Motyw: Tabula Rasa (Czysta Karta)
Rating: T
Ostrzeżenie: brak szczęśliwego zakończenia.
Tabula rasa. Takie są warunki.
Wyjście z Azkabanu, przepracowanie roku w tej jej nudnej organizacji charytatywnej na rzecz skrzatów domowych i udawanie, że nigdy wcześniej się nie spotkali.
To dziwne, ale wszystko jest lepsze niż spędzenie kolejnego roku w Azkabanie.
Niczym nowy początek.
Koncepcja jest całkiem kusząca.
Draco powstrzymuje się od przewracania oczami, gdy zgadza się na warunki.
— Chciałbym móc zachowywać się tak, jakbym nigdy wcześniej jej nie poznał.
— Warunki umowy są magicznie wiążące. Jeśli je złamiesz, wrócisz, by odbyć dodatkowy rok swojej kary — mówi prawnik z kamiennym wyrazem twarzy.
Draco spogląda na swoją matkę, która siedzi obok niego i kiwa głową zachęcająco.
— W porządku. Jestem prawnie związany by zachowywać się tak, jakbym jej nie znał. Brzmi idealnie. Gdzie mam podpisać?
Nie wie, dlaczego ta klauzula w ogóle istnieje w jego umowie. Trzy tygodnie spędzone w pracy, a on nawet nie widział jej na oczy.
W dniu, w którym Draco przybywa do biura, zostaje umieszczony w ciasnym gabineciku gdzieś w piwnicy, a po tym, jak próbują przyporządkować mu różne zadania, w końcu zostaje przydzielony do pisania listów z podziękowaniami.
To cała jego praca.
Najwyraźniej jedyną użyteczną umiejętnością, jaką posiada, jest schludny charakter pisma.
Na początku zakłada, że będzie to łatwe. Przyjdzie później, wyjdzie wcześniej i spędzi kilkanaście minut na kreśleniu co najwyżej paru notatek.
Drogi Lizodupcu,
Jakże ci dziękuję za tę hojną darowiznę w postaci 500 galeonów. Jestem tak zachwycona, że nie wymyśliłeś dosłownie nic lepszego, co mógłbyś zrobić z tymi pieniędzmi. Z pewnością użyjemy ich do poprawy jakości życia tych wstrętnych szczurów zwanych skrzatami domowymi.
Z poważaniem i buziaczki
ulubiona króliczozębna wiedźma całego świata czarodziejów
Hermiona Granger
Nie. To wcale nie jest takie łatwe. Granger ma szczegółowe wymagania dotyczące wszystkich listów z podziękowaniami, co do pisania których nawet nie zadaje sobie trudu.
A on musi przeglądać artykuły z jej wypadów towarzyskich i szczegółowy kalendarz osobisty, aby robić odniesienia do każdego z jej ostatnich spotkań z każdym z darczyńców. Oczekuje się od niego, że zapyta też o ich dzieci i wnuki (oczywiście po imieniu) i omówi wewnętrzne działania organizacji charytatywnej, a także opowie jakieś anegdotki o wszystkich smutnych, małych skrzatach, które wspomaga darczyńca.
W ciągu kilku tygodni koresponduje on regularnie z najdziwniejszym sortem czarodziejów, centaurem, dwoma wampirami i rzekomym leśnym trollem. I koresponduje z nimi jako Granger, której sam nie widział na oczy od lat.
Podobno przegląda ona wszystkie jego listy, zanim je podpisze i wyśle, ale Draco szczerze w to wątpi. Po wielu tygodniach nadal ani na sekundę nie ujrzał jej krzaczastej czupryny.
Był rozdarty między oburzeniem a podziwem dla tego, jak zręcznie kieruje ona statkiem, jakim była ta organizacja/fundacja. Biedna, mała Hermionka, ukochana bohaterka czarodziejskiego świata mająca na zawołanie legion potakiwaczy wykonujących całą tę pracę, którą ona rzekomo osiąga dzięki swojej rześkiej postawie.
Draco sądzi, że przez większość dni ona nawet nie pojawia się w swoim biurze. A jeśli tak, to nigdy nie wychodzi choćby na krok poza czwarte piętro, gdzie znajduje się jej gabinet.
