Hermionę obudził czyjś płacz.

Gwałtownie otworzyła oczy, czując, jakby jej serce nagle wróciło do życia, łomocząc zaciekle w piersi. Wciągnęła do płuc haust stęchłego powietrza, czując na czubku języka dreszcz strachu.

Wokół niej były ciała. Otaczały ją odgłosy pociągania nosem i szlochu. Ciepłe światło pochodni chroniło pomieszczenie przed spowiciem całkowitą ciemnością. Prawie rozpoznała pod sobą zimną, marmurową posadzkę.

— Hermiono!

Spojrzała w górę. Pokój zaczął się poruszać i zdała sobie sprawę, że otaczające ją ciała nie były martwe. Wszyscy w pomieszczeniu – prawie pięćdziesiąt osób – zaczęli czołgać się w jej kierunku. Poczuła ucisk w płucach i przylgnęła z powrotem do ściany, przy której się obudziła.

— Hermiono — powiedział znajomy głos. Odwróciła się i zobaczyła przeciskającą się przez tłum Ginny. Rudowłosa chwyciła ją za ramiona, wciskając jej twarz w swoją klatkę piersiową i mówiąc: — Obudziłaś się.

Hermiona spojrzała ponad jej czerwonymi lokami. Pokój był pełen znajomych twarzy. Dostrzegła Lunę i Parvati. Ciała, które się do niej zbliżały, były ciałami jej przyjaciół – chcieli ją przytulić, a nie atakować.

Ginny odsunęła się, ujmując twarzy Hermiony w dłonie. 

— Dokąd poszłaś? Gdzie cię schwytali?

Schwytana. Wszystko sprowadzało się do tego jednego słowa. Hermiona otworzyła usta, czując jak pęka skóra jej warg, a język jest niczym papier ścierny.

— Wody! — zawołała Ginny. Czwórka lub piątka dziewcząt poderwała się na równe nogi. — Czy jesteś głodna? — zapytała Ginny.

Hermiona zmarszczyła brwi. Jedzenie? Woda?

Papierowy kubek na wodę przylgnął nagle do jej ust. Hermiona pociągnęła łyk i uniosła głowę, by podziękować temu, kto go trzymał. To była Cho Chang.

Wszyscy żyli. Czy się poddali? Gdzie Ron i Neville? Zamrugała.

Tylko dziewczyny. Młode dziewczyny. Spojrzała na każdą z otaczających ją twarzy. Kiedy jej oczy spoczęły na Lunie, blondynka uśmiechnęła się delikatnie i powiedziała:

— Trzymają nas oddzielnie.

— Oddzielone i nietknięte? — wychrypiała Hermiona. Talerz owoców przemknął ponad głowami zebranych, pojawiając się tuż przed jej twarzą. — I nakarmione?

— Nie są zatrute. Wszystkie je jadłyśmy — zapewniła Ginny, gdy Hermiona upiła kolejny łyk wody.

— Jak długo tu jesteśmy? — zapytała.

— Cztery dni — odpowiedziało jej kilka głosów.

— Ty dotarłaś tu wczoraj.

Hermiona gwałtownie odwróciła głowę, by spojrzeć na Ginny. Przyjrzała się dokładnie swojemu ciału. Żadnych obrażeń. Ale coś było na jej ramieniu.

C. Yaxley. Coś w rodzaju tatuażu. Magicznego. To był jego podpis.

Poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy.

— To właśnie on cię złapał — odparła Parvati, wskazując głową na tatuaż. Oczy Hermiony powędrowały w dół do ramienia Parvati, gdzie ujrzały podpis W. Macnair.

Przełknęła. 

— Czy to oni są teraz naszymi właścicielami?

Ginny zacisnęła usta, a kilka dziewczyn odwróciło wzrok. 

— Nie jesteśmy pewne — powiedziała Ginny. — Nie mówią nam wiele. Po prostu karmią nas i przyprowadzają nowe dziewczyny. — Wzięła głęboki oddech. — Możliwe, że…

— Mówiłam ci już, głupia cipo. — Rozległ się kwaśny głos z rogu. Hermiona wyciągnęła szyję, dostrzegając jedyną postać, która nie wygramoliła się, by ją powitać, kiedy się obudziła. Siedziała w kącie, z leniwie ułożonymi kolanami przy piersi, rozczochrana.

