Hermiona wróciła do swojej londyńskiej rutyny, jednak niepokój, który czający się w jej sercu od pobytu w Paryżu, nadal w nim pozostawał. Mimo że udało jej się uzyskać wiele satysfakcjonujących wyników badań odnośnie populacji dwurożców, podczas tworzenia raportu dla swoich przełożonych czuła się jakby działała na autopilocie.

W niczym nie pomagał również fakt, że Draco oddalił się od niej od czasu ich powrotu z Portugalii. Tamtego ranka, kiedy przygotowywali się do wyjazdu, wydawał sztywny i wyciszony, a w następnym tygodniu nawet się z nim nie widziała.

Hermiona zaproponowała mu spotkanie w najbliższy weekend, jednak jego odpowiedź była krótka i wymijająca.

Chociaż nadal nie była do końca pewna, co wydarzyło się między nimi tamtej ostatniej nocy na plaży, podejrzewała, że mogło mieć to coś wspólnego z jego obecnym dystansem wobec niej. I nie wiedziała, czy zrobiła coś złego, czy też zinterpretował on całą sytuację na swój własny sposób.

Podczas pobytu w Portugalii sprawy między nimi układały się naprawdę świetnie. Dogadywali lepiej niż przed jej urodzinami, a ona czuła, że ich przyjaźń wraca na właściwe tory.

Może były w tym jakieś romantyczne podteksty – wspólnie spędzane dni, powolne wieczorne spacery ale przecież od samego początku przyjaźni czuła się z nim dobrze.

Nawet w jego objęciach, gdy żadne z nich nie unikało nawzajem swojego dotyku, był to związek jedynie platoniczny.

Ich bliskość odepchnęła w zapomnienie niejednego potencjalnego zalotnika.

Jednak nie sądziła, by granice między nimi stały się z czasem bardziej zatarte niż zwykle, zwłaszcza tamtej nocy na plaży, kiedy tak sugestywnie się nad nią pochylił.

Draco nigdy nie okazywał jej romantycznego czy seksualnego zainteresowania, więc nie była pewna, co powinna o tym wszystkim sądzić.

A co ważniejsze, czy jej reakcja jakoś na niego wpłynęła? Nie pamiętała zbyt dokładnie tego, co się potem wydarzyło, może poza faktem, że w nim wydawało się ulec zmianie.

Ta myśl tkwiła w głębi jej umysłu od czasu ich niezręcznego powrotu świstoklikiem do domu. Bo gdyby ją wtedy pocałował, to jak by zareagowała?

Przypuszczała, że zapewne nie miało to większego znaczenia, a cała koncepcja była czysto hipotetyczna. A teraz najwyraźniej cokolwiek wydarzyło lub też nie wydarzyło - się między nimi w Portugalii, minęło.

Pierwsze dni londyńskiej wiosny upływały pod znakiem uporczywego deszczu, który wraz z szarymi chmurami jedynie pogarszał nastrój Hermiony. Piątkowego wieczora, po długim dniu w Ministerstwie pragnęła jedynie zaszyć się w spokojnej oazie własnego mieszkania.

Draco nie kontaktował się z nią przez cały tydzień, a ona nie miała w perspektywie innych planów niż kocyk, wygodny fotel przed kominkiem, dzbanek herbaty i dobra książka.

Dobrze było w końcu znaleźć się w domu, jednak odkąd wróciła do miasta, wszystko wydawało się być trochę bez wyrazu.

***

Hermiona poderwała się, słysząc pukanie do drzwi ciche, ale niemożliwe do pomylenia z jakimkolwiek innym. Odkładając książkę, przygryzła lekko dolną wargę i zawołała:

— Wejdź.

Po niezręcznej, długiej chwili oczekiwania, w końcu usłyszała zgrzyt klamki, nim osłony opadły i drzwi się otworzyły. Podnosząc brew, Hermiona wstała, ignorując lekkie wirowanie w swoim żołądku, podczas gdy Draco wszedł do jej mieszkania. Spojrzała na niego ze zmieszaniem wymalowanym na twarzy.

Poprawiając krawat, podniósł głowę.

— Cześć.

— Cześć — odpowiedziała, zaciskając usta w wąską linię. — Jak się masz?

— W porządku.

Wnioskując po charakterystycznym przeciąganiu w jego tonie, Hermiona dość jasno mogła stwierdzić, że wcześniej coś pił. Wyjaśniało to też trudność podczas rozbrajania osłon jej mieszkania, co w stanie trzeźwości mógłby zrobić nawet przez sen. Nie mogła powstrzymać się od zapytania:

— Byłeś gdzieś?

— Nie — wyartykulował dość ostro, zatapiając się w jej sofie.

Czuła się dość niezręcznie, widząc go po raz pierwszy od dłuższego czasu, tym bardziej, że wysyłane do niego sowy przez cały tydzień wracały do niej bez jakiejkolwiek odpowiedzi. Nie do końca wiedziała, jak zachować się w tej sytuacji, szczególnie, że praktycznie sam wprosił się do jej mieszkania, na dodatek głęboko zamyślony.