Granger ma osobistą asystentkę tak barczystą, jak Crabbe i Goyle razem wzięci. Ma na imię Charlotte. Draco jest przekonany, że musi być ona co najmniej ćwierć trollem. Wpatruje się w Draco za każdym razem, gdy „przekazuje wiadomości” i wyjaśnia mu, że z chęcią złamie mu kręgosłup, jeśli Granger kiedykolwiek da jej na to zgodę.
Draco wykonuje swoją „pracę” ze spuszczoną głową. Musi wytrzymać tu tylko rok, a potem odzyska wolność. Może kiedy nie będzie groził mu już powrót do Azkabanu, zdoła ujawnić, jakim blefem jest Granger i cała jej organizacja charytatywna.
Po dwóch miesiącach w końcu widzi ją na własne oczy.
Idzie obok swojej asystentki, gdy on stoi w korytarzu, odpoczywając od duchoty i ciasnoty własnego pokoiku.
Granger dostrzega go z drugiego końca korytarza i bez wahania rusza w jego stronę.
— Cześć, przepraszam. Jesteś tu od ponad miesiąca, a ja się nie przywitałam. — Uśmiecha się do niego, chwytając go za rękę i entuzjastycznie nią potrząsając. Jej asystentka pędzi za nią korytarzem. — Od tygodni podziwiam twój charakter pisma. Jestem Hermiona Granger, a ty musisz być Draco Malfoy. Tak się cieszę, że mamy cię w naszym zespole.
Draco wpatrywał się w nią tępo, podczas gdy ona tylko porusza jego ręką w górę i w dół.
Tabula rasa.
Wszyscy w całej organizacji wiedzą, kim on jest, nawet jeśli na pokaz udają, że nie. Słyszy ich głośne komentarze na temat tych, którzy byli Śmierciożercami. Recepcjonista codziennie udaje, że nie pamięta jego nazwiska albo tego, że w ogóle tam pracuje. Draco każdego ranka musi przejść pełny proces wpisywania do systemu, jakby był gościem.
Jednak Granger nie ma pojęcia, kim on jest. To nie jest żadne gra. W jej oczach nie widać nawet błysku rozpoznania, kiedy uśmiecha się do niego.
Wyobraził sobie ich fałszywe „pierwsze spotkanie” na kilkanaście różnych sposobów, ale taka kolej rzeczy nigdy nie przyszła mu do głowy.
— Granger — mówi, gdy ona wciąż potrząsa jego ręką. Charlotte jest może dziesięć stóp od nich, jej kroki wstrząsają korytarzem, a spojrzenie grozi mu powolną i bolesną śmiercią. — Cała przyjemność po… mojej stronie?
— Panno Granger, ma pani za pięć minut spotkanie z Gibblingiem, aby razem przyjrzeć się finansom — mówi Charlotte, gdy dociera do Granger, próbując oderwać ją od Draco.
— Ach tak? — Ręka Granger wyślizguje się z jego dłoni, a ona wygląda na skarconą, jakby została spoliczkowana. — Nie pamiętałam…
— Przepraszam panią — mówi gładko asystentka, wkraczając między Granger i Draco. — Wypadło mi to wcześniej z głowy, ale właśnie przypomniałam sobie, że wysłał wiadomość dziś rano. Jestem pewna, że zajmie to tylko kilka minut.
Granger wyciąga szyję, by spojrzeć na Draco, gdy jest wyprowadzana z korytarza. Lekko odrywa się od swojej asystentki i cofa się.
— Miło było cię poznać, Draco. W tę sobotę urządzam małą imprezę w moim mieszkaniu z paroma przyjaciółmi. Czy chciałbyś wpaść? Przynajmniej tyle mogę zrobić po takim przeoczeniu.
— Ja… — Draco błądzi wzrokiem tam i z powrotem między pełną nadziei Granger a jadowitym wyrazem twarzy Charlotte stojącej za nią, która ostrzegawczo kręci głową. — …nie sądzę, bym miał czas?
— Och. Cóż, jestem pewna, że jeszcze się zobaczymy.
Draco patrzy, jak Granger oddala się ze swoją asystentką. Jest niesamowicie zdezorientowany tym, co się wydarzyło.
Czuje, że gdyby ktoś miał mu coś powiedzieć, już dawno by to zrobił. Jest prawnie zobowiązany do brania udziału w całej tej niedorzecznej farsie.
