OSTRZEŻENIE: nawiązania do samobójstwa i łagodnej przemocy.
Śniadanie pojawiło się następnego ranka wraz z towarzyszącą mu Narcyzą Malfoy. Kobieta wyprowadziła Hermionę na balkon, podczas gdy Remka ustawiła na stoliku obok tacę śniadaniową i serwis do herbaty. Dziewczyna spojrzała na teren rozciągający się u ich stóp, szukając jego słabości, gdy Narcyza do niej mówiła.
Po chwili ciszy Hermiona pomyślała, że najwyższa pora zaryzykować.
— Ja… nie jestem pewna, czy będziesz mogła mi na to odpowiedzieć — zaczęła Hermiona — ale zastanawiałam się nad moimi przyjaciółmi.
Narcyza odwróciła się do niej.
— Tak?
— Gdzie oni są? — Zawahała się, zanim dodała: — I w jakim są stanie?
Hermiona siedziała nieruchomo, gdy Narcyza Malfoy uniosła brew, otworzyła usta i zastygła na krótki moment.
— Hmm. Tak, rozumiem… — mruknęła.
— Pytam tylko dlatego, że podczas Aukcji byłam nieprzytomna — powiedziała Hermiona. — Aż nadeszła moja… kolej. — Odwróciła wzrok, spoglądając na szeroki trawnik.
— Tak oczywiście. — Wzrok Narcyzy przemknął po niej. — Naturalnie, że jesteś tego ciekawa. Zrobię co w mojej mocy, aby zdobyć te informacje.
Hermiona uśmiechnęła się w podziękowaniu, a kiedy jej spojrzenie wróciło do ciastka żurawinowego i herbaty, poczuła mdłości z poczucia winy zalewającego jej wnętrze.
Co Ginny jadła dzisiaj na śniadanie? Kiedy ostatnio Luna piła herbatę?
Gdzie był Ron?
Resztę niedzielnego popołudnia spędziła na czytaniu, siedzeniu w wannie i wyglądaniu przez okno. Zaraz po tym, jak Remka przybyła ze tacą obiadową, usłyszała pukanie do drzwi swojego pokoju.
— Proszę! — powiedziała, spodziewając się, że zobaczy w nich Narcyzę.
Zza drzwi wyłonił się jednak Draco Malfoy.
Serce Hermiony zadudniło, obijając się o żebra, gdy spojrzenie blondyna przemknęło po jej twarzy i ramionach.
Wydawał się o wiele wyższy, niż zapamiętała. Jego skóra była nadal blada i prawie przezroczysta jak na szóstym roku, jakby wciąż nie mógł się w nocy porządnie wyspać. Był ubrany na czarno. Nie w mundur Śmierciożercy, ale czarny sweter. Czarne spodnie i duże buty. Ubiór zdawał się tak podobny do stroju, który miał na sobie w bibliotece, jakby stanowił on jego mundur po służbie.
Oczy blondyna wędrowały po jej pokoju, lądując na rzeczach, które ruszyła. Od stosu książek u podstawy regału, czekających na ponowne odłożenie, przez buty, które nosiła wczoraj na spacerze z Narcyzą, teraz leżące obok szafy, po pogniecione prześcieradła, które nie chciały się wyprostować, nawet gdy próbowała pościelić łóżko.
Hermiona wstała z ręką na oparciu jej fotela, a obiad leżał do połowy zjedzony na stoliku. Jego wzrok w końcu znów spoczął na niej. Patrzyła, jak przesuwa po wszystkim spojrzeniem – tak szybko, jakby było to zaledwie mrugnięcie – aż w końcu przenosi wzrok na jej mugolskie dżinsy i skarpetki.
— Matka mówi, że masz jakieś pytania.
Nie. Nie, nie, nie, Narcyzo. Nie tego chciała.
Przełknęła i pierwsze pytanie praktycznie bez namysłu wypłynęło z jej ust.
— Gdzie jest Pansy?
Draco wyglądał na równie zaskoczonego, co ona. Żałowała, że nie przygotowała planu. Jakiegoś gotowego schematu na zadawanie właściwych pytań.
Spojrzał na ogień, powoli przygasający w kominku.
— Dałem Parkinson Blaise'owi Zabiniemu. W ramach podziękowania i za lojalność. Jest teraz we Włoszech pod jego opieką.
Jego ton głosu i martwe oczy miały sugerować, że to właśnie Blaise otrzymał prezent w zamian za swoją lojalność. Ale może nie wiedział, że Hermiona była świadkiem ratunku Pansy.
Skinęła głową. Jedna z listy odhaczona.
— Ginny Weasley trafiła do Avery’ego?
Wrócił spojrzeniem do niej i skinął głową.
— A Ron?
Patrzył na nią bez mrugnięcia okiem.
— Macnair go kupił. A wkrótce potem Czarny Pan rozkazał sprowadzić go do siebie.
Wzięła powolny oddech.
— A czy on żyje?
— Na razie tak.
Patrzył, jak ta informacja dociera do dziewczyny, wywołując dreszcz na jej skórze. Zacisnęła zęby i skinęła głową. Chciała zapytać o więcej, dowiedzieć się, ilu z nich poległo na dziedzińcu. Może podpytać w jakiś sposób o Nagini.
Po chwili zaczął:
— Jeśli to już wszystko…
— A co z Arturem i Molly Weasley?
Mrugnął jeden jedyny raz, patrząc na nią.
— Nie żyją.
Podejrzewała to. Informacja nie przyniosło jej jednak spokoju, ale przynajmniej mogła skinąć głową, zaakceptować ją i zostawić obmyślanie tego faktu na później.
— Neville?
