ROZDZIAŁ 30.
Draco zastanawiał się, dlaczego Borgin, choć wyznaczył spotkanie z ekspertem na późne popołudnie, kazał im przybyć do hotelu kilka godzin wcześniej. Z tego, co Ślizgon wiedział, jego ojciec postępował podobnie ze swoimi partnerami biznesowymi. Lucjusz Malfoy przybywał wcześniej na miejsce spotkania, prosząc o to samo potencjalnych wspólników, tylko że nie ujawniał się od razu, obserwując ich najpierw z daleka. Lucjusz mówił zawsze, że najwięcej można się dowiedzieć o ludziach w sytuacji, w której są przekonani, że nikt na nich nie patrzy. Można poznać ich złe nawyki, nieświadome impulsy, upodobania i awersje. Strategia ta z całą pewnością sprawdzała się w przypadku Lucjusza, który każde przedsięwzięcie potrafił obrócić w sukces. Każde... oprócz małżeństwa. Widocznie kobiety były wyjątkiem od reguły.
A zatem pozostawało pytanie, czy ktoś ich obserwował? Draco wątpił, by chodziło o Borgina. Może to ten tajemniczy ekspert chciał sobie rzucić okiem na bogatych klientów przed umówionym spotkaniem.
Draco bardzo nie lubił takich tajemnic. Nie lubił też, kiedy konieczność nakazywała mu zamknąć się w maleńkim pokoiku na trzy pełne napięcia godziny razem z wiercącą się nerwowo Hermioną Granger.
Co za szczęście, że jego żołądek przypomniał mu w samą porę, że opuszczał ostatnio zbyt wiele posiłków. Poszukiwanie porządnej restauracji, jedzenie i powrót do hotelu z pewnością pomogłyby mu jakoś przetrwać ten czas. Jeśliby się postarał, to może wróciłby do hotelu dokładnie za trzy godziny.
Może powinien zapytać Granger, czy chciałaby, żeby coś jej przyniósł, ale to byłoby zbyt osobiste. Zbyt intymne.
Kiedy poprzednim razem próbował być uprzejmy, Granger oskarżyła go, choć nie bezpośrednio, o chęć zamordowania jej. Skończyło się na tym, że prawie na niej leżał, dotykając ją w niebezpiecznych miejscach. Dlatego postanowił, że będzie się trzymał starej i wypróbowanej metody, czyli grubiaństwa. Nie zaproponuje Granger towarzystwa i nie zaprosi jej na lunch.
Dziewczyna pachniała jak róże i za każdym razem, gdy była bliżej niż metr od niego, zapominał o wszystkim i jedyne, czego pragnął, to złapać dłonią za jej nieokiełznane loki i przytulić do nich twarz.
No dobra, to nie było jedyne, czego pragnął. Nie zamierzał jednak pozwolić, by rządziły nim niższe instynkty. Może i jego fiut uzależnił się od dziewczyny, ale to mózg Draco wydawał rozkazy... przeważnie.
Pamiętał, jak matka powtarzała mu: "Synku, jeśli masz więcej niż jedno zmartwienie naraz, potrzebujesz więcej ludzi wokół siebie". Tylko że Pansy tutaj nie było, żeby przywrócić mu zdrowy rozsądek. Crabbe gdzieś przepadł. Milicenta dawała dobre rady, dopóki nie zaczęły rządzić nią hormony. Goyle został w Hogwarcie. Zabini...
No właśnie, co z Zabinim? Blaise składał się głównie z intelektu, zupełnie jak Granger, i ładnie wyglądał, lecz od początku trzymał się na dystans od innych Ślizgonów. Draco zawsze podejrzewał go o polityczne aspiracje, gdyż Zabini próbował żyć w dobrych stosunkach ze wszystkimi, nawet z Puchonami.
