Hermiona obudziła się następnego poranka w naprawdę strasznym stanie. Jej włosy nigdy nie wydawały tak nieujarzmione jak dziś, a szata była całkowicie pomięta, bo dziewczyna zapomniała przebrać się przed snem. Jej oczy były czerwone, spuchnięte i piekące, serce ciążyło w piersi ze smutku.

Zsunęła się słabo z łóżka i zaczęła przygotowywać się do zajęć, chociaż pierwszy raz od wieków chciałaby, żeby tych zajęć nie było. Dziś kompletnie nie czuła się jak Hermiona-najmądrzejsza-uczennica-Valedictorianka-wszystkowiedząca. Dziś była raczej Hermioną-przerażoną-przygnębioną-smutną-sfrustrowaną-o-złamanym-sercu. Chociaż raz chciała być tylko człowiekiem, a nie mózgiem.

Ale oczywiście, wszyscy byliby zawiedzeni, gdyby mądra Hermiona zmieniła się w chorą z miłości.

Westchnęła, czując ciężar w piersi, po czym wyszła z pokoju. Schodząc powoli po schodach zauważyła tę blond gadzinę na kanapie. Spał.

Dokładnie to chciałam zobaczyć z samego rana... — pomyślała z sarkazmem.

Chciała go zignorować, ale nie mogła oprzeć się pokusie zerknięcia na niego chociaż odrobinkę. Powoli podeszła do kanapy, kierując swój wzrok wprost na grzeszną twarz Malfoya. Był cholernie piękny.

Spał. Bezdźwięcznie. Jego twarz była spokojna i taka niewinna. Hermiona nie mogła dziwić się tym tłumom zachwyconych nastolatek, wiecznie kręcących się wokół niego, próbując zyskać choć kilka sekund jego uwagi. Teraz był kompletnie inną osobą. Cóż, Hermiona należała do jego zaprzysięgłych wrogów i nienawidziła go całą duszą, więc powinna postrzegać go jako paskudnego gada, jakim właściwie z charakteru był. Jednak w tym momencie jej oczy widziały coś kompletnie odwrotnego.

Chwila, on powinien już dawno być na nogach. Śniadanie już się rozpoczęło…

Zrobiła krok bliżej i bardzo powoli sięgnęła dłonią w stronę jego czoła, po czym puknęła w nie lekko.

— Malfoy, wstawaj.

Jego twarz zmarszczyła się w znajomym grymasie, a po chwili zaspanego jęczenia otworzył oczy. Najpierw była dla niego jedynie rozmazaną plamą kolorów, jednak po kilku mrugnięciach obraz wyostrzył się, ukazując mu twarz Hermiony. Chłopak natychmiast uniósł się na łokciach, rozglądając dookoła.

— Co ty wyprawiasz? — zapytał zaspanym głosem. Hermiona przewróciła jedynie oczami.

— Budzę cię... — odpowiedziała sucho, walcząc ze śmiechem na widok jego zaspanej twarzy.

— Ja nie potrzebuję być budzony. Doskonale umiem wstać sam — jęknął słabo, próbując zabrzmieć groźnie.

— Jasne, cokolwiek powiesz. Jednak patrząc na to, że spałeś jak zabity, nie wyglądało to jakbyś miał zaraz się obudzić.

— Uważaj sobie co chcesz, właśnie miałem się budzić. Granger, nie musisz się tak przejmować czy uratowałaś mi tyłek przed zaspaniem, czy nie. Pewnie już i tak żałujesz, że to zrobiłaś, prawda? — prychnął.

Pomyślała o wydarzeniach wczorajszego dnia i natychmiast poczuła się winna za sprawienie, że poczuł się jakby mu pomagała, bo w jej interesie było zachowanie twarzy i, na Merlina, co to za podłe insynuacje z jego strony!

Jednak prawda była taka, że martwiła się o niego.

Naprawdę się martwiła.

Ale nie mogła mu tego powiedzieć, prawda?

Nie spodobałoby mu się to…

Byłby zniesmaczony…

Znienawidziłby ją jeszcze bardziej....

— Nie żałuję, że ci pomogłam, Malfoy... — przyznała cicho.

