Hermiona jest zdeterminowana, aby każdego współpracownika ze swojego Departamentu obdarować przemyślanym prezentem.

Każdego.

Nawet tego aspołecznego dupka Malfoya.

_____

Dar Losu

Daj mu krawat.

On ich nie nosi.

Spinkę do krawata?

— Skoro nie nosi krawatów, to spinka też nie będzie mu potrzebna.

Dlatego to będzie zabawne. Hmm… spinki do mankietów. Je zdecydowanie nosi.

To mój współpracownik, nie narzeczony. Kupienie mu spinek do mankietów, które odważyłby się założyć, będzie kosztowało mnie znacznie więcej niż pięć galeonów.

Historia Hogwartu. Spodoba mu się.

Teraz już nawet nie próbujesz mi pomóc. Hermiona prychnęła na czarownicę leniwie rozłożoną na łóżku, drażniąc przy tym Krzywołapa skrawkiem wstążki.

Ależ skąd! Daję z siebie wszystko powiedziała Ginny martwym głosem. 

Hermiona rzuciła w głowę Ginny rolką taśmy. Ta złapała ją zręcznie i zaczęła okręcać wokół opuszka palca. 

Hermiona owinęła wstążkę wokół starannie zapakowanego prezentu i zawiązała ją w misterną kokardę. 

Daję prezenty wszystkim w Departamencie…

A ja nadal nie rozumiem, dlaczego to robisz.

Hermiona prychnęła. 

Ponieważ jestem miła. A mili ludzie dają przemyślane prezenty swoim współpracownikom. Wszystkim, nawet Malfoyowi. Tylko on mi został.

Hermiono Ginny westchnęła i usiadła. Ten typ jest największym snobem na świecie. Ron mówi, że nie pija nawet herbaty z waszej kuchni.

Hermiona zacisnęła usta. 

Ja też nie pijam tej herbaty.

Chodzi ci o to, że...? Ginny uniosła brew. 

Mam pewne standardy.

Ależ to było snobistyczne. Ginny opadła z powrotem na łóżko. 

Kluczem do dobrego prezentu nie jest to, ile coś kosztuje. Sęk w znalezieniu przedmiotu, którego osoba obdarowywana nawet nie wie, że potrzebuje. Hermiona stuknęła palcem w brodę i wzruszyła ramionami. Chyba będę musiała go lepiej poznać, wtedy to rozgryzę.

Ginny prychnęła. 

Powodzenia.

***

Tak?

Hermiona wychyliła głowę zza drzwi i spojrzała oceniająco na Malfoya. 

Pomimo pracowania od ponad roku w tym samym Departamencie, nigdy nie odbyła z nim pełnej rozmowy, ani nie widziała wnętrza jego biura. On pracował w Dziale Importu Magicznych Stworzeń, a ona w Dziale Magicznych Istot. 

Na jej widok jego oczy przybrały chłodny wyraz. 

Czego chcesz, Granger?

Hermiona zmusiła się do uśmiechu. 

Zastanawiałam się, czy masz ochotę na wspólny lunch.

Wyraz jego twarzy drgnął nieznacznie. 

Gdzie?

Hermiona wzruszyła ramionami. 

Nie wiem. Gdzie zwykle jadasz?

— W domu.

...Och.

Malfoy przewrócił oczami. 

Granger, odpierdol się.

Ciepło zapłonęło w jej piersi. 

Dobra.

Cofnęła się, nie mając nawet szansy zamknąć za sobą drzwi. Zatrzasnął je tuż przed jej twarzą.

Może jednak powinna dać mu spinkę do krawata. Cholerny dupek.

Nie. 

Stać ją było na coś więcej.

Śledziła go po Ministerstwie, kiedy wyszedł tego wieczoru z biura. Próbowała dowiedzieć się, czy wchodził z kimkolwiek w interakcje, albo cokolwiek ze sobą zabierał. 

Pokonywał korytarze z pustymi rękami, nie zamieniając słowa z ani jedną duszą. Gdy dotarł do kominków Fiuu, usłyszała krótkie "Dwór Malfoyów", zanim zniknął w zielonych płomieniach. 

Hermiona stała w Atrium, przygryzając dolną wargę. 

Czego mógł potrzebować Draco Malfoy, ale nie zdawał sobie z tego sprawy – oczywiście poza mniej dupkowatą osobowością?

***

Co tym razem?

Hermiona uniosła w górę dwa pudełka. 

Przyniosłam lunch.

Malfoy wyglądał na gotowego uderzyć głową w biurko. 

Czego chcesz, Granger?

Hermiona wzruszyła niewinnie ramionami. 

Jesteś jedynym z moich współpracowników, z którym nigdy nie spędzam czasu.

Malfoy uniósł brwi. 

Nie przyszło ci do głowy, że to może być celowe?

Może, ale nie utrzymujesz też kontaktów towarzyskich z nikim innym. Postanowiłam więc nie brać sobie tego zbyt głęboko do serca.

Wkroczyła do jego gabinetu nie czekając na zaproszenie i opadła na fotel naprzeciwko niego. Pchnęła ku niemu jedno z pudełek. 

