ROZDZIAŁ 26.
Cóż tam jest takiego,
Takiego pięknego,
Co każe nam patrzeć
W gwiazdy?
Co spodziewamy się zobaczyć?
~Kermit
***
[Piątek wieczór]
Była druga w nocy, gdy Hermiona założyła kapcie i narzuciła na ramiona pelerynę-niewidkę, po czym wymknęła się z dormitorium z nadzieją, że jeśli już trafi na jakiś patrol, to będą to nauczyciele, a nie młodzi, dziarscy i świetnie wyszkoleni aurorzy. Z powodu ostatnich wydarzeń członkowie kadry Hogwartu zostali wpisani na listę osób przepatrujących nocami korytarze zamku tak samo, jak pięć lat wcześniej podczas incydentu z otwarciem Komnaty Tajemnic. Z tego, co Hermiona się dowiedziała, okolice wieży Gryffindoru były patrolowane przez profesor McGonagall. Hermiona miała nadzieję, że łatwiej jej będzie ominąć nauczycielkę niż jakiegoś aurora, jednak gdyby McGonagall ją przyłapała, oznaczałoby to kłopoty. Poważne kłopoty. Wszyscy mieli ich już aż nadto, a zresztą Hermiona obiecała sobie, że przede wszystkim musi pilnować peleryny, którą Harry pożyczył jej w zaufaniu.
Jak zawsze wtedy, gdy Gryfonka starała się poruszać najciszej, jak umiała, szybko zaczęła kląć w duchu na wszystkie stare i trzeszczące schody, podłogi i zawiasy. A może Malfoy miał rację i po prostu Hermiona była pozbawiona umiejętności skradania się. Pomocne okazały się nocne kapcie, zagłuszające kroki dziewczyny. Tym niemniej Hermiona musiała zatrzymywać się przy każdym rogu i dyskretnie sprawdzać, czy nie zbliżał się patrol. Zanim dotarła na parter, natrafiła na trzech aurorów. Wszystkich udało jej się ominąć, jednak na tym jej szczęście się skończyło, gdyż przed skrzydłem szpitalnym napotkała profesora Snape'a. Nauczyciel wpatrywał się w ciemność, jakby wyczuwał tam coś podejrzanego, i Hermiona mimowolnie skurczyła się w sobie. Przez jakieś dwadzieścia minut stała w absolutnym bezruchu, aż poczuła kurcz w prawej stopie. Miała wrażenie, że trwa to wieczność.
Czy Snape nigdy nie chodzi do toalety?
Cudownym zbiegiem okoliczności na drugim końcu korytarza pojawił się Hagrid z latarnią w dłoni. Skinął na Mistrza Eliksirów, a ten, uśmiechając się drwiąco pod nosem, ruszył w jego kierunku.
Hermiona odczekała, aż Snape się oddalił, i pobiegła w kierunku otwartych drzwi. Światło wewnątrz było przyćmione, a w powietrzu unosił się mocny zapach środków odkażających. Zapach nie był przykry, ale Hermiona stwierdziła, że skrzydło szpitalne robi znacznie przyjemniejsze wrażenie w dzień niż w nocy.
Gdy poprzednim razem wymknęła się z wieży, by spotkać się z Malfoyem w sowiarni, odczuwała lekki niepokój i dreszczyk emocji, który był częściowo przyjemny. Teraz jednak sprawy miały się zgoła inaczej. Snape był blisko, a Malfoy był poważnie kontuzjowany. Nie było w tym nic zabawnego.
Wszystkie łóżka w infirmerii stały puste oprócz jednego. Hermiona zbliżyła się do niego powoli, notując w pamięci takie szczegóły, jak czarne, skórzane buty, rzucone niedbale pod łóżko, i kompletnie pusty nocny stolik. Kiedy Harry leżał w skrzydle szpitalnym, dostawał zazwyczaj masę kwiatów, czekoladek i kart z życzeniami powrotu do zdrowia. Być może Ślizgoni nie mieli w zwyczaju wspomagać chorych kolegów, dostarczając im nadmiernej ilości pustych kalorii. Z jakiegoś powodu Hermiona pomyślała, że to smutne.
