23 lutego 1999
— Zostań.
Hermiona odwraca się do niego plecami, z bluzką zapiętą do połowy, zastanawiając się, czy ktoś w Ministerstwie zauważy, że ma na sobie te same ubrania co wczoraj. A sam Draco mówi tak cicho, że nie jest nawet pewna, czy naprawdę to powiedział.
— Co? — pyta obojętnym głosem, mając nadzieję, że tylko się przesłyszała, po czym zerka na niego przez ramię.
— Zostań — mówi znowu Draco, trochę głośniej i pewniej. Opiera się o wezgłowie, a zielone prześcieradła wciąż leżą splątane pod nim, gdy leniwie kołysze kolanem w przód i w tył.
Hermiona porzuca guziki i całkowicie odwraca się twarzą do niego.
— Nie rozumiem.
Draco wzdycha i kołysze nogami na boki, by usiąść na krawędzi materaca. Jest zszokowana, jak naturalne jest dla niej przebywanie między jego kolanami, kiedy chłopak sięga po nią, a ona pozwala, by jego ręce ślizgały się po jej udach.
— Powinnaś zostać — mruczy, opierając czoło o jej żebra. Prosta, subtelna rzecz, a mimo to fala ciepła, jaką to przez nią przesyła, nie pozostaje niezauważona.
— Ale Pansy i Teo — mówi, bardziej przypominając sobie o tym, co powinna zrobić. Już teraz jej palce przeczesują jego włosy, wciąż tak zaskakujące w swojej miękkości, i nie pragnie niczego bardziej, niż pozwolić, aby jego usta wędrowały coraz niżej i niżej po ścieżce, którą już zaczął nimi kreślić.
Jednak na peryferiach jej spojrzenia majaczy list Teodora nadal leżący na szafce nocnej.
— Mogą zaczekać — mówi Draco, wtulając się w przestrzeń nad jej pępkiem, gdy zaczyna wyciągać bluzkę dziewczyny ze spódnicy. Nie jest taki często. Hermiona chce zamknąć oczy i opuścić głowę, ale zamiast tego powstrzymuje jego ręce.
— Mam wrażenie, że nie poprosiłby mnie o pomoc, gdyby to nie było ważne.
Draco wzdycha, rozgrzewając przez moment jej skórę, zanim się odchyla.
— To właśnie dostajesz, gdy wieszasz ubrania innych ludzi w miejscach publicznych lub cokolwiek mugole mówią…
— Czy tak właśnie nazywasz ratowanie czyjegoś życia? Ponieważ to właśnie zrobiłam. A tak przy okazji, to pranie brudów, a nie…
Chłopak wyciąga rękę i zakrywa Hermionie usta, jakby to był instynkt. Dziewczyna unosi brwi, patrząc na niego, ale Draco kiedy Draco przeciąga opuszkiem palca wskazującego po jej dolnej wardze, ona już nie myśli. Po prostu otwiera usta i delikatnie go ssie.
On syczy i jednym płynnym ruchem przyciąga ją do swoich kolan.
— Musisz zostać — warczy, śledząc koniuszkiem nosa długość jej szyi. Zęby muskają punkt tętna i gryzą.
Hermiona pozwala sobie na małą chwilę słabości. Podejrzewa, że zasłużyła na to. Opuszcza głowę na gładką, ciepłą krzywiznę jego ramienia, a jej cichy jęk przechodzi w głęboki, kiedy chłopak spłaszcza język i powoli przesuwa go po przestrzeni między jej obojczykiem a uchem.
— Nie ufam niczemu, kiedy jesteś gdzieś indziej — szepcze Draco, gryząc płatek ucha i sprawiając, że Hermiona drży. — W końcu to ty poprosiłaś, żebym zabrał cię do swojego łóżka. I myślę, że podoba mi się widok ciebie w nim.
Jest bezradna – nie może go posmakować, schowana w zgięciu jego szyi, czując tylko czysty pot. Jego słodki, dymny zapach, niczym wilgotna poranna ziemia. Odkrywa, że całuje go wzdłuż mięśni gardła – prawie czuje, jak krew przepływa przez żyły Dracona, gdy jego oddech się zatrzymuje, a uścisk silnych męskich dłoni zamyka się na jej talii.
