Hermiona odwróciła się spokojnie do Malfoya. Nawet bez eliksiru wątpiła, by czuła się szczególnie zaniepokojona. Patrzyła na niego, gdy się zbliżał. Doszła do wniosku, że ogólnie rzecz biorąc, nie wolno mu było lub też nie miał ochoty jej skrzywdzić.
Nawet jeśli nie był zdesperowany, by dostać się do jej wspomnień, Stroud prawdopodobnie wyjaśniła mu dokładnie, dlaczego niewskazane byłoby złamanie jej psychiki.
- Czy wielu ludzi trzymasz w klatkach? - zapytała.
Patrzył na nią. Twarz miał lekko bladą, a oczy ciemne i stwardniałe z wściekłości, którą ledwo trzymał w ryzach. Czuła, jak wije się on, będąc na krawędzi.
Przyszło jej do głowy, że jeśli miała spróbować zmusić go do zabicia jej, to prawdopodobnie byłby to idealny moment. Otaczała go zepsuta, uzależniająca Czarna Magia pokoju. Czuła, jak przesącza się przez ich ciała, gdy stała, patrząc na niego. W takim środowisku ktoś mógłby dostać niezłej furii.
Usta Malfoya zacisnęły się w twardą linię i mogła zobaczyć, jak zaciska szczękę. Mogła to dostrzec pod jego niekończącym się zimnem. Drzemiąca wściekłość narastała, falując tuż pod powierzchnią.
Salon miał na niego duży wpływ. Chytra prowokacja, mogąca sprawić, że pęknie. Zastanawiała się, jak się do tego zabrać.
Potem parsknął.
- Jesteś jedyną, którą trzymam w klatce, Szlamo - powiedział. Wyraz jego twarzy ponownie stał się nagle obojętny, a wściekłość najwyraźniej rozproszyła się w ułamku sekundy. - Nie zauważyłaś?
Hermiona wykrzywiła usta. Malfoy rozejrzał się po pokoju. Jego twarz wydawała się być ściągnięta, ale uśmiechnął się do niej.
- To jest skrzydło posiadłości należące do mojego ojca - powiedział.
Hermiona rozejrzała się ostro, częściowo spodziewając się, że Lucjusz Malfoy wyskoczy skądś z maniakalnym wyrazem twarzy przypominającym jego byłą szwagierkę.
- Na szczęście dla ciebie... - ciągnął Malfoy. - Jest on za granicą od czasu zakończenia wojny. Mam nadzieję, że nie będzie cię torturował i przeklinał, jeśli zdarzy wam się skrzyżować ścieżki, ale gdybym był bukmacherem, musiałbym przyznać, że szanse nie są na twoją korzyść. Dlatego odradzam regularne wizyty tutaj. Czy chcesz odbyć pełną wycieczkę przed wyjściem? Choćby po to, żeby się upewnić, że nie ma tu nic przydatnego, dzięki czemu mogłabyś mnie zabić?
Wskazał na drzwi do salonu, a Hermiona wyszła. Ruszył za nią uważnie, a potem starannie zamknął drzwi. Hermiona poczuła pulsowanie magii, gdy wrota się zatrzasnęły. Uczucie mroku i korumpującej magii zniknęło z otaczającego ich powietrza. Drzwi były otoczone silnymi osłonami. Hermiona zdała sobie sprawę, że był to prawdopodobnie jeden z niezliczonych pokoi, do których miała nie wchodzić. Zastanawiała się, czy inne pokoje, od których trzymał ją z daleka, były równie pogrzebane w poskręcanej Czarnej Magii.
- Astoria nie powiedziała, że jest miejsce, do którego nie powinnam iść. Założyłam, że pozwolono mi obejść cały dwór - powiedziała.