Pansy Parkinson spojrzała na nie wszystkie. Hermiona zadrżała, gdy intensywne spojrzenie dziewczyny przeszyło jej ciało.

— To na Aukcję.

Ginny przewróciła oczami.

Hermiona nie mogła oderwać wzroku od Pansy. Nie mogła zrozumieć jej obecności. Były tu inne czystokrwiste dziewczyny, ale należały one do zdrajców krwi.

Po co trzymają ich wszystkich przy życiu? Pokój zawirował, gdy Hermiona przekalkulowała wszystkie możliwości, sprowadzając swoją listę do zaledwie kilku prawdopodobnych scenariuszy, z których wszystkie sprawiły, że jej żebra zacisnęły się, niemal miażdżąc płuca.

Wzięła drżący oddech.

— Aukcję?

Ginny spojrzała na Pansy, zanim stanęła tak, żeby zasłonić Ślizgonkę przed wzrokiem Hermiony.

— Musisz jeść. — Zaczęła podawać jej owoce, obierać banana. — Gdzie zostałaś schwytana, Hermiono? Nie widziałam cię podczas bitwy na dziedzińcu.

Po co im pokój pełen młodych dziewcząt? Gdzie byli wszyscy chłopcy?

— Ron… — wychrypiała.

— Hermiono. — Głos Ginny był stanowczy. — Powiedz mi, gdzie zostałaś schwytana.

— Ja… byłam w zamku. Sądziłam, że widziałam… — Urwała, nie wiedząc, o czym powinna mówić w obecności Pansy Parkinson — … kogoś, kogo warto śledzić. Ale ktoś oszołomił mnie strzałem w plecy.

— Widziałaś kogoś? Albo coś pożytecznego? — zapytała Cho.

Hermiona spojrzała na Pansy. Czy powinna wiedzieć, że widziała Draco? Czy w ogóle się o niego martwiła? Hermiona zastanawiała się, czyje imię było wytatuowane na jej ramieniu.

— Nikt, kto był po naszej stronie, nie.

— Gdzie cię potem zabrano? — zapytała Hanna Abbott.

— Tutaj? — mruknęła Hermiona. — A przynajmniej tak sądzę.

Odpowiedziało jej długie, zbiorowe westchnienie.

— Byłaś nieprzytomna? A może nie pamiętasz?

— Nie piłaś wody od czterech dni?

— Gdzie cię trzymali?

— Musimy obejrzeć jej ciało…

— Yaxley. Nie sądzę, żeby on…

— Stop! — Hermiona prawie wrzasnęła. W pokoju zapadła cisza. Kilka dziewcząt, zbierających kubki z wodą i dodatkowe kawałki chleba, odwróciło się, by na nią spojrzeć. Odetchnęła, mówiąc już spokojniejszym głosem: — Nic pamiętam nic od chwili, w której zostałam oszołomiona.

— Hermiono — powiedziała ostrożnie Ginny, szeroko otwierając oczy. — Powinnyśmy cię obejrzeć. Sprawdzić, czy masz jakieś ślady. Sprawdzić, czy czujesz coś... między nogami.

Hermiona spojrzała na około pięćdziesiąt dziewcząt zebranych wokół niej. Mogła tylko patrzeć, jak skanowały ją spojrzeniami, obserwując jej skórę w poszukiwaniu śladów. Wszystkie oprócz Parvati, która odwróciła wzrok, patrząc na marmurową posadzkę, jakby chciała dać Hermionie choćby namiastkę prywatności. Jakby sama wiedziała, jakie to uciążliwe.

Oczy Hermiony powędrowały z powrotem do podpisu Macnaira na jej ramieniu.

— Nie ma takiej potrzeby — zadrwiła Pansy. Głowy wszystkich dziewczyn zwróciły się w jej stronę. Pansy wciąż spoglądała na Hermionę, znudzona. — Jest zbyt cenna. Nikt by jej nie tknął.

Ginny wyglądała, jakby ostro przygryzła swój język, żeby powstrzymać się od odpowiedzi.

— Poza tym — dodała Pansy, przekręcając głowę z uśmiechem na ustach. — Jesteś dziewicą, prawda, Granger?

Hermiona poczuła nagłe ukłucie w klatce piersiowej, kiedy połowa dziewcząt odwróciła się, by spojrzeć na nią z ciekawością, podczas gdy druga połowa zaczęła kląć na Pansy.

— Co? — zaśmiała się Pansy. — Mówię tylko, że byłaby to strata pięciu tysięcy galeonów. Nie musicie jej sprawdzać.

