Rozdział 18: XVIII

13 listopada 1998

Pamiętniku,

Nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek w to uwierzył. To wygląda na tak wymuszone. I nie mogę tego znieść.

Za każdym razem, gdy on całuje ją w policzek i za każdym razem, gdy ona sięga po jego pieprzoną dłoń, chcę w mugolski sposób wydłubać swoje pieprzone oczy. I tego, kurwa, nie rozumiem.

On nie jest w jej pieprzonym typie.

Spodziewam się, że napiszesz mi na to rzeczywistą odpowiedź, żebyś mógł zaśmiać mi się w twarz. Co to będzie? Och, prawdopodobnie coś w rodzaju: A co, Malfoy? Myślisz, że ty jesteś w jej typie?

Nie, nie jestem w jej cholernym typie.

Ona… Jest prawdopodobnie bardzo drobiazgowa. Założę się, że jej typ to mężczyzna, który codziennie nosi kamizelkę i sweter ze splotem w warkocze i pije herbatę z trzema pieprzonymi kostkami cukru. To typ mężczyzny, który całowałby swoją żonę po powrocie do domu. Prawdopodobnie przeczytał każdą książkę wszystkich tych cholernych mugolskich autorów, których kocha – pieprzonego Shakeknife’a czy coś w ten deseń. Prawdopodobnie też, kurwa, umiałby na pamięć Historię Hogwartu, bo Merlin, kurwa, wie, że ona nigdy nie zamyka ust, wiecznie pieprząc o tej książce.

Tak, to konieczne.

Założę się, że interesuje go taniec towarzyski i szachy, i na pewno lubi koty. Będzie miłośnikiem sztuki i będzie robił takie rzeczy, jak gotowanie dla niej i uczenie się jej ulubionych wierszy, i jestem absolutnie pewien, że będzie osobą, która będzie się z nią “kochać”.

Nie jestem tym pieprzonym mężczyzną.

Noszę drogie garnitury szyte na miarę przez skrzaty, co zniesmaczyłoby jej humanitarne usposobienie. Moja herbata musi być czarna i przeparzona, a gdybym kiedyś miał żonę, już byśmy się rozwiedli. Nie wiem nic o jej ukochanych, mugolskich książkach i wykorzystałem mój egzemplarz Historii Hogwartu do stworzenia zaczarowanych, papierowych smoków. Matka upewniła się, żebym umiał tańczyć, ale nigdy nie powiedziała, że muszę to lubić – i postanowiłem, że nie będę. Oszukuję w szachy i kurewsko nienawidzę kotów, i nigdy w moim pieprzonym życiu nie ugotowałem żadnego posiłku. Uważam, że poezja jest żałosna.

I nie kochałbym się z Granger.

Co za koncepcja.

Nie – chcę jej robić rzeczy, o których nie pisze się ani nie rozmawia w grzecznym towarzystwie. Marzę o tym. Ręce mnie swędzą, kiedy ją widzę. Tak cholernie chcę to z nią robić.

A jakaś część mnie chce, żebym ją zranił, kiedy już będę to robił.

Nie.

Nie, kompletnie nie jestem w jej typie.

Draco

***

23 listopada 1998

Zachariasz jest zadowolony.

Po prawie dwóch tygodniach udawania związku przed całą szkołą, mówi jej, że chłopcy ze Slytherinu w końcu dali sobie spokój. Już go nie wyśmiewają. Przynajmniej nie z powodów, z których robili to wcześniej.

I chociaż jest z tego szczęśliwa, bardziej niż cokolwiek chce to zakończyć.

Wszystko to wydaje się złe. Wydaje się prawie… lepkie, jeśli ma to jakiś sens. Za każdym razem, gdy całują się przed Harrym, Ronem lub którymkolwiek z ich rówieśników, naprawdę czuje, że musi wziąć prysznic. To wszystko jest złe.

I to całkowicie jej wina.

Poświęciła więc kilka następnych dni na wymyślenie jakiegoś kreatywnego i wiarygodnego sposobu zakończenia “związku”. Omówi to z Zachariaszem. Może powinna obmyślić jakąś masową, wykalkulowaną, emocjonalną eksplozję przed nimi wszystkimi. W ten sposób jego reputacja będzie chroniona, a ona będzie mogła…

Wstrzymuje myśli, jakby nadepnęła na owada.