- Jestem przekonany, że byłaby zachwycona, gdyby spotkał cię jakiś niefortunny koniec. Pomijając zniewagę jaką jest dla niej samo twoje istnienie, mogłoby to oznaczać również i moją śmierć. Po wszystkim stałaby się zamożną wdową i mogłaby prowadzić wszystkie swoje tandetne romanse jeszcze bardziej publicznie niż robi to teraz - powiedział Malfoy obojętnym tonem.
Hermiona spojrzała na niego.
- I ciebie to nie obchodzi?
Spojrzał na Hermionę z zimnym wyrazem twarzy.
- Polecono mi ją poślubić, więc ożeniłem się z nią. Nigdy nie kazano mi się tym przejmować - powiedział.
- Brzmisz na tak zniewolonego jak ja - powiedziała kpiąco Hermiona.
Malfoy zatrzymał się i powoli odwrócił się do niej, unosząc brew. Przyglądał się jej przez kilka sekund, a Hermiona zatrzymała się i spojrzała na niego.
- Próbujesz mnie sprowokować czy wpłynąć na moją lojalność, Szlamo? Jak zuchwale z twojej strony.
Hermiona przyglądała się jego twarzy przez kilka chwil, po czym sama uniosła brew.
- Już o tym myślałeś. Gdybyś tego nie zrobił, poczułbyś się teraz urażony - powiedziała.
Nadal przyglądał się jej twarzy przez kilka chwil, zanim powolny uśmiech wpłynął na jego usta.
- Wiesz, znowu niemal wydajesz się być Gryfonką.
- Zawsze byłam Gryfonką - odpowiedziała.
Jego oczy błysnęły słabo.
- Prawda. Przypuszczam, że tak - powiedział.
Ta chwila przeciągnęła się. Patrzyli na siebie. Oczy Hermiony zwęziły się, gdy go oceniała.
Wydawało się prawie niemożliwe, że miał zaledwie dwadzieścia cztery lata. Nikt tak młody nie powinien mieć za oczami tak lodowatej, powstrzymywanej wściekłości. Hermiona widziała wiele twarzy postarzanych przez wojnę, ale wyraz twarzy Malfoya był wyjątkowy. Był precyzyjnie opanowany, ale jego oczy były jak burza. Wyglądały, jakby zawierały w sobie moc całego morza.
Ile osób zabił? Ludzi, których znał? Ludzi, których nie znał? Nic z tego nie wydawało się go niepokoić. Na jego twarzy nie było widać zmartwienia. Młody i gnuśny. Jednak widziała wojnę w jego oczach. Wszystkie śmierci, które widział i których był sprawcą, jakby szarość jego tęczówek była duchami ich wszystkich.
Ginny. Zabił Ginny. Zawiesił jej zwłoki na oczach wszystkich i pozostawił je na zgnicie.
I Minerwę. Poppy Pomfrey, która jako pierwsza uczyła Hermionę uzdrawiania. Neville’a, pierwszego przyjaciela Hermiony w czarodziejskim świecie. Moody’ego.
Malfoy zabił wszystkich, którzy przeżyli wojnę. Zniszczył Zakon Feniksa.
Nawet pod wpływem eliksiru, ta nienawiść i wściekłość, które do niego czuła, były nieuniknione. Nie tylko nienawidziła go emocjonalnie. Wściekłość z powodu wszystkiego, co zniszczył, była stałą strukturą w jej umyśle. Zasługiwał na głębokie cierpienie za wszystko, co zrobił. Nie musiała odczuwać emocji, żeby w to uwierzyć.
Nie mogła zrozumieć, co miał z robienia czegokolwiek. Był bogaty, ale najwyraźniej nic z tym nie robił. Był potężny, ale musiał zachować anonimowość. Nie miał innych zainteresowań poza skutecznym zabijaniem ludzi i czytaniem. Nie wydawał się nawet szczególnie cieszyć tym zabijaniem.
Jego życie wydawało się być dziwnie pozbawione jakiejkolwiek satysfakcji. Co go napędzało?