— Podać ci coś? — zapytała niepewnie. Najwyraźniej przybył do niej nie bez powodu i coś zdecydowanie poważnego musiało go skłonić do picia w pojedynkę. — Może wody?

Draco jedynie przeciągnął ręką przez swoje już zmierzwione włosy, nim potrząsnął głową.

— Nie odmówiłbym czegoś mocniejszego.

Hermiona chciała, żeby jej cokolwiek wyjaśnił, jednak wiedziała, że ​​gdyby sytuacja się odwróciła, on by jej nie odmówił. Co w rzeczywistości miało już kiedyś miejsce, i to nie jeden raz. Weszła więc do kuchni, wyciągając z szafki butelkę Ognistej Whisky i dwie szklanki, po czym wróciła do salonu i nalała porcję dla każdego z nich.

Draco przyjął swoją szklankę skinieniem głowy, po czym opróżnił ją duszkiem.

Cóż… to on będzie miał kaca.

Nalewając mu kolejną porcję, zapytała spokojnym głosem:

— Powiesz mi, co się stało?

— Cóż, co się nie stało…

Zawsze miał skłonność do wpadania w melodramat, więc Hermiona jedynie skinęła głową, odchylając się do tyłu i pociągając łyk z własnej szklanki, czekając, aż Draco coś powie.

W końcu westchnął.

— Myślałem, że mam kolejną potencjalną szansę na Pokątnej, ale to też nie wypaliło. To tak, jakby ktoś przekonał ich wszystkich, żeby pod żadnym pozorem nie robili ze mną żadnych interesów. Jestem gotów zainwestować swoje galeony w nieruchomość, Hermiono. Nie obchodzi mnie ile.

— Wiem — odparła zadumana, przysuwając się bliżej. — To niesprawiedliwe.

— A ja nie… — urwał, a wyraz jego twarzy stał się napięty. — Nie chcę skończyć na tym obskurnym Nokturnie.

Hermiona całkowicie go rozumiała i, jeśli miała być szczera, sama nie chciała, żeby musiał zadowalać się Śmiertelnym Nokturnem, choć oboje wiedzieli, że mógłby założyć tam własną aptekę choćby w przyszłym tygodniu.

— Wiem jakie to dla ciebie ważne... — powiedziała z westchnieniem.

Ulica Pokątna była jego sposobem na udowodnienie, że się zmienił że zaszedł o wiele dalej, niż ludzie mogli zdawać sobie sprawę i wiedziała, że ​​to dla niego o wiele więcej niż tylko kwestia nieruchomości.

Draco przez dłuższą chwilę wpatrywał się w bursztynowy płyn w swojej szklance, marszcząc lekko brwi. 

— Tak…

Obserwowała go, nie mogąc znieść porażki malującej się w jego oczach.

— Czy jest coś, co mogę zrobić, żeby ci pomóc?

Nie pierwszy raz mu to oferowała, choć wiedziała, że Draco nigdy nie zgodzi się, by pociągnęła w jego imieniu za jakiekolwiek sznurki. I wiedziała, jak ważne było dla niego, aby osiągać wszystko własną pracą. Od zawsze pragnął jedynie wyjść z cienia swego ojca i jego błędów z przeszłości. Jednak odczuwała skryty ból Dracona jak swój własny i nie potrafiła znieść jego widoku w tak podłym stanie.

Wziął kolejny łyk whisky, krzywiąc się.

— Nie. Ale doceniam, że pozwalasz mi się wygadać.

Hermiona powoli skinęła głową, rzucając mu niepewne spojrzenie. Chociaż nie do końca chciała poruszać ten drażliwy temat, to ich przyjaźń nigdy nie obierała łatwej drogi. Brunetka upiła łyk własnego drinka, po czym powiedziała:

— Unikasz mnie. Od Portugalii.

— Nie — odparł. Hermiona parsknęła, ale nie odpowiedziała. W końcu mruknął: — Byłem po prostu zajęty.

— Na przykład… — Zmierzyła go wzrokiem. — Unikaniem mnie od Portugalii?

Draco zmarszczył brwi, przez chwilę przygryzając język.

— Niech ci będzie.

Chociaż czuła, jak serce nieprzyjemnie dudni jej w piersi, Hermiona starała się wciągnąć głęboki, uspokajający oddech. Nigdy nie czuła się dobrze, gdy próbowała cokolwiek między nimi przemilczeć, zwłaszcza, jeśli chodziło o coś naprawdę ważnego. I nie sądziła, by ​​był aż tak pijany, żeby nie móc się z tym zmierzyć.

— Czy możemy porozmawiać o tym, że prawie się pocałowaliśmy?

— Jeśli tego właśnie chcesz — odparł obojętnym tonem, chociaż widziała napięcie w jego szczęce. — Dobrze wiesz, że ludzie nigdy mnie nie zaakceptują. Nie tak, jakbym tego chciał, a tym bardziej nie w sposób, w jaki myślisz, że powinni.