Będzie mogła zrobić co?

Nie pozwala, by jej umysł poszedł w tym kierunku. Kończy to dla samej siebie. Więc nie musi już kłamać. Robi to tylko dla siebie.

Skupia się z powrotem na swoim kociołku. Dziś na eliksirach gotują Amortencję – po raz pierwszy w tym roku – i celowo zajęła miejsce jak najdalej od Zachariasza na wypadek, gdyby dla każdego stało się jasne, jak różne są ich gusta. Gotuje więc dziś obok Luny, co jest wystarczająco bezpieczne.

Poza tym, że Malfoy siedzi przy prostopadłym stole, tuż obok Zabiniego, a to wcale nie jest bezpieczne.

Ze swojej pozycji widzi, jak para unosi się z jego kotła – może obserwować, jak wiruje przy twarzy chłopaka i tworzy kropelki potu na jego bladym czole.

— A teraz pamiętajcie, moi drodzy — mówi Slughorn i jest mu za to niezmiernie wdzięczna, mogąc odwrócić swoją uwagę. — Skoncentrujcie się — nalega, jakby znał jej myśli. — Nie mogę wystarczająco podkreślić mocy i delikatności tej mikstury.

Jej własna jest prawie ukończona.

Ale o to właśnie chodzi. Zaledwie kilka kroków przed sobą powinna już wyczuć pierwsze nuty swoich ulubionych zapachów. Mięta i skoszona trawa. Jak dotąd wszystko, co wyczuwa, to mięta. Nie jest to też zwykła mięta. To mięta pieprzowa, bogata i mocna.

Praktycznie wstrzymuje oddech, wrzucając ostatni składnik, bojąc się jak nigdy dotąd, że pójdzie w ślady Seamusa i wszystko wysadzi.

W końcu biedny chłopak już dziś to zrobił. Musiałaby dołączyć do niego tam, gdzie teraz siedzi, przy niesławnym stole kwarantanny Slughorna, z dymiącymi włosami.

Ostatni składnik dusi się przez chwilę i na szczęście nic nie zaczyna się palić. Ale mięta pieprzowa wciąż pozostaje mocna, a gdy Hermiona ją węszy, marszczy brwi, bo po kolei zaczynają pojawiać się zupełnie nowe zapachy. Wydaje się, że jednym z nich jest dym. Płonące drewno, jakby z ogniska. Potem coś, czego nie jest do końca pewna – może len. A potem…

Jej puls przyspiesza. Czuje, jak rumieniec wpływa na twarz. Czymkolwiek jest ten ostatni zapach, ma wpływ na siłę jej kolan. Chwyta się stołu, żeby móc się podeprzeć, gdy Luna mówi tym melodyjnym, śpiewnym głosem „To bardzo interesujące, Hermiono”.

Jej myśli rwą się w dwóch kierunkach, z których jeden na siłę nakazuje jej odejść, a drugi nalega, by zanurkowała prosto do tego kotła – ponieważ cokolwiek, co pachnie tak dobrze, nie może być niebezpieczne.

Ta woń… jest trochę piżmowa. Dębowa. Ale są w niej też cytrusy. I coś w rodzaju wodnistego finiszu. Świeżego. Niczym deszcz.

— Ej, kolego — mówi nagle Zabini, co wyrywa jej spojrzenie z czeluści eliksiru. Macha ręką przed nosem i patrzy na Malfoya. — Zmniejsz trochę ten ogień, dobra? Zaraz dostanę pieprzonej migreny.

Jej żołądek opada.

Malfoy wygląda na zdezorientowanego. Marszczy nos, a kiedy bierze głęboki wdech, jego oczy padają prosto na nią.

To jest to. To jego woda kolońska.

Hermiona wyrywa korek z fiolki pełnej much siatkoskrzydłych i wrzuca je do środka, cofając się w samą porę, by zobaczyć, jak eliksir eksploduje.

Uczniowie wzdychają i śmieją się, a Luna spogląda na nią z ciekawością. Przez dym nie widzi Malfoya.

