Następnego poranka Hermiona obudziła się zdecydowanie wcześniej niż zwykle. Wzięła szybki prysznic i ubrała się w szkolne szaty. Pospieszyła poprzez Pokój Wspólny, prosto do Wielkiej Sali. Kilkoro uczniów już siedziało przy długich stołach, widziała też paru nauczycieli. Podeszła do stołu Gryffindoru, przy którym byli już Harry i Dean.

— Cześć Dean! Cześć Harry! Dzień dobry! — powitała ich radośnie.

— Cześć, Hermiono — odpowiedział Dean.

— Co tak wcześnie tutaj robisz, Miona? Musisz dokończyć coś przed zajęciami? — zapytał Harry, sięgając po kanapkę z kurczakiem.

— Tak właściwie to... — zaczęła mówić, podczas gdy nałożyła na talerz kilka porcji budyniu, kiełbasek i galaretki. — Tak, muszę dokończyć plany na zakończenie roku szkolnego... — Napełniła swój puchar sokiem z dyni i natychmiast sięgnęła po drugi, również napełniając go po brzegi.

Harry i Dean patrzyli na nią z rozbawieniem.

— Zamierzasz to wszystko zjeść? — zapytał Harry, patrząc, jak dziewczyna nakłada na talerz kawałek pieczonego indyka.

— Ciężko mi się powstrzymać... — mruknęła, wzruszając ramionami.

— Czy nie jesteś może Ronem pod wpływem Eliksiru Wielosokowego? — zapytał Dean.

Hermiona spojrzała na nich i zachichotała.

— Co? Nie, to przecież ja, Hermiona…

— No nie sądzę... — mruknął z podejrzeniem Harry.

— Cóż, możesz zapytać mnie o cokolwiek, co twoim zdaniem powinnam wiedzieć tylko ja — powiedziała, rzucając mu wyzwanie.

— Dobrze, czego użyliśmy na trzecim roku do podróży w czasie? — zapytał Harry.

Hermiona uśmiechnęła się i nachyliła w kierunku przyjaciela. Wyszeptała odpowiedź wprost do jego ucha tak, aby Dean nic nie usłyszał.

— Zmieniacza czasu, Harry... od profesor McGonagall. Ale już jej go oddałam.

— Podróżowaliście w czasie na trzecim roku? — zapytał Dean ze zdumieniem.

Harry i Hermiona spojrzeli na siebie porozumiewawczo i uśmiechnęli się do kolegi.

— Nie, nie podróżowaliśmy — przyznali zgodnie.

Dean popatrzył na nich zdezorientowany, co jednak zignorowali. Harry odwrócił się w stronę talerza Hermiony, patrząc na niego niepewnie.

— O co chodzi z tym całym jedzeniem, Miona? Planujesz przytyć?

— Nie — odparła, kręcąc głową. — Cóż, może. Jeszcze nie wiem... — Wzruszyła ramionami.

Po tych słowach wyciągnęła swoją różdżkę z kieszeni i wycelowała ją w talerze pełne jedzenia oraz dwa puchary wypełnione sokiem dyniowym.

— Wingardium Leviosa... — wyszeptała spokojnie, a jedzenie zaczęło lewitować.

— Dokąd zabierasz to wszystko? — zapytał ponownie Harry.

— Do Pokoju Wspólnego... Muszę popracować tam nad planem zakończenia roku... Cześć, Harry, Dean. Zobaczymy się później! — powiedziała i pospieszyła do kwater Prefektów.

***

Po wejściu do Pokoju Wspólnego lewitowała jedzenie wprost do sypialni Malfoya. Użyła swojej wolnej dłoni do zapukania w drzwi jego pokoju.

— Malfoy…

Zapukała ponownie i w przeciwieństwie do poprzednich prób, chłopak otworzył drzwi już za drugim razem.

— Hej— - powiedział, po czym zauważył jedzenie i uniósł brwi zaskoczony. — Co to jest?

— Jedzenie, czy to nie oczywiste? A teraz weź się przesuń i mnie wpuść — zażądała.

— Że co proszę? — zapytał Malfoy z niedowierzaniem. Czy ona właśnie czegoś zażądała?

— No wpuść mnie wreszcie, zamierzasz tak stać i gapić się na całe to przepyszne jedzenie? — powiedziała.

Malfoy posłuchał jej i nadal zaskoczony odsunął się na bok, przepuszczając Hermionę w przejściu. Dziewczyna weszła do środka i rozejrzała się po pomieszczeniu.

— Malfoy, przetransmutuj książkę w stolik, proszę — poprosiła, tym razem uprzejmie.

Jego oczy zwęziły się, jednak uniósł różdżkę i zrobił to, co mu nakazała.

— Dzięki... — mruknęła, umieszczając jedzenie na wyczarowanym stoliku. Potem usiadła na podłodze i zaczęła jeść.

— Co ty wyprawiasz? — zapytał, wciąż lekko zaskoczony.

— Jem śniadanie... — powiedziała między kęsami.

— Jesz śniadanie? Tutaj? To jest mój pokój, a nie jakaś jadłodajnia! — warknął, krzyżując ręce na piersi.

— No wiem... — odparła spokojnie, zanim zerknęła na odkrytą postać Lucjusza. — Widzę, że dalej nad nim pracujesz…

— Tak, pracuję. I jestem bardzo, bardzo zajęty i nie mam czasu…

— Żeby iść do Wielkiej Sali i coś zjeść. Wiem, dlatego przyniosłam ci śniadanie tutaj — dokończyła za niego.

— Czekaj, co?

— No weź coś zjedz, Malfoy. Przyniosłam ci budyń i kiełbaski — powiedziała z błyskiem w oku.

— Czy ty sugerujesz... — Zamrugał zaskoczony. — Żebyśmy zjedli śniadanie razem... — Wskazał palcem na podłogę. — Tutaj?

