Słońce górowało nad Dworem. Majowy wiatr tańczył między drzewami wokół altany, a pawie wygrzewały się nad brzegiem stawu.

Draco wciąż nie wrócił do domu.

Hermiona stała na jego balkonie, obserwując ogrody z bólem w sercu.

Narcyza wyszła z pokoju kilka godzin temu, ale Hermiona wciąż czuła ciężar drżenia w jej głosie – łzy w oczach.

Nasza trójka tego nie przeżyje.

Serce Hermiony chciało zaprotestować. Nalegać, że jej słowa i wspomnienia wystarczą, żeby oczyścić ich z wszelkich zarzutów.

Logika podpowiadała jej jednak co innego.

Owinęła się ciaśniej szlafrokiem, gdy dreszcz przeszył jej kości. Zakrwawiony tom wypłynął z jednej z półek jej umysłu, otwierając się na stronie z Wiktorem wyłaniającym się z cienia, z napiętą szczęką i różdżką wycelowaną prosto w Draco. Na następnej stronie była Cho, której oczy płonęły wściekłością, gdy zamachnęła się mieczem, celując w szyję Dracona. Grzbiet księgi zadrżał, a kartki przerzucały się, wypełnione zielonymi błyskami i ciałami toczącymi się po kamieniach…

To Malfoy! Mamy go!

Z ostrym oddechem Hermiona zatrzasnęła książkę.

Prawda przepłynęła przez nią, gdy uspokoiła oddech – niczym kamień spadający coraz niżej w ciemną, bezdenną otchłań wody. Malfoyowie musieli odejść. Gdyby przyszedł po nią Prawdziwy Zakon, nie byłoby czasu na wyjaśnienia. Nie mieli żadnej gwarancji, że Zakon nie zacznie od razu rzucać zaklęciami, chcąc zabić Malfoyów. Ale jeśli cała trójka ukryje się w bezpiecznym miejscu, Hermiona będzie mogła skupić się na swoim zadaniu.

Jeśli będą Partie potrzebujące uwolnienia, uwolni je. Jeśli Śmierciożercy będą się przed nimi ukrywać, wytropi ich. A kiedy już opadnie wszelki kurz, będzie mogła wyjaśnić, jak wiele wysiłku wszyscy Malfoyowie włożyli w to, by zapewnić jej bezpieczeństwo – a w przypadku Dracona i Narcyzy, również by pomóc Prawdziwemu Zakonowi.

Ale to były problemy na inne czasy. Bo na razie jej czas nieuchronnie się kończył.

Nawet jeśli istniała dobra alternatywa, nie mogła odmówić Narcyzie – nie wtedy, gdy ta odważyła się sięgnąć po dłoń Hermiony i błagać o ratunek dla własnego syna. Narcyza, która nigdy nie prosiła o nic poza jej towarzystwem; Narcyza, która uratowała ją przed Dołohowem i pożyczyła jej własną różdżkę, wsuwając ją przy śniadaniu między stronice gazety.

Narcyza o coś ją poprosiła, a ona dotrzyma słowa.

Jutro rano Hermiona pożegna się. Wypije antidotum na tatuaż, a Stworek aportuje ją na Grimmauld Place.

Według Narcyzy przeniesienie aktów własności na Grimmauld Place zostało zapieczętowane na specjalne żądanie. Nikt z wyjątkiem najbliższej rodziny i tych, którzy obecnie tam mieszkali, nie wiedział, że posiadłość wróciła w posiadanie Malfoyów.

— Bellatriks jest świadoma, ale uważa, że ​​posiadłość jest pusta — powiedziała jej Narcyza. — Nawet jeśli nabierze podejrzeń, nie będzie w stanie nic znaleźć. Cały dom jest pod zaklęciem Fideliusa.

Na dźwięk tego imienia Hermiona poczuła się niczym oblana lodowatą wodą, ale Narcyza zdawała się tego nie zauważać.

— Blaise, Pansy i cała reszta muszą natychmiast opuścić kraj. W Norwich jest czarny rynek świstoklików międzynarodowych. To najbezpieczniejszy sposób. Jeśli to się nie powiedzie, powinni przekroczyć barierę antyaportacyjną w okolicach Liverpoolu.

Narcyza zacisnęła dłonie na przedramieniu Hermiony, przyciągając ją bliżej. 

— Czy mogę ci zaufać, że to zrobisz, Hermiono?

Hermionie udało się skinąć głową. 

— Oczywiście. Powiem im rano, kiedy tam przybędę.

— Dziękuję. — Narcyza powoli puściła jej rękę.

Zapadła długa cisza, kiedy Hermiona po raz ostatni wszystko rozważała, rozglądając się po ogrodach Dworu Malfoyów. Próbowała sobie wyobrazić, co mogłaby powiedzieć Draconowi w tych ostatnich chwilach.

— Stworek zostanie z tobą. Ma ścisłe rozkazy, by służyć twoim potrzebom. Przygotuje dla ciebie posiłek i przyniesie gazety, a kiedy nadejdzie czas, zabierze cię do twoich przyjaciół.

Zapadła kolejna chwila ciszy, a Hermiona podniosła wzrok.

— Wiem, że czekanie będzie frustrujące. Ale nie powinnaś opuszczać Dworu, dopóki nie nadejdzie pora, byś mogła zostać bezpiecznie przeniesiona do Prawdziwego Zakonu. Nie mogę zostawić cię z moją różdżką, Hermiono. Draco i ja musimy być uzbrojeni.

Nic nie powiedziała, patrząc, jak usta Narcyzy drżą.

— Sprawy toczą się szybko. Salerno jest prawie opanowane, a Lucjusz spodziewa się, że Rzym upadnie w ciągu tygodnia. Po przejęciu Włoch inni sojusznicy szybko zdezerterują. Jeśli Lucjusz będzie nas potrzebował… — Urwała, zaciskając swoje drżące dłonie w pięści. — Dogoni nas… pewnego dnia. Ale ja muszę wyciągnąć Draco.

Jej spojrzenie wyglądało na nieostre, kiedy wstała, po raz ostatni dziękując Hermionie. I kiedy wyszła z pokoju, Hermiona usłyszała jej szept: 

— Tym razem to zrobię.

Musimy uciec nim nadejdzie świt.

A teraz było wpół do drugiej po południu.

Zamykając oczy, Hermiona próbowała rozkoszować się promieniami słońca na swojej twarzy. Wiatrem szalejącym we włosach. A każde uderzenie serca dudniło ciężko w jej piersi, jakby błagało o spowolnienie nieuchronnie upływającego czasu.

Został jej niecały dzień, który mogła spędzić z Draconem, a on jej unikał.

Powędrowała myślami do ​​wspomnień, do tego w jaki sposób jego oczy odmawiały spotkania się z jej własnymi w jaskini – o sposobie, w jaki zszedł z góry ani razu nie oglądając się za siebie. Szybkości, z jaką obrócił się w stronę kominka, jakby nie mógł od niej wystarczająco szybko uciec.

Jej żołądek skręcił się, a powieki wypełniły łzy. Odpychając emocje na bok, próbowała przywołać każdą uncję logiki.

Może czuł się zakłopotany – albo zmartwiony tym, że opacznie zrozumiała to, co zobaczyła. Ale bez względu na to, jakie były powody Toma Riddle’a, by kusić nią Draco, wiedziała, że Malfoy bardzo się o nią troszczył. Nawet jego matka wierzyła, że ​​on nie odejdzie bez Hermiony.

Musiał wiedzieć, że ona czuła to samo. Pokazywała mu to każdego dnia i każdej nocy. Poświęciła wolność, by z nim zostać. A jednak od niej uciekł.

Wzdychając, Hermiona odwróciła się od balkonu i zamknęła za sobą drzwi. W innym życiu rozebranie tego wszystkiego na części pierwsze zajęłoby jej całe tygodnie. Mogła spędzić nawet długie miesiące, katalogując każde spojrzenie i gest, próbując połączyć je w sensowną odpowiedź. Ale teraz nie miała na to czasu.

Na biurku Dracona zauważyła czekający na nią lunch – samotny, pojedynczy talerz. Hermiona odsunęła srebrną pokrywę, wpatrując się w posiłek. Powinna jeść, dlatego spróbowała zaspokoić swój głód.

Spojrzała na zegar na kominku – dochodziła trzecia po południu. Niepokój ścisnął jej wnętrzności, jeszcze bardziej psując apetyt.

W tym tempie jej rozmowa z Draconem będzie musiała poczekać aż do wizyty w Edynburgu. Choć może tak było najlepiej. Jeśli powiedziałaby chłopakowi o tym wszystkim zbyt wcześnie, mógłby zacząć się z nią spierać i próbować wymyślić, jak się z tego wydostać.

Jej myśli powędrowały do ​​Edynburga. Zeszłej nocy Voldemort wyraził się jasno – oczekiwano, że każda Partia będzie obecna. To oznaczało również pojawienie się Ginny i Rona. Jak długo będzie musiała czekać, zanim znów ich zobaczy?

Jej umysł dryfował, kiedy się nad tym zastanawiała. Zesztywniała. Srebrne nakrycie talerza wysunęło się jej z palców i potoczyło po dywanie.

Kiedy nadejdzie Prawdziwy Zakon, nastąpi rozlew krwi. Zapanuje chaos i przemoc i nie będzie miała żadnej gwarancji, że jej przyjaciele to przeżyją.

Hermiona podniosła pokrywę spod swoich stóp i rzuciła ją na biurko Dracona, po czym szybko wyszła z jego pokoju. Jej obolałe mięśnie płonęły w proteście, kiedy ruszyła w dół schodów, biegiem przemierzając korytarze, aż dotarła do laboratorium eliksirów. Włączyła lampy różdżką Dafne, rozpalając ogień i zbierając z półek składniki, których listę znała już na pamięć.

