5 października 1998

On wie.

Musi już wiedzieć. Tak samo, jak ona teraz wie, że to ostatnia rzecz, jaką powinna była zrobić. Granica, której nie powinna była przekraczać.

Spędziła całą noc, przeglądając notes i wiedziała, że co najmniej trzy wpisy w nim są czymś, czego nie powinna była widzieć. Były zbyt osobiste. Zbyt bliskie.

I miały zbyt dużo pieprzonego sensu.

Na kilku pierwszych pastelowo lawendowych stronach znalazła dowody na alkoholizm, znęcanie się, samookaleczenie i żal. Tak wiele żalu. Nieprzydatni rodzice. Przedawkowania narkotyków. Śmierć.

Złożyła wszystko w całość: nie było to tak odmienne od mugolskiego zwolnienia warunkowego. Musiał przesyłać te wpisy co tydzień a może nawet codziennie do psychiatry. Te kretynki z trzeciego roku nie myliły się całkowicie co do sytuacji.

Ale teraz ona sama jest w pułapce.

Nie może mu go oddać. Będzie wiedział, że go wzięła. Nie może też tego przed nim ukryć. Zostanie aresztowany za nie wysyłanie wpisów. Nie może odzobaczyć tego, co ujrzała.

To również jest zbyt osobiste.

To, co miało być jedynie drobną próbą zemsty, przyniosło totalnie odwrotny skutek.

Chcę odejść. Oddam wszystko, żeby móc odejść. Pozwól mi odejść.

Nachylenie jego pisma jest takie, jakie widuje się u psychopatów. Plamy atramentu są wszędzie. Jest prawie tak chaotyczny jak jego życie i pełen rzeczy, których nigdy nie dostrzegłaby, patrząc na Malfoya gołym okiem.

Jest też pełen opinii na jej temat – opinii, na które nie była przygotowana.

…suka…

...szlama…

Nie, na to akurat była przygotowana. Ale nie była gotowa na te wpisy, które zawierały rzeczy, jak dezorientujące… i rozpraszające loki… i gdziekolwiek spojrzę, ona tam jest…

Te występowały rzadziej i pod koniec ulegały koagulacji – te najnowsze. Zmieniała jego zdanie na swój temat.

Ale czytała raz po raz wpis z trzeciego października i nic.

Ani słowa o pocałunku.

To dziecinne z jej strony oczekiwać, żeby o tym napisał. W końcu to nic nie znaczyło, prawda? Ale myśląc o tym, przypomina sobie jego wybryki na ławce do całowania i nieprzyjemny dreszcz przebiega wzdłuż jej kręgosłupa.

Ponad wszystko inne, najbardziej na świecie nienawidzi łamigłówek, których nie potrafi rozwiązać.

Fioletowy notes jest gorący w jej dłoniach – wydaje się, że pali ją poczucie winy. Pozwala mu spaść na prześcieradło między swoimi kolanami. Używa różdżki, żeby sprawdzić godzinę. Szósta rano.

Nie spała.

Jakby mogła? Z przeszłością i przyszłością zderzającymi się w jej głowie? Myśląc o jego prawdopodobnych przeczuciach i nienawiści, jaką jej okaże, kiedy się dowie?

Po raz pierwszy przyznaje, że nie chce, żeby jej nienawidził.

To także pierwszy raz, kiedy przyznaje, że całowanie go było… inne. Żadnego niechlujstwa i lepkości, które otrzymała od Rona. Żadnych zdezorientowanych ruchów rąk i zderzających się zębów. Całowanie go było czyste – rześkie i zwięzłe, każdy ruch miał znaczenie, każdy dotyk znajdował się tam, gdzie powinien – a jednocześnie całkowicie nieczyste. Mroczne. Wymagające. Zmysłowe. Z jego śmiałym językiem i żądnymi przygód opuszkami palców. Nigdy nie przypuszczała, że Malfoy mógłby tak całować.

