Sala, w której przebywał Voldemort, była wilgotna i ciepła, niczym terrarium. Z pewnością gdzieś pod ziemią. Ściany, które dostrzegła zatopione w ciemności, były kamienne i nie miały okien.

Głęboko pod ziemią.

Powietrze było gęste i zatęchłe. Nieświeże. O woni zgnilizny zmieszanej z Czarną Magią.

Hermiona oblała się zimnym potem, a Malfoy pociągnął ją do przodu, gdy walczyła o ucieczkę. To nie był świadomy wybór. Każda komórka jej ciała krzyczała, żeby uciekała.

Dłoń Malfoya była jak imadło. Nie mogła się wyrwać. Ledwo zdawał się zauważać, że wiła się w jego uścisku.

- Mój Panie - powiedział pełnym szacunku tonem, kłaniając się. - Przyprowadziłem Szlamę. Zgodnie z życzeniem.

Jego słowa były przerywane przez spanikowane, nierówne oddechy Hermiony, próbującej stłumić panikę. Miażdżący ciężar opadł nagle na jej plecy i zmusił ją do pokłonu na wilgotnej kamiennej podłodze. Ledwo mogła oddychać pod ciśnieniem i starała się wciągnąć tlen do gardła, gdy jej szczęka wbiła się w twardą podłogę. Dźwięk uderzających o siebie zębów zagrzechotał jej w uszach.

- Och, tak - wyszeptał Voldemort pieszczotliwie. - Stroud wspomniała, że jeszcze nie jest w ciąży.

Hermiona podniosła spanikowane oczy, żeby spojrzeć na niego z miejsca, w którym została przyszpilona do ziemi. Voldemort siedział na dużym kamiennym tronie, wpatrując się w nią leniwie.

Machnął ręką pokrytą tępymi łuskami.

- Przyprowadźcie ją do przodu - rozkazał Voldemort.

Ciężar przygniatający Hermionę do ziemi zniknął, a dwóch asystentów podniosło ją z podłogi i wciągnęło po stopniach podwyższenia, zmuszając ją do uklęknięcia u stóp Voldemorta.

Voldemort nie podniósł się. Lekko odwrócił głowę i otarł kącik ust. Hermiona zacisnęła powieki, ale on i tak wszedł do jej umysłu. Jego obecność w jej umyśle była jak żelazo. Palił ją. Niszczył. Krzyczała i wrzeszczała, aż jej płuca i gardło piekły nieludzkim bólem, a ona wręcz trzęsła się od tego bólu.

Hermiona nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo jej szok wywołany brakiem uwięzienia w celi wszystko przytępił. Nie pamiętała, żeby to tak bardzo bolało. A może Voldemort czuł się mściwy z powodu braku jej ciąży.

To było tak, jakby ktoś pozbawiał ją świadomości.

Nie wiedziała, jak długo to trwało. Wieczność. Czuła, że w trakcie ​​powinna była umrzeć co najmniej kilka razy.

Voldemort próbował przebić się przez magię otaczającą jej zamknięte wspomnienia, a kiedy w końcu się poddał, zaczął siać spustoszenie we wszystkich jej ostatnich wspomnieniach. Jej przybycie do Malfoy Manor, pierwszy gwałt Malfoya. I drugi, i trzeci i czwarty, i piąty, i szósty. Sprawiał, że przeżywała na nowo wszystkie dziesięć z nich, jakby był ciekawy, jak zrobił to Malfoy. Jej ataki paniki. Jej rozmowy z Malfoyem. Jej ograniczone interakcje z Astorią. Jej pytania, podejrzenia i plany. Przeglądał te miesiące z nadmiernym okrucieństwem i ciekawością.

Spustoszył jej umysł, aż jej ciało zwisało bezwładnie. Jej mięśnie były zbyt zmęczone, nawet by się trząść.

W końcu się wycofał, a ręce trzymające Hermionę pozwoliły jej opaść na ziemię, gdy drżała.

- Znałeś szlamę w szkole... - Po minucie Hermiona usłyszała głos Voldemorta.

- W rzeczy samej, Mój Panie - powiedział Malfoy z lekkim tonem szyderstwa. - Jedna z ulubienic Pottera.

- Rozpaczliwie marzy o twojej śmierci. Bardziej niż o mojej własnej - powiedział z rozbawieniem Voldemort.

- To znak, że ma jakieś poczucie, co jest w ogóle możliwe - wycedził Malfoy.

Voldemort szturchnął Hermionę palcem. Jej wzrok wciąż był przymglony, a obraz co jakiś czas zanikał, kiedy próbowała się skupić. To nie była ciemność. To było tak, jakby jej oczy nie wiedziały już, jak widzieć.

- Ona jest mądra. Ufam, że stabilnie ją trzymasz, Wielki Łowco.

