Niniejsze tłumaczenie jest publikowane za zgodą autorki oryginału: Onyx_and_Elm.
Posiadam wyłączność na tłumaczenia jej twórczości i z tego powodu oficjalnie informuję o zakazie kopiowania niniejszego tłumaczenia na inne platformy (oryginał publikowany przeze mnie znajduje się również na moim Wattpadzie i portalu Archive Of Our Own znanym też jako AO3).
Opowiadanie to zawiera motywy chorób psychicznych, wątki toksycznych relacji, graficzne opisy, niecenzuralny język, krew, gore, środki odurzające, narkotyki, alkoholizm, przemoc.
Opowiadanie to porusza szereg trudnych i ciężkich tematów, więc jako dorośli ludzie, zachowujmy się wobec nich dorośle.
xoxo Vera
PS Szczególne podziękowania dla Camille i hope - dziewczyny, bez was nie dałabym z tym rady.
_______
1 sierpnia 1998
Drogi Pamiętniku,
To jest kurewsko głupie. Kto powiedział, że właśnie tak trzeba to zaczynać? Nie jesteś mi drogi. Nie znam cię. Nie chcę cię. Robię to, bo powiedzieli, że muszę. Do celów leczniczych. Szczerze mówiąc, nienawidzę cię, pamiętniku. Tak samo, jak nienawidzę wszystkich rzeczy takich jak ty. Rzeczy, które są niepoważne i niepotrzebne, jak ty. Jesteś, kurwa, bezużyteczny. Durny. Głupia, jebana książka. Nie masz nawet linii. Jaki pieprzony, bezużyteczny dziennik nie ma linii? Och, ponieważ „linie będą kolidować z autentycznością”. Pierdolenie. Pieprzona kupa bzdur. A co z Samonotującym Piórem? Nie, oczywiście, kurwa, że nie! Po co mi cokolwiek ułatwiać? A teraz to! Teraz każą mi mówić do ciebie, jakbyś naprawdę istniał – jakbyś był pieprzonym człowiekiem. Zmieniać mnie w pierdoloną sprawę. Cudownie! Proszę bardzo, wy jebane gnojki. Specjalnie dla was! Jakieś całkowicie naturalne, nieskryptowane, oparte na strumieniu pieprzonej świadomości teksty. Tego chcieliście, prawda? No to macie. Och, będziecie jeszcze, kurwa, żałować. Dopilnuję tego. Będziecie chcieli spalić tę głupią, jebaną, brzydką, fioletową, zasraną książkę, aż będzie, kurwa, czarna. Nie potrzebuję tego.
Pierdolcie się.
Draco Malfoy
***
1 września 1998
Dłubie nitkę na kolanie dżinsów – wpatruje się w nią, zaczyna chwytać za inne. Otwór się poszerza. Dziura. Harry i Ron są już przebrani, a ona bezczynnie rozmyśla, o ile silniejszych czyni ich to od niej. Nie może założyć tych szat. Jeszcze nie. Nawet gdy pociąg przejeżdża właśnie przez ostatni z tuneli przed Hogsmeade, zostawiając im – może – dziesięć minut, zanim dotrą do stacji. Nawet kiedy Ron mówi: „Miona” cicho, jakby błagalnie, jakby sądził, że musi jej o tym przypomnieć. Ona nie może. Nie może.
Swędzi ją ramię. Bardziej niż zwykle. A Harry tak dziwnie wygląda w swoim krawacie Gryffindoru. Wręcz… źle. Zagubiony w ubraniu dziecka, którego od dawna w nim nie ma.
Przez czarownicę z wózkiem Hermiona podskakuje – prostuje plecy tak szybko, że prawie uderza głową w tył przedziału.
Staruszka szarpie obwoźnym sklepikiem Miodowe Królestwo Express i zatrzymuje się przed przesuwanymi, szklanymi drzwiami.
— Coś z wózka, kochani?
Jej twarz jest pulchna, różowa i uśmiechnięta, jak zawsze.
— Ostatnie słodycze na dotrwanie do uczty?
— Och, jestem pełen.
— Nie, nie, dziękuję.
Harry i Ron odpowiadają grzecznie, ale zanim Hermionie udaje się ułożyć w głowie odpowiedź, czarownicy już nie ma. Odwraca się od drzwi i zauważa, że obaj chłopcy się na nią gapią.
— Hermiono — mówi delikatnie Harry. ZByt delikatnie. — To będzie… wszystko będzie dobrze. Będzie lepiej.
To powinno być pocieszenie dla niego. Przeszedł najgorsze. Ale – jakoś tak nie jest. Hermiona kiwa jednak głową, przełykając coś, co przypomina kamień w jej gardle.
— Chyba… no cóż, przebiorę się. — Wstaje, udając, że nie czuje napływu krwi do mózgu. Ignoruje zawroty głowy.
Chciałaby być tak silna jak Harry. Chciałaby wiedzieć, jak sobie radzić.
Chciałaby móc oddychać.
