Motyw: Ciążowa wpadka.

Rating: T

Ostrzeżenia: brak.

 

— Moja matka znowu ze mną rozmawia.

Cisza.

Odchrząknął. 

— Wysłała wczoraj list z pytaniem, jak się czuję.

Hermiona wciąż z roztargnieniem gapiła się przez okno.

— Odpisałem, a ona zapytała, czy przyjdę do niej we wtorek na kolację.

Wciąż nic.

— Zamierzam odmówić, chyba że zaprosi również ciebie.

Przełknęła ciężko i spojrzała na niego. 

— Powinieneś pójść.

Patrzył na nią z zaskoczeniem. 

— Naprawdę?

Skinęła głową. 

— Tak. Powinieneś pójść. W końcu to twoi rodzice.

Zmarszczył brwi. 

— Dobrze, chociaż odmawiali ze mną wszelkich rozmów, odkąd poinformowałem ich, że się spotykamy. Co wydaje się dość istotnym problemem.

Studiowała go. Jej widelec stukał lekko o krawędź talerza. 

— Gdzie… gdzie widzisz nas za mniej więcej rok?

Draco poruszył się nerwowo na tę zmianę tematu. Hermiona miała bardzo konkretne pomysły co do tempa swoich relacji; powinny one postępować z twardą intencjonalnością. Dopiero co udało mu się ją przekonać, żeby pozwoliła mu posiadać własną szufladę w jej mieszkaniu.

— Nie wiem. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, może do tego czasu będę miał tu dwie szuflady.

Wydawało się, że nie wyłapała jego żartu. Skinęła krótko głową i spojrzała na groszek na swoim talerzu, przepychając go widelcem z jednej strony na drugą.

— Czy w pracy wszystko w porządku? — Przyjrzał się jej uważnie, próbując dokładnie określić to, co wydawało się być z nią nie tak. Skinęła głową, nie patrząc mu w oczy.

Martwiła się o coś, ale o ile mógł stwierdzić, nie wydawało się być to spowodowane konkretnie jego osobą.

Czy zapomniał o jakiejś ważnej dacie? Z pewnością nie chodziło o urodziny. Byli w „oficjalnym” związku od miesiąca, trzech tygodni i dwóch dni. Wcześniej spotykali się przez pięć miesięcy i kilka dodatkowych dni, które, jak sądził, nie były tradycyjnie w żaden sposób świętowane czy obchodzone. O ile też wiedział, żadne z nich nie świętowało nic większego w listopadzie.

Generalnie nigdy nie kazała mu zgadywać, gdy zdarzało mu się zrobić coś, co ją zdenerwowało. Ostatnio był naprawdę wzorowym chłopakiem – nawet jeśli sam tak mówił. Nie zrobił nawet nic, by odwdzięczyć się Weasleyowi za transmutowanie go w gigantycznego kanarka podczas potwornie sztywnego „Obiadku u Weasleyów”, w którym uczestniczył razem z Hermioną w zeszły piątek.

A ona wciąż przesuwała groszek po talerzu.

— Coś się stało?

Jej widelec znieruchomiał, ale nie spojrzała na niego tak od razu. Wysunęła lekko czubek języka i zwilżyła usta, zanim w końcu podniosła wzrok.

— Ja… — zaczęła, po czym zamarła, jej usta wciąż były rozchylone. Przełknęła i odłożyła widelec, po czym wyprostowała ramiona.

Zamierza za mną zerwać, uświadomił sobie z chłodnym przerażeniem.

Nic dziwnego, że uznała, że ​​powinien pójść na kolację do rodziców.

Już go nie chciała. Zbyt wiele ich różniło, a cały ten związek ingerował w zbyt wiele rzeczy i stwarzał jej w życiu za dużo trudności.

Poczuł, jak zaciska mu się gardło, gdy krew odpływa z głowy.

— Jestem w ciąży.

— Co? — Pytanie wymknęło mu się z ust, zanim jeszcze zdążył się zorientować. Czuł się tak, jakby oczekiwał dźgnięcia w serce, a zamiast tego oberwał młotem w głowę. Cały jego umysł zatrzymał się wręcz z piskiem opon. — Co?

