4 października 1998

Pamiętniku,

Niczego w sobie nie duszę i nie doceniam tej metafory. Prywatność wciąż jest ważna, tak? Nie oczekuj, że wyleję całe swoje wnętrze na te brzydkie, fioletowe strony. To się nie wydarzy.

Potraktujmy ten układ jako ściśle konieczny.

Są też rzeczy, o których nie musisz wiedzieć.

Wskazówka: Jakie tajemnice skrywasz?

Powiedziałbym, że to niezła zagrywka z twojej strony, ale tak nie jest.

Draco

***

4 października 1998

Nie wróciła do Wieży Gryffindoru przez resztę soboty, zamiast tego kręcąc się bez celu po terenie szkoły i za wszelką cenę unikając swoich współlokatorów. Jednak jego unikała ponad wszystko. Omijała każdy posiłek, unikała każdego „cześć” i wślizgnęła się z powrotem do dormitorium dopiero wtedy, gdy było dobrze po północy.

Ale nic nie mogło powstrzymać jej myśli przed pędzeniem w tamtym kierunku.

A teraz, w niedzielę, wie, że nie może uniknąć tego, co bez wątpienia czeka tuż za zasłonami jej łóżka.

Przynajmniej kac zniknął.

Siada cicho, odgarniając pogniecione loki z twarzy i cichaczem wyjmując kompaktowe lusterko z nocnej szafki. Z tego co słyszy, żadna z dziewcząt jeszcze się nie obudziła, więc korzysta z okazji, by zbadać dowody wydarzeń wczorajszej nocy, ukryta bezpiecznie za kotarami swojego łóżka.

Przechyla szyję w tę i z powrotem i stara się nie krzywić, spoglądając na siniaki. Zaklęcie maskujące już dawno wyblakło, a ślady po jego zębach, języku i ustach są aż nazbyt oczywiste. Zbyt łatwe do wyśledzenia. Prawie pamięta, który pocałunek zostawił który ślad.

To absurd.

Zatrzaskuje lusterko i przez chwilę opiera głowę na kolanach, próbując uporządkować myśli. Wymówki. Alibi. Jest pewna, że odwieczny frazes „potknęłam się” nie zadziała. A jakaś jej część naprawdę nie chce okłamywać Ginny.

Druga część wie, że musi.

Siedzi w milczeniu jeszcze przez kilka minut, zanim godzi się z tym paskudnym losem. Jedną z jej największych obaw jest przyłapanie na kłamstwie, a teraz znajduje się w sytuacji, w której nie ma innego wyjścia.

Nikt w Gryffindorze nie poparłby tego, co zrobiła. Co oni zrobili. Uprzedzenie jest zbyt silne. Nie może im powiedzieć. Nie Harry’emu. Nie Ginny. A już zwłaszcza nie Ronowi.

Nagły, niechciany obraz rudzielca wpadającego we wściekłość, by znaleźć pewnego blondyna, zalewa jej mózg, a ona ściska nasadę nosa, żeby pozbyć się tego wyobrażenia.

Nie, prawda wywołałaby zbyt duży ból zarówno emocjonalny, jak i fizyczny.

Decyduje się odsunąć zasłony.

Myliła się. Ginny nie tylko się obudziła, ale również siedzi już sztywno wyprostowana na brzegu sąsiedniego łóżka, a na widok Hermiony wstaje.

— Miona… — zaczyna, ale Hermiona podnosi rękę, zatrzymując ją, zanim zdąży powiedzieć kolejne słowo.

I wylewa z siebie wyćwiczone kłamstwo. Wielkie kłamstwo. Takie, którego nie będzie w stanie cofnąć. 

— Nie wiem, kto to był. Byłam pijana i było ciemno, to tyle.

Zrobione.

Ginny potrzebuje chwili, by przemyśleć swoje słowa, zanim odpowie, ale Hermiona widzi, jak rozczarowanie delikatnie wpływa na jej twarz. Zastanawia się, na co liczyła. Na odpowiednią osobę, której Hermiona mogłaby użyć jako odskok od wojny? Zachariasza Smitha czy Michaela Cornera?

Tą osobą z pewnością nie jest blondyn z zielonym, jedwabnym krawatem i wargą, która wykrzywia się z jednej strony, gdy coś złego zamierza opuścić jego usta tak samo, jak wtedy, gdy jego język śledzi krawędź jej własnych warg.

