6 października 1998

Pamiętniku,

Najwyraźniej jestem przytomny.

Najwyraźniej nie jestem też w Azkabanie. Jeszcze. Spodziewam się, że w każdej chwili może się to zmienić.

Ona…

Kurwa, wysłała jebany wpis. W moim imieniu. Dla mnie. Po tym, jak go ukradła. Po tym, jak kurwa…

Po tym, jak ją zaatakowałem.

Merlinie, ja ją, kurwa, zaatakowałem – co ja sobie, kurwa, myślałem?

Pamiętasz, jak pisałem o tym, jak absurdalny był ten pomysł? Tak, wiem. Ironia smakuje jak arszenik.

Ona po prostu – ona sprawia, że jestem cholernie popieprzony. Mówiłem Ci. Ostrzegałem. Ja, kurwa, to zrobiłem. Macie to na piśmie. Granger. Cholerna, pieprzona Granger. To zawsze jest Granger. Z jej pieprzonymi, wybuchowymi włosami i tymi pierdolonymi piegami, które wyglądają jak cynamon, i tymi cholernymi brązowymi oczami.

Nazwałem ją pizdą. Pieprzoną, szlamowatą pizdą.

Nigdy nie użyłem tego słowa nawet wobec Pansy.

Ona po prostu – ona, kurwa…

Ja pierdole.

Chcę ją zabić prawie tak samo, jak chcę ją pocałować.

Nie. Nie, to nie jest to, co chcę zrobić. Nie chcę jej całować. Chcę wgnieść jej ciało w mój materac. Chcę znowu usłyszeć te pieprzone dźwięki, które z siebie wydaje. I chcę zrujnować jej życie.

To, co ona, kurwa, napisała – pieprzony Merlinie.

Powinienem wyrwać tę stronę. Powinienem to przedstawić jako pieprzone bzdury.

Ale lubię patrzeć na jej okropne pismo.

Nie pytaj mnie. Kurwa, nie wiem dlaczego.

Draco

***

6 października 1998

Pozostałe dziewczyny w dormitorium patrzą na nią.

Obserwują ją, gdy się ubiera – obserwują, jak myje zęby. Ich twarze są przesiąknięte litością, której nienawidzi. Jednak ich oczy są skierowane nisko. Patrzą na jej szyję.

Zastanawia się, dlaczego nie zakryła tego zaklęciem maskującym. Nie sądzi, że to zrobi.

Nie ma sensu tego ukrywać.

Havershim i McGonagall znalazły ją w Sowiarni późną nocą, leżącą w odchodach i piórach, śpiącą – brudną. Zaplamioną łzami.

Nadal jest zła na siebie z powodu tak żałosnego okazywania emocji. Wciąż zawstydzona całością wczorajszego dnia. Nott się myli. Nie jest spragniona uwagi, ona jej nienawidzi. I nie planuje do niej zachęcać, poddając się tym litościwym spojrzeniom i płacząc w czyjeś ramię.

Nie zamierza nawet przyznać, jak bardzo boli ją gardło.

Wyprostuje ramiona i pójdzie dalej. W tym jest najlepsza.

***

— Miona, proszę. Po prostu mnie wysłuchaj. Wysłuchaj mojej wersji…

Aż do teraz po cichu go ignorowała, ale popchnął ją do granic możliwości.

Nie, Ronaldzie. Nie ma twojej wersji — warczy, zaskakując siedzącego obok Deana, który aż rozlewa cydr jabłkowy na swoje kolana.

Ron dręczył ją przez całą kolację, przeniósł się z siedzenia obok niej do siedzenia naprzeciw tylko po to, by móc znaleźć się na linii jej wzroku. Trzeba przyznać, że wydaje się naprawdę zdezorientowany, dlaczego może być tak wściekła.

W końcu ją uratował, prawda?

Hermiona wzdycha do siebie, głośno siorbiąc własny cydr, aby zagłuszyć dźwięki jego wymówek. Harry, który chyba się nad nim zlitował, wtrąca: 

— Naprawdę, Miona, to był tylko głupi błąd. Chciał dob…

Macha do niego widelcem jak bronią. 

