Strażnicy ciągnęli ją przez korytarze Palace Theatre, prowadząc w dół schodów i skręcając w korytarz za korytarzem, aż nie była w stanie zapamiętać drogi, nawet jeśli próbowała.
Skręcili za kolejny róg, znajdując przed drzwiami strażnika. Minęli go i tuż przed przejściem w kolejny korytarz i ruszeniem w dół kolejnych schodów, usłyszała głośny trzask i odwróciła głowę, dostrzegając małego skrzata stojącego na środku korytarza.
— Kubcik przyszedł odebrać trzy Partie — pisnął.
Wyciągnęli ją za róg, zanim zdołała usłyszeć cokolwiek więcej.
Im bardziej w dół schodzili, tym częściej słyszała trzaski, po którym rozbrzmiewały ciche głosiki. Używali skrzatów do transportu Partii.
Przypuszczała, że nie były już Partiami. Niewolnicami? Konkubinami?
Wepchnęli ją do pustego schowka na miotły. Patrzyła, jak szeptali do siebie numer pokoju, kiedy jeden z nich zapisywał go, stukając różdżką w pergamin.
Zamknęli drzwi, zostawiając ją w całkowitej ciemności. Spróbowała szarpać za klamkę, niezaskoczona, kiedy ta ani drgnęła.
Usiadła na podłodze, przyciągając kolana do piersi i czekając.
***
— Czy w szkole są jacyś chłopcy, którzy ci się podobają?
Hermiona spojrzała na swoją matkę, wpatrując się w nią ponad miską z surowym ciastem do ciasteczek.
— Mamo!
Kobieta się zaśmiała.
— Tylko pytam! Może Harry?
— Och, mamo, nie. — Hermiona przewróciła oczami, odmierzając dłonią garść ciasta z miski. — Harry… nie.
— A Ron? Wiesz, więcej czasu spędzasz z jego rodziną niż ze swoją własną. — Szturchnęła Hermionę biodrem, kładąc kulkę ciasta na blasze do pieczenia.
Hermiona zmarszczyła brwi.
— Ron jest wkurzający i na dodatek leniwy.... i za dużo śpi, i zawsze się spóźnia. — Prychnęła, odgarniając włosy z twarzy. — Był wobec mnie strasznie gruboskórny w ostatnie Święta Bożego Narodzenia. Prawie mu nie wybaczyłam. To duże dziecko.
Jej matka zachichotała, po czym otworzyła drzwiczki piekarnika.
— Dorośnie. Jestem przekonana, że pewnego dnia spojrzysz na to wszystko i stwierdzisz, że się zmienił. — Położyła blachę do pieczenia na ruszcie. — I nikt więcej? Czy nie łączą cię nadal jakieś niedokończone sprawy z tym Wincentem?
— Wiktorem — poprawiła Hermiona. — Wiktorem Krumem. Tak, nadal ze sobą piszemy, ale… — Hermiona umyła ręce. — Nie był w moim typie. Jest bardzo przystojny. Ale… chyba wolę…
Powstrzymała się, wpatrując się w pokryte mydłem dłonie i marszcząc brwi.
— Tak?
— Jaśniejsze włosy — oznajmiła.
Kobieta założyła kosmyk loków Hermiony za jej ucho.
— A czy jest ktoś, kto ma jasne włosy? — Dziewczyna niemal słyszała uśmiech w głosie matki.
— Jest. — Hermiona sięgnęła po ścierkę do naczyń, osuszając dłonie. — Ale jest okrutny, zadufany w sobie i arogancki. — Odrzuciła mokry materiał na bok. — A ja jestem głupia.
Matka ucałowała ją w skroń.
— Aż tak przystojny, co?
Hermiona jęknęła.
— Jego włosy są takie piękne, mamo.
Kobieta się zaśmiała.
***
Nie potrafiła określić ilości upływającego czasu, ale podejrzewała, że była zamknięta w schowku przez około dwie godziny. Dziwne, ponieważ inne Partie zostały odebrane zaraz po zakończeniu Aukcji.
Drzwi otworzyły się z ostrym szarpnięciem, wpuszczając do środka łunę oślepiającego światła. Hermiona uniosła rękę, zasłaniając oczy i swoje ciało.
— Wstawaj.
Poderwała się na równe nogi, wpatrując się w zarys Yaxleya stojącego w drzwiach. Mężczyzna odsunął się na bok, żeby mogła wyjść. Na zewnątrz nie ujrzała jednak żadnego skrzata domowego.
Yaxley skrzywił się i poprowadził ją korytarzem, tą samą drogą, którą ją tam sprowadzono. Nie była pewna, czemu mężczyzna okazywał aż takie niezadowolenie. Przecież stał się bogatszy o sześćdziesiąt pięć tysięcy galeonów. Nie wliczając w to ceny, jaką uzyskał za Pansy.
Przed jej oczami pojawił się obraz Pansy wbijającej nogę krzesła w brzuch tego strażnika. Jego zduszony krzyk, kiedy wyszczerzyła na niego zęby.
Nigdy więcej go potem nie widziała.
Weszli po schodach, po których kilka godzin wcześniej zeszła, a przez pulsujący ból głowy i płonące ramię zaczęła żałować, że nie pojawił się skrzat, który by ją przeniósł. Bolało ją nawet oddychanie.
Usłyszała trzask dochodzący z korytarza. Skrzaty wciąż się pojawiały. Za tymi wszystkimi mijanymi drzwiami nadal trzymano inne Partie.