— No tak, a co myślałeś. Chcę mieć pewność, że nie będziesz opuszczał już więcej posiłków — przytaknęła.

— Kiedy ja nie mam czasu jeść. Już ci to mówiłem, nie pamiętasz?

— Jeśli będę musiała cię karmić jak niemowlaka, to uwierz mi, zrobię to.

Jego szczęka dosłownie opadła w szoku.

— Nie powiedziałaś tego…

— Powiedziałam — zaśmiała się. — A teraz, myślę, że będziesz miał zdecydowanie więcej energii do swoich zadań, kiedy coś zjesz. Jeśli dasz sobie pomóc, to może uda ci się skończyć tę replikę wcześniej.

Już chciał otworzyć usta i wyrazić swój sprzeciw, jednak widok Hermiony biorącej wielki gryz soczystej kiełbaski powstrzymał go przed protestem. Przeżuwała ją powoli, drocząc się z nim i wiedząc, jak to na niego wpłynie. Malfoy gapił się na nią, nie mogąc powstrzymać się przed oblizaniem ust. Hermiona spojrzała na niego i zaśmiała się. Był taki uroczy... To, jak oblizał usta... Hola, hola, hola! Nie daj się zwieść Hermiono Granger, do roboty!

Na potwierdzenie głodu, jego żołądek zaburczał wyraźnie, a chłopak zarumienił się z zażenowania. Dotknął swojego brzucha i przeklął pod nosem. Hermiona zaśmiała się ponownie.

— Widzisz? Głodujesz, Malfoy. Chodź tutaj i zjedz coś, zanim sama sprzątnę ci sprzed nosa wszystkie kiełbaski — kusiła go.

Malfoy w końcu dał się skusić jej namowom i pospieszył do stolika pełnego jedzenia. Usiadł na podłodze i nie marnując czasu, chwycił w dłoń pęczek kiełbasek, po czym wepchnął je sobie do ust. Hermiona uśmiechnęła się triumfalnie, patrząc na chłopaka.

Widok Ślizgona jedzącego z takim zapałem sprawiał, że chciałaby oglądać to codziennie. 

Z uśmiechem wymalowanym na twarzy wróciła do posiłku.

Po około trzydziestu minutach w końcu udało im się zjeść wszystkie przyniesione przez Hermionę pyszności. Dziewczyna poskładała talerze, odstawiając je na bok. Malfoy po powstrzymaniu lekkiej czkawki odetchnął z zadowoleniem. 

— Znów czuję się kompletny... — powiedział, masując się po brzuchu. 

— A nie mówiłam? Jedzenie doda ci tylko więcej energii do skończenia tego przedsięwzięcia — powiedziała dumnie Hermiona. 

— Dobra — westchnął pokonany Malfoy. — Powiedzmy, że masz rację. Nadal jednak, mimo zaspokojenia głodu, zmarnowałem masę czasu na samo jedzenie. Mogłem użyć go na szukanie potrzebnych mi zaklęć, które przybliżyłyby mnie do skończenia tego wszystkiego. 

Hermiona przewróciła oczami. 

— Oj, przestań. Wystarczyło tylko podziękować za sprawienie, że znów czujesz się kompletny. Przecież obiecałam ci pomóc, tak? Więc... — powiedziała, wyciągając przed siebie obie dłonie. — Podaj mi parę książek i zacznijmy poszukiwania. 

Malfoy wpatrywał się w jej szeroko rozłożone ręce, po czym chwycił kilka książek leżących obok i wręczył je Hermionie. Uśmiechnęła się, układając się wygodnie na podłodze i otwierając pierwszą z nich. 

Chłopak wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę. Nigdy wcześniej nie robił tego gdy była w pobliżu. Zaczął od obserwacji jej twarzy. Jej brwi były lekko zmarszczone od skupienia na czytanej lekturze. Jej włosy były nieujarzmione, jak zawsze. Jednak dopiero dziś zauważył, że bujne loki dziewczyny wyglądały tak naprawdę niesamowicie uroczo. Miała brązowe oczy... piękne, brązowe oczy, ale to wiedział już od dawna, choć wcześniej nie umiał tego przyznać. Jej nos był... w porządku. On jednak miał nadal lepszy (ha!). Jej broda natomiast była zdecydowanie lepsza niż jego. 

Kontynuował swoje obserwacje, kiedy coś nagle do niego dotarło. Uniósł wzrok w zdziwieniu i odezwał się do Hermiony. 

— Ej, Granger?

Hermiona oderwała wzrok od książki. 

— Tak? Potrzebujesz pomocy?

Potrząsnął przecząco głową.

— Nie... — zaczął i zawiesił głos, co spowodowało uniesienie brwi u Hermiony. Po chwili jednak kontynuował: — Czy my jesteśmy przyjaciółmi? — zapytał w końcu. 

Hermiona była zaskoczona tym nagłym pytaniem. Otworzyła usta, jednak nie mogła wydobyć z siebie ani słowa. Nie miała pojęcia, co mogłaby odpowiedzieć. Po chwili jednak zdecydowała się odezwać. 

— Nie wiem... — odparła zgodnie z prawdą. — A jesteśmy? — zapytała z nadzieją w głosie. 

Malfoy wzruszył jedynie ramionami. 

— Też nie wiem, ale trochę się tak zachowujemy. Najpierw zdradziłem ci mój sekret, potem ty przyniosłaś śniadanie i zjedliśmy je razem, teraz pomagasz mi z tym wszystkim. Przecież dzień w dzień, przez cały rok, wydzieraliśmy sobie wzajemnie płuca w kłótniach, a teraz zachowujemy się jakby nigdy nic? — powiedział, teatralnym gestem wyrzucając ręce w powietrze. 

Hermiona z zamyśleniem wzdrygnęła ramionami. 

