Kiedy Hermiona obudziła się następnego ranka, za oknem wciąż było ciemno. Poszukała na oślep różdżki i wycelowała w zegarek, który przyczepiła do kotary łóżka za pomocą czaru przylepca. Szósta rano. Doskonale. Miała trzydzieści minut na spisanie myśli i zaplanowanie dnia. Musiała zachować zdyscyplinowany umysł. Wyjęła mugolski zeszyt i zatrzymała zapaloną różdżkę nad czarnymi literami widniejącymi na okładce, układającymi się w napis „SUPEŁ” oznaczający Specjalny Usystematyzowany Plan Egzystencji i Ładu.*

Było tak cicho. Zza szyb dobiegał jedynie słaby szum drzew i śpiew ptaków. Oddychała powoli, pięć sekund na wdech, pięć sekund na wydech. Jestem niewzruszonym stawem. Jej ulubiona technika relaksacyjna. Zamrugała. Dlaczego, u diabła, potrzebowała teraz techniki relaksacyjnej? Dopiero się obudziła, na litość Merlina. Ponownie spojrzała na zegarek, wskazujący teraz dziesięć po szóstej. Kiedy umknęło jej te dziesięć minut? Teraz była do tyłu. 

Otworzyła szeroko swój SUPEŁ, wpisując na pierwszej wolnej stronie datę i godzinę. Już w porządku. Pięć rzeczy, na które warto dziś czekać. 1) Hogwarckie śniadanie z kiełbaskami i smażonymi pomidorami. 2) Starożytne runy dla zaawansowanych, nowe 30-minutowe seminarium prowadzone przez McGonagall przed pierwszą lekcją każdego ranka. 3) Lunch? Nie, nie lunch, już przecież wpisała śniadanie. Spacer dookoła jeziora. Tak, przejdzie się dookoła jeziora. 4) Wizyta u Hagrida z Ronem. Albo może bez Rona. Ale Hagrid będzie oczekiwał Rona razem z nią. Cóż, będzie musiał zaakceptować nową rzeczywistość. Zmuszanie Rona do robienia rzeczy nie było już jej zadaniem. 

Hermiona przygryzła w zamyśleniu końcówkę swojego mugolskiego długopisu. Jakby to było być z kimś, za kogo nie czułaby się odpowiedzialna? Z kimś, kto czasami czułby się odpowiedzialny za nią? Ledwo mogła to sobie wyobrazić. Skupiła uwagę z powrotem na dzienniku, próbując wymyślić piątą rzecz, której mogłaby dziś oczekiwać. Nie mogła zostawić pustego miejsca. Ach, tak. 5) Dział Ksiąg Zakazanych w szkolnej bibliotece. Miała całą listę mrocznych tematów, które chciała zgłębić: mikstury krwi, labirynty umysłu, wrzeszczący deszcz…

Była to dość skąpa lista, nawet posępna. Śniadanie, zajęcia, spacer, wizyta i biblioteka. Westchnęła, żałując, że nie może po prostu zdać swoich Owutemów i mieć to wszystko z głowy. Cóż, musiała jednak zrobić więcej, niż tylko uczyć się do egzaminów. Nie mogła tak po prostu przejść przez ten rok, mamrocząc pod nosem o wrzeszczącym deszczu. To, że nie chciała być już oficjalną Panną-Wiem-To-Wszystko Hogwartu, nie oznaczało, że chciała stać się Przerażającym-Wiecznie-Wzdychającym-Cieniem-Człowieka. Musiała znaleźć jakiś sposób, żeby ten rok się dla niej liczył. 

Poddenerwowana wstała z łóżka, by przygotować się na cały dzień. Układanie włosów zajmowało sporo czasu, ale chciała spróbować. Fleur znalazła jakiś magiczny eliksir, który był w stanie ujarzmić jej włosy i zrobić z nich gładkie, błyszczące loki, o ile nałożyła go starannie i równomiernie. Szybki ruch szminką. Lekkie machnięcie różdżką, rzucając zaklęcie prasujące na koszulę mundurka. Wygląd był ważny. Miała dość niechlujstwa, biegania z rozczochranymi włosami i zbyt pilnej nauki, nie pozwalającej na normalne jedzenie. Nikt nie będzie traktował jej poważnie, aż sama nie zacznie siebie tak traktować. Zwykła wierzyć, że pracując ciężej niż inni i będąc bardziej upartą niż reszta, jej zasługi będą prawdziwie docenione. Teraz wiedziała lepiej: szereg Wybitnych na świadectwie nie uczyniłby jej krwi mniej szlamowatej dla pewnych osób. Pieprzyć ich. Miała dość zarzynania się dla aprobaty innych. Nie w taki sposób chciała osiągnąć swoje cele. Nie żeby wiedziała, co jest jej celem – otóż nie miała bladego pojęcia. Cóż, w końcu do tego dojdzie. W pewnym sensie zazdrościła Ronowi i Ginny. Weasleyowie zawsze doskonale wiedzieli, czego chcą i gdzie należą. Nie było w nich żadnej niepewności. Nawet Harry wiedział, czego chciał – zostać aurorem, walczyć ze złem i chronić słabych, a może potem usprawiedliwić fakt, że w ogóle żył. Jakby pokonanie Voldemorta mu nie wystarczyło. 