— Zostań — ponownie żąda przy jej uchu. Jego palce wślizgują się pod rąbek spódnicy i napinają mocno, gdy siada na nim okrakiem. — Zostań, a sprawię, że dojdziesz. Sprawię, że dojdziesz tak mocno, Granger, obiecuję. — Jego zęby ciągną się po płatku ucha Hermiony, gdy ciepło jego dłoni osiada między jej nogami. — Chcę cię znowu posmakować. Chcę cię zjeść.
Dziewczyna wydaje z siebie kolejne westchnienie tuż przy jego skórze, czując, jak rumieniec rozpływa się na jej twarzy. Nigdy nie zrozumie, jak on potrafi mówić takie rzeczy z taką pewnością siebie – bezwstydnie. Jak on tak płynnie potrafi sprawić, że całe jej ciało pulsuje.
— Jesteś samolubny — mówi Hermiona, praktycznie piszcząc, kiedy on zaczyna sunąć po wilgotnym szwie jej bielizny, kołysząc palcami w przód i w tył. Chłopak uśmiecha się przy jej skórze, kiedy dziewczyna drży.
— Co, myślisz, że to nie jest to samo, co on chce zrobić Pansy? — Draco odsuwa jej bieliznę na bok, przesuwając palcami tam i z powrotem. — Do diabła, to oczywiste. Aż do teraz nie wydawało się to tak jasne ze strony Pansy, ale Nott od zawsze był stracony, jeśli o nią chodziło.
Hermiona prawie połyka swoje słowa, kiedy on wsuwa w nią dwa palce.
— Więc myślisz, że on też ją kocha?
Draco prycha, odsuwając się od jej szyi i wolną ręką ujmując jej podbródek, aby połączyć ze sobą ich spojrzenia.
— Jesteś ślepa? — pyta z niedowierzaniem, przesuwając czubkiem nosa po jej własnym. — Czy nie widziałaś, jak on na nią patrzy? — Skubie jej dolną wargę. — Kurwa, Granger. Już przecież powinnaś znać to spojrzenie.
Coś trzepocze w piersi Hermiony – coś jasnego, mocnego i pochłaniającego wszystko inne – a potem go całuje. Niechlujnie. Niekontrolowanie. Ale musi mu się to podobać, wnioskując po szorstkim dźwięku, jaki z siebie wydaje, kiedy dziewczyna wciska mu język do ust. Jego palce zaczynają poruszać się szybciej, a biodra unoszą z każdym pchnięciem, jakby chciał, żeby to wcale nie były jego palce.
A ona ma coraz większą ochotę sięgnąć do zapięcia jego spodni
— Musimy przestać. — Hermiona odsuwa się od niego tak wolno, jak klej złuszczający się ze skóry. Boleśnie i powoli, bo taki właśnie jest ten proces. Chłopak wyciąga rękę spomiędzy jej nóg, lśniącą w taki sposób, że dziewczyna nie może powstrzymać się od zarumienienia. — Musimy… przestać — powtarza bez tchu.
— Kto tak mówi? — syczy Draco, ponownie przygryzając jej dolną wargę.
Głośne, gardłowe chrząknięcie sprawia, że zamierają.
— Cóż, z pewnością ja bym to docenił. — Zza zasłon sąsiedniego łóżka dobiega ich przytłumiony głos Zabiniego. — Chyba że któreś z was pamięta, jak rzucić zaklęcie wyciszające. W przeciwnym razie będę musiał się oślepić i ogłuszyć, żeby móc wyjść na śniadanie.
Zawstydzona Hermiona zaczyna poprawiać swoje ubranie, próbując się odsunąć, ale Draco trzyma ją pewnie na swoich kolanach, odpowiadając tak swobodnie jak zawsze.
— Wydawało mi się, że podglądanie to jedno z twoich ulubionych zajęć, Blaise. Wiesz. Tak jak wtedy na piątym roku, po meczu Quidditcha…
— Och, do diabła, byle nie znowu to.
— Ja na przykład bardzo dobrze to pamiętam.
— Odpieprz się, Malfoy! W porządku! Rób, co sobie chcesz, nawet z Granger dziesięć cali od mojej twarzy. Śmiało. A ja tylko… — Jego głos jest mocno stłumiony przez coś, więc reszta zdania brzmi niejasno. — Położę się tutaj i uduszę.