Jutro rano uda się na Grimmauld Place. Ale dziś mogła dać Ginny wolność – jeśli będzie miała wystarczająco dużo szczęścia, Ronowi też. Nie będzie w stanie sprowadzić ich na Grimmauld Place bez pomocy Strażnika Tajemnicy, jednak mogłaby wysłać Stworka, aby ukrył ich w bezpiecznym miejscu. Ale do tego potrzebowała pomocy Dracona.

Emocje wrzały w jej żyłach, gdy pracowała, napinając ciało i palce. Kiedy nastawiła kociołek, zaczęła medytować, sortując wspomnienia.

Trzy godziny później wody jej umysłu znów były spokojne, a dym unosił się nad kociołkiem idealnymi spiralami. Hermiona zgasiła płomień i wypełniła cztery fiolki antidotum na tatuaż: jedną dla Ginny, jedną dla niej, jedną dla Rona i jedną dla Olivera. Nie mogła zapomnieć o obietnicy złożonej Teo, że go z tego wydostanie.

Po posprzątaniu swojego miejsca pracy zamknęła laboratorium i wróciła na górę. Poszła prosto do swojej sypialni z zamiarem przygotowania się do wizyty w Edynburgu.

Otworzyła drzwi i zamarła w bezruchu. Draco stał przy jej regale z książkami, czytając jedną z nich tak, jakby był dokładnie tam, gdzie powinien. Jakby to był kolejny wieczór przed wizytą w Edynburgu, a on przyszedł dać jej instrukcje.

Straciła rachubę uderzeń własnego serca, zanim w końcu zamknął książkę i odłożył ją na półkę. Odwrócił się powoli, jakby się do tego zmuszał. Jego wzrok spoczął na jej obojczykach.

— Gdzie byłeś? — zapytała pusto.

Draco mocno wzruszył ramionami. 

— Mówiłem ci. Odmeldowałem się u Blaise’a i Pansy. Spędziłem noc na Grimmauld…

— Dlaczego?

Draco milczał.

Jej palce drżały z potrzeby dotknięcie go. Przyciągnięcia jego twarzy do jej własnej. Otworzyła usta, odnosząc wrażenie, że w każdej chwili może się rozpaść pod ciężarem wszystkich rzeczy, które chciała mu powiedzieć.

Do rana cię tu nie będzie. Chcę spędzić ten czas, który nam został, kochając się z tobą. Bo cię kocham.

Serce ją ponaglało. Jednak umysł wypełniały szepty, jeszcze nie.

— Martwiłam się o ciebie — udało jej się wydusić.

Mięsień w jego szczęce drgnął. 

— Wszystko ze mną w porządku. — Jego wzrok padł na szklane fiolki w jej dłoni. — Po co ci to?

Hermiona zamrugała, patrząc na nie. Wyjęła różdżkę Dafne z kieszeni i zmniejszyła fiolki do rozmiaru pigułek. 

— Uwarzyłam więcej antidotum na tatuaż. Na wypadek, gdybym musiała wypić je na szybko.

— Dlaczego aż cztery porcje?

Przełykając ciężko, napotkała jego oczy. Były ciemne. Mogłaby się w nich zatopić, gdyby tylko jej na to pozwolił. 

— Muszę zobaczyć się dzisiaj z Ginny.

Opuścił ramiona, przesuwając wzrokiem po jej ramieniu. Była w pełni przygotowana na jego odmowę.

— Spróbuję — powiedział cicho, a nagły oddech opuścił jej płuca. — Złożę prośbę o Cesję, ale możliwe, że nie będę w stanie potwierdzić jej z Averym do dzisiejszego wieczoru. — Spojrzał w sufit, a Hermiona dostrzegła sine kręgi pod jego oczami. — Tym razem możliwe, że nie będę w stanie zostawić was sam na sam.

— W porządku — powiedziała, a jej umysł pracował coraz szybciej. — Nie chcę, żebyś nas zostawiał.

Nie w takim sposób zamierzała mu powiedzieć, że Prawdziwy Zakon już się zbliża. Ale tak było najlepiej, nawet jeśli naprawdę miał się na nią zezłościć. Gdyby usłyszał to przy Ginny, dziewczyna byłaby trzecią Partią mogącą potwierdzić, że lojalność Dracona leżała teraz po ich stronie – oczywiście oprócz niej i Olivera.

— Kolejna fiolka jest dla Rona?

Te słowa wyrwały Hermionę z zamyślenia. Draco wpatrywał się w ścianę. 

— Tak. A ostatnia jest dla Olivera. — Miała ściśnięte gardło. — Oczywiście tylko jeśli nadarzy się okazja. Po prostu... chcę być przygotowana.

Wyraz jego twarzy niczego nie zdradzał. 

— Złożę prośbę o Cesję Ginny. Powinnaś się przygotować. Muszę... — Odchrząknął. — Muszę porozmawiać z matką o Bellatriks.

Wspomnienie wystrzeliło na powierzchnię jej umysłu, zanim zdołała je zatrzymać. Eksplodowało obrazami gęstych, czarnych loków i wyszczerbionych zębów.

Sprowadzę ci inną. Ta cię omotała.

Bellatriks również wiedziała o uczuciach Dracona do niej.

Coś zaiskrzyło w jej żyłach, ale Hermiona zmusiła się do skupienia. 

— Czy Blaise i Pansy zdołali ukryć ciało?

— Tak. Nie mieli z tym żadnych problemów. — Draco przeczesał palcami włosy. — Ale mama powinna wiedzieć.

— Jeszcze nie. — Spojrzał na nią i poczuła, jak jej puls przyspiesza. — Poczekaj z tym do jutra.

Draco zmarszczył brwi. 

— Naprawdę sądzę, że…

— Zaufaj mi. Twoja matka nie powinna tego słyszeć przed swoją wizytą w Edynburgu. Najlepiej, byś poczekał z tym do jutra.

Kiedy on i Narcyza odejdą.

Mogła w spokoju opłakiwać swoją siostrę, wiedząc, że jej syn jest bezpieczny.

Odrywając oczy od jej twarzy, Draco skinął głową. 

— Kiedy już skończysz używać różdżki Dafne, zostaw ją na swoim łóżku. Dafne prosiła o nią wcześniej.

Hermiona poczuła, jakby znów prześlizgiwał jej się przez palce, kiedy przeszedł obok i sięgnął do drzwi.

— Zaczekaj.

Zatrzymał dłoń na klamce.

— Co do zeszłej nocy… Proszę, nie wstydź się tego, co powiedział ci horkruks. Mnie też na tobie zależy. — Słowa wypłynęły z niej. — I wiem, że świat stoi obecnie do góry nogami, ale gdyby okoliczności były inne, powinieneś wiedzieć, że…

— Nie rób tego. Proszę.

Patrzyła na niego, czekając, aż się odwróci. Aż na nią spojrzy.

Ale tego nie zrobił.

— Zostawię cię, żebyś mogła się przygotować. — Szarpnięciem otworzył drzwi, a kiedy zamknął je za sobą, w sercu Hermiony coś pękło.

Nie była pewna, jak długo wpatrywała się w miejsce, w którym przed chwilą stał, zanim zdała sobie sprawę, że płacze. Ale nie miała czasu na łzy. Albo na złamane serce.

Praktykowała Oklumencję, jedząc obiad, biorąc kąpiel i kręcąc włosy. Kiedy jej loki w końcu przypominały coś, co mogło zasługiwać na pochwałę ze strony Pansy, położyła różdżkę Dafne na łóżku i wróciła do łazienki, żeby nałożyć makijaż.

Wyszła stamtąd pół godziny później z książkami mocno ukrytymi w zakamarkach swojego umysłu. Różdżka Dafne zniknęła, a kiedy Hermiona otworzyła szafę, znalazła w środku sukienkę, którą Pansy przysłała dla niej przez skrzaty.

Złota satyna. Hermiona przesunęła palcami po materiale. Tkanina była niczym woda na jej skórze.

Wsunęła się w sukienkę i założyła pasujące szpilki. Wsunęła trzy minifiolki w wewnętrzny szew i zatrzasnęła na szyi złotą obrożę.

Kwadrans przed dwudziestą pierwszą usłyszała pukanie do drzwi. Otworzyła je, by ujrzeć Dracona czekającego na nią w szatach Śmierciożercy.

Miała nadzieję, że to ostatni raz.

Oczyściła swój umysł, chowając wszystkie słowa oraz plany Narcyzy i zakopując je na swoich najdalszych półkach.

Spojrzał na nią i wyciągnął rękę. Ujęła ją.

Na dole schodów spotkali Narcyzę, która wyglądała zdecydowanie zbyt elegancko w swojej granatowej szacie. Życzyła im miłego wieczoru i chwyciła Dracona pod ramię. Kiedy szli wysypaną kamieniami ścieżką do bram, powiedziała: 

— Zostanę tylko przez pierwsze pół godziny. Twój ojciec nie zdoła dotrzeć, więc nikt nie będzie ode mnie oczekiwać, że zostanę tam dłużej bez niego.

— Wspominałaś, że jest we Włoszech, tak? — zapytał Draco.

Żwir chrzęścił pod obcasami Hermiony.

— Tak — powiedziała Narcyza. — Ma tam ważne zobowiązania wobec Ministerstwa.

Przeszli przez bramę, a potem prosto na szczyt wzgórza. Draco chwycił je obie za łokcie, by dzięki teleportacji łącznej przenieść całą ich trójkę przed drogowskaz wskazujący drogę do zamku. Narcyza wygładziła swoje szaty i spojrzała na zarys gmachu, wykrzywiając usta w grymasie.

Brukowana ścieżka skierowała ich do bramy, a kiedy dreszcz nowych osłon i zaklęć ochronnych przeszył ich ciała, Hermiona zatopiła się jeszcze głębiej w wodach własnego umysłu.

