ROZDZIAŁ 4.
Scena rozgrywająca się w sobotni poranek po balu siódmoklasistów była dość przygnębiająca. Jak ku wielkiemu niezadowoleniu pani Pomfrey nakazywała tradycja, pod drzwiami skrzydła szpitalnego wiła się długa kolejka uczniów oczekujących na swoją porcję eliksiru na ból głowy.
Większość szósto- i siódmoklasistów nie zeszła na śniadanie, bo woleli oni wykorzystać parę dodatkowych godzin na sen. Ci, którzy byli w stanie umyć się, ubrać i wziąć w garść na tyle, żeby pojawić się w Wielkiej Sali, cierpieli na mniejszy lub większy ból głowy i nudności.
Ron Weasley w ogóle nie spał tej nocy i rankiem pochłonął porcję czarnej kawy, która zabiłaby dorosłego czarodzieja. Wskutek tego dostał wytrzeszczu oczu i słowotoku. Mówił i jadł jednocześnie.
- Problemy z erekcją, strach przed pierwszym razem, bojaźliwy kogucik. Różnie się na to mówi, Harry. Naprawdę nie zadręczaj się z tego powodu. Każdemu się to zdarza raz na jakiś czas.
Harry Potter leżał górną połową tułowia na stole, opierając głowę na rękach. Nawet jego zwykle rozczochrane włosy sprawiały wrażenie, że są zbyt zmęczone i przygnębione, żeby zuchwale sterczeć. Można by pomyśleć, że jest pogrążony we śnie, gdyby nie regularne postękiwanie, wyrażające dezaprobatę dla Rona, który droczył się z nim w sposób daleki od subtelnego.
- Picie rzecz jasna nie pomaga - kontynuował rudzielec, rozsmarowując na toście solidną porcję dżemu borówkowego. - Musisz pędzić do toalety co pół godziny, zasypiasz w najmniej odpowiedniej chwili, a kiedy próbujesz zapędzić matadora na arenę, okazuje się, że jest... hmmm... nieco omdlały...
- Ron, jeśli musisz być tak obsceniczny od samego rana, przynajmniej pisz to na kartce - zrzędziła Ginny znad talerza. Cera dziewczyny, zazwyczaj kremowo-brzoskwiniowa, była bura jak owsianka. Nawet jej piegi zbladły. Co chwilę zakrywała usta ręką, wpatrując się szklanym wzrokiem w dal.
- Sorki - Ron wyszczerzył zęby, widząc dręczące jego siostrę mdłości. Wyciągnął z torby pióro, wziął serwetkę i przez kolejne dwie minuty radośnie coś na niej skrobał.
- Proszę, podaj to Harry'emu.
Ginny wyrwała mu serwetkę i rzuciła ją na stół.
- Stary, rozchmurz się - powiedział Ron, przełamując kromkę chleba na pół. - Jestem pewien, że Alicja Crowley to wyrozumiała dziewczyna.
- Więcej nie piję - powiedział Harry, niepocieszony. Przesunął palcem po serwetce. - Już nigdy.
Wszyscy w zasięgu słuchu kiwnęli głowami. Ginny, która sama odkryła tego ranka negatywne konsekwencje spożywania w dużych ilościach mieszanin różnych rodzajów alkoholi, poklepała go nawet po ramieniu. Deklaracji Harry'ego nikt nie brał poważnie, zwłaszcza że Ginny też zaprzysięgła parę minut wcześniej, że już do końca życia nie weźmie alkoholu do ust.
Im dłużej trwała poimprezowa regeneracja sił, tym zwyczajniej płynęła rozmowa.
- Swoją drogą to ciekawe, czy Alicja cokolwiek zauważyła - zastanowił się Ron. - Harry, podaj jajka, proszę. Nie te. Te drugie. Lubię, jak żółtka są płynne.
Grdyka Ginny podskoczyła w górę i w dół. Dziewczyna odłożyła łyżkę.
Harry z roztargnieniem podał przyjacielowi talerz z sadzonymi jajkami.
- No pewnie, że zauważyła. Znaczy, nie planowałem nic robić, ale zaczęła się tak... przystawiać. Boże, już pewnie cały Hufflepuff wie.
Ron otworzył usta, gotów po raz kolejny pokrzepić kolegę, ale przerwało mu hałaśliwe pojawienie się Seamusa Finnigana.
- Dobry! - wykrzyknął Seamus, z rozmachem otwierając drzwi Wielkiej Sali i podchodząc do stołu Gryffindoru. Skórę miał zabarwioną na lekko pomarańczowy odcień, co bez wątpienia oznaczało, że poddał się już kuracji u pani Pomfrey. Dzięki temu zapewne miał doskonały humor, zwłaszcza że pielęgniarka często aplikowała wypróbowany eliksir na ból głowy razem z delikatnym zaklęciem polepszającym nastrój.
Ginny skrzywiła się pod nosem, mamrocząc coś, co brzmiało jak „cholernykrzykliwyIrlandczyk", aczkolwiek wydawała się cieszyć na widok swojego „tak jakby chłopaka".
- Wspaniały dzień! - oświadczył Seamus, kiedy zwędził czwartoklasistom tacę grzanek sprzed nosów i przecisnął się w kierunku Ginny i Rona. Rozejrzał się po skwaszonych twarzach. - Czyżby zakończenie roku nie obudziło waszego radosnego ducha? - zapytał i zaczął nucić pod nosem hymn szkolny, nakładając sobie na talerz bekon, jajka, wędzone śledzie i grzanki.