— Nie wiem... Tak wyszło i tyle... Czy to tak działa?

— Nie możemy być przyjaciółmi — stwierdził z niezręcznością Malfoy. 

Hermiona zamilkła. Poczuła lekkie ukłucie w okolicy serca, jednak zdecydowała się wymusić fałszywy uśmiech na ustach. Nie była gotowa na pokazanie mu swoich prawdziwych uczuć. Nadal miała przecież swoją dumę. 

— Tak, zdecydowanie nie możemy — przytaknęła. — Urodziliśmy się po to, żeby być wrogami... — powiedziała, udając, że naprawdę wierzy w to co mówi. 

— Wiem... — przytaknął z niechęcią. 

— Ale moja obietnica pomocy nadal jest aktualna, także pomogę ci tak czy inaczej. Nie musimy być przyjaciółmi, żeby sobie pomagać. Traktujmy to jak nasz kolejny obowiązek. Jako zadanie Prefektów Naczelnych, przy którego realizacji musimy współpracować. Wiesz, że przejmuję się twoim problemem z jedzeniem, ale to nie znaczy, że przestałeś być moim przeciwnikiem. Nadal cię nie znoszę, jestem tego w stu procentach pewna. 

— Też cię nie znoszę i chyba nigdy nie byłem tego bardziej pewien — odparł mimo, że nie brzmiało to w jego ustach tak obraźliwie, jak zazwyczaj. Hermiona postanowiła znieść swój ból w najtrudniejszy ze wszystkich sposobów, czyli w milczeniu. 

— Tak... zgadza się — skłamała. 

Zamilkli w bardzo niezręcznej ciszy. Hermiona udawała, że skupia się na trzymanej książce, podczas gdy w rzeczywistości jej uwaga nadal była przy usłyszanych przed chwilą słowach. 

Nienawiść nie była czymś, co by wciąż łączyło ją z Malfoyem... I to szczerze! Nie wiedziała jak to się stało, a tym bardziej kiedy? Kiedy przestała odczuwać nienawiść wobec Ślizgona? Policzyła i doszła do wniosku, że musiało to być całkiem niedawno, ale nie. Nie mogła sobie przypomnieć ostatniej chwili, w której czuła prawdziwą czystą nienawiść wobec niego. Miała wrażenie, jakby nie miało to miejsca od wieków…

Jej myśli zostały przerwane, kiedy to Malfoy zdecydował się podnieść z podłogi, układając czytaną przez siebie książkę na jednej z wielu stert rozrzuconych po pokoju. Przeciągnął się, ziewając. 

— Nadal mamy zajęcia, Granger. Lepiej już chodźmy... — powiedział, przecierając oczy. 

Przytaknęła i również zamknęła swoją książkę. 

— Prawda... — powiedziała, odkładając tom na pobliską stertę. — To ja pójdę pierwsza…

— Dobrze — przytaknął. 

Podeszła do drzwi, jednak zanim zdążyła dotknąć klamkę, Malfoy ją zawołał. 

— Granger, poczekaj. 

— Tak? — zapytała, odwracając się wyczekująco. 

— Chcę cię tylko poinformować, żebyś nie przychodziła w czasie lunchu. Mam wtedy inne sprawy do załatwienia... 

— Och — szepnęła skonsternowana. — W porządku, Przyjdę w takim razie wieczorem... — I nie czekając na odpowiedź chłopaka, wyszła. 

***

Zajęcia z zaklęć były tego dnia wyjątkowo ekscytujące. Wszyscy profesorowie przystali na pomysł profesora Flitwicka, aby zebrać wszystkich uczniów siódmych klas na specjalną powtórkę całości materiału. Miało być to jednorazowe spotkanie przed samymi Owutemami... i mówiąc szczerze, nie było ani trochę spokojnie. Wszyscy wpadali w powolny chaos. 

Profesor Flitwick magicznie powiększył salę, aby bez problemu pomieścić cały rocznik. Pierwsi do środka weszli Krukoni, zaraz za nimi roześmiani Gryfoni, a na końcu Puchoni. Wszyscy oczekiwali jedynie na ostatnią grupę, jaką byli członkowie domu węża. 

— Mam nadzieję, że nie przyjdą... — mruknął Ron do Hermiony. 

Dziewczyna rzuciła mu ostre spojrzenie. 

— Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że to nie ma kompletnego sensu. Cały siódmy rok musi się tutaj zebrać czy tego chcą, czy nie. 

— To czemu zawsze muszą się spóźniać? — prychnął. — Zawsze liczą na wielkie wejście, pff. 

Hermiona przewróciła oczami. W tym momencie w drzwiach pojawili się pierwsi Ślizgoni, którzy po wejściu do sali zaczęli jak zawsze kierować się w głąb pomieszczenia. Hermiona obserwowała drzwi, oczekując na pojawienie się w nich pewnego blondyna. 

W końcu, Malfoy pojawił się w towarzystwie Crabbe’a, Goyle’a i Zabiniego. Ślizgon przeszedł obok Gryfonów i Puchonów, ze swoim typowym złośliwym uśmieszkiem na ustach. Zjechał wzrokiem Rona i Harrego, którzy również wpatrywali się w niego złowrogo. Kiedy jednak spojrzał na Hermionę, złośliwość zniknęła z jego twarzy. Nie uśmiechnął się wprawdzie, jednak okazał jej tym gestem pewien rodzaj uznania. 

— Wspaniale, wszyscy przybyli! Możemy zatem rozpocząć wielką powtórkę z Zaklęć — powiedział Profesor Flitwick, kiedy Ślizgoni zajęli swoje miejsca. 

Pośród uczniów przemknął cichy pomruk niezadowolenia, głównie ze strony Slytherinu. Zawsze byli negatywnie nastawieni na rzeczy, które wydawały się dla nich nieciekawe. 