Nawet po tych długich przygotowaniach była zaledwie siódma trzydzieści, a Hermiona z doświadczenia wiedziała, że Lavender i Ginny jej dwie współlokatorki punkt ósma wyskoczą z łóżek, w panice pędząc do łazienki. Nakarmiła Krzywołapa, a potem podeszła do okna wychodzącego na boisko quidditcha, jego szeroki, zielony, błyszczący od rosy trawnik i słońce, przebijające się nad odległymi górami. Oparła głowę o parapet, podpierając się na dłoniach i obserwując kołysane wiatrem drzewa…

Co to było? Mały, czarny kształt wystrzelił zza jednej z wież. Postać w czarnym płaszczu, z podniesionym kapturem, na miotle. Hermiona wyciągnęła różdżkę, przygotowując się do ataku, nie zdając sobie do końca sprawy, dlaczego postać latała i wirowała w powietrzu w przypadkowych kierunkach. Ach, no tak. Gracz quidditcha. Prawdopodobnie trenujący przed naborami do drużyn w przyszłym tygodniu. Ginny nie trajkotała ostatnio o niczym innym – w tym roku została mianowana Kapitanem Drużyny Gryffindoru. Kolejny list, który niesamowicie zirytował Rona, uważającego, że to on zasługiwał na tę pozycję. Hermiona uśmiechnęła się na myśl o Ronie próbującym prowadzić drużynę quidditcha, krzyczącym z wypiekami na twarzy: „Ty głąbie! Pojebało cię?! Uderz w piłkę, powiedziałem…”

Jej oczy nadal podążały za wdzięcznymi ruchami lotnika. Quidditch nudził ją na śmierć, ale z obserwacji mogła jasno określić, że postać na miotle nie była ciamajdą. Przypominała jej o Harrym i Ginny, o ich skomplikowanych pętlach i nagłych manewrach w dół podczas lotu. W ruchach lotnika nie widziała jednak żadnego konkretnego schematu. Co takiego ścigał? 

Po chwili miała już swoją odpowiedź. Nagle w polu jej widzenia, jakby znikąd, pojawił się srebrny znicz, uderzając o okno i odbijając się od szyby, a następnie unosząc kilka cali od szklanej tafli. Nie chcąc zostać zauważona, Hermiona ukryła się za zasłoną.

— C-co to było? — zapytała zaspanym głosem Ginny, której głowa wyłoniła się zza kotary łóżka. 

— Nic — powiedziała Hermiona, wsuwając różdżkę do kieszeni spódnicy i chwytając w dłoń swoją czarną szatę. 

— Któóóragodziiina? — zapytała z przeciągłym ziewnięciem Ginny.

— Ósma rano. 

— KURWA! — Ginny wyskoczyła z łóżka, ubrana w jedną z bluz Harry’ego. — Lavender! Jest ósma! Kurwa! — Chwyciła swoją kosmetyczkę i ręcznik, po czym wybiegła z pokoju. 

— Nieeee! — zawyła Lavender, również wyskakując z łóżka i gorączkowo grzebiąc w swoim kufrze. 

Hermiona pocałowała Krzywołapa w czubek głowy, podniosła torbę z książkami i zeszła na dół. Jej buty stukały miarowym rytmem na krętych, kamiennych schodach prowadzących do pokoju wspólnego, w którym stał jedynie Neville, grzebiący we własnej torbie. 

— Hej, Hermiono… Pożyczysz mi pióro? — zapytał, posyłając jej swój nowy, leniwy uśmiech. Niezły sposób na rozpoczęcie dnia. 

— Nie mogę, mam tylko dwa — powiedziała. Tego ranka świadomie zdecydowała się nie pakować tuzina dodatkowych piór dla swoich zapominalskich przyjaciół. — Poczekam tutaj na ciebie — dodała z uśmiechem. — Chociaż… — Wyciągnęła różdżkę i transmutowała zmiętą kulkę pergaminu w pióro. 