Otworzyła usta, żeby zapytać, ale złapała się i powstrzymała. Musiała postępować ostrożnie. Chciała więcej o tym pomyśleć.
Uśmiechnął się złośliwie, kiedy zobaczył, że jej usta są zamknięte.
- Tworzysz mój psychologiczny szkic? - zapytał.
Hermiona wykrzywiła usta w słabym uśmiechu.
- Tak - powiedziała.
- Nie mogę się doczekać, kiedy go zobaczę - powiedział, odwracając się, by kontynuować spacer korytarzem.
Prychnęła i spoglądała za nim.
Rozległ się ostry stukot obcasów i nagle zza rogu wyszła Astoria. Kiedy zauważyła Hermionę i Malfoya, jej oczy zwęziły się, a usta zacisnęły.
- Czy teraz wszyscy spotykamy się towarzysko? - zapytała Astoria słodkim głosem.
- Tylko zwiedzamy dwór - wycedził Malfoy, a twarz Astorii lekko zbladła. - Otwarto drzwi do salonu w skrzydle południowym.
- Może skrzaty domowe zostawiły je otwarte - powiedziała sztywno Astoria.
- Oczywiście - powiedział z uśmiechem. - Bez wątpienia były to skrzaty domowe.
- Myślałam, że jesteś dziś zajęty - powiedziała Astoria, zmieniając nagle temat. - Powiedziałeś, że twój plan dnia jest dość napięty, kiedy poprosiłam cię, żebyś wpadł dziś po południu na spotkanie charytatywne, a mimo to “zwiedzasz dwór".
Hermiona lekko się zawahała, gdy stała między Malfoyem i Astorią. W żonie Malfoya było coś bardzo niestabilnego, a ona nie miała ochoty zwracać na siebie jej uwagi - albo stać się odbiorcą jej gniewu. Jednak nie mogła wycofać się z tej napiętej rozmowy bez bycia zauważoną.
Pozostała nieruchoma, uważnie obserwując scenę, starając się zachować dyskrecję. Słowa były naznaczone implikacją i wzajemną niechęcią. Astoria kipiała z ledwie skrywaną urazą, a jej zęby błysnęły słabo, gdy spojrzała na męża.
- Czarny Pan był dość konkretny w stwierdzeniu, że Szlama ma pierwszeństwo przed wszystkim innym - powiedział Malfoy z chłodnym wyrazem twarzy.
Astoria zaśmiała się ostro, histerycznie.
- O Boże, nie wiedziałam, że spadkobiercy są tak ważni - powiedziała, spoglądając na brzuch Hermiony.
- Ważne są instrukcje Czarnego Pana - powiedział Malfoy, zaczynając wyglądać na znudzonego. Nawet nie patrzył na swoją żonę. Po chwili Hermiona zdała sobie sprawę, że jego wzrok przebiegał ponad głową Astorii i skupiał się na lustrze wiszącym na ścianie, w którym odbijał się on i Hermiona. - Gdyby poprosił mnie o hodowlę gumochłonów, zrobiłbym to z równym oddaniem.
Hermiona prawie parsknęła.
- Nie zauważyłam, żeby żadna z innych klaczy rozpłodowych potrzebowała tak wielkiego oddania. Nawet nie pozwalasz nikomu się do niej zbliżać. To tak, jakbyś ją chronił - odparła ostro Astoria.
Malfoy zachichotał, a okrutny błysk pojawił się w jego oczach, gdy opadły one na twarz Astorii. W oczach kobiety pojawił się błysk niepewności, jak gdyby została zaskoczona pełną uwagą, którą nagle skierował na nią mąż.
- Dano mi do zrozumienia, że nie chcesz jej widzieć, Astorio. Czy nie? - powiedział Malfoy, a jego ton był lekki, niemal kuszący, jednak była w tym pewna lodowata nuta. - Czy wolałabyś, żebym ją ze sobą zabierał? Wyprowadzał ją do opery? Może niech dołączy do nas na okładce Proroka Codziennego w przyszły Nowy Rok? Cały świat już wie, że jest moja. Czy chciałaś, żebym właśnie to powiedział?
