Draco zamrugał, zaciskając szczękę.
— Przetestować to na tobie.
— Tak. — Zajrzała do kociołka. — Myślę, że zostało wystarczająco na jeszcze jedną dawkę. — Obracając się, złapała za zapasową fiolkę z pobliskiej półki, po czym wróciła do stołu. — Kiedy dowiemy się, że to w pełni działa, przekażemy Charlotte wszelkie wskazówki wraz z jej wspomnieniami...
— Granger, zaczekaj.
Zatrzymała się z chochlą zanurzoną w eliksirze. Chłopak wciąż wpatrywał się w jej notatki, przerzucając strony.
— Ten eliksir to inwazyjna czarna magia. Zmienia biologię ciała. Jeśli coś pójdzie nie tak…
— To działa, Draco. — Milczał, a ona uniosła brew. — Nie ufasz moim zdolnościom warzenia eliksirów?
— Nie o to mi chodzi. — Zamknął notatnik i spojrzał na nią. — Przedmioty twoich badań powinny być monitorowane pod kątem niepożądanych skutków. Skąd w ogóle wzięły się te myszy, Granger?
— To filiżanki do herbaty — powiedziała, a na jej szyję wpłynął ciepły rumieniec.
Draco skrzywił się.
— W porządku. Cóż, zbierzmy trochę prawdziwych myszy i… — Przerwał, rozszerzając oczy na widok różdżki leżącej na stole laboratoryjnym. — Czy ty… czy używałaś różdżki mojej matki?
— Eee, tak. — Hermiona wykręciła niezręcznie palce. — Próbowałam się bez niej obejść, ale było to zbyt trudne. Pożyczyła mi ją.
Spojrzał na nią.
— Powiedziałaś jej po co?
— Nie, ale… — Hermiona odchrząknęła. — Zgadła.
Draco zbladł, cofając się o krok.
— Jeśli powie mojemu ojcu…
— Nie zrobi tego. Jestem pewna.
Zaczął krążyć po pomieszczeniu, nerwowo przeczesując włosy palcami.
— Muszę z nią porozmawiać. Wymyślić jakąś wymówkę…
Hermiona okrążyła stół i złapała Draco za ramię.
— Musisz mi zaufać, Draco. Ona nas wspiera. Powiedziała mi nawet, że nadszedł już czas — odparła. On zamrugał, wpatrując się w nią. — Zapytałam ją dlaczego, ale ona nie chciała o tym rozmawiać. Postawiłbyś ją w jeszcze trudniejszej sytuacji, gdybyś się z nią skonfrontował.
Po dłuższej chwili zdołał skinąć głową. Hermiona puściła jego ramię, a palce wciąż mrowiły ją od ciepła jego skóry.
Wzdychając, uszczypnął grzbiet swojego nosa.
— Chodzi o to, że jest jeszcze za wcześnie. Powinniśmy przeprowadzić więcej testów i upewnić się, że antidotum jest bezpieczne przy zastosowaniu na prawdziwym obiekcie testowym.
Hermiona poczuła, jak jej uszy stają się coraz gorętsze.
— Nie, jeszcze nie. Ja… właśnie to rozgryzłam, kiedy wszedłeś. Ale oczywiście powinniśmy spróbować znaleźć minimalną ilość, jaka powinna zostać zaaplikowana. — Przetarła oczy, czując, jak zmęczenie powoli ogarnia jej ciało, gdy adrenalina zaczęła odpływać.
— Myszy powinny być też uważnie monitorowane — powiedział. — Powinniśmy codziennie sprawdzać ich organizmy pod kątem zmian przynajmniej przez tydzień…
— Tydzień! Draco, nie mamy aż tyle czasu…
— To absolutne minimum…
— Wystarczą trzy dni…
— Pięć. — Jego ton był ostateczny.
Hermiona przewróciła oczami i chwyciła różdżkę Narcyzy, by wyczarować dużą klatkę dla myszy. Jej palce wciąż drżały z ekscytacji spowodowanej najnowszym odkryciem, gdy zbierała gryzonie i wkładała je do środka. Wiedziała, że eliksir zadziała bezbłędnie, nawet jeśli Draco nie był jeszcze co do tego przekonany. Zaczęła sprzątać swoje miejsce pracy, brzdąkając fiolkami, podczas gdy on patrzył w milczeniu.
— Jesteś zły, ponieważ mam rację, czy dlatego, że się mylisz?
Zatrzymała się w połowie wrzucania składników z powrotem do słoików.
— Nie masz racji.
I mogłaby przysiąc, że usłyszała za plecami jego chichot.
Odwracając się, wyciągnęła do niego różdżkę.
— Dlaczego nie posprzątasz, skoro sądzisz, że znasz właściwy sposób na zrobienie wszystkiego?
Jego usta drgnęły, gdy wziął od niej różdżkę. Hermiona zmrużyła oczy.
— Idę do łóżka. Jestem wyczerpana i mnie wkurzasz.
Przerzuciła włosy przez ramię, odwróciła się na pięcie i skierowała ku drzwiom. Zatrzymała się w progu.
— I lepiej zajmij się tymi myszami.
Spojrzała na niego kątem oka, kiedy wychodziła, i zobaczyła uśmiech rozciągający kąciki jego ust.
Po wejściu po schodach zrzuciła buty, zdarła z siebie ubranie i wślizgnęła się do łóżka, odpływając, gdy wschodzące słońce zaczynało powoli przebijać się przez zasłony. Dopiero godzinę później dołączył do niej Draco, świeżo wykąpany i otulający ją swoimi ramionami. Z przygnębieniem zdała sobie sprawę, że instynktownie poszła prosto do jego sypialni.
***
Spali do późna, a kiedy się obudzili, taca śniadaniowa na biurku Draco zawierała zarówno dzbanek z kawą, jak i drugi z herbatą. W porze lunchu Hermiona zeszła na dół, aby spotkać się z Narcyzą i zwrócić jej różdżkę. Draco pojawił się pod sam koniec posiłku, a jego twarz zarumieniła się, gdy matka objęła go, całując w oba policzki.
Dowiedzieli się od Narcyzy, że Lucjusza nie będzie w Dworze jeszcze przez co najmniej dwa tygodnie. Wciąż przebywał w Belgii, ale jeszcze w tym tygodniu miał rozpocząć przesłuchania w Polsce.
Draco wciąż był zestresowany tym, że ktoś może im przerwać, więc Hermiona zgodziła się poczekać z pracą nad eliksirem do kolacji. Ale poza wydaniem Hixowi instrukcji, by dostarczyć im do laboratorium dziesięć wyłapanych z ogrodu myszy, Draco nie mówił zbyt wiele, kiedy poruszała w rozmowie temat eliksiru lub tatuaży. Więc zaczęła zadawać pytania.
Draco powiedział jej, że Śmierciożercy nie zdołali zlokalizować żadnych członków Prawdziwego Zakonu podczas ostatniej misji. Nieliczne poszlaki okazały się nic nie warte, a Czarny Pan sądził, że wszyscy zdołali zbiec do Francji. Zapytała go, czy wiedział o czymś, o czym nie pisano w gazetach. Albrecht Berge przed wyjazdem do Francji wzmocnił brytyjską Barierę Antyaportacyjną. Oczekiwano, że pod koniec miesiąca ustawi on też nowe bariery wokół zamku w Edynburgu. Krążyły pogłoski, że Czarny Pan planuje kontratak, ale nikt nie wiedział gdzie i kiedy. Informacje były teraz jeszcze ściślej kontrolowane niż wcześniej, a Czarny Pan nadal wyrywkowo przesłuchiwał swoich zwolenników.
Zjedli kolację w sypialni Dracona i o dziewiątej zeszli po cichu do laboratorium. Hix zostawił im w klatce dziesięć myszy polnych, tak jak poprosił go o to Draco. Hermiona kazała Draconowi pracować nad warzeniem eliksiru do tworzenia tatuażu, podczas gdy ona tuż obok zaczęła warzyć antidotum. Gdy oboje stopniowo dodawali składniki, Hermiona wyjaśniała Draco badania i testy, które przeprowadziła pod jego nieobecność, a także wszystkie kroki, jakie podjęła, aby dojść do swoich ostatecznych wniosków. Wydawało się, że chłopak jej nie słucha, chociaż bezbłędnie podążał za wskazówkami zawartymi w jej notatkach. Kilka razy przyłapała go, jak zerkał na nią, gdy gestykulowała nad korzeniami krwiowca lub poprawiała swoje trudne do ujarzmienia w oparach gotującej się wody włosy. Za każdym razem szybko odwracał wzrok, z trudnym do pojęcia wyrazem twarzy.
Kiedy oznajmiła, że muszą poczekać aż eliksir w pełni się zaparzy, Draco odstawił chochlę i szybko przyciągnął Hermionę do siebie. Stłumił jej okrzyk zaskoczenia swoimi ustami, przyciskając ją plecami do laboratoryjnego stołu i całując głęboko.
Odsunął się po kilku chwilach, badając jej spojrzenie.
— Ile mamy czasu?
— C-cztery godziny na antidotum i sześć na…
— Idealnie.
Przyciągnął ją do siebie i pocałował ją w szyję, pozwalając dłoniom spocząć na jej biodrach. Wtuliła twarz w jego ramię, przyciągając go bliżej. Tęskniła za tym. Znowu wpijając się w jego usta, ułożyła dłonie na jego szyi, pozwalając mu zawisnąć nad nią. Draco błądził swoim językiem w jej ustach, zębami delikatnie przygryzał jej szczękę i dyszał przy obojczykach.
Odwrócił ją twarzą do stołu, gdy powędrował dłońmi do guzika jej dżinsów. Zamykając oczy, rozkoszowała się uczuciem jego penisa wbijającego się w jej plecy. Sięgnął do gumki na jej włosach i rozluźnił ją.
— Marzyłem o tym — wziął urywany oddech, wdychając woń jej loków — za każdym razem, gdy poprawiałaś je nad kociołkiem…
Hermiona wstrzymała oddech, trzepocząc rzęsami. Próbowała myśleć o tym, kiedy mógł ją obserwować, ale potem zsunął jej dżinsy poniżej bioder i wsunął palce w majtki. W jednej sekundzie wszystkie myśli wymknęły się z jej umysłu.