Ministerstwo powinno wybrać Blaise'a na szpiega. Częściej rozmawiał z ludźmi i był bardziej lubiany niż Draco. A jednak to właśnie on, Draco, został obciążony zadaniem odszukania potencjalnych popleczników Voldemorta w Hogwarcie.
Na tę myśl Draco prychnął pod nosem. Posłałby Artura Weasleya, Dumbledore'a i całe pieprzone Ministerstwo do piekła, gdyby nie to, że stawką był jego majątek.
Co w takim razie byli warci jego przyjaciele? Czy w ogóle byli przyjaciółmi? W Slytherinie rzadko zdarzali się tacy ludzie jak Bliznowaty czy Wiewiór, którzy rzuciliby się pod autobus, jeśli miałoby to zapewnić bezpieczeństwo tym, na którym im zależało. Szaleńcy tego typu trafiali z reguły do Gryffindoru. Ślizgoni zaś byli wyrachowani i pragmatyczni. Zanim rozważyliby samopoświęcenie, upewniliby się sto razy, czy nie istniał ktoś, kogo można by przekupić, pobić albo zaciągnąć do łóżka, i w ten sposób osiągnąć cel.
Granger ma duże wpływy. Może powinienem nadal się z nią pieprzyć i zobaczyć, jakie będę miał z tego korzyści?
Och tak, to była doprawdy nowa i kusząca myśl. Dziwne, że nigdy wcześniej nie rozważał małżeństwa z Granger w takich kategoriach. Mógł ją wykorzystać do wspinania się po drabinie społecznej albo jako kartę przetargową w przepychankach z Ministerstwem. Jednak od samego początku uważał ją tylko za utrapioną dziewuchę, z którą chciał po prostu zerwać. Jak to możliwe, że przeoczył tak istotne korzyści, które mógł wynieść z tego związku?
Gryfonka siedziała na brzegu łóżka i zapinała pasek od sandała. Podniosła głowę i spojrzała na niego tymi brązowymi oczami, w których nigdy nie było widać woli czynienia zła. Była tak cholernie słodka, że aż robiło się mdło. Nigdy wcześniej nie był z taką dziewczyną i im lepiej ją poznawał, tym bardziej go fascynowała. Promieniowała taką samą niewinnością jak Potter. Podobni im ludzie nigdy o innych źle nie myśleli, a jeśli nawet sporadycznie im się to zdarzało, zaraz się za to potępiali.
Draco westchnął. Wiedział, dlaczego nie mógł tego zrobić. Dlaczego nie mógł jej zatrzymać. Wolałby jednak umrzeć niż powiedzieć o tym głośno.
- Wychodzę na jakiś czas. Czekaj tu na mnie - powiedział szorstko.
- Tak? - zapytała, wstając szybko, jakby zadowolona, że może z nim porozmawiać. - Idziesz coś zjeść? W takim razie idę z tobą.
Głupia, tylko nie to. Nie chcę, żebyś ze mną szła. Boję się, że stracę nad sobą kontrolę.
- Wszystko mi jedno - odparł obojętnie, odkrywając, że jest zbyt głodny, by z nią dyskutować. Włożył swoją czapkę z reklamą nawozu, ignorując Granger, która uśmiechnęła się pod nosem.
***
Ulica Pokątna była tak zatłoczona, że minęło pół godziny, zanim przeszli sto metrów. Minęli kilka straganów, na których sprzedawano mocno przypieczone szaszłyki. Obok kręcili się ludzie zajadający kawałki łykowatego mięsa na patyczkach. Ich miny nie wróżyły nic dobrego.
- U Floriana Fortescue jest tłum - oznajmiła Hermiona, stając na palcach i wyciągając szyję. - Wątpię, czy dostaniemy się do jakiejś knajpy.
- Nie będę jadł szczurów na patyku - mruknął Draco.
Hermiona starała się opanować uśmiech.
- Ten człowiek powiedział, że to przepiórki.
- Przepiórki nie mają długich, gołych ogonów.