Przewrócił oczami w ten bardzo ostentacyjny sposób, którego praktycznie nadużywał, gdy był młodszy.
— Chcesz, żebym zrobił ci listę, Granger?
— Tak — odpowiedziała natychmiast, nie zważając na jego jawny sarkazm. — Jeśli mógłbyś.
Gapił się na nią przez krótką chwilę, a potem wyczarował zwój i pióro. Patrzyła, jak wykonał on bardzo złożone zaklęcie, aby przelać swoje myśli bezpośrednio na pergamin – zastosował czar, który zainspirował niegdyś kogoś do stworzenia Samonotującego Pióra. Zaklęcie wymagało bardzo wyszkolonego umysłu, który potrafił z łatwością skierować i zredukować swój tor myśli tylko do jednej płaszczyzny, eliminując te, ze wszystkich pozostałych obszarów mózgu. Wcześniej widziała użycie tego czaru tylko raz, u jednej osoby – Snape’a.
Przyglądała mu się, podczas gdy jego oczy koncentrowały się na pergaminie – wyczerpane, podkrążone i otoczone suchą, napiętą skórą. Rysy jego szczęki i podbródka ostro wyznaczały granicę między jego policzkami a szyją. Usta, które zapamiętała, były suche i popękane, ale niezmiennie ściągnięte w kontemplacyjny grymas, który tak często widywała na lekcjach. Nadal stał prosto, dumnie odchylając ramiona do tyłu – arogancja i nienaganna, arystokracka postawa przebijały przez wszystkie pęknięcia w kamiennej fasadzie jego maski.
Umysł Hermiony walczył sam ze sobą, z jednej strony litując się nad nim i szukając sposobu, by go pocieszyć, a z drugiej zastanawiając się, czy jego zmęczenie mogłoby dać jej jakąś przewagę w chwili potencjalnej ucieczki.
Pióro zniknęło. Chłopak chwycił zwój z powietrza i podał jej. I nagle wszystko do niej wróciło. Cała okrutna rzeczywistość. Wręczył Hermionie listę imion jej przyjaciół z opisem tego, co ich spotkało.
Neville trafił do Carrowów. Cho Chang i Seamus Finnigan do Mulcibera. Oliver Wood do Nottów. Ron i Angelina Johnson do Macnaira.
Jej oczy przemknęły po stronie, a ona poczuła, że czegoś tam brakuje.
Spojrzała na niego.
— Na liście nie ma Luny Lovegood.
Stał niczym zamrożony, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
— Lovegood nie żyje.
Hermiona poczuła nagłe dudnienie swojego serca aż w opuszkach palców. Para bladoniebieskich oczu pojawiała się za powiekami przy każdym mrugnięciu. Zakrwawione zęby uśmiechały do niej, mówiąc o poświęceniu się.
Przełknęła.
— Jak…? — Jej głos się załamał.
Draco spojrzał ponad ramieniem Hermiony, na okno za jej plecami i malujący się w oddali zachód słońca.
— Skoczyła z dachu posiadłości Macnaira. Znaleźli jej ciało wczoraj rano.
Jej umysł falował i wirował.
Macnair. Trafiła do Macnaira.
Luna nie żyła.
Powinna była pozwolić jej umrzeć wtedy w Ministerstwie.
Pamiętasz? Powiedział, że tak będzie lepiej.
Spojrzała z powrotem na Draco. Wyraz jego oczu był nieobecny, kiedy wpatrywał się w staw za oknem.
— Skoczyła, bo jej kazałeś — syknęła Hermiona.
Odwrócił się do niej, a jego spojrzenie było zimne. Nie zaprzeczył.
— Powiedziałeś jej, że jeśli będzie Aukcja, to powinna się zabić — warknęła. — Zabić się zamiast walczyć.
Zacisnął usta.
— Wydaje się, że zapominasz, że Lovegood była Krukonką, a nie lekkomyślnym Gryfonem. — Przeszył ją ostrym spojrzeniem. — Nie można było jej namówić do niczego, co nie miało dla niej całkowitego sensu.
— Całkowitego sensu? — powtórzyła Hermiona, czując, jak łzy żalu zbierają się w kącikach jej oczu. — Więc pewnie sama powinnam też rzucić się z najwyższej wieży Dworu? A może lepiej zrobić sobie pętlę z prześcieradła? Chociaż w sumie zawsze mogłabym przestać jeść. Odmawiać jedzenia i wody, dopóki nie zmarnieję i…
Podszedł do niej.
— Tylko spróbuj — prychnął. — Jeśli naprawdę czujesz się tak nieszczęśliwa w swoim prywatnym apartamencie, w mugolskich dżinsach i bluzach, z posiłkami dostarczanymi trzy razy dziennie…
— Och, dziękuję, Malfoy. Za uratowanie mnie…
— Nie ma, kurwa, za co, Granger. — Ponownie zbliżył się do niej o krok i poczuła, jak oparcie fotela wbija się w jej kręgosłup. — Z dobrego źródła wiem, że Macnair nie znęcał się nad Lovegood, zanim skoczyła. Lepiej zaryzykuj teraz, zanim zmienią się okoliczności…
Hermiona uniosła rękę, gotowa do uderzenia go, jednak się powstrzymała. Uderzenie blondyna byłoby najbardziej nierozważnym działaniem, jakiego mogłaby się podjąć w swojej dość niepewnej sytuacji. Jego oczy błyszczały, przemykając od jej dłoni do twarzy, przeszywając wzrokiem, który finalnie opadł na usta dziewczyny, zanim chłopak w końcu się cofnął.
— Czy jesteś na tyle głupia, żeby to zrobić, Granger? — W jego spojrzeniu błysnęło coś innego. Ciepłego i śmiałego.