Yaxley zatrzymał się przed jednymi z nich, po czym odwrócił do niej.
— Nieważne jak dużo czasu by nie minęło, jeśli jeszcze kiedyś cię zobaczę, to i tak będzie za wcześnie, Szlamo.
Uniosła brew, rzucając mu spojrzenie mówiące: To uczucie jest odwzajemnione.
Otworzył drzwi i wepchnął ją do środka.
Spodziewała się, że w środku zobaczy Dołohowa. I może jakieś łóżko lub krzesło, na którym ten zmusiłby ją do rozłożenia nóg i podniesienia sukienki.
Nie spodziewała się jednak ujrzeć Pansy Parkinson. Nie sądziła, że kiedykolwiek jeszcze ją zobaczy.
Pansy wydawała się odwzajemniać to uczucie, gdy wyprostowała się opierając o blat przy którym stała, z szeroko otwartymi i wygłodniałymi oczami. Znajdowali się w garderobie o ścianach pokrytych lustrami, otoczonymi łukami migających żarówek.
Yaxley zatrzasnął drzwi, zamykając je w środku na klucz.
Poczuła ostre pieczenie na lewym ramieniu. jej usta otworzyły się z bólu w cichym syku. Spojrzała w dół, na miejsce, w którym na jej skórze zostało wytatuowane imię Antonina Dołohowa. Litery zaskwierczały. Zacisnęła dłoń w pięść i patrzyła, jak atrament porusza się, zmieniając swój kształt, aż na jej skórze uformował się całkowicie inny podpis.
D.M.
Zamrugała, widząc litery, a jej serce przyspieszyło. To nie mogło być…
Pansy znalazła u jej boku, chwytając ją za ramię.
— Ha!
Dźwięk jej głosu ją zaskoczył. Kiedy ostatnim razem widziała Pansy, ta została uciszona Silencio. Hermiona trwała w takim stanie już od czterech dni.
Pansy odwróciła się, przeczesując palcami włosy. Lustra na ścianach pozwoliły Hermionie dostrzec, że na chwilę zamknęła oczy, zaciskając usta.
— Wow. — Dziewczyna odwróciła się twarzą do niej. — Ile?
Hermiona potrząsnęła głową, dochodząc do wniosku, że Pansy nie musi tego wiedzieć.
— Trzydzieści trzy tysiące? — zaczęła zgadywać Pansy, powoli zbliżając się do niej. — Trzydzieści pięć? — zapytała, kiedy Hermiona nie odpowiedziała. — No weź. Jestem ciekawa. Czterdzieści?
Hermiona odwróciła się do niej plecami, ale nie była w stanie znaleźć w pokoju ani jednej ściany, w której Pansy by się nie odbijała. Jej własna twarz była prawie nie do poznania. Głębokie kręgi pod oczami i sucha skóra. Nieprzyjemnie ostra, wystająca linia szczęki.
— Powiedz mi, Granger — syknęła Pansy przez ramię. Hermiona spojrzała jej w oczy. Coś w nich się wzburzyło, jakby na chwilę przed trzaskiem pioruna. Patrzyła, jak fala niepewności zalewa niebieskie oczy Pansy, która powoli odetchnęła, zanim zapytała: — Więcej niż czterdzieści tysięcy?
Hermiona odwróciła wzrok, drżąc. Zauważyła podpis na ramieniu Pansy.
Identycznie dwie litery: D.M.
Za drzwiami rozbrzmiało ciche pyknięcie. Obie podskoczyły, a palce Hermiony drgnęły, szukając u boku różdżki, której tam nie było.
Usłyszały piskliwy głosik skrzatki, mówiącej:
— Łzawka jest tu po panienki Pansy i Hermionę.
Drzwi się otworzyły. Yaxley stał na ich straży, podczas gdy malutka skrzatka w różowej poszewce na poduszkę spojrzała na dziewczyny swoimi jasnozielonymi oczami.
— Panienki! Już was zabieram!
Uśmiechnęła się, wyciągając przed siebie obie ręce. Jakby wybierały się razem na wycieczkę.
Pansy pociągnęła nosem, otarła oczy, po czym zasalutowała Yaxleyowi.
— Do zobaczenia, Yax. — Chwyciła Łzawkę za rękę.
Hermiona zamrugała, widząc wyciągniętą dłoń Łzawki i zerkając na Yaxleya. To nie była sztuczka. Zostawiała to wszystko za sobą.
Jej wstrząs mózgu może przeistoczyć się w niezły bałagan, z którym będzie musiała sobie poradzić po aportacji, ale miała nadzieję, że magia skrzatów zdoła temu zaradzić. Ujęła Łzawkę za rękę i wraz z uściskiem skrzatki, obraz Yaxleya stojącego w drzwiach zniknął.
Podczas lądowania uderzyła w nie silna fala majowego wiatru. Włosy Hermiony opadły jej do oczu, a kiedy je odgarnęła, ujrzała przed sobą wysoką bramę Dworu Malfoyów. Chłód muskał jej ciało i poczuła na sobie przeszywające spojrzenia tysięcy oczu.
Łzawka machnęła ręką, aby otworzyć wrota i gestem zaprosić je do środka. Ciemne linie żywopłotów majaczyły po obu stronach, gotowe połknąć ją w całości. Odwróciła się do Pansy – wpatrującą się w Dwór, jakby nie mogła uwierzyć własnym oczom – a potem na wzgórza widoczne w oddali. Jak daleko zdołałaby dotrzeć, gdyby zaczęła biec?