Przyniosłam Bánh mì. Niedaleko mojego mieszkania jest wietnamska restauracja. Jedna z najlepszych w Londynie.

Według kogo? zapytał sceptycznym tonem, gdy otworzył pudełko i zerknął do środka.

Mojego sąsiada. Hermiona wgryzła się w swoją kanapkę, która chrupnęła rozkosznie. 

Malfoy z podejrzliwością szturchał swoją kanapkę różdżką. Hermiona przewróciła oczami i udała, że nie zauważyła, jak rzucił zaklęcie wykrywające obecność trucizny.

Więc, jak podoba ci się praca tutaj? zapytała po przełknięciu gryza swojej kanapki. 

Malfoy odepchnął od siebie pudełko z kanapką i uśmiechnął się. 

W ramach mojego wyroku, przez okres trzech lat jestem prawnie zobowiązany do wykonywania pracy w Departamencie Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami. Jeśli nie osiągnę wymaganych wyników, wrócę do Azkabanu. Jak sądzisz, podoba mi się to?

Hermiona uniosła brew. 

Bardziej niż Azkaban?

Odwrócił się. 

Jeśli skończyłaś już jeść, to mam pracę.

Kilka dni później Hermiona ponownie pojawiła u niego podczas lunchu. I kolejne trzy razy w następnym tygodniu. 

Co robisz w ten weekend?

— Jem lunch w spokoju.

Hermiona przewróciła oczami. 

Planuję jutro wpaść do Esów i Floresów. Chcę zobaczyć, czy mają coś nowego. Czytałeś ostatnio coś ciekawego? Albo coś wpadło ci w oko?

Obserwowała go w nadziei na przełom. 

Czytał raport na temat importu oczu traszki plamistej, kompletnie ignorując Hermionę. 

Gdyby tak było, zamówiłbym to pocztą. Kto chciałby mieć do czynienia ze świątecznymi tłumami?

Hermiona wykrzywiła usta. Kończył jej się czas i cierpliwość.

Myślę, że to niezła zabawa, próbować znaleźć rzeczy, które mogą mieć dla kogoś znaczenie. Wszyscy chodzą ciepło opatuleni, zawsze gdzieś śpiewają kolędnicy. Pomyśl tylko, jak ponura byłaby zima bez tego świątecznego ducha…

Usta Malfoya wykrzywiły się pogardliwie. 

Jakimś cudem udało mi się przeżyć brak tego wszystkiego podczas pobytu w Azkabanie.

Westchnęła. 

Cóż, masz może jakieś inne plany poza samotnymi posiłkami? Jakieś przyjęcia? Twoja mama wraca do domu na święta?

Nie. Wpatrywał się w swój raport. Klimat w Wielkiej Brytanii nie do końca jej sprzyja.

Przygryzła wargę.

Więc może jakieś wspólne plany z przyjaciółmi?

Zaśmiał się pod nosem.

Szczerze, Granger? Spędzę ten czas w domu sam, pijany.

To okropny sposób na spędzenie świąt.

Chłodnym ruchem wrzucił do kosza nietknięty lunch, który mu przyniosła. 

Mówisz to tak, jakby mnie to obchodziło. Jeśli nie masz nic przeciwko, niektórzy z nas mają pracę, co do warunków której nie mają wyboru.

***

Zestaw do polerowania miotły... Quidditch Przez Wieki... Żel do włosów... Skrawek pergaminu z napisem "Kopnij mnie".

Jesteś bezużyteczna. Zostaw mnie w spokoju. Hermiona wykreślała kolejne pomysły ze swojego notatnika. 

Ginny pokręciła głową. 

Hermiono... Malfoy to dupek, który nie jest wart twojego czasu.

Hermiona skreśliła Quidditch Przez Wieki

Dla każdego udało mi się coś wymyślić. Nie zamierzam dać mu czegoś pospolitego.

— Dlatego wydałaś już ponad piętnaście galeonów na lunche, których nawet nie zjadł. Nikt inny nie planuje mu nic dać. Spinka do krawata to więcej niż zasługuje.

Hermiona przygryzła wargę. 

Wiem, że jest dupkiem, ale... jego mama nawet nie wraca do domu na święta. Będzie w tym strasznym Dworze zupełnie sam.

Między przyjaciółkami zapadła cisza.

Nie… Ginny zatopiła twarz w poduszce i jęknęła. 

Co?

Ginny podniosła głowę i nieustępliwie spojrzała Hermionie w oczy.  

Współczujesz mu. Masz zamiar wziąć go pod swoje skrzydła i zrobić z niego swoją nową WSZĘ.

Szczęka Hermiony napięła się. 

To była W-E-S-Z. Skrót, nie akronim.

Wszystko jedno. Ginny wzruszyła ramionami. Powiedz mi, że się mylę. Powiedz. Przysięgnij na Historię Hogwartu, że nie jest ci go żal i nie zaprosisz go na żadne z naszych świątecznych spotkań.

Hermiona przewróciła niecierpliwie oczami i oparła ręce na biodrach. 