- Mój duch spoczywa uśpiony, nim nie zakończy się semestr - odparła Ginny. - Zaśpiewaj jeszcze raz, Finnigan, i Merlin świadkiem, że nie odpowiem za to, co ci zrobię.
Podniosła nóż do masła z morderczym błyskiem w oczach.
Seamus tymczasem przestał się uśmiechać, kiedy zauważył Neville'a usadowionego parę siedzeń dalej. Chłopak w milczeniu zgarniał owsiankę do ust, kryjąc się za wielką salaterką z owocami.
- Longbottom, wyciąłeś wczoraj niezły numer.
Neville zrobił zakłopotaną minę.
- Seamus, to był przypadek. Wiesz, że tak było.
- A co się stało? - wtrącił Ron, przenosząc wzrok z niezadowolonej twarzy Seamusa na czerwone policzki Neville'a.
Seamus założył ręce na piersi.
- Nasz kochany Neville spuścił wczoraj spodnie przed Ginny i Susan Bones.
Harry poderwał głowę do góry, zapominając o swoim upokorzeniu.
- Co zrobił?
Longbottom potrząsnął głową.
- Nie zrobiłem tego specjalnie! Po prostu musiałem! Naprawdę bardzo mi się chciało, a nikogo w pobliżu nie było, więc poszedłem w krzaki, dobra? Każdy to czasem robi, no nie? - Chłopak posłał kolegom proszące spojrzenie. - Myślałem, że się dokładnie rozejrzałem, zanim... no...
Harry ryknął śmiechem, podczas gdy na twarzy Rona współczucie mieszało się ze złością.
- Neville! Już nie żyjesz! To moja siostra!
Ginny wywróciła oczami.
- Ron, cóż za szokująca hipokryzja. Mam sześciu braci, jakbyś nie wiedział. Myślisz, że nigdy nie widziałam...
Rudzielec zakrył jej usta ręką.
- Ty siedź cicho! Masz być słodka i czysta, inaczej mama urwie mi głowę. Dlatego nigdy tego nie widziałaś - powiedział, akcentując każdą sylabę tak, jakby miało to uprawomocnić jego oświadczenie. - I nie zobaczysz, dopóki nie będziesz miała, eee... co najmniej trzydziestki.
Ginny pacnęła go w ramię, a Harry poczuł, że uśmiecha się po raz pierwszy od początku dnia. Tymczasem Ron zaczął gapić się na Neville'a.
- Jak dobrze wiedzieć, że nie ja jeden miałem jakieś kłopoty - mruknął Harry. Zaledwie skończył mówić, kiedy rozległ się kolejny wrzask.
- Chwała Potterowi zdobywcy! - zawołał Dean Thomas, wkraczając do Wielkiej Sali. Skórę miał w podobnym odcieniu jak Seamus.
Ron energicznie potrząsnął głową.
- Proporzec wciągnięty na maszt! Śmiała dywersja w szeregach Hufflepuffu, by skraść ich drogocenny kwiat! - piał Dean.
Ginny przewróciła oczami, wpatrując się w szklankę z sokiem.
- Wzniósł wysoko sztandar, docierając do sedna!
Neville jęknął. Harry miał na twarzy rumieńce w kolorze bakłażana.
- ZAMKNIJ SIĘ, THOMAS! Cholerny proporzec nigdy nie został wciągnięty na maszt!
Uczniowie siedzący przy pozostałych stołach spoglądali na nich znad swoich talerzy. Dean przez chwilę stał jak ogłuszony, zanim nie uśmiechnął się szeroko.
- O kurde, co się stało?
Harry westchnął.
- Niebawem z pewnością dowiesz się szczegółów.
Wszyscy przyjaciele obrócili głowy w kierunku stołu Hufflepuffu, gdzie Alicja Crowley, niebywale atrakcyjna partnerka Harry'ego na balu, szeptała coś do ucha Susan Bones, zaś co najmniej sześciu Puchonów piorunowało wzrokiem Harry'ego i Neville'a.
- Wspaniale - powiedział Neville z tą odważną rezygnacją, której nauczyło go siedem lat eliksirów ze Snape'em. - Jeśli do poniedziałku nie nabiją mi lima, to będzie doprawdy cud.
Ginny zachichotała.
- Hermiona cię uratuje, Neville. Dobrze jest przyjaźnić się z Prefekt Naczelną.
- Właśnie, a gdzie Hermiona? - zapytał Harry, rozglądając się wokół. W zasadzie jej nieobecność nie była zbyt dziwna, zważywszy na to, że dziewczyna często wstawała wcześnie i zabierała śniadanie na poranne patrole. Był jednak weekend, a w weekendy zazwyczaj starała się jeść śniadanie razem z przyjaciółmi.
Ron wepchnął sobie do ust dwie magdalenki naraz.
- Jehu swohej mamy. Pszszed list.
Wyjął spod talerza starannie złożony list i podał Harry'emu.
- Cóż, to na tyle, jeśli chodzi o ratunek - skwitowała Ginny, obserwując z rozbawieniem Tima Gaggleby'ego, pałkarza Hufflepuffu, który śledził każdy ruch Neville'a, powoli zaciskając żylaste dłonie w pięści.