— No cóż, panno Granger — oznajmia Slughorn — Jestem rozczarowany. Zapraszam do tamtego stołu.

Jednak zapach zniknął. Tylko to się liczy.

Kręci się między stołami do warzenia eliksirów, by dołączyć do Seamusa, nie mogąc spojrzeć za siebie, nawet gdy czuje, jak podąża za nią jego wzrok.

***

24 listopada 1998

Odkrywa, że całkowicie się co do niego myliła.

Zachariasz Smith nie jest miłym chłopcem.

I wystarczy jedno zdanie, by całkowicie zmienić jej spojrzenie na jego osobę.

— Jeśli to zakończysz, powiem im wszystkim.

Jest w drodze – zatrzymuje się stopę od drzwi Łazienki Prefektów, gdzie przyszli porozmawiać.

Zachariasz cofa się niemal natychmiast – mamrocze coś w stylu: 

— To znaczy... Ja... tylko, proszę. — Ale ona już zauważyła mściwy wyraz jego twarzy. Fascynujące… absolutny wilk w owczej skórze.

Jest rozczarowana sobą, że nie dostrzegła tego wcześniej.

— Grozisz mi? — mruczy.

— Ja… nie, Hermiono. Przynajmniej nie próbuję — mamrocze, odgarniając ciemne blond włosy z oczu. Nie są za nic podobne do platyny. Nawet obok niej nie leżały. — Ja tylko…

— Wydasz mnie, jeśli wycofam się z naszej umowy.

Nic nie mówi. Nie mruga.

— Powiedziałabym, że ja też mogę cię wydać — mówi, zaskoczona stabilnością swojego pulsu i siłą głosu. — Ale wolałabym się do tego nie zniżać.

— Spróbuj zrozumieć, w jakiej sytuacji jestem — woła za nią, ale drzwi już się zamykają.

I kiedy idzie ciemnym, opustoszałym korytarzem, świadoma późnej godziny, całkiem nieoczekiwanie docenia młodego Dracona Malfoya – tego, który nazwał ją szlamą i szydził na rzecz uśmiechu.

Nigdy nie udawał miłego chłopca, jak Ron czy Zachariasz.

Starał się być kimkolwiek innym.

I przez chwilę ta szczerość ją przytłacza. To stare powiedzenie odbija się echem w jej głowie. Malfoy nigdy nie próbował łapać much na miód. Nigdy nie obiecywał słodyczy. Cały czas rzucał octem.

Zastanawia się, czy od zawsze wolała ocet od miodu.

***

25 listopada 1998

— Zdajesz sobie sprawę, która jest godzina, prawda, Granger?

Jej puls się zacina i bezczynnie zastanawia się, kiedy stała się tak podatna na wytrącanie z równowagi. Odwracając się, widzi go stojącego w drzwiach do hangaru nad jeziorem. Z pewnością jest to niekonwencjonalne miejsce do spotkań, ale uważa je za bezpieczne.

Wpatrywała się w kamień przy oknie, na którym kiedyś wykrwawiał się Snape. Nie sposób było jej sobie tego nie wyobrazić, a przybycie Malfoya jest mile widzianym rozproszeniem.

— Tak — odpowiada w końcu. Malfoy ma w ręku list, który napisała niecałą godzinę temu i, jeśli z cienia pod jego oczami nie wynika, że go obudziła, to z pewnością widać to po jego ubraniach. On… cóż, ma na sobie dresy – coś, w czym nigdy nie wyobrażałaby sobie ujrzeć dziedzica Malfoyów, gdyby nie zobaczyła tego na własne oczy. Są grafitowoszare i schowane w brązowych butach, a on sam nie ma na sobie płaszcza. Tylko czarny sweter, który, jak sobie wyobraża, niewiele robi, by chronić go przed chłodnym, listopadowym powietrzem.

— Co było tak ważne, że nie mogło zaczekać do rana?

Odwraca się całkowicie twarzą do niego, opierając o parapet okna i przygryzając dolną wargę. 

— Próbowałam zakończyć mój… układ z Zachariaszem Smithem — mówi po chwili. — A on… Cóż, nie przyjął tego dobrze.

Woda płynie w ciszy.

Wyraz twarzy Malfoya jest trudny do odczytania. 