— No jasne, teraz tak? Gdzie się podziała twoja wielka wczorajsza przemowa, co? Co to miało być, zakłóciłem twój spokój, bo pomogłaś mi wbrew swojej woli, bo nie chcesz być oceniana za coś, co hipotetycznie mogłoby mi się przydarzyć? Co za bezsens. Boisz się mojej śmierci – której sama pewnie byś chciała – bo to mogłoby wpłynąć na twój nieskazitelny, wspaniały wizerunek, więc wolisz mi pomóc niż zostawić mnie na śmierć mimo, że od lat mi jej życzysz — prychnął zirytowany.

— Malfoy, powiedziałam, że nie to miałam na myśli... — odparła patrząc na niego, lekko zdesperowana. On jednak prychnął ponownie z pogardą.

— Już się tak nie sraj, Granger. Nie jestem nawet zaskoczony... Przecież doskonale wiem, jak mnie postrzegasz. Brzydzisz się mną, gardzisz moim istnieniem. I doskonale wiesz chyba, że ze wzajemnością, prawda? — powiedział, po czym wstał i poszedł prosto do swojego pokoju, nie obdarzając jej najmniejszym spojrzeniem.

Patrzyła na zamknięte drzwi i odetchnęła ciężko.

— Nic nie rozumiesz, Malfoy. Ja nie powinnam się o ciebie martwić... I nieważne jak bezsensowne to jest, to ja naprawdę... — odetchnęła ponownie, podchodząc do przejścia za portretem. Spojrzała jeszcze raz na pusty salon. — Naprawdę się martwię — powiedziała do pustego pomieszczenia, po czym wyszła.

***

Na zajęciach z Historii Magii, profesor Binns kontynuował swoje klasyczne, monotonne wywody. Hermiona przeczytała już nieskończenie wiele pozycji literatury o wojnach goblinów, zaangażowaniu mugoli w wojny czarodziejów, przemocy czarodziejów nad skrzatami i o innych mniej istotnych bzdetach.

Swój tegoroczny podręcznik zdążyła przeczytać do tej pory już siedemdziesiąt osiem razy.

Reszta klasy była tak samo niezainteresowana przedmiotem jak ona sama. Każdy z uczniów robił wszystko, co nie było słuchaniem wykładu profesora. Hermiona spojrzała na dwójkę swoich najlepszych przyjaciół. Ron i Harry zawzięcie dyskutowali i była pewna, że chodziło tutaj o Quidditch. Zaraz obok Dean i Seamus kłócili się o jakąś drobnostkę. Neville jak to zwykł robić na Historii Magii, mruczał pod nosem jakieś zaklęcia, ćwicząc pod ławką ruchy różdżki. Zwróciła wzrok na grupkę Ślizgonów, którzy woleli zajmować miejsca w głębi sali. Milicenta Bulstrode co chwilę spoglądała na Blaise’a Zabiniego, chichocząc coś do Pansy Parkinson. Pansy natomiast posyłała w kierunku Malfoya spojrzenia, na których widok Hermionie robiło się wręcz niedobrze. Po chwili zauważyła, że Pansy zaczęła skrobać coś zawzięcie na skrawku pergaminu, po czym złożyła go w kształt serca. 

Ooo, nawet umie robić origami — pomyślała z rozbawieniem. 

W tym czasie Pansy rzuciła zaklęcie na ułożone papierowe serce, posyłając je w stronę Malfoya.

Malfoy…

Hermiona spojrzała na niego. On widząc nadlatujący liścik skrzywił się zniesmaczony. Otworzył go i przeczytał treść, po czym odwrócił się w stronę Pansy, patrząc na nią zdegustowany, gdy ona posyłała mu uwodzicielskie mrugnięcia okiem.

Hermiona zauważyła jak jego usta wymawiają bezgłośne: "Odpieprz się, Pansy", po czym odwrócił się w stronę Crabbe'a i Goyle'a nabijających się właśnie z treści liściku. Malfoy spojrzał na nich ze swoim firmowym uśmieszkiem. Chłopcy zaczęli rozmawiać i śmiać się cicho.

Przynajmniej nie wyglądał na zdołowanego czy wkurzonego.

Westchnęła z ulgą. Może jednak rzeczywiście się niczym nie przejmował…

Nagle jej uwaga – jak i uwaga wszystkich zgromadzonych w sali – skupiła się na nauczycielu, który z hukiem zamknął wielki podręcznik dokładnie tak samo jak w dniu, gdy opowiedział im tę przeklętą legendę.