- Cicho bądź, marudo - jęknął Ron, odpychając talerz i nawet nie starając się stłumić długiego, głośnego ziewnięcia. - To wprost nieprzyzwoite użalać się teraz nad sobą. Szkoła się skończyła. Pomijając Voldemorta i trądzik, to życie jest piękne.
***
Tymczasem zaś - o czym Ron nie wiedział - życie miało paskudny zwyczaj rzucać człowiekowi kłody pod nogi, kiedy najmniej się tego spodziewał.
Rok temu Hermiona była rozkosznie zajęta nauką do SUMÓW, spotkaniami z przyjaciółmi, obowiązkami Prefekta i sporadycznym spiskowaniem przeciw wrogom czarodziejskiego świata.
Wczoraj była dość szczęśliwa, w miarę beztroska i, co najważniejsze, niezamężna.
Godzinę temu zastanawiała się, czy przetrwa resztę dnia.
W tej chwili niczego już nie była pewna.
Ciekawość może i była pierwszym stopniem do piekła, ale Hermiona nie zamierzała dać się utopić w siarce bez walki.
Siedziała naprzeciw Draco w magicznym powozie, udając się w piętnastominutową podróż z maleńkiej czarodziejskiej wioski Thimble Creek do Malfoy Manor. Opuścili obskurny mugolski hotel w Londynie bez zbytniego zamieszania i w nienajlepszych nastrojach. Między nią a Malfoyem panowało milczenie, początkowo przyjęte z ulgą. Teraz jednak potęgowało tylko napięcie.
A było ono koszmarne.
Zatrzymali się na chwilę przy poczcie na Pokątnej, gdzie Hermiona spędziła okropne dwadzieścia minut, pisząc listy do Rona i Harry'ego: „Wpadłam na jeden dzień do mamy..." i drugi do McGonagall: „Spędzam ten weekend u rodziców. Przepraszam, że wcześniej nie uprzedziłam..."
Hermiona nigdy nie była zbyt dobra w łganiu, aczkolwiek czas, który spędziła z przyjaciółmi, powinien uczynić ją mistrzynią półprawd i zmyślonych historyjek. Podczas gdy Ron i Harry byli perfekcyjni w udawaniu głupków, Hermiona wolała uciekać się do innych sposobów: zmieszanych spojrzeń, pogmatwanych wyjaśnień, które tak naprawdę niczego nie wyjaśniały, i nagłych zmian tematu, które miały sprawić, że przesłuchujący zostawi ją w spokoju z czystej frustracji.
Strategia ta sprawdzała się doskonale w pewnych przypadkach (kiedy przesłuchującym był Filch) i znacznie gorzej w innych (kiedy trafiło na Snape'a).
Pewnie Harry i reszta wylegiwali się teraz nad jeziorem, grzejąc się w promieniach południowego słońca i grając w Eksplodującego Durnia lub w szachy, a może nawet poszli do Hagrida. Ginny zapewne znowu udawała, że jest oczarowana anielsko cierpliwym Seamusem Finniganem, unikając wzburzonych spojrzeń, które słał jej Harry. Neville pewnie towarzyszył profesor Sprout w przygotowaniach do jego przyszłej asystentury. Blaise Zabini, niebywale zdolny Prefekt Naczelny, zwrócił na pewno uwagę na jej nieobecność i zajął się organizacją.
Hermiona obliczyła, że nie znajduje się więcej niż sto mil od Hogwartu. Odległość niewiele znacząca dla kogoś, kto miał pozwolenie na teleportację, ale i tak dziewczyna czuła się, jakby wystrzelono ją na drugi koniec świata.
Miała wrażenie, że żyje cudzym życiem.
Rzecz jasna najwięcej wspólnego z jej niepokojem miał wysoki, markotny, młody czarodziej, który jechał razem z nią. Od kiedy wsiedli do powozu starała się na niego nie patrzeć. Niestety siedziała zwrócona tyłem do kierunku jazdy, a spoglądanie na przemykający do tyłu krajobraz przyprawiał ją o chorobę lokomocyjną.
Ich przelotny wypad na Pokątną był nawet zabawny. Hermiona cieszyła się, że nie popadła jeszcze w taką panikę, żeby umknęły jej śmieszne detale. Malfoy defilował cały czas pięć kroków przed nią, z kapturem podróżnej peleryny naciągniętym głęboko na bladą twarz, na wypadek gdyby jakiś przechodzień zwrócił uwagę na fakt, że nieco rozczochrana Prefekt Naczelna Hogwartu idzie za nim. A raczej próbuje dotrzymać kroku temu nieuprzejmemu draniowi.
Po drodze na pocztę Hermiona dwa razy straciła go z oczu. Za każdym razem podchodził do niej z wyrazem bezgranicznej irytacji na twarzy, ciągnąc ją za łokieć i znów wysforowując się przed nią. Traktował ją jak ofiarę moru, od której bał się zarazić. Tak ją kusiło, żeby podnieść obluzowaną kostkę brukową z ulicy i walnąć Malfoya w tył jego szlachetnej blond głowy, że aż musiała zacisnąć dłoń w pięść i włożyć ją głęboko do kieszeni.
Ślizgon praktycznie wepchnął Hermionę do budynku, wsadzając jej cztery sykle w garść, i nakazał jej, „żeby się sprężyła". Dziewczyna posłała mu spojrzenie, które, jak miała nadzieję, odzwierciedlało jej Najwyższą i Śmiertelną Obrazę, po czym rzuciła w grubianina pieniędzmi i spędziła swoje wesolutkie dwadzieścia minut, przelewając żałosne kłamstwa na papier.