— Żeby jednak zacząć, dobiorę was losowo w grupy czteroosobowe. Do każdej grupy należeć będzie jeden reprezentant każdego z domów, a więc kolejno jedna osoba z Gryffindoru, jedna z Hufflepuffu, jedna z Ravenclawu i jedna ze Slytherinu — powiedział entuzjastycznie profesor. 

Flitwick uniósł w górę swoje krótkie rączki, trzymając w jednej z nich różdżkę. 

— Proszę, unieście w górę różdżki, celując nimi w sufit — nakazał, a uczniowie posłuchali go bez protestów. — Pogrupuję was na podstawie waszych umiejętności. W każdej z grup znajdą się dwie osoby będące Mistrzami Zaklęć oraz dwie osoby, które, no cóż, mistrzami niestety nie są. 

— Wykorzystamy do tego czar dopasowania. Wasze różdżki powinny zabłysnąć na koniuszkach różnymi kolorami. Znajdźcie swoją grupę na podstawie tego koloru, tak uformujecie swoje drużyny, zrozumiano? — zapytał. 

— Tak, profesorze — uczniowie odpowiedzieli chórem. 

— Bardzo dobrze! — Nauczyciel uśmiechnął się szeroko. — Obserwujcie różdżki. Comparable... — wypowiedział zaklęcie, a po kilku sekundach czubki wszystkich różdżek w sali zaczęły emitować różnorodne kolory. 

Hermiona spojrzała na swoją różdżkę, żeby zauważyć, że jej koniec przybrał odcień soczystej zieleni. Uśmiechnęła się na ten widok, bo kolor przypominał jej o zielonej chusteczce leżącej obecnie spokojnie na jej łóżku. Przypominał jej również kolor pościeli, jaki widziała wcześniej w pokoju Prefekta Naczelnego, a także kolor szaty jaką chłopak miał dzisiaj na sobie. 

Jej myśli krążyły na tyle intensywnie wokół tego, z czym kojarzył jej się kolor różdżki, że nie zauważyła nawoływania pewnej osoby z tłumu uczniów. 

Po chwili poczuła jednak dotyk obcej dłoni na swoim ramieniu, co przywróciło jej myśli do rzeczywistości. Odwróciła się, odkrywając, że Puchonem w jej drużynie będzie…

— Cześć, Hermiono... M-mój kolor to też jasnozielony... Jesteśmy razem w drużynie — zająknął się Justin Finch-Fletchey, soczyście się rumieniąc. 

Hermiona spoglądała na niego zaskoczona. 

Serio? No cudnie... — pomyślała sarkastycznie. Posłała chłopakowi wymuszony uśmiech. 

— Tak, jesteśmy w jednej drużynie. Czy to nie, hm, fajnie?

— W rzeczy samej! — odpowiedział natychmiast. 

— Więc... — Rozejrzała się dookoła. — Gdzie pozostała dwójka?

— Nie mam pojęcia, Hermiono — powiedział Justin, wzruszając ramionami. 

Dziewczyna rozejrzała się ponownie dookoła w poszukiwaniu członków drużyny z Ravenclawu i Slytherinu. Zielony, zielony, zielony…

Zauważyła inne drużyny, które już zdążyły się dobierać. W skład czerwonej wchodzili Harry, Blaise Zabini, Hanna Abbott i Krukonka Betty Bradley. W niebieskiej był Ron, Pansy Parkinson, Ernie MacMillan i kolejna Krukonka Jessie Ghall. Różową drużynę stanowiła Parvati, Vincent Crabbe (w różowej drużynie? Na bank mu się tam podobało...), Puchonka o imieniu Amy i Krukonka Geeria. W szarej drużynie mogła zauważyć Nevilla, Gregory’ego Goyle’a (na nieszczęście Neville’a...), Puchonkę Rowenę i Lunę Lovegood (na szczęście Neville’owi!). 

Nagle zauważyła w tłumie zielony błysk różdżki Padmy Patil, bliźniaczej siostry Parvati. 

— Padma! — Hermiona zawołała ją z uśmiechem.

Padma odwróciła się i natychmiast zapiszczała, zauważając, że będą w jednej drużynie. Krukonka podbiegła do Hermiony i Justina. 

— Na Merlina, nie mogę uwierzyć, że będę w jednej drużynie z samą Valedictorianką! — powiedziała rozemocjonowana, ściskając rękę Hermiony. Po chwili jednak jej uśmiech zmienił się w kwaśny grymas. — Ciekawe, kto jest naszym cholernym ślizgońskim pierwiastkiem?

— Jeszcze nie wiemy... — odpowiedział Justin. 

— Oby nie była to Milicenta Bulstrode. Nie jesteśmy ostatnio w najlepszych stosunkach. Nasza konfrontacja może skończyć się wylewitowaniem jej przez otwarte okno, przysięgam! — Padma zachichotała z własnego żartu, a Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. Justin jednak pozostał cicho. 

— Poważnie, kim jest ta cholerna czarownica lub czarodziej?

Hermiona rozejrzała się w poszukiwaniu zielonego błysku wśród tłumu. Padma i Justin podążyli jej śladem. 

Nagle twarz Gryfonki rozjaśniła się w wielkim, pięknym, słonecznym uśmiechu, gdy jej wzrok wylądował na różdżce jarzącej się zielonym blaskiem, trzymanej przez pewnego Ślizgona zwanego Draconem Malfoyem. 

— Malfoy…

— Poważnie?! — krzyknęła Padma z niedowierzaniem. 

Hermiona spojrzała na nią zaskoczona, zauważając, jak Krukonka wpatruje się w Malfoya... z wielkimi czerwonymi rumieńcami na policzkach. 

— Padmo, wszystko w porządku?

Padma pobieżnie przeczesała palcami swoje długie, gęste włosy, po czym odwróciła się w stronę Hermiony. 