W ogóle nie wyobrażała sobie całowania Malfoya.

A jednak teraz nie może sobie wyobrazić, dlaczego.

Siada z powrotem, opierając się na poduszkach, wplatając nerwowo dłoń w swoje loki, gdy pozwala, by jego obraz przeniknął nieskrępowany do jej umysłu. Niezrażony. Dlaczego nigdy nie pomyślała w ten sposób o Malfoyu? Pomimo jego nikczemnej postawy, nigdy nie istniał żaden możliwy sposób, by przedstawić jego wygląd jako przeciętny. Jest wysoki – wyższy niż większość chłopców, których zna, i chociaż zawsze powtarzała sobie, że wzrost nie powinien mieć z tym nic wspólnego, jest coś specyficznego w zatopieniu się w atramentowej czerni jego cienia. Dłonie ma smukłe... delikatne. Arystokratyczne pod każdym względem. W przeszłości nie mogła wiedzieć, jak gładkie są opuszki jego palców, ale po tym, gdy poczuła, jak muskają jej nagie biodra po wsunięciu się pod pasek jej dżinsów, wie. Och, ona wie.

Nie spodziewa się nagłej iskry podniecenia, gdy ta nadchodzi, ale szybko ją gasi, wypychając jego obraz ze swojego umysłu jak chorobę i zmuszając się do wstania. Do ucieczki od łóżka wyściełanego prześcieradłami, poduszkami i konotacjami.

Jej oczy ponownie znajdują ostro fioletowy dziennik, a wszelkie trwałe podniecenie zostaje zrównane z ziemią przez strach i poczucie winy.

Nie zdecydowała jeszcze, co robić. Część niej chce wymyślić coś na poczekaniu, ale to zbyt otwarte. Zbyt tajemnicze dla racjonalnie uziemionego mózgu, takiego jak jej. Wie, że nie uwierzy, że go upuścił – dość ciężko było jej wyciągnąć go z tak głębokiej kieszeni, kiedy pochylał się nad nią.

A nawet gdyby dał się na to nabrać, nigdy by nie uwierzył, że go nie przeczytała.

Chwile takie jak te sprawiają, że żałuje oddania Zmieniacza Czasu.

W tym momencie nic nie może zrobić. Nic, oprócz czekania. Ale jest poniedziałek i spędzenie całego dnia w łóżku – unikając go – nie wchodzi w grę. Mają razem zajęcia. Cholera.

Nowa fala paniki wiruje w jej piersi i jest tak cholernie wściekła na siebie, że znalazła się w takiej sytuacji. Jej stara wersja – dziewczyna sprzed wojny – nigdy by tego nie zrobiła. Zajmowałaby się własnym życiem i uczyła… pilnie. Nie dałaby się złapać pijaną i nie pozwoliłaby przycisnąć się Malfoyowi do regału z książkami.

Stara Hermiona nie była taką dziewczyną.

Ale teraz się zastanawia. Czy może ona jednak jest taką dziewczyną? Bo bez względu na to, ile wierzchnich warstw zaprzeczenia nałoży na to wszystko, baza nadal jest taka sama, a od piątku wieczorem bardziej niż cokolwiek innego chce ponownie poczuć te zimne, szorstkie usta.

Jedna z dziewczyn porusza się w łóżku – Parvati. Wprawia to Hermionę w ruch i wyrywa z zamyślenia, kiedy wsuwa dziennik pod jedwabną poduszkę, pospiesznie ścieląc łóżko. Koniec snu na dziś.

Jest pierwszą osobą, która schodzi na śniadanie do Wielkiej Sali, uzbrojona w książki z materiałami obejmującymi wszystko, czego mają uczyć się na zajęciach na kilka tygodni w przód. To sprawia, że czuje się jak dawniej. I zrobi wszystko, żeby dogonić ten cień.

