Hermiona Granger przyszła szybko pod drzwi do Pokoju Wspólnego z zamiarem wykrzyczenia hasła, nie przejmując się uczuciami poważnego pana z portretu. To nie tak, że on wcale nie był dla niej czasami niemiły. Wciąż pamiętała swoje pierwsze spotkanie z tym portretem i jego nieśmieszny żart. Mężczyzna oświadczył jej wtedy, że hasło powinna otrzymać od dyrektora, więc poszła do gabinetu samego Dumbledore'a, tylko po to, żeby dowiedzieć się, że portret mógł sam podać jej hasło, bo już je znał.

Cholera, czuła się wtedy jak ostatnia idiotka i pamiętała ten incydent, jakby wydarzył się wczoraj. Więc tak, w pełni zasługiwał on na tak chłodne traktowanie z jej strony.

— DRACO DORMIENS NUNQUAM TITILLANDUS!* — wywrzeszczała to długie hasło prosto w twarz portretu. — I nie kłóć się ze mną, tylko otwieraj te cholerne drzwi, bo nie mam zamiaru się dziś z tobą użerać! — dodała, kiedy zauważyła, że portret przymierza się do odpowiedzi.

Gdy tylko portret się odchylił, natychmiast weszła do środka. Wiedziała, że zachowała się względem niego bardzo chamsko i kompletnie bez szacunku. Była Prefekt Naczelną i nie powinna tak robić. Westchnęła ciężko i odwróciła się do uchylonego przejścia, mówiąc ciche przepraszam, na które mężczyzna zareagował jedynie sapnięciem.

Weszła do Pokoju Wspólnego i rzuciła się na kanapę przed pustym kominkiem. Ułożyła się na plecach i zamknęła oczy. To był bardzo męczący dzień. Nie tylko musiała samodzielnie lewitować tony dekoracji całą drogę aż z wioski prosto do gabinetu McGonagall, ale również musiała stoczyć serię kłótni z tym gadem, którego zwano jej współlokatorem.

Westchnęła sfrustrowana i otworzyła oczy. Przez chwilę wpatrywała się w sufit, po czym wyciągnęła pognieciony zwitek papieru ze swojej kieszeni. Kolejny problem do dopisania do mojej już wystarczająco długiej listy.

Wyprostowała skrawek pergaminu i spojrzała na treść. Była ona znacznie dłuższa niż poprzednie, więc czytała całość z nieznacznym zaciekawieniem.

 

Droga Hermiono,

Wiem, że możesz nie lubić otrzymywania moich listów, ale bardzo chcę Ci powiedzieć jak wiele dla mnie znaczysz i jak dotąd najlepszym sposobem, aby to pokazać, są te listy. Naprawdę zależy mi na Tobie, ale za bardzo boję się powiedzieć Ci to prosto w twarz.

 

Hermiona wpatrywała się w kartkę przez dość długą chwilę. Poczuła wewnątrz nagłą winę i coś jeszcze. Winę, ponieważ wreszcie stało się jasne, że sam list jak i jego nadawca były względem niej szczere, a wcześniej myślała ona wręcz przeciwnie. Całkiem jej to pochlebiało, bo ktoś tam naprawdę ją doceniał i się nią przejmował. Wahała się jednak, bo nie wiedziała, jak mogłaby odwzajemnić tę szczerość.

Przynajmniej jeden problem rozwiązany... Dzisiejszej nocy w końcu nie spędzę na przeklinaniu nikogo. Teraz moim jedynym problemem jest Malfoy — pomyślała ze złością. — Nie wiem czemu, ale jest jest taką osobą, której strasznie ciężko mi podołać. Czasami bywa nawet sympatyczny, ale jednak wybiera bycie dupkiem. Wie, jak prawdziwie się uśmiechać, ale jednak wybiera ten swój złośliwy rodzaj uśmieszku. Potrafi być człowiekiem, ale woli udawać syna samego diabła. Doskonale wie, jak być Draco, ale czemu musi zachowywać się jak Malfoy? Potrafi być czasem tak frustrujący... — westchnęła ponownie i dotknęła dłonią skroni, która właśnie powoli zaczynała ją boleć. — Paskudny, mały gad doskonale wie, jak przyprawić mnie o ból głowy.

Nagle usłyszała ciche pukanie zza drzwi chronionych portretem. Przewróciła oczami, jakby była to najgłupsza rzecz na świecie.

— Malfoy, doskonale znasz hasło, w końcu zawiera twoje cholerne imię! — krzyknęła.