— Harry Jamesie Potterze, nie waż się mówić, że chciał dobrze. — A kiedy Harry posłusznie zamyka usta – co chwilowo przywraca jej myśli z powrotem do wspomnianego przez Notta uderzenia biczem – zamiast tego celuje widelcem w Rona, którego desperacja jest praktycznie namacalna. — Ty. Musisz zacząć myśleć o konsekwencjach swoich działań. I musisz zacząć zachowywać się adekwatnie do swojego wieku. To co zrobiłeś, było tchórzostwem i próbą zwrócenia na siebie uwagi. Proszę, przestań wskakiwać do kałuż, aby chronić mnie przed utonięciem.

Na chwilę jej przemówienie wprawia go w osłupienie. Ale po chwili znów się odzywa:

— Merlinie, Miona… To był tylko Malfoy… 

 A ona natychmiast wstaje i wsuwa poplamioną atramentem torbę z książkami na ramię.

— Idę się pouczyć — mówi. — Smacznego.

Wychodząc, nie może powstrzymać wzroku od przemknięcia w stronę stołu Slytherinu. Wie, że nie został on aresztowany. Wie, że nie dostał też szlabanu, bo ostatniej nocy wykorzystała ostatnią kartę przetargową, jaką miała na McGonagall, żeby w jakiś sposób przekonać ją, że to wszystko było nieporozumieniem.

Ale jego tam nie ma.

Stara się nie popadać w rozczarowanie. Próbuje przekonać siebie, jakie to niedorzeczne. Powinna poczuć ulgę, jeśli już. Na tym etapie powinien ją przerażać.

Ale najwyraźniej straciła już wszystko, co zostało z jej zdrowego rozsądku – ponieważ on jej nie przeraża.

Po pokonaniu połowy drogi do biblioteki, dociera do niej, że Ron może jej szukać. I jest on po prostu na tyle upokorzony, że może spróbować przebywać w pobliżu książek, by starać się ją przeprosić.

Więc odwraca się na pięcie i schodzi po schodach. Wychodzi frontowymi drzwiami z zamku i udaje się w swoje nowe ulubione miejsce.

Nie przyznaje nawet przed sobą, że ma nadzieję, on też może tam być – ale to jedyny sposób, by wyjaśnić trzepotanie w jej żołądku. Skrzydła motyli, których jeszcze nie udało jej się zabić.

Na zewnątrz jest zimniej niż się spodziewała, więc wyczarowuje gruby, dzianinowy sweter, wsuwając w niego ramiona i schodząc po trawiastym wzgórzu. Księżyc jest blady i masywny, a ona spogląda jak jego białe oko oświetla zamek i otoczenie prawie tak dobrze, jak światło dzienne.

Patrzy jak jej oddech unosi się w powietrzu. Otula się ramionami. Przełyka – krzywi się z bólu – gdy po raz pierwszy zauważa zarys jego sylwetki na skraju Jeziora Czarnego. Trzepotanie w żołądku przechodzi w wir.

To prawdopodobnie okropny pomysł.

Wie, że on wie, że ona tam jest. Znajdując się jakieś pięć stóp dalej, widzi, jak jego ramiona się napinają. Mimo to nie pozwala sobie zwolnić, nie zatrzymuje się, dopóki nie staje obok niego.

Żadne z nich nie chce spojrzeć pierwsze.

Wpatrują się w ciemne jak smoła jezioro, nasłuchując, jak woda szumi i wzbiera. Hermiona wie, że jest mu to winna, i musi przemówić pierwsza, ale jej głos się załamuje. Przez co najmniej minutę próbuje rzeczywiście móc wydać z siebie jakikolwiek dźwięk.

— Cześć — mówi. Jakie to cholernie niedorzeczne. Głupia, głupia…

— Znowu ty. — Brzmi jego odpowiedź. To oświadczenie, a nie pytanie. Ona milknie.

Spogląda w dół na swoje stopy, ruszając palcami w butach. A potem poddaje się i pierwsza na niego spogląda.

Chłopak nadal stoi przodem, więc patrzy na niego z profilu. Jego twarz goi się, ale powoli. Pani Pomfrey zrobiła wszystko, co w jej mocy, by przeciwdziałać skutkom pięści Rona – obrzęk zniknął, a gwałtowna czerwień zaschniętej krwi została oczyszczona. Jednak siniaki pozostają. Jedno oko jest naznaczone czernią, jak u szopa, a warga jest rozcięta.