Draco uśmiecha się do ust Hermiony, całując ją jeszcze raz, powoli, zanim się cofa. Jej policzki wciąż płoną, więc chłopak wyciąga rękę, żeby ująć jej twarz.
— Nieśmiała jak zawsze, Granger. Kiedy zrozumiesz, że nie masz powodu do wstydu?
Nie jest pewna, dlaczego mówi to, co wymyka się z jej ust – w jego oczach widać wyraźnie, że chłopak tylko się drażni – ale może jest zbyt zgorzkniała, że znowu przyłapano ją z majtkami u kostek, dosłownie. A może po prostu nie ma w sobie ani krzty samokontroli.
— Przez lata dawałeś mi wszelkie powody do wstydu. Nie pamiętasz? Śmiejąc się z moich zębów, włosów i brudnej krwi.
Na jego twarzy powoli pojawia się smutek i Hermiona zastanawia się, czy kiedykolwiek przestanie niszczyć wszystko, co dobre w jej życiu. Patrzy z niepokojem, jak pojedynczy mięsień jego szczęki drga, podczas gdy ona przez cały czas siedzi na jego kolanach.
Zapada długa cisza. W dormitorium jest za cicho. I to jest tak niewygodne, że Hermiona nawet rozważa cofnięcie swoich słów, zanim on mówi:
— Żałuję tego.
Mruga zaskoczona – nie ma nawet szansy tego ukryć.
— Nie żałuję wielu rzeczy, ale tego żałuję aż nazbyt. — Jego ręce opadają na jej talię, bawiąc się z roztargnieniem guzikami na wpół rozpiętej bluzki. — Jestem na siebie prawie tak samo wściekły, jak na ciebie, że w to uwierzyłaś.
Hermiona prycha, ale on kontynuuje, zanim ona zdoła się zacząć kłócić.
— Nie ma wymówki. Nie. — Draco potrząsa głową i wzrusza ramionami, po czym pochyla się do przodu, by złożyć kolejny pocałunek na jej szyi, co jeszcze bardziej wytrąca Hermionę z równowagi. — Jak mogłaś pozwolić, aby taki głupi, przestraszony, pozbawiony kręgosłupa moralnego gówniarz sprawiał, że czułaś się gorsza? Ty? Ty. Nie ma wymówki.
Hermiona wypuszcza powoli powietrze wprost w ciszę, która następuje po słowach Dracona, wpatrując się przez jego ramię w pomięte, zielone prześcieradła. Ale zanim choćby w połowie skonstruuje adekwatną odpowiedź, zostaje wyprzedzona.
— Chujowe przeprosiny, mordo.
— Pierdol się — Draco rzuca odruchowo do pryczy Zabiniego.
— To serio okropne przeprosiny — powtarza Hermiona, nawet gdy kącik jej ust unosi się w lekkim uśmiechu. — Powinieneś nad tym popracować.
— On z pewnością tego nie zrobi.
— Pierdol siebie i swoją matkę. — A gdy Draco się odwraca, ciskając czymś w zasłony łóżka Blaise’a, Hermiona zsuwa się z jego kolan. To odwraca uwagę chłopaka. I nie można zaprzeczyć, że jej gardło zaciska się odrobinę, kiedy widzi, jak blondyn chwyta ją za rękę.
— A ty dokąd się wybierasz?
Hermiona pozwala sobie na uśmiech – na skradnięcie jeszcze jednego pocałunku, zanim zajmie się naprawieniem wszystkich szkód, które właśnie wyrządził.
— To zajmie godzinę. Najwyżej dwie.
Draco przewraca oczami, wracając z powrotem do swojej leniwej pozycji, opierając się o wezgłowie. A Hermiona właśnie zaczyna ponownie zapinać bluzkę, kiedy nagły błysk fioletu sprawia, że nieruchomieje.
Nie jest pewna, jak go odzyskał.
Chłopak opiera dziennik o kolano i leniwie w nim bazgrze, udając, że nie zauważa sposobu, w jaki Hermiona na niego patrzy.
