ROZDZIAŁ 27.
Gregory Goyle chciał powiedzieć Pansy trzy rzeczy. Pierwsza z nich była może banalna, ale tak samo prawdziwa, jak obie pozostałe: Pansy miała najpiękniejsze błękitne oczy, jakie kiedykolwiek widział. Kolorem przypominały mu ocean wokół Wyspy Wielkanocnej.
Kolejna rzecz dotyczyła Draco Malfoya. Pansy pragnęła go, jednak Malfoy potrafił kochać tylko siebie i nikogo innego. Goyle o tym doskonale wiedział i chciał, żeby Pansy też wreszcie zdała sobie z tego sprawę.
Ostatnim, co chciał jej powiedzieć najbardziej na świecie, wykrzyczeć z najwyższej wieży i wyciąć na każdej ławce w szkole, było to, że ją kochał.
Pansy była spostrzegawcza i wiedziała o wielu sprawach, lecz zupełnie nie potrafiła dostrzec tego, co Goyle do niej czuł. Oboje znali się niemal od zawsze i byli przyjaciółmi, od kiedy nauczyli się mówić.
Przyjaźń między Ślizgonami różniła się od przyjaźni uczniów z innych domów. Była o wiele mniej skomplikowana. Po pierwsze, Ślizgoni nigdy się na siebie nie gniewali, a przynajmniej nie na długo. To było niepotrzebne i zmniejszało szanse przetrwania. Poza tym mieli ze sobą tyle wspólnego, że rzadko kiedy znajdowały się powody do kłótni.
Goyle był też przyjacielem Draco i wspierałby go nadal, nawet gdyby ten postanowił wyjechać na Alaskę, zamieszkać w igloo i hodować malamuty. Jednak gdy chodziło o Pansy, sprawa wyglądała zgoła inaczej.
Idąc razem z Pansy na Wieżę Astronomiczną, Goyle zastanawiał się, jakież to niepokojące wieści miała mu do przekazania przed śniadaniem. Znając ją, mógł podejrzewać dosłownie wszystko, od plotek związanych z Milicentą, która nakryła jakąś parę obmacującą się w szklarni, do kolejnego wyskoku ojca Pansy, alkoholika i hazardzisty, regularnie wynoszącego z domu różne przedmioty.
Na spiralnych schodach minęli profesora Flitwicka, który przypomniał im, że wejście do wieży zostanie zamknięte za pół godziny. Pansy upewniła nauczyciela, że chcą tam tylko przez chwilę porozmawiać. Flitwick uczył Pansy od siedmiu lat i wiedział, jak szybko potrafiła mówić. Dlatego odprawił ich ruchem ręki i poszedł dalej.
Goyle zastanawiał się, co też Pansy miała mu do powiedzenia. Nie wyglądała, jakby chciała poplotkować, tylko jakby potrzebowała zrzucić ciężar z serca.
Wokół wieży szalał wiatr i Goyle z trudem oparł się pokusie, by przytrzymać Pansy za ramię. Ostatnimi czasy dziewczyna tak zeszczuplała, że wydawało się, iż wiatr uniósłby ją z łatwością. W szóstej klasie zgubiła resztki dziecięcego tłuszczyku i była wiotka jak trzcina. Nie to, by Goyle zwracał na to szczególną uwagę. Wiedział, że nadal by za nią szalał, nawet gdyby miała dwie głowy i garb.
- Draco pieprzy się z Hermioną Granger - wypaliła Pansy.
Goyle założył ręce na piersi.
- Jesteś pewna?
- Oczywiście, że tak! - odparła z zaszklonymi oczami. - Gregory, to nie jakaś tam plotka, tylko fakt - dodała przepraszającym tonem. - Widziałam ich dziś rano w skrzydle szpitalnym. Wyglądało na to, że ta wstrętna krowa spędziła tam noc.
- A Draco co robił? - zapytał Goyle. Mógł oczywiście zadać jakieś bardziej sensowne pytanie, lecz nie miał tego zwyczaju. Wolał obserwować wypadki w miarę ich rozwoju i układać sobie wszystko w głowie samemu.
Pansy zacisnęła zęby i popatrzyła w dół, na las.
- Wtulał się w nią, jakby była lekarstwem na całe zło tego świata.
- Rozumiem.
Pansy spojrzała na niego ze złością.