— Dzięki za tę wspaniałą informację, szlamo. Ale ja nie jestem moim chłopakiem. Nie wymyślę sobie hasła znikąd — wysoki, piskliwy i niestety znajomy głos odpowiedział zza drzwi.

Hermiona wstała z kanapy i podeszła ciężkim krokiem do przejścia. Na jej nieszczęście, ze wszystkich uczniów Hogwartu musiała to być Pansy Parkinson.

Otworzyła drzwi, zza których wyłoniła się mopsowata twarz Ślizgonki.

— Czego chcesz, Parkinson? — zapytała gorzko.

— Gdzie jest mój chłopak? — warknęła z wyższością Pansy, krzyżując ręce na piersi.

— Nie wiedziałam, że masz jakiegoś — odpowiedziała obojętnie Hermiona. Wiedziała, że Pansy i Draco nie mieli takiej relacji i nie miała się o co martwić. To tylko Pansy żyła we własnej iluzji.

— On i tak nim będzie, prędzej czy później! — odwarknęła Pansy. — A więc? Gdzie on jest? — powtórzyła pytanie.

— Czy ja wyglądam dla ciebie jak obsługa Biura Rzeczy Zgubionych i Znalezionych? Jestem Prefekt Naczelną, a nie opiekunką Malfoya, więc nie pytaj mnie o takie rzeczy — odpowiedziała zirytowana.

— Co za Suka Naczelna z ciebie. Znajdę go sama... — Pansy prychnęła i odwróciła się z zamiarem odejścia.

— Czekaj! — Hermiona zatrzymała ją. Pansy odwróciła głowę, unosząc wysoko brwi.

Hermiona gapiła się na Ślizgonkę i przez moment badała wyraz jej twarzy. Potem, jej oczy zjechały od góry do dołu przez całe ciało dziewczyny. Pansy czuła oczy Gryfonki wędrujące po jej sylwetce i natychmiast zrobiła się pewniejsza siebie. Obserwowała spojrzenie Hermiony, próbując wyłapać, co jest nie tak w jej wyglądzie. 

— Na co się gapisz, szlamo? — parsknęła złośliwie.

Hermiona powoli zrównała swój wzrok z twarzą Pansy i uśmiechnęła się dokładnie tak, jak zazwyczaj uśmiechał się Malfoy. Pansy zmarszczyła brwi w zmieszaniu i zdenerwowaniu.

— No co?! — zawyła, kiedy po minucie Hermiona nadal nie odpowiedziała na poprzednie pytanie.

— Nie wyglądasz ani trochę mądrze... — stwierdziła rzeczowo.

Pansy była zaskoczona i zszokowana jej komentarzem. Poczuła się też urażona, jeśli było to prawdą.

— Co do cholery...? — zapytała zdziwiona.

Hermiona skrzyżowała ramiona na piersi.

— Zastanawiam się jak on w ogóle mógł rozważać pomysł, że to ty wysyłasz mu te błyskotliwe listy. Przecież od samego patrzenia na ciebie widać, że to nie mogłabyś być ty.

Pansy miała wiele pytań wypisanych na twarzy. Nie wiedziała, o czym mówiła do niej Gryfonka. Albo to Hermiona mówiła bez sensu, albo to ona bardzo wolno przyswajała jej słowa.

— Tracisz moją uwagę, szlamo — powiedziała.

— Nieważne, Parkinson. Teraz możesz spadać. — Bez kolejnego słowa, trzasnęła drzwiami prosto przed twarzą Ślizgonki.

***

Później tego wieczora, Hermiona usłyszała otwierające się drzwi Pokoju Wspólnego. 

To musi być Malfoy — pomyślała. Siedziała na sofie przed płonącym kominkiem, spokojnie czytając książkę. Usłyszała zbliżające się kroki, ale nie uniosła głowy udając, że nic nie zauważyła.

Myślała o ich dzisiejszej kłótni i czuła się kompletnie zażenowana tym, jak się zachowała i słowami jakich użyła. 

Pewnie jest na mnie wkurzony... — pomyślała ponownie.

Nie zatrzymał się, aby życzyć jej dobrej nocy. Zamiast tego poszedł wprost do swojego pokoju, udając, że również nie zauważył dziewczyny siedzącej na kanapie. Hermiona w końcu uniosła głowę chcąc spojrzeć na chłopaka, jednak było już za późno, bowiem w tym samym momencie drzwi trzasnęły z głuchym hukiem.