— Jak wyglądam, Hermiono? W miarę reprezentacyjnie? — spytała. 

— Wyglądasz uroczo, Padmo... Jak zawsze zresztą... — odpowiedziała zgodnie z prawdą. 

— Naprawdę? — Krukonka uśmiechnęła się szeroko. — Wspaniale! — zachichotała, po czym spojrzała na Malfoya wyczekująco. 

Hermiona z zaskoczeniem podążyła za spojrzeniem Krukonki, a jej wzrok wylądował na tym samym Ślizgonie, w którego sama wpatrywała się zaledwie kilka sekund temu. 

— Padmo, czy ty próbujesz poderwać Malfoya? — zapytała oskarżycielsko. 

— Uch... no może trochę — powiedziała Padma z uśmiechem. 

— Lecisz na niego? — zapytała z niedowierzaniem Hermiona. 

— Jakby to ująć... Mam go obecnie na oku…

— Czemu?

— Cóż, po pierwsze jest zabójczo przystojny i tak gorący. Skwiercząco, płonąco, parząco gorrrący! — powiedziała z dramatyczną ekspresją.

— No i?

— No i jest Malfoyem... Dziedzicem potężnego czarodzieja – który swoją drogą przepadł – Lucjusza Malfoya. To oznacza że jest bogaty, obrzydliwie BOGATY!

— I...? — Hermiona wciąż drążyła temat. 

— Jest inteligentny, to cholerny Salutatorianin! Wiesz, myślałam kiedyś, że to ktoś z Ravenclawu obejmie drugie miejsce zaraz po tobie, ale popatrz jak wyszło. Gdyby włożył w siebie trochę więcej siły, to zmiótłby cię z twojego pierwszego miejsca raz-dwa!

— I...?

— Czy ty się zacięłaś? Jest mistrzem w zaspokajaniu potrzeb kobiet — powiedziała Padma z lubieżnym błyskiem w oku. — Podobno jego usta smakują nieziemsko, a pocałunki potrafią doprowadzić do szaleństwa. Nigdy nie całowałam się z nikim, kto doprowadziłby mnie do szaleństwa, więc może spróbowałabym z nim, żeby się przekonać, jak to jest zwariować z rozkoszy... Ale to nie znaczy, że ja na niego lecę. To tylko pożądanie, Hermiono. Słyszałaś kiedyś o tym? — Padma zapytała ją złośliwie. 

— Co? Nie! Nie interesują mnie takie rzeczy. Nawet gdyby moim hormonom padło na mózg i zachciałoby mi się puszczalstwa, to nie wybrałabym przespania się z jakimś przypadkowym dupkiem — parsknęła Hermiona. 

Padma wyglądała na urażoną, jednak nie odpowiedziała nic na ten kąśliwy komentarz. Po chwili niezręcznej ciszy, Justin zdecydował się przerwać milczenie i odchrząknął sugestywnie. 

— Więc, ech, zamierzamy powiedzieć Malfoyowi, że jesteśmy z nim z grupie? Wiecie, on chyba zaczyna być przekonany, że pracuje dzisiaj sam. 

Hermiona spojrzała w stronę Ślizgona. Stał sam, spoglądając na formujące się wokół niego grupki uczniów. Padma westchnęła. 

— Pójdę po niego... — powiedziała z determinacją. Zanim Hermiona zdążyła jej odpowiedzieć, Krukonka była już w drodze do Malfoya. 

Gryfonka obserwowała, jak Padma staje naprzeciwko chłopaka. Krukonka nie wydawała się być urażona jego ostrym wyrazem twarzy, a wręcz przeciwnie, uśmiechała się szeroko podczas swojego monologu. Mina Malfoya przybrała najpierw wyraz z gatunku 'Co-ta-typiara-tutaj-robi", potem "O-czym-ta-wariatka-do-mnie-mówi", żeby na końcu zmienić się w zaskoczone "O-okej-spoko" gdy dziewczyna wskazała na Hermionę i Justina. Przekonany poszedł więc za Padmą do czekającej reszty. 

Ślizgon stał cicho obok swojej grupy. Nie odzywał się, nawet do Granger, z którą jeszcze niedawno jadł razem śniadanie. Hermiona również zdecydowała się nie odzywać do niego, jednak raz na jakiś czas spoglądała ku niemu potajemnie. 

— Cóż, widzę, że już wszyscy znaleźli swoje grupy. Wspaniale... — powiedział radośnie Profesor Flitwick. — Dziś zaczniemy od czaru przywołującego. Przygotujcie różdżki! — krzyknął. Uczniowie natychmiast unieśli dłonie w gotowości. 

— Przywołajcie po jednym przedmiocie, który posiada członek waszej grupy. Na trzy! Raz... dwa... trzy!

Chóralne 'Accio!' rozległo się w sali, po czym różnorodne obiekty zaczęły latać między uczniami. To z jednej strony, to z drugiej. Ciężko było rozpoznać, która rzecz pochodziła od którego właściciela. Gdy już wszyscy trzymali przywołany przez siebie przedmiot, Profesor Flitwick przemówił ponownie. 

— Wspaniale, wspaniale! Niesamowite, jak przydatne jest zaklęcie przywoływania, prawda?

Hermiona spojrzała na Padmę, która przywołała krawat Malfoya powodując, że jego kołnierzyk podniósł się, a włosy rozczochrały. Justin przywołał galeony, które prawdopodobnie również pochodziły od Malfoya, biorąc pod uwagę wywiniętą na lewą stronę kieszeń jego spodni. Hermiona trzymała w dłoni przywołaną przez siebie przypinkę 'Prefekta Naczelnego' pochodzącą z szaty Dracona. Malfoy natomiast przywołał buty Justina powodując, że Puchon przewrócił się jak długi na podłogę. 

— Czy wy wszyscy umówiliście się na przywołanie moich rzeczy? — zapytał Malfoy, patrząc na swoje rzeczy w rękach członków drużyny. 