W dolnej części brzucha Hermiony pojawia się dziwny puls i czuje, jak jej policzki zalewa fala koloru. Musi zmienić kierunek swoich myśli i to szybko.

— Przepraszam, Gin — mówi. — Powiedziałabym ci, ale nie ma tu zbyt wiele do opowiadania.

Ginny szybko ukrywa swoje rozczarowanie. 

— Cóż. Przypuśćmy, że po prostu cieszę się, że dobrze się bawisz. — To prawie dokładnie to, co powiedział Seamus i zastanawia się, czy wszyscy uważają ją za chodzącą tragedię. Nienawidzi o tym myśleć, choć jest to idealne wyjście.

— Tak. — Zmusza się do uśmiechu. — Ja też.

Ubierając się, rozmawiają o innych rzeczach i przez chwilę Hermiona czuje ulgę, że temat wydaje się być cudownie porzucony przez Rudą i to bez większego wysiłku. Jednak kiedy są już w połowie drogi od drzwi dormitorium, aby udać się na śniadanie, Ginny mówi jakby od niechcenia: 

— Wiesz… zawsze mogłybyśmy użyć myślodsiewni.

Hermiona jąka się i zatrzymuje na pierwszym stopniu schodów. 

— Co?

— Do twoich wspomnień — mówi Ginny. — Żebyśmy mogły dowiedzieć się, kto to był.

— Och… ja… — Cholera. — Tak naprawdę nie pomyślałam o…

— MIONA! GINNY! — Ron woła u podnóża schodów, chwała mu za to. — Chodźcie, przegapimy śniadanie!

Chce wbiec w jego ramiona, tak bardzo jest mu wdzięczna. Ale kiedy spacerują po korytarzach, dostrzega, że jest tylko chwilowo bezpieczna.

Bo Ginny ponownie poruszy ten temat.

***

Musi ponownie wykonać całą rutynę przy stole śniadaniowym w Wielkiej Sali, tym razem w towarzystwie kilkunastu zainteresowanych, obserwujących ją Gryfonów.

Oni też są rozczarowani, bez wątpienia licząc na lepsze plotki.

Gdyby tylko wiedzieli, myśli. To byłyby najbardziej sensacyjne nowiny w ich życiu.

— To wszystko. — Wzrusza ramionami. Kilkoro z nich natychmiast się odwraca i zaczyna inne rozmowy, a ona wzdycha z ulgą.

Harry uśmiecha się do niej. 

— Dobrze dla ciebie, Miona. — Więc on też. Przynajmniej słyszy współczucie w jego głosie.

Tylko Ron ma jakieś żarty na ten temat, czego, jak przypuszcza, mogła się spodziewać.

— Powinnaś być bardziej ostrożna — mówi z ustami wypchanymi duszonymi ziemniakami, jakby ostentacyjnie na nią nie patrząc. — Ktoś mógłby cię wykorzystać.

Ron! — Ginny klepie go w ramię.

On jednak nie cofa tych słów, a Hermiona nie kłóci się tak, jak zwykle. Robi cokolwiek, żeby porzucić ten temat.

Jest spięta, dopóki Dean nie rozpoczyna dyskusji o swoim najnowszym dowcipie zrobionym z Seamusem na Irytku – mianowali się nowymi Fredem i George’em. To dość dobra rzecz. Hogwart desperacko potrzebuje beztroski.

Mimo to myśl o Fredzie przyprawia ją o ból brzucha.

Poświęca całą swoją uwagę talerzowi ze szpinakiem i jajkami stojącemu przed nią, sięga po sól, jednocześnie upijając łyk soku dyniowego.

Prawie się nim dławi.

Malfoy. Stoi w drzwiach Wielkiej Sali. Przez cały ten czas przygotowywała się do konfrontacji ze swoimi przyjaciółmi i do ich pytań, ale nie poświęciła ani chwili na przygotowanie się do konfrontacji z nim.

Jej oczy przyklejają się do niego jak mucha do łyżki pełnej cukru, podążając za nim, za rękami w kieszeniach jego spodni – rękami, których teraz nieumyślnie zna teksturę, wagę. Chłopak jak zwykle siada na skraju stołu Slytherinu.