— Właśnie tak.
Przycisnęła dłonie do blatu, dysząc, gdy prześlizgnął się przez jej kobiecość, okrążając łechtaczkę. Próbowała rozszerzyć nogi, ale dżinsy wyraźnie jej przeszkadzały. Oparła głowę na jego ramieniu, podczas gdy on wsunął drugą ze swoich dłoni pod jej koszulę, by chwycić za jej pierś. Zakołysał biodrami przy jej własnych, a jego nabrzmiała męskość wbiła się w jej pośladki.
— Kurwa.
Otworzyła oczy. Już miała zapytać go, co się stało, kiedy powiedział:
— Twój pieprzony tyłek, Granger — a potem zacisnął usta na jej szyi, by odtworzyć wszystkie siniaki, które zdążyły wyblaknąć, gdy go nie było.
Jęknęła, gdy poruszał się coraz intensywniej, a jego palce szczypały jej piersi i pocierały jej łechtaczkę. Musiała twardo oprzeć się o blat, kiedy wsunął je w nią.
Ale potem wycofał się, odrywając dłonie od jej ciała. Zamrugała, aż poczuła, jak zaczął zdejmować jej tenisówki i skarpetki, pomagając jej wysunąć się z dżinsów.
Odwrócił ją twarzą do siebie, swoimi oczami szukając jej własnych. Serce podskoczyło jej w piersi, gdy uniosła się na palcach i przeczesała dłońmi jego włosy, całując go, aż jęknął. Oderwała się, żeby zdjąć z siebie koszulę i rozpiąć stanik. Wzrok Dracona skupił się na jej piersiach, gdy sięgnęła do zapięcia jego spodni. Po chwili chłopak podniósł ją w pasie i posadził na wysokim stole laboratoryjnym.
Gładki kamień był zimny na jej nagiej skórze, a ona zadrżała, gdy Draco stanął między jej nogami i przyciągnął jej usta do swoich.
Stół był za wysoki i było to wszystko, o czym potrafiła pomyśleć, gdy zaczął pocierać dłońmi wewnętrzną stronę jej ud, zachęcając ją, by rozchyliła je szerzej. Wciąż się całowali. Nie było mowy, żeby mógł wejść w nią pod tym kątem. Odsunęła się, żeby mu to powiedzieć, kiedy objął jej twarz, patrząc na nią z szerokimi i bezdennie czarnymi źrenicami.
— Połóż się — szepnął.
Zmarszczyła brwi, zastanawiając się, jak to niby miało…
— Przestań myśleć, Granger.
Przełykając, pozwoliła mu popchnąć się na stół laboratoryjny. Kiedy już spoczęła na łokciach, przyciągnął jej biodra do krawędzi blatu i zaczął rozsiewać pocałunki po wewnętrznej stronie jednego z jej kolan. Spojrzał jej w oczy, sunąc ustami coraz wyżej.
— Och, um… ja nie… — Poczuła, jak jej policzki płoną żywą czerwienią. — Jesteś pewien…?
— Jestem bardzo pewien. — Złożył kolejny pocałunek, tym razem centymetr nad jej kolanem. — A ty?
Odchyliła głowę do tyłu i zakryła twarz dłońmi.
— Dobrze – wymamrotała. — Um, to chyba w porządku. Eee… tak.
Cisza.
— Powiedz mi, Granger, czym różni się Eliksir Spokoju od zwykłego Eliksiru Uspokajającego?
Opuściła ręce i przechyliła głowę, by spojrzeć na niego, gdy jego usta zbliżyły się do jej kobiecości.
— Co?
— Eliksir Spokoju — mruknął w jej skórę. — Jakie są jego właściwości? — Wsunął ręce pod jej uda, opierając dłonie na jej kolanach i patrząc jej w twarz.
— Och. — Odchrząknęła. — Cóż, przede wszystkim jest znacznie silniejszy niż zwykły Eliksir Uspokajający…
Pochylił głowę, by pocałować jej biodra, a mięśnie brzucha Hermiony się napięły.
— Kontynuuj?
Zamrugała, gdy ją obserwował, pozwalając, by jego język przesunął się po skórze, którą właśnie pocałował.
— Ja... to znaczy, oczywiście jest silniejszy. Ale najciekawszą różnicą jest to, ze przy warzeniu Eliksiru Uspokajającego nie potrzeba syropu z ciemiernika... och!
Przycisnął usta bezpośrednio do jej łechtaczki. Hermiona instynktownie próbowała zacisnąć nogi, ale on przytrzymał je rozwarte. Chwyciła więc krawędzie stołu, biorąc drżący oddech.
— Co jeszcze, Granger? Ucz mnie.
Lekka chrypka czająca się w jego głosie rozgrzała jej brzuch i przywołała rumieńce.
— Potrzeba też znacznie mniej Kamienia Księżycowego.
— Tak?
— Przepis na Eliksir Spokoju zawiera bardzo szczegółowe instrukcje, podczas gdy ten na Eliksir Uspokajający jest o wiele mniej precyzyjny.
Pisnęła, gdy jego język wsunął się w jej fałdy, prześlizgując się przez najbardziej prywatne z miejsc na jej ciele i sunąc w górę, aż do łechtaczki. Z jej ust wyrwał się jęk, a plecy wygięły się w łuk.
— Nie powinna… — Jej pierś uniosła się. — Czy nie powinniśmy zrobić czegoś, co byłoby przyjemne dla nas obojga? Czy nie wolałbyś uprawiać seksu…
— Niczego nie wolałbym bardziej od tego, Granger.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, przesunął językiem po jej łechtaczce, wirując i liżąc, gdy jęczała. Jej uda walczyły z jego dłońmi, kiedy przyciskał je do kamiennego blatu. Sięgnęła ponad głowę i trzymając się krawędzi stołu, zacisnęła powieki. Czuła się tak bardzo wyeksponowana…
— Powiedz mi. Co jeszcze? — wyszeptał, jego oddech był gorący na jej cipce.
— O Boże.
— Czy Kamień Księżycowy powinno się dodawać przed, czy po kolcach jeżozwierza…
— Przed! — krzyknęła, gdy jego język rozpłaszczył się na jej cipce, kierując w stronę wejścia. — Przed, przed, przed.
Zamruczał, zanurzając się w środku, a ona jęknęła, kiedy robił to znowu i znowu. Zaczęła kołysać biodrami przy jego ustach, gdy mimowolnie przesunęła dłońmi po twarzy, sięgając w dół, by objąć swoje piersi.
— Właśnie tak, Granger. — Polizał jej łechtaczkę. — Właśnie tak.
Rozchyliła usta, wpatrując się w ciężki, kamienny sufit, gdy on całował ją i ssał. Leżała naga na stole w laboratorium eliksirów, a obok niej gotowały się dwa pełne mikstur kociołki, a ona jęczała i błagała go…
A potem Draco przycisnął swój palec do jej wejścia, a ona z wrażenia aż podwinęła palce u nóg, gdy wsunął się do środka. Jego usta nawet na ułamek sekundy nie opuszczały jej łechtaczki, posyłając fale ekstazy ku reszcie jej ciała, dopóki nie odsunął się, by zapytać:
— Ile zamieszań, Granger? Po dodaniu Kamienia Księżycowego?
— Siedemnaście — wydyszała.
— Zgodnie z ruchem wskazówek zegara czy…
— Przeciwnie do ruchu wskazówek zegara!
Ponownie odnalazł językiem jej rdzeń, a ona zadrżała na łokciach, kiedy okrążył jej łechtaczkę w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Powoli i stabilnie zaczął wbijać w nią swój palec. Wywróciła oczami, a kiedy zakręcił językiem po raz ósmy, wyprostowała się, by wsunąć palce w jego włosy. Jęknął w jej cipkę, zanim opadła na plecy.
Kiedy okrążył jej łechtaczkę po raz dwunasty, żołądek Hermiony się zacisnął. Przy piętnastym razie jej plecy wygięły się w łuk i zaczęła pleść pod nosem losowe bzdury, które tylko przyszły jej na myśl. Była tak blisko orgazmu, kiedy dotarł do siedemnastu, a potem jego usta zamknęły się wokół jej łechtaczki, ssąc, gdy wsunął w nią drugi palec.
Doszła z krzykiem, zaciskając się wokół jego palców i przytrzymując jego twarz między nogami. Wydawało jej się, że szczyt nigdy nie osłabnie, jeśli Draco nie oderwie się od jej łechtaczki. Jego palce drgnęły się w niej, a ona sama próbowała pozostać przytomna.
To było zbyt wiele. Nie była w stanie myśleć, oddychać ani się ruszać.
Jej umysł wypełniła pustka, gdy zdusiła kolejny krzyk. Poczuła się, jakby została zrzucona z wysokiego budynku, spadając i spadając bez widoku na ziemię.
Dyszała głęboko, chłonąc tlen i pozwalając swoim oczom ponownie przyzwyczaić się do otaczającego ją świata. Wciąż zaciskała dłonie we włosach Draco i szarpała, aż oderwał od niej swoje usta.
Jego oczy były ciemne i rozgrzane, a ona jęknęła, gdy powoli wycofał z jej wnętrza swoje palce.
— Chyba właśnie mnie zabiłeś — wychrypiała.
Zaśmiał się i pocałował ją w udo.
Podniosła się, gdy serce przestało dudnić jej w piersi, a on pomógł jej zejść ze stołu. Odrętwiałe kończyny sprawiały, że się potknęła, ale Draco przyciągnął ją do siebie, owijając ręce wokół jej talii. Jej sutki nabrzmiały przy materiale jego koszuli, a podbrzusze zafalowało, gdy poczuła jego męskość przez materiał spodni, sztywną i ciepłą przy jej brzuchu.
Przez chwilę stał nieruchomo, a ciszę panującą w pokoju przerywał tylko jego chrapliwy oddech. Potem wcisnął nos w jej włosy i wymamrotał:
— Musiałem zrobić to choć raz.
Uśmiechnęła się przy jego piersi.