Spojrzała na Profesora, który z zaciekawieniem obserwował teraz swoich uczniów z bardzo rzadko spotykanym u niego uśmiechem. Odchrząknął i zaczął mówić.

— Więc, jak wam się podoba ten wspaniały dzień, moi drodzy?

Wszyscy patrzyli na profesora z konsternacją. Jednak słowo wspaniały nie miało wiele wspólnego z postacią samego profesora czy tym bardziej z jego zajęciami.

— Z racji, że właśnie zakończyłem omawianie z wami całego podręcznika... Moglibyśmy skończyć zajęcia trochę wcześniej — powiedział, zyskując ogólną aprobatę klasy. — Zatem, koniec zajęć! — oznajmił i uniósł się lekko ponad katedrę, lecz zanim zniknął za ścianą gabinetu, dodał w stronę pakujących się uczniów: — Mam nadzieję, że zobaczymy się na ceremonii zakończenia roku... Może pewni z was umilą ją nam swoimi wyznaniami tajemniczej admiracji, kto wie… — Uśmiechnął się szeroko i jak to duch, zniknął, przenikając przez ścianę.

Zdecydowanie chodziło mu o Legendę o dwunastu listach.

Cóż, lepiej żeby trzymał kciuki zanim ktoś stchórzy…

Wyznanie komuś uczuć brzmi łatwiej niż zrobienie tego... — pomyślała Hermiona, zanim podniosła torbę i udała się wprost do biblioteki.

***

Wpatrywała się w trzymaną książkę, a właściwie w litery na jednej ze stron. Każdy, kto by ją zobaczył, myślałby, że jest zaczytana i bardzo skoncentrowana na lekturze. Prawda była jednak kompletnie inna. Jej myśli wirowały, odlatując powoli w różne strony.

Czy powinnam przestać? — myślała.

Ta decyzja należy tylko do ciebie, doskonale o tym wiesz... — odpowiedziało sumienie.

Taa... Niestety wiem…

A rzeczywiście chcesz przestać?

Potrząsnęła głową.

Nie wiem, nie jestem pewna... Serce mówi mi że nie powinnam, bo to przecież kwestia moich uczuć, za to rozum mówi mi również, że nie powinnam, bo nie jestem przecież słabym tchórzem. Jestem Gryfonką, do jasnej cholery!

Więc gdzie jest problem? Nie przestawaj skoro i serce i mózg mówią ci to samo!

Ale…

Właśnie to jest twój problem, Hermiono Granger, zawsze jest jakieś ale mimo, że nie powinno go kompletnie być. To się robi niezdrowe…

Ale co jeśli…

Ale i co jeśli to jedno i to samo, więc nawet się nie kompromituj takimi podchodami ze mną.

On mnie nienawidzi... — pomyślała i westchnęła ciężko.

I co z tego? Boisz się odrzucenia? Kurde babo, jesteś Gryfonką, do cholery jasnej! Nie bałaś się ani Voldemorta, ani śmierci, a boisz się jakiegoś dupka i jego odrzucenia? Nie powinnaś być w Hufflepuffie z takim tokiem myślenia?

Ty też jesteś Hermioną Granger, więc przestań udawać, jakbyśmy były dwiema różnymi osobami, bo nie jesteśmy!

Taa, ja i ty jesteśmy może jednością, ale ja tutaj przemawiam jako gryfońska strona twojej natury. Ty za to reprezentujesz właśnie wszystkie swoje słabości…

Jasne…

Wiesz co? Może to ja powinnam zacząć dominować. Siła ponad słabości…

Wiem, ale ty zawsze zapadasz się pod ziemię w jego obecności.

A z ciebie rośnie wtedy gigantyczny tchó…

Hermiona westchnęła, próbując odgonić natrętne myśli. Uważała to za głupie, kłócenie się z samą sobą. Ostatnio za często jej się to zdarzało... Przerzuciła do strony 345 czytanej książki, chcąc odciągnąć umysł od rozmyślań nad swoją dominującą i recesywną personą.

