9 stycznia 1999

— Więc co? Teraz tu, kurwa, mieszkasz?

Hermiona podnosi wzrok znad swojego eseju na Eliksiry. Pansy rozciąga się na swoim zwykle zajmowanym szezlongu, a ogień paleniska rzuca jaskrawe, pomarańczowe i migoczące błyski na jej ściągniętą twarz i zaciśnięte usta. Ma na sobie kolejną fantazyjną, obszytą koronką koszulę nocną, a włosy związała w ciasny kok.

— Cześć, Pansy. — Hermiona spogląda z powrotem w dół. Próbuje sobie przypomnieć, jak powinna wyglądać reszta zdania, które właśnie pisała.

— Zadałam ci pytanie.

Hermiona wzrusza z obojętnością ramieniem. To wszystko, na co ją stać. 

— Większości z was to nie przeszkadza.

W ciągu ostatniego tygodnia uczyła się i spędzała większość wolnego czasu w Slytherinie, wracając do Gryffindoru tylko po to, by tam spać. Nie może się skupić, czując na sobie te  wszystkie spojrzenia – słysząc wszystkie szepty. Nie może jasno myśleć, będąc w tym samym pokoju z  Ronem i Harrym, gdy czuje, że są tak bardzo od niej oddaleni.

Nott i Zabini wydają się uważać to za niemal zabawne, za każdym razem, gdy odpowiadają na jej charakterystyczne pukanie. Kiedy któryś z nich ją wpuszcza, Hermiona zwykle siada z nimi w Pokoju Wspólnym – uczy się, czyta, ćwiczy zaklęcia.

Kiedy jednak Draco odpowiada na jej pukanie, sprawy są nieco bardziej skomplikowane.

Tak naprawdę nie rozmawiała z nim od tamtego ranka – od tego spojrzenia na śniadaniu. Nie wie, jak się przy nim czuć.

Ale on wpuszcza ją do środka i razem siadają w Pokoju Wspólnym. Wymieniają od czasu do czasu skomplikowane spojrzenia, gdy jedno z nich przyłapuje drugie na gapieniu się.

Jej wielki gest – gest, który na dłuższą metą okazał się bardziej przerażający niż wielki – wywarł… zawiły wpływ na ich związek. Udowodniła mu to, czego udowodnienia potrzebował. Pokazała mu, że się go nie wstydzi. I codziennie nosi wisiorek.

Nie zachowują się jak para. Nie są parą.

Nie są nawet tym, co uważałaby za kochanków.

Prawdę mówiąc, wygląda na to, że jej wielki gest bardziej wpłynął na Slytherin jako całość, niż na samego Dracona. Nott i Zabini wydają się mniej nieufni wobec niej. Nawet ludzie, których rzadko widzi – tacy jak Pucey i Bulstrode – czują się bardziej komfortowo z jej obecnością. Przestali rzucać jej podejrzliwe spojrzenia. Jakby zrozumieli, z czego zrezygnowała. Co sobie zrobiła.

Ale z Draco… z Draco, czuje się, jakby ją testował.

Jakby tylko czekał, aż wróci z płaczem do Gryffindoru. Aż zacznie udawać, że wcale nie miała tego na myśli.

Może on nie rozumie trwałości tego, co zrobiła. Trwałości momentu, w którym jego usta dotknęły jej własnych, uwiecznione w czarno-białym druku.

Ja mam coś przeciwko — warczy Pansy, co wyrywa Hermionę z zamyślenia. Ponownie zerka na Ślizgonkę, uważnie się jej przyglądając.

— Dlaczego?

Jest naprawdę bardzo ciekawa.

Pansy Parkinson to zagadka. Tygodnie temu Hermiona myślała, że już wszystko rozgryzła. Myślała, że dziewczyna jest jedynie gorzką mieszaniną uprzedzeń do nieczystej krwi, rywalizacji i ogólnej zazdrości, wszystko ukrywając pod niemal syntetycznie nieskalaną maską. Myślała, że przez te wszystkie lata Ślizgonka trzymała się ramienia Dracona ze względu na status społeczny i potencjalny spadek, tak jak on sam jej powiedział.

Teraz jednak nie jest tego taka pewna. Z pewnością nie otrzymała od Pansy prawdziwej odpowiedzi, kiedy ostatnio o to pytała.

Ponieważ Hermionie wydaje się, że Pansy Parkinson tak bardzo jej nienawidzi, że zachowuje się prawie tak, jakby się jej bała.

Jak teraz, w sposobie, w jaki dziewczyna wzdryga się, mówiąc:

— Co masz na myśli pytając dlaczego?

Jej twarz staje się jaskrawoczerwona, a nozdrza nieznacznie rozszerzają.

— To, co powiedziałam — oznajmia Hermiona, starając się zachować spokojny ton. Opanowany. — Ty i ja nigdy się nie pokłóciłyśmy. A moja krew? — Odkłada swój esej na bok. Przesuwa się trochę do przodu, żeby móc lepiej spojrzeć na Pansy. Ciemne oczy Ślizgonki wydają się bezdenne. — Nie sądzę, by to naprawdę miało dla ciebie znaczenie.