- Doprawdy? Bo ja nie rozumiem! Wiem, że Draco nie był sobą od co najmniej roku, ale to? Zrozumiałe, gdyby zachciało mu się zerżnąć szlamę, jednak związek to zupełnie inna sprawa!
- To oni są w związku?
- Jasne jak słońce - odparła Pansy, kiwając głową.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Przecież on nigdy nie trzymał za rękę żadnej dziewczyny, z którą się spotykał. Czemu miałby spać razem w łóżku z tą, która na pewno nie daje mu codziennie?
- Myślisz, że Potter o tym wie?
Pansy zamyśliła się. Miała minę, jakby coś knuła. To było u niej normalne i Goyle wolał oglądać ją taką, niż mierzyć się z jej wściekłością i bólem złamanego serca.
- Nie, nie sądzę. A to ciekawe...
- To skomplikuje pewne... sprawy - zauważył Goyle i zaszurał butem po kamiennej podłodze.
- Wcale nie. Draco można zaufać - upierała się Pansy, choć robiła to zbyt entuzjastycznie, jakby sama miała wątpliwości i nie chciała dopuścić ich do głosu. - Jego lojalność jest niezachwiana.
Goyle też był pełen wątpliwości. Jeśli miałby uwierzyć w to, co mówiła Pansy, było oczywiste, że Draco robił z Granger coś więcej, niż tylko pieprzył się od czasu do czasu. A jeśli Draco na niej zależało... Cóż, w takim razie niemądre byłoby poleganie na jego zdrowym rozsądku.
Ślizgon nie podzielił się z Pansy swoimi przemyśleniami. Dziewczyna byłaby na niego wściekła, a nie mieli już czasu na dyskusje. Poza tym dzień był zbyt piękny, by spędzić go z rozzłoszczoną i rozstrojoną nerwowo Pansy.
- Ja też ufam Draco - powiedział Goyle, świadom, że pozostało jeszcze trochę czasu, by zająć się sprawą Malfoya. - Powierzyłbym mu swoje życie - dodał. I było to zupełnie szczere.
***
Ulica Pokątna pękała w szwach. Z jednej strony nie był to najlepszy moment na dyskretne spotkanie z poleconym przez Borgina ekspertem od Fida Mia. Z drugiej zaś strony...
Następnego dnia rozpoczynała się zaplanowana na pięć dni Międzynarodowa Konferencja Wytwórców Kociołków. Na Pokątnej tłoczyli się wszyscy producenci, mający dość zdrowego rozsądku, by trzy miesiące wcześniej zamówić sobie miejsce w hotelu. Jak w czasie każdej konferencji, mającej miejsce w ostatnim stuleciu, ludzie, którzy większość swojego czasu spędzali w kuźniach i przy piecach, starali się wydać możliwie najwięcej pieniędzy na jedzenie, rozrywki i alkohol.
Uliczni domokrążcy z ulic Pokątnej i Śmiertelnego Nokturnu zacierali ręce, podwyższając ceny pamiątek, błyskotek i posiłków na wynos. Każdego dnia na ulicy dochodziło do kłótni lub bójek pomiędzy przedstawicielami poszczególnych frakcji Gildii Wytwórców Kociołków.
W tych okolicznościach wtopienie się w tłum nie było szczególnie wymagającym zadaniem. Trudno było jednak orzec, czy Borgin miał to na uwadze, planując spotkanie z ekspertem na ten właśnie dzień.
Gromady czarodziejów, czarownic i innych magicznych stworzeń klasyfikowanych przez ministerstwo przemieszczały się po krętych uliczkach magicznego Londynu, z trudem przepychając się od jednego miejsca do drugiego. Kradzieże się nie zdarzały, chyba że ktoś zapomniał magicznie zabezpieczyć kieszenie. W razie obmacywania, napastnik obrywał z reguły w krocze lub twarz parasolką, torebką lub, w przypadku pewnej uczestniczki konferencji, jej prototypowym, nagrodzonym przez gildię kociołkiem.
Dzień po przygodach Draco i Tandisha Doddersa na boisku quidditcha pani Pomfrey zbadała tego pierwszego i zaleciła mu pozostanie w łóżku. Ślizgon posłał jej w odpowiedzi pogardliwe spojrzenie, ubrał się i w ciągu pięciu minut opuścił salę szpitalną.