— Czemu sam o tym nie pomyślałem? Dziękuję, Hermiono! — Neville zarzucił rękę na jej ramię (od kiedy był wystarczająco wysoki, aby to zrobić?), a ona uśmiechnęła się do niego.

— Czego nie możesz się dziś doczekać? — zapytała, gdy zmierzali w stronę Wielkiej Sali. Może jego opinia pomoże jej znaleźć pomysły na jutrzejszą listę. 

— Nie wiem… śniadania?

— Ja też. — Uśmiechnęła się do niego.

— O, wiem, dodatkowego zaawansowanego zielarstwa dzisiaj po południu — odpowiedział. — Będziemy uprawiać trujące bratki i ziejące ogniem lwie paszcze. Oba gatunki są dość trudne, nasion bratków nie można dotykać, a kiedy kwitną, nie można wdychać ich pyłku…

Hermiona poczuła się lepiej – nie tylko jej lista była więc kiepska. 

Wielka Sala była dość cicha, wypełniona uczniami o podkrążonych oczach, powoli jedzących owsiankę i przeżuwających tosty. Hermiona już prawie kończyła śniadanie, kiedy na horyzoncie pojawili się Ron, Ginny i Lavender. Ron był zbyt zajęty jedzeniem, by rzucić jej więcej niż jedno złowrogie spojrzenie. Uśmiechnęła się do niego promiennie, co jeszcze bardziej ściągnęło ku sobie jego zmarszczone brwi, jednak nic nie powiedział. Powoli obierała pomarańczę, krzyżując nogi i wymachując nimi pod stołem. Rozglądała się po Wielkiej Sali, a jej oczy spacerowały wzdłuż stołu Ravenclawu i Hufflepuffu. Wysoki, czarnoskóry Ślizgon – Blaise Zabini – przeszedł obok z płynną gracją. Uniosła wzrok w górę, na zaczarowane sklepienie sali, dziś w żółto-pomarańczowe paski. 

— Nie czytasz, Hermiono — powiedziała siedząca obok niej Ginny.

— Hmmm? 

— Zawsze czytasz przy śniadaniu, przygotowując się na poranne zajęcia. 

Hermiona wzruszyła ramionami. 

— Jestem na dziś już idealnie przygotowana — odparła, po czym włożyła kęs pomarańczy do ust. 

Szczęka Rona opadła, ukazując na wpół przeżutą kiełbasę. Ginny zmrużyła oczy. 

— Dobrze się czujesz? — zapytała. 

— Całkowicie dobrze — powiedziała Hermiona, a jej uwagę przyciągnęła nagła szamotanina przy drzwiach. Malfoy najwyraźniej skończył jeść i stał naprzeciwko stołów, plecami zwrócony do otwartych drzwi Wielkiej Sali, precyzyjnie prostując lewy mankiet koszuli. Tłum pierwszorocznych wyglądał zza drzwi za nim, chcąc wejść do środka, ale bojąc się przejść obok byłego śmierciożercy. Malfoy z obojętnością rozejrzał się po sali i zauważył, że Hermiona go obserwuje. Mrugnął do niej, a potem zaczął poprawiać drugi mankiet, podczas gdy tłum za nim nieustannie rósł. Hermiona spojrzała na stół nauczycielski, ale nawet McGonagall była pochłonięta swoją owsianką i nie wyglądała na skłonną do angażowania się w sytuację. 

— Malfoy — syknęła Ginny, jeszcze bardziej mrużąc oczy. 

— Ktoś powinien coś zrobić — powiedział Neville. 

Prefekt Naczelny Ernie Macmillan podszedł do drzwi i delikatnym tonem zaczął upominać Malfoya: „Czas się ruszyć, stary… nie ma potrzeby się przeciwstawiać… masz sporo szczęścia, że tu jesteś, wiesz…” Malfoy nie wykonał jednak żadnego ruchu, a jego odpowiedzi nie wydały się być pojednawcze. Hermiona podniosła się z ławki, zarzucając torbę na ramię. 

— Po prostu nie widzę tutaj żadnego problemu —  odparł Malfoy, gdy zmierzała w stronę drzwi. — Jest wystarczająco miejsca, by wszyscy mogli przejść. — Zerknął na niespokojny tłum tłoczący się pod drzwiami. 

Hermiona przewróciła oczami. 

— Przepraszam. — Wkroczyła między Erniego i Malfoya, zanim wyszła z Wielkiej Sali, ocierając się o ramię Ślizgona. 

— Widzisz? — Usłyszała za sobą głos Malfoya.

Spojrzała na uczniów skulonych w korytarzu przed wejściem. 

