ROZDZIAŁ 31.
Gdy Blaise Zabini skończył osiem lat, odkrył, że jest metamorfomagiem. Nie wiedział jeszcze wtedy, że tak czarodzieje określają osoby o podobnych umiejętnościach. Jak to się zazwyczaj działo z dziećmi obdarzonymi magią, wyjątkowość Blaise'a dała o sobie znać pod wpływem przypadku, po tym, jak matka zmusiła go do obcięcia włosów. Chłopak wolał mieć długie, ale ona uparła się, że tylko dziewczynki takie noszą. Blaise był o to zły przez długi czas i wreszcie pewnego dnia, gdy rodzice siedzieli w salonie z krewnymi matki, którzy przyszli w odwiedziny, Blaise stanął przed lustrem w swojej sypialni i siłą woli próbował zmusić włosy, żeby odrosły.
Zadziałało. Odzyskał je w ciągu dziesięciu sekund. Zupełnie się tego nie spodziewał i w szoku o mało nie spadł z krzesła, które sobie podstawił, żeby lepiej widzieć się w lustrze. Przerażony tym, co powiedziałaby na jego nową fryzurę matka, Blaise złapał nożyczki i ściął włosy, po czym przez miesiąc omijał wszystkie lustra w domu. Dopiero później zorientował się, że potrafi całkowicie kontrolować swoje zdolności, i pojął, że ma wyjątkowy talent. Na temat metamorfomagii powstawały książki. Była to na tyle rzadka umiejętność, że nazwisko Blaise'a zostałoby wpisane do specjalnego rejestru w Ministerstwie Magii, jeśli tylko zdradziłby komukolwiek prawdę o sobie.
Jednak Blaise nigdy nic nikomu nie zdradził. Co więcej, już w wieku dziesięciu lat potrafił zmienić się w dowolną osobę, jeśli tylko przyglądał się jej na tyle długo, by wiedzieć, jak wyglądała z każdej strony.
Rzecz jasna było więcej rzeczy, których Blaise Zabini nigdy nikomu nie zdradził. Był jedynakiem, lecz rodzice go nie rozpieszczali. W Hogwarcie uczył się doskonale i miał bardzo dobrą reputację jak na Ślizgona, na tyle dobrą, że został Prefektem Naczelnym. Pochodził z bogatej i uprzywilejowanej rodziny, choć nie mogła się ona równać pod tym względem z Malfoyami i Parkinsonami (zanim ojciec Pansy nie roztrwonił całego majątku). Rodzice Blaise'a byli zadowoleni z jego osiągnięć, a jeśli kiedykolwiek martwił ich fakt, że ich syn był zdystansowany, emocjonalnie chłodny i wyrachowany, nie dawali temu wyrazu, tłumacząc sobie, że po prostu idealnie go wychowali.
W tej właśnie chwili Blaise ukrywał się w podcieniach sklepu z ubraniami na ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Sklep był już zamknięty ze względu na późną godzinę, gdyż słońce zaszło jakiś czas temu. Z tego powodu Blaise zdecydował, że nie musi zmieniać się w kogoś innego. W zapadającym zmroku jego ciemna skóra była najlepszą osłoną. Zresztą wyczerpanie sprawiło, że i tak nie dałby rady długo pozostać odmieniony. Równie dobrze mógłby próbować uformować bryłę gliny w pożądany kształt samymi łokciami.
Miniony tydzień był nie lada wyzwaniem. Blaise przypadkowo pojmał aurorkę. Wcześniej tego dnia postanowił odwiedzić ją w lochu i skrzywił się na samo wspomnienie. Wiedział, że jest dobry w tym, co robi, ale musiał przyznać, że stał się zbyt pewny siebie. Aurorzy nigdy nie powinni go przyłapać, jak wymykał się w czwartek z zamku. Z jakichś powodów, o których wolał nie myśleć, przybrał postać Draco. Dzięki temu zyskał trochę czasu, lecz nie spodziewał się, że Nimfadora Tonks pojawi się na miejscu i zdemaskuje go.
