— Pansy — usłyszała głos Draco. — Czy zostaniesz moją dziewczyną?

Te pięć bolesnych słów wypływających z jego ust sprawiło, że świat Hermiony rozpadł się na miliony malutkich kawałeczków.

Usłyszała, jak Ślizgonka łapie oddech i ujrzała, jak zakrywa dłonią swoje usta w niemym zachwycie.

— O Merlinie, Draco! — Jej piskliwy głos aż zadźwięczał wszystkim uszach. — Oczywiście, że tak! Zawsze będę twoją dziewczyną. Nawet nie musisz o to prosić! Od zawsze nią byłam!

Hermiona popatrzyła na Draco, który borykał się z czymś, jakby próbował walczyć. Po chwili jednak otworzył swoje usta i przemówił.

— Kocham cię, Pansy.

I to było wszystko. Hermiona nie mogła dłużej patrzeć na scenę rozgrywającą się przed jej oczami. Wyrwała się z tłumu i zaczęła biec, biec ile sił w nogach, byleby znaleźć się jak najdalej. Pokonała dziesiątki schodów, przemierzyła wiele korytarzy i zakłóciła spokój wielu mijanych portretów. Jej oczy wypełniały się rzewnymi łzami, które płynęły niekończącym się strumieniem.

Biegła ile sił w nogach, zmierzając do Pokoju Wspólnego tak szybko, jakby zależało od tego jej życie. Jednak każdy kolejny krok stawał się coraz cięższy i cięższy, jakby miała nagle zapaść się w podłogę na środku korytarza.

Jej ciało bolało... Bolało tak bardzo... a głównym źródłem bólu było to miejsce w klatce piersiowej.

Jej serce, teraz tak kruche. Niczym dźgnięte wielokrotnie, spalone, pobite, skopane i torturowane, ale mimo to nadal żywe.

Pozostawione na pastwę cierpienia…

Do powolnej, bezlitosnej i bolesnej śmierci.

Kiedy wreszcie po niekończącym się biegu, dotarła do Pokoju Wspólnego, bezsilnie wymamrotała hasło i weszła do środka. Wbiegła do swojego pokoju i trzasnęła drzwiami. Natychmiast uniosła różdżkę w kierunku niczemu winnej zielonej chusteczki, leżącej spokojnie na łóżku. Popatrzyła groźnie na skrawek materiału.

— Wingardium Leviosa! — wyszeptała z trudem, a chusteczka uniosła się gwałtownie w powietrze.

Dziewczyna zacisnęła mocno zęby w gniewie i bólu. Jej nos rozszerzył się od ciężkiego oddechu, oczy błyszczały dziesiątkami łez. Hermiona wyglądała, jakby miała zaraz wybuchnąć.

Etre Ruine!

Chusteczka zaczęła rozdzierać się na pół. Dziewczyna powtarzała to zaklęcie kolejny i kolejny raz, a chusteczka rozrywała się na coraz mniejsze kawałeczki. Po chwili cała pościel była pokryta szczątkami materiału.

— Nienawidzę cię, Malfoy! — krzyknęła z całych sił. — Nienawidzę cię!

Po kilku minutach rzewnego płaczu podniosła wzrok. Spojrzała na torturowany przez siebie jeszcze chwilę temu skrawek bawełny, teraz rozrzucony na całym jej łóżku. Wiedziała, że powinna była zniszczyć ją już dawno temu. Jednak nie mogła. Nie mogła mu jej też zwrócić…

Nie chciała jej też niszczyć... aż do teraz... nawet teraz... przede wszystkim teraz.

Podeszła chwiejnym krokiem do łóżka. Wpatrywała się w skrawki materiału, po czym uniosła różdżkę i skierowała ją w ich stronę.

— Reparo... — szepnęła, a chusteczka zaczęła się zszywać do swojej poprzedniej postaci.

Cholera.

Kiedy czuła się zraniona, była nawet głupsza.

Zniszczyła chusteczkę tylko po to, żeby ją naprawić... Zielony materiał powrócił do swojej poprzedniej formy.

— Naprawdę cię nienawidzę, Malfoy — powiedziała przez zaciśnięte zęby, nim opadła na łóżko i rozpłakała się na dobre.

***

Był już wieczór, kiedy Malfoy wrócił do kwatery Prefektów. Gdy wszedł do środka, Hermiona siedziała na kanapie naprzeciw kominka. Wpatrywała się tępo w ogień, a jej oczy były opuchnięte i czerwone od ciągłego płakania.