— A więc jest zły... — westchnęła cicho sama do siebie. Zwróciła się ponownie w stronę kominka, marszcząc brwi. — Nawet jeśli jest na mnie zły, mam to kompletnie gdzieś — syknęła pod nosem. Zmusiła się do ponownego skupienia na lekturze, jednak nie mogła skoncentrować się na czytanych słowach, więc zamknęła ją po chwili, klnąc pod nosem.

Warknęła i powłóczając nogami skierowała się w stronę swojej sypialni. Trzasnęła drzwiami i rzuciła się na swoje wielkie, miękkie łóżko. 

Kompletnie nie obchodzi mnie, jeśli przestanie ze mna rozmawiać. Będzie o wiele lepiej, jeśli będziemy ignorować wzajemnie swoje istnienie!

Przetoczyła się na drugą stronę łóżka, znajdując się twarzą w twarz z zielonym skrawkiem materiału leżącym na jej poduszce od momentu powrotu do dormitorium. To była chusteczka, którą dał jej Malfoy. Jęknęła i zacisnęła oczy. 

I tak nie obchodzi mnie jego istnienie! — wrzasnęła w myślach.

A co z tą chusteczką? — zapytał głosik w jej głowie.

— Spalę ją! — odpowiedziała na głos.

To byłoby podłe... przecież dał ci ją w miłym geście.

— NO I CO Z TEGO?

Może mu ją oddaj, też w miłym geście, co?

— Nie zamierzam rozmawiać z tym durniem nigdy więcej!

Nie możesz tego zrobić…

— Oczywiście, że mogę! Jak śmiesz zaprzeczać! Za kogo ty się masz?! — parsknęła do samej siebie.

Jestem twoim sumieniem. Jesteśmy jedną osobą, geniuszu — sumienie odpowiedziało sucho.

— A NIECH CIĘ SZLAG!

Przeklinasz samą siebie…

A NIECH MNIE SZLAG!

Czy naprawdę jesteś tą słynną najinteligentniejszą czarownicą tego świata? Kłótnia z własnym sumieniem jest przecież idiotyczna.

— Rzeczywiście, jestem głupia... — Hermiona otworzyła oczy i zaczęła mówić do chusteczki. — Jeśli nie umiesz być miły na dłużej, to nie bądź miły nawet na sekundę. Nabieranie nadziei, a potem patrzenie jak ona znika, nie jest przyjemne. Więc ty — wskazała palcem na chusteczkę leżącą przed nią — Ty będziesz ostatnią rzeczą, jaka kiedykolwiek będzie mnie łączyć z Malfoyem. Nic więcej... Nawet nie będę kończyć... — westchnęła. 

Opuściła swoją rękę bezwiednie i znów popatrzyła na chusteczkę.

— No dobra, może jeszcze nie teraz... Ale bez obaw, jeszcze sześć dni i on zniknie z mojego życia na zawsze.

Westchnęła ostatni raz, zamykając oczy i zapadając w sen.

***

Następnego poranka, w niedzielę, po przygotowaniu się do śniadania, zebrała całą swoją odwagę i zapukała do drzwi sypialni Malfoya. Miała ze sobą jego chusteczkę z zamiarem zwrócenia jej chłopakowi. Jak zwykle nie odpowiedział na jej pierwsze pukanie. Wiedziała, że tak będzie, więc zapukała ponownie.

Pukała tak kilka razy, ale wciąż nie odpowiadał. Zastanawiała się, czy przypadkiem pokój nie jest pusty. Pamiętała jednak, że nie wychodził z niego dzisiaj. 

Pewnie znowu zachowuje się jak uparty bachor — pomyślała.

— Malfoy, proszę, otwórz te drzwi. Nie chcę się kłócić, chcę tylko ci coś oddać — powiedziała, próbując przekonać go do otworzenia drzwi. — Malfoy... — zawołała znowu.

Wołała tak przez trzy następne minuty. W momencie, kiedy już chciała się poddać, usłyszała przeciągły jęk wewnątrz pokoju. Zaciekawiona przystawiła ucho do drzwi i przysłuchiwała się w skupieniu. Usłyszała jęk ponownie, niski, jednak bez nuty złości. Był to raczej jęk z bólu. Przysłuchiwała się nadal, jak jęk przekształca się w biadolenie... nadal z bólu.

On cierpiał!

Natychmiast wyciągnęła swoją różdżkę i rzuciła zaklęcie otwierające drzwi. Pospiesznie weszła do środka, znajdując spoconego Malfoya zwiniętego w kulką na łóżku, okrytego zieloną pościelą. Podeszła bliżej.