Astoria zbladła wyraźnie i zerknęła na Hermionę z nieskrywaną nienawiścią.
- Nie obchodzi mnie, co z nią zrobisz - warknęła Astoria, po czym odwróciła się na pięcie i uciekła.
Niestabilność powietrza wyparowała wraz z cichnącymi odgłosami oddalających się kroków. Malfoy wpatrywał się w Astorię z irytacją. Odwrócił się, by skierować swój grymas w stronę Hermiony.
- Zdenerwowałaś moją żonę, Szlamo - powiedział.
Hermiona spojrzała na niego. Wydawało jej się, że prawie oczekiwał od niej, że go przeprosi.
- Moje istnienie ją irytuje - odpowiedziała obojętnie. Spojrzała na niego. - Jeśli cię to 'obchodzi', mógłbyś łatwo temu zaradzić.
Prychnął i spojrzał na nią.
- Ten eliksir naprawdę ma na ciebie spory wpływ - powiedział. Spojrzał na nią tak uważnie, jakby chciał ją zapamiętać.
Spokojnie napotkała jego spojrzenie. Żałowała, że nie może być tak spokojna, bez uczucia, jakby była zmrożona. Było w nim tak wiele rzeczy, które chciała rozwikłać i wykorzystać. Gdyby tylko mogła powstrzymać swoją psychikę i móc świadomie zarządzać sobą...
Było w nim tyle rzeczy, które nie miały dla niej sensu.
Gdyby tylko mogła podejść bliżej.
- Czuję, że mogę oddychać - powiedziała. - Jakbym topiła się tak długo, że zapomniałam, jakie to uczucie.
Potem skrzywiła się.
- Efekt odstawienia pozostawia jednak wiele do życzenia - dodała.
Zaśmiał się i jego wzrok w końcu opuścił jej twarz.
- Gdybym nie zostawił cię na podłodze gdy wymiotowałaś, mogłabyś błędnie ząłożyć, że mnie to obchodzi - powiedział lekceważąco.
Hermiona spojrzała na niego.
- Wydajesz się zaskakująco zaniepokojony moim myśleniem w taki sposób - powiedziała chłodno.
Malfoy zatrzymał się i wpatrywał w nią przez chwilę, zanim powolny koci uśmiech pojawił się na jego ustach.
- Czy w takim razie wracamy do agendy? - wycedził. Oczy Hermiony zwęziły się. - Jeszcze raz, co to było? Zbadać południowe skrzydło, spróbować znaleźć kuchnie, poszukać szopy ogrodowej lub stajni, znaleźć Malfoya i spróbować znaleźć w nim słabość do wykorzystania? Czy zaszliśmy już tak daleko? Jesteś całkiem skuteczna.
Hermiona spojrzała na niego. Chciała być zła, ale eliksir ostrożnie stłumił w niej taką reakcję.
- Byłeś w mojej głowie ostatniej nocy - powiedziała w końcu.
- Próbowałem zasnąć, ale ty myślałaś dość głośno - powiedział beznamiętnym tonem, wyciągając nieistniejący paproch ze swoich szat i przyglądając się swojemu foyer, jakby był dekoratorem wnętrz.
- Cóż, baw się dobrze - dodał po chwili. - Stajnie są za ogrodami różanymi z południowej strony dworu. A szopa ogrodowa znajduje się po drugiej stronie labiryntu z żywopłotu. Z tego co wiem, nie możesz dotykać sekatorów ani wideł. Możesz spróbować udusić mnie uzdą, ale jakoś wątpię, czy potrafisz się zmusić, żeby to zrobić.