Nie patrzy na nią. Tak naprawdę nie patrzy na nikogo, kiedy podsuwa przed siebie talerz i znów wyciąga ten śmiesznie fioletowy dziennik.

A ona zdaje sobie sprawę.

Jakby błyskawica przeszyła jej mózg, zdaje sobie sprawę, że bez względu na czas i wysiłek, jaki wkłada, aby prawda nigdy nie ujrzała światła dziennego, ona jest tylko połową równania.

W jej brzuchu rozlewa się lepki rodzaj bezradności.

A jeśli on komuś powie? A jeśli już komuś powiedział? A co, jeśli… co, jeśli napisał o tym w swoim cholernym, fioletowym dzienniku?

Nagle całkowicie traci apetyt. Wspomina o tym współlokatorom i niepewnie podnosi się z miejsca.

Musi coś zrobić.

Musi.

Nie może po prostu siedzieć i czekać, aż jej świat stanie w płomieniach.

Wygładzając spódnicę, dostosowuje swoją trasę tak, że idzie teraz główną nawą sali w kierunku złotych drzwi, przełykając panikę z każdym kolejnym krokiem. Malfoy jest mniej więcej w połowie drogi między nią a wyjściem, a ona ma o połowę mniej miejsca, by przyciągnąć jego uwagę.

Zwalnia. Idzie niedbale – stara się nie chodzić dziwnie. Szura stopą o ziemię, robiąc niewielki hałas.

Ale dopiero wtedy, gdy zostaje między nimi zaledwie o pół metra dystansu, on wreszcie podnosi wzrok.

Spotkanie jego oczu tak ją zaskakuje, że prawie zapomina, co robi. Spojrzenie chłopaka jest ciężkie. Skryte. Ostre. Pełne wszystkiego i niczego, nie może tego zrozumieć, bo wyraz jego twarzy jak zwykle niczego nie zdradza.

Waha się. Zaburza swoje ostrożne tempo i zatrzymuje się na chwilę. A potem zbiera swoje myśli i robi co w jej mocy, by przechylić głowę w kierunku wyjścia tak subtelnie, jak to tylko możliwe.

Malfoy unosi swoje brwi, więc Hermiona na wszelki wypadek powtarza czynność, po czym przekracza próg szkolnego holu.

Nerwy ją szczypią, a gdy tylko oddala się od zgiełku niedzielnego tłumu, oddycha głęboko, wypuszczając trzy kolejne głębokie wydechy w krótkich odstępach czasu, jak rodząca kobieta. Całe jej staranne planowanie zostało zredukowane do kilku cennych sekund paniki, a wszystko dlatego, że nie zaplanowała nic względem niego.

Cholera, dlaczego nie zaplanowała nic dla niego? Każda logicznie myśląca osoba by to zrobiła. A zawsze uważała się za logiczną.

Cholera.

Jakoś trafia na dziedziniec, który dzięki jej drobnemu szczęściu jest w większości pusty. Mimo to nie ufa temu miejscu, idąc prosto i skręcając za róg do ukrytej wnęki na świeżym powietrzu, w której często spotkać można całujące się pary.

Co za ironia.

Siada na chłodnej, marmurowej ławce i czeka.

Jest oczywiście całkowicie możliwe, że on nie przyjdzie. Jest całkowicie możliwe, że uzna ją za śmieszną i żałosną, nadal siedząc w Wielkiej Sali, delektując się swoim bekonem i…

— Czy mogę coś zasugerować, Granger?

Podskakuje lekko, gdy jego cień na nią pada. Jest dzisiaj w dżinsach – nie pamięta, żeby kiedykolwiek widziała go w dżinsach. Dżinsy i granatowy sweter o warkoczowym splocie. Choć raz jest ubrany adekwatnie do pogody.

Odchrząkuje, krzyżując ramiona. 

— Jeśli musisz.

Krzywy uśmiech rozciąga jego usta na jednym końcu, tak jak wtedy, a ona próbuje zmiażdżyć trzepotanie w swoim żołądku – oderwać skrzydła tym motylom – gdy mówi: 

— Jeśli twoim celem jest subtelność, to… — Naśladuje sposób, w jaki przed chwilą przechyliła głowę, chociaż z dużą przesadą. — …prawdopodobnie nie jest to najlepsza droga.