— Godryk Gryffindor — zaczęła czytać na głos — znany był ze swojej nadzwyczajnej odwagi. Był jednym z czterech założycieli Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, do których należeli również Rowena Ravenclaw, Helga Hufflepuff i Salazar Slytherin. Odważny i silny Gryffindor był jedną z najodważniejszych osób znanych w Czarodziejskim Świecie ze względu na niezliczoną ilość aktów swej odwagi. Wiele poświęcił w swoim życiu, co udowadniało jak silnym był człowiekiem. Nie bał się ryzykować utraty czegokolwiek dla osiągnięcia sukcesu. Mimo to, posiadał jednak pewną słabą stronę. Bez znaczenia jak odważnym i niepokonanym czarodziejem był Gryffindor, posiadał on pewną słabość. — Hermiona z zaskoczeniem uniosła głowę znad lektury.

Gryffindor miał słabość... Nie spodziewałam się tego.

— Godryk Gryffindor nie jest idealnym odzwierciedleniem osoby nieustraszonej i niezwyciężonej. Posiadał on zarówno słabości, jak i lęki. Jego słabością była miłość, a lękiem odczucie odrzucenia. — Hermiona znów przerwała czytanie, próbując przyswoić to, co właśnie odkryła. Nigdy wcześniej nie trafiła na takie wzmianki w żadnej książce. Tę konkretną lekturę wzięła przypadkowo z półki, czego teraz nie żałowała.

Ten fragment był szczególnie interesujący. Wróciła więc do czytania.

— Pierwszy, a zarazem ostatni romans Godryka nie skończył się szczęśliwie. Godryk zakochany był w czarownicy półkrwi o imieniu Deana Flouresk. Nie byli oni przyjaciółmi, a tak właściwie oboje twierdzili, że w młodości nie darzyli się sympatią. Dorastali jednak we wspólnym środowisku, a Gryffindor obserwował, jak jego nemezis zmienia się w uroczą, inteligentną i utalentowaną czarownicę. Nigdy nie podejrzewał, że kiedykolwiek przestanie postrzegać ją jako swojego wroga. Był świadomy, że Deana mu się podobała, jednak nigdy nie przełamał się do wyznania jej swoich uczuć z obawy przed swoim jedynym lękiem, odrzuceniem. — Hermiona znów zatrzymała się na moment, żeby zebrać myśli.

— Gryffindor nigdy nie wyznał jej prawdy, co było jego największym błędem. Deana zmarła w wieku 25 lat z powodu ciężkiej choroby. Jej przyjaciele i rodzina byli tymi, którzy wyznali po jej śmierci prawdę Gryffindorowi. Przez lata darzyła go uczuciem, jednak nie zdecydowała się na wyznanie mu tego, gdyż świadoma była swojej choroby i rychłej śmierci. Wtedy po raz pierwszy Godryk wzgardził swoją słabością. Żałował, że nie wyznał jej swoich uczuć, gdy miał do tego okazję, nawet jeśli Deana miałaby umrzeć, umarłaby ze świadomością całej prawdy. Było jednak za późno, a dziewczyna już nie żyła, gdy Godryk dowiedział się o wszystkim.

Hermiona pociągnęła nosem. Cholera, czy ona właśnie rozklejała się nad nieszczęśliwą miłością Godryka Gryffindora?

— To był pierwszy i ostatni raz, kiedy Godryk okazał słabość. Od tamtej pory nie bał się już niczego i nigdy więcej nie zawahał się w wyrażaniu swoich uczuć. Przysiągł nigdy nie popełnić drugi raz tego błędu, który zaprzepaścił jego szansę na szczęśliwą miłość.

Skończyła, zamykając książkę.

Czy to był znak?

Cóż, nawet sam Godryk Gryffindor miał swoją słabość! Ale jej żałował... bo to przez nią stracił ważną dla siebie osobę.

Czy powinna nadal poddawać się swojej słabości, czy przeciwstawić się jej, czego Godryk nigdy nie zrobił?

Tak. Podejmowała ryzyko. Czy miało się to skończyć szczęśliwie, czy tragicznie, ważne było jedno: aby nie pozwoliła swojemu strachowi zwyciężyć. Ważne, że próbowała, prawda?

Nie zamierzała patrzeć, jak wszystko umyka jej sprzed nosa.

Zamierzała walczyć.

Zamierzała być Gryffindorem, jakim Godryk nigdy nie był.

Uśmiechnęła się szeroko na myśl, że odważna i gryfońska część jej duszy wzrosła i zaczęła ponownie dominować.

***

Hermiona zwinęła w rulonik skrawek pergaminu, unosząc głowę i widząc dziesiątki kołujących nad nią sów.