Jej palce zacisnęły się powoli w pięść i opuściła rękę. Spojrzała gniewnie na jego zadowoloną twarz, a oczy Draco spłynęły po jej sylwetce, gdy usta chłopaka wykrzywił powolny uśmiech.
Oderwała wzrok od jego ust i powiedziała:
— A czy moje okoliczności się zmienią?
Patrzyła, jak jego oczy zamarzają, niczym glazura w rozgrzanym piecu, po czym zamajaczyło w nich coś, czego nie potrafiła odczytać. Lekki uśmieszek nie sięgał jego pozbawionego wyrazu spojrzenia.
— Jeśli rozegrasz to właściwie, Granger…
A potem jego palce szyderczo przemknęły przy jej żebrach.
Szarpnęła się w bok i odsunęła od niego.
— Wyjdź.
Zachichotał cicho, kiedy odwróciła się twarzą do okien, odprawiając go i wygładzając pomarszczony zwój zaciśnięty mocno w lewej dłoni.
— Czarny Pan prosi cię o audiencję tego wieczoru.
Dreszcz spłynął po kręgosłupie Hermiony, jakby ktoś wylał jej na głowę kubeł lodowatej wody.
— Powiedz mu, że odmawiam. Ale dzięki. — Mówiła, patrząc za okno, żeby nie widział, jak zadrżała jej powieka.
Usłyszała krótkie westchnienie z nutką śmiechu, a następnie jego odpowiedź:
— Spodziewam się ujrzeć cię na dole za pół godziny.
Nie wydał z siebie żadnego dodatkowego dźwięku, kiedy przeszedł po dywanach w kierunku wyjścia. Dopiero gdy drzwi się zatrzasnęły, wiedziała, że opuścił pokój.
Pół godziny. To wszystko, co miała.
Przypominała sobie zawartość zwoju z imionami swoich przyjaciół, gdy słońce zachodziło nad wzgórzami.
Jak przygotować się na audiencję u Czarnego Pana?
Dostała odpowiedź na to pytanie dwadzieścia pięć minut po tym, jak Draco wyszedł z pokoju, kiedy do jej drzwi zapukała Łzawka.
— Mistrz Draco mówi, że powinnaś to założyć.
Łzawka trzymała w swoich smukłych dłoniach skrawek czarnego jedwabiu z regulowanymi ramiączkami. Wyglądał jak bardzo skąpy szlafrok. Koronka okalała materiał u dołu i u góry, a całość odzienia była krótka, z głębokimi wycięciami.
Kiedy Hermiona chwyciła materiał z rąk skrzatki, Łzawka okręciła nerwowo palec wokół ucha i stanęła przy drzwiach.
— Dziękuję, Łzawko — odpowiedziała Hermiona, niemal nie rozpoznając brzmienia własnego głosu.
Skrzatka pozostała w drzwiach, stąpając nerwowo w miejscu, przenosząc swój ciężar z nogi na nogę.
— Łzawka ma tu zostać i poczekać, aż panienka się przebierze. Potem ma odprowadzić panienkę na dół.
I to właśnie wtedy, gdy Hermiona pomyślała, że wcześniejsza upartość mogła ujść jej na sucho.
Dziewczyna weszła do łazienki, zsunęła dżinsy, ściągnęła sweter i nałożyła na siebie jedwab. Kreacja była tak krótka, jak jej złota aukcyjna sukienka, jeśli nie krótsza. A jednak była jego dziwką. Lustro odbijało grymas ust i zwężone oczy niewolnicy seksualnej. Jej wzrok padł na puszysty szlafrok kąpielowy zwisający z haczyka i zastanawiała się, czy nie zejść na dół całkowicie zakryta. A może nie schodzić wcale. Niech Draco wróci i sam ją tam zaciągnie.
— Panienko! — zawyła żałośnie skrzatka.
Hermiona zmarszczyła brwi. Czy Łzawka zostanie ukarana? I to tylko dlatego, że Hermiona próbowała opóźnić to, co nieuniknione.
Ostatni raz spojrzała w lustro, żeby upewnić się, że jej ciało zostało zakryte jak najbardziej się dało, a następnie wyszła za Łzawką z pokoju, wściekle sunąc w dół schodów, a następnie do wielkiego holu Dworu Malfoyów.
Draco czekał na nią przy kominku. Jego oczy omiotły jej strój, kiedy schodziła – szybkim rzutem oka zerknął na jej nagie nogi, potem sprawnie przeniósł spojrzenie na twarz.
Może rzeczywiście jej pragnął. Może coś w niej go przyciągało.
Poprawiając rękawy i koncentrując się na mankietach, powiedział:
— Musisz zdjąć stanik.
Klinicznie. Jak oznajmiłby lekarz.
Poczuła rumieniec rozkwitający na jej policzkach. Rozchyliła lekko usta, gotowa mu się jakoś za to odgryźć, ale dostrzegła, że był w szatach Śmierciożercy. A jeśli on przebrał się w mundur – swój kostium – wydawało się, że ona też musi.
Sięgnęła za siebie i z trudem odpięła stanik przebijający przez jedwab sukienki. Skupiła swój wzrok się na kamieniach posadzki pod swoimi stopami, kiedy podała go Łzawce.
Skrzatka zniknęła, a oni zostali tylko we dwoje. Hermiona jednak zamiast czuć się odsłonięta, poczuła się ignorowana.