Po chwili sięgnęła do sprzączki jego spodni, sunąc drugą ręką w dół, by objąć zarys jego męskości. Draco wypuścił ostry wydech, kładąc głowę na jej ramieniu i przekładając dłonie na jej biodra.
— Granger… — Coś w jego głosie sprawiło, że jej wnętrzności znów zawirowały.
Szybko rozpięła i ściągnęła jego spodnie. Na widok jego penisa jej ciało wypełnił istny żar. Polizała swoją dłoń, a on jęknął, kiedy objęła go palcami. Jej nogi wciąż były niepewne i drżały jak galareta, ale on twardo podtrzymywał ją swoim ciałem, trzymając w pozycji pionowej, gdy zaczęła go pieścić. Warknął w jej szyję, kiedy przypomniała sobie o muśnięciu główki. Pozwoliła jego dłoniom zsunąć się niżej i objąć jej pośladki. Jednak przerwała, gdy przez jej umysł przepłynęła pewna rozkoszna myśl.
— Czy… — Zwilżyła usta. — Czy podobało ci się, kiedy to robiłeś?
Zaśmiał się ponuro.
— Oj tak, podobało mi się. Tylko o tym marzyłem.
Wstrzymała oddech i ponownie spojrzała na Draco. Może pewnego dnia mogłaby…
— Tak?
— Tak, podobało mi się.
Jego penis drgnął. Draco odciągnął jej rękę, zanim szybko podprowadził ją z powrotem do stołu. Ledwo zdążyła wbić palce w jego koszulę, zanim jej nagie plecy uderzyły o kamień. Westchnęła, kiedy przycisnął ich ciała do siebie.
— Gdybym tylko mógł, robiłbym to codziennie. Dwa razy dziennie. — Już miała się z nim drażnić, dlaczego sądził, że nie mógłby, kiedy musnął ustami jej ramię. — Tęskniłem za twoimi rękami. Tęskniłem za byciem w tobie.
Jęknęła, odchylając szyję do tyłu, gdy badał jej ciało ustami. Czuła, jak bardzo nabrzmiałe i wrażliwe były jej sutki. Poczuła, że jej cipka znów zaczyna pulsować, gdy on masował dłońmi jej pośladki i uda.
Kiedy nie była już w stanie dłużej tego znieść, sięgnęła w dół, by chwycić jego penisa w dłoń, przyciskając czoło do piersi chłopaka.
— We mnie?
Jego penis ponownie podskoczył, a kropla perłowego płynu wyciekła z czubka, wtaczając się między jej palce.
Jęknął i wymamrotał coś w jej włosy.
Serce Hermiony biło szybciej, gdy pomyślała o tym, że przecież powiedział jej, że to sobie wyobrażał, stojąc obok niej nad kociołkami. Wykręciła się twarzą do stołu, z jedną ręką na jego biodrze, by przytrzymać go blisko siebie.
Położyła drugą dłoń na stole i pochyliła się do przodu.
— Czy możemy spróbować w ten sposób?
Odchylił się lekko do tyłu, a ona poczuła lekką nutkę zawstydzenia, zanim jęknął i obrócił się, przylegając do jej pleców. Odgarnął jej włosy z ramienia i pocałował ją w szyję.
— Nie musisz…
— Chcę. — Zatrzepotała powiekami, gdy złożył pocałunek między jej łopatkami. — Draco, proszę.
Oderwał od niej usta i zaczerpnął urywany oddech, po czym odsunął się, by ściągnąć z siebie spodnie. Hermiona oparła się o stół i przygryzła wargę, czekając.
Pierwsze muśnięcie jego penisa o jej pośladki sprawiło, że podskoczyła. Jednak potem ułożył jedną z dłoni na jej biodrze, a drugą rozchylił jej nogi. Dostrzegła, że zgiął kolana, więc stanęła na palcach.
Otworzyła szeroko oczy, gdy musnął jej pośladki, drugą ręką podciągając ją lekko w górę. Poruszała biodrami, aż jego penis przylgnął do jej wejścia. Draco zapytał ponownie, czy wszystko w porządku, a ona szybko skinęła głową.
Ten kąt był inny. Hermiona rozchyliła usta, gdy wsunął się do środka, za każdym razem wbijając się coraz głębiej. Oboje westchnęli, kiedy w końcu zatopił się w niej w całości. Opuściła głowę, dostosowując się do pozycji, a jej włosy opadły do przodu. Draco wziął drżący oddech i pocałował ją w kark.
— Dobrze?
— Tak.
Jęknął przy pierwszym ruchu bioder. Hermiona patrzyła w ścianę, gdy on poruszył się znowu i znowu, nadając im tempo. Czuła, że był już blisko, a przyjemne ciepło skręciło się w jej podbrzuszu na tę myśl. Jej ściany rozciągały się wokół niego przy każdym mocnym pchnięciu. Zacisnęła palce na kamiennym stole, gdy wbijał się w nią.
Sięgnął dłońmi, by objąć jej piersi, a ona jęknęła, kiedy podrażnił jej sutki, wysyłając falę przyjemności przeszywającą jej rdzeń. Jej nogi drżały od stania na palcach, ale jego pchnięcia stawały się coraz szybsze.
Ciepło parujących obok nich eliksirów podnosiło tylko temperaturę powietrza, a pot zaczął kroplami spływać z ich ciał. Czuła się cała mokra, gdy Draco trzymał ją blisko swojej piersi. Jej plecy ślizgały się po nim, gdy mruczał, paląc ją od środka.
Podniecenie, które wywoływał wcześniej swoimi palcami, wydawało się teraz o stokroć mocniejsze, gdy się w nią wbijał. Każde przesunięcie jego penisa po jej przedniej ścianie sprawiało, że pod jej powiekami rozbłyskiwały gwiazdy.
— O Boże.
— Granger — jego biodra zadrżały, a oddech był gorący na jej szyi — jeśli dojdziesz w ten sposób, nie wytrzymam.
Jęknęła, napierając na niego, a on warknął i ugryzł ją w ucho. Uderzyła dłońmi o stół, gdy złapał ją za biodra, odciągając ją o krok do tyłu i nachylając jej ciało lekko do przodu.
Krzyknęła cicho, kiedy znów zaczął się ruszać. Wydawało jej się, jakby pod tym kątem była wręcz rozrywana, a jego penis poruszał się chaotycznie, z każdą sekundą popychając ją coraz bliżej spełnienia. Jej uda zaczęły drżeć, a umysł wirował pełen obscenicznych dźwięków jego bioder uderzających o jej pośladki, wypełniając ją całkowicie przy każdym ruchu. Sięgnął do przodu, kładąc palce na jej łechtaczkę, a ona szarpnęła się, gdy krzyknęła. Każdy mięsień jej ciała naprężył się, gdy drapała paznokciami o blat stołu, próbując się czegoś chwycić.
— Właśnie tak. Właśnie tak. — te słowa były jak modlitwa szeptana w rytm ruchów jego bioder. — Chcę, żebyś tak doszła…
Szarpnęła się, wirując i docierając w swojej ekstazie do tego błogiego stanu, do którego tylko on mógł ją doprowadzić. Dyszała ciężko, kiedy w końcu opadła na dół, a jej ramiona uginały się pod ciężarem reszty ciała. Draco pieprzył ją coraz szybciej, jęcząc, dopóki sam nie upadł.
— Kurwa.
Jego oddech był gorący przy jej uchu, gdy wciąż pulsował w jej wnętrzu. Zadrżał i owinął ją ramionami w talii, przyszpilając do siebie.
Nigdy wcześniej tak nie stali. Zwykle na końcu staczał się z niej, ale teraz ona sama musiała opuścić swoje pięty, jęcząc, gdy wyślizgiwał się z niej, a jego nasienie spływało po jej nogach.
Wycisnął pocałunek w jej włosach.
— W porządku? Wszystko dobrze? — Potarł dłońmi jej brzuch, sięgając do piersi i gładząc jej skórę.
— Dobrze. — Udało jej się skinąć głową. — Bardzo dobrze. A z tobą?
— Kurwa — powiedział, a ona zadrżała. — Nawet nie masz pojęcia, Granger.
Spędzili następne kilka godzin w swoich objęciach, czekając, aż eliksiry się zagotują.
W ciągu następnych kilku dni śledzili parametry życiowe, testując na myszach różne dawki antidotum. Podejrzewała, że jej nowa wersja mikstury była w jakiś sposób silniejsza, ponieważ bez względu na to, jak małą dawkę by zaaplikowała, antidotum nadal działało.
Draco obserwował każdą udaną próbę z niewielkim zainteresowaniem, ale wydawał się być coraz bardziej rozdrażniony i spięty, gdy kolejne testy przebiegały bez żadnych, niepożądanych skutków ubocznych.
W czwartek wieczorem przekonał ją, by spróbowała jeszcze bardziej rozcieńczonej próbki – umieściła tylko jedną kroplę antidotum we wspólnej misce wody z cukrem, z której napoiła myszy. Odwróciła się do niego, gdy trzecia mysz z powodzeniem wybiegła z kręgu.
— Jutro. Jutro przetestujemy to na mnie.
Nie odrywając oczu od fiolek ustawionych na stole, wolno skinął głową. Zacisnął usta, zanim przemówił.
— I co potem?
Odgarnęła kilka kosmyków z twarzy i wypuściła oddech.
— Potem wszystko spiszemy, przyrządzimy Eliksir Przywracający Pamięć i przekażemy to Charlotte. — Nabazgrała kolejny komentarz w swoich notatkach, zanim ponownie na niego spojrzała. — Czy uda ci się uzyskać do niej dostęp?
Milczał przez chwilę.
— A co z tobą? — Przeszył ją wzrokiem. — Jaki jest twój następny ruch, Granger?
Otworzyła usta i szybko je zamknęła.
— Mój następny ruch?
— Tak — odparł. Kiedy zamrugała, skrzyżował ramiona na piersi i oparł się o stół. — Zostaniesz czy odejdziesz?
— To… zależy od wielu rzeczy, których jeszcze nie… — Hermiona oderwała od niego swoje oczy, wycierając dłonie o dżinsy. — Dlaczego mnie teraz o to pytasz?
— Ponieważ chciałbym poznać odpowiedź.