Brzmiał tak, jakby te słowa miały oznaczać koniec ich rozmowy. Hermiona zmarszczyła brwi.

— I to ma niby jakieś znaczenie w tej dyskusji? Jakie?

— Och, wiesz... — zaczął, a ona poczuła, jak narasta w niej gniew na dźwięk obojętności czającej się w jego tonie. Było oczywiste, że próbował bagatelizować sytuację, a ona nie potrafiła zrozumieć, dlaczego. — Biorąc pod uwagę, że wszystko kręci się wokół jakiejś przeklętej zawartej po pijaku przysięgi, którą złożyliśmy lata temu bez żadnego przemyślenia... Jeśli utkniesz ze mną, wiem, że będziesz tego żałować.

— Draco... — wyszeptała. — Jeśli jest coś…

— Nie ma — warknął, a wyraz jego twarzy wykrzywił się w bólu, który tak dobrze znała. Jego ton w jednej chwili złagodniał. — I nie może być.

Poczuła, jak chłód przenika jej ciało, ale zmusiła się, by skinąć głową.

— Dlatego nie chcesz, żeby sprawy potoczyły się w ten sposób?

Odstawił pustą szklankę na stolik i wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę. Coś nieczytelnego w jego szarym spojrzeniu sprawiło, że żołądek Hermiony skręcił się z niepokoju. Nie wiedziała, czego się po nim spodziewać. Był jej najlepszym przyjacielem i podążanie obranym przez niego obecnie torem mogło spowodować nieodwracalne szkody w całej ich relacji.

Wreszcie westchnął, ponownie przeczesując dłonią włosy.

— Rzecz w tym, że mogłabyś być szczęśliwa z kimś innym, zamiast utknąć ze społecznym pariasem takim jak ja. Dlatego.

Pomimo ucisku w żołądku i gorącego zażenowania wymalowanego na policzkach, wpatrywała się w niego.

— To nie jest właściwa odpowiedź.

Chrapliwie zapytał:

— A co chcesz, żebym powiedział?

Przełykając, przez długą chwilę rozważała jego słowa. Język wydawał się stanąć jej kołkiem w ustach. Jej umysł falował i żałowała, że w ogóle napiła się dziś Ognistej Whisky.

— Chcę tylko... — westchnęła w końcu. — Chcę, żebyś powiedział mi, co naprawdę myślisz. Co, gdyby nic innego nie miało znaczenia.

Dłoń Draco znalazła jej własną. Patrzył, jak Hermiona splotła razem ich palce. Serce praktycznie waliło jej w gardle.

— Hermiono — szepnął, przyciągając ich złączone dłonie do swoich ust. Jego wargi musnęły grzbiet jej dłoni w delikatnym pocałunku. — Wiesz, jak bardzo mi na tobie zależy.

Nie była w stanie nie zauważyć dudnienia szalejącego w jej piersi. Jej usta były suche, a oczy rozszerzone.

On jednak odwrócił wzrok, delikatnie puszczając jej dłoń. 

— Niedługo skończę dwadzieścia dziewięć lat, co oznacza, że ​​masz rok na znalezienie sobie kogoś. Ponieważ niestety… ma to w tej chwili znaczenie.

Ręka Hermiony pozostała na sofie, bezwładnie sięgając w jego stronę. Nadzieja wyblakła w sercu dziewczyny, a ramiona zapadły się w poduszki oparcia. Niewielka jej część chciała drążyć temat, jednak reszta po prostu chciała zniknąć. Nie potrafiła wydusić z siebie ani słowa i nie mogła pojąć niezliczonych emocji, które niczym fala zalały jej umysł.

Draco zacisnął usta, rozglądając się po pokoju.

— Powinienem już iść. Napiszę do ciebie, okej?

Wyginając wargi w najlepszym ze swoich uśmiechów, Hermiona skinęła głową i mruknęła:

— Tak, tak, jasne.

Wstał, a jego oczy wydawały się lekko szkliste, jednak Hermiona nie mogła w pełni się im przyjrzeć. Złożył delikatny pocałunek na jej czole, nim wkroczył do kominka i zniknął w płomieniach, a ona nie mogła powstrzymać myśli, że wydawało się to niczym ostatnie pożegnanie.

Kiedy sobie to uświadomiła, przeszył ją lodowaty dreszcz.

***

Nie napisał.

Tak właściwie, Draco nie kontaktował się z nią całymi tygodniami, a Hermiona nie miała serca, by spróbować pierwsza się odezwać. Nie po tym, gdy stał się tak przewrażliwiony, że nawet nie chciał dokończyć z nią rozmowy. W głębi serca wiedziała, że ​​Draco traktowałby ją w związku lepiej niż ktokolwiek inny. Że chociaż nie zawsze się dogadywali, zawsze troszczyłaby się o niego bardziej niż o kogokolwiek, kogo mogłaby poznać w ciągu najbliższego roku.