Śmierć tamtego aurora, którego nazwiska Blaise nie pamiętał, była niestety konieczna. Ludzie dostawali bzika, kiedy zaginął jakiś auror, zwłaszcza gdy wydarzało się to na terenie szkoły, pilnowanej przez Departament Przestrzegania Praw Czarodziejów. Tym niemniej Blaise był podekscytowany faktem, że miał okazję użyć jednego z Portali Śmierci, które przekazał mu Glizdogon. Gdziekolwiek świstoklik przeniósł Bligha, facet był już martwy. Jaka szkoda, że śliczna aurorka o niewyparzonym języku, którą Blaise kazał trzymać w lochu, miała niebawem podzielić los Bligha. Tonks miała charakterek i trochę przypominała Blaise'owi Hermionę.
Jednym z pozytywnych skutków porwania aurorów był fakt, że prawie wszyscy uczniowie wyjechali z Hogwartu jeszcze zanim zaczęły się letnie wakacje. Blaise mógł teraz poruszać się po opustoszałym zamku bez przeszkód, nie zamieniając się w któregoś z uczniów, nauczycieli bądź aurorów.
Blaise był już znudzony i zniecierpliwiony, gdy nagle zauważył Granger powracającą z Malfoyem. Wcześniej tego dnia śledził ją w drodze z Hogwartu do hotelu Cobblestone na Nokturnie. Draco wciąż miał na sobie czapkę z daszkiem, w której przyszedł wcześniej. Dzięki temu jego wyróżniające się jasne włosy pozostawały ukryte. Gdyby był sam, Blaise mógłby go nie poznać, ale z Hermioną nie było tego problemu, mimo że zmieniła fryzurę i swoje niesforne loki związała w kucyk. Jej brwi były zmarszczone i Blaise, choć nie mógł tego widzieć z tej odległości, wyobraził sobie, jak gładka, kremowa skóra na jej czole ściąga się lekko. Zawsze to robiła, gdy była czymś zaniepokojona, i ta sytuacja nie była wyjątkiem. Blaise był pewien, że to zachowanie Malfoya było przyczyną wzburzenia Hermiony. Blondyn miał zaciśniętą szczękę i był cały spięty, a jego dłoń otaczała nadgarstek Hermiony niczym obręcz kajdanek. Inaczej pewnie nie mógłby ciągnąć jej za sobą tak, jak robił to teraz.
Blaise nigdy by się nie spodziewał, że zainteresuje się jakąś dziewczyną w ten sposób. Dlatego początkowo czuł się dziwnie, gdy zdał sobie sprawę, że nie ma żadnej, choćby najmniejszej zmiany w zachowaniu Hermiony, której by od razu nie zauważył.
Hermiona była... inna. Chłopcy tacy jak on i Malfoy mogli podziwiać ją z daleka, ale nie dotykać. Hermiona nie była przewidywalna i nudna jak inni Gryfoni, nie tworzyła niepotrzebnego dystansu jak Krukoni i z całą pewnością nie była pozbawiona wyobraźni jak większość Puchonów. Owszem, była może zbyt zasadnicza, jednak wynagradzały to jej inne zalety. Była doskonałą organizatorką i potrafiła przewodzić ludziom, kiedy naprawdę uważała to za niezbędne. Potter ufał jej osądowi niemal bezgranicznie. Dumbledore również doceniał jej intelektualne walory, a poza tym sprytnie wykorzystywał ją jako hamulec dla nieprzemyślanych impulsów Złotego Chłopca.
Potter na zawsze zapisał się w historii czarodziejów. Jego postać pojawiła się w kolekcji kart z czekoladowych żab. Jego przeznaczeniem było zginąć w walce. Harry to zaakceptował i próbował żyć w taki sposób, by on sam i osoby, które kochał, byli na to zawsze przygotowani. Czasami Blaise prawie go podziwiał.
Przeznaczenie Granger nie było tak oczywiste i jeśli Blaise mógłby postąpić zgodnie ze swoją wolą - a zazwyczaj mu się to udawało - sprawiłby, że przyszłość dziewczyny stanęłaby pod jeszcze większym znakiem zapytania. Zastanawiał się nawet, czy nie uświadomić jej, że mu się podobała, ale kilka ostatnich miesięcy było doprawdy szalonych. Nie każdy mógł poradzić sobie jednocześnie ze zdawaniem owutemów oraz byciem Prefektem Naczelnym i początkującym śmierciożercą.