— Ja westchnęła. Tylko jedno. On nie powinien…

Nie — przerwała jej Ginny. Wiem, że cierpisz na kompleks zbawcy, ale ja nie. Malfoy nie zrujnuje mi świąt. Jeśli chcesz go adoptować, to w swoim własnym czasie i na swojej własnej imprezie.

Hermiona przeszyła Ginny ostrym spojrzeniem, zanim zarzuciła na siebie czapkę i szalik. 

Jesteś okropna. Nie wspomnę o tobie ani jednym miłym słowem, kiedy będę pisać swoją autobiografię.

***

Hermiona nerwowo poprawiała swój szalik, wpatrując się we wrota Dworu Malfoyów. 

Wzięła głęboki wdech i nieśmiało wyciągnęła rękę. Zanim jednak zdążyła ich dotknąć, metal uformował się nagle w zafrasowaną twarz Malfoya. 

Niemal krzyknęła z zaskoczenia.

Granger? Czego znowu?

Hermiona złapała oddech i uniosła podbródek. 

Chciałam zaprosić cię na świąteczne zakupy.

Zamarł na chwilę, zanim westchnął. 

Nie. A teraz przestań naruszać moje osłony. Przyprawiasz mnie o ból głowy.

Hermiona podeszła bliżej z wyrazem intensywnej determinacji wypisanym na twarzy. 

Brama zaskrzypiała i otworzyła się. Hermiona ruszyła ścieżką, mocno zaciskając dłoń na różdżce ukrytej w kieszeni płaszcza. 

Malfoy stał w drzwiach, wyglądając na urażonego jej obecnością. Był owinięty w luksusowy szlafrok, wyraźnie nikogo nie oczekując. Jego włosy były potargane, a twarz ponura, jakby dopiero co podniósł się z łóżka, żeby podejść do drzwi. 

Powiedziałem ci, jakie mam plany na weekend, Granger. Nie obejmują one ciebie.

Hermiona wyciągnęła do niego rękę. 

Świąteczne zakupy. No weź. Postawię ci lunch.

Dłoń Malfoya drgnęła, a potem zacisnęła się w pięść. 

Granger, kup sobie kota.

— Już mam jednego.

W takim razie psa. Ropuchę? Druzgotka? Mnie nie adoptujesz. Idź ratować jakiegoś innego skrzata domowego.

Hermiona skrzywiła się i tupnęła nogą. 

Dlaczego wszyscy myślą, że chcę cię adoptować? Masz dwadzieścia trzy lata.

Malfoy oparł się o framugę i zamknął na chwilę oczy. 

Wyobrażam sobie, że ma to związek z twoją nieustającą potrzebą przygarniania czterookich bliznowatych sierot, skrzatów domowych z problemem alkoholowym, ohydnych rudych potworów….

Weasleyowie nie są ohydnymi rudymi potworami.

Malfoy uniósł powoli brew, gdy jego oczy zabłysły. 

Miałem na myśli twojego kota.

Och! Twarz Hermiony rozgrzały rumieńce. Cóż… Krzywołap też nie jest potworem.

Malfoy prychnął i skrzyżował ręce na piersi. 

Niezależnie od tego, jestem niedostępny czy to do udziału w zakupach, czy do adopcji.

Daj spokój, Malfoy. Powinieneś wyjść z tego Dworu.

Uśmiechnęła się do niego błagalnie. 

Opuścił ramiona z pokrzywdzonym wyrazem twarzy. 

Granger, dlaczego to robisz? Pracuję w Ministerstwie od ponad roku. Dlaczego akurat teraz wtrącasz się w moje życie?

Cóż. Hermiona opuściła wzrok na swoje buty. Przygotowałam prezenty świąteczne dla wszystkich w Departamencie, ale nie wiem, co dać tobie. Więc pomyślałam, że jeśli poznam cię trochę bardziej, to w końcu coś wymyślę.

Uniosła głowę i ujrzała go wpatrującego się w nią z niezrozumiałym wyrazem twarzy. 

Ty… zaczął, a potem przerwał. To…

Kolejna chwila ciszy. 

Prezent świąteczny? powiedział bez emocji. 

Odwrócił się bez kolejnego słowa i wszedł do środka, zatrzaskując drzwi tuż przed jej twarzą. 

Hermiona przez chwilę wpatrywała się w zdumieniu w teksturę drewna, a potem walnęła pięścią w drzwi. 

Malfoy, wróć. To bardzo niegrzeczne!

Pukała dalej, dopóki drzwi nie uchyliła ich skrzatka ubrana w nieskazitelny, biały fartuszek. 

Panicz Draco jest w łóżku.

W takim razie sama się do niego zaprowadzę powiedziała Hermiona, maszerując przez drzwi. 

Szpulce nie wolno mówić panience, że jego sypialnia jest na drugim piętrze, piąte drzwi po prawej.

Hermiona pchnęła drzwi, aż te rozwarły się na oścież, znajdując Malfoya zakopanego pod górą pierzyn. 

Wstawaj.

Malfoy jęknął. 

— Szpulko!

Skrzatka pojawiła się obok z głuchym trzaskiem. 