Wzięła głęboki oddech.
— Szczerze mówiąc, byłam tak skoncentrowana na przełamaniu magii tego tatuażu i przekazaniu Zakonowi informacji, że nie… — Poczuła ucisk w gardle i przełknęła ślinę. — To znaczy, myślałam o tym, ale uznałam, że powinnam poczekać z rozwiązaniem tego problemu, dopóki nie skończę badań. I… przypuszczam, że badania dobiegły końca, więc prawdopodobnie powinniśmy…
Nadal był obok niej. Błądziła palcem po wgłębieniu w kamiennym blacie.
Serce dudniło jej w piersi, kiedy w końcu podniosła na niego wzrok.
— Możesz odejść ze mną.
Jego twarz była niczym kamienna maska.
— Wiesz, że nie mogę, Granger.
— Ty i twoja matka. — Jej umysł i serce zaczęły wirować. — Znajdziemy Prawdziwy Zakon i upewnię się, że oboje będziecie bezpieczni pod ich opieką…
— Nie możesz tego zapewnić.
— Mogę. — Jej głos drżał. — Nadal muszę pamiętać o twoim ojcu, ale jeśli ty i twoja matka bezpiecznie oddacie im Hermionę Granger…
— Nie bądź naiwna. — Wzdrygnęła się, słysząc ostry dźwięk jego głosu. Jego oczy natychmiast zmiękły. — Granger, to mogło być prawdą rok temu, ale teraz to już nie wystarczy. Zbyt wiele się wydarzyło.
— Pomagasz mi! Pomagasz naszej stronie! — Podniosła ręce. — To są moi przyjaciele, Draco. Jeśli opowiem im o wszystkim, co zrobiłeś, nie będą mieli innego wyboru, jak tylko…
— Teraz już nie o to chodzi. Nie widzisz? — Podszedł do niej, delikatnie ujmując ją za łokcie. — Widziałaś dzisiejszą gazetę? — zapytał. Marszcząc brwi, Hermiona potrząsnęła głową. Była zbyt zajęta myśleniem o eliksirze. — Kanada, Chiny i Tunezja właśnie zobowiązały się do poparcia Prawdziwego Zakonu.
Szybkim spojrzeniem przeszukała jego twarz, próbując podążać za tą logiką.
— Prawdziwy Zakon podróżował dzięki swoim świstoklikom od miesięcy. Prawdopodobnie właśnie przenoszą nimi dodatkowe wsparcie i posiłki. — Przełknął. — Mój ojciec i ciotka to dwoje najwyższych rangą oficerów w Wielkim Zakonie. Jeśli po prostu ucieknę do Francji z matką przy boku, istnieje duża szansa, że twoi przyjaciele nie będą mieli nic do powiedzenia w sprawie tego, co Francuzi zdecydują się z nami zrobić.
Jego oczy zamigotały, gdy uwolniła się z jego ramion.
— Nie lekceważ ich. Są w samym centrum wydarzeń. I znam George'a Weasleya. Znam Fleur i Angelinę. Posłuchają mnie. Zaufają mi.
Patrzyła, jak Draco zaciska szczękę i patrzy na swoje buty. Nieprzekonany.
Umysł Hermiony wirował, gdy próbowała stworzyć plan. Odejście bez Malfoyów równało się skazaniem całej ich trójki na śmierć. Draco z pewnością zostałby pociągnięty do odpowiedzialności i przesłuchany w sprawie jej zniknięcia. Podobnie z Narcyzą i Lucjuszem. Nawet gdyby udało jej się dostać do Francji, przez cały czas zastanawiałaby się, czy Draco, Narcyza i Lucjusz nie zostali jeszcze zamordowani. Może Blaise i Teo też.
Jej serce pękło na tę myśl.
— Więc ja też zostaję.
Jego lewe oko drgnęło. Wziął głęboki wdech.
— Na razie — wyjaśniła. — Zostaję, dopóki nie przekonam cię, żebyś uciekł ze mną.
— Granger, nie mogę cię o to prosić.
— Przekażę im wszystko, co na ten moment wiem. O ile Charlotte uda się im to przekazać, pozostanie tutaj trochę dłużej nie zrobi dla mnie żadnej różnicy. — Wzięła głęboki oddech i napełniła dwie fiolki – jedną eliksirem na stworzenie tatuażu, a drugą antidotum. Chwyciła pergamin i pióro, których używała do wykonania tatuażu na myszach.
— Jutro w południe. Pójdziemy do granicy posiadłości i przetestujemy eliksir.
Zostawiła go samego w laboratorium, wciąż wpatrzonego w kamienną posadzkę.
***
Budzenie się we własnym łóżku w Dworze było prawie dezorientujące. Nie miała zamiaru dystansować się od Draco, ale potrzebowała przestrzeni do myślenia. Planowania. Nie spała do drugiej nad ranem, wpatrując się w baldachim, dopóki nie odpłynęła, niestety bez żadnego rozwiązania. Ale to problem, którym będzie musiała zająć się później.
Jej taca śniadaniowa wyglądała tak samotnie bez herbaty i drugiego talerza. Usiadła w fotelu najbliżej okna, sącząc kawę i biorąc kilka kęsów tosta. Potem wykąpała się, wysuszyła włosy i ruszyła do garderoby. Spoglądając za okno widziała piękny, wiosenny dzień. Słońce świeciło złociście, a drzewa kołysały się miękko. Było o wiele za ciepło na dżinsy.
Przesunęła palcami po ubraniach, które dała jej Pansy, zatrzymując się przy jasnoniebieskiej, letniej sukience, która spodobała jej się już kilka miesięcy temu. Zerknęła jeszcze raz na słońce, zdjęła sukienkę z wieszaka i wsunęła swoje ciało w bladą bawełnę. Włożyła fiolki, pióro i pergamin do luźnej torby, którą znalazła na jednej z górnych półek szafy, i ruszyła do drzwi.
Oczy Draco przemknęły po niej, gdy w tym samym czasie wyszedł na korytarz. Zamknął za sobą drzwi i spojrzał na jej łydki.
— Wybierasz się gdzieś, Granger? — Uniósł brew z napiętym uśmiechem.
Uśmiechnęła się do niego i po sekundzie wahania sięgnęła po jego dłoń.
Zeszli razem po schodach, a fiolki stukały cicho w jej torbie. U podstawy schodów Draco pociągnął ją do tyłu.
— Lepiej skorzystać z północnej granicy, na wypadek gdyby przy frontowej bramie pojawili się jacyś nieoczekiwani goście. Matka również nie powinna nas tam zobaczyć.
Skinęła głową i pozwoliła mu się poprowadzić. Minęli rabaty z kwiatami i altanę, podążając tą samą ścieżką, którą obrała w dniu, w którym po raz pierwszy próbowała przekroczyć barierę – kiedy Lucjusz musiał nieść ją z powrotem.
Hermiona próbowała rozpocząć rozmowę, jednak z niewielkim sukcesem, dlatego szli w milczeniu, podążając wąską alejką między rzędami żywopłotu. Czuła na sobie wzrok Dracona – kiedy zerkał w dół na ich splecione dłonie lub na bok jej twarzy. W końcu odwróciła się, by rzucić mu dociekliwe spojrzenie, ale on po prostu odwrócił twarz.
Zatrzymali się kilka metrów przed wejściem na trawiaste pole. Wskazała przed siebie.
— Czy te akry należą do Dworu?
Pokiwał głową.
— To tu kiedyś grałem w Quidditcha.
Na jej usta wpłynął uśmiech, kiedy to sobie wyobraziła.
— Co jeszcze tutaj robiłeś?
Wzruszył ramionami.
— Za żywopłotem jest mały zagajnik. Kiedyś lubiłem chować się tam z książką.
Uśmiech Hermiony stał się jeszcze szerszy, gdy odwróciła się, by zerknąć na chłopaka. Jego policzki były zaróżowione, ale wytrzymał jej spojrzenie.
Puściła jego rękę i zrzuciła torbę z drugiego ramienia, wyciągając fiolki. Jedna z nich była gruba, czarna, z drobinkami wirującego złota podobnego odcieniem do atramentowych inicjałów na jej ramieniu – eliksir do tworzenia tatuażu. Drugą wypełniał klarowny płyn – antidotum.
Spoglądając na Draco, zauważyła, że wpatrywał się on w obie fiolki z pustym wyrazem twarzy. Włożyła drugą z powrotem do torby, rzucając ją na ziemię.
Jej puls przyspieszył, gdy odkorkowała przezroczysty eliksir, przyłożyła szkło do ust i wzięła mały łyk. Mikstura była lekka i bez smaku.
Uniosła lewą rękę i spojrzała na swój tatuaż. Serce chciało praktycznie wyskoczyć jej z piersi, gdy czekała, modląc się i mając nadzieję, że…
A potem litery z inicjałami Draco zadrżały, znikając, jakby zabierane przez letni wiatr.
Fiolka wypadła z jej uścisku, gdy Hermiona sapnęła, przesuwając palcami po skórze. Pozostały tam tylko ślady po Bellatriks.
Spojrzała na Draco. Wyglądał na oszołomionego, z otwartymi ustami i oczami utkwionymi w jej ramieniu.
Hermiona odwróciła się do bariery i zrobiła dwa duże kroki przez siebie.
Nic. Spojrzała na swoje ramię. Nic.
Poczucie zwycięstwa zalewało ją powolnymi falami, a ziemia zakołysała się pod jej stopami. Zrobiła to. Przełamała magię tatuaży. Prawdziwy Zakon mógł dostać rozwiązanie i raz na zawsze uwolnić Partie. Mogliby przekazać to Angelinie. Mogli usunąć wszystkie tatuaże, jakby te nigdy nie istniały.
Krzyk wyrwał się z jej ust, zanim zdążyła się powstrzymać. A potem śmiech, gdy okręciła się dookoła, wyrzucając ramiona w górę. Łapiąc oddech i zamykając oczy w słońcu, odwróciła się i ujrzała Draco uśmiechającego się delikatnie do niej z linii granicy posiadłości. Podbiegła do niego, rzucając mu się w ramiona i całując wszędzie, gdzie tylko mogła dosięgnąć.