Była w szkolnej sowiarni, żeby wysłać bardzo ważny list. Miała właśnie wezwać do siebie dużą brązową sowę latającą obok Hedwigi, kiedy drzwi sowiarni otworzyły się z impetem. Odwróciła się szybko i ku jej zdziwieniu, w drzwiach stał nikt inny jak Draco Malfoy we własnej osobie.

Jej serce przyspieszyło i zadudniło ze strachu.

— C-co t-tutaj robisz, Malfoy? — zapytała nerwowo.

Chłopak przymknął drzwi i spojrzał na nią z zadowoleniem.

— Odwiedzam sowy — odpowiedział sucho. Hermiona spojrzała na niego ze zwątpieniem. —  To chyba oczywiste, że żeby wysłać list. Mózg cię chyba zawodzi, o ile go jeszcze masz — powiedział, podchodząc bliżej.

— Czy twoja paskudna morda mogłaby chociaż na chwilę się zamknąć? — powiedziała krzyżując ramiona na piersi.

— Pff, jeśli nie chcesz sarkastycznej odpowiedzi, to nie zadawaj głupich pytań, proste. Na Merlina, Granger, ty rzeczywiście chyba osttanio straciłaś rozum — odpowiedział, również krzyżując ramiona z wyższością.

— Moja inteligencja jest nadal nieskazitelna, oślizgły dupku — powiedziała, niemal wypluwając z siebie każde kolejne słowo. — Za to moja cierpliwość do ciebie powoli się kończy!

— Czy ty wiesz jak ciężko jest ciebie zrozumieć? — zapytał, unosząc brwi. — Twoje huśtawki nastrojów doprowadzają mnie do szału. Czasami jesteś żartobliwa, a zaraz potem się wkurzasz, potem się martwisz, po czym znowu wpadasz w dziki szał, a później przepraszasz, żeby za chwilę znowu coś odjebać, i tak w kółko... Niech zgadnę, połowa twojego życia to jeden wielki wkurw, mam rację?

— To nieprawda!

— Czyżby…

— Nie!

— Oj zdecydowanie.

— Zdecydowanie nie!

— Zdecydowanie tak. Potwierdzam z autopsji.

— Sama znam siebie lepiej, niż ty mnie! Ty praktycznie wcale mnie nie znasz, więc wiem, że nie masz racji!

— No popatrzcie, już wkurwiona — prychnął.

— Wkurwiona na ciebie, Malfoy — prychnęła. — Nie zachowuję się tak wobec innych ludzi, bo nie są takimi skończonymi dupkami, jak ty!

— Oj, zabolało — parsknął z sarkazmem.

— Wiesz co? Wyślij ten swój list i zejdź mi w końcu z oczu, dobrze? — warknęła.

— Przecież przyszłaś tu pierwsza, czemu ja mam wysłać swój list przed tobą, ha? Tak czy inaczej, panie mają pierwszeństwo. — Wskazał na nią z wrednym uśmieszkiem.

— Co za dżentelmen — przewróciła jedynie oczami.

— Oj, Granger, myślałem, że już to wiesz. Chyba wychodzi jednak na to, że nie wiesz o mnie nic.

Rzuciła mu pobłażliwe spojrzenie i zwróciła się w kierunku sów. Przywołała jedną z nich, a ptak radośnie wylądował na jej wyciągniętym ramieniu. Przywiązała starannie liścik do jego nóżki. Starała się stanąć jak najdalej od Malfoya, który mógłby chcieć podglądnąć treść jej listu. Wtedy miałaby kłopoty.

— Leć — szepnęła do sówki, a ptak wyleciał szybko przez okno.

Hermiona patrzyła, jak ptak powoli znika w oddali, po czym odwróciła się z groźnym spojrzeniem w stronę obserwującego ją Malfoya.

— No co?

— Teraz możesz wyjść — powiedział sucho, wskazując na drzwi.

— Że co proszę? — zapytała obrażona. Czy właśnie była wykopywana stąd przez samego Prefekta Naczelnego? Bezczelność!

— Nie chcę, żebyś wciskała swój ciekawski nos w moje poufne listy — powiedział.

— Wyświadcz mi przysługę i rzuć się w końcu z Wieży Astronomicznej, co? Wszyscy by się ucieszyli!

— Och, wyświadcz mi przysługę i idź polatać bez miotły, wtedy ja skoczę z Wieży, dobrze?