I chociaż ich relacja nigdy nie była ani trochę romantyczna, wydawało się, że czasami znajdowali się od tego zaledwie o krok.

Jednak bez względu na jego rozumowanie, nie mogła wyzbyć się poczucia odrzucenia. Kłuło ją w sposób, którego kompletnie się nie spodziewała, i sprawiało, że zaczynała na poważnie zastanawiać się, czy jej uczucia sięgały głębiej, niż kiedykolwiek przypuszczała.

Mijały tygodnie, a Hermiona zauważyła u siebie rosnący brak zainteresowania pracą i poczuła, jakby do jej duszy wkradła się zimna rozpacz. Tak bardzo chciała porozmawiać z Draco podzielić się z nim butelką wina i śmiać z ich trosk. W końcu zawsze przypominał jej, że mogła na niego liczyć.

Ale teraz… odkryła, że chyba nigdy wcześniej nie czuła się aż tak samotna.

Nim się zorientowała, ciepły powiew późnej wiosny stał się czerwcem. I oto nadszedł ten dzień dwudzieste dziewiąte urodziny Draco. Nigdy nie sądziła, że przysięga może się spełnić, a myśl o tym od zawsze wydawała się raczej odległa i abstrakcyjna.

Jednak teraz miała tylko rok, żeby sobie kogoś znaleźć. I nagle wszystko wydało się aż nazbyt prawdziwe. Draco nie chciał się z nią ożenić, a ona nigdy nie zmusiłaby go do czegoś, czego by nie chciał.

Rok wydawał się tak krótkim okresem czasu na znalezienie kogoś, z kim zechciałaby spędzić resztę swojego życia.

Teo i Harry wysłali jej zaproszenie na przyjęcie urodzinowe Draco, ponieważ on sam nie zdecydował się zaprosić jej osobiście bo zapewne wymagałoby to rozmowy. Nie była tym faktem zaskoczona. Praktycznie odgórnie zdecydowała, że ​​nie weźmie w niej udziału, mimo iż nikt inny nie wiedział, że w ostatnim czasie ona i Draco się od siebie oddalili.

Jednak pod naciskiem Harry'ego mimo wszystko zdecydowała tam pójść.

Nie mogła jednak pojawić się tam w pojedynkę Draco bardzo wyraźnie dał jej do zrozumienia, że chciał, żeby się z kimś spotykała, by ich przysięga nie doszła do skutku. Hermiona nie widywała się z nikim od czasu randki w Paryżu która, jeśli miała być szczera, nie była nawet randką jednak pilnie obeszła Ministerstwo w poszukiwaniu kogoś, kto z chęcią udałby się na przyjęcie u jej boku.

W pewien niezręczny sposób przypominało to jej własne przyjęcie urodzinowe, kiedy to na siłę wybrała sobie partnera, żeby nie musieć przychodzić sama.

Nie spodziewała się, żeby tym razem miało pójść lepiej.

Mężczyzna, którego zaprosiła, był prawnikiem Wizengamotu i miał na imię Barney. Wydawał się troskliwy i uprzejmy, i pewnie gdyby nie była tak pochłonięta swoim wewnętrznym niepokojem z powodu Draco, mógłby być typem mężczyzny, którego wybrałaby dla samej siebie.

Ironiczność tej sytuacji była naprawdę głęboka.

Barney był wspaniale wykształcony, dobrze ubrany i poświęcał Hermionie dużo uwagi, świetnie radząc sobie w każdej rozmowie. Mógłby z łatwością i pełną asertywnością wziąć udział w nawet najtrudniejszej debacie, była tego pewna. Hermiona szybko odkryła minusy tej sytuacji, bo zasługiwał on na jej uwagę, którą nie do końca była w stanie mu poświęcić.

Nie, kiedy ​​jej spojrzenie co kilka minut przemykało przez pokój do miejsca, w którym stał Draco ze swoją własną randką. Jedyną pociechą było to, że ani on, ani ona nie wyglądali na zbytnio zadowolonych. Kiedy więc jego randka zniknęła w tłumie, Draco został sam z Teo.

Na samym przyjęcia podeszła się z nim przywitać. Draco podziękował wtedy za jej niefrasobliwe „Sto lat” jedynie skinieniem głowy i wymuszonym uśmiechem.

Potem oddaliła się w głąb lokalu wraz ze swoim partnerem i zaczęła topić rozgoryczenie w szampanie.

— Posłuchaj, Hermiono — powiedział z wahaniem Barney, wyrywając ją z zamyślenia. — Myślę, że jesteś naprawdę wspaniała…

Hermiona zacisnęła usta w próbie uśmiechu.

— Nie jestem zbyt dobrą randką, prawda?

Chichocząc, spojrzał w dół.

— Myślałem, że to przez to, że powiedziałem coś nie na miejscu... — Zanim zdążyła odpowiedzieć, on kontynuował: — Ale potem zdałem sobie sprawę, że kochasz kogoś innego, a z tym nie mogę już konkurować.