Wspinała się po kamiennych schodach prowadzących do zamku na szczycie wzniesienia. Wysoki chłopak o jasnych włosach chwycił ją za łokieć.

Mruknął do kobiety po swojej lewej, a ta odmruczała coś w odpowiedzi. To była jego matka.

Pokonali schody i wkroczyli na kręty bruk. Bolały ją mięśnie.

Rozbłysły światła, a kiedy wyszli zza rogu, dotarł do nich śmiech grupy mężczyzn.

Dziedziniec wyglądał znajomo.

Wieża zegarowa górowała nad nimi – dochodziła dziesiąta w nocy. Na północ od nich dostrzegła amfiteatr z widokiem na małą arenę. Pośrodku znajdowała się fontanna. Magia to potęga.

Jakaś para zbliżyła się do nich, a blondyn wystąpił naprzód, całując ich w policzki. Kobieta wpatrywała się w nią, gdy jasnowłosy chłopak uścisnął dłoń jej mężowi, mocno trzymając swojego partnera za drugi łokieć.

Jasnowłosy chłopak wyprowadził ją z dziedzińca, po czym objął palcami jej podbródek. 

— Granger.

Mrugając, wróciła do swojego ciała. Ujrzała Dracona Malfoya przyciskającego ją do ściany budynku. Wpatrzonego w nią.

— Rozluźnij się — szepnął. — Już prawie jesteśmy w środku.

Skinęła głową, a on odsunął się, ciągnąc ją w stronę wejścia do Wielkiej Sali.

Przywitał ich wyuczony uśmiech Charlotte.

— Panie Malfoy. Panno Granger. Witamy z powrotem w Edynburgu. — I zanim Hermiona zdążyła przeszukać jej spojrzenie, wypatrując choćby iskierki rozpoznania, Charlotte podała im kieliszki z szampanem i odsunęła zasłonę.

Hermiona przełknęła szok, kiedy weszli do Wielkiej Sali. Pomieszczenie zostało powiększone do dwukrotnie większych rozmiarów, a goście nadal stali praktycznie ramię w ramię. Ściany zostały odmalowane, żyrandole na nowo powieszone, a wszystkie miecze i broń usunięte ze ścian.

Draco chwycił ją za ramię i poprowadził przez tłum. Zauważyła Ministrę Cirillo, Ministra Grubova i Ministra Santosa, rozmawiających ze sobą pokornie w odległym kącie i zerkających na innych gości.

Dostrzegła Teo na środku sali, rozmawiającego z Yaxleyem, Traversem i jego żoną. Oliver stał za nim z rękami skrzyżowanymi za plecami.

Draco uścisnął im dłonie i objął ją ramieniem w talii, przyciągając do siebie. Hermiona spojrzała przez ułamek sekundy w oczy Olivera, zanim ten ponownie spuścił wzrok i wlepił go w podłogę.

— Przypuszczam, że Molnár oczekuje, że Czarny Pan po prostu na to pozwoli? — powiedział Travers, kontynuując rozmowę. — Ostatnia noc to jedno, ale dwie noce z rzędu… — Potrząsnął głową i zakręcił whisky w swojej szklance.

Yaxley zerknął przez ramię. 

— Sądzę, że Czarny Pan wysłał kogoś, by… ocenił sytuację.

— Wątpię, by było inaczej — powiedział Travers, popijając drinka.

Oddech Hermiony stał się płytki. Mówili o węgierskim Ministrze Magii. I Bellatriks.

— Zauważyłem, że dziś wieczorem nie ma tu Ministra Romano. — Teo odwrócił głowę, by przeszukać wzrokiem tłum. — Dziwne, prawda?

Hermiona zerknęła na Draco i zauważyła, że ​​jego spojrzenie zwęziło się, gdy patrzył na Yaxleya. Odwróciła się w samą porę, by dostrzec, jak Yaxley wymienia szybkie spojrzenia z Traversem.

— Widzę, że Berge również jest nieobecny — powiedział Yaxley.

— Tak. — Teo pociągnął za swój kołnierzyk. — Wiem tylko, że coś go zatrzymało.

— Ciekawe. — Ton Traversa brzmiał, jakby chodziło o coś kompletnie innego. — Przypuszczam, że chciałby być tutaj podczas ponownego otwarcia zamku.

— W rzeczy samej. Nie jestem jednak pewien, co go zajęło. — Teo upił głęboki łyk ze swojej szklanki i wzdrygnął się, gdy ognisty trunek wypełnił jego gardło.

Hermiona spojrzała na Olivera, stukając palcami we fiolki ukryte w szwie swojej sukienki. Musiała mu jedną z nich dostarczyć. Ale dzisiaj miał on jednak o wiele niższy priorytet niż Ginny. Albo Ron.

Po śmierci Notta Seniora w Dworze Nottów mieszkali tylko Teo i Oliver. Mogłaby z samego rana wysłać tam Stworka, by ten wezwał Olivera pod bramę.

— Panie Nott.

Teo odwrócił się przez ramię. Charlotte stała za nim z tacą pełną kieliszków z szampanem. 

— Charlotte.

— Czy jesteś gotowy na toast? — zapytała. Teo wpatrywał się w nią tępo. Nachyliła się ku niemu, zniżając ton. — Mistrz Berge planował powiedzieć kilka słów o ponownym otwarciu zamku. Zakładam, że zrobisz to zamiast niego, biorąc pod uwagę jego nieobecność?

— Eee, tak. Oczywiście.

Teo nie zdołał ukryć grymasu, gdy ruszył w kierunku małej platformy w kącie, a Oliver podążył kilka kroków za nim. Wzrok Hermiony powędrował do Charlotte uśmiechającej się do każdego gościa, gdy rozdawała im szampana.

W całej sali rozbrzmiał dźwięk różdżek uderzających o kieliszki, a tłum ucichł. Hermiona przesunęła się, stając lekko za Draco, gdy Teo zaczął mówić. Próbowała szybko przeskanować wzrokiem całe pomieszczenie, jednak sala była zbyt gęsto wypełniona ludźmi, których nigdy wcześniej nie widziała nawet na oczy.

Ujrzała Narcyzę stojącą z Selwynami. Amycus i Alecto Carrow byli tuż obok. Po lewej stała para młodych czarownic szepczących coś do siebie. Ich matka odwróciła się, by na nie spojrzeć, a kiedy stanęła między nimi, krew wręcz zamarzła Hermionie w żyłach.

Dostrzegła przebłysk czerwieni w odległym kącie sali. Nie był to ognistoczerwony odcień włosów jak u Ginny, ale lekko opalony pomarańcz.

Książka pachnąca świeżą trawą i miętą zadrżała gwałtownie w jej umyśle.

Hermiona poruszyła się, starając się lepiej przyjrzeć, ale potem zadrżała, dostrzegając, że ​​Dolores Umbridge patrzy na nią, mrużąc groźnie oczy. Dziewczyna natychmiast spuściła wzrok.

Ron, wyszeptało jej serce. Ale wiedziała, że ​​nie zdąży dotrzeć do niego na czas.

Po toaście mężczyźni mieli rozejść się do prywatnych pokoi. Ich żony i córki miały ruszyć ku kominkom wraz z męskimi niewolnikami, którzy nie zostali wybrani do zabaw w Salonie.

Ron stał przy kominku.

W głębi umysłu zawsze wiedziała, że to mało prawdopodobne. Istniało za dużo niewiadomych – zbyt małe szanse. Jednak wciąż czuła kwas w żołądku, który groził podejściem jej do gardła, gdy Teo uniósł w górę swój kieliszek i powiedział:

— Za moc Czarnego Pana.

— Niech panuje na wieki!

Razem ze wszystkimi zebranymi przełknęła szampana. Poczuła, jak bąbelki – szorstkie i gryzące – spływają w dół jej gardła.

Jej kończyny wydawały się ciężkie, gdy Draco poprowadził ją z powrotem do kręgu Śmierciożerców w którym stali już Yaxley i Travers. Tłum powrócił do uprzedniej paplaniny, a Hermiona próbowała się nie wzdrygnąć, gdy usłyszała w kominkach wybuchy ognia zabierające ludzi do domów.

Zanim skończyła opróżniać swój kieliszek, kominek obok zdążył zapłonąć kolejne cztery razy. Nie była w stanie ponownie wypatrywać w tłumie Rona, wiedząc, że już od dawna go tam nie ma.

Uniosła usta w uśmiechu, zamykając ciężki tom w swoim umyśle. Unosząc się na palcach, ukryła go gdzieś na najwyższej półce.

Ginny. Dziś wieczorem dostanie się do Ginny. A rano do Olivera.

Draco przeprosił nagle swoich rozmówców. Ujął ją za łokieć, prowadząc i mijając innych gości. Kiedy ją puścił, Hermiona zamrugała i zauważyła, że znaleźli się twarzą w twarz z Blaise’em i „Giulianą”. Znowu zamrugała.

Blaise rzucił jakimś lekkim komentarzem – chyba się drocząc. Hermiona usłyszała klaśnięcie dłoni w ramię i przeciągniętą odpowiedź. Ale jej umysł już był gdzie indziej, kiedy stała z opuszczoną głową i lekko przymkniętymi oczami.

Ledwo wyłapała kilka słów z rozmowy, kiedy wreszcie to dostrzegła – błysk ognistoczerwonych włosów. Opadały pasmami w dół smukłych ramion i szczupłego ciała, aż po obcisły materiał naciągnięty na jego krzywizny.

Mężczyzna nachylił się ku Ginny, szepcząc coś, gdy przesunął dłonią po jej plecach. Avery. Prowadził ją w kierunku Salonu.

Hermiona zachwiała się na nogach. Pozwoliła sobie musnąć ramię Dracona, a on przerwał w połowie zdania. Minęły trzy sekundy, zanim spojrzał we właściwym kierunku.