— Przestań wreszcie trajkotać o tej cholernej Aukcji, Pansy — warknęła Ginny. — Nikt ci nie wierzy…

— Jakiej Aukcji? — Hermiona spojrzała na Ślizgonkę. Przypuszczała, że ​​ich dawne domy nie miały już większego znaczenia, czyż nie? — O czym ty mówisz?

Pansy się uśmiechnęła. 

— Dokładnie o tym, o czym myślisz, Granger. Elita czystokrwistych nas wyceni. Będą nas oglądać i licytować. — Przygryzła wargę, unosząc radośnie brew. — A jeśli przez te wszystkie lata oszczędzałaś się dla Weasleya, dadzą Yaxleyowi kolejne pięć tysięcy.

Woń banana i pomarańczy… dojrzałych. I spoconych ciał, zbierających się nerwowo wokół niej. Poczuła to w gardle. Będzie wymiotować.

— A jak ty znalazłaś się po złej stronie tego wszystkiego, Pansy? — zapytała.

Pansy odwróciła wzrok.

— Niewłaściwe miejsce, niewłaściwy czas.

— Nie słuchaj jej — powiedziała Ginny. — Po prostu szybko cię sprawdzimy. Tylko ja i Luna, dobrze?

Hermiona skinęła głową, już żałując, że nadal nie jest nieprzytomna. Dziewczyny odsunęły się, dając im trochę przestrzeni, Parvati i Cho otoczyły je, starając się zapewnić im trochę prywatności.

— Czy właśnie to miałaś na sobie podczas bitwy? — zapytała Ginny. Hermiona spojrzała na siebie. Te same ubrania, ale czyste. Ktoś rzucił na nią Chłoszczyść.

— Eee... tak.

— To dobrze.

Rozpięły jej kurtkę, sprawdzając szyję i ramiona, po czym pomogły jej zdjąć koszulę. Kiedy potwierdziły, że nie ma żadnych śladów na plecach, Hermiona w końcu zapytała: 

— Gdzie jest Ron?

Spojrzenie Ginny padło na nią, potem odpływając w dal. 

— Żył, kiedy ostatnio go widziałam. To samo z Neville'em. Kingsley i McGonagall zginęli na dziedzińcu.

Hermiona pomyślała, że ​​może powinna westchnąć. Może powinna zacząć płakać.

— Pansy uważa, że mężczyzn również będzie można licytować, więc może Ron i Neville też tam będą — szepnęła Luna melodyjnym głosem.

— Nie ma żadnej Aukcji, Luna — syknęła przez zęby Ginny. — To tylko gierka Parkinson. — Przesunęła palcami po skórze głowy Hermiony w poszukiwaniu obrażeń.

— Nie wiem — powiedziała Luna. — Draco też mi o tym wspomniał.

Hermiona spojrzała na nią i palce we włosach zatrzymały się.

— O Aukcji? — powiedziała Ginny.

— Draco? — zapytała Hermiona.

— Mhmm. — Luna uniosła nogawki dżinsów Hermiony, patrząc na jej kostki i łydki. — Kiedy przebywałam w jego lochach. — Opowiadała o tym, jakby mówiła o zeszłorocznych wakacjach. — Przychodził i rozmawiał ze mną. Mówił mi, co się działo w szkole. A kilka dni przed moim uwolnieniem, zanim ty, Harry i Ron po mnie przybyliście, powiedział mi, że kiedyś może wydarzyć się coś takiego.

— Co ci powiedział?

— Tylko tyle, że jeśli przeżyję wojnę i Czarny Pan wygra, powinnam spróbować się zabić, jeśli nie będę w stanie uciec. — Luna opuściła nogawki spodni Hermiony.

Cho Chang odwróciła się, patrząc na Lunę z przerażeniem w oczach.

— Z powodu Aukcji? — zapytała Ginny.

— Coś w tym rodzaju. — Luna wzruszyła ramionami. — Powiedział tylko, że nie będzie w stanie mnie kupić. Że musi oszczędzać na kogoś innego.

Hermiona przełknęła. Draco Malfoy był miły – litościwy. Zawsze myślała, że ​​była jedyną, która w nim to dostrzegła. Harry opowiadał jej w zeszłym roku, o rozmowie Draco z Jęczącą Martą w łazience dziewcząt, zanim brunet rzucił na niego Sectumsemprę.