Otaczają ją same zadatki zwiastujące miły poranek. Ciepła owsianka. Gorąca herbata parująca obok jej otwartych książek. Cisza. Nikt jej nie przeszkadza.

Ale ostatnio nic, co wydaje się właściwe, takim nie pozostaje.

Zaskakuje ją głuche uderzenie torby z książkami na ławce obok. Rozchlapuje dłonią herbatę i syczy, czując oparzenie.

A ze wszystkich ludzi przy jej stole siada Ślizgon. Przy jej stole. To nie jest ten zwykły Ślizgon. Nie ten, który rozjaśnia jej zakończenia nerwowe jak lont.

To Teodor Nott.

On ma u niej swój osobny indeks komplikacji. On, będący obiektem jej zauroczenia jako pierwszorocznej dziewczynki. On, będący jej nemezis w zasługach akademickich przez wszystkie następne lata. On – sarkastyczny i śliski, ubrany jak zawsze w idealnie wykrochmaloną koszulę, z zarzuconym nań absurdalnie nierównym krawatem.

Oni nie rozmawiają.

Najwyraźniej do teraz.

— To stół Gryffindoru — mówi tak dziecinnie, że natychmiast tego żałuje.

Nott uśmiecha się i w przeciwieństwie do Malfoya nie jest to rzadki widok. Błyska w jej kierunku zwycięskimi uśmiechami, odkąd pokonał ją, uzyskując najwyższy wynik na egzaminie końcowym z Eliksirów na drugim roku. 

— Jestem w szoku, Granger. Czy to właśnie ty nie powinnaś wiedzieć wszystkiego o mugolskiej segregacji? Jak złe to było?

Gapi się na niego. 

— Kim ty jesteś, żeby pouczać mnie o segregacji, Śmierciożerco? — I nawet ona wie, że to przesada. Przełyka i siada, rumieniąc się. — Przepraszam — mamrocze. Zastanawia się, gdzie podział się filtr jej słów.

— Drażliwe, drażliwe — wytyka. Nigdy nie miał kruchego ego. Tylko duże. Przez wszystkie lata odkąd go poznała, nigdy nie widziała, by Teodor Nott stracił panowanie nad sobą.

Odgarniając kasztanowe kosmyki włosów z twarzy, chłopak odwraca się i przegląda torbę z książkami i nagle rozkłada na stole pergamin, pióra i teksty, zaraz naprzeciw niej.

— Co robisz?

— Uczę się.

— Nie tutaj.

— Stoły domowe nie są zastrzeżone dla innych. To sugestie, które mają zapobiec bójkom. — Zanurza pióro w atramencie i zaczyna pisać, ignorując jej oszołomioną minę.

— Nott — warczy, a on w końcu spogląda na nią ze znudzonym wyrazem twarzy. — Dlaczego tu siedzisz?

Przygryza czubek swojego pióra – obrzydliwy nawyk. 

— Wojna się skończyła, Granger. Mogę siedzieć, gdzie chcę. Dzisiaj chciałem usiąść tutaj.

Ona kpi. Prycha. Otwiera usta, żeby się kłócić. Nic nie może wymyślić.

Nie jest idiotką. On nie siedzi tu z kaprysu. Ale jest też Teodorem Nottem i proszenie go o wyjaśnienia jest jak proszenie trawy, by rosła zimą.

Jedyne, co jest jasne to to, że nie zamierza on odejść.

I czuje się, jakby wpadła do jamy węży. Tyle węży. Za dużo pieprzonych węży.

***

Transmutacja to zajęcia, których bała się przez cały dzień – jedyne z jej poniedziałkowego harmonogramu, jakie dzieli z nim.

Drapie swoje blizny, gdy uczniowie wpadają do klasy i szurając nogami idą na swoje miejsca. To nie tylko blizna ją swędzi, ale również cała skóra. W każdym calu. Nie może poczuć się wygodnie. Nie może przestać myśleć o tym, co w tej chwili leży ukryte pod jej poduszką.