— Malfoy, co się dzieje? O Merlinie, jesteś cały przepocony! Zaczekaj... — Pobiegła do łazienki w poszukiwaniu suchego ręcznika. Otwierała wszystkie szuflady, nie przejmując się, czy zostanie później za to okrzyczana. Szybko znalazła czysty, zielony ręcznik, po czym prędko wybiegła z łazienki.

Usiadła na brzegu łóżka i zaczęła wycierać pot z jego ciała. Był półnagi, więc nic nie utrudniało jej wycierania go. Musiała się jednak kontrolować przez niechcianymi w tym momencie myślami, podczas gdy dotykała jego bladej, gładkiej skóry. Jedyne nad czym nie mogła zapanować to rumieniec wpływający na jej twarz. Pomimo powagi sytuacji nie mogła wzbronić się od poczucia czegoś więcej niż zmartwienia. Cholerne hormony!

Draco jęknął ponownie z bólu, wykrzywiając twarz w grymasie.

— I-idź stąd... Idź... — mamrotał.

Zignorowała jego słowa i nie przestawała go wycierać. Odsunęła kosmyki włosów z jego twarzy wycierając mu czoło.

— Powiedziałem.. idź... idź stąd…

— Nie, Malfoy. Zamierzam zabrać cię do Skrzydła Szpitalnego... Pomfrey będzie wiedziała co ci dolega... Co cię tak właściwie boli, Malfoy?

— N-nie potrzebuję twojej pomocy…

— Nie bądź uparty! — skarciła go. — Wiesz, że mnie potrzebujesz. W takim stanie i tak nic nie możesz zrobić. Chociaż ten jeden raz zapomnij o swojej dumie, albo zdechnij tonąc w niej!

Otworzył oczy i wpatrywał się w nią przez moment. Ona również na niego patrzyła. W końcu się odezwał.

— B-b-boli mnie brzuch... — mruknął cicho.

Uśmiechnęła się do niego, po czym znów zmarszczyła czoło. Plasnęła go z otwartej dłoni w ramię, a on wzdrygnął się.

— Z-za co to b-było?! — jęknął słabym głosem.

— Czemu miałby nie boleć, skoro niemal wcale go nie karmisz, ty dzbanie!

— Cz-czemu na mnie krzyczysz! M-myślałem, że c-chcesz mi pomóc…

— To dlatego, że nie jesz swoich posiłków! Cały czas je opuszczasz, a ja nie mam bladego pojęcia, dlaczego! — krzyknęła.

— P-poprostu mi p-pomóż... z-znasz jakieś zaklęcie... które m-mogłoby mi... p-pomóc? — zapytał drżącym od bólu głosem.

Hermiona zastanowiła się chwilę po czym wstała, uniosła różdżkę i wyszeptała zaklęcie. Białe iskry wystrzeliły z różdżki wprost w kierunku nagiego brzucha wijącego się z bólu Ślizgona. Chłopak powoli poczuł efekty zaklęcia, a ból zaczął ustępować.

— I jak jest teraz? Lepiej? — zapytała spokojnie, zapominając o swojej złości.

Draco odetchnął głęboko, po czym przytaknął powoli.

— J-już przeszło... — Uniósł swój wzrok, patrząc wprost w jej oczy. — Dz-dzięki... — mruknął niezręcznie.

Pokiwała głową, krzyżując ręce na piersi.

— Opuść jeszcze więcej posiłków, a przysięgam, dostaniesz w ten swój przeklęty brzuch prosto z mojej pięści, co będzie jeszcze bardziej bolesne, niż niejedzenie przez cały, pieprzony, miesiąc!

Usiadł na brzegu łóżka i spojrzał na nią zakłopotany.

— Czemu w ogóle obchodzi cię czy jem swoje posiłki, czy nie?

— Bo... Bo to wpłynie na mnie!

— Niby jak?

— Jak... jak teraz! Zakłóciłeś moją spokojną świadomość. Mogłabym zostawić cię tutaj zwijającego się z bólu, bo cię nienawidzę i jesteś moim wrogiem, ale nie umiem! Nie chcę czuć się winna. Gdybyś umarł, to prześladowałoby mnie to całe życie, wyglądałoby to jakbym pośrednio sama cię zamordowała!

— Odśwież swoje wspomnienia, geniuszu. Czy nie prosiłem cię, żebyś mnie zostawiła? Ale zostałaś. Nawet nie wpuściłem cię do pokoju, sama tutaj weszłaś. A teraz żałujesz, że udzieliłaś mi swojej cennej pomocy. Kurewsko cię przepraszam — syknął. — I nie przejmuj się, następnym razem kiedy będę potrzebować pomocy, a jedyną osobą mogącą mi jej udzielić będziesz ty, będę wolał utonąć w mojej własnej dumie niż poprosić cię o nią!