— Jak ty…
— Najwyraźniej już nie jest dowodem. — Draco zerka na nią zwodniczo pustym wzrokiem. Przeczesuje palcami zmierzwione włosy, za które jest odpowiedzialna, i odgarnia je z twarzy. — W ich oczach nie mam już wymówek, żeby nie wysyłać wpisów. Oddali mi go.
— Och. — Hermiona odwraca się. Kończy z bluzką, a potem zaczyna polować na swoje pończochy, cały czas próbując wypełnić czymś ciszę. — Wiesz, nadal nie mam pojęcia, jak został wprowadzony do dowodów. Miałam go jako ostatnia i z pewnością nie planowałam go użyć.
— Mhm — mruczy blondyn od niechcenia. — Załóżmy, że mimo wszystko Smith jest mniejszą pizdą niż myślałem.
Hermiona znowu się zatrzymuje i spogląda na chłopaka, w połowie kucając w nogach łóżka, gdzie leżą jej splątane pończochy.
— Co?
— Cóż, szczerze mówiąc, myślałem, że to spieprzy. Sądziłem, że nawet inteligentna osoba miałaby problem z wyrwaniem czegoś od ciebie. — Draco unosi brwi, zerkając w jej stronę ponad rogiem dziennika. — Powinnaś mieć na oku swoje rzeczy, Granger.
Dziewczyna przez chwilę jedynie tępo mruga. Czuje powolność ruchów mięśni swojego kręgosłupa, gdy się prostuje. A słowa, które w końcu wychodzą jej z gardła, są cichsze, niż by chciała.
— Czy… kazałeś mu go wziąć? — pyta i odchrząkuje. — Czy… czy Zachariasz go wziął?
Draco po prostu wzrusza ramionami, wciąż coś gryzmoląc.
— Pomyślałem, że to bezpieczna opcja. Ktoś, kto już cię znienawidził.
Po kilku sekundach Hermiona zdaje sobie sprawę, że wyciągnęła różdżkę. Wydaje jej się, że zauważa to w tej samej chwili co Draco. Spojrzenie oczu blondyna zmienia się tylko o ułamek, gdy czubek różdżki zostaje wymierzony w jego nos.
W jego zachowaniu jest coś, co ją irytuje. W spokoju, który z niego promieniuje. Nawet nie jest pewna, czy rzeczywiście mogłaby go w tej chwili przekląć, ale jakaś część niej chce, żeby się teraz bał. Tylko trochę.
— Masz jakiś pomysł, co planujesz z tym zrobić? — pyta blondyn tym nieznośnie tępym tonem.
— Mogłabym zamknąć ci oczy. Na zawsze — oferuje cicho. — Albo mogłabym zaczarować twoje mięśnie tak, by zastygły. Mogłabym zrobić wiele rzeczy. Gdybym chciała, mogłabym usunąć każde wspomnienie z twojego mózgu.
Draco zsuwa dziennik w dół kolan, żeby mógł ją w pełni widzieć, a jego twarz nadal się nie zmienia. Hermiona lekko zgrzyta zębami.
— Wydaje się to trochę przesadne.
Dziewczyna wysuwa różdżkę przed siebie, aż ta znajdzie się zaledwie o pół cala od niego.
— Po tym wszystkim? Po tym co widziałeś? Wiedząc ile siły w to wkładam, zamierzałeś mnie sabotować? Sabotować samego siebie? — pyta, a jej nadgarstek drży.
Wyraz twarzy Malfoya ciemnieje, ale tylko odrobinę.
— Mówiłem ci, żebyś zostawiła to w spokoju. Ale ty nie słuchałaś.
— Gdybym tego nie zrobiła, byłbyś teraz martwy.
— Lepiej ja niż ty — mówi po prostu Draco. Jakby było to rzeczą tak podstawową jak znaczenie run lub składnik mikstury.
Jej ramię z różdżką drży jeszcze przez chwilę, zanim Hermiona zdoła je ustabilizować.
— Ty… ja... nic mi się nie stało. Jestem... jestem tutaj, stoję tuż przed tobą…
— Jak myślisz, dlaczego więc chcę, żebyś została? Mogę cię chronić tylko wtedy, gdy jesteś tuż przede mną.
Nagłe ukłucie łez za jej oczami jest ostre i bolesne. Zdecydowanie je ignoruje. Bo Draco ma rację.
— Malfoy…
— Granger.
