9 listopada 1998

Zgodziła się.

Czy to czyni ją głupią? Czy wpada w jeszcze głębszy dół?

To okropny pomysł, ale chociaż nie podoba się jej logicznemu mózgowi, przemawia do wszystkich innych jej części, które tak desperacko chcą ukryć prawdę. Przemawia nawet do sumienia, ponieważ nie może pogodzić się z uczuciami do Malfoya.

Nie. Nie może.

Plan Zachariasza jest daleki od doskonałości. Niewyrafinowana i niezdarna z obu stron próba ukrycia tego, czego być może nie powinno się ukrywać.

Dostrzega, że nie zadała sobie nawet trudu, aby zapytać, dlaczego Zachariasz tak desperacko pragnie zachować swój sekret. Pozostać nieskalanym. Nieszkodliwym. Ukryć to, co przecież nie jest jego wyborem, ani zdradą dla siebie i wszystkich, na których mu zależy.

W przeciwieństwie do niej.

Ale z drugiej strony ludzie są okrutni. Ona to rozumie. Oczywiście, że tak.

W weekend wysłała Zachariaszowi sowę z jednym krótkim zdaniem nabazgranym na pergaminie.

W porządku.

W końcu było to jak fałszywe alibi. Nie ma znaczenia, jak bardzo byłoby złe, nie widzi innego wyboru, jak tylko je przyjąć. To koło ratunkowe. Prawdopodobnie jedyne, jakie kiedykolwiek dostanie.

Ale dzisiaj musi odegrać tę rolę i podświadomie zastanawia się, czy w ogóle może. Nigdy wcześniej nie próbowała czegoś takiego.

A jest bardzo słabą aktorką.

Próbuje oddychać. Utrzymać swego rodzaju dystans. W końcu nie jest to najniebezpieczniejsza rzecz, jaką zrobiła – nawet najbardziej przerażająca. To nic. Absolutnie nic. Więc oddycha i skupia się na szorstkich szwach spódnicy po bokach ud, gdy spotyka Zachariasza na korytarzu przed salą Obrony Przed Czarną Magią.

Jego brwi drgają, gdy ją widzi – cicha komunikacja. „Czy jesteś gotowa?”

Hermiona unosi brodę w odpowiedzi, sięgając po jego dłoń w sposób, o jakim rozmawiali. Splatają ze sobą palce i razem wchodzą do klasy. Kolejna decyzja, której nie można cofnąć.

Mimowolnie zastanawia się – gdy oczy innych uczniów zaczynają ich łapać, a powietrze przesiąkać szeptem – czy kiedykolwiek zrobi coś, czego nie będzie żałować. Żałuje, ile pasty do zębów wyciska na szczoteczkę rano, zawsze trochę więcej, niż potrzebuje. Żałuje swojego doboru butów w połowie dnia ich noszenia. Żałuje sposobu, w jaki zaczyna zdania i kończy eseje.

Ale to coś więcej niż perfekcjonizm. Więcej niż zwykłe pragnienie, aby każdy drobiazg był nieskazitelny.

Chodzi o to, że zawsze znajdzie w czymś wadę, nawet jeśli jej nie ma. Bezbłędnie. Musi.

Po dziesięciu krokach zrobionych między drzwiami a biurkiem, wciąż trzymając się dłoni Zachariasza, uświadamia sobie, że nie wierzy w doskonałość.

I powinna być usatysfakcjonowana, ponieważ wyraz oczu Malfoya jest od niej bardzo daleki. Chłopak stoi przy biurku w głębi sali, gdzie zwykle siedzi z Nottem. Hermiona ma nieszczęście ujrzenia go w pełnej okazałości. Może patrzeć, jak emocje migoczą na jego twarzy. Spodziewa się ujrzeć tam gniew, jednak po chwili dostrzega coś jeszcze. Pewien rodzaj bólu. Dowód zranionego ego.

Prawie zapomniała, jaki jest wrażliwy. Jego niedawne zachowanie wahało się głównie od skrajnej przemocy do całkowitej obojętności.