Blondyn podszedł do frontowych drzwi, nie czekając, aż Hermiona pójdzie za nim. Powłóczyła nogami niczym rozdrażnione dziecko, stąpając po schodach w dół, wprost w rześkie, wieczorne powietrze i krocząc kamienną ścieżką, podczas gdy chłód kłuł odsłoniętą skórę, aż poczuła jak nabrzmiały jej sutki. Spojrzała ze złością na chłopaka okrytego grubą szatą, kiedy sama została zmuszona do odziania się w skrawek jedwabiu. Skupiając się na irytacji i otaczającym ją zimnie, próbowała nie myśleć o tym, co będzie dalej.
Czekał przy bramie, podczas gdy ona go doganiała, a potem powiedział:
— Twoje lewe ramię.
Wyciągnęła do niego rękę, a on owinął palce wokół widniejącego na jej skórze podpisu. Kiedy przekraczali bramę, Hermiona poczuła falę ciepła przeszywającą całe ramię. Chwilę potem było po wszystkim.
Weszli na szczyt wzgórza, a Draco wciąż trzymał dłoń na jej ramieniu. Kilka sekund później ich aportował.
Jako pierwsze rozpoznała przed sobą bramy Hogsmeade. Mroźny chłód przepłynął przez jej gardło, sunąc ostro po żebrach i spinając mięśnie.
Dementorzy.
Spojrzała w górę, dostrzegając ich tysiące.
Mogła niejasno dopatrzeć się słabego blasku księżyca gdzieś ponad wszystkim, jednak dementorzy tłumili sobą wszelkie światło, rzucając na ziemię mroczny cień.
Draco trzymał ją za łokieć, ściskając go boleśnie, gdy jeden z dementorów podleciał bliżej, napierając na nią swoim ciałem.
— Nie ruszaj się — nakazał Draco.
Dementor wchłonął otaczające Hermionę powietrze, wysysając z niego jej esencję. Po chwili zwrócił się ku Draco, wyciągając w jego stronę kościstą dłoń.
Blondyn wpatrywał się w jego kaptur, stojąc nieruchomo.
Z ostatnim szarpnięciem za jej duszę, Dementor odpłynął w górę, dołączając do swoich towarzyszy. Draco poprowadził ją naprzód, a Hermiona domyśliła się, że dementorzy ich puścili.
Kilkanaście z nich unosiło się w powietrzu, gdy przechodzili przez bramę i skręcali na tereny Hogwartu.
Zakazany Las rozrósł się, występując z granic które zapamiętała, pełzając w kierunku zamku, jak gdyby trzymająca go w ryzach magia umarła, gdy przegrali. Trawa była sucha, a w niektórych miejscach nadal płonął ogień. Dopiero gdy minęli ogniska, Hermiona rozpoznała zapach.
Płonące ciała.
Zwłoki były nie do rozpoznania, za co była niezmiernie wdzięczna Merlinowi. Potrząsnęła głową, próbując pozbyć się ze swojego umysłu wizji tego, co właśnie ujrzała, jednak zapach przylgnął do niej jak dym.
Śmierciożercy chodzili w parach, zataczając szerokie kręgi wokół skraju lasu. Niektórzy z nich kiwali głową Draco. Chłopak patrzył jednak prosto przed siebie, wciąż trzymając ją za ramię.
Gdy kroczyli po terenie dawnych szkolnych błoń, coraz bardziej zbliżając się do zamku, poczuła, jak jej puls zaczyna przyspieszać, odpychając w głąb umysłu wszystkie szczęśliwe wspomnienia.
Na schodach wejściowych stały dwie osoby w czarnych szatach z kapturami na głowach. Spuściła wzrok.
Dobiegł ją dźwięk ściąganych ust, a następnie odgłosy cmokania. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że były one skierowane w jej stronę.
— Niezłe nogi, Szlamo.
Nie podniosła wzroku. A więc to wszystko, czym teraz była. Parą nóg.
Drzwi do Sali Wejściowej otworzyły się, a Draco wciągnął ją za sobą do środka.
Weszli do Wielkiej Sali, a Hermiona była wdzięczna, że pomieszczenie nie wyglądało już tak, jak w jej najszczęśliwszych wspomnieniach.
Odniosła wrażenie, jakby Voldemort oderwał sobie każdy kawałek zamku, który się mu spodobał, a następnie umieścił je wszystkie w tym jednym miejscu.
Szczątki bazyliszka zataczały szerokie koło wzdłuż ścian, pełniąc rolę miejsc siedzących dla obecnych w sali Śmierciożerców. Nagini syczała do porcji kości, kiedy ją mijali, a Hermiona starała się nie myśleć o tym, jak mogłaby ją zabić.
Sam Lord Voldemort siedział na tronie zbudowanym z kości, starannie zebranych i zespolonych w całość magią. Obracał Czarną Różdżką między palcami, a jego czerwone niczym rubiny oczy błyszczały wpatrzone w nią i Draco, zbliżających się do niego.
Draco poprowadził ją do miejsca na podłodze wręcz czarnego od zaschniętej krwi, po czym opadł na kolano, ciągnąc ją za sobą w dół. Pochylił głowę, ale Hermiona wyzywająco spojrzała Czarnemu Panu w oczy, których ciemność niemal wciągała ją do środka. Czuła mrok na kamieniach u swych stóp i odsunęła się, nie chcąc się mu kłaniać.
— Hermiono Granger. — Brzmienie jej imienia sunące po jego języku wywołało u dziewczyny dreszcze. — Witaj w moim zamku — zachichotał.
Odetchnęła głęboko, a woń zgnilizny unosząca się w powietrzu zgęstniała jej w gardle. Kiedy nie odpowiedziała na powitanie, kontynuował.
— Osiągnęłaś niezłą cenę na naszej wyprzedaży. Tej... Aukcji. Tak, tak to nazywali. Jednak teraz widzę, że nie jesteś wielką pięknością.