Oddaję ci każdą skarpetę, jaką posiadam, jesteś zwolniona.

Szpulka nie wyglądała na przejętą. 

Może teraz panicz Draco nie będzie już zostawiał ich na podłodze.

Bezużyteczna, stara nietoperzyca głos Malfoya został stłumiony przez pościel. 

Szpulka zniknęła, niewzruszona utratą zatrudnienia.

Wstań, Malfoy. Hermiona próbowała wypchnąć go z łóżka. Jest taki piękny dzień. Pokonałam sporą drogę aż do tego twojego okropnego domu. Nie akceptuję twojej odmowy.

Chwyciła go za nadgarstek i wyciągnęła spod pierzyn. 

Zostaw mnie, ty irytująca zołzo. Niczego nie potrzebuję.

Potrzebujesz skarpetek. Właśnie oddałeś wszystkie swojej skrzatce.

***

Nie ma mowy, że kupię świąteczne skarpetki.

Te są w Złote Znicze i gałązki jemioły. — Hermiona znalazła parę w jego rozmiarze. 

— Po moim trupie.

Hermiona i tak wepchnęła mu je do koszyka. Pokątna była zatłoczona. Do świąt wciąż pozostawały prawie dwa tygodnie, jednak sklepy były pełne ludzi. Na szczęście w alejce ze skarpetkami panował spokój. 

Malfoy wyraźnie się dąsał, podczas gdy Hermiona wepchnęła mu jeszcze kilka kompletów świątecznych skarpet do koszyka, tuż obok naręcza czarnych kaszmirowych par, które sam sobie wybrał. 

Pozwól mi wrócić do domu, Granger. Nie potrzebuję skarpet. Zwolniłem Szpulkę już ze sto razy, a ona nigdy nie odeszła.

Kiedy odliczał galeony zmarzniętemu i zniecierpliwionemu sprzedawcy, Hermiona zerknęła na swoją listę planów na dzisiejszy dzień. 

Czy potrzebujesz kupić komuś jakieś prezenty? Masz już coś dla swojej mamy?

Nie. Ona woli sama kupować sobie prezenty.

Hermiona zmarszczyła nos.

To okropne.

Tak, już ustaliliśmy, że wszystko w moim życiu uważasz za okropne. A teraz, jeśli nie masz nic przeciwko, zabiorę te okropne skarpetki, do których kupienia mnie zmusiłaś, z powrotem do mojego okropnego domu, gdzie będę kontynuował moją okropną tradycję nieobchodzenia świąt.

Odwrócił się, żeby wyjść, ale Hermiona stanęła mu na drodze, rozkładając szeroko ręce, aby nie był w stanie się obok niej prześlizgnąć. 

Poczekaj. Nie zjedliśmy jeszcze lunchu.

Malfoy prychnął i przeszył ją ostrym spojrzeniem.

Nie dzisiaj. Zrobiliśmy już wystarczająco dużo scen.

Hermiona opuściła ramiona i wyprostowała się. 

Co masz na myśli?

Wskazał dłonią dookoła. 

Nie zauważyłaś, jak tajemniczo puste stawało się nagle każde miejsce, do którego mnie dziś zaciągnęłaś?

Hermiona rozejrzała się, zdając sobie sprawę, że sklep, w którym się znajdowali, rzeczywiście był pusty. W pomieszczeniu siedział tylko sprzedawca, patrzący na nich ze sztyletami w oczach. 

Och… — Spojrzała z powrotem na Malfoya, który wyglądał na wyraźnie zrezygnowanego.  Cóż, to po prostu… niedorzeczne. Odsiedziałeś swoje. Ludzie nie mogą wiecznie traktować cię jak przestępcę. Wojna skończyła się dwa lata temu. Na Merlina! — podniosła głos. — Powinni się wstydzić! Spojrzała na sprzedawcę. Czy ludzie nie rozumieją, że izolacja społeczna może być kluczowym czynnikiem recydywy?

Malfoy przepchnął się obok niej i wyszedł przez drzwi. 

Hermiona zarumieniła się i ruszyła za nim praktycznie biegiem, by nadążyć. 

To nie tak że sądzę, że możesz być recydywistą. Chodziło mi tylko o ogólne statystyki. Nie gniewaj się. Chodź, możemy zjeść coś w Londynie. Szczerze mówiąc, mugolskie jedzenie jest o niebo lepsze niż to tutaj.

Dąsał się przez całą drogę, ale pozwolił jej pociągnąć się za sobą.

***

Widzisz? — powiedziała, gdy później tego dnia wyłoniła się z kominka w Dworze. Malfoy wyskoczył z płomieni tuż za nią. To było miłe. Raz nawet prawie się uśmiechnąłeś, widziałam to! Teraz masz świąteczne skarpety, ja mam nową książkę i nawet znalazłam prezent dla Ginny. I… chyba wiem, co dam ci na święta.

Co? — Zmrużył oczy, spoglądając na nią podejrzliwie

Hermiona uśmiechnęła się do niego smętnie. 