— Poważnie, czy wy wszyscy zamierzacie pozwolić mu powstrzymać was przed zjedzeniem śniadania? — Ta otoczka przerażenia wokół Malfoya zaczęła powoli działać jej na nerwy. — Minus dziesięć punktów dla każdego ucznia, który nadal będzie tutaj stał, gdy skończę liczyć do trzech!

Hermiona nie miała żadnych uprawnień do odbierania punktów domom, jednak nie powstrzymało to spanikowanego tłumu uczniów od rzucenia się przez drzwi, odepchnięcia przy tym Malfoya i Erniego na bok, i opuszczenia korytarza w kilka krótkich sekund. 

— Nie umiesz się bawić, Granger — powiedział Malfoy, wychodząc z Wielkiej Sali, aby do niej dołączyć. 

— Jestem niesamowicie zabawna — odparła, patrząc na niego. — Poczekaj, aż przeczytasz mój esej na starożytne runy. 

— Jak możesz mieć esej na starożytne runy? Jeszcze nie mieliśmy zajęć. 

— Napisałam go dla zabawy.

Górna warga Malfoya drgnęła. 

— Ani trochę się nie zmieniłaś. 

Hermiona potarła kciukiem pręgi ukryte pod rękawem na jej lewym ramieniu. 

— Zmieniłam się wystarczająco — odparła zdawkowo.

Jego rozbawienie momentalnie zniknęło. Zbladł, a ona odwróciła się, czując dziwnie winna. Ruszyła w kierunku schodów prowadzących do sali, gdzie miały odbywać się starożytne runy. Malfoy nie był zły, bez względu na to, co myślała ta banda idiotów. Jego matka uratowała Harry’emu życie, a Harry osobiście przemawiał w ich obronie na procesach zarówno Narcyzy, jak i Dracona. Hermiona sama napisała poufny list do sędziego w poparciu dla Draco. Oboje dostali wyrok w zawieszeniu i jeden rok aresztu domowego, a Draco miał możliwość odbycia ostatniego roku nauki w Hogwarcie. Nagle pomyślała o Narcyzie, przebywającej teraz samotnie w Dworze, podczas gdy Lucjusz odsiadywał dożywotni wyrok w Azkabanie. 

Klasa starożytnych run była zamknięta, więc Hermiona oparła się o gobelin i z trudem odepchnęła na bok pokusę przejrzenia pierwszego rozdziału swojego nowego podręcznika. 

— Pozwól mi go zobaczyć. 

Hermiona zamrugała, patrząc na wysokiego blondyna, opartego o ścianę naprzeciw niej. 

— Ten zabawny esej o starożytnych runach — wyjaśnił cierpliwie. — Pozwól mi na niego spojrzeć. 

Patrzyła na niego przez chwilę, po czym otworzyła torbę, wyjęła z niej zwój związany niebieską wstążką (wszystkie jej zwoje oznaczone były konkretnymi kolorami) i mu go wręczyła. Podszedł bliżej, aby go przyjąć, po czym pociągnął za wstążkę swoimi długimi palcami i rozwinął pergamin. 

— Jest napisany w języku runicznym — powiedział. 

— Uwierz mi, jest zabawny. — Hermiona uśmiechnęła się blado. 

— Tak naprawdę, to nie jest. — Malfoy patrzył na pergamin. 

Uśmiech zniknął z jej ust. 

— Potrafisz go przeczytać?

— Gdybyś umiała go napisać, Granger, to mógłbym go przeczytać. 

— Nie wierzę ci — warknęła. — Przetłumaczenie tego eseju na język runiczny zajęło mi miesiąc. Ten podręcznik…

— Jest do niczego — przerwał jej. — Biblioteka mojej rodziny ma prawdziwy manuskrypt runiczny. — Lekko się zaśmiał. — W porządku, ten fragment o żabie jest całkiem zabawny. 

Hermiona była oszołomiona. Ten napuszony drań naprawdę nauczył się starożytnych run, prawdopodobnie z jakiejś niemożliwie rzadkiej książki ukrytej w tej przeklętej posiadłości. Ledwo mogła w to uwierzyć, ale tak właśnie było, on rzeczywiście znał runy, a przynajmniej runę dla słowa żaba. 

Spojrzała na Malfoya w zamyśleniu, kiedy ponownie oparł się o ścianę. Nienaganna sylwetka w nowej szacie, aż po srebrne spinki mankietów i wypolerowane czarne buty. Tak daleka od jego nawiedzonej postaci, jaką pamiętała z procesu. Ciemne rzęsy przysłaniały szare oczy, gdy przeglądał strony jej eseju. Nosił swoją atrakcyjność niczym wypolerowaną zbroję, na szemrzącym polu bitwy. 