Nie pamięta nawet, jakiego tematu powinni się dzisiaj uczyć.

Fala lodowatego zimna spływa po jej plecach, gdy dostrzega w drzwiach jego niemal białe włosy. Idzie z Nottem i to ją podwójnie denerwuje. Zaczyna się zastanawiać, czy Malfoy ma coś wspólnego z ich dzisiejszym, porannym spotkaniem.

Na szczęście ich oczy się nie spotykają i kiedy obaj siadają za jej biurkiem, zaczyna się trochę rozluźniać.

On jej nie podejrzewa. Gdyby było inaczej, z pewnością natychmiast by się z nią skonfrontował. Malfoy nie jest nieśmiały.

Havershim wychodzi z gabinetu i zaczyna pisać różdżką na tablicy. Parvati wchodzi na chwilę przed czasem, uśmiechając się do Hermiony, gdy siada obok i wyjmuje książki. Wszystko wydaje się nadzwyczaj normalne.

Aż do…

— Och, Miona — mówi Parvati i zagłębia dłoń we wnętrzu torby. — Prawie zapomniałam.

Kolor fioletowy, aż do wczoraj, nigdy nie kojarzył się Hermionie z paniką i rozpaczą. Był po prostu fioletowy. Nie był jej ulubionym. Nie był jej najmniej ulubionym. Fioletowy jak śliwki. Fioletowy jak cukierkowe serduszka.

Teraz jednak – teraz fioletowy to panika. Fioletowy to sen o gorączce i porażeniu prądem. Fioletowe jest to uczucie w jelitach, gdy rodzic przyłapuje cię na kłamstwie. Fioletowy jak ból. Fioletowy jak… Zajebiście – po prostu świetnie.

Fioletowy to kolor tego, co podaje jej Parvati.

Dziennik Malfoya.

— Dziś rano skrzat domowy przebierał pościel na naszych łóżkach i znalazł to za twoim wezgłowiem. Pomyślałam, że możesz go potrzebować na zajęcia. Powiedziałam, że ci go przyniosę.

Hermiona się trzęsie. Parvati podaje jej dziennik.

Nie musi patrzeć, by poczuć palącą ostrość spojrzenia z tyłu, niczym gorący pogrzebacz wbijający się w jej kark. Ona nie chce go wziąć. Patrzy na Parvati bez słowa, aż wyraz twarzy dziewczyny zaczyna się zmieniać.

— Hermiono, czy ty…

Jej dłoń zaciska się na oprawie i wie, że przypieczętowała tym swój los. 

— Dziękuję — mówi nieco oszołomiona.

Musi zerknąć. Nie może nic na to poradzić. Kącikiem oka dostrzega spojrzenie Malfoya – jak lufa pistoletu. Widzi, jak jego pięść leży zaciśnięta na biurku.

W jej gardle tworzy się supeł.

— Racja. Tak, oczywiście — mówi Parvati, patrząc na nią jak na ptaka z dwoma głowami, po czym odwraca się twarzą do przodu. Hermiona ledwo słyszy temat zajęć. Jedyne, o czym myśli w tej chwili, to jak bardzo żałuje założenia WESZ.

Cholerny, zdradziecki skrzat domowy.

Lekcja mija jak halucynacja. Ani razu nie podnosi ręki. Partaczy dwa czary, gdy zostaje poproszona o ich wykonanie. W każdej chwili czuje, że może zwymiotować.

Ani razu nie ogląda się też za siebie. Dziennik leży na biurku i nieustannie przyciąga jej wzrok niczym groźba. Drażni ją swoim żywym kolorem. Od czasu do czasu słyszy dźwięk dochodzący z tyłu. Malfoy, stukający piórem o blat.

Równie dobrze mógłby ją nim dźgnąć.

— Koniec zajęć.