Odwróciwszy się na chwilę, dziewczyna upewniła się, że Snape nie wrócił, po czym rozsunęła zaciągnięte zasłony. Tylko chwileczkę - powiedziała sobie, zdejmując pelerynę i kładąc ją na stoliku.
Malfoy spał na brzuchu, trzymając jedną dłoń na poduszce. We śnie wyglądał na młodszego o kilka lat. Prawą stronę twarzy miał wysmarowaną jakąś maścią, a nad brwią widać było ślad po magicznie uleczonym zranieniu. Skóra wokół była nadal czerwona i opuchnięta, poza tym jednak nic mu chyba nie było. Miał na sobie szpitalną piżamę, wyjątkowo krzywo pozapinaną. Hermiona była niemal pewna, że robił to sam. Uparciuch.
A może po prostu nie chciał, by ktokolwiek zobaczył tatuaż na jego plecach.
Na podłodze obok łóżka leżała lekka kołdra, element standardowego zestawu szpitalnej pościeli. Malfoyowi została tylko poduszka, którą zwinął sobie pod głową. Jedna z jego bosych stóp zwisała poza krawędź łóżka i Hermiona przypatrywała się jej przez chwilę.
Drań miał bardzo ładne stopy.
Cóż, to by było na tyle - pomyślała Gryfonka. Przyszła tutaj, żeby na własne oczy przekonać się, czy Malfoyowi nic nie jest. Zadanie zostało wypełnione, ale nagle nasunęła jej się myśl, że chłopakowi może być zimno bez przykrycia. Upewniwszy się, że zasłony wokół łóżka są szczelnie zaciągnięte, Hermiona ukucnęła i podniosła prześcieradło, przy okazji robiąc porządek z butami Ślizgona. Ustawiła je w kącie i zaczęła się podnosić. W tym samym momencie Malfoy uniósł rękę i musnął palcami jej policzek.
Hermiona spojrzała mu w oczy i serce zamarło jej w piersi. Wyglądał tak bezbronnie, jak nigdy. Powieki mu opadały, a język się plątał, gdy przemówił do niej, smutny i zatroskany.
- Nigdzie... nigdzie nie mogłem g-go znaleźć - rzekł łamiącym się głosem, jakby miał się zaraz rozpłakać. Hermiona odprężyła się, gdy dotarło do niej, że chłopak nie był do końca obudzony. - P-Przecież zawsze przychodził, kiedy go wołałem!
Hermiona przykryła Draco kołdrą i zawahała się przez chwilę, po czym ujęła jego dłoń.
- Kogo nie mogłeś znaleźć?
- Taki brązowy i włochaty. Śmierdział, jakby wylazł z bagna. - Draco uśmiechnął się ponuro. - Pewnego dnia przyszedł za mną z wioski.
Hermiona stwierdziła, że mówił chyba o jakimś utraconym zwierzęciu. Pewnie o psie, który musiał wiele dla niego znaczyć.
- Przykro mi - powiedziała i faktycznie tak było. Żałowała, że Draco przeżył taką stratę, lecz była też świadoma, że gdyby nie stan, w jakim się znajdował, nigdy by jej o tym nie opowiedział. Gdy się obudzi, będzie wściekły na siebie za tę chwilę słabości, i na nią, że była wtedy przy nim.
- Ależ mnie głowa napierdala - szepnął, oblizując wargi. Przewrócił się na plecy i usiadł, jęcząc głośno. Hermiona zacisnęła zęby, żeby go nie uciszać. Gdyby tylko Snape zajrzał do sali, zaraz by ją zauważył.
- Chcesz trochę wody? - zapytała.
Malfoy patrzył na nią spod przymrużonych powiek.
- Granger?
- Tak, to ja, Hermiona. Wymknęłam się z dormitorium, żeby cię zobaczyć.
Wyjawiając tę prawdę, miała nadzieję, że Malfoy nie będzie więcej hałasował.