— Hej — usłyszała powitanie Malfoya. — Czemu jeszcze nie śpisz, Granger? Już późno... — Poczuła jak chłopak zatrzymał się obok kanapy, zaraz za jej plecami.

Nie odpowiedziała. Musiała trzymać nerwy na wodzy... inaczej mogła wybuchnąć.

— Ej, Granger — odezwał się ponownie, nie uzyskując odpowiedzi na wcześniejsze pytanie.

— Gratulacje, Malfoy... — wyszeptała po chwili.

— Za co? — zapytał zdziwiony. — Jeśli masz na myśli replikę, to przypomnę ci, już mi gratulowałaś. Tak właściwie, to wysłałem ją już do mojej matki. Wydaje mi się, że spałaś, jak przyszedłem około szesnastej, żeby ją zabrać.

— Nie, nie za to... chciałam ci pogratulować twojej nowej dziewczyny — powiedziała gorzko, z wyraźnym naciskiem na ostatnie słowo.

— Nowego czego? — zapytał z zakłopotaniem.

Obróciła się gwałtownie w jego stronę, nie mogąc powstrzymać czystej frustracji płynącej w jej żyłach.

— Zapytałeś ją na samym środku wejścia do Wielkiej Sali, czy zostanie twoja dziewczyną. Stała, kiedy ty klęczałeś przed nią na jednym kolanie, więc nawet nie udawaj, że nie masz pojęcia o czym do ciebie mówię! — wrzasnęła w jego stronę.

Malfoy był zaskoczony jej nagłym wybuchem.

— Granger ty... ty to widziałaś?

— Oczywiście kurwa, że widziałam! — krzyknęła. — Zrobiłeś to na samym środku, kretynie! Jadłam tam lunch! Wszyscy tam byli, podczas gdy ty wybrałeś sobie doskonały moment na tę scenę! Jak ktokolwiek mógł tego nie widzieć?!

— Przestań krzyczeć, Granger. Stoję tuż przed tobą, nie jestem głuchy. Słyszę jak szepczesz, więc nie musisz się drzeć — powiedział niecierpliwie. — Posłuchaj mnie, dobra? To co zobaczyłaś... zobaczyłaś to źle…

— CO NIBY ZOBACZYŁAM ŹLE?! — powtórzyła nerwowo i prychnęła. — Nie mam żadnych problemów ze wzrokiem, Malfoy. Jeśli mówię, że widziałam, to znaczy, że widziałam! Klęczałeś przed samą Pansy Parkinson, kiedy prosiłeś ją, żeby została twoją pieprzoną dziewczyną, a ona odpowiedziała to cholerne TAK po czym ty odpowiedziałeś jej, że ją kochasz!

— Granger, możesz się uspokoić i pozwolić mi wyjaśnić, co się stało?

— Nie potrzebuję żadnych twoich wyjaśnień! Wiem, co widziałam!

— Ona mnie wykorzystała do żartu, jasne?! — prychnął. — Zakładam, że poszłaś zanim skończyła więc nie…

Nie pozwoliła mu dokończyć.

— Co, myślałeś, że będę oglądać całą tę żałosną scenę?!

— Czekaj, daj mi dokończyć!

— Wiesz, że nie mogłam obejrzeć do końca! Doskonale o tym wiesz!

— Powinnaś była, bo wtedy wiedziałabyś, co się rzeczywiście wydarzyło! Pansy mnie wykorzystała. Rzuciła na mnie urok, który miał zmusić mnie do powiedzenia rzeczy, które ona chciała usłyszeć. Przyznała to później przed wszystkimi!

— Oj zamknij się już, żałosna fretko! — zignorowała jego wyjaśnienia. — Już się nie wyprzesz! I ty nazywałeś ją 'ParkinSuką'? Przyznawałeś, że nie znosisz otrzymywać tych jej listów? I nagle, mówisz jej, że ją jednak kochasz? Jesteś dupkiem, Malfoy, dokładnie tak! — wrzasnęła.

— Nie jestem dupkiem, wariatko! — krzyknął wkurzony.

— Nie krzycz na mnie!

— To ty zaczęłaś krzyczeć pierwsza! Nawet nie rozumiem za co! Brzmisz jakbym cię oszukał! Jakbym cię zdradził!

— Bo jesteś idiotą! — Łzy zaczęły zbierać się w kącikach jej oczu.

— I znowu ryczysz!