— Pójdziemy zobaczyć, co nowego pojawiło się w Salonie? — zapytał.

Blaise zanucił na zgodę, a potem cała czwórka skierowała się ku podwójnym drzwiom.

Tłum się przerzedzał. Hermiona rozejrzała się po otaczających ją gościach w poszukiwaniu znajomego błysku rudych włosów. Byli już prawie przy wyjściu, kiedy wpadli na Narcyzę. Hermiona musiała zwalczyć chęć wyciągnięcia wysoko szyi i spojrzenia w głąb korytarza, podczas gdy Narcyza cmoknęła syna w policzek, rzucając krótką wymówkę, że wyjdzie wcześniej.

Zabawa w Salonie trwała już w najlepsze. Wyglądało na to, że liczba Dziewczyn Carrowów się podwoiła. Między gośćmi krążyły służące, niektóre z dziewcząt siedziały mężczyznom na kolanach, popijając szampana, a inne tańczyły na platformach. Draco skierował się ku kanapom, na których zwykle siedzieli, jednak te były już zajęte przez dziwnych mężczyzn w mundurach, których Hermiona nigdy wcześniej tam nie widziała.

Cała czwórka przeszła przez słabo oświetlone pomieszczenie w poszukiwaniu wolnych miejsc. Minęli Teo, który wyglądał na iście utrapionego, gdy Cassandra przesuwała palcami po jego ramionach. Olivera nie było nigdzie w pobliżu. Hermiona zauważyła Dołohowa z Piusem Thicknesse przy jednym z ustawionych w głębi stolików, a kiedy spojrzał on w ich stronę, szybko opuściła podbródek.

Szukała jakiegokolwiek śladu Ginny, ale było tam zbyt wielu ludzi – tłoczących się przy stołach do gry, obmacujących przypadkowe dziewczyny.

— Draco! Blaise!

Marcus Flint uśmiechnął się do nich z pobliskiego fotela, Penelopa siedziała mu na kolanach. Nie podniosła wzroku, zbyt skupiona na przeczesywaniu palcami jego włosów.

Flint szarpnął głową w lewo. 

— Te miejsca właśnie się zwolniły… — Resztę jego słów połknęła Penelopa, całując go łapczywie, gdy usiadła na nim okrakiem.

Draco wpatrywał się w nich. Hermiona obserwowała, jak żyła pulsuje na jego skroni, zanim pociągnął ją do przodu, w kierunku pary pustych foteli. Blaise i Pansy podążyli za nim.

Hermiona ledwo usadowiła się na kolanach Draco, kiedy zauważyła Avery’ego. Natychmiast zesztywniała.

Avery stał przy stole do ruletki, a Ginny trzymała się jego boku. Mężczyzna odwrócił się do niej, a Hermiona obserwowała, jak Ginny obniża swój kieliszek pełen szampana i dmucha w trzymane przez Avery’ego kości do gry.

Rzucił kośćmi, a mężczyźni wokoło niego zaczęli wiwatować. Ginny przez cały czas wpatrywała się w stół, jakby nie miała odwagi podnieść wzroku. Hermiona poczuła ścisk w żołądku, przypominając sobie, że był to pierwszy raz, kiedy Ginny wróciła do Salonu od czasu swojego publicznego „zdyscyplinowania”.

Fala jęków – Avery przegrał. Mężczyzna wzruszył krzywo ramionami i opróżnił resztkę swojego drinka, wsuwając dłoń w loki Ginny, a następnie wędrując palcami aż do jej pośladków. Trzasnął pustą szklanką o stół i wstał, prowadząc Ginny ku drzwiom do Burgundii.

Oko Hermiony drgnęło, ale zanim zdążyła odwrócić się do Draco, on już postawił ją na nogi i podniósł się z fotela.

— Blaise, mam do załatwienia kilka spraw. — Patrzył, jak drzwi zamykają się za Averym. — Wrócę za kilka minut. Miej na nią oko.

Blaise gapił się na niego, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Draco ruszył w kierunku drzwi do Burgundii. Hermiona poczuła na sobie wzrok Blaise’a i Pansy, którzy w tej samej chwili odwrócili się, by na nią spojrzeć. Już miała ponownie usiąść w fotelu, ale Blaise poklepał swój podłokietnik, dając jej tym samym znak, żeby do nich dołączyła.

Chwilę zajęło jej zorientowanie się, co miał na myśli. Wstała szybko, podchodząc do nich i siadając na podłokietniku. Krzyżując nogi, oparła się o ramię Blaise’a i pozwoliła swoim myślom dryfować.

Ginny dziś wieczorem, a Oliver rano. A co do Rona – będzie musiała mieć nadzieję, że jakoś się uda.

Usta Hermiony zadrżały na wspomnienie tego, co miało czekać ją rano. Jej umysł wyostrzył się w mgnieniu oka. Spojrzała na Blaise’a, który w rytm muzyki bębnił palcami o kieliszek.

Poruszając lekko nogami, nachyliła się do jego ucha. Chłopak uniósł głowę. 

— Rano Narcyza ucieka razem z Draconem. Ty i dziewczyny musicie zbiec przed świtem.

Odsunęła się i patrzyła, jak Blaise przełknął, zanim wyprostował się i posłał jej uwodzicielski uśmiech – jakby właśnie powiedziała mu coś zalotnego. Upił głęboki łyk swojego drinka i lekko skinął jej głową. Oczy Pansy zamigotały, błądząc między nimi.

Hermiona nadal przeszukiwała spojrzeniem pomieszczenie, a jej wzrok wędrował między drzwiami do Burgundii i nowymi gośćmi zasiadającymi przy stołach do gry.

— Panno Granger — odezwał się głos przy jej ramieniu.

Hermiona odwróciła się i zobaczyła młodą, piegowatą dziewczynę o blond włosach, która mrugała, patrząc na nią. Miała irlandzki akcent i nosiła na szyi srebrną obrożę. Blaise poruszył się na swoim miejscu.

— Pan Malfoy chciałby, żebym cię do niego zabrała.

Hermiona miała wrażenie, jakby całe powietrze w jednej sekundzie zostało wyssane z jej płuc. Ginny. Udało mu się przekonać Avery’ego.

Hermiona podniosła się z podłokietnika, ale Blaise w ułamku sekundy stał obok niej, chwytając ją za ramię.

— Dlaczego nie przyszedł po nią sam?

Dziewczyna zmarszczyła brwi. 

— Nie wiem, sir. Wiem tylko, że panicz Malfoy kazał mi ją przyprowadzić.

Hermiona odwróciła się do Blaise’a, próbując go uspokoić, ale jego wzrok był w pełni skupiony na obcej im dziewczynie.

— Czy jest jakiś problem, sir? — Dziewczyna niepewnie przeniosła ciężar ciała z nogi na nogę.

Blaise powoli pokręcił głową. Puścił ramię Hermiony.

Zerkając po raz ostatni przez ramię, Hermiona podążyła za dziewczyną przez Salon. Blondynka poprowadziła Hermionę obok stołów do gry, a potem przez podwójne drzwi, za którymi kryła się Burgundia. Klatka piersiowa Hermiony z każdym krokiem stawała się coraz bardziej zaciśnięta.

Dziewczyna poprowadziła ją obok drzwi, a następnie korytarzami, które Hermiona widziała wcześniej tylko raz – gdy ostatnim razem uciekała z zamku podczas ataku. Wspięły się po krętych schodach i zatrzymały się przy drzwiach ze skomplikowanym, kwiatowym zdobieniem. Dziewczyna pchnęła je i przepuściła Hermionę w progu.

To była słabo oświetlona sypialnia. Pod kamiennym sufitem rozciągał się wielki baldachim. Przed starym biurkiem stało drewniane krzesło i dwa fotele zwrócone w stronę kominka. Dziewczyna weszła za Hermioną i stanęła obok biurka.

Hermiona przeszła między fotelami. Pokój był pusty. Zwróciła się do dziewczyny, by zapytać…

I ujrzała łzy spływające po jej piegowatych policzkach. 

— Przepraszam — wyszeptała dziewczyna. — Tak bardzo przepraszam.

Zimne powietrze przeszyło płuca Hermiony. 

— Za co?

Deski podłogi zaskrzypiały w małym korytarzyku, a Hermiona odwróciła się, by ujrzeć w drzwiach Antonina Dołohowa.

Krew szumiąca jej w żyłach w sekundę zamieniła się w potoki pełne lodu.

— Dziękuję, Caro — powiedział.

Cara pociągnęła nosem, po czym szybkim krokiem przemknęła obok niego i wyszła z pokoju. Dołohow zamknął za nią drzwi i rzucił serię zaklęć zamykających, pieczętując je na dobre.

Hermiona stała nieruchomo, gdy się odwrócił. Krew pulsowała jej dziko w żyłach. Każde zakończenie nerwowe wręcz krzyczało do niej, by uciekała.

Dołohow zrobił krok do przodu, jego oczy połykały ją niczym dwa czarne tunele.

— Znowu odziali cię w złoto, szlamo. — Jego głos prześlizgiwał się po jej skórze, ostry jak żwir. — Ostatnim razem, gdy widziałem cię w złocie, byłaś moją własnością.

Zalał ją gorący przypływ adrenaliny, zwężając pole widzenia i przyspieszając rytm serca. Po drugiej stronie łóżka było okno. Był tam też kominek, więc gdyby udało jej się wziąć antidotum ukryte w szwie i znaleźć proszek Fiuu, zanim on ją powstrzyma…

Dołohow zrobił ku niej kolejny krok. Przechylił głowę niczym wilk.

Serce łomotało jej za żebrami, gdy próbowała trzeźwo myśleć.