Hermiona prycha i przysuwa różdżkę o jeden cal bliżej, a czubek jest o milimetry od jego skóry.
— Wyjaśnijmy sobie coś, dobrze? — pyta dziewczyna.
Jego czoło unosi się powoli w swego rodzaju śmiałym geście, kiedy składa obie ręce na kolanie.
— Jestem teraz częścią twojego życia. Powiedziałeś, że muszę cię zdobyć i sądzę, że w końcu mi się udało. Jestem bardziej niż szczęśliwa, że mogę zostać wciągnięta w twój prąd.
Draco uśmiecha się tak jak zawsze, kiedy zaczyna czuć się nieswojo.
— Poetycko.
— Cicho. — Macha różdżką przed jego twarzą. — I chociaż raz w życiu mnie posłuchaj. Jeśli chcesz, żebym została, już nigdy więcej mnie nie osłabisz. Nie możesz ryzykować swoim życiem, ani moim ani nawet niczyim innym.
Draco ze wszystkich możliwych reakcji na jej słowa wybiera prychnięcie, więc Hermiona robi ostatni krok do przodu i wciska czubek swojej różdżki w miękką skórę pod jego brodą. Tak jak wtedy w tej zrujnowanej łazience, co teraz wydaje się być odległym wspomnieniem.
Malfoy milczy.
— Powiedziałeś mi kiedyś, że postrzegałeś mnie jako zagrożenie — mruczy Hermiona, badając uważnie jego oczy. — Mam nadzieję, że to nadal prawda.
Chłopak mruga raz, powoli. A jego ton bardzo się zmienia, kiedy odpowiada:
— To zawsze będzie prawda.
Na te słowa przepływa przez nią fala siły i dumy. Cofa się – opuszcza różdżkę i mówi:
— Dobrze. — Po czym się odwraca. — Niedługo wrócę.
***
Hermionie nigdy nie będzie łatwo zinterpretować zachowania Pansy, ale jeśli sposób, w jaki Ślizgonka ciągnie i szarpie za kosmyki włosów i to, jak jej ręce wkręcają się w rąbek spódnicy mają być jakąś wskazówką, to dziewczyna zdecydowanie przejmuje się swoim wyglądem.
— Ty… — Hermiona odchrząkuje. — Dobrze wyglądasz.
Pansy prycha głośno, natychmiast unieruchamiając ręce i wpatrując się w złote kafelki windy Ministerstwa.
— Odpierdol się, Granger. Nie potrzebuję twojej aprobaty.
— Zdajesz sobie sprawę, że prawdopodobnie będzie pokryty brudem…
— Powiedziałam, spierdalaj.
Hermiona zaciska usta i kiwa głową.
— Skoro tak — odpowiada. Chwilę później dodaje pod nosem: — Ale to naprawdę ładna spódnica.
— Wiem, że taka jest.
— Dobrze.
Pozostałe trzydzieści sekund jazdy windą spędzają w niezręcznej ciszy, co zmusza Hermionę do myślenia tylko o tym samym uczuciu, które towarzyszy jej, odkąd zapukała do drzwi dormitorium Pansy. Uczuciu, że się w coś wtrąca – w coś prywatnego i osobistego. Niepewnego. O byciu intruzem, nawet kiedy mimo wszystko musi towarzyszyć Pansy.
Nie wejdzie z nią do celi. Już o tym zdecydowała. Będzie czekać przy drzwiach ze strażnikiem tak długo, jak tylko będzie musiała. A potem odprowadzi Pansy z powrotem. Tak będzie.
Nie ma znaczenia, jak bardzo poczuje się zaciekawiona.
Strażnik to ten sam opasły mężczyzna, którego spotykała prawie za każdym razem, gdy w przeszłości odwiedzała cele. Gość nie wydaje się być ani trochę zaskoczony jej widokiem.
— Dzień dobry — mówi Hermiona, chociaż nie brzmi to na przyjazne powitanie.
Strażnik błyska poczerniałymi zębami.
— Pansy Parkinson przyszła do Teodora Notta.
Jego tępe spojrzenie przesuwa się ku Pansy. Sunie po niej oczami w górę i w dół, a Hermiona aż czuje, jak dziewczyna się spina.
Gryfonka odchrząkuje.