Hermiona ponownie rozejrzała się po pokoju. 

— Pansy — powiedziała. Cho odwróciła się, by spojrzeć na Ślizgonkę, spojrzenie Ginny również powędrowało w tamtym kierunku. Hermiona patrzyła, jak ciemnowłosa dziewczyna zamyka oczy i opiera się samotnie o ścianę w swoim kącie, z dala od całej reszty. — Wiedział, że Pansy tu trafi. Już miesiące temu.

Hermiona odwróciła się do Ginny i Luny. 

— Czyje imiona macie na ramionach?

Luna podciągnęła rękaw, a Ginny obróciła nadgarstek. Obie miały ten sam podpis.

Antonin Dołohow.

Nagle na zewnątrz rozległ się głośny huk. Wszystkie pięćdziesiąt dziewcząt podskoczyło, niektóre wstały, a inne cofnęły się w głąb pomieszczenia.

Kolejny huk – Hermiona rozpoznała go jako otwierające się drzwi.

— To może być po prostu świeże jedzenie. Albo kolejna dziewczyna — szepnęła Ginny. Hermiona wstała, opierając się ciężko o ścianę, żałując że nic nie zjadła.

Zamek w drzwiach kliknął ciężko, po czym do pokoju wszedł zamaskowany Śmierciożerca. Nie miał ze sobą ani jedzenia, ani nowej dziewczyny.

— Dzisiaj są wasze badania lekarskie.

To był Yaxley. Spojrzała na swoje ramię, spodziewając się… czegoś. Mrowienia, a może pieczenia? Albo że litery rozbłysną, kiedy mężczyzna będzie blisko. Nic.

— Pięć na raz — powiedział. — Parkinson, Abbott, Clearwater, Forbes i Harding. Za mną.

Żadna z dziewczyn ani drgnęła.

— Natychmiast — warknął Yaxley.

Penelopa Clearwater jako pierwsza wyszła z tłumu i ruszyła do przodu. Pansy wstała i poszła za nią. Po chwili cała piątka wyszła z pokoju. Yaxley rozejrzał się, mrucząc coś pod maską, po czym wyszedł, zamykając za sobą drzwi.

Godzinę później dziewczyny wróciły. Rana na głowie Hanny została uleczona. Wszystkie również pachniały lepiej.

Tym razem zabrał Ginny i cztery inne. Reszta zebrała się wokół tych pięciu, które wróciły, szukając odpowiedzi.

— Gdzie jesteśmy? — Hermiona zapytała Hannę, podczas gdy Penelopa odpowiadała na pytania dotyczące prysznica i badania lekarskiego.

— Sądzę, że w Ministerstwie.

Posadzka z czarnego marmuru. Oczywiście.

Kiedy Ginny wróciła, przywołała grupę dziewczyn do rogu, w tym również Hermionę i Lunę. Opisała im plan korytarzy i prysznice. Podała liczbę strzegących ich Śmierciożerców.

— Czy ktoś jest dobry w magii bezróżdżkowej? — zapytała Ginny, rozglądając się. Kilka starszych dziewcząt przytaknęło. — Jeśli którakolwiek z was będzie w grupie Hermiony, powinniście spróbować pokonać strażników przed dotarciem do pryszniców. To może być nasza jedyna szansa. Poprowadzą cię, dwukrotnie skręcając korytarzem w lewo. Potem, zanim skręcą w prawo w stronę pryszniców, na końcu holu zobaczysz drzwi. — Ginny narysowała na ścianie wyimaginowane linie, a Hermionie przypomniało to sposób, w jaki Ron zwykł opracowywać strategię w szachach czarodziejów. — Myślę, że byłam już w tym korytarzu z moim ojcem. Sądzę, że to są właśnie główne drzwi.

— Prowadzą do sal sądowych — powiedziała czarnowłosa dziewczyna. — Mój ojciec był w Wizengamocie. Myślę, że wiem, gdzie jesteśmy.

Ginny przytaknęła. 

— Pod prysznice prowadził nas tylko Yaxley i drugi strażnik. Myślałam o użyciu Levicorpus i Expelliarmus. — Dziewczyny skinęły głowami na potwierdzenie. Dookoła nich zebrały się też inne, nawet te, które nie zdawały jeszcze egzaminów. — Po prostu zdobądźcie dla Hermiony różdżkę. Nie wracajcie po nas.