Uśmiechnął się, złośliwie spoglądając na jej nadgarstki, po czym bez słowa odwrócił się i ruszył w górę schodów. Hermiona stała i patrzyła, jak znika w korytarzu, a potem rozejrzała się wokół, zastanawiając się nad wszystkim, kalkulując swój następny ruch.
Czytał jej w myślach poprzedniej nocy. Nie była tym zdziwiona, jednak wszystko, co robiła, wydawało się być potwornie daremne. Nie musiał nawet czekać, żeby użyć wobec niej legilimencji. Mógł po prostu wyławiać wszystkie potencjalne plany wprost z jej głowy.
Wróciła do swojego pokoju, włożyła płaszcz i buty. Wychodząc z dworu na werandę, zaczęła w myślach odliczać kolejne liczby parzyste.
Dwa, cztery, sześć, osiem, dziesięć, dwanaście…
Licząc, pozwoliła swojemu umysłowi błądzić, myśląc leniwie.
Draco Malfoy był zagadką. Pod jego zimną fasadą wirowało tyle sprzeczności. Jakie miał ambicje?
Dwadzieścia dwa, dwadzieścia cztery, dwadzieścia sześć, dwadzieścia osiem...
Wydawał się gromadzić swoją moc bez żadnego konkretnego celu.
Wiedział, że został spętany rozkazami, którym nie mógł się sprzeciwić. Ożenił się z Astorią, splugawił rodowód na rzecz półkrwi, utrzymywał Hermionę pod stałym nadzorem…
Z oddaniem wypełniał polecenia Voldemorta, mimo że nie miał do nich widocznego zamiłowania.
Co z tego miał? Co go napędzało? Jego moc i status wydawały się bezcelowe. Nie wydawał się czerpać z tego niczego, czego nie miałby jako Śmierciożerca średniego poziomu.
Sześćdziesiąt sześć, sześćdziesiąt osiem, siedemdziesiąt, siedemdziesiąt dwa…
Oczywiście Hermiona mogła coś przeoczyć. Spędzał całe dni poza domem. Robił niezliczone rzeczy, o których nie miała jakiegokolwiek pojęcia.
Było coś, co przeoczyła. Detal, który czuła, że podświadomie znała, ale nie potrafiła go zlokalizować. Coś… Coś. Jak układanka, którą składała w całość, zbudowana ze wszystkich sprzecznych informacji, jakie zgromadziła w swoim umyśle.
Sto trzydzieści dwa. Sto trzydzieści cztery. Sto trzydzieści sześć.
Poczuła, jak coś pęka w głębi jej umysłu i przed oczami przepłynęła jej strona ze zniszczonego zeszytu wypełnionego jej własnym pismem.
„Fanfary są w świetle, ale egzekucja odbywa się w ciemności, a celem jest zawsze wprowadzenie w błąd. Ujawnia się zamiar odwrócenia uwagi przeciwnika, a następnie zostaje on zmieniony, aby osiągnąć koniec przez to, co było nieoczekiwane. Ale wgląd jest mądry, ostrożny i czeka za swoją zbroją. Wyczuwając zawsze przeciwieństwo tego, co znaczyło, wyczuwać i od razu rozpoznając prawdziwy cel sztuczki, pozwala przejść każdą pierwszą wskazówkę, czekać na drugą, a nawet trzecią. Symulacja prawdy pnie się teraz wyżej, tuszując oszustwo i próbuje fałszować poprzez samą prawdę. Zmieniać grę, aby zmienić sztuczkę i sprawiać, że powód wydaje się widmowy, opierając największe oszustwo na największej szczerości. Ale czujność czuwa, widząc wyraźnie, co jest zamierzone, maskując ciemność, która została ubrana w światło i rozpoznając ten projekt najbardziej pomysłowy, który wygląda najbardziej bezmyślnie. W ten sposób spryt Pythona łączy się z prostotą przenikających promieni Apollo”.*
Hermiona zatrzymała się, zastanawiając, skąd się wzięły te słowa. To nie była książka, którą mogła sobie przypomnieć. Zapamiętała słowa. Gdy tylko zobaczyła je w pamięci, przypomniała sobie, że je pamiętała.