— Panienko? — zawołała Łzawka przez wiatr.
Hermiona przekroczyła wrota bramy i poczuła mrowienie na swoim ramieniu. Spojrzała w dół i zobaczyła, że tatuaż lśni, wracając z powrotem do swojej poprzedniej, złotawej formy. Przypuszczała, że przy bramie była bariera. Teraz została w niej zamknięta.
Wrota bramy zaczęły się zamykać. Hermiona odwróciła się i zobaczyła Pansy, obejmującą się ramionami, patrzącą, jak żelazne pręty stukają o siebie.
Hermiona odwróciła się do Łzawki, wskazując na Pansy stojącą za bramą.
— Panienka Pansy zostaje — oznajmiła Łzawka. — Ale my idziemy, panienko.
Łzawka chwiejnym krokiem wkroczyła na ścieżkę, oczekując, że Hermiona za nią podąży. Dziewczyna jednak zamarła, patrząc, jak odległość między nią a skrzatką rośnie.
Nie wpuściliby Pansy? Czy była wyrzutkiem? Wygnańcem? Hermiona pobiegła do bramy, widząc, że Pansy zrobiła to samo. Ciągnęły i szarpały za pręty wrót, które i tak się zamknęły. Po chwili Pansy spojrzała na nią, a potem w niebo, jakby czekając na błyskawicę.
W powietrzu rozległ się trzask aportacji, a po nim kolejny. Obie dziewczyny odwróciły się, by dziesięć stóp dalej ujrzeć dwie postacie w długich płaszczach. Pansy cofnęła się, chwytając za pręty.
— Nie! — wrzasnęła jedna z postaci, ściągając kaptur.
Ich oczom ukazał się Blaise Zabini, Zaraz obok niego pojawiła się również Dafne Greengrass.
— Nie przekraczaj wrót — krzyknął.
Pansy zaszlochała, rzucając się w wyczekujące uściski przyjaciół. Hermiona zamrugała, patrząc, jak Ślizgonka wita się z przyjaciółmi. Zastanawiała się, gdzie trafił Ron.
— Musimy się spieszyć — oznajmiła Dafne. Hermiona ledwo słyszała ich głosy przy ostrym wietrze. Żadne z nich nawet na nią nie spojrzało.
Blaise chwycił ramię Pansy z tatuażem, odciągając je od jej ciała. Dafne odkorkowała wyciągniętą z kieszeni fiolkę, splatając swoje palce z palcami Pansy, mocno ściskając jej dłoń. Blaise wyciągnął z kieszeni kawałek skóry i wepchnął go do ust dziewczyny. Pansy miotała się zdezorientowana, dopóki Blaise nie wcisnął jej go w całości między zęby.
— To będzie bolało — powiedział. Oczy Pansy rozszerzyły się.
Dafne zaczęła skrapiać ramię Pansy zawartością fiolki. Kwas. Ciecz bulgotała, gotowała się i skwierczała na jej skórze. Krzyki Pansy rozbrzmiewały na wietrze, odbijając się echem od wzgórz majaczących w oddali. Hermiona zawisła przy bramie, zaciskając dłonie na prętach, patrząc szeroko otwartymi oczami, jak Blaise wyciągnął różdżkę, sycząc pod nosem formułkę czarnomagicznego zaklęcia.
Czarny atrament spłynął z jej ramienia na trawę. Rozrzedził się, zmieniając kolor na czerwony. Przeistoczył w krew. I zastygł.
Pansy jęknęła, a łzy zaczęły spływać po jej twarzy. Dafne przycisnęła chustkę do popękanej skóry na ramieniu przyjaciółki i zdjęła płaszcz, zarzucając go na jej ramiona. Chwyciła ją za drugą rękę, przygotowując do aportacji.
Hermiona waliła w pręty, grzechocząc nimi z całej siły.
Blaise odwrócił się, patrząc na nią jakby była duchem. Przepchnęła wytatuowane ramię przez pręty tak daleko, jak to było możliwe, prosząc Blaise'a spojrzeniem, by coś zrobił.
Spojrzał na nią, a potem na Dwór.
— To dla ciebie najbezpieczniejsze miejsce, Granger.
Jej usta rozchyliły się, formując się w słowa błagania, których nie mogła z siebie wydusić. Blaise rzucił jej ostatnie spojrzenie, a następnie chwycił Dafne za drugie ramię.
I zniknęli. Za bramą pozostał tylko chłodny wiatr.
Hermiona odwróciła się, opierając plecami o żelazne pręty.
Oczom dziewczyny ukazała się długa, kamienna ścieżka, przecinająca żywopłoty i prowadząca do okazałego dworu, oszałamiająco pięknego w chłodnym świetle księżyca, pomimo swojej ponurej historii. W jego drzwiach stała mała skrzatka.
Czy to był właśnie jej dom? Jej więzienie?
Ponownie spojrzała na swoje ramię.
D.M. a nie L.M. Draco kupił ją osobiście.
Czego on od niej chciał? Co poświęcił, żeby ją zdobyć?
Nie mogła sobie wyobrazić, że Dołohow odsprzedałby ją za jakąkolwiek mniej astronomiczną sumę.
Malfoyowie byli bogaci. Było to dość jasne, nawet bez żadnego dodatkowego dowodu, który swoją drogą właśnie spoglądał na nią z góry.
Ale po co miałby wydawać na nią aż tyle?