Ponad trzydzieści głów skinęło w milczeniu.

— Co? — Hermiona zmarszczyła brwi. — Nie. Wrócimy i wyciągniemy was wszystkie, a potem cała nasza pięćdziesiątka szturmem przejdzie przez te drzwi…

— Nie bądź głupia, Granger — mruknęła Pansy ze swojego kąta.

Ginny zacisnęła usta. 

— Hermiono, musisz przejść przez te drzwi tak szybko i cicho, jak to tylko możliwe. Uzdrowiciele będą czekać na następną grupę.

— Dlaczego pięć czarownic z maksymalnie dwiema różdżkami miałoby mieć większe szanse niż pięćdziesiąt? — kłóciła się. — Jesteśmy jakieś dziesięć pięter pod ziemią.

— Pięćdziesiąt nieuzbrojonych czarownic próbujących wepchnąć się do jednej windy miałoby większe szanse? — prychnęła Pansy.

Huk otwieranych drzwi ponownie przeszył powietrze. Dziewczyny rozproszyły się, próbując wyglądać niewinnie.

Yaxley wprowadził do sali pięć świeżo wykąpanych dziewcząt.

— Baxter, Lovegood, Patil, Mortensen i Granger.

Wstała. I po raz pierwszy zastanowiła się nad tym, gdzie jest druga siostra Patil.

Parvati szybko ruszyła, by znaleźć się na czele szeregu, kiwając Hermionie głową. Luna ruszyła za nią. Pozostałe dziewczyny wyszły z tłumu, a Hermiona stanęła na końcu. Yaxley wyprowadził dziewczyny na zewnątrz, przytrzymując drzwi, żeby je zamknąć. Drugi śmierciożerca czekał w korytarzu, po czym skinął na Parvati, żeby poszła za nim. Hermiona spojrzała na Yaxleya, który zamknął drzwi i odwrócił się, by podążyć za grupą.

Serce Hermiony zabiło mocniej.

Skręcili w lewo.

Wpatrywała się w tył głowy Baxter. Nie znała jej. Kiedy dziewczyna ruszyła ręką, Hermiona mogła na jej nadgarstku dostrzec nazwisko Nott.

Znowu skręcili w lewo. Długi korytarz zakończony masywnymi drzwiami. W połowie drogi, po prawej stronie znajdowały się drzwi, które według Ginny prowadziły do ​​pryszniców. Korytarz po lewej prowadził do gabinetu lekarskiego.

Skupiła się na szumie magii w swojej krwi. Obróciła się i wyciągnęła rękę, koncentrując na zaklęciu, po czym machnęła nią w stronę Yaxleya.

Otworzyła oczy, gdy usłyszała krzyk. Ciało Yaxleya wisiało w powietrzu, uniesione za kostkę. Baxter dołączyła do niej, wyciągając przed siebie obie ręce. Ich magia zespoliła się w podmuchach wiatru i desperacji. Różdżka Yaxleya wyleciała mu z ręki. Oczy Hermiony podążyły za nią, a serce zadudniło. Bez gracji i delikatności, jaką znała z pracy z różdżką, rzuciła niewerbalne Expelliarmus, ale patyk po prostu przemknął po korytarzu.

Usłyszała zamieszanie za swoimi plecami – prawdopodobnie pozostała trójka zaatakowała pierwszego Śmierciożercę. Poczuła, jak moc magii umyka z jej palców, gdy uwaga została rozproszona, a umysł zawirował. Yaxley upadł, lądując bezwładnie na twardej posadzce.

Złap różdżkę. Złap różdżkę.

Nagle za nią rozległ się krzyk.

Obróciła się, widząc Parvati leżącą na podłodze, wijącą się.

Maska Śmierciożercy zsunęła się podczas ataku. To był Dołohow. Stał sztywno, celując swoją różdżką w Parvati, rzucając coś, co bez wątpienia musiało być klątwą Cruciatus. Hermiona westchnęła, szukając różdżki, podczas gdy Luna wskoczyła mu na plecy. Odepchnął ją szybkim zaklęciem, a jej drobne ciało odleciało gwałtownie do tyłu.

Hermiona była beznadziejna w pojedynkowaniu się bez różdżki. Jej oczy przeszukiwały otoczenie, wypatrując. Tam, w rogu korytarza prowadzącego do sali badań: różdżka Yaxleya. Zanurkowała, gdy w korytarzu rozległa się nowa seria krzyków Parvati. Szybkim ruchem palców chwyciła ją z ziemi.