Fanfary są w świetle, ale egzekucja odbywa się w ciemności.
Kilka razy powtórzyła sobie te słowa.
Potem zaczęła liczyć co trzy, idąc przez labirynt z żywopłotu w kierunku, w którym według Malfoya znajdowała się szopa ogrodowa.
Dzień minął jej bezcelowo, wypełniony liczeniem. Podczas ostatniej eksploracji posiadłości Malfoyów nie znalazła nic przydatnego.
Szopa ogrodowa do której skierował ją Malfoy, była zamknięta.
Odkryła, że Malfoy posiadał stajnię ze skrzydlatymi końmi, ogromnymi Abraksanami, Granianami i Aetonanami. Wszystkie wpatrywały się w nią przez zakratowane drzwi budynku i tupały kopytami, gdy się zbliżyła.
Delikatny Granian był jedynym, który nie cofnął się, kiedy Hermiona podeszła bliżej. Zatrzepotał szarymi skrzydłami i wepchnął nos przez pręty, prychając i rzucając głową w stronę Hermiony.
Hermiona delikatnie pogłaskała jego aksamitny pysk i poczuła na dłoni ciepło jego oddechu. Gdyby umysł Hermiony nie został zduszony, mogłaby płakać, uświadamiając sobie, że koń był pierwszą ciepłą i delikatną rzeczą, która jej dotknęła od lat.
Stała przez kilka minut, głaszcząc konia po pysku i lekko drapiąc go po brodzie, podczas gdy ten muskał jej szatę w nadziei, że znajdzie tam jabłko lub marchewkę. Kiedy zdał sobie sprawę, że Hermiona nie ma mu nic do zaoferowania, przeciągnął wąską głowę z powrotem przez kraty i zignorował ją.
Hermiona została tam dłużej, niż powinna.
Ruszyła ponownie w kierunku ścieżki i odnalazła główną bramę Dworu Malfoyów. Duże żelazne wrota były zamknięte i nie otwierały się dla niej. Hermiona nie była pewna, co by zrobiła, gdyby rzeczywiście się przed nią otworzyły.
Wędrowała po całej posiadłości. Wchodziła gdzie tylko mogła.
Hermiona znalazła rodzinny cmentarz. Niezliczone nagrobki i mauzolea zakopane pod grubą warstwą śniegu. Rodzina Malfoyów była starożytna.
Tylko jedno mauzoleum zostało starannie oczyszczone z białego puchu. Po obu stronach drzwi kwitły zaczarowane żonkile. Hermiona przestudiowała słowa wyryte w marmurze.
Narcyza Black Malfoy. Ukochana żona i matka. Astra inclinant, sed non obligant.**
Niedaleko stał wielki nagrobek Bellatrix Lestrange. Herb Rodziny Blacków zdobił nieskazitelny marmur. Toujours Pur.***
Hermiona opuściła cmentarz i kontynuowała zwiedzanie posiadłości. Była ona nieskończona. Odosobniona. Nieprzerwane zaśnieżone wzgórza rozciągały się tak daleko, jak sięgnęła wzrokiem, oślepiająco białe pod czystym, błękitnym niebem. Kiedy zapadła noc, Hermiona nadal wędrowała, wpatrując się w konstelacje, aż poczuła, że efekty eliksiru zaczynają zanikać.
Następnego ranka poczuła się tak źle, że myślała, że umiera. Zwymiotowała z boku łóżka i zajęło jej kilka godzin, zanim udało jej się zaciągnąć swoje ciało do łazienki. Nie wiedziała, czy może uodpornić się na eliksir, ale nie sądziła, żeby była w stanie znowu przez to przechodzić, tylko po to, by się tego dowiedzieć. Nawet gdyby Malfoy znów jej go wysłał, wątpiła, czy poradziłaby sobie z ponownym dawkowaniem.