- Hermiona - wybełkotał. Dopiero za trzecim razem udało mu się prawidłowo wypowiedzieć jej imię. Doprawdy, nie szło mu wcale lepiej niż kiedyś Krumowi.
- Nie chciałam cię obudzić.
- Wiedziałem, że przyjdziesz - rzekł, kiwając głową. Uśmiechał się jak czterolatek, któremu powiedziano, że Święty Mikołaj, Wróżka Zębuszka i Wielkanocny Królik naprawdę istnieją i wyprawiają na jego cześć wielkie przyjęcie.
- A wiesz, Granger wcale mnie nie lubi. Dobrze, że mam lekki sen, bo ta harpia przylezie tu pewnie, żeby mnie wykończyć.
Słysząc to wyznanie, Hermiona wybałuszyła oczy. Ślizgon musiał być chyba naćpany po sam czubek głowy. Pewnie wstrząs mózgu był poważniejszy, niż Ron to opisywał.
Przyjemnie było tak trzymać Malfoya za rękę. Jego skóra była sucha i ciepła, podczas gdy wielu chłopaków w tym wieku miało najczęściej dłonie mokre od potu.
- Przyszłam sprawdzić, jak się czujesz.
- Pastrasznie - odparł. Hermiona pomyślała, że może chciał najpierw powiedzieć "paskudnie" i w połowie słowa zmienił to na "strasznie".
- Wiele ryzykowałeś, pomagając temu chłopcu. Wszyscy o tym mówią.
Malfoy przymknął oczy i uśmiechnął się lekko. Wyglądało to urzekająco.
- Tadpole jest w porządku. Potrzeba mu tylko więcej rozumu, żeby opanować tę wielką jadaczkę, ale poza tym to spoko gość.
Hermiona roześmiała się, po czym skrzywiła się, przypomniawszy sobie, gdzie jest.
- Dodders nie może się ciebie nachwalić - szepnęła.
Draco machnął lekceważąco ręką i o mało nie spadł przez to z łóżka. Hermiona złapała go za ramiona i kazała mu siedzieć spokojnie.
- Ha! I co dobrego mi z tego przyjdzie. Ktoś nienawidzi mnie do tego stopnia, że chce mnie wrobić. Nawet nie wiesz, ile nazwisk znalazłoby się na liście... Hermiono, słuchasz mnie?
- Słucham - potwierdziła, siadając na brzegu łóżka.
- Głowa mi pęka. Tłuczek zrujnował mi twarz, a ciebie nawet tam nie było, żebyś mogła zobaczyć, co zrobiłem. Tak przynajmniej mówią.
Hermiona rozkoszowała się przez chwilę tym wyznaniem. Tylko kilka słów, ale jakże znaczących. Zauważyła, że Draco miał zawinięty kołnierzyk od piżamy. Wsunęła palec pod spód i wyprostowała go.
- Najważniejsze, że obaj przeżyliście. Poza tym zapewniam cię, że twój wygląd nie ucierpiał zbytnio podczas tej eskapady.
- Fuuu - odparł Draco, zdmuchując sobie grzywkę z oczu. - Granger uważa, że jestem odrażający. Nie chce ze mną gadać, nie chce mnie dotykać, nie chce się ze mną pieprzyć, kiedy jesteśmy trzeźwi. Ale spójrz, wyszła za mnie za mąż. To chyba coś znaczy, nie?
Hermiona miała oczy jak spodki.
- No... chyba tak.
Wydawało jej się, że Malfoy powie jeszcze coś więcej, lecz wtedy zauważyła, że miał trudności ze skupieniem na niej wzroku. Chłopak zmarszczył brwi, przymrużył oczy i kazał jej przestać się rozdwajać, bo robiło mu się od tego niedobrze.
- Auu - jęknął.
Hermionie zrobiło się go żal.
- Ciiii. Zamknij oczy - szepnęła.