Zerka na niego, błyskając nieprzyjaznym uśmiechem. 

— Och, dzięki, będę o tym pamiętać.

Dziwne, jak łatwo jest im wrócić do ich drobnych sprzeczek po…

Po tym, co się stało.

Wycofuje swój fałszywy uśmiech, bez słowa robiąc mu miejsce na ławce i unikając jego wzroku. Ale Malfoy nie spieszy się z siadaniem. Oczywiście, że tak robi. Zastanowienie się nad tym zajmuje mu trochę czasu, oczy skanują ją z góry na dół – czuje to, nawet jeśli na niego nie patrzy. A kiedy już siada, robi to tak leniwie, że Hermiona ma ochotę kopnąć go w goleń.

Powinien być tak samo spięty jak ona. Ale oczywiście nie jest. On jest Malfoyem.

Nie może pozwolić sobie na przeoczenie tego faktu.

— A więc, Granger… — Krzyżuje jedną nogę, trzymając kostkę na kolanie. — Dlaczego moje śniadanie stygnie? To trochę niepokojące — mówi, jakby nic się nie stało. Hermiona zastanawia się, czy nie zamierza temu zaprzeczyć i ta myśl wytrąca ją z równowagi.

Mimo to przełamuje się, zaczynając wygłaszać przemówienie, którego pisania jeszcze nawet nie skończyła.

— Cóż, myślę, że sprawiedliwe jest zaakceptowanie tego, że oboje jesteśmy istotami ludzkimi.

— Celna uwaga…

— To pójdzie dużo sprawniej, jeśli nie będziesz mówić, dopóki ja nie skończę — dodaje, spoglądając prosto przed siebie w dal. Jak się okazuje, ta ławka jest idealna. Nie musi na niego patrzeć, kiedy przemawia.

Malfoy prycha ze śmiechem, ale więcej się nie odzywa, a ona milknie tylko na chwilę, zanim kontynuuje.

— Oboje jesteśmy ludźmi i oboje byliśmy trochę wstawieni w piątek wieczorem. Można śmiało powiedzieć, że istoty ludzkie mają tendencję do ulegania błahym pragnieniom, gdy są pijane, i nie sądzę, by miało sens rozwodzenie się nad tym, co się stało. Jednak z obu powodów uważam, że niezwykle ważne jest, abyśmy nigdy z nikim o tym nie rozmawiali, nawet między nami. I oczywiście nigdy się to nie powtórzy, czego nie trzeba chyba mówić. Jeśli chcesz, możemy skrzyżować nad tym różdżki.

Jest z siebie dumna, kiedy udaje jej się skończyć. Uważa, że doprowadziła do bardzo dyplomatycznego i spokojnego rozwiązania całej tej klęski. Ale coraz dłuższe milczenie Malfoya zaczyna wyczerpywać tę dumę i jełczeć.

Tak bardzo jełczeć, że w końcu poddaje się i ryzykuje spojrzeniem na niego z ukosa.

Wyraz jego twarzy jest jak zawsze nieczytelny.

…Dobrze? — pyta po kilku kolejnych sekundach.

— Dobrze, co, Granger? — mówi wreszcie, tonem równie niemożliwym do rozgryzienia. — Przyprowadziłaś mnie tutaj, żeby dowiedzieć się czy rozgaduję takie rzeczy na prawo i lewo?

Jest trochę zaskoczona. Nie potrafi stwierdzić, czy jest obrażony, czy też w jakiś sposób uważa to za zabawne. 

— Cóż, nie. Po prostu…

— Liczyłaś na powtórkę? — Jego oczy napotykają jej własne tak nagle i bezpośrednio, że aż wzdycha.

— Co?

Ten krzywy uśmiech powraca. 

— Dlatego przyprowadziłaś mnie na ławeczkę do całowania, prawda, Granger? Aby powtórzyć ten występ?

Jest oszołomiona, delikatnie mówiąc, gubi się w swoich słowach. 

— Ja… jak śmiesz…

Ale Malfoy natychmiast wstaje z ławki i nagle ciężko jest jej pojąć, że trzyma ręce oparte po obu stronach miejsca, w którym ona siedzi, i pochyla się nad nią. Pochyla się pod kątem. Prawie tak, jakby zamierzał zrobić pompkę. A ich twarze są oddalone od siebie zaledwie o centymetry.