Będziesz musiał poczekać, żeby się dowiedzieć. — Zerknęła na swój zegarek. Ojej! Muszę się zbierać. Ginny organizuje tę rzecz, na której muszę się pojawić… Do zobaczenia w poniedziałek.

***

Wyraz twarzy Ginny był surowy, gdy Hermiona pojawiła się w progu.

Co ty robiłaś dziś z Malfoyem?

Świąteczne zakupy, skoro nie pozwoliłaś mu przyjść dziś wieczorem. Hermiona popędziła do swojego pokoju, by schować torby z zakupami. Kiedy wróciła, Ginny wciąż wpatrywała się w nią z dezaprobatą i troską. Co?

Czy naprawdę nie dostrzegasz w tym wszystkim niczego dziwnego?

Hermiona prychnęła. 

Jestem miła.

— Ciągałaś go po sklepach na oczach połowy brytyjskiej populacji czarodziejów. Nie sądzę, żeby ktokolwiek ze świadków uznał cię za miłą.

Hermiona machnęła na to ręką. 

Dąsał się przez cały czas. Wątpię, by ktokolwiek, kto nas widział, pokusił się o stwierdzenie, że poszedł tam ze mną dobrowolnie. Poza tym, regularnie chodzę na zakupy z Harrym i Ronem. Nikt nie zwraca na to większej uwagi.

Harry i Ron nie są aspołecznymi snobami, którzy odmawiają rozmowy z kimkolwiek.

Następnego ranka Ginny rozłożyła przed Hermioną gazetę. 

To… nie jest twarz człowieka z przymusu robiącego z tobą zakupy.

Hermiona zamrugała, wpatrując się w fotografię, na której ona sama przeglądała skarpetki, podczas gdy Malfoy stał za nią, intensywnie ją obserwując. 

Oparła się o poduszki kanapy. 

Jestem pewna, że to tylko kwestia kadru. Przez cały czas marudził.

Ginny z ciężkim westchnieniem opadła na fotel naprzeciwko Hermiony.

Hermiono… Ja zdaję sobie sprawę, że randki to nie do końca twoja rzecz, więc postaram się wyjaśnić to jak najprostszym językiem. Podobasz. Się. Malfoyowi.

Hermiona przewróciła oczami. 

Jest po prostu samotny.

Ginny prychnęła. 

Tym bardziej. Jest wyrzutkiem społecznym z nieznośnym charakterem, a ty nagle zaczynasz kręcić się wokół niego cała w… wskazała na Hermionę — …w skowronkach. Czego się spodziewałaś? To, że nie zadał sobie należnego trudu, żeby cię odpędzić, oznacza, że nawet tego nie chce. To nie tak, że jesteś pierwszą osobą, która kiedykolwiek próbowała być dla niego miła. Harry odwiedził go w Azkabanie, a Malfoy zachował się wobec niego jak kompletny drań. Andromeda dziesiątki razy próbowała nawiązać z nim kontakt, odkąd wyszedł na wolność. Malfoy jest takim samym dupkiem, jakim był jeszcze w szkole, więc jeśli nie poczułaś tego na własnej skórze, to dlatego, że lubi twoje towarzystwo.

Hermiona prychnęła drwiąco. 

A może po prostu jestem lepsza w byciu miłą?

Jeśli nadal będziesz się wokół niego kręcić, zacznie sądzić, że to coś znaczy. Po prostu… daj mu jakieś ładne pióro i zostaw go w spokoju. Zaufaj mi, chłopcy nie patrzą na dziewczyny w ten sposób… Ginny stuknęła w zdjęcie Malfoya w gazecie kiedy chcą być tylko przyjaciółmi.

***

W następny poniedziałek zapukała do drzwi jego biura. 

Lunch? zapytała, zerkając do środka. 

Malfoy przewrócił oczami, ale odłożył swoje pióro. 

Hermiona usiadła ostrożnie naprzeciwko niego i podała mu pudełko z jedzeniem. 

Myślałem, że już z tobą skończyłem — oznajmił. Powiedziałaś, że wymyśliłaś, co dasz mi na święta.

Myślałam, że tak, ale zdecydowałam się to jeszcze rozważyć. Czy masz jakichś przyjaciół, Malfoy?

Wyraz jego twarzy stał się chłodny. 

Nie potrzebuję przyjaciół.

Ale… my jesteśmy przyjaciółmi, prawda? Uśmiechnęła się do niego. 

Nie. Jesteś tym, co nazywa się niedogodnością. Ponownie spojrzał na swoje papiery. Idź nękać kogoś innego, Granger. Mam swoje życie i nie chcę, żeby zostało przez ciebie spieprzone.

Nie czekał aż opuści jego gabinet. Zamiast tego sam wstał i wyszedł.

***

— Panicz Draco siedzi pijany w swoim gabinecie na końcu korytarza powiedziała Szpulka, kiedy tego wieczora Hermiona wyszła z kominka w holu Dworu. Skrzatka miała na każde z uszu wetkniętą skarpetkę w Złote Znicze i gałązki jemioły. 

Hermiona wpadła do środka i impertynencko trzasnęła drzwiami gabinetu Dracona. Siedział pochylony w fotelu przed kominkiem, podrywając głowę, gdy się pojawiła. 