Hermiona zmarszczyła brwi i odwróciła wzrok. Weź się w garść, na litość Merlina. 

Malfoy wyprostował się i zwinął plik pergaminów. 

— Niektóre znaczenia są źle dobrane lub błędne — powiedział, ponownie zawiązując wstążkę. — Mogę je dla ciebie zaznaczyć, jeśli chcesz. 

— Nonsens, to wszystko jest całkowicie poprawne. 

Malfoy podszedł bliżej, otwierając jej prawą dłoń swoją i wkładając w nią zwój. Owinął jej palce wokół pergaminu, zakrywając je ciepłem własnych rąk, po czym cofnął się. 

— Nieprawda — powiedział. — Przyjrzyj się temu jeszcze raz. 

Hermiona rzuciła mu piorunujące spojrzenie. Jeśli jej runy były niepoprawne, czego nie rozważała nawet przez minutę, to wina musiała tkwić w tym durnym podręczniku, który był szalenie niejasny i zdecydowanie źle wydrukowany, tak, że coś, co czasami przypominało kropkę, okazywało się być zwykłą plamą atramentu. Nie wszyscy mieli starożytne manuskrypty runiczne walające się po domu. 

— Wiesz, wziąłem go do Hogwartu — ciągnął, brzmiąc na znudzonego. 

— Ten manuskrypt?

— Oczywiście. 

Odwróciła głowę. 

— Nie obchodzi mnie to. 

Malfoy uśmiechnął się kpiąco i wrócił do swojej własnej ściany, gdy głosy pogaduszek zaczęły odbijać się echem w głębi korytarza. McGonagall powoli sunęła w ich kierunku z podskakującym czarnym, spiczastym kapeluszem, a za nią podążała garstka uczniów, głównie Krukonów i kilku Puchonów. Nawet jeśli dyrektorka była zaskoczona, widząc ich dwójkę stojących pod salą, to nie okazała tego.

— Panno Granger, panie Malfoy — powiedziała, otwierając drzwi jednym machnięciem nadgarstka. Kolejnym ruchem różdżki sprawiła, że z sali zniknęła niepotrzebna nadwyżka ławek, pozostawiając jedynie dziesięć, dla uczniów biorących udział w tegorocznych zajęciach z zaawansowanych starożytnych run.

— Jak wszyscy wiecie, alfabet runiczny — zaczęła — to starożytna gałąź językoznawstwa, kiedyś używana również przez mugoli, jednak w naszym świecie ma ona też dodatkowe magiczne właściwości…

Hermiona naskrobała kilka notatek, słuchając tylko połowicznie wywodu profesorki. W jej eseju były błędy? Niemożliwe, po prostu się z nią droczył. Może McGonagall miała kilka tekstów, które pozwoliłaby jej przejrzeć – zapyta po zajęciach. Zrobi wszystko, żeby tylko nie musiała prosić o nic Malfoya. Siedział po drugiej stronie przejścia, usadzony przy śmiesznie małym biurku, notując na swoim kawałku pergaminu. Mogła dostrzec, że był zapisany runami. Malfoy robił notatki w runach? To mógł być dobry sposób na ćwiczenie. Pochyliła się bardziej, żeby lepiej widzieć, jednak chłopak odwrócił głowę i uniósł brew. Hermiona zarumieniła się i wyprostowała. W porządku. Nie obchodziło jej to, co sobie tak pisał.

Pod koniec lekcji Hermiona podeszła do McGonagall, machając z oburzeniem swoim podręcznikiem. 

— To nowy zaawansowany przedmiot, panno Granger. Jestem pewna, że kolejne tomy, czy wydania, będą zdecydowanie bardziej precyzyjne — powiedziała McGonagall. — Może chciałabyś pomóc w poprawie podręcznika po ukończeniu Owutemów?

— Naprawdę? — Puls dziewczyny przyspieszył. — Już zaznaczyłam fragmenty…

— Tak, tak — odparła McGonagall z roztargnieniem. — Lepiej już uciekaj, panno Granger. Twoje kolejne zajęcia są w lochach, zgadza się?

— Zaawansowane eliksiry, tak — powiedziała Hermiona. — Ale chciałam pokazać pani ten esej…

— Innym razem, panno Granger, nie chciałabyś spóźnić się już pierwszego dnia, prawda?