— Ja tak, przyznaję — powiedziała Padma. — Ale nie wiem jak z tą dwójką... — Spojrzała na Justina i Hermionę. 

— Cóż... — zaczął niezręcznie Justin, wstając i otrzepując się z kurzu. — Przywołałem galeony. Nie wiedziałem, że z nas wszystkich tylko Malfoy je ma — wyjaśnił, patrząc na monety trzymane w dłoni. 

— Wychodzi na to, że reszta z nas jest biedna — zaśmiała się Krukonka. 

— Teraz możecie mi już oddać moje rzeczy — powiedział Draco, unosząc przed siebie trzymane buty. Jego nos zmarszczył się z niesmakiem. — Mam małą radę, wypierz je, bo śmierdzą jak zdechły szczur. 

Justin zaczerwienił się na twarzy z zakłopotania. Szybko chwycił swoją własność, wciskając Malfoyowi w dłoń trzymane galeony. Mruknął coś pod nosem, po czym schylił się, aby założyć buty. Padma niechętnie oddała Ślizgonowi krawat. Hermiona również podała mu plakietkę, nie mogąc powstrzymać ciarek, które przebiegły jej po plecach, gdy przypadkiem musnęła dłoń blondyna.

Powtórka trwała w najlepsze i zajęła im dobre kilka godzin. Przećwiczyli różnorodne rodzaje zaklęć, których uczyli się przez ostatnie siedem lat. Hermiona nie miała żadnych problemów z czarami, bo wszystkie z nich znała na pamięć. Malfoy również nie miał trudności z powtórką, a Hermiona była pewna, że mimo przesypianych przez niego lekcji, również praktycznie urodził się ze swoimi umiejętnościami. Musiała przyznać, że była o to nieco zazdrosna…

Po długich godzinach lewitacji, wyczarowywania rogów na swoich głowach, czy też ogonów i upierzenia, Profesor Flitwick ogłosił koniec zajęć. Wszyscy wiwatowali radośnie i zaczęli opuszczać salę z zawrotną szybkością.

Hermiona obserwowała Malfoya, dołączającego do swoich kolegów, Crabbe’a, Goyle’a i Zabiniego. 

Ciekawe co zamierza robić dziś w czasie lunchu jeśli nie pracować przy tym swoim ojcowskim projekcie?

— Hermiona, idziesz? — usłyszała za sobą głos Rona. Spojrzała na dwójkę czekających na nią przyjaciół. 

— Tak, pewnie, już idę — przytaknęła.

Wyszli razem z klasy i udali się w stronę Wielkiej Sali. Zajęli swoje ulubione miejsca i zaczęli posiłek. Ron, tak jak zawsze, jadł ze swoim klasycznym opanowaniem. Harry wygłodniały po długich zajęciach z Zaklęć, poszedł w ślady Rona. Hermiona jednak jadła jak zawsze, spokojnie, bez większych scen. 

W pewnej chwili zatrzymała się wpół gryza, kiedy zauważyła cztery osoby wchodzące do Sali. Jej oczy rozszerzyły się, a usta lekko rozchyliły. Zaśmiała się pod nosem. 

Malfoy wszedł do środka, a zaraz za nim podążała jego ślizgońska świta czyli Crabbe, Goyle i Zabini. Wszyscy udali się wprost na swoje zazwyczaj zajmowane miejsca. Kilkoro innych Ślizgonów podążyło na nimi, zauważając, że ich Książę powrócił do spożywania posiłków z resztą domu. Minął już całkiem długi czas, odkąd można go było zobaczyć siedzącego między Zabinim i – tu warto napomknąć grymas zniesmaczenia – Parkinson, czyli samozwańczą Księżniczką Slytherinu i dziewczyną Malfoya. 

***

Moment wielkiego zjednoczenia. 

Co za dramaturgia, przecież on chciał tylko zjeść obiad. 

Nie zawiódł się dzisiejszym menu. W końcu stół był pełen... czego?

Oczywiście budyniu!

Ale gwiazdą obiadu były bez wątpienia…

Kiełbaski!

Na Merlina, tęsknił za obiadami w Wielkiej Sali. 

Tęsknił za pozłacaną zastawą, sokiem dyniowym, hałasem, głupimi podśmiechujkami swoich przyjaciół, niekończącą się ilością kiełbasek na półmisku, za wszystkim. 

Fuj. Czy on właśnie pomyślał, że za czymś tęsknił?

To takie nie-Malfoyowate. Nie powinien za niczym tęsknić. A już przede wszystkim za Wielką Salą, pucharami czy talerzami. To było kompletnie nie na miejscu. Niczym koniec dla jego wielkiej dumy. 

— Więc... — Malfoy usłyszał słowa Zabiniego. — Co cię sprowadziło znowu tutaj? 

Blondyn spojrzał na przyjaciela z obojętnością. 

— Głód — odpowiedział. 

— Nie było cię tutaj tak długo… Już myśleliśmy, że nie wrócisz. Gdybyś nie był naturalnie chudym patykiem, to pomyślałbym, że przeszedłeś na jakąś dietę — zaśmiał się Blaise. 

— Taa, chwilę mnie nie było, miałem trochę rzeczy do załatwienia. Ale to nie znaczy, że muszę się głodzić i wyrzekać kiełbasek do końca życia. Nadal muszę jeść, żeby przetrwać. 

— Tak czy inaczej, witaj z powrotem. Możesz wziąć nawet cały półmisek kiełbasek — powiedział Zabini, podając mu wspomniane naczynie. 

Malfoy jedynie przytaknął i skupił się na nakładaniu podsuniętego mu jedzenia na talerz. 