Jego matka musi wiedzieć, ale najwyraźniej jej usta są ściśle zapieczętowane przed wyjawieniem mu czegokolwiek.
— Wyszedłeś z Azkabanu, kochanie. Skup się na tym i daj sobie spokój z całą resztą.
I on naprawdę tego chce, ale nie może się powstrzymać przed próbą rozgryzienia całej sytuacji. Dlaczego Granger go nie pamięta? Wygląda na to, że został całkowicie wycięty z jej życia i nie ma najmniejszego pojęcia, dlaczego tylko jego spotkało to wyróżnienie.
Granger wciąż zna jego matkę. Nadal jest aktywną uczestniczką powojennej odbudowy czarodziejskiego świata i od czasu do czasu wygłasza przemówienia o takich wydarzeniach jak Bitwa o Hogwart.
Ona nie jest typem osoby, która dobrowolnie mieszałaby sobie we wspomnieniach. Nawet gdyby tak było, Draco nie wie, dlaczego zdecydowała się zapomnieć akurat o nim. A gdyby zdecydowała się o nim zapomnieć, to nie miał pojęcia, dlaczego ta dziwna mieszanka jej współpracowników i przyjaciół pozwoliła jej go tutaj zatrudnić.
To wydaje się mu aż nazbyt osobiste i nie może się zmusić, by zostawić ten temat w spokoju. Czy jest jeszcze coś, czego Granger nie pamięta?
Kiedy nie sporządza jej korespondencji, zaczyna przeglądać gazety i jej stare kalendarze, próbując dokładnie określić, kiedy Granger mogła zapomnieć o jego istnieniu.
Uważa, że stało się to około sześć miesięcy po tym, jak po wojnie został umieszczony w Azkabanie. Wyczerpująco szczegółowe kalendarze Granger zaczynają wypełniać się natychmiast po tym wydarzeniu. Do tego czasu jej publiczne wystąpienia były dość sporadyczne i dziwne.
Draco zaczyna więc kręcić się po korytarzach, kiedy sądzi, że mógłby na nią wpaść. Jej asystentka jest zawsze kilka kroków za nią, wpatrując się w Draco, jakby wiedziała, dlaczego blondyn tam jest. Kobieta zawsze wymyśla naprędce przypadkowe spotkania i wydarzenia, aby odciągnąć od niego Granger.
Pracował tam już od czterech miesięcy i przez cały czas prawie nie rozmawiał z nią dłużej niż przez dziesięć minut.
Jest w trakcie pisania sarkastycznie serdecznego listu do pewnego rumuńskiego wampira, kiedy drzwi jego gabineciku otwierają się, a Granger wkrada się do środka.
Draco patrzy na nią, gdy ta siada na krześle naprzeciwko jego biurka i wzdycha z ulgą.
Draco przygląda się drzwiom, czekając, aż Charlotte wpadnie przez nie niczym wściekły buchorożec.
Granger zauważa, w którą stronę Draco kieruje swój wzrok.
— Nie martw się. Wysłałam Lottę po sprawunki. Mamy co najmniej piętnaście minut, zanim zacznie mnie szukać.
Draco spogląda na Granger. Nie wie, co o niej myśleć.
Ta wersja Granger jest dziwnie wesoła – cała jej kłująca defensywa została poniekąd nienaturalnie wygładzona. Wciąż wygląda przerażająco, jakby bała się eliksiru do wygładzenia włosów, wciąż zachowuje się osobliwie i ma obsesję na punkcie rzeczy takich jak ratowanie skrzatów domowych i wszystkiego innego na tym świecie. Ale on czuje, że w jego towarzystwie staje się zupełnie inną osobą.
Może po prostu nigdy nie poznał jej bez pazurów.
Granger porusza się na krześle i wygląda, jakby czuła się nieswojo.
— Ona bardzo mnie chroni. Ja… czasami tracę orientację i rachubę.
Draco tylko kiwa głową, nie do końca pewien, jakim cudem ktokolwiek, kto prowadzi tak wyczerpujące zapisy swoich codziennych zajęć jak Granger, mógłby zostać oskarżony o utratę orientacji i rachuby.
Granger rozgląda się po jego biurze.
— Dlaczego, u licha, cię tu wsadzili? Ten pokój wygląda jak schowek.