Oczy dziewczyny otwierają się szerzej, przez ułamek sekundy błyszczy w nich coś niemal dzikiego, a potem Pansy również przesuwa się do przodu. Praktycznie wypluwa słowa: 

— Umieściłaś moich rodziców w Azkabanie.

— Wiesz, że nie. Nie ja. Nie osobiście. — Hermiona czuje, jak jej dłonie zaciskają się w pięści. Stara się zachować ten stały, opanowany ton. — Kiedy zapadł wyrok, byli po prostu po złej stronie.

Pierdol się, ty mała, brudna… — Ostry głos Pansy odbija się echem w pustym Pokoju Wspólnym, ale Hermiona przerywa jej, zanim zdąży skończyć.

Pyta o to, co tak naprawdę od początku chciała wiedzieć.

— Czy jesteś zakochana w Draco?

Pansy dławi się słowem „szlama”, które wydaje się w pewnym sensie niemal poetyckie. Wysyła to do krwiobiegu Hermiony absurdalną falę radości, która jednak szybko znika, gdy dostrzega, że nagle Pansy staje się bardzo, bardzo blada.

— Co?

— Czy go kochasz? Naprawdę, naprawdę go kochasz? — Nie może przestać teraz, kiedy już zaczęła. Musi to doprowadzić do końca. — Przez długi czas myślałam, że tak nie jest, ale teraz zdaję sobie sprawę, że mogłam się mylić. To chyba jedyny powód, jaki przychodzi mi do głowy, dlaczego aż tak mnie nienawidzisz.

Pansy zamiera w oszołomieniu na całą minutę, a jej idealnie symetryczne oblicze zostaje oczyszczone z wszelkich emocji.

Potem wyraz jej twarzy się łamie, kiedy prycha, prostując się ruchem tak nagłym, że zaskakuje tym Hermionę.

— Jako najbystrzejsza czarownica naszego pokolenia spodziewałbym się, że będziesz bardziej kreatywna. 

Takie słowa od Pansy to prawie komplement.

Ale Hermiona praktycznie nie może się na tym skupić, bo Pansy zaprzecza. Zaprzecza, a Hermiona nic z tego nie rozumie. Jest zdezorientowana.

Uważa, że ze wszystkich rzeczy na świecie, najbardziej nienawidzi być zdezorientowana.

— Czyli nie? — wyrzuca z siebie, ściągając brwi tak mocno, że czuje powoli nadciągający napięciowy ból głowy.

Pansy znowu prycha i rozkłada się na szezlongu, wyciągając swoje długie, nagie nogi i krzyżując je w kostkach. 

— Nie, głupia dziewczyno. Nie kocham.

— To dlaczego…

— Nienawidzę cię, bo bardzo dobrze wiem, jak łatwym byłoby dla ciebie zrujnowanie im życia. — Wykonuje dłonią zamaszysty gest, próbując objąć nim cały Dom Slytherinu. — Moi przyjaciele. Moja rodzina od ośmiu lat. Nienawidzę cię, bo wdarłaś się do nas, a oni są zbyt głupi, by ci nie zaufać, ale ja potrafię cię przejrzeć. I wiem. Ja wiem. Jeden zły ruch ze strony któregokolwiek z nich i użyjesz tego pieprzonego, złotego piedestału, na którym społeczeństwo czarodziejów postawiło cię po wojnie, aby ich wypatroszyć.

Hermiona zastanawia się nad tym przez około dziesięć sekund.

A potem kręci głową. 

— Nie.

— Co, kurwa?

— Nie. Po prostu ci nie wierzę. Może miesiące temu miałoby to sens. Ale widziałaś, jak patrzę na Draco. Wszyscy widzieliście, jak patrzy na mnie mój Dom — odpowiada, nie wiedząc dlaczego jest tego taka pewna, ale jest. — Kłamiesz. To coś więcej.

— Pierdol się.

— Jesteś w nim zakochana — mówi ponownie. Stwierdza fakt, obserwując, jak Pansy zaciska szczękę.

Pierdol się.

— To jest to. Kochasz go.

Zamknij się, szlamo! — Ślizgonka zrywa się ze swojej wygodnej pozycji, znów pochylając do przodu. Ma fioletową twarz i białe kłykcie.

— Po prostu to przyznaj.

— Zamknij się! Zamknij się!

— Powiedz to. Powiedz, że go kochasz…

— Zamknij się, kurwa!

— Poczujesz się lepiej, gdy to zrobisz…

— Przysięgam na Merlina, ja…

— Powiedz to!

— Pierdol się!

— Powiedz to!

— TAK, KOCHAM GO! — wrzeszczy Pansy, wymachując ręką nad czarnym, marmurowym stołem i posyłając w stronę paleniska kryształowe puchary, rozbijając je na tysiące drobnych kawałków.

Hermiona z powrotem siada na swojej sofie. Bierze drżący oddech, próbując otrząsnąć się z szału sprzed kilku chwil.

W Pokoju Wspólnym zapada grobowa cisza. Jest wpół do dwunastej. Zastanawia się, czy kogoś obudziły.

Pansy trzęsie się i gładzi drżącymi rękami boki swojego koka, poprawiając to, co obluzowało się podczas napadu wściekłości. Siada, delikatnie składając ręce na kolanach, jakby wcale przed chwilą nie krzyczała do utraty tchu.