Kiedy wyszła z poczty, Malfoy był już w połowie drogi do publicznej filii sieci Fiuu, znajdującej się koło Trzech Mioteł. Zgrzytając zębami, poszła za nim jak ociągające się jagnię pędzone przez niechętnego pasterza. Stamtąd zafiukali do Thimble Creek, wioski położonej na południe od posiadłości Malfoyów.
Hermionę zawsze fascynowała bogata historia starych czarodziejskich posiadłości w Europie. Przypisywała to swojemu mugolskiemu pochodzeniu i uczuciu, że należała do kompletnie innego świata. Uczucie to pojawiało się ze szczególną intensywnością za każdym razem, kiedy czytała o naprawdę starych rodach - tych, których drzewo genealogiczne sięgało do tysiąca lat wstecz.
Stwierdziła, że dla kogoś kto przeglądał kompendium historii czarodziejów i co parę stron napotykał na wzmianki o swoich przodkach, nie mogło to pozostawać bez wpływu na ego. Zresztą nie tylko pałace miały swoją historię. Dotyczyło to często całych społeczności.
Na przykład Thimble Creek. Przez prawie czterysta lat mieszkańcy maleńkiej wioski odrabiali pańszczyznę dla Malfoyów, pracując przy utrzymaniu posiadłości - w stajniach, ogrodach, sadach, winnicach i na polach.
Kiedy jednak Hermiona i Malfoy wyszli z pełnego sadzy kominka w miejscowej piwiarni, tętniąca niegdyś życiem wioska była prawie wyludniona. Kilku starszych czarodziejów patrzyło na nich sponad kufli. Spoglądali na Draco niezbyt przyjaźnie i przez jedną niemiłą chwilę Hermiona obawiała się gradu zgniłych owoców albo, co gorsza, klątw.
Wieśniacy jednak nic nie zrobili, a dwójka uczniów bez żadnych przeszkód wynajęła powóz do pałacu. Nawet jeśli chłodne powitanie uraziło Malfoya, to nie okazywał tego.
Hermiona zgodnie ze swoją naturą miała mnóstwo pytań, żadne jednak nie wydawało się być dość istotne, by naruszać chwilowe zawieszenie broni. Tylko na jakiś czas, rzecz jasna.
W ostatnich latach wiele się zmieniło wskutek procesów śmierciożerców. Po sprawie Lucjusza koło fortuny nie potoczyło się w dobrą dla Malfoyów stronę. Od kiedy usunięto Knota ze stanowiska, nie trwało długo zanim Ministrem Magii został Artur Weasley. Nie było żadnych nominacji, gdyż większość ewentualnych kandydatów ceniła życie bardziej niż tak wysoką (i niepewną) pozycję. Zresztą Artur podpisywał pozwolenia na obławy i zarządził stan wojenny dwa miesiące wcześniej, nim na drzwiach gabinetu ministra zawisła mosiężna tabliczka z jego nazwiskiem.
Wskutek wprowadzonych przez niego obostrzeń, zwanych „Prawem Artura", do Malfoy Manor można się było dostać jedynie powozem. Aportacja i korzystanie z sieci Fiuu były zabronione. W zamian za „poufne i rzeczowe" informacje udzielone wymiarowi sprawiedliwości, które zaowocowały aresztowaniami wielu śmierciożerców i sympatyków Voldemorta, Lucjuszowi Malfoyowi zasądzono szesnaście lat aresztu domowego - bez różdżki, bez magii i bez przyjaciół. Groziła mu paskudna klątwa, jeśli tylko wystawiłby swoją blond głowę za okno, żeby zerknąć na pnące się po murze begonie.
Wielu innych śmierciożerców również udzielało informacji w zamian za zawieszenie wyroku osadzenia w Azkabanie. Wysoko postawieni czarodzieje kwestionowali skuteczność Prawa Artura, jednak sprawą zasadniczą pozostawał fakt, że Azkaban był przepełniony i znacznie trudniejszy do opanowania, od kiedy odprawiono dementorów. Planowano budowę drugiego więzienia, ale brakowało funduszy. Na dodatek mugolski premier zaczynał się za bardzo interesować poczynaniami czarodziejskiej społeczności w związku z ciągle wzrastającą liczbą czarodziejów mugolskiego pochodzenia, którzy z obawy przed Voldemortem chcieli przeniknąć z powrotem do świata mugoli.
Poza tym w większości departamentów Ministerstwa wciąż brakowało kadry, nawet jeśli do nowo stworzonej jednostki Ochrony Ministra wciąż zgłaszali się nowi kandydaci (Ron nazywał ich złośliwie aurorami w wersji light). Każdy dodatkowy knut w chudnącym wciąż budżecie przeznaczano na bezpieczeństwo, inwigilację i wywiad. Prewencja miała wyższy priorytet niż kary.
Tak więc Lucjusza osadzono w złotej klatce. Hermiona podejrzewała, że Harry miałby sporo do powiedzenia na ten temat, jednak pod koniec procesów chłopak kontentował się już tylko faktem, że może chodzić do szkoły i nie czuje przy każdym kroku oddechu śmierciożerców na karku.