— Jestem w ciąży. — Jej brązowe oczy napotkały na krótką chwilę jego zdezorientowane spojrzenie, zanim znów opuściła wzrok na swój talerz. — Dzisiaj się dowiedziałam.

Umysł Dracona nagle zalały setki tysięcy pytań.

W ciąży? Jak to w ciąży? Przecież zdecydowanie, wręcz z namaszczeniem, regularnie zażywała eliksiry antykoncepcyjne.

Draco nigdy nie myślał o ojcostwie poza posiadaniem abstrakcyjnej konkluzji, że nie będzie musiał interesować się tym tematem jeszcze przez bardzo długi czas.

Hermiona była w ciąży.

Patrzył na nią oszołomiony. 

— J-j-jak?

Hermiona zacisnęła usta. 

— Mikstura antykoncepcyjna ma skuteczność około dziewięćdziesięciu dziewięciu i dwóch dziesiątych procent. Co oznacza, że ​​nadal istnieje osiem dziesiątych procent szans na zajście w ciążę. Więc nawet jeśli sto czarownic używa go regularnie przez cały rok, to nadal istnieje możliwość, że jedna z nich może zajść w ciążę.

— I padło na ciebie… — powiedział powoli.

Jej nozdrza rozszerzyły się lekko podczas wdechu. 

— Na mnie. — Przełknęła ciężko, spojrzała na swoje kolana i milczała przez kilka sekund. — Jeszcze nie wiem, co zamierzam z tym zrobić. Dali mi receptę na eliksir.

Draco przełknął ślinę i oparł się pokusie wyciągnięcia ręki i opróżnienia duszkiem swojego kieliszka z winem. Mimo oszołomienia miał bardzo jasne przeczucie, że nigdy nie będzie w stanie cofnąć tego, co powie dalej.

Mimo przerażenia samą koncepcją ojcostwa, był jeszcze bardziej przerażony tym, że popełni błąd i zburzy to jakże kruche zaufanie, jakie udało mu się między nimi zbudować.

Otworzył usta i ponownie je zamknął. Chciał poluzować kołnierzyk, ale jej oczy były szeroko otwarte i utkwione w nim. Siedziała sztywno, obserwując go.

Przypominała mu przestraszonego dzikiego królika. Kiedy dorastał, na terenie rodzinnej posiadłości były ich setki. Zastygały i patrzyły na niego swoimi ciemnymi oczami, ledwo się poruszając, w każdej chwili gotowe do ucieczki, gdyby tylko poczuły bezpośrednie zagrożenie.

Wziął głęboki oddech i nachylił się do przodu, wyciągając rękę. Trzymała dłonie na kolanach, więc oparł palce na blacie tuż obok niej.

Jej ciemne, inteligentne oczy rozszerzyły się, gdy przemykały raz po raz między jego dłonią a twarzą.

Powoli wypuścił powietrze.

Fascynacja nią pochłonęła go na długo, zanim zdołał namówić ją, by zgodziła się choćby wyjść z nim na drinka. Sam ten drink wymagał z jej strony wielu tygodni namysłu.

Miała bardzo długą listę zasad i wymagań stworzonych specjalnie po to, aby utrzymać jak najwolniejsze tempo rozwoju ich związku i przez pierwszych kilka miesięcy działała ona irytująco dobrze.

Sprawy nieco przyspieszyły, kiedy zgodzili się powiedzieć ludziom, że są razem. Jego rodzice byli wściekli, a ojciec zagroził nawet, że go wydziedziczy. Weasleyowie i Potter podeszli do tego mniej więcej tak, jak można było się spodziewać, jasno okazując swoje niezadowolenie i ogólną sceptyczność.

Pierwszy miesiąc nie był dla nich przyjemny. Hermiona wzbraniała się od rozmowy z Potterem i Weasleyem przez to, że byli „kompletnymi kretynami”, a Draco otwarcie podążał prostą drogą do zostania zdrajcą krwi, krocząc śladami swojej ciotki Andromedy. Jednak plusem było to, że ich życie towarzyskie w dużej mierze praktycznie nie istniało.

Co – teraz, jak o tym pomyślał – prawdopodobnie miało coś wspólnego z zaistniałą sytuacją.

— Co zamierzasz zrobić? — zapytał.