— Ja wcale nie… — zaczęła, jednak słowa zamarły w jej ustach na widok współczucia czającego się w jego spojrzeniu.

— Rozumiem — powiedział cicho, jednym łykiem kończąc swojego drinka. — Uwierz mi, byłem kiedyś w takiej samej sytuacji. Zostanę, jeśli zechcesz. — Na jego usta wpłynął krzywy uśmiech, a Hermiona uznała nagle, że był on naprawdę atrakcyjny. Gdyby nie okoliczności, mógłby być dla niej naprawdę dobrym partnerem. — Będę nawet śmiał się z twoich żartów i postaram się być jak najlepszym rozmówcą.

Hermiona zmusiła się do pocieszającego uśmiechu, czując w oczach nadciągającą wilgoć łez.

— Ale... — ciągnął Barney, wstając ze swojego miejsca. — Czuję, że teraz mogę jedynie bardziej zaszkodzić całej sytuacji.

— Przepraszam — szepnęła nieśmiało.

Kiedy podniosła wzrok, Draco nadal stał z Teo i Harrym, a randka blondyna całkowicie zniknęła z pola widzenia.

— Nie masz za co przepraszać — zażartował Barney. — Jak już wspominałem, byłem kiedyś w takiej samej sytuacji.

Decydując się nie rozmyślać zbytnio o słowach Barneya o miłości, Hermiona wstała i objęła go. Mężczyzna musnął ustami jej skroń, kiedy wyszeptała:

— Dziękuję za zrozumienie. Przepraszam, że cię tutaj ściągnęłam…

Draco spojrzał na nią nagle z drugiej strony pokoju, zanim szybko odwrócił on swój wzrok.

Barney posłał jej kolejny szeroki uśmiech, cofając się o krok.

— Idź do niego. Jesteś świetna, a on jest prawdziwym szczęściarzem.

Te słowa tylko pogłębiły wątpliwości, które rozkwitały w jej umyśle od ostatniego spotkania z Draco. Kiedy trzymał ją za rękę i całował jej knykcie.

Uśmiechając się nieśmiało, szepnęła:

— Dobranoc. Do zobaczenia w Ministerstwie.

Kiedy Barney opuścił przyjęcie, Hermiona wpatrywała przez chwilę w drzwi za którymi zniknął, po czym przeniosła się do baru, ani na sekundę nie odrywając wzroku od Draco. Kiedy zapłaciła barmanowi za swój napój, odwróciła się, stając twarzą w twarz z Teo.

— Ty i ja — mruknął, owijając dłoń wokół jej łokcia. — Musimy porozmawiać.

Obróciła się i zauważyła, że ​​Draco i Harry zniknęli z miejsca, w którym wcześniej stali. Zawirowało jej w głowie od ilości wypitego alkoholu. Pozwoliła Teo zaciągnąć ją do małej loży w głębi pubu, z dala od tłumu.

Niezadowolona z tego, że Teo lekko nią poniewierał, sapnęła, przesuwając się po tapicerowanym siedzeniu.

O co chodzi?

Teo skrzyżował ramiona, wpatrując się w nią przez dłuższą chwilę.

— Co jest nie tak z tobą i Draco?

— Nic — odparła, jednak słowo to opuszczając jej usta zabrzmiało na zdławione i piskliwe. Teo tylko uniósł brew, a ona westchnęła. Było oczywiste, że coś nie grało, a już szczególnie jeśli pytał o to czystej krwi Ślizgon. — Po prostu ostatnio nie do końca się dogadujemy.

— Jesteście dość obrzydliwie zgodni w tym, co mówicie. Jeśli Draco nie chce mi powiedzieć co się stało, to może ty mi powiesz.

Hermiona zacisnęła zęby, zirytowana jego rozkazującym tonem, jednak cała jej waleczność szybko zniknęła. Wiedziała, że miło byłoby mieć teraz w kimś przyjaciela. Zastanawiała się, gdzie jest Harry, ale Teo chyba bardziej interesował się tym, co działo się z Draco.

Pomimo swojego zdystansowania i zapewne przez nadmiar spożytego alkoholu w końcu ujawniła Teodorowi całą skomplikowaną historię ostatnich miesięcy.

Opowiedziała mu wszystko od nocy, której złożyli tę głupią przysięgę, przez pobyt w Paryżu i czas spędzony Portugalii, aż po streszczenie ich ostatniej rozmowy. Chociaż dzielenie się tą historią rozbudziło w jej sercu nowy rodzaj niedoli, dobrze było w końcu uwolnić się od stresu, który od tak dawna w sobie kumulowała.

Teo słuchał jej uważnie, jednak nie odezwał się, dopóki nie skończyła i na niego nie spojrzała.

— Więc... — zaczął ostrożnie. — Nie wiesz, czy chcesz poślubić Draco, ale nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli tak się stanie. Ale Draco nie chce, aby tak się stało, ponieważ uważa, że ​​nie jest dla ciebie wystarczająco dobry.