Hermiona zjadła śniadanie w towarzystwie Harry'ego i Ginny i wychodziła właśnie z Wielkiej Sali, gdy spostrzegła swojego męża, idącego korytarzem w jej kierunku ze skrzywioną miną. Poza nimi w korytarzu nie było nikogo. Większość uczniów opuściła szkołę zaraz po ogłoszeniu informacji, że na terenie Hogwartu zaginęło dwoje aurorów. W zamku pozostało tylko kilkunastu siódmo- i szóstoklasistów, prefekci i kilkoro młodszych dzieci, których rodzice byli mugolami lub pozostawali za granicą.
Gryfonka przygotowała się wewnętrznie na przesłuchanie w sprawie jej pobytu w skrzydle szpitalnym. Zanim jednak Malfoy zdążył cokolwiek powiedzieć, po schodach zeszła Profesor McGonagall, oschle życząc im dobrego dnia i wlepiając w Draco badawczy wzrok.
- Panie Malfoy, jak pana głowa?
- Wciąż na miejscu, pani Profesor - odparł Ślizgon.
- Właśnie rozmawiałam z panią Pomfrey. Martwiła się, że za wcześnie opuścił pan skrzydło szpitalne.
- Ach tak? - zapytał Malfoy, najwyraźniej nie przejmując się pielęgniarką. - Nic nie zauważyłem. A może wie pani profesor, jak się miewa Tandish Dodders?
- Kiedy go widziałam ostatni raz, miał się całkiem nieźle, ale od tego czasu przebywa w towarzystwie bardzo rozgniewanego opiekuna waszego domu.
- Biedak - mruknęła Hermiona.
Wicedyrektorka zwróciła na nią swoje spojrzenie.
- Panno Granger, bardzo pani dziękuję, że została pani jeszcze te dwa dni. Wprawdzie w całej szkole nie ma już więcej jak dwa tuziny uczniów, jednak sądzę, że ci, którzy zaryzykowali, będą czuli się pewniej w obecności Prefektów Naczelnych.
- Mam nadzieję, że mogę zrobić dla szkoły coś więcej, niż tylko tu być. Jestem pewna, że Blaise sądzi podobnie - odrzekła Hermiona poważnie.
McGonagall uśmiechnęła się, dotknęła ramienia dziewczyny i odeszła. Gdy jej kroki ucichły w oddali, Draco wydał dźwięk, jakby chciał zwymiotować.
- Jakie szczęście, że nie jadłem śniadania. Ten przesłodzony pokaz lojalności byłby zbyt trudną próbą dla mojego osłabionego żołądka.
Hermiona posłała mu ostre spojrzenie.
- Cóż, cieszę się, że czujesz się lepiej.
Malfoy patrzył na nią bez słowa. Hermiona zastanawiała się, czy coś pamiętał. Nie sprawiał takiego wrażenia, lecz i tak zrobiła się podejrzliwa.
- Czy głowa nadal cię boli? - zapytała, ostrożnie dobierając słowa.
- Chcesz zapytać mnie o to, czy pamiętam, że przyszłaś do mnie w nocy? - zapytał, unosząc brew.
- Eee... - odparła Hermiona.
- Dość kiepsko - rzekł Malfoy. - Pamiętam, że wykorzystałaś fakt, że byłem naćpany, ale potem już nic.
Hermiona wiedziała, że chciał ją sprowokować.
- Czyli nie przypominasz sobie nic poza tym, że u ciebie byłam?
Chłopak wsunął kciuki w szlufki od spodni i zakołysał się, stojąc na piętach.
- Nic a nic - odrzekł niefrasobliwie.
Zbyt niefrasobliwie.
Hermiona miała ochotę drążyć temat, jednak wiedziała, że lepiej tego nie robić. Miała ważniejsze rzeczy do załatwienia. Im szybciej jej sprawy prywatne będą uporządkowane, tym większą pomocą będzie mogła służyć Zakonowi.
- Borgin coś napisał?
- Owszem. Zniosłem widok gęby niewyspanego Longbottoma tylko dlatego, żeby się dowiedzieć, gdzie cię znaleźć.
Po tych słowach wyjął z tylnej kieszeni spodni złożony kawałek pergaminu. Kiedy Hermiona wzięła go w dłoń, wciąż był ciepły. Dziewczyna odgoniła nieproszone myśli i otworzyła list.
- Malfoy, czemu dałeś mi przepis na muffinki?
