś trzy dni temu i czytałam z zapartym tchem :)
OdpowiedzUsuńTo była nowa wersja Dramione jak dla mnie :D mimo, że to tłumaczenie opowiadania sprzed ładnych paru lat. Bardzo dobrze poradziłaś sobie z tłumaczeniem. Świetnie dobrane słowa, bez powtórzeń. Wierzę, że nie było to najłatwiejsze zadanie. Tym większe brawa!!
Bardzo dobrze się czytało, lekko i weszłam w ten zaczarowany świat. ♥ Czekam na więcej!!
Dużo zdrowia i weny :)
Dzięki za to tłumaczenie, kawał dobrej roboty! Cieszę się, że się nie zniechęciłaś, tylko nadal będziesz tłumaczyć kolejne teksty, oby Wen Cię nie opuszczał! :)
OdpowiedzUsuńOpowiadanie lekkie, słodkie, nieco infantylne, ale idealne na paskudny humor i odmóżdżenie :)
Do zobaczenia przy kolejnym tłumaczeniu :)
Mała
Urocza historia :) Pomysł na Legendę jest przemyślany i taki inny niż wszystkie. Końcówka szczególnie mi się podobała, że w epilogu w bardzo dużym skrócie znaleźliśmy się w momencie starości naszych bohaterów a nadal łączyło ich tak silne uczucie. Cukierkowe i doprawdy bardzo potrzebne w tym opowiadaniu :)
OdpowiedzUsuńDziękuję z całego serca za przetłumaczenie tej historii <3