Jeśli zdoła uciec przez kominek bez pomocy swojego właściciela, Dołohow powie o tym innym. Draco zostanie schwytany, przesłuchany i zabity jeszcze przed świtem.

Musiała zatrzymać Dołohowa. Przynajmniej dopóki nie przybędzie po nią Draco.

Uniosła brodę. 

— Nie jestem pewna, o co chodzi, ale jeśli chcesz negocjować Cesję, musisz załatwić to przez mojego pana.

Jego usta rozciągnął uśmieszek, a czarne oczy błyszczały. 

— Oboje wiemy, że nigdy się nie zgodzi.

— Cóż, oto twoja odpowiedź, zatem…

— A jak myślisz, dlaczego tak jest, szlamo? — Znów podszedł o krok do przodu. — Jesteś tylko mugolką. Ciasną cipką na koniec długiego dnia.

Hermiona czuła, że jej kolana w każdej chwili mogą się poddać, jednak całą siłą woli próbowała utrzymać się prosto.

— Wszyscy inni mężczyźni dzielą się swoimi Partiami. Ale nie szczeniak Malfoyów.

Wbił w nią swoje szkliste oczy, prychając. Musiała zmusić go do mówienia. Spowolnić jego działania.

— Ty i Malfoyowie nie jesteście w najlepszych stosunkach. Może, jeśli ładnie poprosisz…

Odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się. Jakby była niezwykle zabawna.

— Myślisz, że możesz dostać od Malfoyów co dusza zapragnie, jeśli tylko ładnie o to poprosisz? — Otarł oczy, wciąż się śmiejąc. — Nie, nie, oboje jesteśmy dla nich tacy sami, ty i ja – jesteśmy niczym więcej niż brudem pod ich butami, chyba że mamy krew lub własność.

Uśmiechnął się do niej, ukazując swoje krzywe zęby.

— Wiesz, że siedziałem w pierwszym rzędzie, żeby móc cię wczoraj oglądać? Jedzącą jakbyś była czystej krwi, ubraną jakbyś była czystej krwi.

Zrobił kolejny krok i kolejny. Stał teraz zaledwie o krok od niej.

— Ale oboje wiemy, że pod tym wszystkim jesteś tylko brudną dziwką. Czyż nie?

Zimny ​​wiatr w uszach. Dreszcz na skórze.

— Nie mogę wejść do żadnego pokoju bez komentarza Lucjusza Malfoya wypominającego mi to, że jestem półkrwi. A jednak oto jesteś, szlama lśniąca niczym czystokrwista suka.

Oddech Hermiony przyspieszył panicznie.

— Nie tylko ja to widzę. Bella zwykła żartować, że musisz mieć cipkę ze złota. — Jego spojrzenie przesunęło się po ciele Hermiony, wędrując po jej klatce piersiowej, udach. — Zaprzeczyłem. Powiedziałem jej, że pamiętam, jak ciepła była ta cipka przy mojej dłoni.

Musnął palcami jej biodro. Hermiona odskoczyła do tyłu, ale on szybko wystrzelił swoją drugą rękę, by złapać ją za włosy. Krzyknęła, gdy zacisnął dłoń w pięść, szarpiąc za szyję Hermiony do tyłu. Uśmiechnął się do niej, sunąc różdżką po jej skórze i poniżej dekoltu. Sapnęła, drapiąc i odpychając dłońmi jego klatkę piersiową, ale był za ciężki.

Jej żyły pulsowały od magii, rozgrzanej i szalejącej. Starała się ją stłumić, czekając na odpowiedni moment…

— O tym właśnie mówię. — Jego oddech cuchnął Ognistą Whisky. — Nie jesteś oziębłą suką czystej krwi, prawda Granger? Jesteś tą samą mugolską dziwką, jaką zawsze byłaś. — Nachylił się do jej ucha. — Zobaczmy, jak bardzo jesteś ciepła.

Przesunął dłonią po jej udzie, marszcząc materiał sukienki.

Rzuciła się, a magia iskrzyła w niej, gotowa do jej uwolnienia, kiedy drzwi pokoju rozsadziła eksplozja.

W Hermionę uderzył podmuch pełen odłamków drewna i dymu. Okrzyk wyrwał się jej z gardła, ale Dołohow wciąż mocno trzymał dłonią jej czaszkę. Kiedy jej wzrok się wyostrzył, w miejscu, w którym kiedyś znajdowały się drzwi, pojawiła się dziura, przez którą wbiegł do środka Draco.

— Expelliar…!

— Avada Kedavra!

Zielone światło wystrzeliło z różdżki Dołohowa, a Hermiona krzyknęła, gdy Draco odskoczył z drogi zaklęciu. Dołohow przytrzymał ją przed sobą niczym tarczę, gdy wycelował różdżkę w Draco.

— W co ty się bawisz, Antonin? — Głos Dracona drżał z wściekłości, gdy spojrzał w oczy Dołohowowi. — Ona jest moją własnością. Nie masz do niej żadnych roszczeń.

Hermiona wpatrywała się w niego, dysząc, gdy Dołohow mocniej ścisnął jej żebra. Zawirowało jej w głowie.

— Nie rozumiesz, prawda Malfoy? — Głos Dołohowa zadudnił przy jej plecach. — Myślisz, że będę żył wystarczająco długo, by nacieszyć się końcem tej umowy? Myślisz, że komukolwiek z nas się to uda?

— To nie mój problem. — Ton Dracona był zimny jak lód. — Złożyłem ci ofertę, a ty zaakceptowałeś moje warunki.

— Twoje warunki? — Jeszcze mocniej zacisnął ramię wokół żeber Hermiony, wypychając powietrze z jej płuc. — A może raczej twojego ojca?

Draco milczał, wpatrując się w nią i zaciskając szczękę.

Dołohow parsknął cicho. 

— Nie ma tu twojego tatusia, który mógłby cię chronić, szczeniaku. A przy odrobinie szczęścia, jeszcze dzisiaj dostanie klątwą w plecy.

— To ja miałem prawo, by ci to dać. Moje dziedzictwo. To ja ci je dałem, nie mój ojciec…

— A co dobrego przyjdzie mi z posiadania Dworu Malfoyów, kiedy zrównają go z ziemią?

Hermiona zamarła. Dzwoniło jej w uszach.

Draco zbladł.

— Nie możesz… nie wolno ci o tym mówić…

— Wiedziałem, że to gówno warte — wydusił bez tchu. Prawie zdziwiony. — Wiedziałem, że zrobił coś z tą Wieczystą Przysięgą. Poczekaj, aż powiem innym, że Draco Malfoy oddał całe swoje rodowe dziedzictwo w zamian za bezwartościową, mugolską dziwkę.

Słowa uderzyły w nią jak załamujące się fale.

Draco oddał za nią Dwór.

Dołohow znów zaczął się śmiać, jakby nigdy nie słyszał śmieszniejszego żartu.

Różdżka Dracona zadrżała. Chłopak spojrzał na Hermionę przerażony.

W brzuchu Hermiony kumulowała się mroczna wściekłość. Jej magia skwierczała, rozgrzewając wnętrzności. Ogień pełzał po jej skórze, gdy myślała o podłogach z czarnych płytek i krzykach Luny i Parvati…

Magia spłynęła wzdłuż kręgosłupa i wyzwoliła się na zewnątrz, odrzucając Dołohowa od jej ciała.

Odskoczyła w bok, gdy Draco wystrzeliwał klątwy, które eksplodowały na kamiennej ścianie.

— Twoja suka ma magię? — Dołohow celował różdżką w Draco, gdy Hermiona rzuciła się na druga stronę łóżka. — Już jesteś trupem, Malfoy. Ty i twój ojciec.

Ruszył naprzód. Hermiona mogła tylko patrzeć z przerażeniem, jak Draco odpierał każdą klątwę, a kolejne nadlatywały jeszcze szybciej niż poprzednie. Ściany pokoju zagrzechotały, gdy próbowała skumulować swoją magię, by mu pomóc.

Dołohow przeszył ją nagle spojrzeniem i machnął różdżką, a czerwone światło uderzyło ją w pierś…

Skórę Hermiony rozpalił ogień. Jej kości pękały, a gardło zalewała lawa, gdy krzyczała.

Klątwa zniknęła, a ona leżała na podłodze, dysząc, gdy jej mięśnie wciąż drżały w spazmach, a ból falami przeszywał kości.

Krzyki wypełniły jej uszy. Podciągnęła się na kolana i zaczęła czołgać po podłodze.

Dołohow stał nad Draco, odwrócony do niej plecami. Draco krzyczał, wijąc się na ziemi w agonii.

Serce niemal zatrzymało się w jej piersi. Zmusiła się do wstania na drżących nogach, gotowa rzucić się na niego. Gotowa zrobić cokolwiek, by Draco przestał krzyczeć.

Zrobiła chwiejny krok do przodu, gdy jej umysł zawirował, błagając ją, by coś wymyśliła – i wtedy jej wzrok padł na głogową różdżkę Dracona leżącą zaledwie kilka kroków dalej.

Kolana prawie ugięły się pod nią, gdy rzuciła się do przodu, porywając różdżkę z podłogi i podciągając się do pionu. Krzyki Dracona przeszyły ją niczym najostrzejszy nóż, gdy uniosła przed siebie jego różdżkę.

— Avada Kedavra.

Trzask. Chłód przeszył jej ciało, a potem zapadła cisza.

Ciało Dołohowa opadło bezwładnie na podłogę niczym worek z piaskiem.

Draco dyszał, łapiąc oddech. Chciała kazać swoim nogom do niego podbiec. Ale czuła, jakby kawałek jej duszy gdzieś umykał i lewitował w dal.

Wpatrywała się w koniec różdżki, zastanawiając się, gdzie odpłynął.

Draco zerwał się na równe nogi, pocąc się i drżąc. Patrzył na nią z ogniem w oczach.