Hermiona roześmiała się. Po raz pierwszy słyszał, żeby śmiała się w ten sposób w jego obecności. Tak go to rozproszyło, że pozwolił się popchnąć przechodzącym czarodziejom prosto w jej kierunku.
- Spokojna głowa - oznajmiła Hermiona pewnym i zdecydowanym tonem Prefekt Naczelnej. - Zjemy u mugoli.
Kiedy przepychali się do Dziurawego Kotła, Draco dwa razy stracił Hermionę z oczu. Gryfonka nie była karzełkiem, ale brakowało jej chęci i umiejętności, by torować sobie drogę w tłumie za pomocą łokci.
Zirytowany, Draco stanął za nią i złapał ją za ramiona, sterując nią w stronę wyjścia z Pokątnej. Przez pięć minut był tak blisko niej, że czuł zapach jej włosów. To wystarczyło, by dostał potężnej erekcji, którą Granger z pewnością mogła wyczuć, gdy raz czy dwa zostali tak mocno ściśnięci w tłumie, że jej pośladki były przyciśnięte do jego podbrzusza. Dziewczyna nic jednak na ten temat nie powiedziała.
Kiedy weszli do Dziurawego Kotła, Draco naciągnął czapkę niżej na oczy. Po chwili znaleźli się w mugolskim Londynie. Przez jakieś dwadzieścia minut szli w stronę dworca King's Cross. Na Euston Road napotkali kilka kafejek i Hermiona zwolniła kroku, żeby Malfoy mógł coś wybrać.
Draco czuł się kiepsko - jak zawsze, kiedy musiał przebywać na terytorium mugoli. Zupełnie jakby musiał założyć but, który w ogóle na niego nie pasował, i nie mógł się nawet poskarżyć. Kiedy było ciemno, nie mógł rzucić Lumosa. Jeśli potrzebował znaleźć kierunek, nie mógł użyć Zaklęcia Czterech Stron Świata. Równie dobrze mógłby mieć prawą rękę przywiązaną z tyłu za plecami.
Nad mugolskim Londynem wisiał smog, po chodnikach snuli się bezdomni i nastolatkowie z twarzami nabijanymi metalowymi kolcami, a samochody jeździły zbyt szybko. Jednak była tu również błogosławiona przestrzeń i nigdzie nie sprzedawano pieczonych szczurów. Co najwyżej przez jedno z okien chińskiej restauracji było widać obracającą się na ruszcie pieczoną kaczkę.
- Co byś chciał? - zapytała Hermiona.
Wracać.
Zatrzymali się koło małej kafejki, która zwróciła uwagę Draco. Ślizgon jeszcze nigdy nie widział nic podobnego. Dwóch mężczyzn, najwyraźniej Azjatów, z ogromną zręcznością kroiło, siekało, zawijało i formowało potrawy, które następnie kładli na kolorowych tackach, przesuwających się dookoła owalnego stołu. Przy nim umieszczono, przymocowane na stałe do podłogi, czerwone niewyściełane stołki. Kelnerki roznosiły na tacach miseczki z apetycznie pachnącą zupą.
- Tutaj - oznajmił Malfoy, zaintrygowany.
Pora lunchu już minęła, więc w restauracji nie było zbyt wielu gości. Gdy Draco z Hermioną weszli do środka, mała dziewczynka w wieku czterech lub pięciu lat, siedząca przy stoliku z ojcem, zaczęła gapić się na Draco, po czym pociągnęła ojca za rękaw, jakby chcąc zwrócić jego uwagę.
- Może lepiej zdejmę czapkę - powiedział Draco. - Ludzie dziwnie się na mnie patrzą.
Po tych słowach posłał dziewczynce nieprzyjazne spojrzenie, a ona wstrzymała oddech i zaczęła chichotać w rękaw.
Hermiona przygryzła usta, żeby się nie uśmiechnąć. Wątpiła, żeby uwagę dziewczynki przyciągnął napis na czapce.