Hermiona prawie parsknęła. Z całej listy rzeczy, które Lord Voldemort mógłby jej powiedzieć, obrażanie wyglądu nie było obarczone wysokimi szansami prawdopodobieństwa.
— A moi zwolennicy i tak o ciebie walczyli. — Skinął na nią swoją bladą, bezwłosą głową. — Jakże wspaniale musiało być dla ciebie przyjaźnić się z Harrym Potterem.
Przez salę przetoczył się głęboki, dudniący szum. Śmierciożercy zarechotali.
— Wstańcie — rozkazał, a Draco podciągnął ją na nogi.
— Młody Malfoy.
— Mój panie.
— Dużo poświęciłeś, żeby ją zdobyć.
— Tak, mój panie.
— Dlaczego?
— W szkole byliśmy przeciwnikami — powiedział Draco, wciąż spuszczając wzrok. — Nigdy nie poznała należnego jej miejsca. A także... — Podniósł oczy na Lorda Voldemorta, a mały uśmieszek wpłynął na jego usta. — Od zawsze pociągały mnie wszelkiego rodzaju najcenniejsze rodzaje dobytku.
Czarny Pan uśmiechnął się.
— A ona jest wszystkim, za co zapłaciłeś, a nawet więcej? Słyszałem, że była nietknięta. Zakładam, że już ją wziąłeś.
— Jeszcze nie, mój panie.
Śmierciożercy poruszyli się, szepcząc. Hermiona poczuła, że spogląda na nią co najmniej tuzin oczu.
Lord Voldemort uniósł czoło.
— A to dlaczego?
Zerknęła na Draco. No właśnie, dlaczego?
Spojrzał na nią, jego oczy przesunęły się po jej szyi, sunąc w dół, aż do piersi.
— Oczekiwanie to najsłodsza tortura, czyż nie?
Hermiona przełknęła. Voldemort zaśmiał się. Wysoki, ostry chichot rozbawienia.
— Twój ojciec był zbyt miękki, młody Malfoyu. Ale ty się uczysz.
Hermiona poczuła, jak jej krew zaczyna wrzeć. Bawił się nią. Może wszyscy to robili. Piękny apartament z własnym łóżkiem i wanną. Herbatki z Narcyzą. Dostęp do biblioteki niczym z jej marzeń. Nawet Lucjusz był uprzejmy.
To wszystko wkrótce się skończy.
— Powiedz mi, szlamo Granger. — Lekko śpiewny głos Voldemorta przerwał jej nagłe rozmyślania. — Co wiesz o George'u Weasleyu?
Zamrugała. Nie zdołała powstrzymać swojego zaskoczenia, zanim Voldemort zdążył je dostrzec.
— Co?
Draco zwrócił ku niej głowę.
— Zwracasz się do niego jako do mojego Pana — wysyczał Draco, a jego oczy płonęły żywym ogniem.
— George Weasley. Jego kryjówki. Jego daleka rodzina. — Voldemort nachylił się do przodu, wciąż siedząc na swoim tronie. — Wszystko, na czym mu zależy.
Hermiona wpatrywała się w błyszczące, czerwone oczy, przeszywające spojrzeniem jej własne. Wtedy zrozumiała.
George uciekł.
I z jakiegoś powodu Voldemort czuł się przez to zagrożony.
W jej brzuchu zapłonął ogień, taki, o którym myślała, że zgasł w chwili, gdy ujrzała małe, martwe ciało w ramionach Hagrida.
— George Weasley był połową najmądrzejszej i najtrudniejszej pary bliźniąt, jaką kiedykolwiek spotkałam — powiedziała. — Nawet gdybym miała jakiekolwiek pojęcie, dokąd mógł się udać, byłabym w błędzie. — Na jej usta wpłynął powolny uśmiech. — Z przyjemnością chcę cię poinformować, że jeśli George Weasley uciekł, zapewne już nigdy więcej go nie zobaczysz.
Czerwone oczy zwęziły się, wciąż w nią wpatrzone. Czuła zbliżającą się klątwę Cruciatus.
Coś uderzyło ją w twarz, kłując w policzek i wykręcając szyję w bok. Zachwiała się, ledwo utrzymując równowagę i przyciskając dłoń do twarzy. Jej oczy niemal obróciły się w oczodołach.
Obejrzała się, szukając rozchwianym i falującym spojrzeniem jakiejkolwiek broni, przygotowując do kolejnego uderzenia. Po chwili ponownie mogła skupić wzrok, widząc jak Draco opuszcza rękę, a pierścień błyszczy na jego kciuku. Jej wargi były mokre od krwi.
Uderzył ją zewnętrzną stroną dłoni. Uderzył ją, a ona krwawiła.
— Licz się ze słowami. Zwracasz się do swego Lorda.
Jego głos drżał, a Hermiona odwróciła wzrok, odrywając go od jego lodowatych oczu.
Voldemort wydał z siebie przerażający chichot, przeszywający jej ciało niczym ostry nóź.
— Chyba jednak sprawdzę to sam, Szlamo.
Wstał i podszedł w jej stronę. Stała zamrożona, kiedy okrążał ją wolnym krokiem, po chwili zatrzymując się z przodu i nachylając ku jej twarzy. Spojrzała wprost w jego czerwone oczy, które prawie nieubłaganie przyciągały do siebie jej własne.
A potem jej umysł przeszyły sztylety, zatapiające się w oczach i sunące głęboko, aż do samego środka czaszki. Nie mogła oddychać, gdy wspomnienia przepływały przez jej głowę, szarpały do przodu i odpływały, gwałtownie odrzucane na boki.