Ale Malfoy nie jest z kamienia.

I najwyraźniej ona też nie, pomimo wszelkich wysiłków – ponieważ to spojrzenie, jakkolwiek krótkie, sprawia, że jej klatka piersiowa się zaciska. Szybko odwraca wzrok.

Siadają.

Hestia wychodzi z biura. Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, w tym roku wykonuje niezwykłą pracę jako profesor Obrony Przed Czarną Magią. Nie jest to najłatwiejszy przedmiot do nauczania po wojnie.

Kobieta stuka różdżką w biurko i w pomieszczeniu zapada cisza. Szepty milkną, ale Hermiona wciąż czuje wiele par oczu wwiercających się w tył jej głowy.

— W porządku — mówi Hestia, rzeczowo jak zawsze. — Dzisiaj się pojedynkujemy, ale najpierw chciałbym wam wszystkim przypomnieć, że nasze następne zajęcia dotyczą boginów. Wspominałam o tym na początku semestru, jednak powtórzę jeszcze raz: jeśli ktoś z was zechce opuścić tę lekcję, otrzyma zwolnienie bez zadawania jakichkolwiek pytań. Ma to na celu zdrowe i terapeutyczne ćwiczenie w przezwyciężaniu strachu i wiem, że wielu z was odniosło z tego korzyści w przeszłości. Jednak nie jest moim zamiarem narażanie kogokolwiek na dalszą traumę, jeśli nie czuje się na to gotowy. Wszystko jasne?

Żołądek Hermiony ściska się, gdy klasa szepcze na potwierdzenie. Zapomniała o tych zajęciach. Zapomniała dokonać wyboru.

Nadal nie jest pewna, czy może to zrobić. A teraz ma mniej niż dwa dni na podjęcie decyzji.

W każdym innym roku jako pierwsza ustawiłaby się w kolejce. Pamiętała swoje zdenerwowanie, kiedy w trzeciej klasie nie miała okazji stanąć twarzą w twarz z boginem – była taka ciekawa. Tak pewna, jak wiele mogłaby się z tego nauczyć. Chciała poznać swój największy strach – bardziej niż cokolwiek innego.

Teraz nie jest taka pewna.

To, co kiedyś było porażką akademicką, teraz może oznaczać śmierć przyjaciela.

Drży, wciąż siedząc u boku Zachariasza i ignorując jego pytające spojrzenie.

— Dobierzcie się teraz w pary — mówi Hestia. — Chcę, żebyście ćwiczyli zaklęcia obronne i niszczące, a za kilka minut zbiorę was z powrotem na demonstracje. Dobrze?

Krzesła piszczą, gdy są odsuwane. Po chwili biurka znikają. I nagle Hermiona zaczyna pojedynkować się z Zachariaszem, z którym nigdy wcześniej nie praktykowała żadnej magii.

Dziwne, jak mało miejsca zajmował kiedyś w jej życiu, teraz tworząc w nim niemal tłum.

Mogłaś powiedzieć nie, przypomina sobie.

Tak, mogła. Powinna była. Nie zrobiła tego. Niekończący się schemat w jej życiu.

***

10 listopada 1998

Pamiętniku,

Ktoś powinien powiedzieć Granger, że nikt, kurwa, nie trzyma się za ręce. Gdyby kiedykolwiek była w prawdziwym związku, wiedziałaby o tym.

Nie mogę uwierzyć, że wy, idioci, nadal wysyłacie mi te wskazówki. Nic, co wam daję, nie pomaga w moim leczeniu. Jaki jest zatem tego sens?

Nie doceniam też, że w zeszłym tygodniu Nott mnie śledził. Przestańcie mu mówić o moich rzekomo „niepokojących wpisach”. To nie jego sprawa. Wystarczy, że uczyniliście ją swoją.

Wskazówka: Jak uspokajasz się w chwilach skrajnego stresu?

Gryzę się w język, aż zacznie krwawić.

A potem tak szybko, jak tylko mogę, rzucam się do kąpieli lodowej, ponieważ Merlin wie, że nie dajecie mi żadnych pieprzonych leków.