— Przepraszam — mówi Hermiona. — Przykro mi, że tak jest. Ale cieszę się, że znam prawdę.

I wtedy Pansy wypuszcza z siebie nutę dramatycznego śmiechu.

Jest wymuszony, a ona ewidentnie powstrzymuje łzy. 

— Ty nic nie wiesz — mówi, pociągając nosem i ostrożnie przesuwając palcem pod okiem, żeby otrzeć namiastki łez. — To nie on.

Hermiona spogląda na nią z dezorientacją.

— Nie kocham Draco.

Jej rozczłonkowany mózg pędzi, próbując połączyć ze sobą nowe informacje, szyfrując i rozszyfrowując poprzednie myśli, które nagle stają się bez wartości, gdy nowe nagle kiełkują. Przez głowę przemyka jej wspomnienie pierwszej nocy spędzonej w Pokoju Wspólnym Slytherinu.

— Nie kocham Draco — mówi ponownie Pansy, całkowicie opanowana, ocierając jeszcze więcej zbłąkanych łez. — Jestem zakochana w…

— Teo — kończy za nią Hermiona.

I wszystko nagle prawie, prawie nabiera sensu.

Pansy powoli wypuszcza powietrze przez nos, marszcząc twarz. 

— Teo — zmusza się do powiedzenia. Wreszcie to potwierdza.

Hermiona zdaje sobie sprawę, jak boleśnie oczywiste powinno być to dla niej. Spojrzenia, które Pansy mu rzucała. Sposób, w jaki kręciła się tamtej nocy przy rozmowie Notta z Zabinim. Przerażenie na jej twarzy, gdy usłyszała o Romildzie Vane, która – jeśli się nad tym zastanowić – następnego dnia została tajemniczo przeklęta.

Nawet to, że zaraz po tym Pansy przykleiła się do Draco całą sobą, ma teraz sens.

Hermiona spędziła zbyt wiele nocy w dormitorium dziewczyn, słuchając, jak Parvati mówi o wzbudzaniu zazdrości u chłopców – o tym, jaki jest jedyny pewny sposób na zwrócenie ich uwagi. Myślała wtedy, że to absolutne bzdury – i nadal tak jest – ale najwyraźniej Pansy została równie źle poinformowana.

I to wszystko… to wszystko ma sens.

Ale…

— Teo nie ma ze mną nic wspólnego — mówi Hermiona.

I wtedy wyraz twarzy Pansy w ułamku sekundy zmienia się ze śmiertelnej powagi w dziką furię. 

— Och, tak. Ma, Granger. Nie udawaj głupiej. On jest Kulą Draco. Są praktycznie zrośnięci ze sobą w biodrach. Angażując się w to, udało ci się już dwukrotnie wysłać Draco do Skrzydła Szpitalnego. Prawie do Azkabanu.

Wstaje. Góruje nad Hermioną, siedzącą nieruchomo jak manekin.

— Ale jeśli zrobisz cokolwiek... Cokolwiek, by skrzywdzić Teo… Zabiję cię. Rozumiesz mnie?

Hermiona może się tylko gapić.

Zabiję cię.

I po raz pierwszy jest całkowicie jasne, że Pansy nie kłamie.

***

10 stycznia 1999

Hermiona czyta dwa listy.

Stwierdza, że nie może tego dłużej odkładać i wybiera te, które według niej będą najbardziej bolesne, by mogła zerwać je z siebie jak plastry.

Harry’ego i Rona.

Okazuje się, że wiadomość od Rona to niewiele więcej niż chaotyczny akapit impulsywnych, nieczytelnych bazgrołów, zawierający tylko kilka słów, które potrafi odczytać. Mianowicie „kurwa” i „jak mogłaś” oraz ciemniejszym tuszem niż reszta: „dlaczego?”.

List Harry’ego boli bardziej.

Hermiono,

To nie jesteś ty.

Nie wiem, co się stało, ani co sprawiło, że Malfoy stał się tym, o którym pomyślałaś, ale musisz wiedzieć, że on jest dla ciebie złym wyborem – i nie chodzi tylko o Rona.

Malfoy nie jest dobrym człowiekiem, Hermiono.

Widziałem rzeczy, których ty nie widziałaś.

To jest niebezpieczne. Musisz to przerwać, zanim sprawy zajdą za daleko.

Napisz do mnie. Proszę.

Harry

Boleśnie mruży oczy, wyciskając zbierające się w nich łzy, gdy siedzi ze skrzyżowanymi nogami pod swoim baldachimem. Zaciągnęła zasłony – teraz zawsze są zaciągnięte. A pismo Harry’ego rozmazuje się, gdy atrament spływa z pergaminu wraz z kroplami jej łez.

Nie wie, czego się spodziewała – na co liczyła po tym, co wydarzyło się w Wielkiej Sali.

Prawdopodobnie choć jednego słowa zrozumienia. Tylko jednego.

Niedbale ociera policzki do sucha i wyciąga z szafki nocnej czysty arkusz pergaminu. Pociąga nosem, kreśląc odpowiedź do ich obu.

Pisze tylko jedno zdanie.

Proszę, zrozumcie, że to nie jest coś, co mogłam wybrać.