Powinna wiedzieć, że wszystkie sprawy związane z Malfoyem zawsze się komplikowały - nawet zwykłe odwiedziny w szpitalu. Hermiona stwierdziła, że to nie w porządku, że nikt się o niego nie troszczył, że nie było ani jednej osoby, która martwiłaby się o to, jak się czuł i nie kombinowałaby, jak się wymknąć z dormitorium podczas ciszy nocnej, żeby go zobaczyć.
- Dobra - odrzekł, nadąsany. - Zostaniesz ze mną?
- Tak.
- Położysz się koło mnie?
- Nie mogę.
- Czemu nie? Nie widzisz, ile tu miejsca?
Hermiona nie widziała. Malfoy nie przesunął się przecież nawet o cal.
To, co stało się później, Hermiona zrzuciła na karb krótkotrwałej utraty zdrowego rozsądku. Po prostu zdjęła kapcie i weszła na łóżko. Musiała delikatnie przesunąć Draco, bo sam chyba nie był w stanie tego zrobić. Teraz miała trochę miejsca dla siebie. Wciągnęła powietrze i poczuła nieprzyjemny zapach kamfory, który maskował zapach ciała Malfoya.
- To szaleństwo - wyszeptała. - Jeśli mnie złapią, ty też oberwiesz - dodała, przykrywając ich oboje kołdrą.
Malfoy uśmiechał się chochliczym uśmieszkiem.
- Jasne - zgodził się i oparł podbródek na czubku jej głowy. - Powinniśmy robić to częściej.
Zupełnie jakby mówił o wspólnym piciu herbaty i jedzeniu biszkoptów.
Hermiona miała jego ramię pod głową. Wtuliła twarz w jego pierś i zarzuciła jedną nogę na jego udo. Zdała sobie sprawę, że mogłaby tak zasnąć, gdyby nie okoliczności, i wystraszyła się. Jednak wdzierający się do nozdrzy zapach przypominający maść Vicks na przeziębienie skutecznie odpędzał sen.
- Powiedz tej harpii, że żałuję, że próbowałem ją przelecieć w Łazience Prefektów. Zrobisz to, Hermiono? Powiesz jej? - zapytał, unosząc głowę i smyrając ją nosem w szyję.
- Harpia przyjmuje przeprosiny - odparła Hermiona krótko, bo wspomnienie było nadal zbyt świeże, jak rana, która nie zagoiła się do końca. Dziewczyna wciąż nie była pewna, czy chciałaby się mierzyć z Draco Malfoyem, gdyby był trzeźwy.
- Nie zrobiłbym jej krzywdy - mruknął. Jego głos brzmiał poważnie.
Hermiona przekrzywiła głowę, spoglądając mu w oczy. Malfoy wykorzystał ten moment i musnął ustami czubek jej nosa. Ten mały gest wystarczył, żeby zakręciło jej się w głowie. Ślizgon zezował, patrząc na jej policzek. Było zbyt ciemno, by wyraźnie widziała jego oczy, ale mogła się założyć, że miał rozszerzone źrenice.
- Próbowałeś zrobić jej krzywdę. Nie wmówisz jej, że było inaczej - powiedziała Hermiona po chwili.
Chyba całkiem zgłupiałam, bo mówię o sobie w trzeciej osobie.
- Byłoby lepiej dla jej własnego dobra, gdyby nie była taka mądra. Niech mniej myśli i uprawia więcej seksu - doradził Malfoy tonem kogoś, kto poświęcił wiele lat życia na przemyślenie pewnych spraw. - Zacznę sprzedawać koszulki z takim napisem.
- Koniecznie - odparła Hermiona, delikatnie naciskając palcami jego czoło, jakby chciała sprawdzić, jak mocno tłuczek uszkodził jego wkurzający intelekt.
- Rób tak dalej.
Draco zsunął dłoń na jej biodro. Hermiona łatwo mogła sobie wyobrazić, jak wytatuowany smok wije się na jej skórze, spragniony pieszczoty jego palców.
Co gorsza, uczucie to przestało budzić w niej niesmak. Teraz było tylko czymś nowym, jak kosztowana po raz pierwszy potrawa, która ma dużą szansę stać się ulubionym daniem w przyszłości.