Draco wstał z łóżka i wskazał na drzwi.

— Wyjdź... — powiedział z nakazem.

— Malfoy... — zaczęła zaskoczona.

— Powiedziałem, wyjdź, Granger — powtózył strasznym, powolnym tonem.

Spojrzała mu w oczy i niemal natychmiast poczuła się winna swoich słów. One nic nie znaczyły... nie mogła mu od tak powiedzieć, że się o niego bała... cholera, do tej pory nawet nie zdawała sobie sprawy jak przerażona była całą sytuacją.

— Przepraszam... — szepnęła szczerze. — Nie miałam na myśli tego, co powiedziałam… — Spojrzała na niego szczerym wzrokiem.

— Wyjdź, Granger — prychnął chłodno. — Cokolwiek powiesz, chcę, żebyś wyszła z moich piekielnych czeluści!

Spoglądała na niego, po czym odeszła pokonana w stronę wyjścia. Zanim jednak sięgnęła do klamki, odwróciła się i powiedziała:

— Naprawdę przepraszam...

On jednak odwrócił wzrok w stronę obiektu leżącego na podłodze i przykrytego zielonym materiałem – tego samego, który zainteresował Hermionę ostatnim razem.

— Zamknij drzwi — odpowiedział zdawkowo.

Z ostatnim spojrzeniem na przykryty obiekt oraz lekkim ściśnięciem chusteczki spoczywającej w kieszeni, wyszła, zamykając drzwi.

***

Myśli Hermiony dryfowały daleko od rzeczywistości szkolnego obiadu. Wciąż myślała o zdarzeniach dzisiejszego poranka. Zastanawiała się nad cierpieniem naczelnego tyrana Hogwartu i nadal odczuwała strach, mimo świadomości, iż nic mu już nie dolega.

Ale zawsze może to zdarzyć się ponownie... 

Uniosła się lekko na krześle, obserwując stół Slytherinu. Westchnęła. 

Znowu opuścił posiłek... a przecież mówiłam mu, że to niepoważne. Co za uparty dupek — pomyślała.

Niech więc sobie cierpi! To tylko i wyłącznie jego własna zasługa.

Kontynuowała wpatrywanie się w puste siedzenie Malfoya, nie zwracając najmniejszej uwagi na to, o czym wesoło plotkowali obok jej przyjaciele.

— Hermiona?

Odwróciła szybko wzrok, wyrwana z zamyślenia przez Ginny ujmującą jej nadgarstek. Spojrzała na przyjaciółkę, Harry'ego, Rona i Lavender. Odchrząknęła.

— T-Tak?

— O czym ty tak rozmyślasz? — zapytała Ginny.

— O... n-niczym... a co? — zaprzeczyła, potrząsając gwałtownie głową.

— Cóż, cały czas mówimy do ciebie i o tobie, a ty nas nawet nie słuchasz.

— Och — westchnęła zdziwiona. — Przepraszam.. Ja... Ja myślałam o ceremonii zakończenia roku — skłamała.

— Rozumiemy, Hermiono... — odezwał się niespodziewanie Ron. Twarze wszystkich zwróciły się w jego stronę, oczekując wyjaśnień. — Co jak co, ale jak można cię winić za spoglądanie na stół Slytherinu... — Oczy Hermiony rozszerzyły się. On wie, że go wypatrywałam, niedobrze. — Jesteś zmuszona do współpracy z tym gadem. W sensie, profesor McGonagall powinna wiedzieć, że proszenie was obojga o pomoc jest bez sensu, skoro możesz podołać temu sama... i zrobiłabyś to o wiele lepiej, gdyby nikt ci w tym nie przeszkadzał. Prawda? — zapytał.

— Uch... — zająknęła się. — T-tak Ron, masz rację. Masz całkowitą rację…

— A nie mówiłem? — odparł zadowolony rudzielec.

— To, o czym tak właściwie była wasze wcześniejsza mowa? — zapytała, gładko zmieniając temat.

— O tobie — odpowiedzieli zgodnie.

— O mnie? Czemu o mnie?

— Hej, Miona... Co sądzisz o Justinie Finch-Fletcheyu? — zapytała Lavender.

— O Justinie Finch-Puchonie? — zapytała Hermiona, marszcząc brwi.

— Tak, tym spetryfikowanym na drugim roku, pamiętasz? — dodał Ron.

— Jasne, że pamiętam — przytaknęła. — Przecież to praktycznie nasz kolega z ławki, jakbym mogła go nie pamiętać.