— Paskudny gadzie... — wycedziła przez zaciśnięte zęby.

— Cóż, taka moja natura... Czy teraz szanowna pani możesz opuścić to pomieszczenie, bo poważnie, nie życzę sobie twojej obecności przy wysyłaniu moich listów?

— Dobrze, Malfoy. Zanim jednak pójdę, chciałabym ci grzecznie przypomnieć o tym, że musimy przedyskutować i ustalić szczegóły ceremonii zakończenia roku. Jest coraz mniej czasu, a trzeba ustalić wszelkie dekoracje, a jeśli damy radę to też dobór muzyki i jedzenia.

— Dobra, dobra — machnął ręką. — A teraz już idź.

Prychnęła i odeszła w stronę drzwi, jednak zanim całkowicie wyszła z pomieszczenia, usłyszała od Malfoya jeszcze stłumione:

— Do zobaczenia później…

Nie mogła powstrzymać się od lekkiego uśmiechu. Przynajmniej przyznał, że mają się jeszcze dziś spotkać.

Wspaniale.


8 komentarzy:

  1. faktycznie rozdział jest dłuższy. 😋 fajnie że tyle ze soba rozmawiają ale caly czas maja podobne odzywki i te ich kłótnie ta na tym samym poziomie ale szybko sie czyta przynajmniej. 😏
    Pozdrawiam. 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wkrótce trochę więcej dorosłej rozmowy ich czeka ;) Nawet w kolejnym rozdziale, także cierpliwości :D

      Pozdrawiam cieplutko!

      Usuń
  2. Oho miałam trochę do nadrobienia, ale widzę, że wena Ci dopisuje - bardzo mnie to cieszy :D
    Oh, czyżby Malfoy i Granger przyłapali się razem na wysyłaniu sobie nawzajem liścików? :D Jak słodko :D
    Robi się coraz ciekawiej, już nie mogę się doczekać dalszych rozdziałów :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wena dopisuje i trzyma się jak najlepiej :D
      Co do liścików... mooże ;) <3
      Zapraszam już na kolejny rozdział - akcja nabiera tempa :D

      Pozdrawiam cieplutko!

      Usuń
  3. Ja zaznaczam, że też nadrabiam :) Nigdzie nie uciekłam i gwarantuję, że trwam wiernie w postanowieniu, że nie będę czytała po angielsku, tylko grzecznie czekam na tłumaczenia! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Trochę mnie obrzydziła Hermiona z rana, bo wyglądało to tak, jakby poszła na śniadanie nieogarnięta, w ciuchach z zeszłego dnia. :D W końcu zdaje mi się, że łazienkę mieli wspólną, więc chcąc nie chcąc musiałabym przejść przez salon i zobaczyć Dracona. Musiałam wrócić do pierwszych zdań tekstu, żeby zrozumieć, że ogarnęła się w pokoju. Ale gdzie siku? Mycie twarzy i zębów, czy poranny prysznic skoro zasnęła w "opakowaniu"? Trochę autorka zapomniała o higienie osobistej. :D
    Ogólnie odnoszę też wrażenie, że Hermiona jest jakaś bardzo rozchwiana emocjonalnie i to zauroczenie, czy też zakochanie w Draconie jest jakieś takie nagłe. Liczę na więcej wyjaśnień w dalszych rozdziałach i oczywiście to nie jest Twoja wina. :D
    Podziwiam, że Ci się to chciało wszystko tłumaczyć. :P
    Uściski mocne i pozdrówki!

    OdpowiedzUsuń
  5. PannaAleksandra uderzyła w punkt z tym rozchwianiem, nie mniej nadal jestem okropnie ciekawa, jak to się wszystko skończy :) Rozmowy z samą sobą są zdecydowanie najciekawsze tu! Moment z Gryffindorem... Agrrr, znów zgrzytnęłam zębami, no ale niechaj będzie i tak ;) Trochę więcej szczegółów i opisów wniosłoby nieco głębi do opowiadania, ale na to już nie mamy żadnego wpływu :D
    Klikam dalej!

    Mała.

    OdpowiedzUsuń
  6. Te ich kłótnie są powoli męczące, ale szybciutko się je czyta :) Mam nadzieję, że kolejne rozdziały przyniosą więcej normalnej rozmowy :D

    OdpowiedzUsuń