- Znowu masz tę piżamę - skomentował Draco, zerkając na pierś Hermiony spod wpółprzymkniętych powiek. Wyglądał trochę jak Harry, niemogący rankiem znaleźć swoich okularów. - Tę z żabą... Jak jej było? Aha. Kevin.
- Kermit - poprawiła go Hermiona, wtulając się w jego szyję i uśmiechając się.
- To co, powiesz mi, o co chodzi z tą tęczą? Czy to jakaś supertajna mugolska rzecz, której mój niedorozwinięty, magiczny umysł nie jest w stanie pojąć?
To wystarczyło, by przypomnieć Hermionie, że pod maściami, eliksirami nasennymi, szpitalną piżamą i romantycznym trzymaniem się za ręce wciąż krył się ten sam co zawsze Draco Malfoy.
Gryfonka zawahała się, bo przeczuwała, w jakim kierunku zmierza ich rozmowa.
- To ma związek z piosenką, którą śpiewał.
- Cudownie. Zaśpiewaj mi ją.
- Nie, Malfoy. Zapomniałeś, że w ogóle nie powinno mnie tu być?
Draco nie odpowiedział. Hermiona przypuszczała, że był zbity z tropu.
A niech tam.
Przewróciła oczami i poddała się. Wszyscy wiedzieli, że Hermiona Granger ma miękkie serce.
- Czy zaśniesz, jeśli ci ją zaśpiewam?
Malfoy pogłaskał niezdarnie jej policzek, co, jak przypuszczała, miało oznaczać: "Tak i dziękuję, będzie mi bardzo miło".
Nie chciała patrzeć mu w twarz. Była pewna, że znów poczułaby się jak intruz, który nie miał prawa podglądać go w chwili, gdy był bezbronny.
- No cóż - szepnęła i zaczęła nucić. Trochę fałszowała, bo śpiew nie był jej najmocniejszą stroną. Draco jednak słuchał i nie marudził.
Na sam koniec była pewna, że już zasnął, ale gdy śpiewała ostatnią zwrotkę, Draco wsunął jej dłoń pod piżamę. Położył jej dłoń w talii, ścisnął lekko i przeniósł rękę na jej pierś, otaczając ją palcami. Przyłożył nos do jej policzka i odetchnął głęboko, pocierając kciukiem jej sutek. Nie sprawiało to wrażenia, że chciał ją pobudzić. Dotykał ją tak zwyczajnie i naturalnie, jakby robił to już setki razy. Chciał poczuć jej ciało i po prostu poddał się impulsowi.
Hermiona rozpłynęła się jak masło na patelni. Głos jej zadrżał, gdy nuciła refren. Głęboki, regularny oddech Malfoya owiewał jej szyję i Gryfonka skonstatowała, że jeszcze nigdy nie czuła się tak dobrze, a już na pewno nie tak bezpiecznie.
Nieważne, skąd pochodzisz i co się dzieje na świecie - zasypianie w ramionach osoby, na której ci zależy, jest jak najbardziej w porządku.
Absolutnie.
Hermiona przymknęła oczy. Tylko chwilę - powiedziała sobie. - Tylko się upewnię, że faktycznie zasnął.
Gdy je otworzyła, słońce dopiero co wstało. Potrzebowała całej siły woli, żeby otrząsnąć się z sennego oszołomienia. Zazwyczaj wyskakiwała z łóżka i ubierała się w ciągu dziesięciu minut, teraz jednak czuła się jak dopiero co obudzony Rip Van Winkle.
Malfoy nie zareagował na jej poruszenie. Spał jak zabity, zarzuciwszy rękę na jej bark i nogę na jej udo. Kołdra, którą byli okryci, leżała znów na podłodze. Hermiona zorientowała się, że przez całą noc miała pod głową jego prawe ramię. Przesunęła się, żeby go nie przygniatać, i właśnie miała oprzeć nogi na podłodze, kiedy zauważyła, że nie byli sami. Przy łóżku stała Pansy Parkinson z bukietem żonkili w ręku.