Ale im dłużej się na niego gapi, tym bardziej zdaje sobie sprawę, że nie patrzy na siniaki. Podąża za kanciastą linią jego szczęki. Podziwia ją. Studiuje krzywiznę jego rzęs.

Odchrząkuje i odwraca wzrok. 

— Czy… czy wpis dotarł na czas?

— Czy to dlatego tu przyszłaś? — Głos Malfoya jest nieprzyjazny. Bardzo. — Po podziękowanie?

Ona jeży się. 

— To nie tak... nie. — Milknie. Potrzebuje chwili, aby powstrzymać się od złej reakcji. — Nie chcę, żebyś mi dziękował.

— Nie planuję.

— Cóż… dobrze.

— Dobrze.

Otwiera usta. Zamyka je. Czy naprawdę będą tacy… tacy dziecinni?

— Posłuchaj, Malfoy… Przyszłam tutaj, żeby…

— Nie zawracaj sobie tym głowy.

Tym razem jest wyraźnie zdenerwowana. 

— Ty… Ja…

— Powinnaś już iść.

I tak po prostu jej spokojna, dyplomatyczna postawa odlatuje, niczym wyrzucona przez okno.

Malfoy — prycha. — Nie przyszłam tutaj, żeby walczyć z twoją arogancją. A teraz przestań się dąsać i bądź cholernym mężczyzną! Próbuję to naprawić.

Wtedy Malfoy odwraca się do niej, pokazując jej pełne rozmiary swoich siniaków. Hermiona zaciska powieki. 

— Być… mężczyzną? — syczy zabójczym tonem, przesiąkniętym sarkazmem. Żałuje, że użyła tego słowa, ale teraz nie może się już wycofać.

— Tak — mówi rzeczowo, prostując ramiona. — Dorośnij.

Przez dłuższą sekundę Malfoy nie porusza się ani o cal – Hermiona widzi tylko subtelny błysk na jego twarzy. Najmniejszą iskrę. Następnie obraca się on całkowicie twarzą do niej i nachyla, aby wyrównać ośmiocalową różnicę ich wysokości.

— Wiesz, miałem rację co do ciebie, Granger — mruczy, unosząc wargi po jednej stronie i błądząc wzrokiem między jej oczami, przeszukując je. Potem uśmiecha się w pełni. Zawadiacko, złośliwie, ostro. — Naprawdę jesteś pizdą.

Między chwilą, gdy jej oczy się rozszerzają, a momentem, w którym nieskoordynowana pięść napotyka jego twarz, jest około pół sekundy różnicy.

Ból eksploduje za jej kostkami, a ona zatacza się o krok lub dwa, przeklinając, tak samo jak robi to Malfoy, sunąc ręką do swoich świeżo krwawiących ust. Hermiona nie wie, jak uderzać pięścią – zrobiła to tylko raz, przypadkowo względem tej samej osoby – ale teraz jest wręcz pewna, że złamała sobie kciuk.

— Co do chuja, Granger? — ryczy, zginając się i plując krwią na trawę.

Hermiona macha swoją dłonią, na wpół zła a na wpół przestraszona, kiedy on unosi głowę z powrotem do góry, wielokrotnie ocierając dłonią krew. Jego warga jest teraz rozcięta po obu stronach, a oczy napotykają jej własne niczym uderzenie pioruna.

— Czy myślisz, że tego, kurwa, potrzebowałem?! Kolejnego ciosu w pieprzoną twarz?

Jej jedyną myślą jest samoobrona. 

— Przynajmniej tym razem byłeś przytomny! — krzyczy.

Kurwa, Granger! Kurwa! — Wypluwa więcej krwi, obracając się ze wściekłością dookoła, jakby starał się powstrzymać przed wrzuceniem jej do jeziora.

— Nazwałeś mnie pizdą! — To słowo jest niczym obcy smak na jej języku. — Kolejny raz! — dodaje na dokładkę.

— Bo tak się zachowałaś! — Okrąża ją, zbliżając się tak szybko, że Hermiona cofa się, nieumyślnie wchodząc o kilka stóp w lodowate płycizny Jeziora Czarnego. Malfoy podąża za nią, brodząc przez ciemny nurt i nagle są kilka centymetrów od siebie, a woda sięga im kolan. — Nadal taka jesteś! — krzyczy prosto w jej twarz. Musi mieć ostatnie słowo.