— STOP!

Obróciła się. Yaxley wstał. Trzymał nóż na szyi Baxter, wbijając go w jej ciało. Parvati zamilkła, a Hermiona odważyła się spojrzeć w jej kierunku. Dołohow podciągnął ją w górę za skórę głowy, trzymając przy piersi niczym tarczę, z różdżką wycelowaną w Hermionę.

Poczuła bicie serca aż w opuszkach palców. Pot ściekał wzdłuż jej kręgosłupa.

— Rzuć różdżkę — syknął Yaxley.

Hermiona odwróciła się, by móc bronić się przed Dołohowem. Ciało Luny leżało na podłodze za nim, a blondynka powoli odzyskiwała przytomność. Piąta dziewczyna była nieprzytomna.

Kwilenie, charczenie.

Odwróciła się, a ostrze Yaxleya wbiło się w gardło Baxter. Krew trysnęła, gdy palce dziewczyny próbowały powstrzymać nacisk noża. Hermiona rozchyliła usta, wydając z siebie cichy jęk, gdy zimny dreszcz przeszył całe jej ciało.

Yaxley uśmiechnął się do niej złowieszczo. 

— Och, gdybym tylko miał różdżkę, którą mógłbym ją uleczyć.

Baxter upadła na kolana, przyciskając dłonie do nacięcia na szyi. Hermiona spojrzała w jej oczy, gdy spowił je mrok.

Hermiona wystrzeliła klątwą w Yaxleya, który nie miał już żywej tarczy. Odskoczył z drogi zaklęcia w samą porę, ale Expelliarmus Dołohowa uderzyło w ścianę tuż za jej głową.

— Hermiono! Biegnij! — wrzasnęła Parvati.

Odwróciła się i ruszyła korytarzem w stronę sal sądowych. Za jej plecami dudniły ciężkie, męskie kroki. Biegnąc odwróciła się i rzuciła klątwę przez ramię. Z jasno oświetlonego pokoju wychyliła się głowa, na której dostrzegła czepek Uzdrowiciela. Hermiona przebiegła obok, skręcając na końcu korytarza w prawo. Biegła prawdopodobnie w tym samym kierunku, gdzie znajdowały się główne drzwi, przez które planowały uciec. Usłyszała, jak Śmierciożercy depczą jej po piętach, będąc tuż za rogiem. Gwałtownie otworzyła drzwi.

Schowek z zaopatrzeniem.

Biegła dalej, kierując się w stronę końca korytarza. To był istny labirynt. Nie miała pojęcia, która droga mogła prowadzić do wyjścia. Klątwy i zaklęcia obijały się o rogi ścian, za które skręcała.

Ruszyła korytarzem po lewej stronie. Pustka. Ślepy zaułek. Żadnych drzwi, za którymi mogłaby się schować.

Obróciła się na pięcie w chwili, gdy Yaxley wyszedł zza rogu, Dołohow kroczył zaraz za nim.

— Crucio!

Odskoczyła w bok przed klątwą Dołohowa.

— Expelliarmus! — ryknęła. Mężczyzna zablokował jej zaklęcie.

Najpierw musiała rozbroić Dołohowa. Potem skupi się na Yaxleyu.

— Myślałem, że będzie sprytna — syknął Dołohow. — Szlama zapędzona w kąt. — Uśmiechnął się, rozchylając usta i prezentując jej szereg żółtych zębów. — Flipendo!

Pozwoliła, aby zaklęcie otarło się o jej ucho, żeby wysłać w jego stronę Drętwotę. Zablokował zaklęcie, a ona wycelowała różdżkę w ścianę obok niego.

— Aguamenti!

Solidny strumień wody uderzył w marmurowe kafelki, odbijając się i pryskając na jego twarz, oczy i uszy. Dołohow zachwiał się i kiedy Hermiona miała szansę na czysty strzał, by go rozbroić, małe ciało z dzikimi blond lokami uderzyło bok w Yaxleya, odpychając ich oboje za róg.

Luna.

— Expelliarmus! — rzuciła, ale chwilowe odwrócenie uwagi wystarczyło, by Dołohow ją zablokował.

Dołohow użył swojej techniki przeciwko niej i odbił zaklęcie od ściany za nią. Uderzyło prosto między jej łopatki i krzyknęła, gdy coś, co przypominało małą falę skaleczeń od brzytwy, rozprzestrzeniło się po jej skórze, sunąc w dół pleców i oplatając się wokół żeber.