Nie mogła tu stać całą noc. Zakładała, że albo zostanie w końcu zaciągnięta do środka przez skrzacią magię, albo gorzej – przez jednego z mieszkańców Dworu Malfoyów.
Zrobiła krok do przodu i rozpoczęła swój długi spacer do drzwi.
Kiedy ostatnim razem kroczyła tą drogą, Scabior był zbyt niecierpliwy. Ciągnął ją za sobą niczym nieposłusznego psa. Nie była w stanie myśleć, ani nawet równo oddychać.
Podążyła za swoimi stopami, aż drzwi Dworu przed nią zrobiły się większe. Mała skrzatka w różowej poszewce mrugnęła do niej, gdy Hermiona zaczęła wspinać się po kamiennych schodach, po czym odwróciła się i weszła do domu.
Hermiona zatrzymała się u szczytu schodów i odwróciła się, patrząc na wrota bramy. Czy zostanie ukarana za zniknięcie Pansy? Nie, może nie. To było zamierzone. Skrzatka powiedziała, że Pansy musi zostać, a Hermiona ma wejść do środka.
Ale może zostanie ukarana w inny sposób. Bez wdzięków, nóg i uwodzicielskich oczu Pansy, które rozpraszały uwagę innych, Hermiona była bezbronna. Miała tylko jeden wybór. Podciągnęła cienką, złotą sukienkę wyżej pod szyję.
Zastanawiała się, co mógł znaczyć fakt, że tatuaż Pansy został usunięty. Czy była wolna?
— Panienko Hermiono?
Spojrzała z powrotem na skrzatkę – Łzawkę – i weszła do środka.
Po jej lewej stronie dostrzegła kilka dużych kominków. Przypomniała sobie, jak szybko udało jej się znaleźć w tym domu proszek Fiuu dwa miesiące temu, gdy Harry wrzeszczał uwięziony pod uściskiem Greybacka. Po drugiej stronie korytarza znajdowały się zamknięte drzwi, o których wiedziała, że prowadziły do salonu.
— Panienko?
Hermiona odwróciła się i zobaczyła Łzawkę, stojącą na pierwszym stopniu masywnych, marmurowych schodów. Wielkie, renesansowe obrazy wypełniały ściany korytarza aż po sam sufit, nakrapiając szare ściany złotem, czerwienią i błękitem.
Obudziła się w swojej pierwszej celi, została wciągnięta za włosy do drugiej i wepchnięta do trzeciej. A teraz proszono ją, aby wspięła się po schodach i dobrowolnie weszła do swojej ostatniej.
Łzawka zamrugała jasnymi oczami. Hermiona podążyła za nią po schodach. Weszły na trzecie piętro, a głowa Hermiony znów zaczęła pulsować. Oddychanie stawało się jeszcze trudniejsze, nawet po tygodniu niewoli.
Jej skórę przeszywały dreszcze, kiedy mijały posągi i zbroje. Czuła, jakby wszystkie na nią patrzyły. Postacie z obrazów spoglądały na nią i unosiły wysoko brwi. Raz po raz przełykała, nie odrywając wzroku od skrzatki, dopóki nie przeszła przez strumień księżycowego światła.
Hermiona zatrzymała się, dostrzegając po swojej prawej stronie duże, przeszklone okno. Za linią żywopłotu ujrzała staw. I białe pawie śpiące u jego brzegu. Czytała wcześniej o Dworze Malfoyów w książce o Nienaruszalnej Dwudziestej Ósemce. Białe pawie należały do ulubieńców dziadka Draco, a troska o nie przekazywana była z pokolenia na pokolenia. Musiało to pięknie wyglądać w świetle dziennym. Wiosenne kwiaty na brzegu stawu, a zaraz po prawej altanka.
— Panienko?
Potrząsnęła głową i kontynuowała spacer za Łzawką.
Korytarz stawał się coraz ciemniejszy. Zdała sobie sprawę, że skoro były na trzecim piętrze, to jeszcze nie zabierano jej do celi.
Dostarczano ją prosto do sypialni.
Zwolniła tempo swoich kroków, a skrzatka zatrzymała się, by po chwili wrócić do niej.
— Panienko, czy wszystko w porządku?
Hermiona spojrzała na tę słodką kruszynkę. Zastanawiała się, czy Lucjusz ją też krzywdził. Może nawet w pewnym momencie miała okazję poznać Zgredka. Zastanawiała się, czy Łzawka ma pojęcie, co się stanie z „panienką”.
Hermiona złapała się dłonią kredensu, łapiąc równowagę. Przełknęła żółć, która napłynęła jej do gardła.
Czy będzie to Draco czy Lucjusz? Która opcja mogłaby być lepsza? Draco na pewno nie będzie tak okrutny jak jego ojciec. Nigdy nie nosił tego w sobie. Ale bycie traktowanym jak jego własność, jak niewolnica, kiedy żywiła do niego niegdyś całą serią uczuć…
Wbiła paznokcie w dłoń, odpędzając od siebie tę myśl. Dlaczego w ogóle by ją kupił, jeśli nie po to, by ją posiadać jako swoją niewolnicę. Jego własną dziwkę.
Skutki wstrząsu mózgu nie ustępowały. Poczuła ucisk małych kościstych dłoni na nadgarstku, zaskoczona tym delikatnym kontaktem.
— Czy z panienką wszystko dobrze?
Zaśmiała się cicho, zamykając oczy. Nie, Łzawko. Z panienką nie jest dobrze.