Krew sączy się z jego wargi, spływając po brodzie. Lśni w bladym świetle księżyca. I on tam stoi, wydychając gniewne chmury pary, gdy jej stopy powoli drętwieją.

Żadne z nich przez całą minutę nie mówi ani słowa. Tylko na siebie patrzą.

A kiedy cisza zostaje przerwana, dzieje się to przez nią. Czuje, że w jakiś sposób rozpoczęli niewidzialną partię szachów i pora na jej ruch.

— Czy jesteś z tego dumny? — pyta cicho, unosząc dłoń, by przesunąć palcami po siniaku o niewyraźnym kształcie jego dłoni zarysowanym na swoim gardle.

Oczy Malfoya zsuwają się w dół. Znowu migoczą w nich jakieś mgliste emocje, ale znikają zbyt szybko, by mogła je przeanalizować.

— Nie, Granger — odpowiada w końcu, a jego ton wciąż ma w sobie delikatną nutę. — Nie jestem z tego, kurwa, dumny. — Jego oczy powracają do jej. — Ale również tego nie żałuję.

Ślina zbiera się w jej ustach. Trzęsie się z zimna, ale prawie tego nie zauważa. 

— Więc jesteś tym typem, który bije kobiety?

Oczy Malfoya zwężają się. Mięsień w jego szczęce drga – i nagle robi on krok bliżej, sprawiając, że wokół niej tańczą małe fale. Hermiona wciąga ostro powietrze, ale się nie rusza. Nie wie dlaczego, ale się nie rusza.

— Nie sądzę, żebym kiedykolwiek cię uderzył, Granger — mówi niskim głosem. A potem jego warga znowu to robi – drży z jednej strony, a ona zastanawia się, dlaczego tego nie nienawidzi. — Ale powinnaś to odebrać jako komplement.

Nawet ona nie może sobie wyobrazić, dokąd on zmierza. Unosi brwi, rumieniąc się na twarzy z zimna. Czeka, aż będzie kontynuował.

— Postrzegam cię jako wystarczające zagrożenie… — Robi kolejny krok bliżej, teraz już nie ma między nimi wystarczająco bezpiecznego dystansu. — …aby poczuć potrzebę użycia siły.

Hermiona prycha, przypominając sobie ich bliskość, kiedy kosmyk włosów na jego czole rozwiewany jest przez jej oddech. 

— Zagrożenie? — intonuje.

Ale jego twarz się nie zmienia, a ona zbyt późno zdaje sobie sprawę, że mówi on poważnie.

— Tak — odpowiada. — Zagrożenie.

— Względem czego?

— Względem wszystkiego, czym jestem. Wszystkiego, w co wierzę. Względem każdej cząsteczki i każdej nici, która mnie tworzy. — Jego oddech muska jej twarz, choć raz ciepły, ale jak zwykle zabarwiony miętą i ona czuje, że zamarza. — Tak, Granger… jesteś pieprzonym zagrożeniem.

I przez chwilę wszystko co może pojąć, to szum wody. Głośny – tak niesamowicie głośny dla jej uszu.

Reszta rzeczywistości powoli pojawia się w jej umyśle. Oszałamiająco.

Jego dłoń wsuwa się pod zasłonę jej włosów, wije się wokół karku, gwałtownie, tak jak zawsze. Ostateczne, zdecydowane westchnienie. Ostatni łyk powietrza, zanim jego usta znajdują jej.

A ona myśli tylko o tym, że…

Ten pocałunek to nienawiść.

Ten pocałunek to przemoc, ból i trauma, starannie owinięte wstążkami i kokardkami, jakimi są jego usta. Ten pocałunek to jego dłoń wokół jej gardła i uderzenie głową o kamień. Ten pocałunek jest pustym bólem w żołądku, kiedy sięga on do kieszeni, by stwierdzić, że został pozbawiony drugiej szansy.

Ten pocałunek to agonia. Smakuje jak krew wciąż kapiąca z jego warg – cierpko i metalicznie. Ucisk jest prawie bolesny. Wbija zęby w jej usta. Silne palce pozostawiają za sobą siniaki. Chce ją skrzywdzić.