***

Po drugiej stronie Wielkiej Sali, przy długim stole Gryffindoru, Harry, Ron, Ginny, Parvati, Lavender, Dean, Seamus i Neville wpatrywali się ze zdziwieniem w Hermionę Granger, śmiejącą się do rozpuku zupełnie bez powodu. 

Próbowali się zapytać, czy coś jej nie dolega, albo raczej co spowodowało tak niespodziewaną reakcję z jej strony. Ona jednak uniosła przed sobą widelec z nabitą nań kiełbaską i zaśmiała się jeszcze głośniej. 

— To ta kiełbaska mnie rozśmieszyła. Ma to sens? 

Chcieli jej odpowiedzieć "Nie, nie ma to najmniejszego sensu", bo nawet jeden procent sensu nie istniał w tej sytuacji. Postanowili jednak pozostać cicho i patrzeć na Hermionę zajadającą się wspomnianą kiełbaską. 

Jeszcze kilka dni temu nie była specjalną miłośniczką tej potrawy. Zastanawiali się, czemu nagle to się zmieniło?

***

Tej nocy w pokoju Prefekta Naczelnego Hermiona pomagała Malfoyowi w jego misji ukończenia repliki Lucjusza. Pracowali w ciszy, jednak nie była ona niezręczna dla żadnego z nich. 

Przez cztery godziny uciążliwego wypalania sobie mózgów nad przeszukiwanymi książkami, w końcu udało im się zrobić niewielki postęp. Malfoy wyszeptał zaklęcie werbalne, myśląc jednocześnie o innym zaklęciu i poruszając różdżką we właściwym dla czaru tempie. 

Hermiona miała nadzieję, że to zadziała. Znalazła formuły zaklęć w jednej z książek i niezwłocznie podała je Malfoyowi. Natychmiast zgodził się na ich wypróbowanie, nie zwracając większej uwagi na ich trudność i skomplikowanie. Sama Hermiona dostała niemal krwotoku nosa podczas czytania o całym procesie rzucania tego zaklęcia... i to by było na tyle z bycia najmądrzejszą czarownicą. 

Po chwili ręce repliki zaczęły poruszać się raz w górę, raz w dół, w bardzo wolnym tempie. Ruchy te przypominały raczej robota, niż człowieka, jednak Malfoy uśmiechnął się, widząc jakiekolwiek efekty swojego wysiłku. 

— To działa! — wykrzyknął zwycięsko. — To naprawdę działa!

Hermiona również się ucieszyła. Radowała się jego radością. 

— Dobra robota, Draco — powiedziała. 

Draco obrócił się do niej i podszedł bliżej. Hermiona była najpierw zaskoczona, jednak po chwili zrozumiała jego gest i również go przytuliła. To nie był przypadkowy uścisk. Był on wręcz... zjawiskowy. Zbyt charakterystyczny, żeby od tak móc go przeoczyć. 

Po chwili Draco oderwał się od niej pierwszy. Spojrzał na nią z szerokim uśmiechem. 

— Dziękuję ci, Granger. Tak bardzo dziękuję! — powiedział radośnie. 

— Nie ma problemu, przecież obiecałam ci pomóc — odparła. 

Chłopak podszedł z powrotem do swojego ojca i obserwował jak replika rusza rękami. 

— Ojcze... — szepnął z uśmiechem. — Mama będzie taka szczęśliwa…

Hermiona uśmiechnęła się. Nigdy nie widziała tej strony Dracona. Zawsze widziała tylko tę gadzią część jego osobowości. Nadal był on gadziną, ale nie tak wredną jak zazwyczaj. 

— Więc... — odkaszlnęła sugestywnie. Chłopak odwrócił twarz w jej stronę, a jego brew była uniesiona w niemym pytaniu. — Widziałam cię dziś w Wielkiej Sali na obiedzie. To chyba dobrze, prawda?

— Byłem strasznie głodny. Nie myśl, że wróciłem tam dla ciebie, czy coś — powiedział defensywnie, potrząsając głową. 

— Nie mówiłam, że zrobiłeś to dla mnie. 

— Cóż, ten pomysł mógł pojawić się w twojej głowie.

— W sumie to tak, myślałam, że się mnie boisz czy coś i dlatego…

Prychnął, nie pozwalając jej dokończyć zdania. 

— Bać się? — powtórzył z niedowierzaniem. — Nie boję się ciebie, Granger. To słowo nie istnieje w moim słowniku. To takie mugolskie, żeby się bać. Pff!

— Mugolskie? — uśmiechnęła się pod nosem. — A co stało się ze szlamowatym?

Draco wyglądał na zdziwionego jej pytaniem, lecz natychmiast pozbierał się i odpowiedział. 

— Czy ty spodziewałaś się zniewagi z mojej strony po pomocy mi z tym wszystkim? Nie jestem aż takim dupkiem, no weź. 

— Przyznaj się, Malfoy. W końcu zachowujesz się wobec mnie cywilizowanie. 

— Wcale, że nie! — zaprzeczył. 

— Przecież cię nie ugryzę za mówienie prawdy... — droczyła się. 

— Ale ja mówię prawdę! — kłócił się. 

— Oj, już nieważne — powiedziała, przewracając oczami. 

Wystawił do niej język, na co dziewczyna zareagowała śmiechem.

— Co za dorosłe zachowanie, Draco. Zdecydowanie pasuje do osiemnastolatka — zachichotała. 

Draco rzucił jej oburzone spojrzenie. 

— To była długa noc. Może idź już spać, albo ja cię ułożę do snu. Wiecznego. 

— Dobra, już idę. Nie musisz mi grozić — powiedziała z uśmiechem. Podeszła do drzwi i spojrzała na niego ostatni raz. — Jutro też przyjdę. Och, i nie zapomnij, jutro jest to przełożone spotkanie z McGonagall. Przygotuj swoją listę dań. Ja już mam odtwarzacz mp3 od profesora Dumbledore’a, dał mi go wcześniej. Dobranoc. 