— Co o nim sądzisz, Miona? — Lavender powtórzyła pytanie.

— Co masz na myśli? — zapytała z zakłopotaniem Hermiona.

— Czy on... Czy uważasz go za atrakcyjnego? Podoba ci się? Czy może postrzegasz go za zafascynowanego Zielarstwem odludka, jak Neville? Czy to zwykły głupek z Hufflepuffu? — powiedziała Ginny żywo gestykulując.

— Co? No, jest miły. Ej, czemu mnie o to pytacie? O co chodzi?

— Bo ty mu się chyba podobasz — powiedział Harry nie owijając w bawełnę.

Hermiona była zaskoczona, wręcz przydławiając się własną śliną.

— CO? — zapytała z niedowierzaniem.

— Uważamy, że jest tobą zainteresowany — stwierdziła Lavender.

Hermiona zaśmiała się głośno, jakby była to najśmieszniejsza rzecz na świecie.

— Ale o co wam chodzi, czy to jakiś głupi żart? Przecież to jest prześmieszne, serio! — zaśmiała się ponownie, ignorując ich zdziwione miny.

— Hermiono, my mówimy poważnie — oznajmiła Ginny.

Dziewczyna przestała się śmiać i spojrzała na przyjaciół z konsternacją, widząc ich całkowicie poważne miny.

— No weźcie, o co wam chodzi? Przecież ja mu się nie podobam... — odpowiedziała.

— Podobasz — przyznali jednogłośnie.

Hermiona wpatrywała się w nich z niedowierzaniem, mając nadzieję, że w końcu jedno z nich wyłamie się i zacznie śmiać, przeistaczając to wszystko w jeden wielki żart. Nic takiego jednak się nie stało.

Spojrzała na stół Hufflepuffu spotykając się wzrokiem z Justinem, wpatrzonym w nią. Zaskoczyła ją reakcja chłopaka, który spłonął rumieńcem i uśmiechnął się nieśmiało. 

Na brodę Merlina, to jest jakieś szaleństwo... — pomyślała.

Odwzajemniła fałszywie uśmiech i zwróciła się do przyjaciół, wciąż siedzących w konspiracyjnej ciszy z wypisanym na twarzach: A nie mówiliśmy?.

— Ale co jeśli... Jeśli on tylko, no wiecie... — zacięła się.

— Zawsze gapi się na ciebie, ale nigdy wcześniej nie poruszaliśmy tego tematu — powiedziała Ginny.

Była w kompletnym szoku i zaniemówiła na kilka minut. W końcu jednak przełamała się.

— Więc, więc podobam mu się? Też go lubię, ale nie w taki sposób, jest w porządku, ale to tylko kolega. Nie jesteśmy ze sobą nawet blisko!

Ron i Harry przytaknęli. Twarz Lavender jednak rozświetliła się w ekscytacji.

— Hermiono, czy otrzymywałaś w ostatnim czasie pewne listy?

Zimny dreszcz przebiegł przez jej ciało. Nie podobało jej się w jaką stronę to zmierzało.

— J-jakie listy?

— No wiesz, takie... miłosne listy — odparł Ron.

— Ostatnio zauważyliśmy jak pisał coś na skrawku pergaminu i wciąż się uśmiechał. Kiedyś nawet śledziliśmy go i zauważyliśmy, że wysyła listy przez Hogwarcką sowę o różnych porach dnia. Czasami rano, czasami po południu, a raz nawet zaraz przed ciszą nocną — przyznał Harry.

Umysł Hermiony opustoszał.

On... Justin nie może być tym, który wysyła mi listy, chociaż może jednak? — pomyślała po chwili pustki. 

— Więc? Dostawałaś może takie listy przez ostatnie kilka dni? — zapytała powoli Ginny.

Hermiona odczuła coś wewnątrz... czy było to rozczarowanie? Czemu miałaby czuć się rozczarowana, czyż sama nie chciała wiedzieć, kim był jej tajemniczy adorator?

— Myślałam, że to... — Jej myśli zaczęły powoli odpływać, kiedy poczuła lekkie klepnięcie w ramię. Obróciła się i zobaczyła stojącego za nią zarumienionego Justina.

— Cz-cześć... — zaczął nieśmiale, spuszczając wzrok z zawstydzeniem.

— Czeeeść... — odpowiedziała niepewnie.