— Zrobiliśmy to… Draco, my…
Odsuwając się, poczuła ukłucie w oczach. Jej wizja zamazała się, ale on wciąż się do niej uśmiechał.
Wyplątała się z jego ramion i ponownie pobiegła do granicy. Znowu nic. W miejscu na jej ramieniu, gdzie jeszcze przed chwilą błyszczały inicjały D.M., była teraz po prostu czysta skóra. Poniżej widniało tylko słowo szlama i apostrof doskrobany przez Bellatriks – „’s”.
Odwracając głowę, by spojrzeć na niekończące się akry posiadłości, Hermiona odetchnęła głęboko, tonąc w słońcu, gdy wiatr delikatnie łaskotał jej łydki.
Odwróciła się do Draco.
— Berek!
Pobiegła w prawo bez żadnego wyczucia kierunku, śmiejąc się i czekając, aż chłopak podąży za nią.
Ale nic takiego się nie stało.
Zatrzymała się, odwracając do niego. Zobaczyła Draco wciąż stojącego na końcu alei z rękami w kieszeniach. Coś zacisnęło się w jej wnętrzu.
Podeszła do niego szybko, prawie biegiem.
— Coś nie tak? — zapytała bez tchu. — Draco?
Jego oczy były skupione i wpatrzone tępo w bezkres otaczających ich łąk. Wyciągnął z rękawa różdżkę i podał ją Hermionie. Jego palce drżały.
— Weź ją. Idź.
Hermiona uniosła brwi, wpatrując się w głogową rękojeść.
— Draco…
— Nie masz po co tu zostawać — powiedział, a jego słowa porwał wiatr. Unikał jej spojrzenia. — Ostatnia plotka co do ich lokalizacji mówiła o Norwich. Możliwe, że jakieś trzy tygodnie temu zobaczono tam kogoś z listy poszukiwanych drukowanej przez Proroka. My nikogo nie znaleźliśmy, ale możliwe, że coś przegapiliśmy.
— Draco, przeszliśmy przez to…
— Z pewnością jakoś odnajdziesz Zakon. Wiem, że tak. Jesteś genialna.
Przełknął ślinę i wcisnął jej różdżkę w dłoń. Jej serce ścisnęło się w agonii, a umysł wirował, gdy walczyła z samą sobą. Zamknęła oczy, cofnęła się o krok i spróbowała pomyśleć.
— Powiedziałeś, że w Wielkiej Brytanii nie ma żadnych poszlak Prawdziwego Zakonu. Czy mówiłeś mi prawdę?
— Oczywiście, że tak…
— W takim razie zakładając, że nie mogę ich znaleźć, moją jedyną opcją jest aportacja do Francji lub znalezienie innego sojusznika Prawdziwego Zakonu, który przebywa wystarczająco blisko, abym podczas podróży się nie rozszczepiła. Wszędzie ustanowiono Bariery Antyaportacyjne. — Wzięła głęboki oddech. — Nie mówiąc już o tym, że musiałabym znaleźć sposób, aby pokonać brytyjską Barierę Antyaportacyjną, która w ostatnich tygodniach została wzmocniona.
Otworzyła oczy, a między nimi zapadła cisza.
— Draco, może i jestem sprytną czarownicą, ale to są naprawdę ogromne przeciwności.
W końcu spojrzał jej w oczy. Były pełne łez.
— Zapytam Charlotte, gdzie mogę cię zabrać. Kiedy odzyska wspomnienia, dowiemy się, kto jest jej kontaktem…
— Zabiją cię, jeśli odejdę, a ty zostaniesz.
Bo tak właśnie było. Prawda, z którą nie mogła żyć, mimo całej swojej logiki. Mimo palącego pragnienia powrotu do przyjaciół.
Jej ręce drżały i zacisnęła je w pięści.
— Może mógłbyś udać się gdzie indziej? Skoro nie możesz tam gdzie ja?
— Tak. Tak, mógłbym. — Spuścił wzrok, wpatrując się w źdźbła trawy pod ich stopami. — Malfoyowie mają posiadłości rozsiane po całym świecie. Mogę coś wymyślić.
Słowa jednak zbyt szybko wypłynęły z jego ust.
— Nie okłamuj mnie. — Jej głos drżał, a Draco spojrzał na nią, gdy otarła policzki. – Powiedz mi, czy uciekniesz. I czy twoja matka ucieknie z tobą.
Zawahał się.
— Spróbowałbym ją zabrać. Ale ona nie zostawiłaby mojego ojca.
— Czy twój ojciec by uciekł?
Draco milczał.
Wzięła głęboki oddech i spojrzała w dół na emanującą magią różdżkę w swojej dłoni. Podeszła do niego i wcisnęła rękojeść z powrotem w jego dłoń.
Wpatrywał się w to wszystko tępym wzrokiem, a potem spojrzał na Hermionę.
— Nie mogę prosić cię, żebyś tu została…
— Nie prosisz. — Podniosła się na palcach i pocałowała go. Ledwo poruszał ustami przy jej własnych, ale nalegała, wplatając palce w jego włosy i obejmując jego twarz. Otarła swoje wilgotne policzki, kiedy się odsunęła, patrząc na niego. — To najmądrzejsze wyjście ze wszystkich możliwych. Zostanę, dopóki wszyscy nie będziemy mogli bezpiecznie się stąd wydostać.
Jego oczy przeszywały jej, a szare ściany rozpadały się kawałek po kawałku, aż za opadającymi warstwami Oklumencji w końcu go ujrzała.
— Czemu? — zapytał głosem delikatniejszym niż wiatr.
Tysiące odpowiedzi przemknęło przez jej umysł, ale tak naprawdę tylko jedne słowa mogły ująć je wszystkie.
— To słuszny wybór.
Przemknął po niej spojrzeniem. Posłała mu miękki uśmiech i wzięła go za rękę, prowadząc go do miejsca, gdzie zostawiła na ziemi swoją torbę. Podniosła ją i wyjęła ze środka czarną fiolkę.
Chwycił ją za ramię, kiedy wyciągnęła korek.
— Nie… mogę to załatwić urokiem…
— Uroki znikają, Draco — powiedziała, uwalniając ramię z jego uścisku. — Nie możemy ryzykować. — Podniosła fiolkę do ust i wypiła eliksir.
Pansy miała rację. Hermiona poczuła się, jakby artament rozkwitł w jej żyłach, zalewając całe ciało. Trzęsąc się podała Draco pergamin i zaczarowane pióro. Patrzyła na niego, dopóki nie zabrał ich od niej drżącymi palcami. Krew pojawiła się na pergaminie, a po sekundzie na jej ramieniu znów pojawiły się dwie litery.
D.M.
Tak jak wcześniej.
Przejechała po nich palcami, obserwując złoty połysk pod warstwą czerni.
Przeszli przez granicę, a litery na jej ramieniu zalśniły. Spróbowała szybko przetestować działanie tatuażu, a iskry przeszywały jej ramię, dopóki nie cofnęła ręki do wnętrza bariery. Magia zatrzeszczała, gdy Draco wziął ją za rękę i odciągnął, prowadząc w stronę altany i z powrotem do domu.
Tej nocy, kiedy się rozbierali, Draco wpatrywał się żałośnie w świeżo wytatuowane na jej ciele inicjały.
Przyłożyła jego brodę do swojej i powiedziała:
— To nic nie znaczy.
Całując go mocno, pchnęła ich na łóżko i wspięła się na niego, siadając mu okrakiem w pasie. Potem się kochali, a on pokazywał jej, jak poruszać biodrami i gdzie położyć ręce. Patrzył, jak jej ciało wije się na nim, a w jej oczach płonie żywy ogień. Pozwalał jej czerpać z tego wszelką przyjemność, całując ją, aż nie była w stanie zaczerpnąć tchu. Tak bardzo go kochała.
***
W sobotę rano zaczęli planować wizytę Draco w Edynburgu. Pojawiły się doniesienia, że poza Carrowami i ich Partiami w zamku nie było nikogo. Wszelka działalność została w tym miejscu zawieszona w oczekiwaniu na nowe osłony, które miał ustawić dookoła zamku Berge. Draco słyszał, że Carrowowie często upijali się jeszcze przed południem, więc wraz z Hermioną uznali, że powinien wyjść dobrze przed obiadem, by jak najlepiej móc wykorzystać stan ich alkoholowego otępienia.
Minęły dwie godziny, zanim udało im się uwarzyć Eliksir Przywrócenia Pamięci z dodanymi do niego wspomnieniami Charlotte. Draco zabrał do Edynburga miksturę i instrukcje dotyczące antidotum na tatuaż, kryjąc swoje prawdziwe zamiary pod wymówką rozmowy z Carrowami co do kupna Cassandry po ponownym otwarciu Edynburga. Miał zaniżyć cenę, a oni mieli mu odmówić, wyrzucając go za drzwi.
Kiedy już udałoby mu się wymknąć, miał wypić porcję Eliksiru Wielosokowego, by przemienić się w przypadkowego mugola, aby ani Charlotte, ani pozostałe dziewczyny nie ujrzały Dracona Malfoya błąkającego się po zamku. Miał znaleźć sposób na odizolowanie Charlotte – klątwa Imperius nie była wykluczona – i podać jej eliksir przywracający wspomnienia. Gdyby został złapany przez Carrowów, powiedziałby im, że zdecydował się sprawdzić pozostałe dziewczyny w poszukiwaniu tańszej alternatywy dla Cassandry.
Kiedy Charlotte wypije już eliksir przywracający jej wspomnienia, bardzo ważnym było, aby Draco na stałe usunął z jej umysłu scenę, w której odebrał jej te wspomnienia w noc ataku na Edynburg – aby zatrzeć wszelkie ślady.
To był skomplikowany plan, ale Draco wydawał się wystarczająco pewny siebie. I Hermiona wierzyła, że uda mu się to zrobić.
Postanowili zjeść wspólny lunch z Narcyzą, aby odwrócić jej uwagę, zanim Draco wymknie się z Dworu. Ale w drodze do jadalni natknęli się w przedpokoju na małe zamieszanie.