— Bo cię nienawidzę! — powiedziała, a pierwsza łza potoczyła się po jej policzku.

— Co za niespodzianka, bo ze wzajemnością!

— Nienawidzę cię aż do samego piekła! — Jej głos stawał się niższy z każdym kolejnym słowem.

— I wzajemnie!

— Tak bardzo cię nienawidzę... — powiedziała łamiącym się głosem.

— Więc niech to wszystko szlag! — powiedział, po czym zniknął za drzwiami swojego pokoju.

Hermiona spojrzała tępo na podłogę, obserwując rozbijające się na niej kolejne łzy, tworzące małe, mokre plamy. Pociągnęła żałośnie nosem…

— Nienawidzę cię… — szepnęła. — Nienawidzę cię, za zmuszenie mnie do powiedzenia czegoś, w co już dawno nie wierzę...

***

Malfoy z całej siły kopnął w stertę książek na podłodze i wrzasnął. Rzucał klątwami w każdą stronę. Oszalał. Był wściekły. Nie chciała go słuchać. Przecież mówił jej prawdę, bo rzeczywiście został wykorzystany! Skąd ten durny pomysł wziął się w jej głowie, że mógłby prosić Pansy o coś takiego? No ale ona wiedziała lepiej! Ale przecież wiedziała, że Pansy nie była dziewczyną dla niego!

— Niech cię cholera, ty durna wiedźmo! Pieprzyć cię, Panno Wszechwiedząca! — syknął przez zaciśnięte zęby, kopiąc w kolejno leżące obok sterty książek. — Pieprzyć ParkinSukę, pieprzyć Wielką Salę, pieprzyć ten żart, pieprzyć ją, pieprzyć jej łzy, pieprzyć to wszystko!

Spojrzał na zamknięte drzwi i wrzasnął ponownie.

Wrzasnął jeszcze raz.

I jeszcze raz.

Wrzeszczał aż do utraty tchu.

Sięgnął po książkę i rzucił nią przed siebie.

— Pieprzyć cię, Granger! Nienawidzę cię! Zawsze będę cię nienawidzić! Będę cię nienawidził aż do dnia moich dni!

Rzucił kolejną książką.

— Pieprzyć ten świat, który zmusił mnie do powiedzenia czegoś, czego nawet nie miałem na myśli! — Rzucił kolejnym tomem. — Pieprzyć ten świat, który każe mi mieć cokolwiek na myśli! Czemu nie mam niczego na myśli? CZEGOKOLWIEK!

Pokłócili się... a do końca zostały tylko dwa listy... to miał być już koniec, a oni się pokłócili...


7 komentarzy:

  1. Awww... Ale smuteczek po tym rozdziale. Biedne gołąbeczki, takie pokłócone! Muszą się pogodzić - jestem pewna, że to nastąpi i będzie na pewno słodkie :)
    A Pansy to wiedźma! Wszystko przez nią. To ją powinni teraz nienawidzić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sypnie cukrem, obiecuję! <3
      A Pansy to niech odleci na księżyc! :D

      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Pansy i biblioteka to bardzo, bardzo złe połączenie! Nawet nie potrafię wyobrazić sobie zażenowania, jakie oboje musieli czuć w tamtym momencie...

    Hermiona i Draco są za to rozczulający w tym, jak próbują udawać, że nic między nimi nie ma. Draco, otwórz oczy, Hermiona właśnie zrobiła ci kłótnię, bo myślała, że jesteś z inną!

    Trzymam kciuki za dalsze tłumaczenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie Draco! Ocknijcie się w końcu oboje :D

      Pozdrawiam i dziękuję za tak regularne komentarze <3

      Usuń
  3. Jedyne, co mam do powiedzenia to: nastolatki...

    Buziaki! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. PannaAleksandra, ja bym nawet powiedziała: ojj, dzieci... ;)

    Mała

    OdpowiedzUsuń
  5. Co tu się wydarzyło 🙈 wiadomo Pansy rzuciła urok jak pisałam wcześniej do przewidzenia. Jedyne co mnie zastanawia to to jak Hermionie zakochanie zakryło myślenie, w końcu nie złożyła puzzli do kupy 😅 Pansy w bibliotece, urok, aż się prosi o uwierzenie Draco, ale lata nienawiści zrobiły swoje jak i zranienie. Myślę, że Ginny jej powie jak było, bo na pewno to widziała :) czekam na cukier z posypką 😍😍😍

    OdpowiedzUsuń