Nagle dźwięki otoczenia znów do niej wróciły, odbijając się echem w uszach. Draco spojrzał w stronę drzwi i zdała sobie sprawę, że hałas dochodził z zewnątrz, jakby ktoś wbiegał właśnie po schodach.

Draco zatoczył się, podchodząc do niej, wyrywając różdżkę z jej palców i celując nią w Dołohowa w chwili, gdy Rabastan i Rookwood wpadli do środka przez rozsadzone drzwi.

Znowu zapadła cisza.

Rookwood wystąpił naprzód. 

— Co się tutaj stało?

— Znalazłem go, jak atakował moją Partię. Skonfrontowałem się z nim, a on mnie zaatakował. Sprawdźcie jego różdżkę.

— Kurwa. — Rabastan wyrwał różdżkę Dołohowa z jego martwego uścisku i wykonał Prior Incantato. Zaklęcia wystrzeliwały z czubka jedno po drugim. Cruciatusy, klątwy torturujące i zabijające.

Rookwood wpatrywał się w zwłoki Dołohowa. Wyraz jego twarzy był napięty. 

— Czarnemu Panu się to nie spodoba, Draco.

Draco odchrząknął. 

— Czy nie powinienem się bronić, gdy moje życie i moja własność są zagrożone?

— Mimo wszystko. Musisz mu to wyjaśnić. Dlaczego do tego doszło — powiedział Rookwood, a Rabastan ponownie zaklął. — Dziś jest w podróży i nie jestem pewien, kiedy wróci. Ale kiedy to zrobi, będę musiał go o wszystkim poinformować.

Draco skinął głową. 

— Muszę odprowadzić moją Partię do domu.

Rabastan oderwał wzrok od trupa Dołohowa. 

— Wracaj do domu, Draco. Zajmiemy się ciałem.

— Przyjdę rano — powiedział Rookwood.

Draco ponownie skinął głową.

Oczy Rookwooda podążały za nimi przez pokój, gdy Draco ciągnął Hermionę w stronę kominka. Przywołał proszek Fiuu i wywołał nazwę Dworu Malfoyów.

Wyszła z płomieni prosto do sypialni Dracona.

Draco chwycił ją za ramiona. 

— Wszystko w porządku? Czy on cię skrzywdził?

W jej piersi wciąż hulał pusty wiatr, gdy patrzyła w jego oczy, szare i ciepłe.

Potrząsnęła głową. 

— Wszystko ze mną w porządku.

Nie było w porządku.

Łzy zamazały jej wzrok, gdy Draco przesunął dłońmi po jej ciele, rzucając Tergeo i czary leczące siniaki. Ale ból nie tkwił w jej skórze czy mięśniach.

Płakała, a szloch ściskał jej pierś. Zawiodła Ginny. I niebawem zabiorą jej też Draco.

Mogła już nigdy więcej go nie zobaczyć.

Zegar na kominku wskazywał dziesięć minut po północy. Zostało im mniej niż pięć godzin.

Pogładził ją po włosach, kciukami ocierając łzy. Próbowała chłonąć całą sobą jego zapach. Delektować się nim.

Chwyciła go za ramiona, gdy jej oddech znów się wyrównał, a oczy przestały zalewać łzy.

— Granger. — Oparł dłonie na jej ramionach. — Czarny Pan będzie wściekły za Dołohowa. Kiedy mnie zapyta, może…

Usłyszała, jak jego gardło się zaciska.

— Rano skontaktuję się z ojcem. Najbezpieczniej będzie, jeśli udasz się z moją matką na Grimmauld Place. Jeśli Czarny Pan pozna prawdę…

Ostry szloch wyrwał z jej ust, a tama znowu pękła.

Objął ją ramionami, szepcząc przeprosiny w jej włosy.

Każdy dziki scenariusz, który mógł przyjść jej na myśl, zniknął. On i Narcyza musieli odejść o brzasku, zanim Czarny Pan zdoła go do siebie wezwać. Nie było już innej nadziei, innej opcji.

Musiał odejść.

To była ich ostatnia wspólna noc, a kolejne minuty przemykały niczym piasek przez palce. Mogła spędzić całe życie, zadając mu pytania. Opowiadając mu wszystkie sekrety, które trzymała w ukryciu, tak jak notatki w szkatułce na biżuterię.

Oderwała twarz od jego szat.

Nie spojrzał jej w oczy, wciąż sprawdzając jej szczękę w poszukiwaniu siniaków. Jego palce były delikatne na jej policzkach, kiedy ocierały z nich łzy.

— Oddałeś za mnie Dwór.

Powoli skinął głową. 

— Po śmierci mojego ojca – zakładając, że Dołohow nie będzie miał z nią nic wspólnego – Dwór będzie jego, podobnie jak całe moje dziedzictwo.

— Dlaczego?

Zamilkł i znieruchomiał. Wstrzymał oddech.

— Draco.

Przełknął ślinę, a kiedy spojrzał na nią, jego oczy były czyste.

— W szkole darzyłem cię uczuciami. — Słowa wypłynęły z niego nagłą falą. Hermiona poczuła trzepotanie w piersi. Jakby coś z jej wnętrza próbowało go dosięgnąć. — To… przepraszam, że dowiedziałaś się o tym w ten sposób.

Oderwał od niej wzrok, jakby patrzenie na nią było dla niego zbyt bolesne.

— Draco…

— Ale to nie miało… z tego nie powinno nic wyjść. Potter miał wygrać. A ty miałaś być z Weasleyem. — Draco zamknął oczy. Były mokre, kiedy je otworzył. — Ale Potter nie wygrał. A ty… nie byłaś…

W jej żyłach płynęła melodia, tańcząca w rytm bicia jej serca. Zakręciło jej się w głowie. Kawałek jej duszy, który wydawał się pęknąć, nie miał już najmniejszego znaczenia.

— Próbowałeś kupić mnie na Aukcji… bo darzysz mnie…

— Bo cię kocham. — Spojrzał na nią, a jego tęczówki wypełniało ciepło.

Słowa odbijały się echem w jej uszach.

Jej zdjęcia w jego szufladzie.

Rzeczy, na które się zgodził tylko dlatego, że go o nie poprosiła.

Sposób, w jaki nikt inny nie mógł jej dotknąć.

Nieopublikowany tom powieści wsunięty na tacę ze śniadaniem.

Hermiona pocałowała go, wlewając w niego swoją duszę, gdy przycisnął swoje usta do jej własnych. Westchnęła, owijając ramiona wokół jego barków.

Przesunął dłońmi po jej żebrach i wzdłuż kręgosłupa. Odsunęła się, przyciskając swoje czoło do jego.

— Draco, ja też. Ko…

Pocałował ją, wsuwając język do jej ust. Jęknęła, zanim się odsunęła.

— Ja…

— Ciii. Nie… — Potrząsnął głową, wpatrując się w jej usta. Hermiona zmarszczyła brwi, obserwując, jak jego oczy drżą. — Zapytałaś mnie dlaczego. Ten jeden raz po prostu musiałem powiedzieć to na głos. Nie odpowiadaj.

Otworzyła usta, chąc się spierać, ale pochylił się, by ją pocałować i osłabił jej determinację, gdy przesunął dłonią w górę jej kręgosłupa. Unosząc się na palcach, Hermiona przylgnęła do niego, a on wplątał rękę w jej loki.

Skoro nie pozwalał jej tego powiedzieć, chciała mu to pokazać. Mogła mu powiedzieć tuż przed świtem.

Odsunął się, ale ona go nie puściła.

— Nie chcę iść spać.

— Dobrze. — Podniósł ją, a ona owinęła nogi wokół jego talii. Ich języki splątały się ze sobą, gdy dotarli do łóżka.

Rzucił ją na materac, po czym zaczął ściągać z siebie szaty i rozsznurowywać buty. Hermiona zsunęła z nóg szpilki i odrzuciła na bok sukienkę, posyłając swoją złotą obrożę na drugi koniec pokoju.

Patrzył na nią gorącym wzrokiem, gdy zdjęła stanik i majtki, a potem uklękła, by pomóc mu z jego koszulą. Przeciągając palcami przez jego włosy, przyciągnęła do siebie jego głowę i pocałowała go, gdy zdejmował spodnie. Przycisnęła swoją pierś do jego, a on jęknął, zapominając o guzikach, gdy zacisnął ręce na jej biodrach.

Wypełnił dłonie jej pośladkami, a ona uśmiechnęła się, gdy przeklął w jej ramię.

Przycisnął usta do jej skroni. 

— Nie możesz sobie nawet wyobrazić rzeczy, które chciałem ci zrobić, Granger.

Jej wnętrzności wydawały się rozpływać. Sapnęła, kiedy przeciągnął zębami po jej uchu. Było jej coraz cieplej, gdy jej ciało pulsowało dla niego. Pieścił dłońmi jej pośladki, powoli zbliżając się do jej rdzenia.

— Powiedz mi — szepnęła. — Pokaż mi, proszę.

Znieruchomiał, a potem z jego ust wydobył się jęk. 

— Granger…

— Proszę, Draco.

Przejechała paznokciami po jego nagiej piersi, co okazało się niczym pstryknięcie przełącznika. Chwycił ją za talię i przewrócił na ręce i kolana. Wcisnął dłoń między jej łopatki, wpychając ją w materac.

Dotknął dłonią jej kobiecości, ściskając i przesuwając palcami po całej jej długości. Hermiona wypięła biodra i wygięła kręgosłup, a on jęknął.

— Marzyłeś o tym w szkole? — wydyszała.

W odpowiedzi wsunął język między jej fałdy. Zadrżała, ale potem Draco rozłożył dłoń u podstawy jej kręgosłupa, pocierając kciukiem równomierne kółka, gdy przesunął język ku jej łechtaczce.