A ona chce się wyrwać. Chce. Wie, że powinna.

Ale kiedy on wyładowuje na niej swój gniew – ból i frustrację – w sposób, który nigdy nie uważała za możliwy, zdaje sobie sprawę, że ma wybór.

Może go odepchnąć. Odejść i otrzeć jego krew ze swoich ust i nigdy nie zrozumieć. Odwrócić się plecami do nierozwiązywalnej układanki i zostawić jej kawałki porzucone na dywanie. Wymazać imię Malfoy ze swojego życia wybielaczem i uprzedzeniami.

Albo może odwzajemnić pocałunek.

Tylko po to, żeby zobaczyć, czy kawałki pasują, nawet do góry nogami.

Pierwszy dotyk Hermiony jest niepewny. Niepewne ułożenie dłoni na płaszczyźnie jego policzka. Niezdarne palce na lodowatej skórze. Ale to wystarczy, by zakłócić karzący rytm ust Malfoya. Aby wywołać zawahanie podczas aktu przemocy.

Wydaje dźwięk – bezbarwny, trochę jak głośny oddech. Zdezorientowane i ciche westchnienie. Bo spodziewał się, że go powstrzyma. Próbował ją zmusić.

Ale tym razem on nie może wygrać.

Hermiona rozciąga palce. Śmiało. Wsuwa drugą dłoń za jego ucho, w zwodniczą miękkość włosów. Knykcie bolą ją od uderzenia. Ale mimo całego bólu, przyciąga go bliżej.

I nagle kawałki do siebie pasują.

Jego nacisk słabnie – cofa się. Zęby Dracona uwalniają umęczone ciało jej dolnej wargi, a dłoń spada z karku. Odnajduje mały odcinek jej pleców, nagle miękko i niepewnie. Ledwo go dotykając.

I staje się podatny. Daje jej swobodę, na którą zasłużyła.

Hermiona wyciąga się pod wodą na zdrętwiałych czubkach palców u nóg, ściągając jego głowę w dół, by spotkali się w połowie drogi. Zlizuje krew ze swoich ust, a potem szuka jego własnych. Zauważa, że nagle stają się nieśmiali. Nieruchomi.

I całuje go z całą delikatnością, której wie, że nigdy nie otrzymał. Krzyżuje nadgarstki za jego szyją i zanurza się w nim, uwalniając od zahamowań, ostrzeżeń i samozachowawczości. Samotnie przebiega językiem po gładkiej linii jego zębów, prosząc o pozwolenie – czekając, aż się otworzy, a ich języki spotkają się jak starzy przyjaciele.

A kiedy Malfoy wybudza się z szoku, całuje ją bez przemocy. Inaczej. Z pasją, ale i powściągliwością. Z pragnieniem.

Jego dłonie zaciskają się na grubym materiale jej swetra, owijając wokół talii i przyciągając ją do siebie. Przyjemne ciepło na mrozie.

Aż do teraz nigdy nie było mu ciepło.

Woda faluje pod nimi. A on unosi ją – nieoczekiwanie, fachowo. Wsuwa pod nią ramię, gdy jej nogi instynktownie oplatają jego talię. Wzdycha, a tarcie jest zdradliwe. Wzniosłe. Niczym tortura.

Teraz mają równe szanse. Kiedy on pochyla usta nad jej ustami, ona zapomina o smaku krwi i bólu po siniakach pod brodą. Zapomina o przeszłości, choćby na chwilę.

Zapomina go nienawidzić.

Jego policzki są wilgotne. Hermiona czuje słony smak zbłąkanych łez i po raz pierwszy zdaje sobie sprawę, że Malfoy jest do nich zdolny.

I wie, że – bez względu na to, co jej zrobi – nigdy nikomu nie powie.



Ilustracja użyta w niniejszym rozdziale została stworzona przez Velvet Rebellion.