- Malfoy, nie sądzę, żeby ktoś cię rozpoznał w barze sushi przy Euston Street.
To go chyba przekonało, bo ściągnął czym prędzej reklamę nawozu ze swojej głowy. Zaprowadził Hermionę do kąta najbardziej oddalonego od wejścia i usadowili się tam na dwóch stołkach. Chwilę później stanęła przy nich kelnerka w fartuszku w kratę z przypiętym okrągłym znaczkiem, na którym widniało jej imię, Fay, i nazwa lokalu, czyli Sushi Hut.
- Zielona herbata czy miso? - zapytała rutynowym tonem, nie przestając żuć gumy i przewracać kartek notesu z zamówieniami.
Draco wyciągnął właśnie serwetkę ze stojaka i rozkładał ją sobie na kolanach. Hermiona obserwowała jego manewry z nieskrywanym rozbawieniem.
- M...miso? A co to takiego? - zapytał uprzejmie.
Kelnerka była zaskoczona tym pytaniem i zerknęła na Ślizgona sponad swojego notesu. Spodziewała się pewnie jakiegoś turysty, który postanowił raz w życiu popróbować trochę więcej egzotyki i zjeść kilka roladek sushi. Tymczasem przed nią siedział efekt wielu pokoleń wybiórczego, magicznego rozmnażania, obdarzony hipnotyzującymi szarymi oczami, upstrzonymi niebieskimi plamkami (choć ten detal można było dostrzec dopiero z bliska) i platynowymi włosami, lekko wijącymi się na końcach, oraz szczupłym, harmonijnie umięśnionym ciałem, okrytym gładką, jasną skórą. Hermiona nie sądziła, by w tym małym, skromnym lokaliku kiedykolwiek pojawił się ktoś podobny do Malfoya.
Odchrząknąwszy, Gryfonka oparła podbródek na dłoni. Kelnerka zamrugała i zerknęła na nią, najwyraźniej rozproszona, po czym odparła:
- Eee, to wywar z warzyw, gotowany z tofu, wodorostami i grzybami.
Hermiona wątpiła, by Malfoy wiedział, czym jest tofu, ale przynajmniej nie skrzywił się, gdy kelnerka wspomniała o wodorostach.
- A zatem poprosimy dzbanek herbaty i dwie miseczki zupy miso. Odpowiada ci to? - zapytała Hermiona.
- Tak - odrzekł Draco, studiując niewielkie, laminowane menu z taką intensywną uwagą, że wyglądało to zabawnie.
Malfoy nie był zdziwiony, gdy zamiast sztućców dostali pałeczki, choć chciał już wołać kelnerkę i poskarżyć się, że dostał wadliwy egzemplarz. Hermiona litościwie uświadomiła mu, że wystarczyło je tylko rozłamać.
- Aha - rzekł i zabrał się do wybierania tacek z jedzeniem. Wziął sobie cztery, które w tej właśnie chwili przesuwały się obok nich.
Hermiona podnosiła akurat do ust filiżankę z herbatą i zakrztusiła się.
- Malfoy, możesz sobie wybrać, co chcesz. Nie musisz łapać tego, co jest pod ręką.
Ślizgon podniósł wzrok, trzymając ryżową kulkę w pałeczkach.
- Przecież właśnie wybrałem sobie to, co chcę.
Kelnerka przyniosła im zupę, a Hermiona obserwowała ilości jedzenia, jakie pochłaniał Malfoy. Gdyby nie to, że widziała już wcześniej, do czego w tej materii byli zdolni Harry i Ron, pewnie by zaniemówiła. Chyba jednak nawet Ron nie dałby rady zjeść jednej roladki kalifornijskiego sushi, o trzech nie mówiąc.
- Co to takiego? - zapytał Ślizgon, wskazując pałeczką na roladkę gunkansushi, przybraną pomarańczową ikrą. Kiedy Hermiona mu odpowiedziała, skomentował tylko: - Aha, czyli to kawior.