Jej żołądek opada. Najbardziej niedorzeczne słowo przemyka przez jej mózg, nadlatując ze wszystkich stron. Uciekaj, uciekaj, uciekaj, uciekaj…

To idiotyczne.

Nalega, aby racjonalność powróciła na pierwszy plan jej umysłu. Próbuje jasno myśleć, gdy ludzie wstają i szurają krzesłami wokół niej. Czego się tak boi? Malfoy nie jest niebezpieczny. Nastrojowy, pompatyczny, uparty, tak. Może nawet trochę niestabilny psychicznie. Ale niebezpieczny?

Za dużo myśli. Przecież może po prostu powiedzieć mu prawdę.

Biorąc głęboki wdech, powoli wstaje. Wróci do Wielkiej Sali – odzyska stabilność psychiczną i trochę się uspokoi. A potem pójdzie, znajdzie go i zwróci notes. Jak dorosły człowiek.

Z determinacją podnosi dziennik, zarzuca torbę na ramię i pewnie wychodzi za drzwi. Patrzy, jak płyty chodnikowe przesuwają się pod jej stopami, gdy idzie, przesuwając kciukiem po teksturze okładki.

Nadmierne myślenie. To wszystko.

Nieoczekiwanie rzuca spojrzenie przez ramię. Nie spodziewa się zobaczyć tego, co widzi.

Malfoy ją śledzi.

Nie, nie śledzi. Szarżuje. Kroczy szybko, celowo, jedną ręką bawiąc się węzłem krawata – poluzowując go – a drugą zaciskając w pięść u swego boku. A jego oczy – jego oczy płoną. Gdy idzie, zderza się z ramionami innych uczniów i, nawet gdy odwracają się i mówią coś w rodzaju: „Hej, patrz jak chodzisz”, jego oczy nawet na ułamek sekundy nie odbiegają od niej.

Hermiona się potyka. Ślizga, gdy próbuje przyspieszyć. Jej oczy łzawią, gdy wypływa z niej fala ostrych oddechów.

Ona to robi. Robi to, co głupi mózg podpowiadał jej przez cały czas. Zaczyna uciekać.

Tchórz, myśli inna strona jej świadomości. Ale nigdy nie widziała tak zaciętego spojrzenia w czyichś oczach. Nie – nie, ona się myli. Kiedyś, w oczach Bellatriks Lestrange.

Torba z książkami zsuwa się z jej ramienia i uderza o kamienną podłogę, rozsypując pióra i atrament po korytarzu, ale ona ją porzuca. Zamiast tego, jej wolna ręka sięga do różdżki schowanej w kieszeni spódnicy.

— Hermiona? — To Harry wychodzący z innej klasy. Nie widzi go, ale rozpoznaje głos. To jej jednak nie powstrzymuje.

Z każdej strony ludzie się gapią, ale ona biegnie teraz sprintem. Jej tętno przyspiesza, ponieważ słyszy kroki Malfoya, ciężkie i szybkie na kamiennej posadzce za nią. On też biegnie.

Właściwie to on ją goni.

Kurwa, kurwa, kurwa…

To najgorszy scenariusz, jaki mogła sobie wyobrazić.

Jego nogi są znacznie dłuższe niż jej. Jest szybszy.

Dociera zaledwie do posągów w głównym holu, zanim on ją dogania, ale jej różdżka zostaje uwięziona w kieszeni, gdy się odwraca, próbując ją wyrwać.

Ten wzrost, który podziwiała tego ranka, staje się nagle potępiającą wadą. Malfoy popycha ją w stronę ściany, podtrzymując tak długo, aż zostanie przyciśnięta do szorstkiego kamienia obok wejścia do Wielkiej Sali.

Jej ręka utknęła – jest przygwożdżona do kieszeni i zanim zdąży wypowiedzieć słowo, ma jedną z tych długich, smukłych dłoni – którymi kiedyś pozwoliła się pieścić – oplecionych wokół gardła. Drugą trzyma on swoją różdżkę, umieszczając jej kruczoczarny czubek pod brodą dziewczyny, pozwalając, aby drewno wbiło się w jej ciało.