— Nie przyjął tego dobrze — powtarza, również nie zdradzając nic swoim tonem.

— Powiedział, że powie im wszystko o… — robi słaby gest między nimi, a czoło Malfoya marszczy się — … jeśli nie zgodzę się tego kontynuować.

Chłopak przez chwilę rozmyśla, ze złożonym spojrzeniem. Ale kiedy mówi, jest na skraju cierpliwości. 

— I tak się tego boisz, że poczułaś potrzebę zorganizowania spotkania w samym środku nocy?

— Wczesnym rankiem — mówi bez namysłu, krzywiąc się, gdy zdanie wyskakuje z jej ust. — Jest… jest wczesny poranek, a nie środek nocy — dodaje żałośnie.

— Czy uda ci się kiedykolwiek wyłączyć tę pieprzoną część swojego mózgu?

— Słuchaj, Malfoy, chciałam cię tylko ostrzec — rzuca, zanim będzie mógł kontynuować, a on przygryza język, zatrzymując wszystko co zamierzał powiedzieć. — Nie sądzę, żeby czekał zbyt długo, żeby rozegrać swoje rozdanie.

— Ma jedną kartę, Granger... i jestem nią ja. — Malfoy krzyżuje ramiona. Jej spojrzenie zdradziecko i naiwnie kieruje się do kuszącej krzywizny jego bicepsów, szczupłych, a jednocześnie męskich. Budowa Szukającego. — Aż tak ci to przeszkadza? — pyta ponownie.

— Nie, ja… tak. Ja… nie wiem — zacina się, odwraca i znów patrzy w okno. Bierze oddech i próbuje uporządkować myśli. Trudno jej to zrobić patrząc na niego. — To nie byłoby dla ciebie przyjemne.

— Mimo że jestem Śmierciożercą — kończy niewypowiedzianą część jej zdania. Jego głos jest lodowaty. — Dzięki czemu ty jesteś lepszą połową sytuacji.

— Nigdy tego nie powiedziałam.

— Pieprz się, Granger — warczy, jakby w ogóle się nie odezwała. Hermiona ryzykuje rzut oka przez ramię. — Myślisz, że jesteś pieprzoną nagrodą?

— Nie.

— Myślisz, że wybrałbym ciebie z pokoju pełnego setek ludzi?

— Ja wybrałabym ciebie.

— Ponieważ, powiem ci, kurwa, że... — milknie, jakby został magicznie uciszony.

Ona znowu wygląda za okno. Nie chce na niego patrzeć. A jednak chciała to powiedzieć. Mogła się powstrzymać, ale zdecydowała się tego nie robić.

Przynajmniej ceni sobie, że dokonała świadomego wyboru.

— Ty co? — pyta cicho, ledwo słyszalnym szeptem.

— Ja wybrałabym ciebie.

Następuje długa cisza. Ponownie nasłuchuje szumu wody, akceptując milczenie.

Wtedy Malfoy pociąga nosem. Gniewnie. 

— Nie udawaj świętej, Granger. To robota Pottera.

Odwraca się, twarzą do niego, ale nie podnosi wzroku. Nie jestem pewna, czy chce. 

— Tak właściwie to jestem niesamowicie samolubna — mówi rzeczowo. — Dziko, szalenie samolubna.

Następuje kolejna boleśnie długa chwila ciszy. Kiedy Draco się odzywa, robi to o wiele ciszej. Hermiona wpatruje się w jego stopy.

— Niby dlaczego?

Odpowiedź jest prosta. Zaskakująco. Wypływa tak, jakby przez długi czas było jej przeznaczone poznanie świata poza gardłem dziewczyny. 

— Podoba mi się to, co czuję, kiedy jestem z tobą. Nie spodziewasz się, że będę szczęśliwa, dochodząc do siebie, a nawet… lub nawet, kurwa, grzeczna. Traktujesz mnie tak, jak przed wojną. Jesteś bezczelny, protekcjonalny i... i gwałtowny, nie chodzisz wokół mnie na palcach, ty... nazywasz mnie pizdą i rzucasz mną o ściany. Jesteś okropny. Jesteś okropny i nienawidzę cię tak samo, jak ty mnie. Kiedy jestem pośród nich, czuję się jak skaza. Jakbym zatruwała wszystko inne. Ja nie… nie potrafię tego właściwie wyjaśnić. Po prostu… przy tobie mogę czuć się tak wściekła, jak potrzebuję. Jesteś taki ponury i podły, że nie wydaje mi się, żebym cokolwiek mogła zrujnować. Bo wszystko jest już zrujnowane.