Dwa tygodnie po tym, jak uprawomocnił się wyrok i zamrożono konta Lucjusza w Gringottcie i innych czarodziejskich bankach, Narcyza Malfoy spakowała manatki i wyjechała do kuzyna w Szwajcarii. Niewiele o niej wiedziano. Gazety opisywały ją jako kobietę pokonaną, niczym się niewyróżniającą, aczkolwiek z niezaprzeczalnym talentem zachowywania pozorów. Była doskonałą gospodynią i gdy sfotografowano ją po raz ostatni w wieku czterdziestu lat, nadal była niezwykle piękna.
Zabrała ze sobą wszystko, co mogła pomniejszyć zaklęciem. Zostawiła tylko jedynego syna na wychowanie człowiekowi, którego otwarcie nazywano potworem.
Hermionie było prawie szkoda Draco. Może chłopak pozyskałby więcej współczucia, gdyby nie przechadzał się po szkole, zadzierając nosa i uśmiechając się z wyższością w sposób, który aż się prosił o wypomnienie mu sytuacji rodzinnej. Nigdy jednak nie wspominał imienia ojca od czasu awantury, którą mieli z Harrym pod koniec piątej klasy.
Sugestia Draco dotycząca spotkania z jego ojcem początkowo spotkała się z dużym niedowierzaniem Hermiony. Dość trudno było jej przejść do porządku dziennego nad faktem, że ten mężczyzna chciał doprowadzić do zamordowania uczniów mugolskiego pochodzenia w Hogwarcie i przyczynił się do opętania Ginny, które mogło zakończyć się tragicznie.
To był ten sam człowiek, który stał przy Voldemorcie i patrzył, jak ten próbuje zabić czternastoletniego Harry'ego chwilę po tym, jak z rąk nikczemnego czarodzieja zginął Cedrik Diggory.
Ten sam, który niemal przyczynił się do śmierci Hermiony w komnacie z przepowiedniami w Ministerstwie.
Jedyne, co Hermiona chciałaby uzyskać od Lucjusza Malfoya, to zaproszenie na jego pogrzeb, gdzie z przyjemnością rozsiałaby plotki o swojej zachwianej równowadze psychicznej, tańcząc wraz z Ginny na zimnym, opuszczonym grobie.
Dlatego kiedy Draco oznajmił jej, że jadą na spotkanie z jego ojcem, dziewczyna najpierw zaśmiała się mu w twarz, a potem zachłysnęła się i zamilkła, kiedy zdrowy rozsądek niechętnie powrócił na swoje miejsce.
Ślizgon miał rację.
Jeśli chcieli pozbyć się problemu szybko i po cichu, ojciec Draco, wprawdzie obleśny, lecz mający niezbędne powiązania, był jedną z najlepszych osób, jakie mogli wybrać. Rzecz jasna Hermiona też miała swoje zasoby i zabezpieczenia. Nie przeżyłaby siedmiu lat z Ronem i Harrym, licząc tylko na szczęśliwy traf. Lucjusz Malfoy może i został skazany, ale nadal był niebezpieczny.
Bez wiedzy Draco - choć dupek mógł ją łatwo przyłapać, gdyby raczył wejść na pocztę razem z nią - napisała trzecią wiadomość i pozostawiła w okienku z instrukcją, że ma ona trafić do Dumbledore'a, jeśli po trzech dniach Hermiona nie odbierze jej osobiście.
W ciągu trzech dni bardzo wiele mogło się zdarzyć i Hermiona stwierdziła, że zaufanie, jakie okazała Draco, wychodząc z nim z balu, tak się zwiększyło, że postanowiła pojechać z nim do jego domu. Gdyby nawet chciał ją wykończyć, to miał już sporo innych okazji, więc Hermiona wierzyła, że chłopak, nawet jeśli był erotomanem, to nie był bezmyślnym szaleńcem.
Tak samo chciała myśleć o jego ojcu, jednak Lucjusz Malfoy był spiskowcem i oportunistą niemającym szacunku dla zasad moralnych. Trudno było przewidzieć postępowanie takich ludzi. Wiarygodność nigdy nie była znamienną cechą rodu Malfoyów i tu właśnie leżał powód niepokoju Hermiony.
Osobnicy pokroju Crabbe'a i Goyle'a odpowiadali atakiem na atak. Każda prostacka zaczepka ze strony Rona skutkowała bójką. Tymczasem odwet Draco nadchodził po kilku tygodniach, kiedy już nikt nie mógłby podejrzewać, że nagły, tajemniczy napad łaskotek u Rona był w jakikolwiek sposób powiązany z wcześniejszym drażnieniem Ślizgona.
Czując, że jej antypatia wzrasta w tempie wykładniczym, Hermiona założyła ręce na piersi i wreszcie na niego spojrzała.
Draco siedział ze skrzyżowanymi nogami, opierając dłonie na kolanach. U innego chłopaka ta poza raziłaby może pewną zniewieściałością, u Malfoya nosiła tylko znamiona niezależności.
Kurzajki - pomyślała Hermiona, kiwając w duchu głową. Byłoby łatwiej sprowadzić go do parteru, gdyby nie był tak cholernie atrakcyjny. Potrzebował tylko paru strategicznie rozmieszczonych kurzajek. Przydałyby się również krzaczaste brwi albo kartoflowaty nos.