— Szybko, jeśli łaska.
Mężczyzna nie odwraca wzroku.
— Czy ona nie ma wyroku w zawieszeniu?
— Tak — warczy Hermiona, nie mogąc ukryć ukłucia irytacji. — Dlatego ją eskortuję. Czy pozwolisz jej przejść?
Powoli – jakby miał cały czas na świecie – strażnik z powrotem przenosi swój wzrok na Hermionę.
— Jeszcze raz, kogo ona ma zobaczyć?
Hermiona bierze uspokajający oddech i ponownie odchrząkuje.
— Teodora Notta.
O tym, że coś jest nie tak, świadczy najpierw pojawienie się wyćwiczonej bruzdy między brwiami strażnika. Wyuczone zmieszanie, które maluje się na jego twarzy.
Pansy też to wyczuwa, ale zanim wymówi choćby słowo, staje się wręcz sztywna u boku Hermiony. Po chwili strażnik sięga, by podrapać bok swojej tłustej głowy.
— Nott… — powtarza leniwie. — Nott. Mm… nie. Nie mogę powiedzieć, że mamy tu kogoś o takim nazwisku.
Hermiona wbija paznokcie w dłonie.
— Słucham?
— Powiedziałem, że nie mamy tu nikogo o takim nazwisku. Już nie.
Kuźwa jak to go nie ma?! To gdzie on do cholery jest? Zabronili mu odwiedzin czy co? Przecież pisał Hermionie, że chce, żeby przyszła do niego z Pansy... Chyba Hermiona nie spędziła kilku godzin na przegadywaniu się z Malfoyem na temat tego, czy faktycznie powinna zostać czy nie. No ale też nie wiadomo kiedy ta notka została wysłana i kiedy się pojawiła u Draco... Nie ogarniam co się odwaliło, ale nie podoba mi się to, bardzo mi się nie podoba. A Draco pokazał, że Hermiona jest dla niego ważna. Powiedział, że wolałby umrzeć, niż żeby to ona musiała. No i cholera, jednak jakaś doza romantyczności w tym jest. Widać, że mu na niej zależy i się o nią boi i to jest piękne ❤️ To jak robił wszystko, żeby jednak z nim została, żeby była bezpieczna, żeby mógł mieć ją na oku. No i mój kochany Blaise xD Ciekawe od ilu minut nie spał i ile z ich wymiany zdań słyszał xD
OdpowiedzUsuńHaaaa! Wiedziałam, że z tym Smithem to żaden przypadek czy zemsta czy cokolwiek takiego, tylko pieprzony Malfoy musi naprawdę, NAPRAWDĘ, sabotować sam siebie. Masakra! Ręce opadają. Do przeprosin też się nie nadaje, uhh, dobrze, że chociaż seks mu wychodzi ;D Bo palnąć to mało. I Nott! Gdzie do jasnej anielki jest Nott!? Mam nadzieję, że nic się nie stało - albo że stało się coś dobrego - bo kolejna dawka cierpkich emocji w tym opowiadaniu nie jest mi już potrzebna :D
OdpowiedzUsuńJak to gdzie jest Theo 🥺a Blaise jak zawsze dobry 😂
OdpowiedzUsuńCo że kurwa?! To chyba jakiś żart. Przecież dopiero co wysłał list. Ale ja się wkręciłam w te opowiadanie.
OdpowiedzUsuńTo co to opowiadanie ze mną zrobiło... i to co ciagle robi.... 😭😭
OdpowiedzUsuńNo i Zabini mistrz.
OdpowiedzUsuńCo tu się odstawia?
Tego, że aż tak Draco sam siebie chciał skazać się nie spodziewałam. W życiu nawet przez myśl mi to nie przeszło.
OdpowiedzUsuńZavini w każdym opowiadaniu jest cudowny kiedy już się go pozna.
Wyznanie Draco o ochronie Hermiony przeurocze i to jak bardzo chciał ja zatrzymać.
No i teraz czas na bulwers. Jak to nie ma Notta. Moja pierwsza myśl, zabili go, ale to by było za brutalne. Nott kochał Pansy. Jak to się stało, że oboje się kochali, a żadne nie zrobiło pierwszego kroku do bycia razem 😔 tyle straconego czasu, no ale nadrobią ♥️