I udaje się do dormitorium chłopców, wpychając złożony pergamin w szczelinę między drzwiami, a podłogą. Mając nikłą nadzieję, że spróbują – po prostu spróbują – postawić się na jej miejscu.

Zdaje sobie sprawę, że nienawidzi nadziei.

Nadzieja ją zrujnuje.

***

11 stycznia 1999

Wciąż spoglądają w jej stronę i myśli – praktycznie modli się – żeby robili to z ich zwykłą miarą wściekłości.

Celowo usiadła dzisiaj obok Pansy, więc spokojnie może zwrócić twarz w stronę stołu Gryffindoru, choć towarzyszy temu zarówno niezdrowo silna woń perfum Pansy, jak i oczywista pogarda Ślizgonki.

Mimo to, od tamtej nocy Hermiona jest wobec niej mniej nieufna.

Czuje, że przynajmniej choć trochę wie, co sprawia, że Pansy jest... Pansy. I ma teraz znacznie większą świadomość tego, w jaki sposób oczy dziewczyny podążają za Nottem. Wszędzie. Niczym reflektory na scenie.

Naprawdę dziwne, że nigdy wcześniej tego nie zauważyła.

Ale teraz to Harry i Ron przyciągają pełną uwagę Hermiony. Przeczytali jej notatkę. Myśli, że być może – tylko może prawdopodobnie zechcą z nią porozmawiać.

Ukradkowe spojrzenia rzucane przez Ginny i jej niewyraźne skinienia głową mówią, że Hermiona chyba ma rację.

A kiedy wielu uczniów wstaje i opuszcza Salę, aby iść na zajęcia, Hermiona jest prawie podniecona.

Postęp, jakkolwiek nieskończenie niewielki, nadal jest postępem.

Ale nie chce naciskać na swoje szczęście.

Jednak tego wieczora wraca do Slytherinu, bo boi się, że jeśli teraz nawiedzi Gryffindor, rozbije ten delikatny, neutralny stan rzeczy, który właśnie stworzyli.

Puka.

Zastanawia się, czy kiedykolwiek dostanie hasło – a potem rozmyśla, czy to naprawdę byłby dobry pomysł.

Czeka, już przygotowana na zwykłe, ogniste spojrzenie Pansy lub szyderczy uśmiech Notta, ale pukanie kończy się jednak dość rzadkim scenariuszem, gdy zza kamieni wyłania się Draco.

— Granger — wita się, uznając jej obecność.

A ona uświadamia sobie, że Draco nazywa ją Hermioną tylko wtedy, gdy są… Kiedy on…

Rumieni się. Próbuje to ukryć, udając, że drapie się w policzek. 

— Malfoy — odpowiada w duchu uczciwości.

A potem spędza kolejną, bezużyteczną minutę, przygotowując się do jeszcze jednej z ich zwykłych, niezwykle napiętych sesji naukowych przy kominku, gdy chłopak znów ją zaskakuje.

— Muszę skończyć projekt na astronomię — oznajmia blondyn, z wdziękiem ją okrążając. Rzeczywiście Hermiona widzi, że chłopak trzyma w dłoni zwój pergaminu. Pióro w drugiej.

— Och — mówi głupio, gdy podąża za nim wzrokiem. Patrzy, jak Draco rusza korytarzem. — Dobrze. — I czuje, jak jej pierś wypełnia się tym śmiesznie żałosnym doznaniem, którego nie akceptuje jako upokorzenia.

Już prawie znika za rogiem, a ona niemal decyduje, że przez następne kilka godzin będzie wędrować bez celu, kiedy chłopak odwraca się i rzuca do niej: 

— Czekasz na zaproszenie?

Z jej ust wymyka się ostry, urywany oddech, a z ramion znika część napięcia.

Rusza za nim.

***

— Czy to nie było do oddania wieki temu? — pyta Hermiona, obserwując jak Draco leniwie wyznacza zarys Małego Psa z jedną ręką ułożoną na teleskopie. — Przed świętami?

Chłopak wydaje z siebie gardłowy pomruk, lekko kiwając głową. 

— Jutro ostatni dzień, żeby oddać to na częściową liczbę punktów.

Hermiona trochę mocniej zaciska kolana. Spogląda w bok, poza balustradę przy której siedzi.

To cudowna noc.

Niebo jest bezchmurne i czarne jak atrament, a gwiazdy błyszczą niczym świecące piegi na jego sobolowej twarzy. Chłód powietrza tylko od czasu do czasu owiewa ich, przebijając się przez rozgrzewający czar rzucony przez Draco. To przyjemny kontrast.

Hermiona stara się nie zepsuć sobie widoku myślą o Dumbledorze.

Chociaż nie może się powstrzymać od zastanowienia, co może myśleć Draco, będąc tutaj na górze.

— Myślałam, że nadążasz z nauką — oznajmia Hermiona, chcąc oderwać się od nachalnych myśli.

Draco odrywa oko od teleskopu, unosząc brew. 

— Lubisz osądzać, prawda?

Hermiona stara się nie zatrzymywać wzroku na dość hipnotyzującym „V” utworzonym przez dwa górne rozpięte guziki jego koszuli. Wzrusza więc ramionami. 