Nawet gdyby mogła się ruszyć, nie byłaby w stanie. Nie może nawet mówić. Nie może oddychać.

I po prostu wie, że się myliła. Tak bardzo, bardzo się myliła.

Malfoy jest całkowicie niebezpieczny.

Pieprzona szlamowata pizda — warczy, szarpiąc ją. Jej głowa uderza o kamień. Widząc gwiazdy, myśli o tym, że nigdy wcześniej nie słyszała, żeby użył tego słowa.

Malfoy odzyskuje ostrość, a nacisk jego dłoni na jej gardło rośnie. Jest tak blisko, jak w piątkowy wieczór, a jej wyczerpany mózg prawie nie potrafi odróżnić w tej chwili intymności od przemocy.

Przypomina jej o tym jedynie czubek jego różdżki.

— Czy masz pieprzone pojęcie? — Znowu ją szarpie. — Czy masz jakiekolwiek pojęcie, gdzie by mnie umieścili? Co oni, by mi kurwa, zrobili? — Opuszcza różdżkę i sięga, by wyrwać dziennik z jej bezwładnej dłoni. — Czy wiesz, jakie to jest cholernie ważne? — Potrząsa nim przed jej twarzą, patrząc oczami szaleńca.

Nieśmiało widzi za jego ramieniem postacie, które szybko się do nich zbliżają. Wie, że biegną. W każdym razie wydają się poruszać w zwolnionym tempie. Jej nieostre spojrzenie powraca do oczu Malfoya, ostrych jak odłamki lodu. Wie, że jest w szoku. Wie, że mogłaby się z tego wydostać, gdyby tylko otrząsnęła się z odrętwienia rąk.

Ale nie może.

Wypuszcza z siebie drżący oddech, obserwując, jak unosi się on przy jego twarzy. Jego palce zaciśnięte wokół jej gardła rozluźniają się. Minimalnie. Niewyraźnie Hermiona zastanawia się, czy nowe siniaki pokryją stare.

Rzęsy Malfoya trzepoczą, gdy mruga raz. Jeden raz. 

Ale jego ręka ledwie ją puszcza, gdy czyjeś obce ramię spoczywa na jego klatce piersiowej, odciągając go od tyłu.

Kolego, kolego, kolego... co ty robisz? — To znowu Teodor Nott, który odrywa od niej Malfoya, a bez jego ciała przyciśniętego do jej, nogi ma jak z waty.

Upada tak jak Malfoy, szarpnięty na ziemię przez Notta i odciągnięty na bok. Następną zamgloną postacią, na której się skupia, jest Harry. Wydaje się, że jest rozdarty między dołączeniem do Notta w powstrzymywaniu Malfoya, a opieką nad nią.

Bezwładnie myśli, że nie potrzebuje jego uczestnictwa.

Nawet nie czuje się ranna. Po prostu oszołomiona. Oszołomiona i jakby odurzona.

Harry jest u jej stóp, kucając, obserwując ją szeroko otwartymi oczami. 

— Hermiono… Hermiono, czy jesteś ranna? Jesteś…

— Przestań, Draco! Przestań! — Słyszy za nim. Nott wciąż trzyma skrępowane ramiona Malfoya.

Wszystko, co mówią, zlewa się w jedno. Jej oddech wciąż nie wrócił, a jedyne, co może zrobić, to patrzeć poza Harry’ego. Jego usta poruszają się, ale żaden dźwięk nie dociera do jej uszu. Wpatruje się w Malfoya – twarz ma czerwoną, szczękę zaciśniętą, walczy z uściskiem przyjaciela ze wzrokiem wciąż utkwionym w niej.

Jedyne, czego się trzyma, to dziennik, ściskany tak mocno, że wydaje się, że go wgniata.

Teraz już wie.