Niestety jednak Malfoy nie posiadał kurzajek, znamion, plam ani innych cielesnych niedoskonałości. Hermiona miała dość czasu, by poznać tę kwestię z najdrobniejszymi nawet szczegółami i wiedziała, że pod ubraniem chłopaka kryje się sześć stóp i dwa cale gładkiej, bladej skóry, w blasku płomieni wyglądającej jak kremowy jedwab. Jego skóra sprawiałaby wrażenie dziewczęcej, gdyby nie prężyły się pod nią szczupłe, acz niezaprzeczalnie męskie muskuły.
W którymś momencie podczas ostatniego roku Draco Malfoy odbył nieuniknioną dla każdego nastolatka podróż i z chłopca stał się mężczyzną. Rzecz jasna nadal widać było pozostałości jego chłopięcego ja, jeśli ktoś zechciałby ich poszukać. Opryskliwy, dziecinny grymas ust albo delikatne zaróżowienie policzków, kiedy podejmował fizyczny wysiłek. Włosy nie ściemniały mu z biegiem lat, inaczej niż wielu blondynom. Wciąż były tak jasne, niemal platynowe. Hermiona podejrzewała, że miało to więcej wspólnego z jego pochodzeniem niż fizycznym rozwojem.
Poza tym jednak był niezaprzeczalnie dorosły. Hermiona mogłaby być zdumiona tym, jak radził sobie w intymnej sytuacji, gdyby nie fakt, że nie oczekiwała od niego mniej, nawet jeśli miał tylko osiemnaście lat. W Malfoyu nie było nic zwyczajnego i Hermiona żałowała szczerze, że właśnie ta cecha przywiodła ją do tego, co okazało się najlepszą okazją do spieprzenia sobie całego życia.
Cisza w powozie była teraz tak ciężka, że aż niemal bolesna. Hermiona pomyślała, że jeśli się zaraz nie poruszy, to dostanie odcisków na tyłku.
Malfoy drgnął może z jeden raz od chwili, kiedy wyjechali. Równie dobrze mógłby być wyrzeźbiony z granitu. Tymczasem jakaś szczególnie głęboka dziura potrząsnęła powozem tak, że dziewczyna wyprostowała się na siedzeniu. Było jej gorąco, czuła, że się lepi i denerwowała się coraz bardziej.
Dość. Miała już dość tej ciszy.
- Kiedy ostatni raz byłeś w domu? - zapytała, a słowa wyleciały jej z ust, zanim zdążyła zamaskować jakieś podteksty.
W pierwszym momencie wydawało się, że Draco ją zignorował, ale po chwili odpowiedział, nie odrywając wzroku od okna.
- Na Halloween.
- To prawie osiem miesięcy.
- Szlama zna się na matematyce. A już myślałem, że nic mnie nie zdziwi.
Hermiona nie wiedziała, co obraża ją bardziej - fakt, że użył tego okropnego słowa czy to, że nie włożył w obelgę zbyt wiele serca. Szczerze mówiąc, to od paru już lat nie nazwał jej w ten sposób, a i tak Ron zawsze obrażał się o to bardziej niż ona.
Gryfonka westchnęła.
- Tak się zastanawiałam, kiedy znów usłyszę to słowo.
- Jak nie chcesz go słyszeć, to nie dawaj mi powodu - skwitował. - A zresztą, jak już jesteśmy w temacie, przypominam ci, żebyś w obecności mojego ojca trzymała buzię na kłódkę. Ja będę mówił. Odzywaj się tylko, jak cię o coś zapyta. Jak się da, spróbuj nie patrzeć mu w oczy. Najlepiej o nic nie pytaj, nawet jeśli miałoby cię to zabić. Po prostu nic nie mów. Okazuj szacunek, a może wszystko pójdzie gładko.
Hermiona prychnęła. To ją obrażało.
- A ja myślałam, że papież mieszka w Watykanie.
Malfoy wreszcie na nią spojrzał. Wietrzyk wpadający przez otwarte okno zdmuchnął chłopakowi grzywkę na czoło. Ten odsunął ją niecierpliwie.
- Co ty powiedziałaś? - zapytał, mrużąc podejrzliwie oczy.
- Nic. Nic, o czym miałbyś pojęcie - wymamrotała nieobecnie.
- Wiem, gdzie leży pieprzony Watykan - rzucił nagle, nieoczekiwanie przechodząc od znudzenia do złości.
Hermiona spłoszyła się, czując się jeszcze gorzej teraz, kiedy spojrzenie jasnych oczu skierowało się bezpośrednio na nią. Usta miała suche z pragnienia i zdenerwowania, więc oblizała wargi. Draco zamrugał i spojrzał na usta dziewczyny, zaraz jednak wrócił wzrokiem do jej oczu.
- Czy naprawdę musisz zachowywać się tak, że jest jeszcze bardziej nieprzyjemnie, niż było? - zapytała cicho.
- Będzie w cholerę źle, zanim sytuacja choć trochę się poprawi, więc sugeruję, byś przyzwyczaiła się do tego, co nieprzyjemne - wycedził, kładąc sarkastyczny nacisk na słowo „nieprzyjemne".
- Myślisz, że twój ojciec zna kogoś, kto może odwrócić to zaklęcie?
Równie dobrze mogłaby pytać, czy zamki są budowane z kamienia albo czy w quidditcha gra się na miotłach.