Otworzyła oczy, a jej spojrzenie wylądowało na portrecie przodka Malfoyów, żyjącego prawdopodobnie około dwieście lat temu. Oczy identyczne jak u Lucjusza Malfoya wpatrywały się w nią, a kąciki jego ust uniosły się w grymasie.
I nagle przypomniała sobie, jak ważna dla Draco była aprobata Lucjusza. Jak bardzo ubóstwiał swojego ojca.
Może była prezentem.
Zachłysnęła się, a świeże wymiociny rozprysnęły się na kamiennej posadzce. Głośny dźwięk chluśnięcia rozbrzmiał echem w korytarzu. Pierwszy, jaki wydała z siebie od kilku dni.
Łzawka wyczarowała ręcznik przy jej ustach i wilgotną szmatkę, którą położyła na czole dziewczyny. Usunęła wymiociny z posadzki. Następnie wyczarowała szklankę wody, błagając Hermionę, by ta upiła choć łyk. Zrobiła to, stawiając ją na kredensie.
Dziewczyna usłyszała syk portretów, kłócących się między sobą, że to nie jest dla niej właściwe miejsce. Przez jej krew. Skoncentrowała się na ich głosach, gdy Łzawka truchtała korytarzem, zachęcając ją, by szła za nią.
Szlama brudząca nasze prześcieradła.
Takie bezczeszczenie…
... powiedziałem to wcześniej i powiem to jeszcze raz: ta dziewczyna Blacków była porażką dla całego naszego rodu.
Lucjusz zawsze był słaby. Jego syn też taki będzie.
Powinna być na parterze ze skrzatami. Albo na zewnątrz, pośród krasnali ogrodowych.
Dotarła do końca korytarza, stając przed rzeźbionymi, drewnianymi drzwiami. Łzawka mówiła coś o tym, żeby jak najszybciej położyć ją do łóżka.
Hermiona zaśmiała się. Tak proszę. Najszybciej jak to tylko możliwe. Miejmy to za sobą.
Łzawka pchnęła drzwi. Hermiona ujrzała przed sobą luksusowy apartament. Kremowe ściany pokryte złotymi zdobieniami. Puszyste dywany. Kanapa naprzeciwko drzwi, tuż przed rozpalonym kominkiem. Dwa głębokie fotele po obu jej stronach. Po prawej zwieńczone łukiem przejście w ścianie prowadząca do największego łóżka, jakie kiedykolwiek widziała. Ze słupków zwisały kremowe zasłony baldachimu, nakrapianego drobinkami złota, a u wezgłowia leżało więcej poduszek, niż mogła zliczyć.
Weszła do środka, dostrzegając półki z książkami wzdłuż ściany po jej prawej. Nie pozwoliła swoim oczom nawet na sekundę zatrzymywać się na ich tytułach. Nie były dla niej.
Nic z tego nie było dla niej.
Zastanawiała się, czyj to był pokój? Może to była tylko jakaś wolna sypialnia, żeby przypadkiem nie zbezcześciła pościeli w jednym z głównych apartamentów.
Łzawka mówiła coś do niej, ale Hermiona nie słuchała. W jej uszach rozbrzmiewał jedynie dźwięk pędzącego za oknami wiatru. Skrzatka zamknęła drzwi, zostawiając Hermionę całkowicie samą.
Łóżko wyglądało niesamowicie. Była taka zmęczona. Ale nie chciała w nim spać, ani też położyć się wygodnie w miejscu, w którym miała w końcu zostać zaatakowana.
Weszła do sypialni, przesuwając opuszkami palców po zasłonach i słupkach trzymających baldachim. Przeszła do półek z książkami, znajdując na nich dużo fikcji i literatury faktu. Mugolskiej i czarodziejskiej. Od klasyków po nowoczesność. Testując swoją teorię, wyciągnęła rękę, kładąc delikatnie palec na grzbiecie Przygód Hucka.
Nic się nie stało. Zatem wolno jej było dotykać książek. Przejechała palcami po każdym grzbiecie na półce, czekając, aż coś się wydarzy. Nic.
Bolało ją ramię. Uniosła je i przycisnęła do swojej klatki piersiowej, podtrzymując drugą dłonią ciężar i ruszając dalej przez sypialnię. Po drugiej stronie łóżka były drzwi. Pewnie do łazienki. Ruszyła w ich kierunku, nie odrywając wzroku od zamkniętych wrót sypialni.
Pchnęła drewniane drzwi i sapnęła, gdy fala bólu przeszyła jej ramię.
Wszędzie marmur i mosiądz. Wanna na nóżkach, ustawiona na samym środku. Miękkie, grube ręczniki i delikatne oświetlenie. Odwróciła się i podskoczyła na widok własnego odbicia. Spojrzała na siebie krytycznie, blada i szczupła, wciąż w złotej sukience, w którą odział ją Yaxley.
Dieta składająca się z owoców i chleba nie była dla niej łaskawa.
Odwróciła się, wychodząc z luksusowej łazienki. Łóżko znowu ją zawołało, ale wciąż stawiała mu opór. Wracając do salonu, przyjrzała się odległej ścianie pełnej okien i zasłon przy każdej ramie. Odciągnęła jedną i stwierdziła, że rozciąga się za nią ten sam widok, co za oknem, które mijała. Altana i staw.
Najbardziej zaintrygował ją regał. Prześledziła wszystkie grzbiety tomów, aż wybrała jedną z książek, zerkając na zabytkowy zegar na środkowej półce. Zbliżała się północ.