Oboje zamarli, widząc Lucjusza po drugiej stronie pomieszczenia, świeżo po wynurzeniu się z kominka. Został otoczony skrzatami, które próbowały zdjąć z niego płaszcz.
— Zostawcie mnie — syknął. — Już wystarczy…
Narcyza stała na dole schodów z założonymi rękami, obserwując go z niepokojem w oczach.
— Wszystko w porządku? Myślałam, że będziesz już w Polsce…
— Zmiana planów. Jadę na Wyspę Baffina — powiedział ostro, podchodząc, by pocałować ją w policzek. — Muszę odstawić kilka rzeczy, a potem ruszam w drogę.
Twarz Narcyzy zbladła, zanim kobieta zamrugała z rozczarowaniem. Lucjusz skinął głową synowi, po czym ruszył szybkim krokiem w stronę korytarza i skręcił za róg, zmierzając do swojego gabinetu.
Umysł Hermiony zawirował. Wyspa Baffina należała do terytorium Kanady, i znajdowała się tuż przy jej wschodnim wybrzeżu. Lucjusz wyjeżdżał się do Kanady – jednego z nielicznych krajów deklarujących wsparcie wobec Prawdziwego Zakonu. Jej żołądek skręcił się gwałtownie na samą myśl.
Narcyza odwróciła się do nich z lekkim uśmiechem.
— Lunch już podano. Niedługo do was dołączę.
Hermiona poszła do jadalni, czując pot na swojej skórze, gdy wymieniła szybkie spojrzenie z Draco. Żadne z nich się nie odezwało, dopóki nie dołączyła do nich Narcyza, ocierając lekko rzęsy z wilgoci i potwierdzając, że Lucjusz już wyszedł.
Hermiona i Draco pospieszyli do jego pokoju zaraz po lunchu. Draco nie słyszał o kontrataku nic poza plotkami i szeptami, ale musiał zgodzić się z tym, że Kanada była prawdopodobnym celem. Oboje byli dość zdenerwowani wizytą Lucjusza i zdecydowali, że Edynburg będzie musiał poczekać do jutra. Hermiona spędziła resztę dnia krążąc po pokoju Dracona i wypytując go o różne scenariusze wydarzeń, które mogłyby nastąpić podczas jego wizyty w Edynburgu, podczas gdy on tylko przewracał oczami.
Ale przez cały czas zastanawiała się, co aż tak pilnego Lucjusz musiał zrobić w swoim gabinecie, że opuścił swój posterunek – poświęcając zaledwie kilkanaście sekund na powitanie swojej rodziny.
Tuż po lunchu w niedzielę, kiedy Narcyza udała się na odpoczynek do swojego pokoju, Draco zebrał eliksiry, pocałował szybko Hermionę i wyszedł. Dziewczyna obserwowała, jak jego postać oddala się alejką, a kwietniowy wiatr rozwiewał poły jego płaszcza.
Będzie dobrze. Musiało być.
Hermiona odwróciła się od drzwi zaraz po tym, jak przekroczył bramę i zniknął w wirze teleportacji. Pozwoliła swoim oczom wędrować po holu, czując swędzenie na łopatkach, jakby powinna coś zrobić.
Ale nie miała już nic do zrobienia.
Ogarnęła ją dziwna pustka. Wykonała swoją część. Do końca dnia ona i Draco pomogą Prawdziwemu Zakonowi, zwracając wspomnienia Charlotte i przekazując jej formułę antidotum na tatuaże. Musieli przedyskutować swoje następne kroki, kiedy on wróci, ale na razie… wypełniła swoją misję. To, co pochłaniało ją od miesięcy.
Oczywiście był jeszcze jeden problem. Ale cała jego niemożność ją przytłaczała. Mimo że Prawdziwy Zakon zaryzykował podczas ostatniej akcji ratunkowej dziesiątki istnień w nadziei, że ona mogłaby im pomóc.
Wbrew temu, co mogli sądzić Cho i Wiktor, nie miała pojęcia, co jeszcze mogłaby przekazać Prawdziwemu Zakonowi, by udało im się zniszczyć Voldemorta. Jej umysł był cenny, tak, ale już przecież przekazała Ginny i Charlotte najważniejsze informacje, jakie posiadała na ten temat. A co za tym idzie, Prawdziwemu Zakonowi.
Jedyne, co jeszcze ją dręczyło, znajdowało się właśnie za zamkniętymi drzwiami gabinetu Lucjusza Malfoya.
Mimowolnie ruszyła korytarzem, skręcając za róg w kierunku jego gabinetu. Jej serce przyspieszyło swój rytm, gdy zbliżyła się do drzwi, a umysł buzował dreszczem nowej przygody. Lucjusz mógł zostawić za tymi drzwiami wskazówkę dotyczącą ataku na Kanadę. Gdyby tylko udało jej się uzyskać do niej dostęp.
Hermiona instynktownie przycisnęła ucho do drewna, uważnie nasłuchując drapania pióra lub brzęku lodu o szkło. Sięgnęła, by spróbować poruszyć klamką, wiedząc, że się to nie uda…
Uchwyt rozgrzał się pod jej dotykiem i obrócił.
Spojrzała na mosiądz. Pchnięciem otworzyła drzwi i otworzyła je na oścież. W kinkietach na ścianie ożyły płomienie. Podeszła tak blisko, jak tylko mogła, pamiętając o linii niewidzialnej bariery i przyglądając się przedmiotom na biurku Lucjusza. Uniosła się na palcach, zmrużyła oczy, wychyliła szyję – i zatoczyła się do przodu.
Wzdrygnęła się, a serce waliło jej w uszach. Spojrzała na swoje stopy i westchnęła. Wylądowała za linią framugi drzwi.
Bariera zniknęła – ta, która wcześniej nie pozwalała jej wejść do gabinetu.
Wychylając głowę zza drzwi, rozejrzała się po korytarzu. Nie dostrzegając nawet skrzata, odwróciła się i wpadła do środka.
Biurko Lucjusza było uporządkowane, nieskazitelne i puste. Na wypolerowanym drewnie nie leżały żadne notatki czy bibeloty, poza niewielką ramką ze zdjęciem znacznie młodszej Narcyzy, uśmiechającej się nieśmiało do fotografa i zakładającej kosmyk włosów za ucho. Hermiona spojrzała po półkach, obserwując pusty Monitor Wrogów. Odetchnęła gwałtownie, próbując wydedukować, gdzie mogłaby ukryć coś ważnego, gdyby była Lucjuszem Malfoyem.
Coś zamigotało na drugim końcu pokoju, a serce podeszło Hermionie do gardła. Rozluźniła ramiona, gdy jej wzrok spoczął na źródle blasku – małym, srebrnym zamku zamykającym ozdobną szafkę. Skóra zapiekła ją na karku.
Gdyby była Lucjuszem Malfoyem, właśnie tam by coś ukryła.
Wyciągnęła szuflady w biurku Lucjusza, przetrząsając je w poszukiwaniu kluczy. Gdy nic nie znalazła, podeszła do szafki i spojrzała na zamek. Po próbie rzucenie bezróżdżkowej Alohomory, przycisnęła palce do ust, zastanawiając się nad innymi możliwościami, jakie jej pozostały.
Sięgnęła do przodu, by zbadać mechanizm, i gdy tylko jej palce dotknęły srebra, zamek zazgrzytał.
Zatoczyła się do tyłu, otwierając usta, gdy zamek przekręcił się i odblokował. Spojrzała przez ramię, żeby upewnić się, że to nie sztuczka, po czym odwróciła głowę w zachwycie, gdy drzwi szafki powoli się otworzyły, ukazując jej oczom granitową, kamienną misę ukrytą w środku.
Myślodsiewnia.
Lucjusz Malfoy miał myślodsiewnię.
Półki w jej umyśle drżały, a serce biło tak szybko, że ledwo była w stanie jasno myśleć. Draco powiedział, że jego ojciec nigdy czegoś takiego nie używał. Okłamywał syna, czy też dopiero w ostatnim czasie odkrył potrzebę sprawienia sobie takiego artefaktu?
Gdy podeszła bliżej, wspomnienia zawirowały w misie niczym poranna mgła. Ciemniejsze nici falujące na powierzchni przekształciły się w bladego mężczyznę w wojskowych szatach, błagającego z mocnym akcentem: „Nic nie wiem! Proszę!”
Czy po to przyszedł do swojego gabinetu? By pozostawić tu ostatnie ze wspomnień?
Wzrok Hermiony spoczął na zestawie zabarwionych na czarno fiolek ustawionych na wysokiej półce. W ich wnętrzu wirowały srebrne nitki. Spojrzała na nie, ale srebrna chmura we wnętrzu misy znów zawirowała, przyciągając jej spojrzenie.
Jej własna twarz wynurzyła się z dna misy, blada i przerażona, zanim się rozmyła. Oddech opuścił jej usta, gdy wpatrywała się w myślodsiewnię, a właśnie ujrzany obraz wciąż płonął pod jej powiekami.
W jakim celu Lucjusz miałby wydobyć z siebie wspomnienia jej osoby?
Zanim zdążyła się zastanowić, chwyciła za krawędź myślodsiewni i zanurzyła głowę w płytkiej wodzie.
Przed jej oczami zmaterializowała się sypialnia Draco. Wylądowała obok jego łóżka dokładnie w chwili, gdy Lucjusz Malfoy zwolnił uścisk na jej szczęce i powiedział:
— Ty głupia dziewczyno. Jeśli go kochasz, przestań próbować go zabić.
Patrzyła, jak jej ciało zsuwa się po ścianie, oddalając od niego. Spojrzał na nią z lodem w oczach i zagroził, że odda ją Dołohowowi.
Zabolało tak samo, jak za pierwszym razem.
Ruszył w stronę kominka, a Hermiona została porwana razem z nim, przenosząc się do lochów w Edynburgu. Lucjuszowi zajęło pół sekundy, aby się rozejrzeć, zanim prześlizgnął się przez drzwi i ruszył długim korytarzem, którym Rabastan ciągnął Charlotte. Hermiona podążyła za nim, wciąż stąpając na palcach, jakby można ją było usłyszeć.