Unosi wzrok i żałuje, kiedy widzi wyraz oczu Dracona.

— Masz rację. To samolubne — mówi.

— To jeszcze nie wszystko. — Odpycha się od ściany. Ryzykuje dwa kroki w jego stronę, a chłód pobliskiej wody uderza w jej ciało. Przyprawia o dreszcze. Malfoy stoi jak posąg. — Ja… — wzdycha, tracąc siłę w głosie, gdy wyciąga rękę. Odciąga ją dwa razy, zanim w końcu pozwala jej spocząć na miękkiej dzianinie swetra na jego piersi. — Lubię to, jak się wtedy czuję. Z tobą. — Jej druga ręka podąża tym samym torem, jakby była namagnesowana. Teraz stoi z obiema dłońmi ułożonymi na jego klatce piersiowej. Nie może sobie wyobrazić, jak to wygląda z perspektywy osoby z zewnątrz. Jednak nie odchodzi jej to, a ona zdaje sobie sprawę, że nigdy nie dotykała go w ten sposób. Tak powoli. Tak ostrożnie. Już nawet nie wie, co mówi. Słowa wypływają z niej jak woda z nieszczelnego kranu. Ale śluzy się otworzyły i nie da się ich zatrzymać. — Ja… Lubię cię dotykać i lubię, kiedy ty mnie dotykasz. To jedyne momenty w których czuję, że mogę uciec. — Odważnie przesuwa dłońmi w dół, tak że jej palce spoczywają równo przy jego ciele. — Jesteś taki zimny i nie miękki i taki… nie jak Ron. — Zdaje sobie sprawę, że nie ma w żyłach Veritaserum, którym mogłaby się usprawiedliwić. Nic nie może zrobić, aby to cofnąć. Nie ma żadnej wymówki.

Ze swojej strony Malfoy nie okazuje żadnej świadomej reakcji, ale przez sweter wyczuwa jego puls. Jest dudniący i przyspieszony.

— Podoba mi się, jak bardzo jesteś samotny — mówi dalej — bo oznacza to, że nie muszę się tobą z nikim dzielić. Nie jestem nikomu nic winna. Jesteś tak samo samotny jak ja. I ty...ty jesteś moim sekretem… nawet jeśli nie jesteś mój. Chociaż czasami zastanawiam się, czy możesz być mój. Czasami chciałabym, żebyś był. — Wbija palce w materiał swetra, a jego oddech się zatrzymuje. To jego pierwsza naprawdę zauważalna reakcja. Sprawia, że Hermiona podnosi wzrok i jej oczy spotykają się z jego, niczym uderzenie pioruna w skałę.

— Czy to ma sens? — mówi do niego, wzdychając.

Jego oczy szukają jej – matowe szkło na tle błotnistego brązu. 

— Żadnego — mruczy, a potem się pochyla.

Na początku to tylko dotyk ust. Brak jakiegokolwiek innego ruchu. A jednak coś w tym jest. Coś oczyszczającego i uspokajającego, a jednocześnie równie ekscytującego, kiedy jego wargi spoczywają na jej własnych. Mimo że już czuła go bardziej. Mimo że już to robili.

To jest inne. Za każdym razem inne. To coś nowego.

Ale tym razem szczególnie – i zdaje sobie sprawę, że to dlatego, że nie czuje się winna. Nie zmaga się z wątpliwościami ani konsekwencjami. Jutro, jeśli Zachariasz postawi na swoim, prawdopodobnie wszyscy będą już wiedzieć.

Jest w tym coś wyzwalającego i przez jedną, nieskończenie małą chwilę, nie obchodzi jej, co ktokolwiek sobie pomyśli. Być może rano będzie się tym przejmować. Może nawet za pięć minut.