Draco powstrzymuje się od powiedzenia jej, że dosłownie jest to schowek, który jednocześnie stanowi najbardziej oddalone pomieszczenie od jej biura. Pewnego dnia nawet to zmierzył tylko po to, żeby samemu sobie ten fakt potwierdzić.
— Nie jestem wybredny — kłamie. — To nadal wygodniejsze niż Azkaban.
Ona zaciska usta.
— To ledwo spełnia jakiekolwiek standardy. Przeniosę cię na górę. Na pewno mamy jeszcze kilka dodatkowych gabinetów. Jakieś miejsce z oknem i roślinami! Mój przyjaciel, Neville, jest geniuszem od roślin. Kiedy już cię przeniesiemy, mogę załatwić ci kilka.
Przez kilka minut kręci się po pomieszczeniu, wypytując go o to, czy lubi swoją pracę i jak traktują go jego „współpracownicy”. Draco jakimś sposobem przedziera się przez jej pytania, aż ona w końcu wstaje i patrzy na niego z namysłem.
Następnego dnia Charlotte wygląda na rozwścieczoną, gdy Draco przy recepcji po raz setny wypełnia kartę gościa.
— Panna Granger chce, żeby twój gabinet został przeniesiony na czwarte piętro — mówi, wyglądając, jakby ktoś na siłę nakarmił ją cytryną.
Nowy gabinet Draco znajduje się o dwa pomieszczenia od gabinetu Granger. Ma całą ścianę okien.
Granger pojawia się co rusz, przynosząc mu rośliny i świeżą herbatę, a „Lotta” wygląda, jakby coraz bardziej chciała go udusić.
Granger zaczyna wkradać się do jego biura, gdy jej asystentka załatwia różne sprawy. A to wydaje się mieć miejsce podejrzanie często.
Z całą pewnością Granger jest świadoma, że dzieje się coś dziwnego. Jej spojrzenia są przebiegłe i wyrachowane. Wie, jak się z nią „obchodzą” i że wiąże się to z niekończącymi się próbami ze strony wszystkich jej pracowników, aby utrzymać ją jak najdalej od Dracona. A to z kolei sprawia, że ona jeszcze pilniej go szuka.
Początkowo Draco próbuje to ignorować, ale ona jest jego przełożoną. Czuje się zobowiązany do rozmowy z nią za każdym razem, gdy ta się u niego pojawia.
W końcu pewnego dnia zaczynają rozmawiać o wszystkich listach, które Draco pisze w jej imieniu. Granger spogląda na swoje kolana i przez kilka sekund poprawia spódnicę.
— Musisz uważać za dziwne to, że tracę rachubę darczyńców — mówi, patrząc na niego.
— Wcale nie — kłamie. — Jestem pewien, że jest to powszechne pośród twórców organizacji charytatywnych takiej wielkości. Cieszę się, że moja praca może się przydać.
— Kiedyś umiałam… — mówi nieco łamiącym się głosem. — Ale… — lekko potrząsa głową — moja… moja pamięć potrafi być dość… dlatego robię tak wiele notatek w kalendarzach, żeby mieć wszystko pod kontrolą.
Wyraz jej twarzy jest wyraźnie napięty, a jej promienna wylewność znika.
— Jesteś bardzo zapracowaną osobą — mówi Draco, przyglądając się jej uważnie.
Ona sztywnie kiwa głową i marszczy brwi.
— Myślę… Kiedyś o wiele lepiej zapamiętywałam różne rzeczy. Teraz, jeśli nie mam kogoś, kto by mi o tym przypominał… to czasami… — znów potrząsa głową — zapominam o szczegółach.
— To prawdopodobnie tylko wina stresu.
— Może — mówi bez przekonania.
Granger przejawia wszystkie objawy typowe dla kogoś, na kogo rzucono intensywne i potężne Obliviate. Jest roztargniona i chroniczne zapominalska, co czasem uświadamia sobie przy Draco.
Charlotte często wymyśla spotkania, aby odciągnąć Granger od Draco, ale dziewczyna zapomina też szczegóły dotyczące prawdziwych wydarzeń, w których powinna brać udział. Kilkakrotnie Draco znajduje ją stojącą samotnie na korytarzu, próbującą przypomnieć sobie, które drzwi prowadzą do jej gabinetu.