Zacisnęła palce na prześcieradle, gdy szeroko przejechał po niej językiem. Pomyślała o tym, jak ułożył ją na stole w laboratorium eliksirów.

Nie wolałbym nic innego, niż to, Granger.

Przyjemne ciepło rozeszło się po jej mięśniach. Jęknęła, gdy wciągnął jej łechtaczkę do ust, pomrukując, gdy ją ssał. Potem oderwał od niej wargi i zanurzył w niej swoje palce. Wbiła twarz w materac, a jej uda zadrżały, wijąc się, gdy ją rozpalał.

— Dobrze?

— Tak — wydyszała. — Tak, ale chcę ciebie.

Wycisnął pocałunek na jej pośladku, pozwalając sobie zębami muskać jej skórę, zanim zrobił to samo z drugim. Modliła się, żeby zostawił po sobie ślady.

Nim się odsunął, rozciągnął palcami jej kobiecość. Hermiona znowu podciągnęła się lekko na rękach i spojrzała za siebie. 

— Więcej.

Spojrzał na nią rozgrzanym wzrokiem, gdy skinął głową, odrywając od niej dłonie, by dokończyć ściągać spodnie. Hermiona odwróciła się na plecy i sięgnęła po niego, gdy wszedł na łóżko. Pocałował ją w udo, sunąc miękko ustami po jej rdzeniu, zanim przesunął nimi do ​​jej biodra. Wiła się pod nim, gdy muskał wargami jej brzuch, zmierzając ku jej piersiom.

Sięgnęła palcami do jego włosów, podciągając go do góry, ale stawiał opór – dmuchał gorącym powietrzem na jej piersi, aż zajęczała.

Musnął językiem jej sutek, a ona odrzuciła głowę do tyłu. Zamknął usta na jej piersi, a ona owinęła nogi wokół jego talii. Jego penis był sztywny między nimi, ocierając się o jej brzuch, gdy Draco pieścił jej sutki ustami i opuszkami palców.

— Powiedz mi — błagała. — Powiedz mi o wszystkim, czego chciałeś.

— Chciałem tego. — Uszczypnął lekko jej pierś, zaciskając usta na jej drugim sutku, wysyłając fale elektryczności aż do jej rdzenia.

— O Boże. — Wbiła paznokcie w jego ramiona. — O Boże, Draco.

Pocałował ją w brzuch, a ona rozchyliła dla niego uda, kiedy dotarł do jej kobiecości. Kiedy odnalazł ustami jej łechtaczkę, Hermiona jęknęła w sufit.

Przycisnął jej kolana do materaca, liżąc i ssąc jej kobiecość, popychając ją coraz bliżej spełnienia, aż znalazła się na szczycie wysokiej góry, błagając o upadek na drugą stronę. Zacisnęła dłonie w jego włosach, skandując jego imię i kołysząc biodrami przy jego ustach.

Wsunął w nią palce, a jej głos załamał się, kiedy w końcu zamknął usta na jej łechtaczce i zaczął ssać.

Białe plamy rozbłysły pod jej powiekami, kręgosłup wygiął się w łuk, a jej palce wbiły w pościel. Szarpnęła biodrami, drżąc, płacząc i upadając.

Kiedy wróciła umysłem do rzeczywistości, usłyszała swoje pełne nonsensów jęki, gdy Draco pieścił ją ustami, trzymając jej nogi szeroko rozwarte i zlizując z niej każdą kroplę.

Odciągając nogi, usiadła i przyciągnęła go do siebie, aż opadli razem na materac. Pocałowała go, smakując samą siebie na jego języku. Sięgnęła po jego penisa, przylegającego do jego brzucha i zaczęła go głaskać.

Jęknął w jej usta, a ona przygryzła lekko jego wargi.

— Kiedy to się dla ciebie zaczęło? Proszę, powiedz mi — szepnęła.

Zamknął oczy, rozchylając usta z rozkoszy, gdy go głaskała, wykręcając swój nadgarstek tak, jak lubił. 

— Czwarty rok.

Hermiona zatrzymała swoją dłoń, a on pocałował ją szybko prosto w usta, jakby próbował tym wymazać swoje słowa. Odsunął jej rękę, całując Hermionę w szyję, gdy ułożył się między jej udami.

Owinęła ramiona wokół jego barków i ścisnęła jego biodra kolanami. Przycisnął swoją męskość do jej wejścia, a ona odrzuciła głowę do tyłu, gdy wsunął się do środka. Dyszała głęboko, rozluźniając mięśnie, gdy dotarł aż do końca.

Otworzyła oczy, a on wpatrywał się w nią z rozszerzonymi źrenicami. Oblizała usta, a on zaczął się ruszać.

Pchnął w nią głęboko. Powieki Hermiona zatrzepotały, gdy jęknęła.

— Jak mnie pragnąłeś?

Musiała wiedzieć. Jej ciepły oddech muskał jego twarz.

Obniżył się, aż całkowicie ją zakrył, swoim ciężarem wciskając ją w materac, gdy zatapiał się jeszcze głębiej w jej wnętrzu. 

— Właśnie tak — wyszeptał.

Przycisnął swoje usta do jej, głęboko poruszając biodrami. Hermiona rozchyliła wargi, jeszcze mocniej oplatając go ramionami. Muskał delikatnie jej język swoim własnym, gdy znalazł swój rytm, nigdy w pełni się z niej nie wysuwając, uderzając w coś nisko i głęboko przy każdym kolejnym pchnięciu. Hermiona dyszała ciężko, a jej oczy samowolnie wędrowały w głąb czaszki.

Próbowała napotkać swoimi biodrami jego biodra, a on sięgnął, by podciągnąć jej kolano do swojej piersi. Niski, lamentujący dźwięk opuścił jej usta, gdy on ponownie wsunął się do środka, wypełniając ją tak głęboko, że czuła, że nigdy nie zdoła zapomnieć jego kształtu.

Gdy przesunął ustami po jej szyi, przypomniała sobie, że rano miał odejść. I przez chwilę chciała uciec wraz z nim. Zostać z nim na zawsze.

Kobiecość Hermiony zatrzepotała, a oczy wypełniły łzy. Draco przyspieszył, jęcząc w jej ramię, ściskając ręką jej kolano.

A jeśli już nigdy go nie zobaczy? A jeśli to był ich koniec?

— Hermiono…

Westchnęła. Pocałował ją w policzek, gdy jego biodra poruszały się przy niej w szaleńczym rytmie.

— Merlinie, Hermiono…

Jej serce ogarnął niedosyt. Jej kobiecość zacisnęła się na nim. Jej ciało krzyczało, błagając go o więcej. Więcej jego. Więcej czasu.

Wbijała paznokcie w jego plecy, a łzy wypłynęły spod jej powiek. Wpatrywała się w sufit, czując delikatne kosmyki jego włosów na swoim policzku, gdy wchodził w nią głęboko.

Ściany jej kobiecości drżały, ale to nie wystarczało. Znał jej ciało już tak dobrze. Sięgnął między nich dłonią i nieznacznie zmienił kąt pchnięć.

Plecy Hermiony wygięły się w łuk. Krzyknęła. On przycisnął swoje usta do jej własnych i przełknął wszystkie te dźwięki, pieszcząc palcami jej łechtaczkę.

— Kocham cię, Hermiono.

Dostrzegła gwiazdy pod swoimi powiekami, była tak blisko, tak blisko. Podwinęła palce u stóp, czując, że jest już niemal u szczytu.

— Nie przestawaj. Nie przestawaj, Draco. Ja też cię…

Ponownie przycisnął swoje usta do jej własnych, spijając wszelkie słowa. Gorączkowo pieścił palcami jej łechtaczkę, a jego penis tak rozkosznie ocierał się o to idealne miejsce, i jeszcze raz, i kolejny…

Jej ciało się rozpadło. Niczym eksplodujące słońce. Unosiła się, przywiązana do Dracona, gdy wbijał w nią biodra tak głęboko, jak tylko mógł, kochając się z nią. Jej wszechświat wypełniało światło milionów gwiazd. Opadła z powrotem na ziemię w samą porę, by usłyszeć jego jęki i poczuć, jak pulsuje i dochodzi w jej wnętrzu. Poruszył biodrami jeszcze dwa razy, a każdy jego mięsień napinał się targany przyjemnością.

Wplótł palce w jej włosy, ściskając loki i masując skórę jej głowy. Ciężar jego ciała spoczywał na jej piersi.

Jeszcze tylko kilka godzin.

Poczuła kłucie pod powiekami. Łzy ponownie wypełniły jej oczy, a kiedy Draco próbował ucałować każdy cal jej szyi i klatki piersiowej, modliła się, aby ani kropla nie spłynęła w dół jej policzków.

— Coś nie tak?

Odsunął się, a ona sięgnęła, by zakryć swoje oczy.

— Hermiono…

Zaszlochała, wtulając twarz w poduszki, by móc ją w nich ukryć. Miała tylko kilka godzin więcej, mogąc słuchać, jak nazywa ją Hermioną. Słuchać, jak mówi jej, że ją kocha.

— Przepraszam. Nie powinniśmy uprawiać seksu po tym wszystkim, co się wydarzyło…

Przyciągnęła go do siebie. 

— Nie! Nie. Chciałam tego. Chciałam ciebie. Proszę, nie zostawiaj mnie. Proszę…

A potem płakała, czkając. Draco ukrył twarz w zagłębieniu jej szyi, gdy wtuliła się w niego.

Nie była pewna, jak wiele minut upłynęło, zanim jej ramiona przestały drżeć. Kiedy jej oddech się uspokoił, Draco lekko odsunął się, wtulając w jej bok. Muskał knykciami jej policzki.

— Co się dzieje?

Otworzyła usta, żeby mu powiedzieć – objaśnić plan Narcyzy – ale opuścił je jedynie urywany oddech. Spojrzała na zegar na kominku.