— Wystarczyło tylko zapytać, Granger — mruczy, a jego głos jest cichy i zabójczy, do tego stopnia, że ciężko stwierdzić, czy to próba uwiedzenia, czy groźba.

Serce wali jej w piersi, a oddech ją opuszcza. Jest tak blisko, że czuje wszystko, co pamięta z tamtej nocy, a to przywraca doznania i inne wspomnienia rzeczy, które zrobił. Wszystkiego, czego dotknął.

To wyraźna gra. Chce pokazać jej, kto ma władzę. Draco nie łudzi się, że sprowadziła go tutaj po coś więcej. Ale nieumyślnie podała mu na tacy największą broń, jaką kiedykolwiek miał przeciwko niej.

A teraz dokładnie wie, jak pociągnąć za sznurki. Dokładnie wie jak sprawić, by poczuła się nieswojo.

Malfoy zawsze lubił sprawiać, żeby czuła się nieswojo.

— Cofnij się — żąda, ale jest to niewiele głośniejsze niż szept. — Ktoś mógłby cię zobaczyć.

— Czy tego się boisz? — pyta Malfoy, przysuwając się niemożliwie blisko. — Być widzianą ze mną? — Jego oddech porusza włosy wokół jej twarzy, spowity miętą i lodowatym zimnem. — Być widzianą… W ten sposób… — Przesuwa się jeszcze bardziej do przodu, tak że czubki ich nosów stykają się, a to wszystko jest zbyt znajome. — … ze mną?

Hermiona wstrzymuje oddech. Nie wie, co powinna zrobić. Jej zakończenia nerwowe płoną, a myśli rozpraszają się we wszystkie strony. Zostaje tylko grzmiący puls i zdrętwiałe palce, bezużytecznie oparte po bokach.

— Tak — przyznaje w końcu, zaciskając powieki jak tchórz, próbując uspokoić każdy luźny organ wirujący w jej wnętrzu.

Malfoy znowu się śmieje – głęboko i gardłowo – ze sposobu, w jaki ona zgrzyta zębami, napinając mięśnie. 

— Co robisz?

— Odrywam skrzydła motylom — odpowiada, chociaż on tego nie zrozumie.

Mimo to on znowu się śmieje i to wystarcza, by dotknął jej górnej wargi swoją. W tym momencie ona otwiera oczy i wciąga głośno ostry oddech.

— Proszę, przestań. — Słyszy swoje sapanie, ale słowa są prawie bezgłośne.

Jego oczy są na wpół przymknięte, zimny oddech śwista obok jej zębów, a ona znów patrzy, jak wargi unoszą się z jednej strony, gdy jego język się wysuwa. Tylko na krótką chwilę. Ale na tyle, żeby musnąć jej dolną wargę.

Wystarczająco.

Wystarczająco, żeby mogła po niego sięgnąć. Wystarczająco, żeby przyciągnęła go do siebie i otworzyła przed nim usta. Wystarczająco, żeby straciła poczucie kontroli, tym razem bez pomocy alkoholu.

Z wyjątkiem tego, że jest to dokładny moment, w którym on się odsuwa.

Prostuje się, jakby to było nic. Jakby nie byli tylko o włos od ponownego pocałunku. Jest tak spokojny, chłodny i opanowany, że Hermiona ma ochotę czymś w niego rzucić.

— Nie martw się o swoją reputację, Granger. — Odchodzi. Właśnie tak. Rzuca ostatnie zdanie wręcz przez ramię. — Tak, jak powiedziałaś, to się nigdy więcej nie powtórzy.

A ona tam siedzi. Chłód marmuru przenika przez jej spódnicę. Jest wściekła i drżąca. Mgławica mieszanych emocji, katastrofa…

 I ściska ten brzydki, fioletowy pamiętnik z jego kieszeni jak imadło.



Ilustracja użyta w niniejszym rozdziale została stworzona przez Nikitę Jobson.