— Chciałem tylko powiedzieć... — Zamilkł i spojrzał na nią ze szczerością. Ona również patrzyła na niego zaskoczona. Uśmiechnął się i kontynuował. — Chciałem ci tylko powiedzieć, że cieszę się, że cię poznałem, Miona. Jesteś taka odważna i dzielna i jesteś doskonałą Gryfonką. Dla mnie jesteś największą dumą swojego domu, bez urazy Harry, Ron, Ginny, Lavender, wy też, ale ty Hermiono jesteś nie tylko mózgiem, ale i pięknem... — Spłonął jeszcze większym rumieńcem i spuścił wzrok na czubki swoich butów.

Nie wiedziała, co mogłaby odpowiedzieć. To było tak... zaskakujące. Wręcz irracjonalne!

— To tyle, tyle chciałem ci powiedzieć. — Uniósł ponownie wzrok i uśmiechnął się szeroko.

— Dz... dzięki? — mruknęła zdezorientowana.

— Okej, to tyle, cześć — powiedział, po czym szybko oddalił się od grupki Gryfonów wracając na swoje miejsce.

Do końca posiłku cała piątka pozostała w niezręcznej ciszy. Nikt więcej nie poruszał tematu Justina po scenie, jaka miała miejsce na ich oczach. Hermiona, nadal lekko oszołomiona wróciła do Pokoju Wspólnego Prefektów. Rozmyślała intensywnie.

Justin? On wysyła mi te listy? Ale dlaczego?

Doskonale wiedziała, że jej pytanie nie brzmiało: Czemu wysyła mi te listy?, a raczej: Dlaczego to on musi mi je wysyłać, kiedy mógłby być to...?

Westchnęła i wymamrotała pod nosem hasło do pokoju. Poważny mężczyzna z portretu spojrzał na zamyśloną Gryfonkę i mimo, że nie usłyszał w pełni hasła, wpuścił ją do środka.

Słabym krokiem niczym zombie przeszła przez wejście i skierowała się w stronę kanapy. Osunęła się na nią i westchnęła z frustracji wpatrując się w wesoło trzaskające płomienie kominka. Była naprawdę zawiedziona, bo nie tego oczekiwała. Wnioskując z tego jak zachował się Justin wobec niej, nie miała już niemal żadnych wątpliwości, że to on był tajemniczym wielbicielem.

W połowie kontemplacji Hermiony nad rzeczywistością, szkolna sówka z impetem wleciała do pokoju przez otwarte okno. Upuściła list na kolana Gryfonki i zniknęła tak szybko, jak się pojawiła.

Hermiona wpatrywała się w kopertę leżącą na jej kolanach, niepewna czy rzeczywiście chce ją otwierać. Skoro wiedziała kto jest nadawcą, nie miała już powodu odczytywać dalszych wiadomości. Jednak byłoby to niegrzeczne z jej strony, gdyby odmówiła otwarcia listu, więc z ciężkim sercem rozerwała kopertę i odczytała treść.

 

Droga Hermiono,

Jesteś najwspanialszą osobą jaką znam. Uwielbiam, gdy mnie zabawiasz.

 

Jej serce jednak nie przyspieszyło... wręcz zwolniło swój rytm. 

Tak, Justin jest nadawcą.

Zabawiła go przecież dzisiejszego wieczora, a on wydawał się być tym zachwycony.

To był miły chłopiec, troskliwy, szablonowy Puchon, który nigdy nie skrzywdziłby nawet muchy.

Ale nadal... czemu to nie mógłby być ktoś inny?

Chyba lepiej było jak nie wiedziałam kto mi je wysyła. Moja intuicja podsuwała mi znacznie bardziej satysfakcjonujące propozycje…

Spojrzała na zamknięte drzwi do pokoju drugiego Prefekta Naczelnego.

Draco Malfoy, ty dupku, czemu zawsze musisz rozbudzać moje nadzieje? Czemu właściwie sądziłam, że mogłeś to być ty?

Oczywiście, powinnaś przecież winić samą siebie. Gdybyś nie była tak głupia, żeby wymyślić coś na tyle niedorzecznego, to teraz byś tego nie przeżywała.

Wstała z kanapy i poszła do sypialni, gdzie nie wiedząc dlaczego, po zamknięciu drzwi rozpłakała się rzewnie na sam widok zielonej chusteczki ułożonej starannie na jej poduszce.

_____

* Draco dormiens nunquam titillandus — motto Hogwartu, oznacza "Nigdy nie łaskocz śpiącego smoka"


10 komentarzy:

  1. Ale mnie ciekawi co ten Draco tam chowa czy jakies alter egoMalfoya? Hymmm. Hermiona to ma rozważania i jeszcze ta jej rozmowa ze swoim sumieniem. 😂 troche ta rozmowa przy jedzeniu byla dziwna i jeszcze ten Justin grrr. Fajnie że dodajesz tak często rozdziały.