- O rety - wymamrotał z irytacją. Wyrwał jej papier, wyjął różdżkę, mruknął coś i potrząsnął listem, jakby mieszał kości w kubku.
- Przeczytaj teraz.
Litery skakały po pergaminie i układały się w tajemną wiadomość od Borgina. Hermiona zamrugała, widząc kwotę, jaką ekspert od Fida Mia zażyczył sobie za poradę, ale postanowiła tego nie komentować.
- Za godzinę spotykamy się przed hotelem Cobblestone. Dasz radę jakoś spławić Bliznowatego i Wiewióra, strażników twojej niekwestionowanej cnoty?
Matko, jakiż z tego faceta był dupek.
- Gdyby moja cnota była niekwestionowana, to czy potrzebowałabym strażników? - odparła Hermiona, nie odrywając oczu od listu.
Draco prychnął pod nosem.
- Cholerna racja.
Hermiona podniosła wzrok i posłała mu lekki uśmiech. To był błąd, lecz kto mógł ją winić. Zawsze starała się traktować ludzi jak najlepiej.
Malfoy najwyraźniej się wkurzył. Chyba nie spodobała mu się subtelna aluzja, zawarta w jej uśmiechu.
- Granger, wiem, jak to wygląda i co sobie myślisz, ale nadal nie jesteśmy przyjaciółmi i nigdy nimi nie będziemy.
Hermiona spojrzała na niego niewinnie, trzepocząc rzęsami.
- Naprawdę? - zapytała, rozkoszując się swoją nowo odkrytą umiejętnością wprawiania Malfoya w zakłopotanie. Cudownie było czuć, że miała nad nim jakąś władzę.
Ślizgon rozejrzał się szybko, czy w okolicy nie było żadnych świadków, po czym złapał ją za ramię i wepchnął w kąt pod schodami. Na podłodze leżało tam pełno śmieci. Hermiona zauważyła papierki od gum Drooblesa, puste pudełka po fasolkach Bertiego Botta, wyglądające, jakby pochodziły z lat siedemdziesiątych, aksamitną wstążkę do włosów i wypracowanie z mugoloznawstwa, podpisane nazwiskiem Williama Hunt-Smitha.
- Dokładnie tak - warknął.
Hermiona wyjęła mu z włosów nitkę pajęczyny, zadziwiona faktem, że wcale się go nie bała, nawet jeśli był od niej o wiele większy.
- Skoro tak mówisz.
- Kiedy to się wreszcie skończy, nigdy więcej na ciebie nie spojrzę - dodał, ale Hermiona widziała jego pożądliwe spojrzenie, przesuwające się chciwie po jej twarzy. Malfoy nigdy tak na nią nie patrzył, gdy byli w towarzystwie innych osób.
Hermiona sama nie wiedziała, jak to się stało, że jej ręka, posłuszna bardziej instynktowi niż logice, uniosła się do góry i spoczęła na ciele Malfoya, tuż nad jego biodrem. Kilka cali wyżej i mogłaby musnąć palcami tatuaż, ukryty pod warstwą lnianej tkaniny. Pewnie zaczęłaby omdlewać od samego dotyku, jak bohaterka kiczowatego romansu, zbyt mocno ściągnięta gorsetem i cierpiąca na niedocukrzenie.
- Akurat - parsknęła, z trudem łapiąc oddech. Materiał koszuli Malfoya był cudowny w dotyku, zwłaszcza gdy kryło się pod nią jego ciepłe ciało. Gdyby nie okoliczności, Hermiona zapytałaby chłopaka, jakiego płynu do płukania tkanin używał.
Zastanawiała się, czy wspominał to, co wydarzyło się w nocy. Nie mówił na ten temat zbyt wiele, ale nie musiał. Widziała wszystko w jego oczach.
Umysł Hermiony nadal działał bez zarzutu, choć krew zaczynała odpływać z jej mózgu w inne rejony. Dziewczyna zaczynała rozumieć, że za każdym razem, gdy się do siebie zbliżali, Malfoy stawał się emocjonalnie niezrównoważony. Teraz, kiedy się go już nie bała, Hermiona świetnie dostrzegała jego mechanizmy obronne.
- Dzisiaj w nocy chciałam sprawdzić, jak się czujesz - wyjaśniła spokojnie.