***
Prawdopodobnie byłoby lepiej – w jakiś chory, pokręcony sposób – gdyby nie wyglądało to tak samo jak kiedyś. Gdyby kamienie nie zostały naprawione, a most nie został odbudowany tak, by wyglądać dokładnie, jak dawniej.
Może gdyby zostawili kilka plam krwi na dziedzińcu.
To ta część jej mózgu. Dziwna, nowa grupa emocji, którą jeszcze nie do końca rozumie. Te emocje sprawiają, że od czasu do czasu rozważa mroczne rzeczy, z dziwacznym, lekkim dreszczem. To wisielczy humor, myśli. Mechanizm obronny.
Harry i Ron idą przed nią, gdy wchodzą do zamku po raz pierwszy od wojny. Znowu żałuje, że nie ma w sobie ich odwagi. Żałuje, że nadal dostrzega te plamy krwi, chociaż już od dawna ich tam nie ma. Ale ona je widzi.
Widzi je wszystkie.
To naprawdę najgorszy pomysł, na jaki Ministerstwo kiedykolwiek wpadło – pomimo zatrzymania i aresztowania mugolaków rok wcześniej. To oczywiście kolejny mechanizm obronny. Zachowywanie się tak, jakby to wszystko się nigdy nie wydarzyło. Ruszyć dalej – kontynuować tam, gdzie skończyli. To gorszy mechanizm niż jej własny.
Za dużo przeszła, za dużo widziała – za dużo zrobiła, by po prostu wrócić do rutyny i ukończyć ostatni rok. By wejść z powrotem w prąd i pozwolić mu ciągnąć swoje ciało. Jest z nią źle. Z pewnością nie może być jedyną, która tak się czuje, prawda? Łapie się na tym, że spogląda na innych wchodzących do Wielkiej Sali. Widzi morze dziwnie znajomych twarzy, których część jest nawet zbyt znajoma. Wełna szat drapie jej wrażliwą skórę, a krawat na szyi jest zbyt ciasny. Desperacko szuka kogoś, kto wygląda – i czuje się – tak samo nie na miejscu jak ona. Ale szanse nie wydają się być na jej korzyść, nawet jeśli Harry radzi sobie tak dobrze – zachowuje się tak naturalnie. Ron to wciąż Ron. Zawsze. Nawet po utracie Freda. Oczy Hermiony odnajdują Ginny, której twarz rozdziera rzadki i bardzo prawdziwy uśmiech, gdy mówi ona do kogoś, kto wygląda jak starzy przyjaciele. Hermiona nie pamięta ich imion. Zastanawia się, czy powinna. Zastanawia się, czy kiedyś je znała. Następnie dostrzega w tłumie Neville’a, który chyba rozkwitł po wojnie. Jest o kilka cali wyższy i o wiele bardziej pewny siebie, a on i Luna są praktycznie połączeni biodrami. Jego głos rozbrzmiewa jak nigdy dotąd, a twarz jaśnieje, gdy opowiada jakąś historię, która całkowicie oczarowuje Lunę.
Hermiona jest prawie pewna, że to ona jest jedyną, która nie potrafi ruszyć dalej, jedyną, która nie jest w stanie przejść obojętnie obok…
Och.
Och.
Żołądek opada jej praktycznie do butów. Nagle jest zbyt świadoma martwego naskórka na swoich suchych ustach i nieustannie swędzącego ramienia. Drapie je kompulsywnie, patrząc na niego, potykając się o własne stopy – czka i przystaje.
Jest w połowie ubrany w szaty, w połowie nie, jego blond włosy prawie w całości przykryte są czarną, dzianinową czapką. Nigdy wcześniej nie widziała go w czapce. Tak bardzo dezorientuje to jej wzrok, że musi mrugnąć – raz. Ciężko. Jest też owinięty szalikiem, pomimo ciepłej, wrześniowej pogody, a Hermiona sądzi, że dostrzega ukryte pod spodem paski jego krawata Slytherinu, choć nie jest do końca pewna.
Nie – nie, tak właściwie on wcale nie jest w szatach. Teraz ma ona pewność. Potrzebowała tylko sekundy, aby to zrozumieć. On jest w płaszczu. Długim i czarnym, prawie jak uczniowskie szaty. Jest ubrany na zimę i to nie jego krawat, a część szalika. Jego twarz jest blada jak zawsze, a usta mają wręcz chorą, czerwonopomarańczową barwę. Skóra wokół oczu jest zapadnięta i pociemniała, a on cały wygląda jak jakiś nienaturalny szop albinos. Opiera się o kamienną ścianę, czekając, aż większość tłumu przejdzie najpierw przez złote drzwi. Jest tak wysoki, że praktycznie majaczy ponad każdym. Spogląda w dół na swoich dawnych kolegów i wszystkich oszołomionych pierwszorocznych, jak omen śmierci.
Nie wygląda dobrze.
Wygląda okropnie.
A ona myśli, że znowu ta część jej mózgu znajduje w tym fakcie uciechę.