Hermiona nie przejmowała się spóźnieniem na zaawansowane eliksiry. Slughorn nie zamierzał odbierać punktów jednemu ze swoich najlepszych uczniów (teraz prawdopodobnie już najlepszemu, odkąd w pobliżu nie było już Harry’ego z tym podejrzanym podręcznikiem). Jednak ton McGonagall nie znosił sprzeciwu, więc Hermiona energicznie wyszła z klasy i zeszła po schodach, ignorując ciągłe ostrzeżenia płynące z obrazów co do jej spóźnienia.

Weszła do klasy jako ostatnia, zastając wszystkie miejsca zajęte, z wyjątkiem jednego, tuż obok Malfoya, przy dwuosobowym stole. Najwyraźniej ostracyzm względem jego osoby przeszedł też na siódmo i ósmoklasistów. Z głośnym zgrzytem metalu o kamień odsunęła krzesło obok niego i usiadła, głośno opuszczając książki na blat. 

To wystarczyło, żeby zrobić z siebie atrakcję dnia. Ron wpatrywał się w nich zszokowany, siedząc przy swoim stole z Lavender. Czym był tak zaskoczony? Że spóźniła się na eliksiry? Że siedziała obok Malfoya? Że nadal opierała się jego technikom uwodzenia? Może wszystkimi trzema. Malfoy sprawiał wrażenie, jakby ją ignorował, jednak kiedy oczy Hermiony spoczęły na ich blacie, zobaczyła mały zwój leżący obok jej książek, obwiązany zieloną wstążką i opisany runą oznaczającą „H”.

_____

* z oryginału “LOOP” jako Life Organization Optimization Plan


17 komentarzy:

  1. Ale mam szczęście, że po przeczytaniu "Legendy..." wpadłam jeszcze tu! Spokój dla mej duszy, ten rozdział :) A po Twoim komentarzu o dalszej części tego opowiadania jeszcze bardziej nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów!
    Hermiona i jej perfekcjonizm rozczula mnie okrutnie - SUPEŁ to coś, co pasuje do niej jak ulał! Sama chciałabym być taka zorganizowana o poranku, ale - cóż - bardziej przypominam te memy o silnym postanowieniu wstania rano zwartym i gotowym, w rzeczywistości będąc spowolniona i oszołomiona do godziny od budzika ;D
    I, OCZYWIŚCIE, wspaniały Dracze ma w swoim domu manuskrypty ze Starożytnymi Runami, cholerny, ideał ;P Jeszcze brakuje, żeby w zasadzie był tłumaczem symultanicznym, gnojek jeden ;P Scena przy Wielkiej Sali - bosko ślizgońsko-malfoyowska. Dawać mi go! <3

    Mała

    Ps Uwielbiam czytać tak poprawnie napisane opowiadania, i nie chodzi tylko o samą, świetną treść, ale, hmm, miękko (mam nadzieję, że wiecie, o co mi chodzi :D) oddane tłumaczenia oraz pierwszorzędną ortografię, interpunkcję i zgrabnie zredagowany tekst :) Czapki z głów! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisałam pod rozdziałem pierwszym, ale napisze i tutaj - Mała, dziękuję ci serdecznie za tyle komentarzy pod Legendą 12 listów, jesteś niesamowita :D Z tego miejsca mogę ci obiecać, że The Gloriana Set jest opowiadaniem w kompletnie innej ligi. Legenda byłą dla mnie małą tłumaczeniową rozgrzewką - gdybym wiedziała, że pójdzie mi tak gładko, to wybrałabym zdecydowanie lepsze i ambitniejsze opowiadanie, ale czasu nie cofnę :/
      Mam dobrą lekcję na przyszłość - teraz będę tłumaczyć tylko ambitne, dopracowane i mocne opowiadania :D
      Przypomniało mi się jak mój chłopak pomagał tłumaczyć mi skróty z tego opowiadania, między innymi SUPEŁ - chciałam jak najlepiej oddać pierwotne znaczenia tych wszystkich skrótów :D Sama mam w swoim zastosowaniu podobny SUPEŁ :D
      Ale wykrakałaś z tym tłumaczem symultanicznym XD Ale nic nie spojleruję, bo to nie o symultaniczne tłumaczenie run mi teraz chodzi :D
      Dziękujemy za wszystkie miłe słowa - dajemy z siebie wszystko jeśli chodzi o perfekcjonistyczne domknięcie tego opowiadania :D
      Pozdrawiamy cieplutko <3

      PS. Kinia też się bardzo stara!