Zbierając się w sobie, zawyła z szoku, po czym machnęła różdżką, by zakończyć zaklęcie raniące jej plecy.

Zza rogu dobiegł krzyk, który rozpoznała jako głos Luny. A potem ciemna postać Parvati przemknęła przez korytarz przed oczami Hermiony. Kruczoczarne włosy powiewały za nią, gdy biegła, z krzykiem na ustach rozbrzmiewającym echem ponad jękami Luny.

Dołohow oprzytomniał. Podniósł się, tnąc różdżką w powietrzu. Coś w Hermionie pękło, kiedy usłyszała kolejny wrzask Luny, rozbrzmiewający coraz głośniej, nawet ponad krzykiem Parvati.

— Avada Kedavra.

Zaklęcie opuściło jej usta jak pocałunek. Z różdżki w jej dłoni wypłynął zielony strumień światła, ale zatrzymał się zaledwie o stopę przed napiętą twarzą Dołohowa.

Patrzyli na siebie, nasłuchując oddechów i warknięć dobiegających z korytarza. Ani ona, ani Dołołow nie spodziewali się tego zaklęcia.

I to był właśnie problem – nie miała tej klątwy na myśli.

Przywołała w swoim umyśle obraz Harry'ego w ramionach Hagrida. Wyraz twarzy Rona, kiedy ostatni raz spojrzał na Freda, głos jej matki wzywającej ją na dół, ciepłe brązowe oczy Syriusza. Wycelowała różdżkę i otworzyła usta.

Na korytarzu pojawił się Yaxley, ciągnąc Lunę za szyję. Przytrzymał ją przed sobą, tak jak wcześniej w przypadku Baxter. Która już nie żyła.

Hermiona celowała różdżką w Dołohowa i patrzyła, jak Luna podnosi głowę i patrzy jej w oczy. Krew kapała z jej skroni, a wargi były spuchnięte. Między żebrami na ubraniu rozprzestrzeniała się plama szkarłatu.

— Spróbujmy jeszcze raz — wydyszał Yaxley przy włosach Luny. — Już i tak jestem winien Tedowi Nottowi i Waldenowi Macnairowi kilka tysięcy galeonów za twój wyczyn, panno Granger. — Uśmiechnął się krzywo pod nosem. — Jestem pewien, że Antonin nie będzie miał nic przeciwko.

Hermiona gorączkowo myślała, patrząc, jak żebra Luny unoszą się przy gwałtownych oddechach.

Baxter nie żyła, a teraz przyznał, że Parvati też. Piąta dziewczyna prawdopodobnie również jest martwa. Luna zaraz umrze. Pięćdziesiąt nieuzbrojonych dziewcząt jest zamkniętych w pokoju kilka korytarzy dalej.

Harry'ego tu nie ma. Ani McGonagall czy Kingsleya. Ani Lupina. Ani Dumbledore’a.

— Rzuć różdżkę, panno Granger. — Yaxley przyłożył swój zakrwawiony nóż do szyi Luny.

Mogła zabić ich obu. Może zajęłoby to trochę walki, ale byłaby w stanie to zrobić. Zabrać różdżkę Dołohowa i wrócić po dziewczyny. Albo przedrzeć się przez korytarze bez nich, szukając wyjścia.

I co wtedy? Kto przeżył?

— Panno Granger?

Potrafiła odnaleźć w sobie tę nienawiść. Wyeliminować Dołohowa. Ale nie zanim nóż Yaxleya zabije Lunę.

Mogłaby zabić Dołohowa, a potem Yaxleya, gdy ciało Luny opadnie na ziemię.

A potem zostałaby sama.

— W porządku, Hermiono.

Spojrzała z powrotem na Lunę. Dziewczyna uśmiechnęła się, a na jej zębach błysnęła czerwień krwi. Skinęła głową tak, jakby chciała przepuścić ją w kolejce do toalety. Ten ruch wepchnął ostrze głębiej w jej skórę.

— W porządku — powiedziała Luna. — Nie myśl o mnie. Nie mam nic przeciwko. — Yaxley docisnął dłoń, a ostrze wbiło się jeszcze głębiej z jej szyję. — Pamiętasz? Powiedział, że tak będzie lepiej.

Draco.

Draco powiedział Lunie, że lepiej byłoby umrzeć.