— Po prostu stwierdzam fakt.

Chłopak jeszcze raz unosi brew, po czym ostatni raz zerka przez teleskop, notując na mapie coś krótkiego. Potem zwija pergamin. Odrzuca go na bok wraz z piórem, zanim Hermiona zdąży pomyśleć o tym, że nie odczekał wystarczająco długo, by atrament zdążył wyschnąć.

Potem Draco podchodzi bliżej. Kiedy jest kilka stóp od niej, cień całkowicie go pochłania, a słabe światło pochodni nie jest w stanie go dotknąć. Zatrzymuje się, gdy palce jego butów uderzają o jej własne. Majaczy nad nią.

Hermiona wpatruje się w jego twarz pogrążoną w półmroku, nie potrafiąc zdusić małego, wijącego się rozkwitu czegoś nisko w jej brzuchu.

Draco sięga w dół i chwyta za koniec jej krawata, a potem zaczyna owijać go wokół dłoni. 

— Tak, cóż, byłem… — odpowiada, szarpiąc w górę. Ręce Hermiony opadają w dół, a nogi próbują odepchnąć się od ziemi, gdy chłopak podciąga ją jeszcze wyżej. — …roztargniony.

Draco ani na chwilę nie puszcza krawata, nawet gdy przyciska ją do kamiennego filaru tuż obok poręczy. Oplata materiał coraz mocniej wokół swoich kostek, używając go, by przyciągnąć Hermionę bliżej – zmusić jej klatkę piersiową do dopasowania się do jego własnej.

Hermiona wstrzymuje oddech.

Jego wolna ręka wije się wzdłuż krzywizny jej ramienia. Sunie do tyłu szyi, aby zagłębić się w loki. I formuje w tę ciasną, napiętą pięść, którą pokochała – tę, która prawie kłuje, kiedy kosmyki ciągną skórę jej głowy.

Hermiona wydaje z siebie cichy jęk, którego tak naprawdę nie potrafi zdefiniować, a podbródek Dracona wsuwa się w szczelinę między jej gardłem a obojczykiem, dopasowując prawie tak, jakby został stworzony na wymiar.

— Czy to wystarczająca wymówka? — szepcze tuż przy jej uchu, a Hermiona nie potrafi z nim walczyć. Czuje surowość wszystkich zakończeń nerwowych. Ich wrażliwość.

Minęło zbyt wiele dni, odkąd ostatni raz jej dotknął.

Draco śmieje się cicho ze sposobu, w jaki reaguje jej ciało. Głębokie wibracje jego głosu przesyłają przez nią kolejne fale drżenia.

— Więc? — pyta, wysuwając język, by musnąć płatek jej ucha i przesunąć nim wzdłuż łuku chrząstki. — Tak?

Z kolejnym oddechem Hermiona syczy, a jej ręce nieświadomie rozkładają się na jego piersi. Ugniatając ciało. Chwytając tkaniny i desperacko próbując dosięgnąć skóry pod spodem.

— Tak — wzdycha, kiedy Draco puszcza krawat, sunąc palcami niżej, zaczynając bawić się rąbkiem jej spódnicy.

— Mmm — mruczy w odpowiedzi, ssąc płatek jej ucha. Ten puls w brzuchu dziewczyny podwaja się. Potraja. Hermiona szybko uświadamia sobie bolesną pustkę, której do końca nie rozumie. Ma niejasne pojęcie, jak się jej pozbyć.

Swoimi dłońmi, wciąż poruszającymi się poza siłą woli, znajduje klamrę jego paska.

— Wyglądasz, jakbyś czegoś chciała, Granger — mówi Draco. Drwi z niej.

Ona jednak szarpie za sprzączkę, a jego biodra zderzają się z jej własnymi. Drażniąca nuta w głosie chłopaka ustępuje miejsca jękowi, a Hermiona przygryza wargę, gdy twardy zarys męskości naciska na jej udo przez materiał spódnicy.

— Czego chcesz? — wzdycha Draco.

Udaje jej się odpiąć sprzączkę – wyrywa pasek z jego spodni i słyszy, jak klamra brzęczy o posadzkę, kiedy odrzuca go na bok.

Ostry oddech wyrywa się z ust Dracona i uderza w jej ucho. Efekt domina, który sprawia, że Hermiona znowu drży, a potem wbija swoje biodra w jego.

On mocno popycha ją na ścianę, odbierając dziewczynie przewagę, dźwignię i zamiast tego szorstko się o nią ocierając. Zmuszając do jęknięcia.

— Czego chcesz? — pyta ponownie, odsuwając się od szyi Hermiony, by spojrzeć jej w oczy. Chwyta ją za podbródek i mocno ściska, przechylając głowę Gryfonki w swoją stronę. — Powiedz mi, czego chcesz.

Czuje się odważna. Naelektryzowana pragnieniem gorejącym między biodrami. Pozwala sobie na muśnięcie dłonią przodu jego spodni.

— Tego — wzdycha.

Zostaje nagrodzona palącym błyskiem rozkwitającym w jego oczach. Sposobem, w jaki unoszą się kąciki jego ust, agresywnym – drapieżnym.