Hermiona skinęła głową i oznajmiła:

— Tak, to dokładnie podsumowuje ten problem…

— W rezultacie oboje się przez to od siebie oddaliliście? Czy to na dłuższą metę nie sprawi, że sytuacja stanie się niezręczna, jeśli za rok oboje nadal będziecie singlami?

— Prawdopodobnie. — Niepewna, czy powinna powiedzieć cokolwiek więcej, spojrzała na swoją pustą szklankę. — Ale to nie ja odeszłam. On to zrobił.

Teo westchnął, odchylając się do tyłu.

— Oto, jak to widzę... Oboje jesteście nieszczęśliwi, ponieważ nie potraficie ze sobą porozmawiać. To, czy chcecie się ze sobą pieprzyć, jest nieistotne, bo na teraz i tak tylko użalacie się nad sobą.

Zamrugała szybko. Wyżal się Teo, a ten podsumuje wszystko tak ordynarnie, jak tylko się da.

On jednak mówił dalej.

— Oboje przyszliście tu dziś z partnerami, żeby pokazać tej drugiej stronie, że udało się wam ruszyć dalej, czy coś w ten deseń, Merlin tylko wie po co… Finalnie i tak oboje spławiliście swoje randki jeszcze przed północą.

— Nie mogłam pojawić się sama — zadrwiła. — Nie, kiedy odwalił taki cyrk tylko dlatego, żebym zaczęła się z kimś spotykać.

— Oj proszę cię — mruknął Teo. — Każdy kto cię dzisiaj widział, mógł z łatwością dostrzec, że nie bawiłaś się zbyt dobrze. Oczywiście za wyjątkiem Draco, który w kwestii ciebie nagle stracił ostatnie pierwiastki poczucia społecznego niuansu… Co oznacza, że ​​nie powinnaś nadal tu być i rozmawiać ze mną... — urwał z zamyślonym wyrazem twarzy. — Oczywiście, niewiele wiem o romantycznych relacjach z kobietami. Ale tego jesteś chyba świadoma…

Hermiona westchnęła, ukrywając twarz w dłoniach i opierając czoło o blat stołu. Czuła, jakby nagle odessano z niej całą energię. Chciała tylko wrócić do domu.

— Nie wiem, o czym mówisz…

— Mówię, że za sobą tęsknicie — powiedział Teo, mrucząc coś pod nosem. — I odważyłbym się nawet stwierdzić, że ​​się kochacie, ale co ja tam mogę wiedzieć…

Znowu to okropne słowo. Hermiona próbowała odepchnąć od siebie tę natrętną myśl, która o ironio, nagle zaczęła nieodparcie pulsować w jej głowie.

— On mnie nie chce — mruknęła przez dłonie.

Jakby sfrustrowany jej nieustannym wyparciem, Teo potrząsnął głową.

— Ech, dosłownie przed chwilą przyznałaś mi, że nawet nie wiesz, czy go chcesz.

Wypuszczając ciężki oddech, pomyślała o tym przez chwilę. O rozpaczy, którą poczuła po tym, gdy Draco nagle zniknął z jej życia. O tym cieple trzepoczącym w jej sercu, kiedy spędzali razem czas w Portugalii, czy nawet wtedy, gdy po raz pierwszy odwiedził ją w Paryżu.

O sposobie, w jaki zacisnęło się jej serce, gdy zobaczyła go z Beth na przyjęciu swoim urodzinowym.

Unosząc głowę, spojrzała ostrożnie na Teo.

— Myślę, że chcę.

Coś na wzór triumfu błysnęło w orzechowym spojrzeniu bruneta.

— Więc walcz o niego.

Udało jej się skinąć głową, gdy nerwy i emocje zaczęły walkę o kontrolę nad jej umysłem. Wstała, a wraz z nią wstał również Teo, uśmiechając się.

— Dzięki, Teo — wydyszała, gdy Harry podszedł do nich z szerokim uśmiechem. Uściskała ich szybko, po czym wślizgnęła się z powrotem w tłum.

Czując motywację z zachęty przyjaciela i alkohol buzujący w jej żyłach, przeszukała pub w poszukiwaniu charakterystycznego błysku blond włosów.

Teo miał rację. Kiedy znajdzie Dracona, ten nie będzie miał innego wyjścia, jak tylko porozmawiać z nią o całej sytuacji. W końcu sam powiedział jej, że mu na niej zależy, a jeśli nawet musieliby pobrać się za rok, to chyba zaszkodzi Hermionie ujawnić mu swojego zainteresowania, prawda?

Była odważna była śmiała.

Przemknęła obok Dafne i Pansy stojących przy stoliku obok baru. Mogła sobie tylko wyobrazić, że dziewczyny rozmawiają właśnie o wszystkich wolnych mężczyznach w klubie, jednak w tej chwili była tym całkowicie niezainteresowana. Im dłużej kontynuowała poszukiwania, tym mniejsza była jej waleczność. Chwilę później natknęła się na Blaise'a Zabiniego, a wątpliwości ponownie ogarnęły jej umysł.