— Tak, tak. Dobranoc — powiedział Draco, wzdychając. 

Kiedy Hermiona weszła do swojego pokoju, uśmiechała się szeroko przez cały czas. Nie umiała opisać słowami tego, co teraz czuła. 

Usiadła na łóżku odpływając na chwilę w krainę własnych myśli. Po kilku minutach usłyszała ciche pukanie w okno. Spojrzała w jego stronę i zobaczyła sowę latającą za szybą, z listem przypiętym do nóżki. Uśmiech spełzł Hermionie z twarzy. 

Dokładnie teraz, kiedy wszystko szło tak idealnie... — pomyślała z sarkazmem. 

Z ciężkim sercem podniosła się z łóżka i odebrała list. Sówka odleciała natychmiast po dostarczeniu przesyłki. Hermiona zamknęła okno i niechętnie otworzyła kopertę. 

 

Droga Hermiono,

Byłaś wspaniała na dzisiejszych zajęciach z Zaklęć! Uwielbiałem sposób, w jaki poruszałaś różdżką, rzucając każdy kolejny czar. Robiłaś to z taką gracją... Nie mogłem powstrzymać się od podziwu.

 

Jej serce niemal się zatrzymało po przeczytaniu listu. Był bardzo pochlebny. Bardzo by się cieszyła gdyby nie fakt, że wiedziała, kim był nadawca, a niestety był nim Justin. 

Westchnęła ciężko i położyła się na łóżku. 

Co za zakończenie dnia. 

A mogłoby być tak idealnie…

Gdyby tylko ósmy list nie przyszedł.


9 komentarzy:

  1. Czytam i czytam i już myślałam że ten list nie przyjdzie. 😒 ale jest. 😀 wzajemna pomoc bardzo ich do siebie zbliżyła.

    Pozdrawiam. 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autorka bardzo wciska treść listu na sam koniec rozdziału :D
      Teraz między naszą dwójką będzie już troszkę bardziej z górki ;)

      Pozdrawiam cieplutko!

      Usuń
  2. Ojeje! Ale się cieszę! Dziękuję bardzo za dedykację :) Rozdział naprawdę świetny - scena jak ograbili Malfoya, naprawdę wywołała u mnie uśmiech :) Ciesze się bardzo, że rozdziały tak szybciutko się publikują - bardzo czekam na finał! No i opowiadanie wkroczyło na etap, który bardzo lubię - współpraca i zrozumienie - uwielbiam, gdy przechodzą już do tego etapu w szkolnych dramione :)
    Ostatnio znów zaczęłam czytać coraz więcej takich opowiadań i teraz już nawet po nocy śni mi się Draco :D No naprawdę... Chyba wpadnę w obsesję jak Pansy :D

    Pozdrawiam Serdecznie - i bardzo, bardzo czekam na kolejny rozdział! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liczyłam, ze jeszcze nie poszłąś spać jak to publikowałam, no ale chyba mi się nie udało trafić :D
      Jestem już niemal na finiszu tłumaczenia, także możesz mieć pewność, że zostanie ono dopięte na ostatni guzik :D I dziękuję za wytrwałość w trzymaniu się z dala od oryginału (!!!).
      Tak, zdecydowanie wchodzimy na jeden z przyjemniejszych etapów relacji :D
      Mi się za to śniła ostatnio replika Lucjusza Malfoya i nie ukrywam... wolałabym, żeby śnił mi się Draco jednak :'D

      Pozdrawiam cieplutko <3

      Usuń
  3. Zawsze zastanawiałam się, czy owutemy są po zakończeniu roku, czy może jeszcze przed nim. Bo gdyby tak się zastanowić, to zajmowanie czasu Prefektom przed egzaminami organizacją zakończenia byłoby czystą złośliwością :D

    Strasznie mnie ucieszył wczoraj rozdział, ale miałam tak tragiczny dzień, że zasnęłam w połowie czytania :D super, że dodajesz je tak często, mam na co codziennie czekać:D

    Mocno ściskam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie brakuje mi tutaj tego elementu określenia czasowego tych egzaminów - ale wychodzi na to, że chyba autorka umiejscowiłą je już po zakończeniu roku.

      Nie przejmuj się, ja ostatnio zasnęłam nad tłumaczeniem :'D Mam nadzieję, że kolejny dzień już nie był taki tragiczny <3

      Awww, dziękuję za tak miłe słowa!

      Ściskam mocniej! :D

      Usuń
  4. No, zmierza to już w jakimś lepszym kierunku. Czekam na ocknięcie się w pełni tej repliki Lucjusza. Ciekawa jestem jak się będzie zachowywał, czy będzie miał jego wspomnienia i po prostu zacznie zachować się zwyczajnie, jak to Malfoy Senior. Niech już się szybciej rozwija prawidłowa relacja między bohaterami, czekam na jakiś pocałunek. :D

    Pozdrawiam serdecznie i gratuluję wytrzymałości w tłumaczeniu! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Trochę mnie jednak przeraża wizja "sztucznego" Lucjusza, przypomina mi to bardzo odcinek "Black Mirror" z kupnem takiego "sztucznego męża" i, oczywiście, finał przez to nasuwa mi się sam ��
    Hermiona pałaszująca kiełbaski - udzieliła mi się jej radość :D Co do listu, to cóż... Mam nadal nadzieję, że to jednak Draco! :)

    Mała

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialny rozdział, mega mnie rozbawił 😍 dialogi zacne i sprawiły mi wielka przyjemność czytania - szczególnie przy pierwszym wspólnym śniadanku🥰 teraz tylko czekać na ocieplenie relacji i przyjaźń, chociaż nie powiem jakąś drama jeszcze by się przydała 😅 nie pamiętam czy była 😅🤔 jak zawsze podziwiam kunszt tłumaczenia 😘

    OdpowiedzUsuń