Była chora przez dwa dni, przyciśnięta do okna, drżała i próbowała wypocić eliksir ze swojego organizmu. Kiedy nie była zbyt objęta gorączką, ciągle rozmyślała nad Malfoyem i salonem w południowym skrzydle. Drugiej nocy śniła jej się Ginny.
Ginny skuliła się obok łóżka i cicho szlochała. Odwróciła się gwałtownie, kiedy Hermiona weszła do pokoju. Wyraz twarzy Ginny, kiedy odwróciła się i ujrzała Hermionę, był udręczony, jej klatka piersiowa gwałtownie się unosiła, a nierówne oddechy były szybko wciągane przez otwarte usta. Nawet jej rude włosy były mokre od łez.
Kiedy Hermiona zbliżyła się do Ginny, włosy dziewczyny opadły do tyłu i odsłoniły długą, okrutną bliznę biegnącą wzdłuż jej twarzy od czoła, aż po linię szczęki.
- Ginny - powiedziała Hermiona. - Ginny, co się stało? Co się stało?
- Nie wiem… - Ginny wymusiła słowa i zaczęła płakać mocniej.
Hermiona uklękła obok swojej przyjaciółki i przytuliła ją.
- O Boże, Hermiono… - sapnęła Ginny. - Nie wiem jak…
Ginny urwała, usiłując oddychać. Z głębi jej gardła wydobywały się zdławione dźwięki czkawki, kiedy walczyła z kurczącymi się płucami.
- W porządku. Oddychaj. Musisz oddychać. Wtedy powiesz mi, co jest nie tak, a ja ci pomogę - obiecała Hermiona, przesuwając dłońmi po ramionach Ginny. - Tylko oddychaj. Policz do czterech. Wstrzymaj. A potem wydech przez nos, licząc do sześciu. Będzie dobrze. Oddycham z tobą. W porządku? Dalej, oddychaj ze mną. Jestem tutaj.
Ginny tylko zapłakała mocniej.
- Wszystko w porządku - powtarzała Hermiona, gdy zaczęła brać głęboki, demonstracyjny oddech, aby Ginny mogła za nią podążyć. Trzymała Ginny mocno w ramionach, tak by młodsza dziewczyna poczuła, jak pierś Hermiony rozszerza się i kurczy powoli jako podświadoma wskazówka.
Ginny płakała jeszcze przez kilka minut, zanim jej szloch zwolnił, a jej oddech zaczął powoli odzwierciedlać oddech Hermiony.
- Czy chcesz mi powiedzieć, co się stało, czy wolisz, żebym poszła po kogoś innego? - zapytała Hermiona, kiedy była pewna, że Ginny nie będzie się dalej hiperwentylować.
- Nie… nie możesz… - powiedziała natychmiast Ginny. - O Boże! Ja nie-
I znów zaczęła szlochać w ramię Hermiony.
Hermiona wciąż płakała, kiedy wybudziła się ze snu.
Odtworzyła wspomnienie w swoim umyśle.
Ginny rzadko płakała. Kiedy umarł Percy, płakała przez wiele dni, ale z czasem gdy wojna niosła ją ze sobą, jej łzy wyschły, podobnie jak łzy wszystkich innych. Ginny ledwie zapłakała, kiedy Artur został przeklęty lub kiedy George prawie umarł.
Hermiona nie pamiętała, żeby jej przyjaciółka kiedykolwiek aż tak płakała.
Ciągle przywracała to wspomnienie w swoim umyśle, próbując nadać mu sens.
Nie pamiętała blizny na twarzy Ginny. Wydawało jej się, że we wspomnieniu mogła być ona sprzed wielu miesięcy, ale Hermiona nie przypominała sobie, kiedy Ginny mogła ją zdobyć. Wyglądało to tak, jakby ktoś wyciął nożem część jej twarzy.