Trzymając w dłoni Opowieść o dwóch miastach udała się w kierunku foteli przy kominku, wybierając ten, który stał naprzeciwko drzwi. Usiadła, przerzucając strony, wpatrując się jednocześnie w słowa historii i klamkę drzwi.
Madame Defarge już robiła na drutach, gdy ktoś zapukał do drzwi.
Hermiona zamarła. Patrzyła na klamkę, czekając, aż ta się obróci.
Kolejne pukanie. Tym razem głośniejsze.
Zamknęła książkę i wstała, chowając się za fotelem, ściskając jego oparcie.
Drzwi szybko się otworzyły, a do środka wkroczyła Narcyza Malfoy. Kiedy oczy kobiety spoczęły na Hermionie, przystanęła.
Hermiona czuła rytm swojego serca przeszywający jej ciało po same czubki palców. Była bez różdżki. W domu tej kobiety. Zakrztusiła się suchym powietrzem opuszczającym jej płuca i wzięła powolny oddech, gotowa na wszystko, co ta kobieta chciała jej zrobić.
Usta Narcyzy Malfoy wygięły się w delikatnym uśmiechu.
— Witaj, panno Granger.
Hermiona czekała. Narcyza wpatrywała się w nią, zerkając na krótką sukienkę i suchą skórę.
— Proszę wybaczyć mi to najście. — Narcyza wskazała na drzwi. — Nie odpowiedziałaś, kiedy zapukałam i martwiłam się, że… — urwała. — Cóż, Łzawka powiedziała mi, że po drodze źle się poczułaś.
Hermiona starała się oddychać miarowo, czekając.
Narcyza przechyliła głowę, dostrzegając książkę leżącą na fotelu.
— Dickens też jest jednym z moich ulubionych autorów.
Hermiona zamrugała, a jej żołądek skręcił się w supeł. Może zostanie ukarana za dotknięcie książek.
— Przepraszam, że nie było mnie tu, żeby cię przywitać. Dopiero kilka godzin temu dowiedziałam się, że jesteś w drodze... A niestety wcześniej miałam kilka spraw do załatwienia. — Narcyza założyła ręce przed sobą, badając Hermionę wzrokiem. A potem jej oczy omiotły pokój, przyglądając się półkom z książkami, jakby nigdy wcześniej ich nie widziała.
Spojrzała z powrotem na Hermionę.
— Wszystko w porządku, panno Granger? Czy jest pani ranna?
Hermiona wzięła gwałtowny oddech, czując, jak powietrze szczypie ją w płucach. Jej oczy zaszły łzami, ale obiecała sobie, że nie będzie płakać przy tej kobiecie tylko dlatego, że była dla niej miła. Wszystko wciąż mogło się zmienić.
Narcyza Malfoy czekała. Cierpliwa i spokojna. Hermiona przełknęła i przyłożyła dłoń do gardła, stukając palcem w krtań. Potrząsnęła głową i spojrzała na dywan.
Minęła chwila, a potem…
— Finite Incantatem.
Hermiona przestraszyła się i podniosła wzrok. Narcyza wsunęła różdżkę do szaty, zaciskając mocno usta w tak znajomy sposób. Dokładnie tak samo, jak robił to Draco, ilekroć czuł się winny.
Narcyza wzięła głęboki oddech i powiedziała:
— Zacznijmy jeszcze raz? Witaj, panno Granger. Jestem pani Malfoy. Możesz mówić na mnie Narcyza.
Hermiona przełknęła boleśnie, nawilżając nieużywane od dawna gardło.
— Witaj — wychrypiała.
Narcyza zrobiła krok do przodu, podchodząc do drugiego fotela przed kominkiem.
— Czy jest pani ranna, panno Granger?
— Mam… — Głos Hermiony stał się wątły, niemal jak zbyt naciągnięte struny skrzypiec, w każdej chwili mogące się zerwać. — Mam zwichnięte ramię, które mi nastawili. I wstrząs mózgu.
Narcyza wpatrywała się w nią przez chwilę, a potem zawołała:
— Łzawko!
Hermiona podskoczyła. Skrzatka pojawiła się z trzaskiem aportacji w pokoju.
— Tak, panienko!
— Panna Granger ma uraz ramienia i wstrząs mózgu. Proszę się tym zająć.
— O! — Łzawka odwróciła się do niej. — Panienko Hermiono! Wystarczy powiedzieć Łzawce, że jesteś chora! Łzawka wszystko naprawi!
Hermiona skinęła głową, nie zawracając sobie głowy poinformowaniem skrzatki o swoim głosie.
— I Łzawko, niech Przetyczek przygotuje herbatę, jeśli można.
Łzawka zniknęła, wracając trzy sekundy później z naręczem mikstur i sakiewką. Poleciła Hermionie usiąść na fotelu, w którego oparcie dziewczyna tak zawzięcie wbijała paznokcie. Narcyza opadła na drugi fotel. Starszy skrzat pojawił się na krótki moment i podał herbatę, podczas gdy Łzawka zaaplikowała Hermionie eliksir na wstrząs, po czym zaczęła rozprowadzać maść leczniczą na jej ramieniu. Kiedy skrzatka pobiegła, by położyć porcję Eliksiru Bezsennego Snu na stoliku nocnym w sypialni, Hermiona spojrzała na Narcyzę, która cierpliwie popijała herbatę. Obserwując ją.
— Herbaty, panno Granger?