Sadyści.

Draco

***

11 listopada 1998

Jej ciekawość zwycięża. Zawsze tak jest.

A teraz stoi w kolejce do pewnej niesławnej szafy, próbując nie słyszeć głosu Remusa w swojej głowie. Nie potrzebuje żadnego dodatkowego smutku.

Hestia jeszcze nie otworzyła drzwiczek. Wyjaśnia zaklęcie Riddikulus tym, którzy nigdy go nie używali, a Hermionie bardziej niż kiedykolwiek brakuje wesołego gramofonu Lupina. Przez wszystkie lata spędzone w tej sali nastrój ujarzmiania boginów był ekscytujący – pełen przygód i zabawy. Teraz przynosi tylko przeczucie niepokoju.

Sala jest pełna zmartwień. Hestia wie. Jest przygotowana, a stół obok niej jest bogato zaopatrzony w smakołyki i euforyczne eliksiry – bez wątpienia na koniec.

— Przypominam wam jeszcze raz, że możecie przerwać w każdej chwili, kiedy tylko poczujecie się niekomfortowo.

Odpowiada jej cisza.

— Bardzo dobrze — mówi, wygładzając przód szaty. — Śmiało, Parvati.

To szczególnie zły początek. Drzwi szafki otwierają się, a z wnętrza szafy wypada martwe ciało Lavender Brown. Parvati krzyczy. Klasa wstrzymuje oddech.

Hermiona odwraca wzrok.

Później słyszy, jak zwłoki Lavender wstają i ruszają w kierunku Parvati, która nie może poradzić sobie z zaklęciem Riddikulus. Hestia spieszy jej na pomoc, trzymając w trzęsących się dłoniach dwie fiolki euforycznego eliksiru.

Padma wyprowadza Parvati z klasy, a Hestia, widocznie wyczerpana, waha się przed zaproszeniem przed szafę następnego ucznia. Hermiona widzi narastające wątpliwości w oczach kobiety, kiedy ta spogląda za siebie – z pewnością zastanawia się nad tą lekcją.

Następny jest Dean, a jego oczywista fobia przynosi wszystkim ulgę. Karaluchy zaczynają wylewać się na podłogę, rozmnażając jeden na drugim i tworząc górzystą falę. Dean cofa się o kilka kroków, ale udaje mu się przekształcić je w motyle, które krążą w wielkiej chmurze, gdy następny uczeń zajmuje jego miejsce.

Hermiona spogląda za siebie. Harry jest kilka osób za nią, rozmawia z Seamusem. Hermiona przyciąga jego wzrok. Unosi jedną brew w niemym pytaniu.

Podobnie jak w trzeciej klasie, nie jest pewna, czy to taki dobry pomysł, aby mierzył się z boginem. Ale twarz Harry'ego jest spokojna – nawet pogodna – i posyła jej jedynie mały, uspokajający półuśmiech.

Dlaczego zawsze musi być odważniejszy od niej?

Wciąga głęboki oddech, odwraca się – obserwuje, jak Zachariasz radzi sobie ze szczególnie przekonującą iluzją upadku z wysokości tysiąca stóp. Wysokość. To musi być jego koniec. Zastanawia się, jak radzi sobie z tym bogin.

Jego Riddikulus przekształca iluzję w fałszywie wyglądające tło planu filmowego, a uczniowie śmieją się bez przekonania, gdy chłopak odsuwa się na bok.

I nagle przychodzi kolej na nią.

Powinna była bardziej uważać. Nie spodziewała się, że ta chwila nadejdzie tak szybko.

Z trudem wyciąga różdżkę z kieszeni, a w pokoju zapada zauważalna cisza. Niewątpliwie kilka osób wciąż zastanawia się, czy dostanie ona ocenę z wynikiem Zadowalającym, a nie Wybitnym.

Tło filmu kołysze się lekko, jakby pod wpływem podmuchu nieistniejącej bryzy. Bogin myśli. Studiuje ją. Hermiona niemal wyobraża sobie, jak stwór ją obserwuje, chociaż nigdy nie uda jej się poznać jego twarzy.