Draco Malfoy wygląda okropnie. Tak, źle – nie, gorzej niż ona. Dla niego też wojna się nie skończyła. I tak, to pocieszające. Piekielnie, kurewsko pocieszające. Bo nawet jeśli chodzi o niego, oznacza to, że ona sama nie jest kompletną wariatką. Że nie jest najsłabsza z nich wszystkich, bo nie potrafi ruszyć dalej.
To znaczy, że ktoś to rozumie. Ktoś będzie walczył, tak jak ona.
Nawet jeśli to on. Nawet jeśli to on.
Wtedy jego oczy unoszą się w górę – napotykają jej własne, a uczucie, jakie temu towarzyszy przypomina wypadek samochodowy. Zderzenie czołowe. Hermiona sądzi, że faktycznie cofa się o krok.
Te jego nieobecne, szare głębiny czymś się wypełniają. Stają się mniej puste. I Hermiona patrzy, jak mruży on oczy, które drgają przy najmniejszych ruchach, prawie zbyt małych, by je wyłapać. Następnie ponownie rusza szczęką, prostuje nieco plecy, całkowicie opierając się o ścianę tak, że teraz również na nią patrzy on z góry, nawet z tej odległości. Jedna z jego długich, kościstych dłoni dotyka przedramienia – kolejny drobny ruch, prawie niezauważalny. Ale ona widzi, jak jego palce poruszają się – dźgają – drapią materiał okrywający skórę przez zaledwie ułamek sekundy. To ostatni ruch, jaki dostrzega, zanim ich spojrzenia się rozłączają, a on ześlizguje się ze ściany – przesuwa za krawędź drzwi i znika jak duch.
I przez chwilę jest prawie oszołomiona.
Ponieważ Draco Malfoy został zrujnowany przez tę wojnę i czuje się tak samo nie na miejscu jak ona. I tak, on też ma blizny. Ma jeszcze większe.
Zastanawia się, czy kiedyś porównają rozmiary.
Ha. Jest i znowu.
Wisielczy humor.
A ty standardowo nie masz za co dziękować, bo dzięki Tobie poznałam kolejną cudowną opowieść pełną emocji i uwierz mi, chyba wpłynęło to na mnie bardziej, niż W Kajdanach. Także przygotujcie się na kolejny uczuciowy roller-coaster! A będzie się działo 🙂
OdpowiedzUsuńWpis Draco w pamiętniku jest... Cóż dość wymowny...
OdpowiedzUsuńPowrót do rzeczywistości po takich zdarzeniach zawsze jest trudny i nie jest łatwo zapomnieć o tym wszystkim co się wydarzyło. Niektórzy potrafią nad taką traumą przejść do porządku dziennego, a inni nie i okazują to w wylewny sposób lub wręcz przeciwnie - cierpią w ciszy.
O, to bedzie naprawde mocne, az sie boje! Wydaje mi sie jednak, ze juz je czytalam, ale mozliwe, ze to bylo cos o podobnym klimacie - w kazdym razie jestem pewna, ze watek pamietniko-dziennika Draco w podobnej formie juz gdzies widzialam, mam nadzieje, ze to nie bylo jakies nielegalne tlumaczenie 🤔
OdpowiedzUsuńNo nic, czekam na kolejny rozdzial - ten jest tak niepokojacy, jak swedzenie ramienia Hermiony!
Sciskam!
Mała
Jeszcze nie wiem co mam napisać o tym opowiadaniu 🤔 zaintrygowało mnie to i jestem ciekawa co będzie dalej
OdpowiedzUsuńTo dopiero początek a ja już czuje się .. dziwnie. Uwielbiam historie które tak działają na czytelnika ale wiem, że od dziś z każdym kolejnym rozdziałem będę myślała tylko o tym. Pułapka umysłu i niemoc by ruszyć dalej, zapomnieć jest czymś okropnym. Dla nich zapewne gorszym niż wojna. Są sami wokół innych już z tym pogodzonych niby pewnie maja siebie ale równie „chorzy” będę siebie tylko za pewne gorzej nakręcać. Jezu coś czuje ze będzie ostro ....
OdpowiedzUsuńNie masz za co dziękować, beta tego tekstu to mega przyjemność i cieszę się, że mogę mieć chociaż minimalny wkład w tę historię. A najlepsze wciąż przede mną :>
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam ten rozdział po raz nie wiem który i nadal robi wrażenie. Te mocne końcówki rozdziałów na długo zostaną mi w głowie. I coraz bardziej się przekonuję, że ta nietypowa narracja autorki to najlepsze, na co mogła się zdecydować. Dodaje to ciekawego klimatu :D
Rollercoaster emocji załączony, nie mogę się doczekać dalszych rozdziałów <3
Pozdrawiam,
Początek... rozdziera serce, tyle smutku, rozpaczy... idę po więcej!
OdpowiedzUsuńDopiero zaczynam przygodę z tym opowiadaniem. Początek jest porywający, nie mogłam się oderwać. Sam początek wpis do pamiętnika taki krótki, a przepełniony emocjami. Czuję, że szykuje się bardzo dobra uczta literacka <3
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie. Totalnie nie wiem czego się spodziewać po takim początku
OdpowiedzUsuń