Kilka minut po pierwszej.

Miała czas.

Mogła poczekać jeszcze kilka godzin.

— Po prostu mnie przytul.

Przyciągnął ją do siebie, obejmując ramionami. Hermiona ułożyła głowę na jego piersi, słuchając miarowego rytmu serca. Postanowiła policzyć każde z uderzeń. Będzie go pilnować i obudzi na godzinę przed ucieczką. Wtedy mu powie.

Gładził palcami jej włosy.

Wpatrywała się w zegar na kominku.

Jego serce pulsowało pod jej palcami.

Będzie mogła przespać cały jutrzejszy dzień. Ale teraz nie zaśnie.

Nie zaśnie.

***

Hermiona zerwała się, budząc gwałtownie. Przemknęła spojrzeniem po ciemnym pokoju, gdy jej serce przyspieszyło, szukając Dracona. Miejsce obok niej było puste.

Czy wszystko przegapiła? Czy już ich tu nie było?

Drzwi do łazienki otworzyły się, a jej oczy zalało ciepłe światło, zanim lampa przygasła. Draco zamknął za sobą drzwi. Jego tors wciąż był nagi. Założył bokserki.

— Przepraszam, że cię obudziłem — wyszeptał.

— Która godzina? — zapytała drżącym głosem.

— Wpół do czwartej. Wyszedłem tylko do toalety.

Jej serce zadudniło, obijając się o żebra. Zasnęła.

Rzuciła się ku Draco, gdy tylko znalazł się przy niej. Chwyciła go za ramiona.

— Co…

— Mamy trzydzieści minut, Draco. Proszę, posłuchaj mnie. — Jej płuca kurczyły się w panice. — Włochy zostały zaatakowane.

Draco zesztywniał. 

— Skąd ty…

— Twoja matka powiedziała mi o tym wczoraj. — Usiłowała wydusić z siebie słowa. — Wielki Zakon niebawem upadnie, a ona chciała, żebym ci powiedziała, że musisz… musisz…

Jej słowa zdusił szloch, miażdżąc całe ciało.

— Spokojnie.

— Musisz z nią uciec, Draco. Teraz.

Objął dłońmi jej twarz, w bladym świetle księżyca szukając oczami jej własnych. Łzy spływały po jej policzkach i między jego palcami. 

— Hermiono.

— Obiecałam jej, że będziesz gotowy. Ale ja muszę zostać. — Szloch targał jej piersią, gdy płakała, przytulając się do niego. — Ale zanim odejdziesz, pozwól, że powiem ci, że cię…

Mury Dworu zadrżały. Szyby w oknach zagrzechotały, a podłogi zatrzeszczały, jakby coś obudziło się w głębi ziemi.

Draco chwycił ją mocno. Oczy Hermiony rozszerzyły się z przerażenia, gdy spojrzała na ciemne niebo za zasłonami. Nic.

— Voldemort…?

Draco poruszył się szybko, rzucając przez pokój…

Drzwi do sypialni wystrzeliły z zawiasów, a odłamki drewna rozsypały się dookoła. Hermiona podskoczyła, szukając prześcieradła, gdy próbowała podążać za Draco, ale wtedy jego ciało zostało odrzucone do tyłu z ostrym hukiem.

Ogarnęło ją przerażenie, gdy podciągnęła się na kolana, gotowa na błysk zieleni.

— Draco…

Do pokoju wpadły dwie postacie, a ich sylwetki majaczyły w świetle różdżki.

Accio różdżka!

Hermiona cofnęła się, gdy mała postać rzuciła się ku niej.

— Hermiono!

Ginny – o twarzy bladej niczym światło księżyca.

Jej włosy zniknęły. Była ogolona do łysa. Narzuciła płaszcz na nagie ramiona Hermiony. Hermiona zamrugała, czekając, aż ta dziwna zjawa zniknie.

— Hermiono — powtórzyła Ginny ciężkim głosem, chwytając ją za ramiona. — Wszystko będzie dobrze…

Usłyszała syk z kąta. Zduszony jęk.

— Nie!

Hermiona zerwała się z łóżka. 

— Stop!

Draco jęknął, wijąc się na podłodze, gdy Hermiona rzuciła się na napastnika.

Krzyczała na niego, drapiąc paznokciami i waląc pięściami na oślep.

Ginny coś krzyczała, a niewidzialny hak odciągnął ją do tyłu.

Hermiona zatoczyła się, przygotowując się do ponownego ataku, ale potem jej oczy dostosowały się do światła, by mogła rozpoznać Rona stojącego po drugiej stronie różdżki.

Drżała. Jego piegi były takie, jak je zapamiętała. Miał gruby bandaż na lewym oku.

— Hermiono — powiedział, a jego głos brzmiał jak melodia, którą dawno zapomniała. — Jesteś teraz bezpieczna. — Przełknął. — Voldemort odszedł.

Hermiona zachwiała się. Czekała, aż jego słowa nabiorą sensu.

— To prawda.

Hermiona odwróciła się do Ginny. Podążyła za światłem różdżki aż do jej dłoni — trzymała Czarną Różdżkę.

— Sama go zabiłam. — Jej oczy płonęły jak u Cho. Uniosła brew. — Najpierw wąż. Neville dostąpił tego zaszczytu.

Hermiona odetchnęła gwałtownie. I jeszcze raz. Ron sięgnął ku niej, a ona cofnęła się do tyłu.

Opuścił rękę. 

— Idź z Ginny. — Odwrócił się do Draco klęczącego na podłodze. — Zajmę się nim.

— Nie! — Hermiona rzuciła się przed niego. Nie mogła oddychać. — Ron, nie możesz go skrzywdzić…

Ron wpatrywał się w nią w blasku różdżki. Jakby widział ją po raz pierwszy.

— Nie rób tego. — Draco wydusił chrapliwie za jej plecami. — Nie rób tego, Granger. Zaopiekuj się moją matką.

— Hermiono... — Ginny sięgnęła do niej, ale ona ją odepchnęła.

— Proszę. — Hermiona znowu zaszlochała. — On jest po naszej stronie! On… on…

Tym razem Ginny ją złapała. Pociągnęła z siłą, o której posiadanie Hermiona nigdy by jej nie posądzała. 

— Chodź ze mną. Wszystko będzie dobrze…

Odciągnęła ją z ciężkim jak imadło uściskiem na ramieniu. Hermiona szarpała się, obserwując, jak ​​Draco wpatruje się w nią w sposób, jakby miało to być ich ostatnie spotkanie.

Każdy kolejny krok wciągał ją coraz głębiej w lodowate wody. Szamotała kończynami. Traciła dech w płucach.

Uratuj Draco.

— Zatrzymaj się. — Ginny szarpnęła, ale Hermiona twardo zaparła się stopami. — W jego szufladzie jest zapasowa różdżka — wydyszała.

Ginny zachwiała się.

Hermiona spojrzała na Rona, błagając go wzrokiem. 

— Przydałaby mi się.

Jej serce zabiło raz. Dwa razy.

Ron skinął głową, a Ginny puściła jej ramię.

Hermiona poczuła puls w opuszkach palców, gdy podeszła do szafki przy łóżku Draco, stąpając cicho po dywanie. W ciszy słyszała jego chrapliwe oddechy.

Otworzyła szufladę, przesuwając palcami po bibelotach, owijając je wokół chusteczki z małą kulą w środku.

— Draco. — Obróciła się na pięcie i rzuciła mu ją. Marmur wirował w powietrzu, gdy wysunął się z chusteczki. Oczy Dracona rozszerzyły się, a jego ręka wystrzeliła wysoko, jakby sięgnął po znicz.

Spojrzeli sobie w oczy, a Hermiona dostrzegła w jego tęczówkach przebłysk rozpoznania w chwili, gdy świstoklik dotknął jego palców.

A potem zniknął.


2 komentarze:

  1. Cholera, jak przeczytałam, że Draco zaoferował Dwór Malfoyów za Hermionie miałam vibe z Once Upon A Time, jak Kapitan Hak wymienił swój okręt w zamian za ziarno magicznej fasoli, żeby uratować Emmę ❤️ Tam był cudowny pocałunek, a tu ostatnie zbliżenie przed rozstaniem. Mega się cieszę, że Draco w końcu wyznał swoje uczucia, szkoda, że nie pozwolił zrobić tego Hermionie, ale wtedy rozstanie byłoby dużo cięższe. Zastanawiam się jednak, jak uciekła Ginny, skoro przecież Hermiona nie dała jej fiolki z antidotum na tatuaż… Czyżby Avery zginął? No i to samo z Ronem. Cała ta akcja z ratunkiem dla Hermiony wydawała się być niczym sen. Tu dramatyzm z powodu odejścia, a tu nagle wbija Ginny z Ronem jak gdyby nigdy nic i obwieszczają, że Hermiona ma iść z nimi, bo oni załatwili Voldemorta. Teraz to się dopiero zacznie xD Pewnie wmówią Hermionie jakiś syndrom sztokholmski i wgl xD Szczerze, mimo tego, że wiedziałam co się stanie z Voldemortem spodziewałam się jakiegoś większego wow, jakiejś widowiskowej śmierci Voldemorta i wgl, a tu tylko takie suche fakty trochę, Neville zabił węża, Ginny pokonała Voldzia, choć Hermiono, wypierdalamy stąd xD Najważniejsze jednak, że udało im się go pozbyć, ale gdyby nie Draco i jego unicestwienie Tiary Przydziału, to Ginny by się z nim dalej naparzała xD No i Draco znowu bohater, uratował Hermionę przed Dołohowem, ale bohaterem nr 1 i tak zostaje Hermiona za zabicie tego sukinsyna

    OdpowiedzUsuń
  2. Idę dalej, znowu zabrakło mi słów...

    OdpowiedzUsuń