Następnie tło faluje, jakby zsuwało się z wieszaka, a jego papierowa forma lewituje, tworząc postać, niczym prześcieradło padające na ducha. Jej puls się waha. Dłoń Hermiony poci się wokół podstawy różdżki.

I nagle postać jest aż nazbyt znajoma. Cała na czarno. Rozwichrzone ciemne loki.

— Cześć, kochanie — syczy Bellatriks, a w sali rozlega się jęk. Ma na sobie tę samą koronkową, czarną sukienkę, co tamtego dnia. Włosy dzikie jak zawsze. Ostre, lśniące żółte zęby. I ten sam nóż zaciśnięty w dłoni.

W tej chwili Hermiona jest na siebie bardziej wściekła niż kiedykolwiek. Jakim sposobem właśnie to jest jej największy strach? Kobieta, która od dawna nie żyje? Jak można być tak żałosną?

Ale niedługo potem zdaje sobie sprawę, że to nie Bellatriks Lestrange jest tym, czego się boi.

Boi się bólu.

Bellatriks wyciąga różdżkę i krzyczy „Crucio!” i w tych cennych chwilach, zanim spada na nią klątwa, Hermiona myśli, że nigdy nie czytała o boginach wytwarzających zaklęcia.

Czytanie nie oszczędza jej agonii.

Dostrzega przerażoną twarz Hestii, zanim oślepia ją biały, gorący ból. Nie słyszy własnego krzyku. Nie czuje palców. Nie może chwycić różdżki.

Jest zamrożona w potwornym więzieniu, czując, jak noże przebijają jej skórę, a kości wyginają się we wszystkie strony.

Czuje się tak, jakby wróciła na zimny, czarny kamień posadzki Dworu. Ból jest identyczny. Jej pokryte bliznami ramię pulsuje, a umysł staje się pusty. Wszystko co widzi, to zimne, bezdenne oczy Bellatriks.

Ból ciągnie się w nieskończoność. Ale może to tylko kwestia sekund.

A potem agonia ustaje, a Hermiona potrzebuje chwili, by odzyskać przytomność. Patrzy na salę pod innym kątem. Jest na podłodze.

Jej zamglony umysł oczekuje, że Hestia wyskoczyła przed nią, tak jak kiedyś Lupin zrobił to Harry’emu, aby odwrócić uwagę bogina.

Ale to nie jest Hestia.

To Malfoy. Oczywiście, że to on.

Jego długie, czarne spodnie zasłaniają jej widok, ale za nimi widzi bogina.

To jego ojciec.

A raczej to Lucjusz, ale odbity w dużym lustrze zwróconym w stronę Dracona. Umysł Hermiony składa elementy razem, zanim Hestia odrzuca bogina z powrotem do kredensu.

— Uciszcie się wszyscy — warczy Hestia, a Hermiona właśnie wtedy zdaje sobie sprawę, jak hałaśliwa jest reszta klasy.

Malfoy odsuwa się od niej i podchodzi do stołu, podczas gdy Hestia podbiega do Hermiony.

— Panno Granger, wszystko w porządku? Przepraszam – nie spodziewałam się… 

Ale spojrzenie Hermiony kieruje się do niego. Jej wizja jest lekko zamazana, ale patrzy, jak bierze on ze stołu dwie butelki euforycznego eliksiru. Przełyka jedną, a drugą rzuca jej, jakby od niechcenia. Fiolka brzęczy o kamień, zatrzymując się przed stopami dziewczyny.

— Do dna, Granger — mówi i wychodzi.