— Czy widziałeś Draco? — zapytała głośno, próbując przekrzyczeć hałas pubu.

— Tak — krzyknął Blaise, kiwając głową do dudniącego, nieubłaganego rytmu muzyki. — Wyszedł jakieś dwadzieścia minut temu.

Szybko rzucając okiem na parkiet Hermione uzmysłowiła sobie, że partnerka blondyna wciąż tam była. Coś na rodzaj ulgi przeszyło jej brunetki, gdy uzmysłowiła sobie, że Draco zostawił swoją towarzyszkę samą. Jednak fakt, iż opuścił już przyjęcie, przeszył ciało Hermiony chłodnym dreszczem, studząc wszelkie zalegające resztki determinacji.

Nie sądziła, by miała w sobie wystarczająco odwagi, by pójść do jego mieszkania.

Z mocnym skinieniem głowy odparła jedynie:

— Dzięki, Blaise.

Blaise uśmiechnął się do niej, wskazując głową w stronę parkietu. 

— Zatańczysz?

— Nie, dziękuję — powiedziała, obejmując dłonią jego ramię. — Jestem już trochę zmęczona.

Coś w rodzaju rozpoznania błysnęło w jego spojrzeniu.

— Jasne. Dobranoc, Hermiono.

Ruszyła w stronę kominka sieci Fiuu na drugim końcu pubu. Stojąc przed kratą wpatrywała się w garść proszku w swojej dłoni, debatując w myślach nad wyborem celu swojej podróży. Jeśli Draco dopiero co wyszedł, z pewnością jeszcze nie zdążył położyć się spać.

Nie miałby innego wyboru, jak tylko jej wysłuchać. Może w końcu zdołaliby zmniejszyć tę ogromną przepaść, jaka pojawiła się między nimi przez coś, co wydawało się jedynie niefortunnym nieporozumieniem.

Ale przez cały wieczór myślała o chłodnym dystansie w jego spojrzeniu. O tym z jakim trudem przyszło jej wypowiedzieć do niego te dwa wymuszone słowa powitania.

Gdyby nie zechciałby jej widzieć nie sądziła, by zdołała to znieść.

Słowa Teodora odbijały się echem w jej głowie. Więc walcz o niego.

Nie mogła walczyć o kogoś, kto jej nie chciał. A podczas ich ostatniej rozmowy Draco dość jasno wyraził swoje zdanie na ten temat. Nie chciał się z nią żenić, chyba że to byłoby to ich ostatnią deską ratunku.

Hermiona nie zamierzała go zmuszać do uczynienia jej swoim priorytetem, skoro nie była tym, kogo chciał.

Ta myśl sprawiła, że ​​łzy napłynęły jej do oczu. Proszek Fiuu przesypał się przez jej palce, tworząc nierówny stosik na podłodze u jej stóp.

Czyjeś ramiona owinęły się wokół jej własnych. Podskoczyła, a w zasięgu jej wzroku pojawił się cień czarnych włosów. Harry.

— Proszę, nie rób czegoś, czego trzeźwa Hermiona będzie żałować — mruknął jej do ucha.

Bo oczywiście Teo mu powiedział i oczywiście Harry przewidział jej zamiary. Wypuściła ciężki oddech, nim zatopiła się w jego uścisku, przygryzając lekko dolną wargę. Zdołała skinąć głową, pociągając nosem.

— Porozmawiaj z nim jutro, dobrze? — szepnął. Napotkała pełne współczucia spojrzenie stojącego obok Teodora i zdała sobie sprawę, jak żałośnie musiała wyglądać. Pijana i zapłakana na środku pubu.

Nigdy nie należała do dziewczyn, czyniących z mężczyzn swoje priorytety. Jednak Draco nie był zwykłym mężczyzną. Był jej najlepszym przyjacielem, bez którego nie potrafiła żyć.

Ostatnie tygodnie ciszy w eterze były już wystarczająco bolesne.

— Dobra — wyszeptała w końcu, by po sekundzie znaleźć się na Grimmauld Place.


9 komentarzy:

  1. No to się jednak pomyliłam… Myślałam, że Draco się pogodził z uczuciami do niej, a ten dzbanek się odsunął, bo się uważa za niegodnego bycia z nią… No trzymajcie mnie! Naprawdę liczy się to, co inni o nim myślą, a nie to, co ona o nim myśli? No cóż, tak ciężko jest wyjaśnić sobie nawzajem swoje uczucia i dojść do jakiegoś porozumienia. Ale Hermiona faktycznie tak jak zauważył Theo, nie wie czego chce. Tu niby wie, że nie mogłaby z nim być, ale boli ją, jak widzi go z kimś innym, tęskni za nim i chciałaby spędzać z nim czas. Nawet jakby zaczęła dopuszczać do siebie myśl, że mogliby być razem. Barney ma rację i już chłopaka lubię! Oni się kochają, nawet bardzo. Tylko ich malutkie móżdżki jeszcze tego nie pojęły, że razem faktycznie mogliby być szczęśliwi. Serio Draco… Spodziewałam się po Tobie czegoś więcej, że to właśnie ty będziesz tym, który zawalczy, a tu przerzuciłeś ten obowiązek na Hermionę. Cieszę się, że chociaż ma kogoś takiego jak Harry i Theo, którzy wysłuchają ją i będą tym, kto doradzi co robić. Pewnie bez tej rozmowy, Hermiona znowu by się zamknęła i trwała w takim marazmie nie robiąc nic, tylko użalać się nad tym, jak brakuje jej Malfoya… Bądźmy szczerzy, minie rok, a oni nie znajdą nikogo, kto byłby dla nich właściwy i skończą razem 😁 Ale nie wiem dlaczego nagle zapragnęłam tego, aby coś się wydarzyło między Hermioną a Diabełkiem xD Od tak po prostu w moim mózgu pojawiła się taka myśl. No, może to by zmusiło Draco do działania? xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Draco za bardzo się wycofuje 😔 Herm walcz i pokaż że jest wart wszystkiego 🥺

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem czemu z każda linijka od monety akcji w klubie bałam się czytać, żeby nie przeczytać, ze Draco zrobi coś głupiego .... Dobrze, że Hermiona się wygadała i choc pijana uświadomiła sobie co znaczą jej odczucia względem tych wszystkich sytuacji z Draco. Wiadomo, ze choć zwalają winę na alkohol jeśli chodzi o przysięgę to nie oszukujmy się gdyby chcieli już dawno byliby w innych szczęśliwych związkach ale te małe głuptasy się kochają, choć tak usilnie to od siebie odsuwają, no jak dzieci

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam to opowiadanie, chyba jednak wolę takie spokojne opowiadania bez dramatów. Draco i Hermiona jeszcze nie wiedzą to co od dawna już wszyscy oni się kochają ❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  5. ❤❤❤zakochałam się w tym opowiadaniu. Poproszę o więcej tego typu opowiadań. Manacled dla mnie był zbyć ciężki za dużo emocji

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniały opowiadanie. Hermiona musi walczyć o miłości Draco.❤🌺💖

    OdpowiedzUsuń
  7. Rany, ale z niego głupek! Nie rozumiem tej ich rozmowy, faceci są do kitu! Chciałam napisać, że może zamiast się użalać nad sobą i gadać, że zasługuje na kogoś lepszego, mógłby coś zacząć z tym robić i na nią zasłużyć, ale właśnie mnie olśniło, że chyba ciągle próbuje to robić :( Współczuję mu z tym lokalem na Pokątnej, wariacji idzie dostać! W tym przypadku pieniądze to naprawdę nie wszystko. Ale ten ich dystans, jeju, łamie mi to serce :(

    Mała

    OdpowiedzUsuń
  8. Kręcą się koło siebie kochając się.
    Draco boi się, że związek z nim będzie dla niej szkodliwy, że ludzie będą ją wykluczać tak jak jego teraz...
    Nie może odkupić przeszłości cokolwiek by nie zrobił i tak kocha Hermionę, że nie chce tego dla niej...

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak myślałam, że Draco będzie myślał, że jest niegodny Hermiony... Smutne bardzo. Skoro oboje się kochają, bo do cholerny to widać gołym okiem. Tęsknią za sobą. Usychają. Nie mają radości z życia. Ale trzeba sobie przecież życie utrudnić... Oj dzieci dzieci... Wiem że Draco nie chce źle, ale nie widzi, że swoim postępowaniem tylko rani Hermione, a nie pomaga. Całe szczęście, że w tracił się Theo, może to zmotywuje Hermione do działania i walki. Nie powinna odpuszczać. Oni oboje nie powinni tego robić. Są dla siebie idealni. Swoją drogą uwielbiam imię Hermiona wypowiadane przez Draco.
    Wzięcie randek na te urodziny to kompletnie zły pomysł. Bo w końcu kochając kogoś... No przyprowadzić kogoś innego słabo, takie lekkie wykorzystanie.
    Właściwie, nawet gdyby kogoś sobie znaleźli, to i tak ta przyjaźń by nie przetrwała... Ja na przykład nie wyobrażam sobie, aby mój maz stawiał przyjaciółkę nade mną. Nie wyobrażam sobie abym ja przyjaciela stawiała nad niego. Partnerstwo i małżeństwo jednak wiąże się z obowiązkiem. Nie jestem typem chorej zazdrośnicy, ale na pewno bolalaby mnie taka przyjaźń i takie zżycie, o jakim prawdopodobnie ja w takiej sytuacji z mężem mogłabym zapomnieć.
    Zdecydowanie muszą coś z tym zrobić i ja widzę tylko jedno rozwiązanie. Powinni być razem.

    OdpowiedzUsuń