Poprzez ostry, palący ból ujrzała George'a. Krwawił z miejsca, gdzie powinno znajdować się jego lewe ucho, uśmiechając się blado do swojego brata bliźniaka.
Coś jak gumka recepturka pękło we wnętrzu jej głowy, a George nagle znów miał trzynaście lat i odbijał ze swoim bratem tłuczek na boisku do Quidditcha.
Wspomnienie rykoszetem przemknęło do Nory, a Molly Weasley stała przed nią, zmywając naczynia.
— Moja ciotka Muriel…
A potem jakby bicz przeciął jej umysł, wspomnienie przeskoczyło i zobaczyła Ludo Bagmana rozmawiającego z bliźniakami na Mistrzostwach Świata w Quidditchu. Hermiona stała obok z Harrym, rozglądając się po sąsiednich namiotach.
Nastąpiła chwila bezruchu, gdy świadomość Voldemorta przeciskała się przez tę scenę, obracając wokół Ludo Bagmana i badając go. W tym czasie Hermiona zwróciła się ku Harry'emu, obserwując jego pełen radości uśmiech sprzed lat…
Voldemort przedarł się przez fale wspomnień i obrazów, a potem Hermiona nagle znów znajdowała się na boisku do Quidditcha w Hogwarcie, zbiegając z trybun, podczas gdy Harry powstrzymywał George'a Weasleya przed rzuceniem się na kogoś.
Zobaczyła Draco, prychającego i śmiejącego się kilka metrów dalej. A potem chłopak został powalony na ziemię, gdy George i Harry rzucili się za niego. Ich miotające się ciała były niczym jedna, wielka plątanina kończyn. Hermiona zbiegała po drewnianych schodach, drżąc na dźwięk uderzeń dłoni stykających się z nagą skórą twarzy i chrzęstów kości pięści uderzających o czyjąś szczękę.
Poczuła, jak mroczna radość faluje obok niej, gdy Voldemort patrzył, jak Draco, Harry i George szamotają się w dzikiej bójce. Kiedy pani Hooch ich rozdzielała, Hermiona przypomniała sobie, że najpierw sprawdzała pod kątem obrażeń Harry'ego i George'a, a potem jej oczy przesunęły się na Draco, zwiniętego w kulkę, walczącego o oddech.
Ale nawet świadomość, że Draco celowo sprowokował chłopaków do bójki, nie zmniejszyła zainteresowania Hermiony jego stanem. Patrzyła, jak Harry i George zostają ściągnięci z boiska i została w tyle, aby zobaczyć, czy ktoś sprawdza zakrwawione ciało leżące na uboczu.
Wydawał się taki mały. Wciąż próbując kląć w plecy Harry'ego, kiedy wyprowadzano Gryfonów. A kiedy wierzchem dłoni otarł czoło i krew z oka, mała Hermiona westchnęła, zanim odwróciła wzrok i pobiegła za przyjaciółmi.
Zanim odwróciła wzrok…
... i pobiegła za przyjaciółmi…
Ale obecna Hermiona została. Niczym zamrożona w miejscu. Jakby ktoś zatrzymał film.
Spojrzała w dół, na boisko do Quidditcha, zaciskając dłonie na poręczy trybun, patrząc w dół na zaróżowionego na twarzy blondyna przyciskającego ramię do piersi.
Powinna była odwrócić się i odejść.
Jej ciałem zaczął targać zimny wiatr, niczym język węża wsuwający się przez jedno ucho i wychodzący drugim. Poczuła się niemal tak, jakby Voldemort stał tuż obok niej przy tej balustradzie.
Gdyby tylko mogła odwrócić głowę, może by go tam zobaczyła. Obserwującego ją… obserwującą Draco Malfoya.
A potem jakby hak złapał ją w talii i znowu była na boisku do Quidditcha, wpatrując się w dwunastoletniego Draco, szydzącego z niej…
— Mała, brudna szlama.
I nagle scena z tamtej nocy, kiedy płakała w swoim dormitorium…
A po chwili była w bibliotece, wpatrując się w niego, czytającego jej ulubioną książkę. Kiedy uśmiechał się przy wszystkich najlepszych fragmentach…
Potem w jej uszach rozbrzmiał walc, a ona zatoczyła koło, by ujrzeć go tu przed sobą. Wspomnienie zwolniło, a Voldemort obserwował jej lekkie dygnięcie w tamtej barwinkowej sukience i patrzył, jak jej ręka sięga do dłoni Draco. I jakby jego twarz spoczywała tuż nad jej ramieniem, Czarny Pan obracał się wraz z nią, gdy tańczyła z Draco na Balu Bożonarodzeniowym.
Voldemort słyszał bicie jej serca, czuł dreszcze przeszywające jej skórę i patrzył, jak Draco spoglądał na nią spode łba…
I z gwałtownością, która odbijała w jej czaszce niczym echo pierwszego oddechu powietrza po długim tonięciu, znów była sama w swoim umyśle. A Voldemort znów stał przed nią w Wielkiej Sali, wśród kości jej towarzyszy rozrzuconych wszędzie dookoła. Przechylił głowę, przyglądając jej się przymrużonymi oczami, jakby stanowiła dla niego jakiś nieoczekiwany problem.
Poczuła jego nagłą nieobecność w swojej głowie, jakby jej mózg zamarł, a coś lodowatego wypełniło wszystkie części czaszki.
Machnął dłonią, a zaklęcie trzymające ją w pionie znikło. Upadła na ziemię, a jej nogi wygięły się w dziwnych kierunkach. Rozwarcie powiek sprawiało ból, ale spojrzała na niego. W jego oczach pojawiło się powolne zamyślenie, ale i pewna świadomość.