Nadal jest mądra. Nadal jest niesamowicie sprytna, ale to jak obserwowanie ptaka z podciętymi skrzydłami. Oczywistym jest, że powinna latać, ale ktoś ją okaleczył.
To bolesne być tego świadkiem, a wszystko pogarsza fakt, że jest wyraźnie świadoma swojej przypadłości.
Utrata jej pamięci wydaje się w jakiś sposób skupiać wokół Draco, czego on za nic nie może zrozumieć. Gdyby ktoś złośliwy miał wymazać coś z jej pamięci, szkolny rywal jej najlepszego przyjaciela nie jest kimś, kogo Draco wybrałby jako pierwszego.
Wymazanie wspomnień może mieć charakter samoobronny. Umysł nie rozważa opcji manipulacji ani nie pozwala jej uświadomić sobie, że pewne wspomnienia są niekompletne. Za każdym razem, gdy ich rozmowa zbliży się do tematu ich wspólnej przeszłości, jej uwaga nagle, prawie gwałtownie, skupia się na innym temacie.
Jednak pomimo tego, jak uparcie jej umysł powstrzymuje ją przed szczegółami ich wcześniejszej znajomości, nie potrafi ona trzymać się od niego z daleka. Jakby mogła instynktownie stwierdzić, że stanowi on pewien brakujący element.
Pewnego dnia Granger opowiada mu o swoim pomyśle na eliksir, na który wpadła i który jest prawie genialny. Wyjątek stanowi to, że najwyraźniej zapomniała o specyfice warzenia kluczowego składnika. Nagle zdaje sobie sprawę, że coś przeoczyła i po prostu nienaturalnie milknie w połowie wyjaśnienia, a na jej twarzy pojawia się ściągnięty, zakłopotany wyraz.
— Nieważne. Myślę… powinnam… może wyjdzie, jeśli to zapiszę… — Patrzy w dół, a jej policzki są zaplamione szkarłatem.
— Śluz musi gotować się na wolnym ogniu przez sześć godzin — mówi Draco. — Chyba że chcesz, aby eliksir powodował nieważkość.
Granger wpatruje się w niego przez chwilę, a potem na jej twarzy pojawia się uśmiech.
— Tak! Sześć godzin gotowania. Potem trzeba zostawić go pod pełnią księżyca i zbierać świeży asfodel. — Wzdycha z ulgą i przyciska dłoń do głowy. — Tego właśnie mi brakowało. Pomyślałam… dziękuję, Draco. Myślałam… myślałam, że może znowu się pomyliłam.
Jej entuzjazm powoduje, że całe ciało Draco zalewa fala ciepła, a w jego żołądku coś bulgocze.
Unika jej spojrzenia.
— Nie miałem zbyt wiele okazji do pracy nad eliksirami od czasu wyjścia z więzienia, ale cała reszta przepisu wydaje mi się poprawna. Jeśli chcesz przesłać to do swojego dziennika eliksirów, mogę to przejrzeć, jeśli kiedykolwiek zdecydujesz się spisać całość.
Jej oczy błyszczą, a twarz promienieje.
— To byłoby bardzo pomocne. Moi przyjaciele nie przywiązywali wagi do zajęć z eliksirów. Jestem tak szczęśliwa, że cię znalazłam.
Podskakuje lekko, gdy wychodzi z jego biura, co powoduje, że cała twarz Dracona wielokrotnie drży.
Granger spędza coraz więcej czasu w jego biurze, a Draco nie… cóż, nie ma nic przeciwko temu.
Jest ona nieskończenie lepszym towarzystwem niż dementorzy, mówi sobie.
Niesamowicie się nim zainteresowała i to w sposób, z którym Draco nie wie, jak sobie z poradzić. Granger chce wiedzieć, co Draco zrobi, gdy jego umowa z jej organizacją się skończy, a on próbuje wymyślić coś, co nie będzie tylko bezsensownym szwendaniem się po jego wielkiej, rodzinnej posiadłości.
To nie tak, że nie wolno mu się z nią przyjaźnić. Warunki jego umowy po prostu wymagają od niego, aby nie wskazywał w rozmowie na jakąkolwiek wcześniejszą znajomość z jej osobą.
Mogą być przyjaciółmi, mówi sobie, kiedy ona wprasza się do jego biura, żeby zjeść z nim wspólny lunch.