Właśnie dlatego, że Blaise był tak zafascynowany Hermioną, dość szybko dostrzegł, że była z kimś w związku i chciała za wszelką cenę utrzymać to w tajemnicy. Pierwszym sygnałem była książka o Fida Mia, którą Hermiona czytała w bibliotece i nawet robiła na jej podstawie notatki. Gdy Blaise odkrył, jak dokładnie działało to zaklęcie, zdał sobie sprawę, że musi być podwójnie czujny. Przypomniał sobie wtedy, że Hermiona tajemniczo zniknęła w połowie balu na zakończenie szkoły. Oprócz niej tylko jedna osoba była nieobecna i tą osobą był Draco Malfoy.
To połączenie było po prostu absurdalne, a jednak prawdziwe. Blaise był niemal pewien łączącej ich więzi po tym, jak wystrzelił Mroczny Znak i zaobserwował zachowanie Malfoya wobec Hermiony. Zamiast zostawić ją własnemu losowi, Draco trzymał się blisko niej, dopóki nie dotarli do zamku. A potem... potem był incydent z tłuczkami na boisku do quidditcha. Pansy poszła odwiedzić Draco w skrzydle szpitalnym i wybiegła stamtąd we łzach. Ktoś już u niego był...
Ten wypadek z Mrocznym Znakiem był doprawdy fatalny. Blaise powiedział Glizdogonowi wprost, co o tym myśli. Spośród wszystkich różdżek, jakie śmierciożercy mogliby ukraść, wybrali właśnie różdżkę Lucjusza Malfoya, zmanipulowaną przez Ministerstwo!
Wyczarowanie pierwszego Morsmordre w życiu Blaise'a miało być taką wyjątkową chwilą. A tak, z winy tych nieudaczników, Mroczny Znak zmienił się w cholerny symbol rodziny Malfoyów, i to na oczach Blaise'a!
Dlaczego cały świat zawsze kręcił się wokół Draco Malfoya?
Blaise miał talent do zakładania pułapek. Z łatwością zorganizował zaklęte tłuczki, które miały zakończyć życie Tandisha Doddersa. Wplątując w to Malfoya, chciał ostatecznie przekonać się, czy Granger żywiła do niego jakieś głębsze uczucia. Co innego, gdyby w przypadkowy i nieprzemyślany sposób pozwoliła rzucić na siebie nieodwracalne zaklęcie małżeńskie, a co innego, jeśli była zakochana w swoim mężu. Blaise musiał to sprawdzić. Póki co podejrzewał, że wnioski, które wyciągnął, są zupełnie bezpodstawne.
Dodders był idealną przynętą. Młody Ślizgon od dawna już nienawidził Malfoya. Gdyby któryś z nich zginął w tej próbie, nikt nie zadawałby pytań. Ślizgoni byli znani z tego, że nie wtrącali się do nie swoich spraw, zwłaszcza gdy dotyczyły zemsty na znienawidzonym współdomowniku.
Malfoy nie nadawał się na śmierciożercę z wielu powodów. Po pierwsze, po upadku swojego ojca nie wykazywał żadnego zainteresowania tym sposobem życia. Po drugie, udowodnił, że był gotów narazić się na niebezpieczeństwo, by uratować do niczego nienadającego się kolegę.
Blaise wiedział, że Draco zainterweniuje na boisku. Liczył na to i nie rozczarował się. Może Malfoy miał w sobie coś z Pottera. Kto wie, może właśnie to sprawiło, że Hermiona go wybrała?
Kiedy Blaise zobaczył reakcję Granger, poczuł dotkliwy ból. Siedzieli w gabinecie wicedyrektorki i Hermiona nagle pobladła jak papier, wydawałoby się, że bez powodu. Blaise wiedział jednak, że pod wpływem zaklęcia zdała sobie sprawę, że coś stało się z jej mężem. Chciał ją uderzyć, potrząsnąć nią. Chciał sprawić, żeby martwiła się o niego, nie o Malfoya.
Tamtego dnia upewnił się, że jego najgorsze podejrzenia były prawdą. Wtedy też postanowił, że Draco Malfoy musi zginąć.