- Dzień dobry - odezwała się Ślizgonka chłodno.
Hermiona odsunęła włosy z twarzy i zdała sobie sprawę, że zgubiła gumkę do włosów.
- Pansy.
- Przyszłam zobaczyć, jak on się czuje. Oszczędziłabym sobie tego, gdybym wiedziała, pod jak dobrą jest opieką - rzekła Pansy kwaśno. Hermiona dostrzegła, że dłonie Pansy zaciskały się mocno na łodygach kwiatów, jakby Ślizgonka się przed czymś powstrzymywała.
To ci dopiero wpadka. Hermiona pomyślała sobie, że gdy Harry się dowie, będzie chyba godzinami gotował pelerynę we wrzątku, żeby ją wysterylizować.
- Chyba powinnam to jakoś wyjaśnić - wydukała Hermiona.
Scena, której Pansy była właśnie świadkiem, miała tylko jedno wyjaśnienie, i Hermiona nie zamierzała obrażać inteligencji Ślizgonki, opowiadając jej bzdury wyssane z palca.
- Nie trzeba - odparła Pansy z zimnym uśmiechem. Ron nazywał ten rodzaj uśmiechu "rozciąganiem ust" i tak to właśnie wyglądało. Nie było w nim nic przyjaznego. - Domyślałam się, że się z kimś ostatnio zabawiał, ale nigdy bym nie pomyślała, że z tobą.
Zabawiał? Hermiona stwierdziła, że tego nie skomentuje. Lepiej "zabawiał się" niż "zakochał się". Za to drugie Ślizgoni by go ukrzyżowali.
- Nie bój się - rzekła Pansy, pociągając nosem. - Nikomu nic nie powiem. On ma już dość spraw na głowie i bez poddawania w wątpliwość jego reputacji.
Hermiona założyła ręce na piersi. Zorientowała się, że obie z Pansy mówią szeptem tak, by nie obudzić Draco. Wszyscy wiedzieli, że Pansy coś do niego czuła, Hermiona miała jednak wrażenie, że uczucia te sięgały głębiej, niż poprzednio sądziła.
- A to niby co miało znaczyć?
Pansy uśmiechnęła się drwiąco.
- Nie udawaj cnotki, to do ciebie nie pasuje. Wiesz doskonale, jak ważna jest reputacja. Twoja też by poważnie ucierpiała, gdyby to się wydało.
- Parkinson, nie będę cię o nic prosić - warknęła Hermiona. - Jeśli ze względu na Draco nikomu o tym nie powiesz, to dobrze. Nie potrzebuję jednak, byś robiła mi przysługę.
- W takim razie ty zrób mi przysługę - rzekła Pansy i wcisnęła Hermionie żonkile w dłoń. - Przekaż mu je. Wygląda na to, że on chętnie bierze wszystko, co mu dajesz. I upewnij się, że cię tu już nie będzie, gdy pani Pomfrey zrobi poranny obchód o szóstej.
Ślizgonka spojrzała jeszcze na Draco, po czym zdecydowanym krokiem wyszła z sali.
Przeslodka scena! Uwielbiam ją 😊 Hermiona miala duuuzo szczescia, ze to nie na Lupina sie natknela, bo ten wyczulby ja z konca korytarza 😜 Ach, bezbronny Draco jednak nigdy do konca nie jest taki bezbronny, nie? 😁 I milo, ze w koncu przeprosil Hermione za ten prawie-gwalt w lazience, porzadny chlopak 😉
OdpowiedzUsuńOch, Pansik, biedny Pansik...
Mała
Taka konfrontacja, ciekawe co z tego wyniknie 😊
OdpowiedzUsuńNie myślałam, że Hermionie tak na nim zależy... ciekawe co będzie dalej.
Słodka rozmowa ♥️ oboje są dla się ie ważni ♥️
OdpowiedzUsuńPansy i znów mi jej żal, lojalna, ale zranione 😔