- Nie, Granger. Jedziemy, żeby wypić z moim ojcem herbatkę i zjeść lody. Tak rzadko ma okazję się rozerwać ostatnimi czasy, od kiedy jest więźniem we własnym domu.
Hermiona spiorunowała go wzrokiem.
- Chciałam tylko wiedzieć, dlaczego sądzisz, że spotkanie z twoim ojcem to taki dobry pomysł!
- Bo ja wiem? - odpalił Malfoy. - Może dlatego, że poza Voldemortem ojciec zna się na prawidłach rządzących dziwnymi rodzajami magii lepiej niż jakikolwiek żyjący czarodziej. A może dlatego, że lista jego znajomości jest tak długa i plugawa, że udało mu się wejść we współpracę z ministerstwem, pomimo że był prawą ręką Voldemorta. Jest winien zbrodni, których nie umiałabyś sobie nawet wyobrazić, a uniknął pocałunku dementora!
- My też nie jesteśmy kompletnymi idiotami - odparowała Hermiona, a Malfoy przewrócił oczami.
Zdanie to można by prawdopodobnie zakwalifikować jako pierwszy (i chyba ostatni) komplement, jakim dziewczyna go kiedykolwiek obdarzyła.
- Myślisz, że to dobry pomysł łazić po szkole, czytając książki o sposobach pozbycia się magicznych tatuaży? - zapytał, zwężając oczy. - Ty sama być może masz pewien margines wolności, ale niektórzy są pozbawieni tego luksusu.
Hermiona wydała z siebie odgłos frustracji.
- Nie jestem poza wszelkimi podejrzeniami, jeśli o to ci chodzi.
- Tak samo jak ja, mimo że podczas ostatnich dwóch lat przeprowadziłem entuzjastyczną kampanię, która miała przekonać wszystkich, że nienawidzę mojego ojca i wszystkiego, co on sobą reprezentuje.
W dużym stopniu była to prawda. Cokolwiek można było powiedzieć o Draco Malfoyu, to odkąd jego ojciec wszedł w układ z ministerstwem, chłopak wyraźnie dawał do zrozumienia, że nie chce mieć nic wspólnego z Voldemortem. Wielu ludzi przypuszczało rzecz jasna, że obrał tę taktykę tylko dlatego, że - logicznie rzecz ujmując - jedynie w ten sposób mógł zachować prawo do jakichkolwiek roszczeń związanych z rodziną Malfoyów.
Ministerstwo skonfiskowało znaczną część pieniędzy i majątku, by wykorzystać je na zapłatę odszkodowań wojennych, nadal jednak pozostał pokaźny fundusz powierniczy, parę letnich rezydencji i spadek Draco po matce i dziadku. No i było też Malfoy Manor...
Hermiona zbyt późno zorientowała się, że powinna przestać czytać tygodnik „Czarownica".
Malfoy jednak miał rację. Musieli rozwiązać swój problem w tajemnicy i bez rozgłosu. Raczej nie dałoby się tego zrobić w Hogwarcie. Hermiona podejrzewała, że przeciwzaklęcie będzie czymś bardzo sekretnym i nielegalnym.
- Widzę, że nie będzie to szczęśliwe spotkanie? Żadnych ojcowsko-synowskich pikników przy stawie z kaczuszkami?
Hermiony już nie obchodziło, czy Draco miał problemy w domu. Widać było, że temat ojca jest dla niego drażliwy, ale dziewczyna była Malfoyowi winna jeden czy dwa ostrzejsze komentarze. Draco wyglądał po jej wypowiedzi, jakby strzelił w niego piorun. Rozprostował nogi i pochylił się do przodu, celując w jej kierunku palcem.
- Zamknij jadaczkę, Granger, albo powiem ci w najdrobniejszych szczegółach, do jakich wyczynów jest zdolna twoja świętoszkowata buźka, kiedy nie gada bzdur.
Jak zwykle zaskoczyła ją szybkość, z jaką chłodny i nieuprzejmy Malfoy w mgnieniu oka przemienił się w budzącego grozę. Dziewczyna syknęła cicho. Nikt nigdy tak do niej nie mówił. Nawet Ślizgoni nie śmieli otwarcie obrażać Prefekt Naczelnej. Teraz jednak nie była w Hogwarcie, a jej przyjaciele pozostawali daleko poza zasięgiem słuchu i wzroku. Zresztą niezależnie od tego, jak wstrętnie Malfoy ją traktował, Hermiona podejrzewała, że jego grobowy nastrój ma wiele wspólnego z faktem, że z nich dwojga to on miał więcej powodów do strachu przed swoim ojcem niż ona.
Zatem postanowiła trzymać język za zębami.
Powóz toczył się po wyboistej drodze, dopóki na szczycie wzgórza poza linią drzew nie ukazały się ciemnopopielate kamienne ściany Malfoy Manor. Hermiona uświadomiła sobie, że cały czas wstrzymywała oddech, i westchnęła głęboko. Teraz trudniej było jej oderwać ręce od krawędzi siedzenia.
Widziała już wcześniej zdjęcia tego domu. Każdy widział. Od momentu, kiedy rozpoczęły się procesy śmierciożerców, gazety co tydzień radośnie zamieszczały trzystronicowe rozkładówki o rezydencjach domniemanych popleczników Voldemorta.