— Tego? — powtarza, mocniej ściskając jej podbródek. Przysuwając usta, tak blisko, ale nie dostatecznie. Kusząc ich bliskością, gdy kręci przy niej biodrami.

Ciebie — odpowiada Hermiona, wzdychając. Odpiera jego uścisk, niezdolna do całowania go.

Jego brwi drgają, prawie jakby było to wyzwanie. Muska czubkiem nosa jej własny. 

— Mnie?

— Tak — szepcze Hermiona, jęcząc, kiedy Draco rozluźnia uchwyt na jej brodzie. Pozwala dziewczynie przysunąć usta do jego. Przeciąga językiem po jej malinowych wargach. Soczyście Niegrzecznie. Aż drżą jej kolana.

— Tak? — szepcze wprost do jej ust, dłońmi znajdując jej biodra i przyciągając ją mocno do siebie. — Co chcesz, abym zrobił? — Ale wydaje się, że ma bardzo jasną intencję, gdy oplata palcami nagie uda dziewczyny. Rozchyla jej nogi, a Hermiona nie może powstrzymać stłumionego, cichego pisku.

Proszę.

— Mm-mm… nie, Hermiono. — Draco potrząsa głową, uciekając od pocałunku. Hermiona wygina się w łuk na dźwięk swojego imienia na jego ustach. — Chcę abyś mi powiedziała. Powiedz mi, co chcesz, żebym ci zrobił. Chcę usłyszeć, jak to mówisz.

Draco kolejny raz muska językiem jej usta, a ślina ścieka im po brodach. A ona chce więcej. I więcej, i więcej.

— Chcę usłyszeć to z twych ust.

Hermiona czuje szkarłat wpływający na jej policzki i nie sądzi, by mogła to wypowiedzieć. Może to przez sposób, w jaki ręka Dracona sunie po wewnętrznej stronie jej uda. Zagłębia się między nogami, dając jej przedsmak tego, jak to jest uwolnić się od napięcia.

— Ja… chcę…

— No już, Granger — warczy Draco, przeciągając palcem w górę i w dół. — Bądź odważna.

Hermiona wzdycha w jego usta. Przysuwa nos bliżej, zamykając oczy. Jej głos jest chrapliwy i obcy. W ogóle nie brzmi jak powinien.

— Nie powiem tego.

Jest z siebie dumna. Dumna, że potrafi się oprzeć, choćby w najsłabszej formie. Dumna, że nie daje mu wszystkiego, czego mógłby chcieć.

Draco jęczy głośno przy jej języku. 

— Oczywiście, że nie. — A ona czuje jego dłoń w swoich majtkach. — Bo w końcu zawsze musisz być taka… — Szarpie. — ...kurewsko… — Rozrywa je. — ...trudna?

Materiał wbija się w jej ciało. Siniaczy biodra, gdy pęka i odpada.

— No już. Rozłóż nogi — żąda Draco, a na jego słowa przeszywa ją fala niecierpliwości. Nagle uświadamia sobie, że nie zamierza on zdejmować ani swojej koszuli ani jej spódnicy.

To rodzaj plugawej fantazji, na którą tak naprawdę nigdy wcześniej sobie nie pozwalała.

Robi to, co Draco jej każe, bardziej instynktownie niż celowo, oplatając ramiona wokół jego szyi, gdy rozchyla uda i pozwala sobie owinąć nogi wokół jego talii. Chłopak przyciska ją plecami do kolumny, próbując zachować równowagę, a ona odkrywa, że podoba jej się ta pozycja. Lubi być trochę wyższa od niego – patrzeć z góry, mieć usta tuż przy ostrej płaszczyźnie jego policzka. Oddechem poruszając blond pasemkami na jego czole.

Różowa poświata zaklęcia antykoncepcyjnego majaczy w jej świadomości, gdzieś zza przymkniętych powiek. Próbuje uspokoić drżenie przedramion – wie, że on czuje je na swoim karku.

— Weź głęboki oddech — mruczy Draco przy jej szczęce.

Z gardła Hermiony wydobywa się nerwowy śmiech. 

— Brzmisz jak chirurg.

— Tak, cóż… Nigdy wcześniej tak tego nie robiłaś. Chyba że skłamałaś, mówiąc, że jesteś dziewicą.

Hermiona znowu się śmieje, ale jej oddech przyspiesza. Draco nie ostrzega ponownie.

I nagle on tam jest.

Ona wzdycha i uderza głową o kamień – ból, którego nie zauważa i nie zauważy do jutra. Ponieważ Draco ma rację. Ma cholerną rację. To jest inne. Kąt. Głębia. To zmienia wszystko.

To boli.

Ale jednocześnie gasi pragnienie wywołane przez tę straszliwą pustkę. Tę potrzebę. Niczym idealnie dopasowany lek. A dźwięki, które Draco z siebie wydaje – sposób, w jaki jego głowa opada na jej ramię… sprawia, że ból znika.

— Kurwa — Draco syczy.

Proszę — szepcze Hermiona, gdy on nadal się nie rusza. Nie obchodzi jej ten dodatkowy ból. Pulsuje głęboko i nisko, ale wciąż wymaga uwagi.

Jego ręce też drżą. Trzęsą się na odsłoniętej skórze jej talii, sunąc pod bluzką, by złapać ze materiał.