Nawet dobrymi przyjaciółmi, rozumuje, gdy pewnego wieczoru zaprasza go do swojego mieszkania na kolację.
W umowie nie ma nic, co ograniczałoby ich do bycia kimś więcej niż przyjaciółmi. Jest tego pewien. Sprawdzał to wielokrotnie.
Hermiona siedzi na poręczy krzesła przy jego biurku.
Ich twarze powoli się do siebie zbliżają, a on czuje na swojej skórze jej nerwowy oddech. Ma najpiękniejsze oczy na świecie. Jej włosy opadają do przodu, gdy on ociera się o nią nosem.
Unosi rękę, aż opuszki jego palców muskają jej policzek.
Ona się uśmiecha. Jej oczy są radosne, a kąciki ust lekko się unoszą, gdy pochyla głowę jeszcze niżej.
Ich usta prawie się stykają, kiedy drzwi otwierają się gwałtownie i Charlotte wpada do środka jak burza.
— Panna Granger powinna być na posiedzeniu Zarządu — mówi, pospieszając Hermionę.
Draco ledwo jest w stanie uspokoić swoje tętno, gdy Charlotte powraca do niego, wrząc z wściekłości. Chwyta go za szaty i wyciąga aż za drzwi budynku.
— Jesteś zarazą. Diabelskim nasieniem. Przez najbliższy miesiąc nie wolno ci postawić w tym budynku choćby stopy — mówi, patrząc na niego groźnie. — Trzymaj się od niej z daleka, ty pomiocie Śmierciożercy.
Draco wraca ponury do domu. Jego matka jest we Francji z wizytą u kuzyna, a jemu nie pozostaje nic innego, jak upić się do nieprzytomności.
Próba separacji przebiega tak, jak oczekiwał tego Draco. Charlotte może być obsesyjnie lojalna wobec Hermiony, ale najwyraźniej nie zastanowiła się do końca, czym może zaskutkować odesłanie Dracona do domu na urojone chorobowe.
Po trzech dniach Hermiona pojawia się w Dworze Malfoyów dzięki sieci Fiuu. Draco musi przebiec przez całą posiadłość i rzucić się do łóżka zaledwie kilka sekund przed tym, jak wpadnie ona do jego sypialni, niosąc w dłoni kosz pełen zup i eliksirów.
Granger kręci się nad nim przez kilka minut, podczas gdy on kłamie i udaje chorego. Wreszcie dziewczyna siada, wyglądając ujmująco niezręcznie, i zaczyna go informować o ostatnich wydarzeniach w swojej organizacji.
W miarę upływu minut Draco nie może powstrzymać zalewającego go poczucia niepokoju. Coś z nią jest nie tak.
Jej oczy zaczynają błądzić. Mówi coraz szybciej. Unosi rękę i dotyka swojego gardła, a następnie skroni. Gwałtownie kręci głową.
W końcu Draco uświadamia sobie, dlaczego Granger go nie pamięta.
Urywa w połowie zdania, gdy miota dziko spojrzeniem dookoła.
— Draco… czy ja… czy ja… byłam tu wcześniej?
Draco natychmiast siada i sięga do niej, starając się utrzymać spokój w swoim tonie.
— Hermiono. Hermiono, spójrz na mnie. Skup się na mnie. Opowiadałaś mi o skrzatach, które wczoraj do ciebie przyszły. Nie rozglądaj się. Skup się na skrzatach. Zabierzmy cię z powrotem do biura. Już czuję się lepiej. Chodźmy stąd.
Wydaje się jednak, że ona go nie słyszy.
Podnosi wzrok i dostrzega żyrandol zwisający z sufitu. Z jej ust wyrywa się ciężki jęk, a ona spada z krzesła do tyłu.
Draco rzuca się, ale ona potyka się i odskakuje od niego.
Zaczyna gwałtownie szarpać głową na boki.
— To nie my! Nie zrobiliśmy…
Urywa i nagle już zanosi się szlochem.
Blednie, a jej oczy skupiają się na jego własnych. Jej ton cichnie i zmienia się w urywany, błagalny szept przywołujący wspomnienia, które Draco tak długo próbował zakopać w głębinach swojego umysłu.