Ale w tej chwili, z jego zimnymi, nieruchomymi ustami na jej własnych, może tylko pomyśleć o tym, jakie to wszystko jest właściwe. Bardziej słuszne niż większość rzeczy, które czuła w całym swoim życiu.

Szybko przekształca się to w coś więcej niż dotyk. Przekrzywia wargi i chwyta jej podbródek w dłoń, a jego język wyskakuje, by jej posmakować.

Ale potem się odsuwa, a ona nieruchomieje.

Jego oczy wydają się ciemne, kiedy jest tak blisko, w cieniu ich zbliżenia

— A co z Łasicą? — pyta cicho. Trzeźwo.

Drażliwe przezwisko sprzed tak dawna zmusza ją do śmiechu. 

— Co, Ron? A co z Ronem?

— Czy nie jesteście sobie przeznaczeni, albo jakieś inne pieprzone bzdury? — Nie puścił jej podbródka. Jest tak blisko, każde słowo odbija się na jej skórze.

Przeszukuje jego oczy. Zdaje sobie sprawę, że w tej chwili jest całkowicie poważny.

— Ron i ja mamy ze sobą tyle wspólnego, co książka i dzbanek do herbaty — mówi.

— I co? — pyta Malfoy cichym głosem. — Ty i ja mamy więcej?

— Wspólnego? — Znowu się śmieje. Odsuwa o krok, by podwinąć jego rękaw, a potem delikatnie sięgnąć po swój i zrobić to samo. Pokazuje mu ich blizny obok siebie, tak jak sobie kiedyś wyobrażała. — Tak.

Malfoy napotyka jej spojrzenie. Między nimi dzieje się coś, czego nie potrafi wyjaśnić. Szybko opuszcza rękaw. Ale potem bierze ją pod ramię, tak jak poprzedniego dnia. Patrzy w dół, delikatnie przesuwając kciukiem po czystej skórze obok wyrytych liter.

Ona jednak wzdycha, kiedy on nagle podnosi jej rękę i pochyla głowę nisko, trzymając za łokieć, gdy składa delikatny pocałunek na literach „M”, „U” i „D.” Podnosi wzrok, spoglądając na nią spod rzęs, wciąż będąc ustami na bliznach, prawie jakby pytał o pozwolenie.

Po co, nie wie.

I tak mu je daje. Kiwa głową, wypuszczając drżący oddech.

Ale nie spodziewa się, że otworzy usta – przeciągnie językiem po wrażliwej długości całej blizny. Z jej gardła wydobywa się cichy pisk, a ciało drży. Malfoy jedynie mocniej chwyta ją za łokieć, składając kolejny pocałunek na ostatnich trzech literach.

A potem nagle zmusza ją do cofnięcia się – przyciskając do parapetu.

— Nie ruszaj się, dobrze? — mruczy, prostując się, by wtulić w jej szyję i ucałować linię szczęki, a następnie przesunąć się w dół, by ssać puls.

Hermiona nie potrafi znaleźć odpowiedzi. Jej umysł został wyczyszczony jak starta tablica.

Zimne dłonie Malfoya śledzą jej figurę, biegając w górę i w dół talii, pieszcząc żebra przez gruby materiał mundurka. To przeszywa ją dreszczem, choć jednocześnie ją ogrzewa. Chłopak całuje jej szyję sunąc w górę, odnajduje podbródek, a potem wraca do ust.

Ona oddaje jego pocałunek ochoczo, przez cały czas zdziwiona samą sobą, a ich ciche westchnienia wypełniają pustą przystań. Draco smakuje jak mięta pieprzowa z Amortencji. Pachnie jak słabe resztki wody kolońskiej.

Zatraca się w tym. Zatraca się w czymś, co wydaje się trwać godzinami, ale prawdopodobnie jest tylko kwestią minut.

Ale potem czuje, jak jego palce ocierają się o skórę poniżej rąbka jej spódnicy. Zaczynają sunąć w górę.

Trzeźwieje.

Sztywnieje i odsuwa usta, czując na plecach niewytłumaczalnie żywy chłód marmurowej podłogi Dworu Malfoyów. Musiała wydać z siebie dziwny dźwięk, ponieważ Malfoy natychmiast ją puszcza.

I przypomina sobie, kim ona jest i kim jest on, i nagle wszystko, co właśnie powiedziała, przypomina niewiele więcej niż tylko ładne słówka.