I powoli – zbyt wolno – zaczyna przyciągać ją bliżej siebie. Wprawiać jej biodra w ruch, by zaprosiły go do środka, a potem wypuściły – i znowu.

Hermiona wydaje z siebie jakiś śmieszny dźwięk. To może być słowo, a może nie. Nie wie. Czuje tylko doskonały nacisk. Gwałtowną przyjemność płynącą z tego jednego miejsca, w które on zawsze uderza.

Wygina się na to doznanie. Przypadkowo napina jakąś obcą grupę mięśni, co wywołuje u niego silną reakcję. Sprawia, że Draco szarpie się i jęczy, i poprawia uścisk, tak aby jeszcze mocniej przycisnąć jej plecy do kamienia, chcąc podkręcić rytm. Przyśpieszyć. Wejść w nią jeszcze głębiej. Mocniej.

Hermiona wzdycha. Przesuwa dłoń w górę, by wplątać ją w jego włosy, kiedy jedna z rąk Draco puszcza jej talię, by musnąć zewnętrzną stronę uda. Chłopak ściska za nie, wjeżdżając w nią jeszcze głębiej.

Zaciska zęby na jej gardle – ona drapie paznokciami skórę jego głowy – ich oddechy odbijają się echem od ścian wieży. I Hermiona zaczyna czuć, że ciśnienie narasta, a Draco się nie zatrzymuje, nie zwalnia. A ona go zachęca – mówi rzeczy, których nigdy wcześniej by nie powiedziała. Proszę, nie przestawaj. Tak, tak, proszę, tak, ooo tak, dokładnie – a on słucha, jest niesamowity. Jego język kreśli kontynenty na jej skórze, a ona jest taka…

Coś głośnego uderza o podłogę. Ciężkiego – głęboki łomot, jak książki. Oboje wzdrygają się. Rytm ruchów Dracona nagle się urywa. Hermiona wzdycha, kiedy jego zęby puszczają jej szyję, by mogła odchylić głowę na bok.

Nie może…

Nie może tego pojąć.

Nie może objąć rozumem, że to Ron.

To Ron.

Chłopak stoi u szczytu schodów. Jego torba z książkami leży na podłodze. Usta ma rozchylone, a oczy szeroko otwarte, przerażone, zniesmaczone i wypełnione niedowierzaniem. Widać w nich tak wiele rzeczy – zbyt wiele pieprzonych rzeczy naraz.

Zamierają. Wszyscy troje.

Nie ma sposobu, by mogli ukryć to, co robią, a jednak jej wyczerpany umysł wciąż zastanawia się, czy to nie jest tylko zły sen. Czy może zaraz znajdzie jakąś wymówkę, zdoła skłamać.

— Ron… — chrypie złamanym głosem.

On jednak nie podnosi swojej torby. Wypuszcza tylko krótki, wściekły oddech, a jego udręczone oczy ponownie przemykają między nią, a Draconem. A potem odchodzi. Schodzi po schodach tak szybko, jak wszedł. Szybciej.

Następuje rozdzierająca, ogłuszająca chwila ciszy.

Draco praktycznie wyrywa się z niej – dziwne, sprzeczne uczucie, które nie pasuje do niczego innego, co czuje Hermiona. Chłopak stawia ją na podłodze, podtrzymując lekko, aż wydaje się przekonany, że może sama utrzymać równowagę.

Jej spojrzenie nie odrywa się jednak od schodów.

— O mój Boże… — szepcze, ale nie słyszy swojego głosu. Tylko opuszczające usta powietrze.

Jej klatka piersiowa pulsuje, więc zmusza się do odwrócenia wzroku – do spojrzenia na Draco w nadziei o choć namiastkę wsparcia. Pocieszenia. Czegokolwiek.

Ale to, co widzi, przyprawia ją o mdłości.

Nagłe i fizyczne mdłości.

Z przerażeniem obserwuje jego bierne spojrzenie i kamienny wyraz twarzy. Nie może zrozumieć. Nie może pojąć. Nie może oddychać.

— Ty wiedziałeś.

_____ I mała humorystyczna wstawka w formie filmiku, Oryginał znajdziecie tutaj. (credit dla autorki: Onyx_and_Elm)

9 komentarzy:

  1. To się robi coraz bardziej toksyczne! Wykorzystuje ją, żeby sobie "ulżyć", jest mu potrzebna tylko do tego i żeby wkurwiać Rona i Harrego... Ugh, mam ochotę dać mu w pysk! Tak zwyczajnie ją wykorzystał, wiedział, że Ron tam jest, albo że ktokolwiek tam jest i chciał, żeby ten kto przyszedł ich zobaczył. Żeby jeszcze bardziej zniszczyć jej reputację. Żeby ten kto przyszedł zobaczył, że tu skorzystam z cytatu Rona z Gloriany "Jest dziwką śmierciożercy"... Wiem, że Draco jest popieprzony, czytałam też notkę Onyx przed przeczytaniem tego rozdziału i wiem, że chciała go przedstawić takim jakim go przedstawiła, ale to jest oburzające... Nie mam do niego słów. Za to rozumiem niechęć Pansy. Boi się, że Theo coś sie stanie przez tą znajomość z Hermioną. Nie ufa jej, bo jej nie zna. Nie dziwię się jej, ma do tego prawo. Nie lubiły się przez tyle lat a tu nagle ona wbija do ich domu i zachowuje się tak, jakby była u siebie ciągle tu przesiadując i nikt nie widzi w tym nic dziwnego. Najgorsze jest to, że Nott i Blaise traktują Hermionę z większą serdecznością niż sam Draco, który pamięta o niej tylko wtedy, kiedy go w gaciach swędzi -_-