Malfoy, potrzebujesz pomocy.

Skrzywił się. 

Nie potrzebuję. Odejdź, Granger. Nie chcę twojej pomocy.

Nie możesz spędzić całego swojego życia przekładając papiery, aby nie trafić do więzienia i ukrywając się samotnie w tym domu. Twoje życie potrzebuje celu. Jesteś inteligentny i zdolny, i całkiem miły, kiedy nie próbujesz być wredny. Musisz tylko poszerzyć swoje horyzonty. Pomogę ci.

Nie. Wstał gwałtownie, górując nad nią. Jego oczy były czarne. Nie zrobisz tego. Jesteś najbardziej niewłaściwą osobą do naprawiania mojego życia. Pogorszysz je jeszcze bardziej, niż już zdążyłaś to zrobić.

Hermiona wpatrywała się w niego z przerażeniem. 

Co masz na myśli?

Podszedł bliżej. 

Może ci pokażę?

Zanim Hermiona miała szansę powiedzieć cokolwiek więcej, Malfoy złapał dłonią za tył jej głowy. 

A potem przyciągnął ją do siebie i pocałował.  

Zamarła, gdy ich usta się zetknęły. Wciągnął ją w swoje ramiona, a jego wargi mocniej przylgnęły się do jej własnych. Opuścił rękę na jej plecy. Musnął nosem jej policzek, a ona zadrżała. Odchylił jej głowę i pogłębił pocałunek, obejmując drugą dłonią jej szczękę. 

Czuła się tak, jakby cały świat stanął w płomieniach.

Całował ją jeszcze przez chwilę, zanim jego dłoń zsunęła się z jej szczęki, lądując na ramieniu. Cofnął się, prostując, gdy ona spoglądała na niego szeroko otwartymi oczami. 

To powiedział, wzdychając jest powód, przez który tylko pogorszysz moje życie. Chcesz byśmy byli przyjaciółmi, a ja nie chcę się z tobą przyjaźnić. Kiedy zdasz sobie sprawę, że moje istnienie nie jest dla ciebie tylko wygodną okazją, aby zademonstrować, jaką miłą i wyrozumiałą osobą jesteś, odejdziesz, tak samo jak wszyscy inni,  a ja zostanę tam, gdzie już jestem, z życiem, które ledwo składam do kupy. Więc… pomińmy ten punkt i zakończmy to już teraz. Jestem pewien, że nie masz złych intencji. Jednak twojej pomocy chcę jeszcze mniej, niż nawet tej od Pottera.

Wyprowadził ją z gabinetu i zamknął jej drzwi przed nosem, zanim zdążyła wydusić z siebie choćby słowo. 

***

Nie chciał otworzyć drzwi, gdy następnego dnia próbowała odwiedzić go w porze lunchu. Wieczorem nie przyszedł na przyjęcie świąteczne Departamentu. 

Hermiona rozdała prezenty swoim współpracownikom, ale opuściła przyjęcie wcześniej, zanim ktokolwiek zdołał otworzyć choćby jeden z jej podarków. Wrota Dworu rozstąpiły się przed nią, gdy ich dotknęła.

Przyniosłam ci twój świąteczny prezent powiedziała szybko, gdy Draco pojawił się przy drzwiach. Trzymała w ręku pudełko. 

— Nic od ciebie nie chcę.

Dumnie uniosła podbródek. 

Cóż, masz pecha. To jest ci potrzebne. Otwórz to, albo zostanę, dopóki tego nie zrobisz. Ostrożnie, to delikatne.

Malfoy zgarbił się i podniósł wieczko. Z wnętrza pudełka wyłoniła się para dużych, spiczastych uszu, a tuż za nią żółte oczy. Stworzonko wydało z siebie wątły pisk.

— Kupiłaś mi kota?

Tak. Potrzebujesz kogoś. Ona też.

Kolorowe stworzenie, o którym była mowa, niezgrabnie wydostało się z pudełka i zaczęło wspinać się po jego ramieniu. Przypominające igły pazury kotki zatopiły się w szacie Malfoya, gdy ta zmierzała ku jego twarzy, mrucząc tak agresywnie, że niemal piszcząc. 

Nie chcę kota. Draco próbował ją złapać, ale kotka szybko wpełzła na jego plecy, poza zasięg rąk. Dawanie kota komuś, kto go nie chce, jest skrajnie nieodpowiedzialne.

Hermiona przytaknęła. 

Wiem. Zastanawiałam się nad tym, ale… myślę, że poradzisz sobie z odpowiedzialnością. Przedyskutowałam to ze Szpulką. Zgodziła się, że potrzeba ci kogoś, kim mógłbyś się opiekować.

Draco rzucił jej ostre spojrzenie, próbując odkleić kociaka od swojej łopatki. Hermiona stanęła za jego plecami, delikatnie wyciągając pazury kotki z materiału, i muskając nosem czubek jej pyszczka, zanim umieściła ją w rękach Dracona. 

Ostatnia ze swojego miotu. Jest teraz bardzo samotna. Potrzebuje kogoś leniwego, kto będzie ją miział i przytulał.