Wie, że to jego druga szansa. Taka, którą prawie mu ukradła.

Havershim jest trzecią postacią, która się do nich zbliża. Wygląda na to, że widziała wystarczająco dużo, by podjąć szybką decyzję, i natychmiast ogłusza Malfoya.

Ostatnią rzeczą, jaką widzi, zanim świat stanie się ciemny, jest bezwładny Malfoy w ramionach Notta.


5 komentarzy:

  1. Tak, tu się moje wrażenia także nie zmieniły. Mam ochotę wyklinać Hermionę za jej cholerną ciekawość. Nie dość, że Malfoy jest mega wściekły, to jeszcze Havershim go ogłuszyła i będzie miał przez nią problemy! Bo po jaką cholerę jej się zachciało zabierać cudze rzeczy! Co ją do jasnej cholery podkusiło, żeby tak robić?! Zawsze jak chce się coś ukryć, to to nigdy się nie udaje! Taka jest zależność i trzeba przywyknąć. Narobiła mu mega problemów... Przecież czytała! Wiedziała, że ten dziennik jest ważny w kontekście jego "resocjalizacji" i tego wszystkiego w czym się znalazł po wojnie, a ona go tak zwyczajnie schowała pod poduszkę... Zamiast schować w szafce czy gdziekolwiek indziej gdzie nikt by tego nie znalazł, ale nie... Musiała być tak cholernie bezmyślna! Choć Malfoy też przesadził i to ostro to jest to w jakiś sposób zrozumiałe. Rozumiem złość na to co zrobiła, ale gdyby nie Nott i Harry to nie wiem jakby to się dla niej skończyło. No i cholera, żeby tak kobietę potraktować?! Najpewniej by ją udusił, gdyby chłopcy nie interweniowali. A teraz przez swój wybuch wpakował się w kłopoty przez tą cholerną nauczycielkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj Herm przez Ciebie teraz Draco będzie miał kłopoty 🥺 ale co kombinuje Nott 🤔

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow... Z jednej strony chciałabym, żeby było mi żal Hermiony. Ale nie do końca, to jej wina, to jej ciekawość, a przedewszystkim ukradła dziennik z premedytacją 😱😱
    Okropna ciekawość, która zagłuszyła jej złe myśli, sprawiła że zraniła Malfoya, swoją dumę.
    Czy jest w stanie obronić Draco? Czy wytłumaczy jego złość ? Czekam niecierpliwie na jutro!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet nie jest mi jej troche zal, jest glupia i bezmyslna! Pomijajac fakt, ze ukradla rzecz tak intymna i osobista jak dziennik, to jeszcze zamiast kombinowac, jak mu oddac niepostrzezenie, to ona to chowa POD PODUSZKA. Gratuluje bystrosci umyslu! Jego reakcja byla przesadzona, ale niestety osmielam sie stwierdzic, ze wiekszosc zareagowalaby wlasnie tak. I teraz bedzie mial pewnie tak przerabane, ze az nie chce myslec. Jestem na nia tak zla! Do tego jeszcze Nott... Co on kombinuje?
    Mała

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawośc to pierwszy stopień do piekła, wiedziałam, że Hermiona w nim wyląduje! Wiedziałam, że to się źle skończy, tylko pociągnęła za sobą Draco. Nie jest mi jej żal, a jemu się nie dziwię, że stracił panowanie. Zdrowy psychicznie człowiek by stracił gdyby ktoś wziął dziennik - dziennik, który może mieć prywatne myśli, to jakby okraść z wspomnień, a nawet i z życia - więc logicznym było, że nie do końca zdrowy psychicznie Draco wybuchnie. Przeklinam ciekawość Hermiony. Oby nie niosło to za sobą tragicznych w skutkach konsekwencji, jakieś będą na pewno... Mogła do końca zniszczyć mu życie. Będzie musiała się napracować aby teraz to odpracować, naprawić...

    OdpowiedzUsuń