— Proszę… Malfoy… Malfoy… proszę…
Znów szarpie głową.
— To nie my! Znaleźliśmy to…
Zaczyna krzyczeć na całe gardło.
Wszystko to tylko jeden, niekończący się krzyk, który wibruje i rozdziera powietrze. Draco nie wie, co robić. Hermiona wciąż krzyczy, a całe jej ciało zaczyna gwałtownie drzeć.
Krzyk nagle ustaje, a ona upada na ziemię.
Draco musi w ostatniej chwili doskoczyć, by ją złapać.
Draco trzęsie się z paniki i kipi z wściekłości, kiedy niesie ją na dół i przeskakuje przez Fiuu prosto do Szpitala Świętego Munga.
Prawie dostaje zrzucony z nóg przez Pottera, kiedy on i Weasley pędzą korytarzem do Oddziału im. Janusa Thickeya.
Draco ma ochotę ich zamordować.
— Tak trudno było pofatygować się z wyjaśnieniami i poinformować mnie, że Granger mnie nie pamięta, bo wymazano jej wszystkie wspomnienia z Dworu Malfoyów?
Ale oni po prostu odpychają go na bok, gdy wbiegają do jej pokoju i zostawiają go na zewnątrz.
Po ponad godzinie Potter wychodzi ze środka jako pierwszy. Przez chwilę stoi nieruchomo, wpatrując się w Draco.
— Ona… powinno być z nią w porządku — mówi tępym tonem. — Uzdrowiciele Umysłów będą musieli po prostu ponownie zapieczętować jej wspomnienia.
Draco wpatruje się w niego. Nadal drży. Nie sądzi, że choć na chwile przestał drżeć.
— Dlaczego nikt po prostu nie powiedział mi, dlaczego ona mnie nie pamięta? Dlaczego, do cholery, w ogóle rzucono na nią Obliviate? Czy masz pojęcie, co to zrobiło z jej umysłem?
Wyraz twarzy Pottera staje się iście zabójczy.
— Czy wiem, co jej zrobiłem? Jak myślisz, dlaczego to wszystko w ogóle się stało, Malfoy? Czy nigdy nie przyszło ci do głowy, że poinformowanie twojej szalonej ciotki, że Hermiona jego mugolaczką, może nieść za sobą długoterminowe konsekwencje?
Twarz Pottera robi się aż biała z wściekłości.
— Jeśli chcesz wiedzieć, czyja to wina, może spróbuj spojrzeć w jebane lustro.
Draco wpatruje się w Pottera z pustym przerażeniem w oczach.
— Myślisz, że ludzie po prostu przezwyciężają tortury? Od czasu wojny w Szpitalu Świętego Munga odkryto całe nowe spektrum uszkodzeń mózgu, które wywołuje Cruciatus, zanim ofiara osiągnie krytyczny punkt szaleństwa. Twoja ciotka nie torturowała Hermiony do szaleństwa, ale była… blisko. Myśleliśmy, że Hermionie nic nie jest. Przez pierwsze kilka miesięcy po wojnie wszystko wydawało się być w porządku. A potem zaczęła mieć problemy neurologiczne. Kiedy przyszła się zbadać, Uzdrowiciele odkryli, że Cruciatus usmażył części jej mózgu. To… najwyraźniej właśnie w taki sposób działa.
Potter zdejmuje okulary i wyciera je. Nie chce patrzeć na Dracona.
— Jedynym sposobem, w jaki byli w stanie to powstrzymać, okazało się odgrodzenie obrażeń za pomocą czarów z funkcją ukierunkowanego zapomnienia. A więc… to właśnie zrobiliśmy. To był po prostu czysty przypadek, że przy okazji całkowicie o tobie zapomniała. Myślę, że byłeś dla niej taką samą częścią tych tortur jak twoja ciotka.
Draco wpatruje się w Pottera i nie wie, co czuć. Jest w nim tak wiele emocji. Cały wir. Więcej niż sądził, że mógłby odczuwać. Więcej niż kiedykolwiek chciał czuć.
— Dlaczego… dlaczego pozwolono jej mnie zatrudnić? — W końcu zmusza się do zapytania.
Wyraz twarzy Pottera twardnieje.