Wiedział, że Draco Malfoy jej się podobał.
Ręka Voldemorta wystrzeliła w górę i Hermiona mogła tylko złapać ostry oddech, gdy Draco sapnął i pomknął do przodu niczym marionetka na sznurku. Dłoń Voldemorta zacisnęła się wokół szczęki blondyna. Zawisł w powietrzu, ledwo dotykając posadzki palcami nóg, próbując stanąć na zakrwawionych kamieniach.
Voldemort zwrócił swoje czerwone oczy na Draco i nagle w pomieszczeniu zrobiło się bardzo cicho, kiedy Voldemort przeglądał umysł Draco w poszukiwaniu jego wspomnień i myśli o niej.
Kropla potu spłynęła po szczęce blondyna, gdy Voldemort dokładnie badał jego mózg.
Nie wiedziała, przez jaki czas sama przez to przechodziła, ale u Draco wydawało się to o wiele dłuższe.
Draco chrząknął, oddychając płytko.
A potem Voldemort go puścił, odrzucając go na podłogę tuż obok niej. Draco ukląkł i spojrzał na Czarnego Pana.
Voldemort uśmiechnął się. Zadowolony.
Zwrócił swój wzrok z powrotem na jej leżące na brzuchu ciało. Zachichotał. Wzdrygnęła się, gdy dźwięk jego śmiechu odbił się od kamiennych ścian Wielkiej Sali.
Czuła sympatię do swojego oprawcy i wkrótce także gwałciciela. Znajomy, palący wrzód w jej wnętrzu nabrzmiał i zaczął ją dusić – to samo uczucie, które pamiętała z czwartej klasy, kiedy musiała oderwać od niego wzrok. To było naprawdę obrzydliwe – pragnąć go.
I przepłynęła przez jej umysł pewna myśl: jeśli miała jakiekolwiek wątpliwości co do tego, jak Draco ją widział lub co do niej czuł, to przynajmniej Voldemort dał jej powód, by je wszystkie rozwiać. Nic do niej nie czuł. Gdyby było inaczej, Voldemort z pewnością by to odnalazł.
Oderwała wzrok od jego czerwonych ślepi, a on znowu się zaśmiał.
— Nie ma pośpiechu, Malfoy — powiedział Voldemort. — Możesz torturować ją latami, nawet bez podnoszenia różdżki.
Drżącym głosem Draco wyszeptał gdzieś po jej lewej stronie:
— Tak, mój Panie.
Voldemort zachichotał. Nawet kiedy Harry leżał martwy u jego stóp, nie słyszała w jego głosie takiej radości.
Draco szarpnął Hermionę za łokieć, kłaniając się Czarnemu Panu i ciągnąc ją za sobą.
Minęli strażników przy drzwiach, wciąż cmokających na jej widok. Sunęli po spalonym trawniku dawnych błoń, a Hermiona nie poczuła żadnej zmiany w swojej piersi. Przeszli przez wrota i z ostry szarpnięciem aportował ich z powrotem na wzgórza obok Dworu Malfoyów.
Wpatrywała się w ziemię, jakby Voldemort wciąż tam był, napierając swoim umysłem na jej własny. A może był – nadal w jej głowie. Pełzając i żywiąc się nią. Może nigdy nie odejdzie.
Bramy Dworu otworzyły się przed nimi z cichym zgrzytem i zanim Hermiona zdążyła się przez nie przedrzeć, ręka Draco zacisnęła się na jej łokciu odciągnęła ją do tyłu.
Jego szare spojrzenie przeszukiwało jej własne, szaleńczo błądząc po twarzy Hermiony.
— Co on znalazł?
Odwróciła od niego wzrok i potrząsnęła głową, a oczy ją zapiekły.
— To nie ma znaczenia. Był zadowolony. Tylko to się liczy. — Odwróciła twarz, próbując się odsunąć, zanim znów ją przyciągnął. Jego uścisk był mocny i stanowczy, ale jej nie ranił.
— Cokolwiek to było, on myśli, że jestem współwinny — powiedział Draco ledwo przebijającym się przez wiatr głosem. — Powiedz mi.
Wicher przeszywał ich ciała, miotając jego płaszczem we wszystkie strony i muskając chłodem jej nagą skórę.
Może mogłaby mu powiedzieć. Tak naprawdę to nic wielkiego. Zakochałam się w tobie w Hogwarcie. Byłoby to proste, a ona nie musiałaby nosić w sobie już żadnego ciężaru. Mogła wzruszyć ramionami i się zaśmiać.
Oczekiwanie to najsłodsza tortura.
Ale to nie był Hogwart. To był piekielny żar pełen nieufności i niebezpieczeństwa, połączony z jej zbliżającym się gwałtem i skropiony chwilami pustej dobroci. Nie mogła powiedzieć mu prawdy.
Nie mogła mu nic powiedzieć.
— Nie martw się, Malfoy. Voldemort nie znalazł w twojej głowie nic, co mogłoby cię oskarżyć. Nie krępuj się, realizuj swoje planów złamania mnie. — Spojrzała na rzędy żywopłotu po swojej prawej stronie, mrugając, gdy wściekłość kumulująca się w jej piersi ustąpiła miejsca fali rozpaczy.
Poczuła ciepłą dłoń na swoim policzku. Odwróciła głowę do niego i zobaczyła, że chłopak wpatruje się w jej usta. Oczy Hermiony rozszerzyły się, a wargi rozchyliły.
Wyszeptał zaklęcie. Przyłożył czubek różdżki do kącika jej ust, zszywając skórę w miejscu, w którym pierścień rozciął jej wargę.