    Pozdrawiam 💜

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cierpliwości :D Jeszcze 3 rozdziały i wszystko będzie jasne :D

      Pozdrawiam <3

      Usuń
  2. Zajrzałam z ciekawości, żeby sprawdzić, czy już dodałaś nowy rozdział i... no, możesz czuć się winna, bo przypaliłam przez Ciebie kotlety :D

    Hermiona to taka królowa psucia wszystkiego, że aż mi jej czasami żal, naprawdę. Nie wiem, jak może z taką łatwością wszystko psuć. To chyba jakaś wrodzona zdolność :D

    Przysięgam, że 99% problemów w starszych dramione można rozwiązać jedną rozmową. Tutaj mogłaby po prostu porozmawiać z Malfoyem jak człowiek... ale o czym wtedy pisać? :D

    Nie mogę się doczekać, aż zaczniesz tłumaczyć coś ambitniejszego, bo mam wrażenie, że marnujesz się prY tym opowiadanku :D

    Mocno ściskam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie! Mam nadzieję, że nawet przypalone, były jadalne ;)
      Hermiona ma tutaj takie zabawne huśtawki nastrojów :D Zawsze jak tłumaczę to mam takie 'boże dziewczyno, co ty robisz' :'D
      Rozmowa rozwiązałaby (prawie) wszystko, ale dla nastolatków to chyba za trudne :/

      Przysięgam! Kolejne tłumaczenia będą coraz ambitniejsze :D Ale od czegoś trzeba zacząć i najlepiej zacząć od czegoś prostszego, a potem piąć się wyżej :)

      Pozdrawiam cieplutko! <3

      Usuń
  3. Naprawdę świetny rozdział! Taki normalny, płynny. Coraz mocniej się wciągam w tę historię :)
    Martwi mnie Draco... Mam nadzieję, że to nie będzie motyw ze "szkoły uczuć" i on na koniec nie umrze, ani nic, bo to by był katastrofa :D

    Jedna rzecz mnie rozbawiła - a mianowicie hasło: Draco dormiens nunquam titillandus - nie dalej jak tydzień temu, postanowiłam, że wytatuuję sobie ten cytat :) Długo się zastanawiałam co wybrać i uznałam, że ten będzie najlepszy.
    A teraz ciekawostka o mnie -
    Mam już tatuaż z napisem "Alter ego Venetii Noks" :D Niestety nikt z Was mnie po nim nie rozpozna, bo jest w dość dyskretnym miejscu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... czyli już nie muszę oglądać szkoły uczuć c":
      (Nie mam Ci za złe, przynajmniej uniknę złamanego serca:D)

      Usuń
    2. O nie! Niewiele mogę zdradzić, ale sceny ze 'Szkoły uczuć' nie będzie, promise! :D
      Trzymam kciuki za udany tatuaż! ;) Bardzo dobry wybór <3
      "Alter ego Venetii Noks" - zaskoczyłaś mnie tym :D

      Pozdrawiam ciepluteńko!! <3

      Usuń
  4. Ojej, biedna Hermiona. Też się rozczarowałam tym Justinem. :/ Może i miły chłopiec, ale Draco znacznie przebija go w kilku kategoriach. :D Oczywiście mam nadzieję, że listy nadal pochodzą od niego, a on sam tyko droczy się z naszą Gryfoneczką. :D
    Buziaaakii! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jaki zwrot akcji! Justyn! No cóż, nadal nie wierzę, że to on, a jeśli to on, to w sumie słowa Draco sprzed kilku rozdziałów nabierają zupełnie innego sensu ;) I jak mam być całkiem szczera, też by mi się odechciało czytać listy od kogoś, kim nie jestem zainteresowana, a sądzę, że to on jest nadawcą. Oj, Herm...:) Przypomniała mi się podstawówka i listy walentynkowe! Tyle ekscytacji, dopóki się nie okazywało, kto je tak naprawdę napisał :D
    Nadal wierci mi dziurę w mózgu to "coś" na podłodze u Draco! Nie wytrzymam, aż nie doczytam opowiadania do końca :)

    Mała

    OdpowiedzUsuń
  6. Oh i ten zawód Hermiony gdy okazało się że prawdopodobnie to Justyn pisze te listy, ale wtedy - nie podchodziłby do niej wcześniej z takim wyznaniem :D Draco muuuuuuusi być tym nadawcą nie ma innego wyjścia :)

    OdpowiedzUsuń