— To… to wina wściubiania nosa w nie swoje sprawy przez twoją matkę. Twoje zwolnienie było uzależnione od możliwości zapewnienia sobie pracy. Oczywiście nie było zaskoczeniem, że nikt nie chciał cię zatrudnić. — Prycha i spogląda w dół, jego ton staje się szyderczy. — Zrobiłaby wszystko, by chronić swojego syna. Usłyszała gdzieś, że Hermiona cię nie pamięta, więc poszła do niej z całą swoją ckliwą historyjką o biednym synu, który został zmuszony do przyjęcia Mrocznego Znaku, zanim osiągnął dorosłość, a teraz gnije za to w Azkabanie, bo nikt nie chciał dać mu szansy.
Potter spogląda na niego gorzko.
— Hermiona nigdy nie potrafi odmówić beznadziejnym przypadkom. — Śmieje się pustym tonem. — Bez narażania jej na niebezpieczeństwo nie mogliśmy wyjaśnić, dlaczego nie powinna tego robić. Pomyśleliśmy, że jeśli ty i twoja matka zostaniecie magicznie uciszeni, a Hermiona będzie trzymana z dala od was, da się tego dokonać. Ale oczywiście musiała zauważyć, jak bardzo jesteś samotny i postanowiła wziąć cię pod swoje skrzydła.
Potter powoli wypuszcza powietrze i ciężko przełyka ślinę.
— Trzymaj się od niej z daleka, Malfoy. — Jego głos lekko drży. — Uzdrowiciele mówią, że ty i twój dom jesteście głównymi wyzwalaczami jej wspomnień. Jeśli będziesz się wokół niej kręcił, ona nieuchronnie znowu dostanie ataku. Za każdym razem, gdy będą musieli ponownie rzucić na nią Obliviate, odetnie to jeszcze więcej części jej umysłu i wspomnień. Jeśli jest w tobie choć trochę przyzwoitości, trzymaj się od niej z daleka.
Draco kiwa głową, po czym odwraca się i niepewnym krokiem odchodzi.
Kiedy wraca do domu, wzywa swoją matkę i wrzeszczy na nią, dopóki nie zdziera sobie gardła.
Pakuje torbę i wynajmuje tani pokoik na Ulicy Pokątnej. Całe miejsce cuchnie i słychać w nim hałas z baru poniżej, ale nikt tu nie krzyczy. Nie ma żadnych żyrandoli.
Po miesiącu wraca do „pracy” i natychmiast zostaje poinformowany, że jego biuro zostało przeniesione z powrotem do piwnicy. Nawet nie mruga, słysząc te wieści.
Wznawia korespondencję z rosnącą listą darczyńców organizacji Hermiony.
Już jej nie widuje.
Charlotte nie kłopocze się już osobistym okazywaniem mu swojej pogardy i nienawiści. I nie opuszcza Hermiony nawet na krok.
Draco musi pracować tam jeszcze tylko przez dwa miesiące. Codziennie wyciąga z szuflady kalendarz i przekreśla wielkim X kolejny dzień.
Kiedy dwa tygodnie później wraca ze swojej przerwy na lunch, dostrzega na końcu korytarza krzaczaste włosy Hermiony. Szybko kryje się więc w pobliskim schowku na miotły i czeka, aż będzie miał pewność, że już jej tam nie ma.
Prawie wpada na nią, gdy ta wycofuje się z korytarza.
Jej oczy są jasne i jest lekko zdyszana od biegu. Charlotte już truchta za nią korytarzem.
Hermiona uśmiecha się do niego, wyciągając rękę.
— Cześć, przepraszam. Jesteś tu od miesięcy, a ja nawet się nie przywitałam. — Jestem Hermiona Granger, a ty musisz być Draco Malfoy. Tak się cieszę, że mamy cię w naszym zespole.
Draco wpatruje się w nią.
W jej oczach nie widać nawet najmniejszego błysku rozpoznania, gdy uśmiecha się do niego.
Draco czuje ucisk w gardle, jakby ktoś próbował go udusić. Serce dudni mu w piersi niczym dzwon.
Kolejny rok w Azkabanie byłby nieskończenie mniej bolesny niż to wszystko.
Prycha na widok jej wyciągniętej dłoni.
— Jeśli nie masz nic przeciwko, właśnie umyłem ręce. Nie chcę, żeby ktoś tak brudny jak ty je zapaskudził.
Brak komentarzy