Uspokoiła swoje łomoczące serce, czekając, aż jego ręka opadnie z jej szczęki. Zamiast tego powiedział:
— Czy poczułaś ulgę, kiedy dowiedziałaś się, że tu przybędziesz? Czy o to chodziło? Czy pomyślałaś, że jestem mniejszym złem?
Przeszukała jego spojrzenie, zastanawiając się, przez które jego wspomnienia i myśli przebrnął Voldemort, skoro Draco tak bardzo chciał się dowiedzieć.
— Nie, nie do końca — odpowiedziała zgodnie z prawdą, przypominając sobie długi spacer między tymi rzędami żywopłotu zaledwie kilka nocy temu. — Pomyślałam, że mogę być prezentem dla twojego ojca.
Dłoń blondyna zacisnęła się na jej twarzy, jakby przeszył go elektryzujący dreszcz. Ręka Draco opadła, zwisając bezwładnie u jego boku.
— Więc co to było? Powiedz mi, co tam znalazł. — Przełknął ślinę, gdy w ich ciała uderzył kolejny ostry podmuch wiatru.
A więc było coś, czego Draco Malfoy od niej chciał, czego dania mogła mu odmówić. W jej umyśle błysnęła niewielka iskra przewagi.
Odsunęła się od niego, kierując w stronę posiadłości i rzucając przez ramię:
— Oczekiwanie to najsłodsza tortura, prawda?
Maszerując kamienną ścieżką i drżąc w swoim skąpym odzieniu, prawie się uśmiechnęła.
Masakra… Po tym przeszukiwaniu wspomnień przez Voldemorta poczułam się, jakbym znowu czytała Manacled… Aż mnie ciarki przeszły na samo wspomnienie o tym. Draco podejrzewam, że też tutaj jest całkiem dobry w oklumencji i potrafił zabezpieczyć swoje myśli przed Voldemortem. Przecież nie kupił jej, bo taki miał kaprys. Kupił ją, bo coś do niej czuje! I to jest odwzajemnione. Voldemort znalazł w jej umyśle, że Draco się jej podoba. A on musiał to ukryć, bo inaczej straciłby życie i nie mógł jej ocalić. Przeraziło mnie jednak to, że ją uderzył. Rozumiem to, musiał… Inaczej Voldemort by go ukarał, a Draco nie byłby wiarygodny. Szkoda, że póki co to wszystko tak między nimi wygląda. Nieporozumienia, których niestety nie sposób się pozbyć. On musi trzymać swoją maskę, ale przy niej i tak zachowuje się inaczej. Zdecydowanie inaczej wyglądało to spotkanie dziś, niż dzień przed. Wtedy był bardziej oschły. Zastanawia mnie, dlaczego Voldi tak się przejął tym, że George uciekł… Czyżby to on miał się okazać jakąś tajną bronią? Mega to jest zastanawiające, ale skoro Voldemort był taki zły, że to się stało i musiał się posunąć do legilimencji... No i biedna Luna 😔 Szczerze mówiąc to jednak się nie spodziewałam, że to zrobi 😕 Może gdyby nie słowa Draco, to ona dalej by żyła
OdpowiedzUsuńBrrr voldzio potrafi być wstrętny 🤢
OdpowiedzUsuńDzisiejszy rozdział bardzo przypomina klimatem Manacled...przerazajaco. Nie mniej strasznie ciekawi mnie, w jaki sposób rozwinie się tutaj relacja Hermiony i Draco. I tu też niezmiernie podoba mi się wizja zakochanej w Draco Hermiony już za czasów szkolnych, nie wiem ale jakoś bardzo pasuje mi do nich taka historia..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
blackheart080
Przerazajacy rozdzial, nie cierpie, kiedy w ktorymkolwiek pojawia sie Voldemort, mrozi mnie chyba tak samo, jak Hermione ☹ Podla gnida, mam nadzieje, ze zejdzie z tego swiata w bolach! I ze Draco jest wspanialym oklumenem... Ale podejrzewam, ze tak, skoro jednak jakos odkupil Hermione i Pansy. Dobrze, ze ten sadysta nie patrzyl na przyjecie Hermiony we dworze przez Narcyze, bo to spotkanie mogloby sie inaczej skonczyc...
OdpowiedzUsuńMała
Vero kiedy coś wrzucisz? Uzależniłam się.
OdpowiedzUsuńCałe szczęści, że Draco był uczniem Snape'a, na pewno jest wprawionym oklumentom i potrafi ochronić swoje myśli, inaczej oboje zginęliby. Hermiona chyba również powinna się tego nauczyć, jeszcze dużo spraw można wyciągnąć z jej głowy... Choćby informacje jakie zdobyła o horkruksach - aż się zdziwiłam, że nie tego szukał Voldemort. George uciekł? Fantastyczna wiadomość, może jeszcze powstanie jakiś ruch oporu. Może Malfoyowie już do niego należą, może wcześniej zmienili stronę. Ciekawa jestem tego w jaki sposób to wszystko się rozwinie.
OdpowiedzUsuńNo nieeee, George uciekł i to jest teraz najważniejsze, mam nadzieje, że swoim sprytem i zaradnością rozniesie cały ten cyrk i obróci w popiół, jestem ciekawa jak to rozegra, to z jaką zaciętością Voldemort chce się dowiedzieć grze przebywa jest intrygujące i mam nadzieje, że się nie dowie. Biedna Hermiona nie ma pojęcia, że Draco za żadne skarby świata jej nie skrzywdzi, kurczę.
OdpowiedzUsuńVoldemort jest obrzydliwy. Okropna postać, perfekcyjnie wykrowany psychopata.
OdpowiedzUsuń