8 komentarzy:

  1. Boże zawsze mam wrażenie ze po prostu ukradkiem jak intruz na nich patrze, jak realistyczne są te opisy. Hermiona, czy to było aż tak zamierzone z tym dziennikiem? Oj Dracon się wkurzy, oj będzie drama. Ciekawe czy Gryfoni odkryją kto stał za malinkami na szyi Miony. A ilustracja jest przepiękna, chyba z minutę się wpatrywałam zafascynowana.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj Herm Herm 🤭 przebiegła jesteś ale już się boje co Draco zrobi jak się dowie że zabrałaś mu ten zeszyt 🙊

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż wciąż wyczuwam to napięcie między nimi na tej ławce! (I do tego ten cudowny art!)I wciąż mam wrażenie, że Draco serio miał ochotę to powtórzyć, ale powstrzymała go reakcja Hermiony. Czuć, że między nimi aż iskrzy i to poważnie. Ale no już bez przesady, że Malfoy byłby skłonny do tego, żeby rozpowiadać czy pisać o nich. To wciąż Draco Malfoy, czyż nie? Hermiona tak jak myślałam, uciekała przed wszystkimi pragnąc uniknąć tej rozmowy i szczerze ją rozumiem, bo pewnie też bym uciekała. Rozumiem Gin, że są przyjaciółkami i chciałaby, żeby Hermiona mówiła jej o takich rzeczach ale ten pomysł z myślodsiewnią to już jest przesada trochę. To jest jej decyzja i jej życie i nie musi mówić o wszystkim jeśli tego nie chce i Ginny powinna to uszanować. Nie ma prawa jej zmusić do tego, żeby obnażyła jej wspomnienia przed nią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja przez caly rozdzial sie balam, ze ktos ich nakryje 🙊

      Usuń
  4. Nawet mnie sciska w brzuchu, coz za plastyczne opisy! Jakby to mnie mial za chwile calowac, podly dran! Naprawde, moglby nie zachowywac sie jak arcydupek, mam nadzieje, ze ta zagrywka z dziennikiem byla celowa i troche mu tak dobrze! Chociaz z drugiej strony, teraz nie na zarty sie boje, jak to sie dla niej skonczy. Jak zamierza go oddac niepostrzezenie? Bo ja nie mam pomyslu, za to wydaje mi sie, ze wiem, jak Draco na to zareaguje. Juz mam ciarki i wcale nie sa przyjemne! Ojj, ta Ginny tu mi sie srednio podoba, a to moja ulubiona bohaterka 🤔 Mam nadzieje, ze nie bedzie az taka nachalna, to niesmaczne i irytujace. Niech ja Potter wezmie w obroty czy co 😁
    Piekna ilustracja! ❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Dawno nie czułam takich emocji, jakbym była jednym z nich.
    Opisy są tak dokładne, że wszystko można sobie odtworzyć w myślach, wszystko tak realistyczne...
    Takie prawdziwe.
    Czytam dalej...

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękna ilustracja może od tego zacznę i zaraz się rozkręcę dalej, bo muszę dojść do siebie. Te opisy są tak fantastycznie skonstruowane, że czuję się tak jakbym ich nakryła... Przebiegłość Hermiony nie zna granic, aczkolwiek jak Draco zauważy, że nie ma dziennika może się zrobić bardzo nieprzyjemnie. Nie bez kozery mówi się, że ciekawośc to pierwszy stopień do piekła - myślę, że czytając myśli Draco tam wyląduje. Rozumiem jej ciekawość, jednak kradzież dziennika, to za dużo, to kompletne pogwałcenie prywatności. Jestem na nią jednocześnie zła, ale może dzięki temu zobaczy innego Draco. Zranionego, samotnego. Wydarzenie na ławce to jak Draco nachylał się nad nią, może to wołanie o bliskość, może tego właśnie potrzebuje. Widzi w Hermionie to załamanie (swoją drogą ironia losu, że przyjaciele tego nie widzą), poczuł może przez to, że nie jest sam. Na razie tak to się układa w mojej głowie, może nie potrzebnie wylewam tu swoje przemyślenia, ale po każdym rozdziale mam tabun myśli i muszę je gdzieś ulokować :) Idę czytać dalej, jestem bardzo ciekawa, czy choć część mojego wyobrażenia tej historii się spełni i jak się ta historia będzie rozwijać. Bardzo dobry wybór opowiadania do tłumaczenia <3

    OdpowiedzUsuń
  7. O rany, czy ona nie ma instynktu samozachowawczego? Kto normalny zabiera coś tak prywatnego Malfoyowi?

    OdpowiedzUsuń