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest! Jak tęskniłam za rozdziałem! ❤️❤️❤️ Cieszę się, że już wróciłaś!
    Oj lubię tego chujka Draco! Szkoda, że ich zabawa na wieży została przerwana :(
    Annie

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest! Jak tęskniłam za rozdziałem! ❤️❤️❤️ Cieszę się, że już wróciłaś!
    Oj lubię tego chujka Draco! Szkoda, że ich zabawa na wieży została przerwana :(
    Annie

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest już się doczekać nie mogłam Twojego powrotu 🥰 ja tu myślałam że Draco w końcu coś zrozumiał że będzie dobrze a tu takie coś 😒 Herm strasznie dostaje po dupie z każdej strony 🥺

    OdpowiedzUsuń
  5. Po przeczytaniu potrzebowałam chwili żeby się wręcz uspokoić. Draco traktuje Hermione naprawdę jak zabawkę... gdy jest mu potrzebna to ją wykorzystuje, bawi się jej kosztem gdy ona obrywa za to o co on ja prosił. Dała mu wszystko a teraz nie ma nic. Lecz Draco nie może sobie odmówić zabrania jej nawet namiastki nadzieji na „porozumienie” z dawnymi przyjaciółmi. Mega toksyczne mega! Pansy się nie dziwie, nie łatwo nagle tak zaufać wrogowi i ona chce dobrze dla Notta. Coraz bardziej wstrząsa mną to opowiadanie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Chore, bardzo dobre, ale chore.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wierze, ze jej to zrobil, co za kawal sku.wysyna! Plasnelabym go w ryj za to! Malo mu, ze zerwala wszystko dla niego? Ze zostala sama? Super, naprawde, gnojek pieprzony! Do pewnego momentu nawet go bronilam, a teraz uwazam, ze jest chorym czubkiem i zdecydowanie potrzebuje leczenia! Ech, z pewnym lękiem oczekuje kolejnego rozdzialu, az strach myslec, co sie tam odwali... A co do Pansy - Theo? O kurcze, tego sie nie spodziewalam, ale jest w tym jakas, hmm, ulga?

    Ściskam!
    Mała

    OdpowiedzUsuń
  8. Cieszę się, że wróciłaś. Zachowanie Draco jest dla mnie kompletna zagadką i bardzo jestem ciekawa jak to się dalej rozwinie, bo póki co to wygląda iście jak nic innego a toksyczna relacja.. A on bierze z Hermiony co się tylko da, zostawiając jej pustkę..
    Pozdrawiam
    blackheart080

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciesze się, że troszkę ten rozdział rozjaśnił sprawę Pansy. Rozumiem ja. Ma przyjaciół do stracenia. Nie wie czego się spodziewać po Hermionie, bo jej nie zna,stad niechęć i brak zaufania. Zakochana kobieta jest zdolna do wielu rzeczy...
    Teraz mam po kilku ostatnich rozdziałach takie dziwne odczucie, że relacja Hermiony i Draco wiąże się głównie z sexem, nie rozmawiają, niby spędzają wspólnie czas w Pokoju Wspólnym Slytherinu, ale dowiadujemy się, że rzucają sobie spojrzenia, troszkę brak mi ich rozmów i relacji. Wiem, że opowiadanie nie oddaje ich całego życia minuta po minucie jednak ostatnio jakoś mi tego brak.
    Zachowanie Draco jeżeli wiedział, że Ron tam przyjdzie (zastanawia mnie skąd 🤔) to było perfidne i zagranie poniżej pasa. Choć może to wynikać z chęci odcięcia już kompletnego Hermiony od "przyjaciół", zemsty, zadowolenia z faktu dokopania Rudemu i choć nie lubię Rona to bardzo żal mi Hermiony. Nie powinna znaleźć się w takiej sytuacji.
    To co jest między nimi to nie związek nie kochankowie, wlasciwie nie dziwię się Hermionie że zastanawia się jak nazwać tą relacje, ponieważ ja sama mam z tym problem.
    Mam takie wrażenie że nawzajem dają sobie sex i przyjemność z tego, choć jest to bardzo sensualne między nimi, głównie postać Draco buduje tu takie odczucia tymi słowami kierowanymi do Hermiony to jednak jakby on bierze dodatkowo możliwość zemsty, Hermionie nie zostaje nic. W tym momencie mógłby ja zostawić i dziewczyna zostałaby z niczym... Ta razie wygląda to tak jakby miał rozdwojenie jaźni i sam nie wiedział czego chce.
    Przepraszam za tak chaotyczny komentarz, ale sama mam mega chaos w głowie. Staram się zawsze wczuć w czytany tekst i tu mega się wciągnęłam i mój mózg pracuje na najwyższych obrotach...

    OdpowiedzUsuń