Hermiona wpatrywała się podejrzliwie w imbryk, wyobrażając sobie wirujące w środku różnego rodzaju czarnomagiczne eliksiry. Być może Narcyza już przez przybyciem połknęła na nie porcję antidotum.
Hermiona potrząsnęła głową.
— Nie, dziękuję, pani Malfoy. — Jej głos drapał ją po języku, błagając o coś ciepłego, co złagodziłoby suchość.
Narcyza zdawała się podążać za tokiem jej myśli. Jej uśmiech nieznacznie opadł.
— Przypuszczam, że nie zjesz też żadnych ciastek? — Posłała jej niepewny uśmieszek. — Nawet jeśli zapewnię cię, że mam o wiele ciekawsze metody radzenia sobie z wrogiem?
Hermiona zarumieniła się i spojrzała na swoje kolana. Jej sukienka ledwie sięgała do górnej połowy ud, więc ścisnęła nogi razem, ciągnąc w dół za materiał.
Narcyza wstała.
— Koszule nocne, tak? Przeszła do sypialni, kierując się do szafy i mrucząc do siebie: — Jeśli się nie mylę… — Otworzyła szafę. Hermiona obserwowała jej twarz, dostrzegając na niej swego rodzaju przepełniony rezygnacją smutek. Narcyza sięgnęła do szafy, po czym zamarła i spojrzała na Hermionę. Ruszyła w innym kierunku, wyjmując ze środka pasujący do siebie komplet piżamy. Wyglądał na satynowy. Położyła na łóżku spodnie i zapinaną na guziki koszulę z długimi rękawami.
— Odpocznij, panno Granger — powiedziała Narcyza. — Jeśli uznasz, że jesteś głodna lub potrzebujesz więcej leków, wezwij Łzawkę.
Mała skrzatka energicznie skinęła głową, stojąc obok serwisu do herbaty, a jej uszy zatrzepotały niebezpiecznie blisko cukiernicy.
Nie zaśnie w tym łóżku. Dopiero dowiedziała się, czego się od niej oczekuje. Po ustąpieniu wstrząsu mózgu wszystkie myśli w końcu zaczynały stawać się racjonalne.
Łzawka zaczęła sprzątać serwis herbaciany, gdy Narcyza podeszła do drzwi.
— Pani Malfoy — powiedziała Hermiona z łomoczącym sercem. — Kiedy mam spodziewać się gościa?
Dosadnie. W punkt. Być może Narcyza by to doceniła, pomimo faktu, że Hermiona mogła pytać o jej męża.
Niebieskie oczy Narcyzy stwardniały, praktycznie zmieniając się w lód, stając się znacznie bliższe odcieniu tęczówek jej syna. Delikatnie złożyła ręce przed sobą.
— Pozwól, że wyrażę się jasno, panno Granger. — Hermiona poczuła, jak chłód głosu Narcyzy przebiega wzdłuż jej kręgosłupa. Czekała, gotowa na jakiś szorstki fakt. Może coś o jej miejscu w tym nowym świecie. — Jesteś teraz pod ochroną Narcyzy Malfoy. W tym domu nikt nie będzie cię dotykał.
Narcyza Malfoy uniosła brwi i wyszła z pokoju, zabierając ze sobą swojego ukochanego skrzata domowego.
Hermiona przez minutę stała jak wryta, po czym opadła na fotel, a szalona fala pędzących myśli zalała jej umysł. Próbowała przyswoić to, co właśnie usłyszała.
Oczywiście mogło to być kłamstwo. Coś, co miało sprawić, że zaufa matriarchini Malfoyów. Coś, co ją uspokoi, tuż przed ich atakiem.
Ale na stoliku czekały ciastka. Piżama, która wydawała się być przygotowana specjalnie dla niej. Miniaturowa biblioteka, cała do jej dyspozycji. I łóżko. Łóżko, którego nie miała z nikim dzielić.
Hermiona wstała. Znowu rozejrzała się po pokoju. Był on wręcz pałacowy. Apartament gościnny dla kogoś, kto miał się poczuć bardziej niż wygodnie. Uświadomiła sobie, że to oznaczało, że nie ma powodu do odejścia.
Książki, prywatna łazienka, część wypoczynkowa i troskliwy skrzat.
To była najmilsza cela, jaką mogła sobie wyobrazić.
Zdjęła złotą sukienkę, pozwalając jej opaść na podłogę. Ubranie się w nocną bieliznę było jak przecinanie masła, a satyna z pewnym wdziękiem rozgrzewała jej skórę. Podniosła złotą sukienkę z ziemi i ruszyła do kominka, wrzucając materiał do środka i patrząc, jak płonie.
Podeszła do łóżka i przystanęła. Czternaście poduszek. A przynajmniej na tyle wyglądało. Kremowe i złote. Odsunęła narzutę, spodziewając się znaleźć pod nią głowę konia lub jakiś inny mugolski nonsens. Jednak znalazła tam po prostu miękki, przyjemny materac.
Wyciągnęła się na palcach i położyła na łóżku. Nadal nic się nie wydarzyło. Materac i poduszki ugięły się pod jej ciałem, jakby czekały na nią od jakiegoś czasu.
Spojrzała na drzwi, znajdujące się prawie dwie długości pokoju od łóżka. Leżąc miała na nie doskonały widok. Chwyciła fiolkę z Eliksirem Bezsennego Snu, który zostawiła dla niej Łzawka, odkorkowała ją i pociągnęła nosem. Pachniał jak prawdziwy.