— Granger? — mruczy ostrożnie, pytająco.

— Ja… — przełyka nerwowo. — Muszę…

Nie może nawet dokończyć zdania. Nie jest pewna, co miała na myśli. Zostać? Uciec?

Ale jej stopy same podejmują decyzję, zanim zdąży to przemyśleć, i gdy łapie kolejny oddech, jest już w połowie drogi z powrotem do zamku, z nieodgadnionym wyrazem twarzy Malfoya wypalonym pod powiekami.


6 komentarzy:

  1. Malfoy jak chce potrafi być naprawdę romantyczny i delikatny.To jak całował jej blizny... O Merlinie! Tak mnie to za serduszko złapało, że nie mogę! Cały ten pocałunek i moment między nimi był tak cholernie magiczny, że aż bym chciała być na miejscu Hermiony w tym momencie! Nie martw się o Rona Draco, to nigdy nie miało prawa się udać. Czy Draco jest lepszym wyborem? Patrząc na to, jak wzajemnie się traktują nie jestem przekonana, ale na pewno jest przystojniejszy niż niejeden chłopak w Hogwarcie. Całe szczęście, że Hermiona zdecydowała się zakończyć całą tą szopkę z Zachariaszem. Cóż, łatwiej będzie wszystkim uwierzyć w to, że on jest gejem niż w to, że ona i Malfoy są razem. No bądźmy szczerzy, chłopaki ze Slytherinu już się z niego śmiali podejrzewając ten fakt. A co do Amortencji, to tak podejrzewałam, że wyczuje jego zapach. Ale żeby kociołek wysadzać...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziała ze w kończy Hermiona pójdzie po rozum do głowy w sprawie Zachariasza i coś czułam ze jemu się to nie spodoba, za bardzo spodobały mu się korzyści tego kłamstwa. Draco i to ze kurde przybył gdy tylko napisała, wysłuchał jej i był taki delikatny. Nawet samo to jak opisał ta sytuacje w pamiętniku... Amortencja... trochę do przewidzenia ale na pewno nie fakt ze Hermiona wysadzi kociołek 😶

    OdpowiedzUsuń
  3. Draco się rozpisał dzisiaj w dzienniczku. Herm bardzo dobrze że chcesz to zakończyć z zachariaszem wgl to nie powinno mieć miejsca ale przynajmniej Draco był trochę zazdrosny. 😌 W końcówce szczere wyznania ze strony Herm i że się odważyła bardzo fajnie tylko szkoda że uciekała 🥺

    OdpowiedzUsuń
  4. Co za swinia z tego Smitha, wiedzialam, ze to zbyt piekne, zeby moglo byc prawdziwe i w koncu z niego wylezie skurczybyk! 😒 Bardzo prosze, niech sobie z tym robi, co chce, podły gnom! I zeby mu sie czkawka odbilo! Ugh...
    Amortencja to jednak zdradliwy eliksir 😉 Nawet biedna Hermiona musiala przez niego oblac zajecia z Eliksirow, no cos takiego 😁 Swoja droga, sadzilam, ze kazda Amortencja, niewazne kto ja warzy, pachnie tak samo dla danej osoby? Hm 🤔 Moze jednak sie mylilam 😁 Ooo, ta ostatnia czesc rozdzialu mnie zmiazdzyla! W koncu Hermiona postawila na szczerosc i brawo ona! I to sie nazywa calowanie 😁😁😁

    Ech, nie posiadam Insta, ale widze notatke, co ile dni jakie opowiadanie sie bedzie pojawiac 😊 Pewnie i tak, starym zwyczajem, bede sie tu pojawiac codziennie 😉
    Mała

    OdpowiedzUsuń
  5. I znowu uciekła...
    Ciężko do niej to wszystko dociera.

    OdpowiedzUsuń
  6. Po takim wyznaniu myślałam, że zrozumiałą, że wie, a ona ucieka?! Urocza scena pocałunku. Romantyczny Malfoy. Delikatny MAlfoy. Zazdrosny Malfoy. Ron? Ron nigdy nie będzie dobrym wyborem. To nie miało prawa się stać.

    OdpowiedzUsuń