Ale pomimo swojego przywiązania nadal nie miała powodu, by ignorować swoje przeczucia. Jej instynkt zaczął krzyczeć w głębi umysłu, gdy ostrze przesunęło się po całej długości gardła Luny.

Hermiona upadła na kolana, odpychając od siebie różdżkę po kamieniach i kładąc ręce na głowie.

Patrzyła, jak Yaxley podnosi swoją różdżkę, a ręce Luny próbują złapać za rozcięte gardło. Dołohow ruszył w stronę Hermiony, a Yaxley skierował różdżkę na szyję Luny, zszywając jej skórę z powrotem.

— Petrificus Totalus — wycharczał Dołohow.

Jej ramiona opadły na boki, a ciało runęło do przodu, gdy przesunęła twarzą po kamiennej posadzce, miażdżąc swój nos. Dołohow kopnął ją w plecy. Pochylił się nad jej ciałem, uśmiechając się i plując Hermionie w twarz.

— A jednak nie jesteś taka mądra, prawda, mała kurewko? — Dołohow wycelował różdżkę w jej głowę. — Chociaż zadziorna. Będę się tym cieszyć, gdy już będziesz moja.

Sięgnął w dół, chwytając w pięść garść jej włosów i ciągnąc jej bezwładne ciało po kamieniach.


6 komentarzy:

  1. Cholera, serio mi to Manacled w jakiś sposób przypomina i trochę mnie to przeraża. McGonagall nie żyje, Kingsley też, no i Harry… Pytanie gdzie są chłopaki i co się z nimi dzieje. Czyżby faktycznie i oni mieli zostać wystawieni na aukcję? No i kolejne podobieństwo z Manacled, jak poszły na te badania… Masakra, co to opowiadanie ze mną zrobiło, że teraz je wszędzie widzę. Ale że Pansy też z nimi jest?! Nikt jej nie rozpoznał? No bez jaj! Przecież to jedna z 28! Każdy musiał ją znać, także nie ogarniam jej obecności z resztą dziewczyn. Draco za to rozmawiał z Luną tak po prostu,a i dla niej jakby nie było to niczym dziwnym…

    OdpowiedzUsuń
  2. Już sama nie wiem co czyje... na pewno silne i mega skrajne uczucia. Trochę się boje, bo chciałam zacząć tez Manacled ale chyba trochę poczekam widząc reakcje i komentarze dziewczyn 😶
    Ciekawe czemu nikt nie wierzy Pansy i co ona tam wogole robi i co teraz z Hermioną 😶

    OdpowiedzUsuń
  3. Już sama nie wiem co czyje... na pewno silne i mega skrajne uczucia. Trochę się boje, bo chciałam zacząć tez Manacled ale chyba trochę poczekam widząc reakcje i komentarze dziewczyn 😶
    Ciekawe czemu nikt nie wierzy Pansy i co ona tam wogole robi i co teraz z Hermioną 😶

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że spróbowały chociaż się uwolnić, ale miałam łzy w oczach, kiedy 3 z nich zabili, podłe gnoje! Zastanawiam się tylko, czemu Hermiona po prostu nie przywołała różdżki Yaxleya, do końca miałam nadzieję, że jej się uda uciec :( Draco, ha. Wszyscy chyba wiemy, na kogo oszczędza ;) I zdziwiłabym się, gdyby było inaczej!

    OdpowiedzUsuń
  5. To będzie ciężkie opowiadanie i bardzo mocno przypomina mi Manacled... Kiedy Hermiona próbowała się ratować w korytarzach, kiedy biegła, ja wstrzymywałam oddech, jakbym biegła razem z nią. Świetnie to jest przetłumaczone Vera, napisałaś to takim językiem, że faktycznie czułam się jakbym była tam z nimi.
    Kilka spraw zwróciło moja uwagę, po pierwsze chłopcy też mieliby być wystawieni na aukcję? Właściwie miałoby to sens... tylko jak pomyślę o Nevillu i że mogłaby go wygrać z licytacji Bella to roi mi się słabo.
    Co Pansy robi z dziewczynami, czyżby przeszła na dobrą stronę, a może chciała pomóc Draco w ratowaniu Hermiony wcześniej - zastanawiające.
    Draco już wiemy na pewno, że galeony odkłada aby uratować Hermionę, mam nadzieję, że zrobi to jak najszybciej.

    OdpowiedzUsuń