Za bramą zamigotało światło i Lucjusz szybko podszedł do wrót. Pchnął bramę, która otworzyła się ze zgrzytem w chwili, gdy ktoś wystrzelił ku niemu zaklęcie. Podskoczyła, gdy on uchylił się przed czarem, i wpadła z nim do pokoju, zanim zamknął drzwi.
Draco unosił się nad Charlotte, z różdżką wycelowaną w ojca i przerażeniem w oczach.
— Ojcze. Mogę wyjaśnić…
— Skończyłeś już? — Nozdrza Lucjusza się rozszerzyły. — Nie mamy czasu na twoje kłamstwa.
Oczy Charlotte błądziły między nimi, przepełnione obawą. Klęczała, z rękami i kostkami przykutymi łańcuchami do ściany.
— Ja… — zaczął Draco, ale jego głos się załamał. — Prawie z nią skończyłem. Ale wciąż muszę rzucić na nią Obliviate.
Skinął głową w kierunku jej stóp, a Hermiona spojrzała w dół, by ujrzeć zwinięte ciało Jugsona. Lucjusz wykrzywił usta, zanim spojrzał na syna.
— W sąsiedniej celi są inne Dziewczyny Carrowów. Pracowały z nią. — Czoło Draco pokrywały kropelki potu, które otarł szybko przedramieniem. — Jeśli ich umysły zostaną przejrzane, będzie jasne, że wspomnienia Charlotte zostały naruszone.
Lucjusz warknął i odwrócił się do Jugsona.
— Obliviate. — Końcówka jego różdżki zaświeciła się, a potem zgasła. — Dołącz do mnie, kiedy z nią skończysz.
— Dziękuję, ojcze — wyszeptał Draco. — Dziękuję ci za…
Ale głos Draco ucichł. Świat zaczął się trząść, jakby została wepchnięta do zimnej wody. Lochy w Edynburgu rozmyły się, przekształcając w nieznany jej loch. Wyższe kamienne sufity i wyraźniejszy powiew chłodnego powietrza. Słowa Draco zamieniły się w niesamowitą piosenkę, rechotaną lodowatym głosem…
— Dziękuję, że do nas dołączyłeś, Lucjuszu.
Hermiona odwróciła się i ujrzała Bellatriks w obcisłych, czarnych spodniach i pelerynie, przeciągającą różdżkę przez opuszki palców. Draco stał u jej boku, wpatrując się w czterech skutych kajdanami więźniów u swoich stóp. Lucjusz stał w drzwiach, przyglądając się całej scenie z nieciekawym wyrazem twarzy.
— Witamy z powrotem w Zurychu — powiedziała Bellatriks z drwiącym ukłonem. — Przybyłeś w samą porę. Właśnie nauczam.
Lucjusz zrobił krok do przodu, splatając ręce za plecami.
— A jakie ty masz kwalifikacje, by móc twierdzić, że nauczasz, Bello?
Wyszczerzyła do niego zęby w uśmiechu.
— Potrafię niszczyć słabości.
Oczy Hermiony przesunęły się ku Draco. Miał na sobie czarne szaty i buty jak inni Śmierciożercy. Jego oczy okalały sine cienie, a skóra była matowa. Przełknął ślinę, ale poza tym nie dał po sobie poznać, że ich słucha.
Jeden z więźniów poruszył się, zwracając oczy w stronę Lucjusza.
— Proszę — powiedział z drżącym, szwajcarsko-niemieckim akcentem. — Proszę, pomóż nam…
Bella szybko machnęła różdżką i mężczyzna zamilkł. Przekrzywiając głowę, uciszyła pozostałych mężczyzn.
Lucjusz podszedł, by stanąć za więźniami, jakby byli murem oddzielającym go od szwagierki.
— Wtrącasz się w działania Czarnego Pana, Bello. Zapominasz, że Wielki Zakon jest orędownikiem szwajcarskiej, magicznej społeczności. — Spojrzał na nich. — Kim są ci mężczyźni?
— Nikim ważnym — powiedziała. — Zaufaj mi, nikt nie będzie za nimi tęsknił. Tak jak za szczurami w piwnicach twojego Dworu, czyż nie? — Bellatriks podeszła do Draco i owinęła go ramionami wokół talii, opierając głowę na jego ramieniu. — Musimy wzmocnić naszego chłopca. Przygotować go. — Spojrzała uważnie na swojego szwagra. — Ludzie zaczęli gadać, Lucjuszu.
Hermiona spojrzała z dudniącym w piersi sercem na Draco.
Lucjusz wykrzywił usta.
— W takim razie im na to pozwól. Draco nie został tu sprowadzony po to, by zostać zwykłym katem. Ma doskonałe relacje z nowym, niemieckim ministrem, który jest właśnie na górze, zmuszony znosić towarzystwo Dołohowa, podczas gdy ty zabawiasz się w piwnicy.
Rysy Bellatriks przybrały dramatyczny grymas.
— Tylko jeden przed obiadem? Nie pozwolę Antoninowi i innym twierdzić, że ktoś z krwią Blacków w żyłach nie potrafi rzucić Zaklęcia Niewybaczalnego. — Uniosła brew. — Jeśli chodzi o Malfoyów…
Lucjusz zadrwił z niej i wyciągnął różdżkę. Uniósł ją w stronę sufitu, wysyłając z czubka strumień światła, który rozszczepił się na cztery, kierując w dół ku klęczącym więźniom. Wszyscy upadli z niemymi krzykami, gdy uderzyły w ich klątwy Cruciatus. Ich oczy wywróciły się do tyłu, a ich ciała zaczęły się trząść.
Draco zadrżał raz, zanim jego oczy zaszły mgłą.
Lucjusz schował różdżkę do kieszeni. Bellatriks zmarszczyła brwi i puściła Draco.
— Skoro skończyliśmy — wysyczał Lucjusz — mój syn jest potrzebny na górze.
Bellatriks uśmiechnęła się złośliwie, idąc leniwym krokiem w stronę Lucjusza.
— Mógł być naszym synem — mruknęła. Stała przed Lucjuszem, przesuwając palcami po jego piersi. — Pomyśl, o ile byłby wtedy silniejszy.
— Może i silniejszy, ale z pewnością mniej zdrowy na umyśle.
Bellatriks odchyliła głowę do sufitu i zachichotała.
— Mogliśmy się tak dobrze razem bawić, Lucjuszu.
I zniknęła za drzwiami.
Hermiona spojrzała na torturowanych mężczyzn, a potem na Draco. Tkwił tam nieruchomy niczym kamienna ściana.
— Draco — powiedział cicho Lucjusz, po czym machnął różdżką, cofając klątwę.
Draco odwrócił się do niego, a kiedy otworzył usta, pokój znów zaczął drżeć. Słowo „Ojciec” zamarło mu w gardle.
Przed oczami Hermiony rozbłysło jasne światło dnia. Wszędzie, gdzie tylko spojrzała, widziała bezkresną biel.
Zamrugała, jej uszy wypełnił syk, ostre wybuchy bitwy i trzask fal.
Kiedy jej oczy zdołały się skupić, ujrzała Draco i Lucjusza, walczących plecami do siebie – Draco rzucający zaklęcia obronne, a Lucjusz typowe dla ataku.
Byli na brzegu. Po jej prawej stronie wznosiło się białe zbocze klifu, wysokie niczym wieża. Po lewej ujrzała czysty błękit oceanu, którego fale rozbijały się o kamienną plażę.
Zaklęcie przemknęło obok jej twarzy. Odwróciła się i zobaczyła, jak Draco odskakuje w ostatniej możliwej chwili, potykając się o kilka metrów w prawo. Kiedy się wyprostował, spojrzał w górę – wręcz prosto na nią – a jego oczy się rozszerzyły.
Błyskawica światła przebiła się przez jej ciało, uderzając w niego. Krzyknęła, gdy upadł na kamienie, wrzeszcząc i drżąc. Hermiona odwróciła się, by zobaczyć jego napastnika i ujrzała Charliego Weasleya wpatrującego się w niego z zaciśniętą szczęką.
Miała mniej niż sekundę, żeby go rozpoznać, zanim do jej uszu dobiegła wysyczana "Avada Kedavra!". Życie wypłynęło z Charliego, choć w chwili śmierci uśmiech nie opuścił jego ust, tak samo jak jego młodszego brata. Hermiona odwróciła się i zobaczyła, że Lucjusz już opuszcza różdżkę i biegnie do syna.
Hermiona potknęła się na niepewnych nogach. To było Dover. Bitwa pod zamkiem w Dover, która doprowadziła do ucieczki większości członków Ruchu Oporu w Wielkiej Brytanii. Bitwa, która zakończyła się śmiercią Charliego Weasleya po trafieniu w Draco klątwą kwasową.
Podbiegła do krzyczącego ciała Draco i opadła przy jego boku. Piekły ją oczy, gdy patrzyła, jak Lucjusz zaczął mamrotać pod nosem serię zaklęć leczących. Twarz mężczyzny pobladła, gdy próbował zaklęcie po zaklęciu.
— To klątwa kwasowa — wydyszała Hermiona, wiedząc, że nikt jej nie słyszy.
Draco krzyknął, a Hermiona mogła zobaczyć kości jego ramienia, zanim zaczęły odpryskiwać. Lucjusz ogłuszył go i opuścił głowę, biorąc głęboki oddech.
— Malfoy! Oni uciekają!
Hermiona obejrzała się przez ramię i zobaczyła, jak nieznany jej Śmierciożerca biegnie obok, tylko po to, by paść na ziemię, trafiony w plecy przez kulę zielonego światła.
Patrzyła, jak oczy Lucjusza błądziły gorączkowo po ciele syna, zanim rozchylił usta.
— Łzawko — zawołał ochryple.
Po trzech sekundach u jego boku pojawiła się skrzatka. Ramiona Hermiony zadrżały.
— Panicz Draco…!
— Zabierz go natychmiast do doktora Xaviera. Kiedy już to zrobisz, ściągnij do niego Narcyzę.
Lucjusz wstał szybko, a Hermiona obserwowała, jak idzie on przez plażę, kierując się w stronę brzegu, gdy wiatr rozwiewał jego szaty i włosy.
Łzawka i Draco zniknęli chwilę później.