Hermiona próbowała go powstrzymać, gdy zaczął sobie nakładać dużą ilość "pasty z awokado".
- Malfoy, lepiej nie używaj tyle wasabi.
Ślizgon ją zignorował, zjadł wasabi i zaczął spazmatycznie kaszleć.
- Chcesz herbaty? - zapytała dziewczyna obojętnie. Nalała mu filiżankę, którą Malfoy niemal wyrwał jej z rąk, i wypił gorącą herbatę jednym łykiem.
Godzinę później przy boku chłopaka piętrzyło się czternaście pustych tacek, a obok Hermiony cztery.
- Granger, nie mam przy sobie mugolskich pieniędzy.
Hermiona wzruszyła ramionami i pogrzebała w torbie w poszukiwaniu portfela.
- To dobrze, bo ja stawiam. Ty płaciłeś za pokój.
Malfoy wcale nie był z tego zadowolony, ale nic nie mógł zrobić. Wyszedł na zewnątrz i czekał tam, przypatrując się przejeżdżającym samochodom, podczas gdy Hermiona płaciła przy kasie.
- Było fajnie - powiedział, kiedy wyszła z kafejki i stanęła obok niego.
Chciał jej w ten sposób podziękować, lecz Hermiona nagle poczuła się zaniepokojona. Zupełnie jakby zwykłe "dziękuję" było dla nich czymś niebezpiecznym, sugerującym zbytnią bliskość.
- Tak - odparła.
Spacerkiem ruszyli w stronę Dziurawego Kotła. Zazwyczaj Draco pędził jak szalony i, jedynie biegnąc, mogła za nim nadążyć. Tym razem jednak chyba żadne z nich nie miało ochoty wracać do pokoju.
- Mogę cię o coś zapytać? - odezwała się, gdy przechodzili przez skrzyżowanie. Jej wzrok był utkwiony w chodnik, więc pewnie była zażenowana.
- Czy kiedykolwiek ktokolwiek powstrzymał cię od zadawania pytań? - odparł sarkastycznie i nagle chciał cofnąć te słowa, widząc, jak się wzdrygnęła. Jednak, jak to ona, nie zamierzała się poddawać.
- Tamtej nocy, na balu, kiedy do ciebie podeszłam, wyglądałeś, jakbyś był... zamyślony. Co ci wtedy chodziło po głowie?
Aha. Przyszedł czas na dyskusję o tamtym.
- Nudziłem się. Goyle był pijany, Parkinson była na mnie o coś zła, już nawet nie pamiętam o co. Przyszłaś do sali jako jedna z ostatnich i sprawiałaś wrażenie, jakbyś dopiero co się wykąpała. Byłaś cała zaróżowiona. - Malfoy zamilkł i wpatrywał się w nią intensywnie, po czym musnął jej ucho palcem. - Pomyślałem sobie, że chyba nie chciałaś tam być tak samo, jak ja. Zastanawiałem się, co byś zrobiła, gdybym do ciebie podszedł i zaprosił cię do mojego dormitorium. Doszedłem do wniosku, że to najwyższy czas.
Hermiona spojrzała na niego.
- Naprawdę?
Ślizgon skinął głową. Z naprzeciwka szły rozgadane gimnazjalistki, gapiąc się na niego z otwartymi ustami i szturchając się łokciami.
- Naprawdę.
- Ale przecież mnie wtedy nie lubiłeś.
Draco od razu zauważył, że użyła czasu przeszłego. Zarozumiała dziewucha.
- To, że cię nie lubiłem, nie oznaczało, że nie miałem ochoty przyprzeć cię do najbliższej ściany.
Hermiona miała oczy jak spodki.
- Rozumiem. A od jak dawna, eee... tego chciałeś?
Draco prychnął pod nosem i powstrzymał ją, zanim weszła do pubu.