- Nie potrzebuję, żebyś sprawdzała, jak się czuję - warknął. Jego dłonie zwolniły uścisk na jej ramionach, dotykając, pocierając i muskając jej ręce, jakby chciał ją ogrzać. Możliwe, że nie mógł się zdecydować, czy chce ją skrzywdzić, czy sprawić jej przyjemność. Nadal jednak stał oddalony od niej o długość ramienia. Odległość była widocznie ostatnią granicą, jakiej starał się nie przekraczać. Przynajmniej na razie.
- Wiesz, na czym polega twój problem, Malfoy? - zdenerwowała się Hermiona. - Nie masz pojęcia, czego chcesz. Nie potrafisz się zdecydować, gdzie chcesz być. Jaki jest twój wybór? Jasna strona? Ciemna strona? Jest wojna i nie możesz dłużej się wahać, tak jak dotąd. Dlatego przestań nienawidzić nas wszystkich tylko dlatego, że wiemy, o co nam chodzi!
Można było dostrzec, jak zaczyna opadać mu szczęka. Niezrażona jego reakcją, Hermiona kontynuowała:
- Chcesz, żebym współpracowała z tobą przy rozwiązaniu naszego problemu z Fida Mia, ale nie chcesz, żebym się do ciebie zbliżała. Złościsz się na mnie, gdy cię nie słucham, ale gdy to wreszcie robię, zachowujesz się jak najwredniejszy, najbardziej marudny palant, jaki kiedykolwiek pojawił się w Slytherinie.
Przez kilka sekund oboje piorunowali się wzrokiem.
- A to mówi samo za siebie! - dodała Hermiona po chwili.
Malfoy wyglądał, jakby chciał ją udusić. Cóż, znajdą później jej ciało, leżące wśród różnokolorowych papierków, niedaleko wypracowania na temat: "Mugole i ubezpieczenie. Paranoja czy konieczność?"
- Ty mała, głupia dziwko - parsknął Ślizgon pogardliwie. Poczuła jego oddech na twarzy, gorący i słodki. - Powiem ci dokładnie, czego nie chcę. Tamtej nocy podczas balu wcale nie chciałem się z tobą bzykać, ale wiesz, sama mi się podłożyłaś, a ja nie jestem świętym Potterem, żeby zrezygnować z małego ruchanka tylko dlatego, że wolałbym to zrobić z moim najlepszym przyjacielem. Nie chciałem, żebyś się do mnie zbliżała po tym, co się stało w Łazience Prefektów, kiedy to dałaś mi wyraźnie do zrozumienia, jak bardzo cię ode mnie odrzuca. Nie potrzebuję, żebyś przyłaziła dowiedzieć się, jak się czuję, po tym, jak uratowałem tego szmaciarza Doddersa. Nie chcę budzić się rano z potężnym wzwodem, w pościeli, która pachnie tobą, tylko że ciebie tam nie ma, żebym mógł ci powiedzieć, byś poszła do diabła!
Hermiona otworzyła usta, lecz zamknęła je po chwili, nic nie mówiąc. Chyba nie było potrzeby mówić mu, że jest szalony. Jego przydługi monolog dowiódł tego ponad wszelką wątpliwość.
- Zapomniałaś języka w gębie? - zapytał, a jego głos załamał się przy ostatniej sylabie. - To świetnie. Zobaczymy się na Pokątnej.
Po tych słowach odwrócił się i pomaszerował w kierunku lochów. Hermiona obserwowała go i nagle zdała sobie sprawę, że choć jej życie pełne było niespodziewanych wydarzeń, to, co się właśnie stało, pobiło je wszystkie na głowę.
Przyglądając się plecom odchodzącego Ślizgona, Hermiona doznała olśnienia. Zrozumiała, że zabrał ze sobą jej serce.
Podoba mi sie ta wersja Goyle'a tu 😊
OdpowiedzUsuńUgh, Malfoy, Ty dupku 🙄 Jakbys byl dalej tym zasmarkanym gowniarzem z 2 klasy! Brak slow 😏
Mała
Pansy - nikomu nie powiem po czym leci do Goyla i mu mówi 😅
OdpowiedzUsuńSerce Hermiony należy do Draco♥️
Coś mi się wydaje, że zadziało się tu tak, bo Draco nie wie co wydarzyło się w skrzydle i jest sfrustrowany... Ah jak oni do siebie pasują ♥️