Malfoy prychnął, a kotka zaczęła ocierać się pyszczkiem o jego knykcie. 

Ja się nie przytulam. Nie jestem kociarzem. Pewnie zagłodzę ją na śmierć.

Hermiona przygryzła wargę. 

Niedługo przyjdę i sprawdzę, co u niej. Daj sobie kilka dni. Jeśli naprawdę ci się nie spodoba, wezmę ją z powrotem i… nie będę ci już więcej zawracać głowy.

Ręce Malfoya zadrżały, gdy przyciągnął kociaka do siebie, poza zasięg dłoni Hermiony.

Dziewczyna uśmiechnęła się do niego. 

Wesołych świąt, Draco.

***

Nie mogę uwierzyć, że dałaś Malfoyowi kota. To praktycznie forma okrucieństwa wobec zwierząt.

Hermiona prychnęła. 

To jest właśnie to, czego on potrzebuje. Poza tym, jego skrzatka obiecała, że dopilnuje, aby się nim zaopiekował, a ja zamierzam tam niebawem wpaść i upewnić się, że wszystko w porządku.

Ginny jęknęła. 

Kopiesz sobie grób.

***

Hermiona zaczekała aż do weekendu, żeby sprawdzić, co z Malfoyem.

Gdy wyszła z kominka, wkraczając do holu Dworu, skrzatka pojawiła się u jej stóp, ze świątecznymi skarpetkami Dracona wciąż naciągniętymi na uszy.

Gdzie jest Draco? Zajmował się kotem czy po prostu go ignorował? Rozejrzała się w poszukiwaniu śladów kociej zagłady.

— Panicz Draco jest w łóżku z Granger powiedziała Szpulka. 

Hermiona zakrztusiła się, wpatrując w skrzatkę ze zdziwieniem. 

Nazwał ją Granger? pisnęła. 

Szpulka przytaknęła uroczyście. 

— Co za dupek. Uduszę go.

Przemaszerowała przez dom aż do sypialni Malfoya. 

Rzeczywiście leżał w łóżku z kotką, która wydawała się usiłować go udusić, śpiąc praktycznie owinęta wokół jego szyi. 

Malfoy, ty dupku, nie możesz nazwać swojego kota po mnie. To nieprzyzwoite.

Rozchylił powieki i obdarzył ją cienkim uśmiechem. 

— Ale pasuje jej powiedział przeciągle. Irytująca. Niezdolna do zrozumienia, co oznacza nie albo daj mi spokój. Nieustannie ingeruję w moją osobistą przestrzeń bez najmniejszego szacunku dla mojej prywatności. Granger pasuje do niej jak ulał.

Granger otworzyła jedno ze swoich żółtych oczu i miauknęła z niezadowoleniem, zanim skuliła się ciaśniej przy nagiej skórze Malfoya. Ten zakrztusił się i poklepał ją delikatnie. 

Hermiona położyła ręce na biodrach. 

Cóż, sprzeciwiam się. To moje nazwisko. Nie możesz go używać.

Możesz próbować mnie powstrzymać, ale to mój kot – mogę go nazwać jak tylko chcę. Będę mówił o niej bez końca. Granger ledwo pozwoliła mi dziś rano wstać z łóżka. Próbowałem skończyć te raporty, ale Granger wspinała się po mnie i domagała się mojej uwagi, więc nie mogłem jej odmówić.

Twarz Hermiony zmarszczyła się komicznie. 

Nie możesz.

Ściągnął kotkę z szyi i usiadł, przytulając ją do piersi. Ta wydrapała się z jego ramion i rozciągnęła, ziewając, zanim zeskoczyła z łóżka, aby dokonać inspekcji Hermiony. Uniosła wysoko ogon, podchodząc bliżej dziewczyny. 

— Oczywiście, że mogę. Zarejestrowałem ją. Granger Malfoy to jej prawne imię. Uśmiechnął się.

Zobaczymy, czy kiedykolwiek dam ci kolejny prezent na święta powiedziała Hermiona, zerkając na niego, podczas gdy Granger weszła między jej kostki.

Uśmiech zniknął z jego twarzy, zanim wstał, wciągając na siebie szlafrok. 

Racja, bo danie mi prezentu było jedynym powodem, dla którego zainteresowałaś się moim życiem — oznajmił sucho — a nie dlatego, że byłem wygodnym środkiem do tego, byś mogła sobie coś udowodnić.

Hermiona rozchyliła usta w szoku.

Co? Nie! Próbowałam być…

Miła. Jestem tego świadomy powiedział kurtuazyjnie, spoglądając na nią z góry. Jednak błędy mojej przeszłości, za które już płacę poprzez swój etat, nie powinny stanowić wygodnego tła dla twojej filantropii. Wciągnął głęboki wdech. Prosiłem cię, żebyś przestała, ale ty nadal uparcie robiłaś wszystko po swojemu. Cóż, udało ci się. Jednak teraz byłbym wdzięczny, gdybyś opuściła mój dom.