- Czemu sądzisz, że nadal tego chcę?
Hermiona zawahała się, uważnie dobierając słów.
- Siła twoich uczuć jest... Cóż, niemała. Zaklęcie sprawia, że mam do nich dostęp, ale zauważyłabym to, nawet nie będąc pod wpływem Fida Mia.
A zatem chciała to usłyszeć. Niech sobie chce. Draco nie zamierzał położyć głowy na katowskim pieńku dla kogoś takiego jak ona.
- Porównujesz mnie do Weasleya? - zapytał Draco, przewracając oczami. - Może jemu wystarcza krótkie macanko w krzakach, jednak ja mam inne upodobania. Wiesz o tym - dodał rozmarzonym głosem.
Gryfonka zarumieniła się po korzonki włosów. Widział to nawet w gasnącym świetle dnia. Hermiona Granger była najbardziej nieprawdopodobną kombinacją praktyczności i dziewczęcej nieśmiałości, jaką kiedykolwiek spotkał. Pragnął sprawić, żeby zarumieniła się jeszcze bardziej.
- Chcę zrozumieć, w jaki sposób zaklęcie na nas działa. Gdzie jest granica między jego wpływem na nas i naszymi własnymi uczuciami.
Draco postanowił nie owijać w bawełnę.
- Pytasz mnie o to, czy chciałem cię zerżnąć już od dawna, czy dopiero zaklęcie to sprawiło?
Hermiona była tak bezgranicznie zażenowana, że musiała odwrócić wzrok.
- Nie wierzę, że prowadzimy taką rozmowę...
- Hej, sama to zaczęłaś.
Odetchnęła powoli, próbując się uspokoić, i spiorunowała go wzrokiem.
- To prawda, ale mógłbyś odpowiedzieć w mniej bezczelny sposób.
- Budzisz we mnie najgorsze instynkty, przyznaję to - odparł, próbując ją ułagodzić. - Zanim tamta czarownica nas wytatuowała, moje myśli o tobie ograniczały się do fantazji, którymi umilałem sobie lekcje historii magii. A potem... - Draco zerknął na Hermionę znacząco, choć w jego spojrzeniu nie było ciepła. - Znawca nigdy się nie myli.
- Rozumiem - odrzekła i zastanowiła się przez chwilę. - O czym rozmawiałeś z Dumbledorem w jego gabinecie po tym, jak w Hogwarcie wystrzelono Mroczny Znak?
Draco spodziewał się wszystkiego, lecz nie tego pytania. Zbiło go z tropu i rozgniewało. Już prawie udało mu się o tamtym zapomnieć.
- Nie wolno ci o to pytać - warknął, posyłając dziewczynie złowrogie spojrzenie.
- Dlaczego nie? Nie ufasz mi? - zapytała Hermiona. - Ja ci ufam, niezależnie od tego, co na ten temat myślisz.
- W takim razie jesteś stanowczo zbyt ufna.
- Tak jak wtedy w Łazience Prefektów?
- Już cię przeprosiłem za ten błąd - odparł Malfoy zimno. Czuł, że traci panowanie nad sytuacją. Granger wyglądała jak niedźwiedź, który zwęszył pasiekę. - Skończyłaś to małe przesłuchanie? Musimy wracać do Cobblestone.
- Jeszcze chwilę.
- Nie - wycedził aksamitnym głosem, w którym słychać było zawoalowaną groźbę. - Spóźnimy się - dodał, bo dziewczyna blokowała wejście do pubu.
Hermiona jęknęła.
- Dlaczego nigdy nie możemy normalnie porozmawiać? Prędzej czy później zawsze strzelasz focha!
- Ja nigdy nie strzelam focha! - wrzasnął Draco, obrażony.
Gryfonka aż się zapieniła. Ręce położyła na biodrach, a jej brązowe oczy płonęły gniewem.