      Usuń
    2. Jako rozgrzewka, "Legenda..." była idealna :D Tak sądzę ;) I w sumie pomysł był ciekawy, Autorka miała swoje momenty, ale cóż... W każdym razie nie ma co rzucać kamieniem, zwłaszcza, jak sobie człowiek przypomni, co on kiedyś "tworzył" i - o, zgrozo! - publikował xD
      Tutaj widać inną dojrzałość tej Autorki, opowiadanie wydaje się być dobrze przemyślane - nie wiem, czy jest lepsze w tłumaczeniu, ale wydaje mi się, że oddane jest tak świetnie, jakbyś je sama napisała :) Myślę, że czasem nie trzeba czytać oryginału, żeby wiedzieć, czy ktoś się przyłożył do przekładu tekstu czy nie :)
      A już tłumaczenie skrótów, żeby miały ten sam wydźwięk (zabawny, poważny, whatever) i sens, to dla mnie level master haha :D Brakuje mi słów, żeby wyrazić podziw :)

      Buahahah, serio? Okej, nie drążę, nie będę zaglądać do oryginału, ale teraz to mnie podwójnie ciekawi, co będzie dalej!

      Ściskam Was, dziewczyny!
      Mała

      Usuń
    3. Ach, zapomniałam: cieszę się, jeśli komentarze sprawiły przyjemność :) Starałam się coś wrzucić pod każdym postem, nie zawsze udawało się z sensem XD ;*

      Mała

      Usuń
  2. Ron to jak zwykle dupek... Dracona wszyscy omijają a Hermiony pytają czemu się nie uczy. Może i dobrze że autorka odeszła od Prefektów bo w każdym opowiadaniu powiela się ten wątek a tu w inny sposób wszystko się rozwinie. Czekam na kolejny z niecierpliwością.

    Pozdrawiam cieplutko. 💜

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, Ron ma tutaj taki lekko wnerwiający charakterek ale były momenty kiedy chciałabym go utulić, bo mi go szkoda :(
      Jedną z rzeczy, które mi się najbardziej podobają to odejście od tych Prefektowych schematów - ileż można ich wszystkich wkładać do jednego dormitorium :D
      Pozdrawiam cieplutko <3

      Usuń
  3. Bardzo lubię Hermionę w tym opowiadaniu :) ilość rozdziałów to też dla mnie wielkie wow - ileż się tam będzie działo! Chętnie przeczytam każdy rozdział, zapowiada się świetnie!

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie wiesz jak wiele będzie się działo :D Ilość akcji w tym opowiadaniu to istna karuzela. Autorka oryginału dopracowała je niesamowicie dobrze. Pierwotnie miało być o połowę krótsze, ale bardzo cieszy mnie, że się tak rozciągnęło, bo zaspokoiło moje wszelkie wymagania jeśli chodzi o podjęte wątki ;)
      Pozdrawiam cieplutko :*

      Usuń
  4. Naprawdę zaskakuje mnie to opowiadanie, ale w bardzo pozytywny sposób. Wszystko jest tu takie inne i może właśnie ten powiew świeżości sprawia, że czyta się to bardzo przyjemnie. Hermiona może Prefekt Naczelną nie jest, ale to zachowanie z odejmowaniem punktów, no to jest kwintesencja Hermiony! Ona nie potrafi inaczej. Tu niby nie chce być perfekcjonistką, zaharowywać się jak wół, ale esej na Starożytne Runy pisała miesiąc! Może być nową Hermioną, ale starych przyzwyczajeń tak szybko nie wyplewi. Jej relacja z Draco również jest interesująca. Przeważnie w każdym "szkolnym" opowiadaniu widzimy Draco, który mimo tego, że jest już po wojnie i nie powinno być żadnych podziałów wciąż traktuje Hermione z góry i nazywa ją szlamą. Tu też możemy oglądać coś zupełnie innego, są lekkie uszczypliwości, zaczepki ale w taki miły sposób. Nie wiem co dalej przygotowała autorka, ale jeśli zdecydowała się na dalsze przedstawianie ich relacji w taki sposób, to naprawdę będę z tego zadowolona. Miło się czyta o tym, że potrafią ze sobą normalnie rozmawiać, bez atakowania się w każdy możliwy sposób, że obydwoje w jakiś sposób wyciągają do siebie rękę, zachowanie Hermiony przy Wielkiej Sali, owszem, Draco się bawił, przynajmniej tak pokazywał, ale czy gdzieś w głębi nie bolało go to, że jest tak traktowany przez innych? Były Śmierciożerca z mrocznym znakiem na ręce obok którego aż strach przejść bo nie wiadomo co zrobi... Malfoy znowu stara się zwrócić jej uwagę czymś, co najbardziej na nią działa, po przez naukę, że mógłby jej pożyczyć materiały do tego, aby nauczyła się prawdziwych run, to jak chciał jej zaznaczyć fragmenty które były niepoprawnie napisane, żadnej tym uszczypliwości w mojej interpretacji, bardziej chęć współpracy i pragnienie towarzystwa.