Zaaranżowanie jego śmierci mogło być trudne. Czarny Pan koniecznie chciał mieć go w swoich szeregach, nawet jeśli wielu śmierciożerców upierało się, że chłopakowi nie wolno pod żadnym pozorem ufać. Jednak skoro Albus Dumbledore miał Harry'ego Pottera, to Voldemort też chciał mieć swojego własnego wybrańca. Każdy, kto potrafił myśleć, wiedział, że powinien to być Blaise. Jednak Czarny Pan rzekł tylko, iż "grzechy ojca nie stanowią o przyszłości syna". Ciekawe, skąd wytrzasnął tę mądrość. Pewnie wysnuł ją ze swojego durnego łba, gdy poznał swoje własne pochodzenie.
Chyba jeszcze żaden czarodziej nie zmarnował więcej czasu i talentu niż Voldemort. Nawet Harry Potter.
Czarny Pan zdobył rzeszę zwolenników, przerażał ludzi tak, że bali się wymawiać jego imię, dysponował ogromną czarodziejską mocą... i używał jej tak głupio. Jego rządy nie mogły potrwać zbyt długo. Czarny Pan nie umiał przewidywać i tworzyć długoterminowych strategii, ale Blaise tak. Chłopak miał swoje plany, w których śmierć Harry'ego Pottera była tylko jednym z punktów. Ambicje Blaise'a nie ograniczały się do rojeń i wymysłów. Były bardzo konkretne i dzięki temu młody Ślizgon zdobył już kilku popleczników wśród śmierciożerców. Póki co uważali go za wschodzącą gwiazdę na firmamencie, za obiecującego działacza, za użyteczne narzędzie. Wiedzieli, że daleko zajdzie.
Blaise też to wiedział. Przecież to było nieuniknione. Jak długo jeszcze czarodzieje mogli się kryć na obrzeżach cywilizacji, podczas gdy mugole dynamicznie rozwijali naukę i technologię? Nawet Dumbledore zauważył, że konserwatywny czarodziejski świat musiał kiedyś zacząć współistnieć z mugolskim na innych zasadach. Czarodzieje potrzebowali nowego, aktywnego przywódcy i jeśli Blaise musiał kłamać, oszukiwać, kraść i mordować, by nim się stać, to był na to gotowy.
Tymczasem jednak Blaise miał zadania do wykonania. Musiał pozbyć się porwanej aurorki, zastawić pułapkę na syna zdrajcy i uwieść dziewczynę. Był wprawdzie magicznym geniuszem, snującym rozległe plany i marzenia o swojej przyszłej wielkości, ale nie zmieniało to faktu, że na widok dziewczyny, która mu się podobała, pociły mu się ręce i serce zaczynało walić jak szalone.
Niestety, jego wybranka związała się z innym. Blaise postanowił, że musi coś z tym zrobić. Nie mógł już dłużej czekać, aż Hermiona Granger odzyska zdrowy rozsądek.
W koncu sie wyjasnia, kto tu knuje! Blaise, a tak go lubie w wiekszosci ff! Chociaz szczerze mowiac to nawet tu mi sie podoba - powazny, malomowny, szarmancki i przede wszystkim piekielnie inteligentny! Nawet, jesli wykorzystuje te madrosc w tak nikczemnym celu, ale coz, zazdrosc i zawisc to najgorsi doradcy... ;)
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że to będzie on!
OdpowiedzUsuńBlaise :O ? Oh na prawdę! Był w sferze moich podejrzewań, ale bardziej obstawiałam np. Notta... Jeny te jego przemyślenia są okropne. Tak zachowuje się osoba chora psychicznie. Ma ewidentnie jakiś problem ze sobą. W cieniu Draco, zazdrosny o Hermionę, chęć władzy... To nie są dobrzy doradcy, zdecydowanie... Trzeba mu oddać, że jest przebiegły. Martwi mnie przyszłość. Mógłby wykorzystać i zmienić się w któreś z nich i wykorzystać to, jednak zawsze pozostaje nadzieja, że jednak przez łączącą ich więź wyczują to, że ktoś udaje... Niedobrze, niedobrze...
OdpowiedzUsuń