Malfoy Manor było szczególnie interesujące ze względu na to, że było drugim z kolei najstarszym czarodziejskim dworem w Europie, zaś pierwszym, jeśli brać pod uwagę obszerność znajdującej się w nim kolekcji czarnomagicznych artefaktów. Wszystkie je wywieziono i skatalogowano, zaś najbardziej podejrzane znaleziska zniszczono. Niektóre złożono w specjalnej krypcie należącej do Ministerstwa, gdyż nikt nie wiedział, w jaki sposób można było je unicestwić. Starsze klasy Hogwartu przyjeżdżały do rzeczonej krypty na wycieczki, oglądając skonfiskowane przedmioty. Było to przydatne, gdyż pokazywało jednoznacznie, z jakimi chorymi umysłami przyjdzie im się zmierzyć.
Hermiona z bliska dostrzegła, jaką cenę zapłaciła posiadłość za skazanie Lucjusza na areszt domowy. W jej utrzymaniu niezbędna była magia, inaczej traciło się nad wszystkim kontrolę. Dekoracyjne dzikie wino niemal całkowicie pokryło mury grubą warstwą zielonych pnączy. Wszystkie trawniki były zasypane suchymi liśćmi. Niegdyś starannie przystrzyżone, teraz wyrosły tak, że zakryłyby małe dziecko. Źdźbła traw były pożółkłe i zwiędnięte.
Zbudowany w gotyckim stylu pałac wyglądał ponuro i złowieszczo, ale Hermionie wydał się piękny. Przypominał jej dawne dwory na plantacjach w Nowym Orleanie, które miała okazję zobaczyć, będąc tam z rodzicami na wakacjach. Rodzinny dom Draco z pewnością będzie się chylił ku upadkowi coraz bardziej w ciągu nadchodzących lat, nadal jednak miał w sobie niezaprzeczalny urok. Nietrudno było sobie wyobrazić Lucjusza, Narcyzę i Draco jako mieszkańców tego miejsca. Żaden bezpretensjonalny, zwyczajny czarodziej czy czarownica nie mógłby tu gospodarzyć.
W zaciszu swoich myśli Hermiona panicznie zachichotała, wyobrażając sobie, jak otwierają się przed nią drzwi, a za chwilę jej kędzierzawa, ciemnowłosa, szlamowatej krwi osoba wylatuje głową naprzód, wypluta na żwirową drogę prowadzącą do rezydencji.
Połączenie zaintrygowania, przestrachu i oczekiwania na nieznane ze spoconymi dłońmi zawsze rozwiązywało Hermionie język. Teraz też zwróciła się do Malfoya, zapominając o zakazie.
Chłopak marszczył lekko brwi. Jego ręce, poprzednio skromnie złożone na podołku, teraz niespokojnie skubały mosiężny guzik przy zapięciu letniej peleryny. Wyglądał na przejętego do tego stopnia, że już uprzednio zbyt swawolna wyobraźnia Hermiony teraz zaczęła szaleć. Jej puls gwałtownie przyspieszył.
Srebrzyste oczy utkwiły spojrzenie w brązowych, na jedną przelotną chwilę dając obojgu uczucie, że dzielą to samo przeznaczenie. Nagle Hermiona nie miała już nic do powiedzenia.
Kiedy powóz ze skrzypieniem osi zatrzymał się w chmurze kurzu przed frontowym wejściem do dworu, dziewczyna pomyślała sobie, że wielka szkoda, iż Draco jest takim krnąbrnym erotomanem.
Inaczej mogłaby go nawet wziąć za rękę.
Oj, biedny Harry! Tak to wlasnie jest, moj panie, jak sie przegnie z alkoholem! 😉 Chociaz moze bardziej powinnam wspolczuc tej Puchonce, haha 😁 Nie mniej seks z kompletnie pijanym facetem to rzadko az taki fun (wyjatkiem, jak wszyscy juz wiemy, jest tylko Draco 😂), takze nic nie stracila. I Ron...! To jest ten Weasley, ktorego uwielbiam! ❤ "Ty siedź cicho! Masz być słodka i czysta, inaczej mama urwie mi głowę. Dlatego nigdy tego nie widziałaś - powiedział, akcentując każdą sylabę tak, jakby miało to uprawomocnić jego oświadczenie. - I nie zobaczysz, dopóki nie będziesz miała, eee... co najmniej trzydziestki." - smialam sie w glos 😁 Boski!
OdpowiedzUsuńCo do podrozy Hermiony i Draco, to nie zazdroszcze ani atmosfery, ani tego, co im sie klebilo w glowie, im blizej byli Malfoy Manor 😉
Mała
Harry impotent po alkoholu - padłam! 🤣 Ron jak to Ron... Głupi głupek... Traktuje Ginny z góry, nie lubię czegoś takiego, nawet jeżeli są rodzeństwem to halo! Każde z nich ma swoje życie, a to, że on jest o rok starszy o niczym nie świadczy... Swoją drogą, że Harry mu czegoś nie zrobił przy tym stole to mnie zdziwił... Biedny Neville, zawsze w coś się wpakuje... Oh przesadziła młodzież z alkoholem - niech się cieszą, że tak się skończyło, zawsze mogli wziąć ślub i mieć tatuaże 😅
OdpowiedzUsuńCo do drogi Hermiony i Draco... Boję się co spotkają w Malfoy Manor to przede wszystkim. Są dwa wyjścia albo Lucjusz się wścieknie, albo zobac, y w tym szanse na odbudowę nazwiska Malfoy, w końcu jest bohaterka wojenna...