Wciągnęła dolną wargę do ust i przygryzła ją lekko.

Zawsze miała na wszystko plan. Po wojnie życie Hermiony Granger zostało skrupulatnie zaplanowane.

W pełnym kolorowych zakładek kalendarzu dzieliła swoje wieczory na te towarzyskie, spędzane w pracy albo na czytaniu. Obecnie jedli wspólny lunch podczas jednej z jej przerw, które przeznaczała na spędzenie czasu z nim. Zwykle robili to trzy razy w tygodniu z możliwych pięciu, podczas gdy pozostałe dwie były w jej planach zarezerwowane na utrzymywanie koleżeńskich relacji z jej przyjaciółmi i współpracownikami.

Miała plan roczny, pięcioletni, dziesięcioletni. Może nawet i inne.

Zawsze bardzo dokładnie wiedziała, co robić.

— Nie wiem. Czuję, że powinnam po prostu wiedzieć, co muszę zrobić, ale nie mam pojęcia... — Odetchnęła gwałtownie. — My… — Jej głos zadrżał, po czym zamilkła.

Kąciki jej ust drgnęły, a oczy oderwały się od jego twarzy. Przez chwilę milczała. Patrzył, jak jej ramiona się napinają, a całe ciało jakby znacząco się skurczyło.

Zamierzała zachować ciążę. Był tego prawie pewien. Nie byłaby tak niepewna, gdyby instynktownie skłaniała się ku innemu rozwiązaniu. Prawdopodobnie już dawno kupiłaby eliksir.

Zamierzała ją zatrzymać i wiedziała, że ​​ten wybór zniweczy połowę jej planów i większość kalendarza, a także wszelkie zamiary, by ich związek rozwijał się w nieskończoność w tym umiarkowanym, leniwym tempie.

Jej palce pojawiły się nagle na krawędzi stołu i powoli zrobiły się białe, gdy chwyciła za drewno.

— Jeszcze nie wiem, co zrobię, ale… — wyraźnie przełknęła ślinę, a jej głos stał się napięty i rzeczowy — oczywiście nie było tego w żadnym z naszych planów. Nasz związek jest dość świeży i nie mamy pojęcia, co na dłuższą metę mogłoby się stać, gdyby sprawy nie potoczyły się w ten właśnie sposób. Chciałam, żebyś wiedział o ciąży, ale nie oczekuję ani nie chcę, żebyś myślał, że jesteś teraz do czegoś zobowiązany czy musisz się zaangażować.

Ręka Draco drgnęła. 

— Co?

Jej oczy błysnęły przepełnione upartą determinacją. 

— Jestem w stanie w pełni samodzielnie wychować to dziecko, o ile się na to zdecyduję. Nie chcę, żebyś… został ze mną, przez jakieś przestarzałe poczucie obowiązku i przekonanie, że musisz. Po prostu... — Jej głos drżał, gdy wciągała powietrze. — Wolałabym wiedzieć o tym od razu, jeśli nie chcesz być w to zamieszany... Byłoby mi łatwiej, gdybyśmy mogli w takiej sytuacji zakończyć sprawy polubownie.

Draco wstał gwałtownie, obszedł stół, a potem przyciągnął krzesło z pobliskiego stołu. Usiadł i wziął Hermionę za ramiona, obracając ją tak, by mógł spojrzeć jej w oczy.

— Hermiono… — powiedział, przesuwając dłońmi po jej napiętych ramionach. — Hermiono… — powtórzył, unosząc swoje drżące ręce i ujmując w nie jej twarz. 

Opuszkami palców muskał jej kości policzkowe i linię szczęki.

— Hermiono, kocham cię — powiedział w końcu. — Kochałem cię, jeszcze zanim ktokolwiek dowiedział się, że się spotykamy. Kochałem cię, zanim się ze sobą przespaliśmy. Pewnie kochałem cię jeszcze zanim zgodziłaś się wyjść ze mną na drinka. Jeśli zachowasz tę ciążę, nadal będę cię kochał. Cokolwiek zdecydujesz, jestem w tym z tobą. Gdziekolwiek będziesz i cokolwiek zrobisz, zawsze będę przy tobie, bo tylko z tobą chcę być. Rozumiesz?


Brak komentarzy