    Vera i Kinia, dziękuję Wam za tą wspaniałą pracę, którą wykonujecie, żebyśmy mogły się cieszyć tym opowiadaniem! Nie mogę doczekać się kolejnych rozdziałów, czekam z taką samą niecierpliwością jak na nowe etapy Rozejmu a to dużo znaczy! Ściskam Was mocno dziewczyny! ❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Buziaki! I zapraszam na trójkę!

      Usuń
    2. Bardzo ciesze się, ze podoba ci się to łamanie pewnych schematów. Nie ukrywam, to jeden z moich ulubionych elementów Gloriany :D
      Ojej! Mega cieszy mnie ta niecierpliwość :D Wiem, że początki każdej publikacji, czy to tłumaczenia czy własnego wytworu są ciężkie, ale takie słowa niesamowicie motywują do dalszego dopracowywania, betowania, korekty i oczywiście poszukiwań nowych projektów ;)
      Pozdrawiam cieplutko!

      Usuń
  5. Czuć, że w tym opowiadaniu wszystko jest zapięte na ostatni guzik :)
    Od powolnego rozwijania akcji, po świetnie napisane opisy, cudownie przetłumaczone i wspaniale zbetowane :D
    Lubię tą Hermionę, perfekcjonistka, która jedna będzie próbować walczyć o normalność?
    Nie wiem czy dobrze ujęłam własne myśli :P
    A Malfoy, hmm jego zawsze lubię :D
    A taki zdystansowany, tajemniczy ma w sobie to szczególne COŚ

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako, ze przechodzę to opowiadanie kolejny raz podczas korekty to z potrójną dokładnością wypatruje nieścisłości których to opowiadanie kompletnie nie ma. Na przestrzeni tylu rozdziałów pojawia się masa, ale to masa wątków i każdy z nich prowadzony jest bezbłędnie, aż serduszko się raduje :D
      Hermiona to niesamowita perfekcjonistka i pewnie sama ma na ten dowód osobny schemat blokowy w swoim SUPLE :D
      Malfoy tutaj to mój faworyt, zresztą, zobaczycie :D
      Bardzo mnie cieszy, że tłumaczenie się podoba - serduszko się raduje!
      Pozdrawiam cieplutko!

      Usuń
  6. Draco zaczyna skradać moje serce. Moment, w którym oddając Hermionie jej esej, zamknął jej dłoń swoimi rękami omgoooosh niby mały gest, ale kurde złapał mnie na to. Jestem oczarowana, a to dopiero drugi rozdział

    OdpowiedzUsuń
  7. “SUPEŁ” oznaczający Specjalny Usystematyzowany Plan Egzystencji i Ładu. - padłam! Nie wiem Vera jakto robisz, ale przetłumaczenie i wynalezienie tego rozwinięcie Mistrzostwo i najwyższa Liga! Hermiona - perfekcjonistka i realistka w każdym calu. Oby kiedyś w SUPEL -znalazło się:
    1. Śniadanie z Draco❤️
    2. Lekcje z Draco❤️
    3. Obiad z Draco❤️
    4. Spacer z Draco❤️
    5. Seks z Draco ❤️

    Urzekło mnie to opowiadanie, dopiero jest drugi rozdział, a jest na prawdę inne. To, że mają zajęcia razem, czy przez spóźnienie Hermiony razem usiedli to jednak no nie ma takiej sytuacji całkowicie ich zbliżającej. Co mam na myśli: Zazwyczaj oboje są prefektami, patrolują razem, mieszkają razem i załatwiają multum spraw razem. Tu tego nie ma, więc intryguje mnie sposób w jaki to zadziała i jaki czas im to zajmie :)

    Dziwi mnie aż taki strach przed Malfoyem, nawet w 7, 8 klasie. Dziwi mnie brak przyjaciół wokół Malfoya, albo on sam się odgrodził, zbudował wokół siebie mur, albo po prostu przyjaciele okazali się złymi przyjaciółmi. Jednak mimo wszystko zawsze postrzegałam dom Slytherina jako taki lojalny, że przebiegłość,spryt, ale jednak też działanie grupowe. Nie wiem może się mylę, może już po prostu za dużo tych opowiadań z Zabinim jako idealnym przyjacielem, chociaż przy TDB mnie zawiódł niesamowicie :)

    Generalnie opowiadanie sprawia wrażenie jak na razie takiego zaplanowania w najmniejszych szczegółach, opisach. To jest niesamowite.

    OdpowiedzUsuń