- Może trudno ci w to uwierzyć, ale większość ludzi nie uważa, że jestem nieznośna!
- Jesteś znośna tylko wtedy, gdy trzymasz buzię zamkniętą - odparł Malfoy. - Poznałem już kilka przyjemnych sposobów, żeby osiągnąć ten cel. - Wlepił wzrok w jej usta.
Hermiona zaszurała nogami, zakłopotana.
- Przestań.
- To ty przestań mnie wypytywać i zejdź mi z drogi, zanim przerzucę cię przez ramię i wniosę do środka!
Hermiona popatrzyła na niego, jakby rozważała coś w myślach.
- Twoi rodzice naprawdę spaczyli ci psychikę, co?
Draco nie do końca był pewien, o co jej chodzi, jednak uznał za najlepsze odpowiedzieć ciosem poniżej pasa.
- Nie bardziej niż Potterowi jego rodzice.
Nie zadziałało. Widocznie Granger postanowiła wszcząć kłótnię.
- Rodzice Harry'ego nie żyją.
- Można by powiedzieć, że moi też nie.
Hermiona wyrzuciła ręce w powietrze w geście bezradności.
- Draco, nie musisz żyć tak, jak oni żyli, i powtarzać ich błędów! Czy to cię nie męczy? Wpuść trochę słońca do tej fortecy, w której się zamknąłeś, zanim wykończą cię te kotłujące się w tobie uczucia, którym nie pozwalasz znaleźć ujścia!
Posunęła się za daleko. Więcej, posunęła się tak cholernie za daleko, że nawet gdyby zawróciła z prędkością światła, byłoby za późno. Malfoy złapał ją za ramiona i podniósł do góry, potrząsając nią jak pies królikiem. Jej stopy zawisły trzy cale nad chodnikiem. Wciąż jednak miała wyzywającą minę, jakby czekała, czy Ślizgon ośmieli się zrobić jej krzywdę. Mimo to widział też w jej oczach strach.
No i dobrze. Za bardzo się rozzuchwaliła.
- Wiem ponad wszelką wątpliwość, że jesteś najbardziej irytującą wiedźmą, jaka kiedykolwiek chodziła po świecie, ale czy naprawdę musisz to ciągle udowadniać? Granger, nie masz dostępu do moich najskrytszych myśli! Możesz sobie pytać, ile chcesz, jednak nie oczekuj, że podzielę się nimi z tobą tylko dlatego, że cię ruchałem. Mój kutas rządzi się swoimi prawami, a moje serce - swoimi. Jestem tutaj z tobą nie dlatego, że chcę, ale dlatego, że muszę. To środek do osiągnięcia celu, rozumiesz? Może zapomniałaś, kim jesteś, ale nie pozwolę ci zapomnieć o tym, kim jestem ja - warknął z taką zajadłością, że Hermiona zapomniała języka w gębie.
Malfoy puścił ją gwałtownie, tak że straciła równowagę i oparła się o niego. Chyba coś z nim było nie tak, skoro jej na to pozwolił. Szybko jednak odzyskał rezon i odsunął się, przeczesując dłonią włosy.
- A teraz wracam do hotelu, z tobą czy bez ciebie.
Powrót bez niej raczej nie miałby sensu, więc złapał ją za rękę i pociągnął za sobą.
Kontynuacja rozchwiania emocjonalnego 😂 Faceci sa tacy beznadziejni! 🤦♀️
OdpowiedzUsuńPrawda boli, zabolało go to, że Hermiona miała 100% racji. Ale czego się spodziewała? Że chłopak, z którym od kilku lat się nienawidzili, kłócili nagle się przed nią otworzy i zacznie się zwierzać? No to nie Draco... Hermiona chyba troszkę na za dużo liczy i jest za bardzo ciekawska moim zdaniem. Draco miał w tym wszystkim troszkę racji, na wszystko potrzeba czasu.
OdpowiedzUsuń