Stała na drżących nogach, a po chwili pobiegła za nim. Zaklęcia wystrzeliły w jego stronę, ale odepchnął je, kierując się w stronę wody.
Nie wiedziała dlaczego, dopóki fale nie obmyły jej kostek.
Do oceanu wpłynęły trzy łodzie. Ta najdalsza była pusta. Hermiona zmarszczyła brwi i znalazła w dali następną łódź, w chwili, gdy dwóch jej pasażerów zniknęło.
Rozchyliła usta, gdy myślami wróciła do artykułu Proroka sprzed kilku miesięcy. Bariera Antyaportacyjna. Płynęli do niej, aż byli w stanie aportować się do Francji.
W drugiej łodzi była jeszcze jedna osoba. Lucjusz uniósł różdżkę i posłał w jej stronę klątwę, mijając jej ciało o cal, zanim zniknęła.
Wszedł głębiej w wodę, aż po same uda. Trzecia łódź była prawie przy granicy bariery. Lucjusz rzucił zaklęcie, by przywołać ją z powrotem, by całym ciałem ciągnąć ku sobie jej ciężar. Jakaś kobieta krzyknęła, gdy łódź się zakołysała.
To była Katie Bell. Serce Hermiony zabiło jeszcze mocniej.
Odwróciła się do białych klifów w Dover i ujrzała tylko ciała. Lucjusz był ostatnim, żywym Śmierciożercą.
Cztery osoby w łodzi walczyły o kontrolę, a Hermiona obserwowała pluskającą ostro wodę. Lucjusz zatoczył się do tyłu, a jego ramię wygięło się w łuk…
Kobieta z tyłu łodzi odwróciła się przez ramię, patrząc mu prosto w oczy.
Andromeda Tonks. Uniosła się, celując w niego różdżką.
Nawet stąd była wyraźnie rozpoznawalna.
Lucjusz zawahał się, zaciskając usta w grymasie.
A zza ramienia Andromedy wyjrzała mała głowa, wręcz wypełzając zza jej ramion, by spojrzeć na plażę.
Hermiona usłyszała, jak Lucjusz bierze ciężki oddech, wciąż gotowy do ataku.
Teddy Lupin wpatrywał się w niego, a po przechyleniu głowy mały metamorfomag zmienił kolor swoich włosów na taki sam odcień blondu jak kosmyki Lucjusza.
Lucjusz opuścił różdżkę.
Katie Bell i dwie inne osoby zniknęły. Andromeda i Teddy podążyli zaraz za nimi.
A potem już tylko trzy puste łodzie kołysały się na falach przy plaży w Dover, gdzie jedynym dźwiękiem był szum fal i krakanie mew.
Z głębokim westchnieniem ulgi Hermiona odwróciła się, by spojrzeć na Lucjusza, czując łzy spływające po jej twarzy. Mężczyzna nadal wpatrywał się w miejsce, w którym przed chwilą znajdowała się Andromeda.
— Granger?
Podskoczyła, patrząc na usta Lucjusza, zdezorientowana, gdy zrozumiała, że on nic nie mówił.
— Granger.
Obróciła się w prawo i ujrzała Draco stojącego obok niej, w tych samych ubraniach, które założył wcześniej tego dnia udając się do Edynburga. Całe wieki temu.
Westchnęła, a jej umysł uniósł się w górę, poza myślodsiewnię.
Zacisnęła dłonie na brzegach misy, ciężko dysząc.
Draco stał obok niej z wściekłym wyrazem twarzy.
— Co ty wyprawiasz?
— Ja… weszłam tu przypadkiem. Cóż, nie planowałam znaleźć myślodsiewni…
— Jak się tu w ogóle dostałaś?
Poczuła nagłą suchość w ustach.
— Drzwi były otwarte.
— I założyłaś, że jest to równoznaczne zaproszeniu do środka? — warknął, a ona wzdrygnęła się przed nim. — Nikomu nie wolno tu wchodzić, nawet matce.
— Ale bariera zniknęła…
— Więc uznałaś, że teraz możesz tu już na spokojnie wejść? — Uniósł brwi. Hermiona owinęła się ramionami wokół talii. — Na Merlina, Granger. Właśnie zaryzykowałem własne życie, robiąc coś, o co mnie poprosiłaś, a ty nie potrafiłaś nawet zaczekać, aż wrócę do domu, zanim znów się w coś wpakujesz? Gdyby mój ojciec cię złapał…
— Przepraszam, wiem, że nie powinnam była. Ale… Draco. — Przygryzła wargę, badając jego twarz. — Twój ojciec ma myślodsiewnię, o której nie wiedziałeś. Obejrzałam kilka wspomnień i…
— Wyjdź. — Jego oczy były twarde jak stal, wwiercając się w nią. — Proszę.
— Ale…
— Granger, wystarczy! — Jego głos odbijał się echem od ścian.
Skinęła głową i przeszła obok niego. Będąc już na korytarzu odwróciła się, szukając w nim obrażeń, mimo iż został ugodzony klątwą kwasową już wiele miesięcy temu.
— Jak poszło? Z Charlotte?
— Doskonale — powiedział stanowczo. — Carrowowie byli na wpół pijani, kiedy mnie wyrzucili, i nikt mnie tam nie widział oprócz Charlotte. Eliksir zadziałał, a ona już wie, co ma zrobić z przepisem na antidotum.
Hermiona zamrugała, oblizując swoje spierzchnięte usta.
— A czy podejrzewała, kim jesteś?
— Nie. Naciskała, bym ujawnił jej swoją prawdziwą tożsamość, ale rozumiała, dlaczego odmówiłem.
— To… to niesamowite, Draco. — Uśmiechnęła się do niego niepewnie, ale on nadal patrzył na nią, zaciskając pięści. — Dziękuję — szepnęła, kiedy on zamknął jej drzwi przed samym nosem.
Powlokła się z powrotem do swojego pokoju ze wstydem i zakłopotaniem wrzącymi w jej wnętrznościach. Po kilku minutach odsunęła te emocje na bok, skupiając się na doborze wspomnień zebranych przez Lucjusza. Jej myśli powędrowały do pierwszego z nich – Edynburga. Zadrżała na wspomnienie Szwajcarii, przypominając sobie chichot Bellatriks, gdy wybiegła za drzwi.
Jednak Dover… Mógł zatrzymać jedną trzecią uciekinierów, ale zawahał się, gdy zobaczył siostrę Narcyzy.
Hermiona zmarszczyła brwi, stając przy drzwiach sypialni Draco, a poczucie winy wracało do niej falami. Może nie będzie chciał zobaczyć jej tam po swoim powrocie, ale kompletnie jej to nie obchodziło. Będzie zmuszony wysłuchać jej przeprosin.
Czytała książkę w jednym z foteli stojących przy kominku, ale po godzinie zaczęła się zastanawiać, czy oglądał właśnie pozostałe wspomnienia. Jak wielu z nich nie widziała?
Gdy dochodziła północ, a ona skubała resztki kolacji, Draco w końcu otworzył drzwi. Szybko wstała, dostrzegając jego wyczerpaną twarz i zmarszczone brwi.
Patrzył na nią, a ona odwzajemniała spojrzenie. Kiedy nie mogła już tego dłużej znieść, wyrzuciła z siebie:
— Obejrzałeś je?
Po milczeniu, które wydawało się trwać całe życie, skinął głową. Złożyła ręce razem.
— A co z tymi w fiolkach? Je też widziałeś?
Znowu skinął głową i oderwał wzrok od dywanu. Otworzył usta, jednak szybko je zamknął.
— Nie widziałam ich — powiedziała.— Czy było… czy było w nich coś, co cię zaniepokoiło?
Przełknął ciężko, gdy na nią patrzył.
— Pamiętasz jak zaginął ojciec Goyle'a?
— Tak, nigdy go nie znaleziono. — Odetchnęła gwałtownie. — Prawda?
Draco potarł czoło.
— Pozwól, że zacznę od czegoś wcześniejszego.
Czekała. Opuścił rękę i pochylił głowę w jej stronę.
— Czym jest horkruks?
Hermiona zamrugała, czując ciężar w żołądku, cofając się myślami do wydarzeń sprzed dziesięcioleci.
Tu się tyle podziało w tym rozdziale, że nie wiem wgl od czego zacząć. Może zacznę od pięknych nawiązań do Słusznego Wyboru xD Hermionie chyba nigdy się te słowa nie znudzą, ale muszę się z nią zgodzić, to był “słuszny wybór”. Pewnie zrobiłabym to samo na jej miejscu. Kocha Draco, dlatego tak ciężko jest jej go zostawić, bo jak mogłaby to zrobić? Czytam to i mam przed oczami W kajdanach, jak tam też planowali wspólną ucieczkę. No ale wracając do pięknych nawiązań do SW, scena z przepytywaniem Hermiony podczas seksu… O moja matuleńko! Draco się chyba też to nigdy nie znudzi xD Lucjusz natomiast mnie bardzo zaskoczył. Pod maską tego okropnego człowieka kryje się ktoś zupełnie inny, ktoś kogo nie spodziewaliśmy się ujrzeć. Widać, że bardzo kocha Draco, mimo tego, że wcale tego nie pokazuje na pierwszy rzut oka. Kiedy Draco został trafiony klątwą kwasową nawet chwili nie zawahał się, żeby pomścić syna. Zawahał się tylko wtedy, kiedy dostrzegł Andromedę i Teddy’ego. Są rodziną, więc nie mógł ich skrzywdzić, a to znów pokazuje nam coś więcej na temat samego Lucjusza. Ten z pozoru zimny i zamknięty w sobie człowiek ma naprawdę ogrom uczuć i podziwiam go, że jest w stanie je ukrywać. No i sprawa z gabinetem Lucjusza. Dlaczego nagle ta bariera zniknęła? Dlaczego Hermiona nagle mogła tam wejść. I dlaczego Lucjusz jednak posiada Myślodsiewnią, skoro mówił, że jej nie ma?
OdpowiedzUsuń❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuńWow! Czytałam ten rozdział na 3 razy. Kolos, który wywołał we mnie taką falę różnych emocji... lecę czytać dalej.
OdpowiedzUsuń