7 komentarzy:

  1. To co te opisy mi sprawiają ... są tak dokładne tak rzeczywiste. Aż ciężko mi zebrać słowa bo i na emocjach nieźle grają. Coś tutaj między nimi się zaczyna pojawiać, wspólne zapomnienie coś co daje im tą chwile.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekałam na ten rozdział ❤️ Tu się biją (no dobra, to Hermiona wyprowadziła cios), a po chwili już się całują! I jest mi jeszcze bardziej gorąco niż po tym pierwszym pocałunku! Bo ten był tym bardziej niespodziewany niż tamten. Jakby było mało obrażeń na jego twarzy które zadał mu Ron, to jeszcze i ona dołożyła swoją cegiełkę, choć to był naturalny i zrozumiały odruch. Myślę, że każda kobieta by tak zareagowała, gdyby usłyszała taki komentarz na swój temat. Nie zareagowała wtedy ale zareagowała teraz i pal licho to, że jego twarzyczka już była ładnie udekorowana przez Rona. A jak już mowa o tym kretynie, to serio nie potrzeba jego pomocy. Ona sobie doskonale z tym problemem poradziła. Wpis Malfoya w pamiętniku znowu agresywny, ale też potrafię to zrozumieć. Był zły za to, co zrobiła, ale z kolei przyznaje się do tego, że czuje do niej pociąg fizyczny i chciałby doświadczyć z nią coś więcej, niż tylko pocałunku 😊 No ale wracając do samego pocałunku, chyba cała gama emocji przebiegła przez ich usta. Malfoy na początku zawarł w tym nienawiść, złość i frustrację, a potem… Sama nie wiem jak to nazwać, ale to było całkiem inne. No i te łzy Draco, jakby ten pocałunek coś w nim odblokował

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku te opisy to jest... Ach! (Okrzyk zachwytu).
    Nie wiem jak to robisz, ale czuję się źle, że to czytam. Przeszkdzam im, jak mnie zauważą to uciekną xD
    Cudownie opisane, tak rzeczywiste!!

    Miłego dnia wszystkim ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Biją się Malfoy ja wyzywa a następnie zatracają się w pocałunku tak pełnym emocji że aż prąd mnie przeszedł 😌 Ron bohater bo myślał że jak pobije nieprzytomnego Malfoya to Herm będzie mu wdzięczna 😂😂 nie doczekanie rudy 😂 ona teraz bardziej utożsamia się z Draco niż z przyjaciółmi 🙂

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba jedyna osoba - paradoksalnie - ktora mnie nie irytuje, to Malfoy! Ron niech sie cmoknie w trabke z tymi swoimi przeprosinami, nadal nie ogarniam, jak mogl zrobic cos takiego. A Hermiona naprawde zachowuje sie tak, jak ja nazwal Malfoy, nie dziwie mu sie, ze z jednej strony chce ja zabic, bo i ja mam ochote jej przywalic. Ten Slizgon to naprawde teraz cierpi za wszystkie grzechy! Dobrze, ze ma chociaz przyjemnosc z tego calowania, bo metlik w glowie to pewnie tylko mu sie powieksza ;) Za to Granger to niech wezmie na powazna rozmowe sama siebie, bo jeszcze troche i zwariuje, bidula, i z pozycji osoby szkolonej w Skrzydle Szpitalnym zostanie ta, na ktorej szkola sie inni ;) Ciekawa jestem, jak to bedzie po tym pocalunku miedzy nimi 🤔
    Piekna ilustracja :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Te opisy to czysta poezja.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zacznę od wpisu w pamiętniku, absolutnie czytając miałam niesamowite dreszcze. Te wpisy są tak emocjonalne, ciężko nawet nazwać te emocje, ale czytając czuję się tak jakbym była Draco...
    Ron niech spada z tymi przeprosinami, bo na prawdę... Jest żałosny razem z Harrym. Chcoaż oni zawsze nawzajem siebie bronią... Smutne i po raz kolejny wymagałoby od HErmiony pochylenie się nad nimi i czy faktycznie ta przyjaźń nadal jest aktualna, będę się chyba powtarzać ale mega mnie denerwują.
    Uderzenie Hermiony mnie zdenerwowało, ale może było potrzebne, aby był pocałunek. Pocałunek to istne dreszcze przeszywające ciało. Są tak realne, istna petarda. Wielkie ukłony dla najlepszej tłumaczki na świecie <3 Łzy Draco tak mi się skojarzyły jak łzy feniksa... leczące, jakby te pocałunki go odblokowywały emocjonalnie. Potrzebuje bliskości. Czułości. Dlatego jednocześnie tych pocałunków chce tak bardzo jak ich nie chce.

    OdpowiedzUsuń