Pod ochroną Narcyzy Malfoy.
Tej samej Narcyzy Malfoy, która zakradła się do zamku, aby znaleźć swojego syna, podczas gdy Czarny Pan chwalił się swoim zwycięstwem na środku szkolnego dziedzińca. Tej samej kobiety, która mówiła o ucieczce, nawet gdy armia zabijała u jej boku generałów z armii Hermiony.
To dla ciebie najbezpieczniejsze miejsce, Granger.
Może Zabini miał rację. Być może nie wszystko zostało stracone. Czas pokaże.
Hermiona wypiła eliksir. Postawiła fiolkę na stoliku nocnym i położyła się na boku, wpatrując się w pudełko na biżuterię okute mosiądzem. Jej powieki zaczęły się zamykać, kiedy wyciągnęła rękę, otwierając wieko, odkrywając, że jego niebieskie aksamitne wnętrze jest puste.
Wait, czy ona nie miała trafić do Dołohowa? Nie, żebym narzekała, że tak się nie stało, ale jednak jestem zdziwiona i zaskoczona. Co się stało, że trafiła do Malfoyów? Przecież Dołohow by za żadne skarby świata jej nie odsprzedał nikomu… Czyżby coś się stało, kiedy Hermiona czekała na to, aż ktoś ją zabierze z teatru? Może Dołohow zginął? Ale czy dałby się tak łatwo zabić? W to też nie chce mi się wierzyć zbytnio. Podejrzana sprawa, ale serio, nie mam zamiaru narzekać. Ale cóż za paradoks, trafiła w to samo miejsce, w którym została skrzywdzona, a teraz słyszy od Narcyzy, że jest pod jej opieką i nikt jej nie tknie… Znaczy to bardzo miłe z jej strony, że tak się nią zaopiekowała i wgl, ale to wciąż jest miejsce, w którym została tak dotkliwie skrzywdzona. To słowo wyryte na jej przedramieniu będzie jej towarzyszyć do końca życia. Dlatego też wcale się nie dziwię Hermionie, że była taka podejrzliwa i nieufna. Trafiła do domu swojego wroga i została przyjęta w nim z sympatią i namiastką ciepła. Ah, no i co to się odwaliło z Pansy? Została wykupiona przez Draco, dobrze zrozumiałam? Więc czemu nagle pojawił się Blaise i Daphne, polali jej ramię jakimś cholerstwem, tatuaż zniknął i uciekli. Czy Pansy wiedziała, że tak się stanie? Wydawało mi się, że była tak samo zaskoczona tym wszystkim i chciała dołączyć do Hermiony… Draco musiał to w takim razie w jakiś sposób zaplanować z Blaisem i Daph, ale gdzie ją wzięli? I czy dobrze rozumiem, że gdy Hermiona weszła za bramy dworu jej tatuaż jakby przypieczętował to, że nie może wyjść poza jego bramy? Dlatego nie chcieli, żeby Pansy choćby ich dotknęła? Wtedy i ona nie mogłaby stamtąd wyjść. Ah, no i chyba Zabb miał rację mówiąc jej, że u Malfoyów serio będzie bezpieczna.
OdpowiedzUsuńMi się wydaje, że Dołohow finalnie nie miał tyle hajsu i chciał się ugadac z Yaxleyem na raty, a ten się pewnie nie zgodził i przyjął ofertę Draco.
UsuńNo nie wiem, czy nie miał... Przecież jednak sprzedał sporo dziewczyn, więc powinno być go stać. Czuję tu inny podstęp
UsuńRównie dobrze Draco mógł się go ładnie pozbyć i tyle
UsuńJak to się stało że jednak jest u Malfoyów 🤔 kurde i że Blaise zabrał Pansy o co tu chodzi no ogólnie jestem ciekawa ale wydaje mi się że Herm będzie tu dobrze 😌
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że ktoś się tego obleśnego Dołohowa pozbył! A może Yaxley miał jakiś niespłacony dług (niekoniecznie finansowy?) u Draco i ten zmusił go do "wyrównania rachunków" i sprzedania mu obu dziewczyn? Kurcze, bo Pansy chyba też kupił Dołohow? Już nie pamiętam, jak to było. W każdym razie jedna, wielka ulga! Może i przedwczesna, ale chyba nadal Malfoyowie to lepszy wybór niż ten pieprzony, chory i zboczony Dołohow. Zwłaszcza, jeśli jest "własnością" Narcyzy, i w zasadzie jej dobre zamiary niejako potwierdziły portrety, coś tam narzekając na "dziewczynę Blacków", nie? W każdym razie, wracając do sytuacji Hermiony - jaki pokój...! O rany, mega luksus! Chociaż trochę się boję, co Hermionie przyniesie "jutro"...
OdpowiedzUsuńMała
Czyżby Dochołow miał wypadek?
OdpowiedzUsuńAle się przestraszyłam kiedy zabierali Pansy, chociaż kiedy okazało się, że to jej przyjaciele, Zabini, to musi być dobrze.
Narcyza, myślę, że będzie pozytywna postacią w tym opowiadaniu, na pewno zna uczucia swojego syna.
Jak Draco przekona do siebie Hermione, to na pewno będzie ciężkie.
Łzawka jest kochana i taka opiekuńcza.
Gdzie trafili inni... Jak sobie radzą, co by nie mówić, Hermiona miała bardzo duże szczęście.
Ale zwrot akcji. Ochrona Narcyzy. Intrygujące.
OdpowiedzUsuń