7 komentarzy:

  1. No i nie miałam racji 🤷🏼‍♀️

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie wierze w to co czytam :o BOGIN?! Śmiało mogę powiedzieć, że to najgłupszy pomysł 😱 Czy danie dzieciakom/młodzieży po wojnie takiej dawki stresu jest jakkolwiek przemyślane?! No i reakcja nauczyciela to po pristu porażka na całej lini... Za to reakcja Malfoya, miód na moje serce, ale i tak lepiej żeby to się nie powtórzyło 😱
    Przejmuję się jakby to było naprawdę, ale jak czytam to po prostu stoje tam obok i patrzę, stoję razem z resztą nie mogąc nic zrobić !
    Cudowne opowiadanie i cudowne tłumaczenie 😍❤😍 Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta nauczycielka mocno mnie wnerwia 😤 ale Herm też głupia że się zgodziła choć pewnie coś z tego musi wyniknąć 🤔

    OdpowiedzUsuń
  4. Tu znowu czuje przerażenie, bo ta lekcja była mocna. Mocna i niebezpieczna. Hestia chyba nie do końca ją przemyślała, może to jeszcze za wcześnie. Wojna dopiero się skończyła, a oni wszyscy nie byli jeszcze gotowi na to, żeby zmierzyć się ze swoimi obawami. Może należało tą lekcję przeprowadzić dopiero w drugim semestrze... Nie wiem dlaczego, ale spodziewałam się bardziej, że jej boginem może być to, że sekret o Malfoyu w końcu zostaje ujawniony, ale Bellatrix była bardziej logiczna. To co przeżyła wtedy w dworze Malfoyów było straszne. I podobnie jak Lupin powiedział, że mądrze jest się bać strachu, tak ja powiem, że mądrze jest się bać bólu. A w przypadku nie jest to tylko ból fizyczny, ale też psychiczny i cały czas jej towarzyszy. Reakcja Malfoya była dość zaskakująca i zastanawia mnie, dlaczego to zrobił... Wcześniej myślałam, że chciał zwrócić na siebie uwagę i pokazać, że to on jest tym, z którym dzieliła pocałunek na środku Wielkiej Sali, a to z Zachariaszem to jest jedno wielkie kłamstwo, ale teraz… To były wyrzuty sumienia, że to stało się u niego w domu, a on tylko patrzył... A co do Zachariasza odniosłam właśnie takie samo wrażenie jak Draco, że to było takie nienaturalne i że coś im chyba nie wyszło z tym udawaniem. On oczywiście zna prawdę ale to trzymanie się za ręce...No takie to śmieszne trochę

    OdpowiedzUsuń
  5. Oczywiście, znów miała okazję się z tego wywinąć, ale po co, lepiej po raz kolejny sobie skomplikować życie, nie? Oj, Hermiona! Wystarczyło się dogadać z Zachariaszem, że tak, to był on, i nie negować plotek. Wszyscy są zadowoleni - może poza Malfoyem, ale nawet on mógłby się mniej wkurzać, w porównaniu z tym panoszeniem się za rączkę ze Smithem. O rany, co za żałość, a jeszcze biorąc pod uwagę fakt, że za chwilę Draco "uratował" ją od jej własnego bogina. Swoją drogą, co za lekcja! I to na początku roku szkolnego! Ta kobieta nie ma za grosz rozumu, przysięgam :/ Draco, ech, bohaterze <3

    Mała

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow, nie wiem czy bym się zdecydowała na tak lekcje... Hermiona i jej strach przed bólem... dojrzale. I wow Malfoy zareagował pomimo za pewno wielkiego wkurzenia na ta sytuacje z Zachariaszem..

    OdpowiedzUsuń
  7. Lekcja z BOGINEM?! Z osobami z traumą po wojnie? Beznadziejny pomysł... Hermiony strach jest taki pasujący do niej, dojrzały i świadomy - wiedziała, że nie boi się osoby, wiedziała, że boi się bólu. Draco - niczym książę na białym koniu ratuję swoją księżniczkę z opresji. Było mocno, ale szczęśliwie się skończyło, przez chwilę wstrzymałam oddech. Teraz to wszystko powinno mieć pozytywny wpływ na ich relację - przynajmniej taką mam nadzieję. I tak Hermiono - odpowiem Ci - niepotrzebnie powiedziałaś TAK!

    OdpowiedzUsuń