Hermiona zastanawiała się, czy ją wyleczyła.
_____
* Fragment pochodzi ze Sztuki Roztropności autorstwa Baltasara Graciana.
** Astra inclinant, sed non obligant. (z łac.) - Gwiazdy nas skłaniają, nie krępują.
Odnosi się to do odróżnienia wolnej woli od astrologicznego determinizmu.
*** Toujours Pur. (z fr.) - Zawsze czysta.
Nie powiem, że się nie uspokoiłam, że ta klatka jednak nie należy do Draco. Nie chcę w takim razie jeszcze bardziej wiedzieć, w jakich celach używał ją Lucjusz. Na pewno nie było to nic miłego. No cóż, Malfoy na pewno nie był zadowolony z tego, że znalazła ten pokój, ale i tak nie mógł nic jej zrobić. Stroud nie byłaby zadowolona, gdyby ją skrzywdził. Za to ich spotkanie z Astorią było boskie! Widać u niego za grosz szacunku bądź jakichkolwiek pozytywnych uczuć względem niej. Już bardziej do Hermiony jest pozytywnie nastawiony niż do Astorii. No ale sam przyznał, że pobrał się z nią dlatego, że taki dostał rozkaz. Gdyby mógł, na pewno by tego nie zrobił. Coraz bardziej mi się podoba jego postać. Jest bardzo tajemniczy, ale wydaje mi się, że powoli zaczynam go rozgryzać. Nie jest aż tak obojętny do Hermiony, nazywanie jej szlamą stało się bardziej przyzwyczajeniem niż jest kierowane pogardą. Nie wiem dlaczego, ale zwróciłam też uwagę na to, jak przyglądał się im w lustrze, gdy rozmawiali z Astorią. Nie wiem, czy to miało jakieś znaczenie, ale jakoś mi się to wryło w pamięć. Daje jej też więcej swobody, niby zawarta jest w tym wszystkim kpina, bo żartuję z niej, że może znajdzie sposób by go zabić, ale nie przeszkadza mu to. Nie wiem w jaką gierkę z nią gra, ale podoba mi się to póki co.
OdpowiedzUsuńBrrr Lucjusz oby nie było go za dużo brrr. Tak jak myślałam Draco za dużo nie przejmuje się swoją żoną a nawet można powiedzieć że w ogóle. Herm jest dla niego bardziej interesująca. Chyba jedna z dłuższych rozmów między tą dwójką jak do tej pory.herm coraz więcej sobie przypomina i dobrze 😌 czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością. Pozdrawiam ❤️
OdpowiedzUsuńCzy on nie może przerzucić się na "Granger" z tej "Szlamy"? Jeju, za każdym razem, jak to czytam, to jakbym sama dostawała w twarz, irytuje mnie to bardzo. Ugh, mam nadzieję, że to się niedługo zmieni, bo wygląda na to (a może to ja bardzo chcę to widzieć?), że Malfoyowi nawet pasują te krótkie dyskusje z Hermioną - może dlatego, że jego własna żona jedno, wielkie nieporozumienie. Niech się gździ z kim chce, ale też uważam, że robienie tego tak ostentacyjnie nie przystoi arystokratom, za jakich się uważają. Ale cóż, po raz kolejny wyraźnie widać, że pochodzenie niewiele ma wspólnego z dobrym wychowaniem. I też uważam, że specjalnie drzwi zostały otwarte, żeby móc pozbyć się Hermiony w jakiś "nieumyślny" sposób - nie pomyślała tylko, bezmyślna Greengrass, że ten psychol Voldziu i tak by odkrył, kto za tym wszystkim stoi.
OdpowiedzUsuńWspomnienie - czy jednak sen? Tak niepokojące, że aż straszne... Jestem bardzo ciekawa, co z tego wszystkiego wyjdzie!
Mała.