Zagwizdał krótko, a Granger natychmiast oderwała się od Hermiony, podążając za nim, gdy wyszedł z pokoju nie oglądając się za siebie. 

***

Hermiona wróciła do domu, natychmiast padając na kanapę i zwijając się w kłębek. 

Po chwili Ginny usiadła obok i współczująco potarła jej ramię. 

Czy już pozbył się kota?

Hermiona pokręciła głową. 

Co się stało?

Myślałam, że byłam miła powiedziała Hermiona ale Malfoy uważa, że go wykorzystałam.

Ginny prychnęła. 

Malfoy to dupek.

Może… Hermiona pociągnęła za frędzle poduszki ale on… jej głos się załamał, a ona jeszcze bardziej skuliła się w sobie. Myślałam, że będzie inaczej niż teraz powiedziała w końcu. Gdybym dała mu prezent, który by mu się spodobał, może on… — Próbowała gestykulować, jednak daremnie. Zamiast tego… mam wrażenie, że zastąpił mnie kotem. Nawet nazwał ją Granger.

Nazwał ją Granger? Ginny wybuchnęła śmiechem. 

Hermiona wzdrygnęła się i poszła dąsać się do swojego pokoju. 

***

W następny poniedziałek rano Hermiona czekała już pod gabinetem Malfoya. Kiedy dostrzegł ją przy drzwiach, zamarł. Wydawał się na granicy odwrócenia na pięcie i odejścia. Ona jednak impulsywnie sięgnęła w jego stronę. 

Poczekaj, Malfoy, chcę cię przeprosić.

Westchnął z rezygnacją i podszedł bliżej, przytrzymując dla niej drzwi.

Hermiona w pośpiechu weszła do jego biura i stanęła, obracając nerwowo różdżkę w dłoniach, dopóki nie odwrócił się, by spojrzeć na nią, ostro i niecierpliwie.

Przepraszam powiedziała. Miałeś rację. Kiedy zaczęłam tu przychodzić, wcale cię nie lubiłam. Byłeś tylko przeszkodą w pokazaniu wszystkim, jaką miłą osobą jestem. Chciałam móc pochwalić się, że daję prezenty wszystkim moim współpracownikom.

Malfoy przytaknął krótko, ze zmęczeniem wypisanym na twarzy. 

Hermiona przygryzła wargę. 

Ale… ale to się zmieniło. Kiedy zdałam sobie sprawę, jak bardzo jesteś samotny, naprawdę zaczęło mi zależeć. Wciąż mi zależy. Podobało mi się wyjście z tobą na zakupy, i wspólne lunche, nawet jeśli byłeś opryskliwy. I jej głos załamał się gwałtownie kiedy mnie pocałowałeś, to było… to było… Z trudem udało jej się wydusić kolejne słowo. To było… naprawdę bardzo miłe!

Zakryła usta dłonią, a następnie zaczęła gestykulować niezrozumiale przed swoją twarzą. 

Nie o to mi chodziło! Znaczy, chodziło… Chodziło mi tylko o to, że pomyślałam, że jeśli podaruję ci kota, a ty go polubisz, to może… założyła kosmyk włosów za ucho i odwróciła wzrok, szepcząc — zrobisz to jeszcze raz.

Wzruszyła ramionami, unikając jego oczu. 

Ale… nie tak to postrzegałeś. Przepraszam, że nie zostawiłam cię w spokoju, kiedy pierwszy raz mnie o to poprosiłeś. Miałeś co do mnie rację. Kiedy po raz pierwszy zaprosiłam cią na lunch, myślałam tylko o sobie. Przepraszam, że tak było. Naprawdę. Teraz jednak posłucham cię i dam ci spokój, tak jak prosiłeś.

Rzuciła się w stronę drzwi. Jej policzki płonęły, gdy zatrzymała się i odwróciła. 

Draco stał nieruchomo z nieczytelnym wyrazem twarzy.

Nie możesz się poddać powiedziała stanowczo. Są ludzie, którzy cię polubią, jeśli tylko pozwolisz im się lepiej poznać. Powinieneś zmusiła się do uśmiechu powinieneś spróbować. Nigdy się nie dowiesz jeśli nie spróbujesz.

Potem uciekła. Pobiegła prosto do swojego biura i zatrzasnęła za sobą drzwi. 

Łapiąc oddech, podeszła do biurka i opadła przy nim na podłogę, chowając twarz w ramionach. 

Trwała tak w przygnębieniu przez kilka minut, zanim usiadła w fotelu, spoglądając w swoje papiery. 

Nagle usłyszała ostre pukanie do drzwi.

Tak? zapytała obojętnie. 

Malfoy wetknął głowę do środka, wyglądając widocznie nieswojo, gdy na nią patrzył.

Żołądek Hermiony zacisnął się w supeł. Odwróciła wzrok.

Usłyszała jego powolny wdech. 

Zastanawiałem się… czy zechciałabyś zjeść ze mną lunch.

 

 

Wczoraj to już historia, jutro to tajemnica. 

Ale dziś to dar losu. 

A dary są po to, żeby się nimi cieszyć. 

― Alice Morse Earle


Brak komentarzy