- Oczywiście, mój Panie. Wiesz, że mi się uda, cokolwiek mi nakażesz.

- W rzeczy samej - powiedział Voldemort. - Minęło dużo czasu, odkąd sprawiłeś mi jakiekolwiek rozczarowanie.

- Przysięgałem ci, mój Panie.

- Jesteś świadomy, że jest niebezpieczna - powiedział Voldemort, a Hermiona poczuła, jak magia nagle unosi ją z podłogi. Zawisła bezwładnie w powietrzu, gdy się na nią gapił, a jego twarz wykrzywiła się w niesmaku. - Czeka, by znaleźć jakąś słabość, którą mogłaby wykorzystać.

- Udało ci się stworzyć dla niej staranną klatkę. Wiesz, że cię nie zawiodę - powiedział z szacunkiem Malfoy.

- Chcę, żeby zaszła w ciążę - powiedział Voldemort z silnym sykiem. Potem, jakby to była refleksja, dodał: - Niepokoi mnie, że ród Malfoyów nie ma dziedzica.

- Oczywiście, Mój Panie, Astoria i ja staraliśmy się przestrzegać wszystkich instrukcji Uzdrowicielki Stroud - powiedział Malfoy.

- Bardzo dobrze - powiedział Voldemort, zatapiając się głębiej w swoim tronie i ponownie ocierając kącik ust. - W takim razie odeślij ją do posiadłości.

Malfoy skłonił się, a następnie złapał Hermionę za ramię z miejsca, w którym wisiała. Trzymająca ją magia zanikła się i upadła na niego. Skrzywił się z wyraźnym niesmakiem i zaczął wyciągać ją z sali, z dala od mdłego, przytłaczającego gniazda Czarnej Magii.

Kiedy znaleźli się w połowie korytarza, Malfoy pchnął ją na ścianę i puścił. Zsunęła się do połowy i uniosła drżące ręce, aby otrzeć łzy spływające po policzkach. Wciąż ledwo widziała przez oślepiający ból w swoim umyśle.

- Wypij to - rozkazał, wsuwając w jej dłoń fiolkę zwykłego eliksiru przeciwbólowego. - W przeciwnym razie stracisz przytomność, kiedy się z tobą aportuję, co znacznie wydłuży czas powrotu do zdrowia.

Przełknęła wszystko, prawie pewna, że ​​nie zamierza jej otruć.

- Czy kiedykolwiek ci się to przydarzyło? - przyłapała się na pytaniu, kiedy ból zaczął się zmniejszać, dzięki czemu mogła znowu mówić, a jego twarz powoli się wyostrzyła.

Malfoy przyglądał się jej przez chwilę. 

- Nieraz - powiedział. - Moje szkolenie było bardzo rygorystyczne.

Skinęła głową.

- Czy to było po piątym roku? - spytała, patrząc na niego. Ból zdawał się nieco zanikać, kiedy skupiała się na mówieniu.

- Tak - powiedział ostrym tonem.

- Twoja ciotka?

- Yhmm - mruknął potwierdzając, a jego oczy zwęziły się nieznacznie.

Oboje wpatrywali się w siebie w skupieniu. Czuła jakby był jedyną rzeczą, którą mogła zobaczyć.

- To nie jedyna rzecz, której nauczyłeś się tego lata - zauważyła. Jego oczy stopniowo się rozszerzyły.

- Potrzebujesz mojej spowiedzi do czegoś? Czy mam ci powiedzieć wszystko, co zrobiłem? - zapytał ostrożnie i przeciągle. Zbliżył się tak, że górował nad nią.

Zmusiła swoje ciało, by się nie skurczyć ani nie skulić jeszcze bardziej, niż już to zrobiła. Spojrzała mu w oczy. Pytanie pojawiło się na jej ustach i poczuła, że musi je zadać.

- A chcesz? - zapytała.

Patrzył na nią, jakby się nad czymś zastanawiał. Potem jego oczy stały się twarde i cofnął się.

- Dlaczego miałbym chcieć z tobą o czymkolwiek rozmawiać, Szlamo? - powiedział chłodno, chwytając ją za ramię i ciągnąc korytarzem do punktu aportacji.

Mózg Hermiony wciąż był pokiereszowany i zmaltretowany. Kiedy Malfoy aportował się z powrotem do jej pokoju, uczucie uścisku w jej głowie sprawiło, że krzyknęła i upadła, wymiotując, gdy tylko się pojawili.

Stał sztywno, wpatrując się w nią i usuwając bałagan z podłogi, podczas gdy ona próbowała powstrzymać niekończące się fale nudności.

- Idź spać. Masz dwa dni na regenerację, zanim będę oczekiwał, że znowu zaczniesz wychodzić - powiedział, zanim odwrócił się do wyjścia. Spojrzałaby na niego, gdyby mogła przerwać kompulsywne, suche falowanie swojego ciała.

Kiedy jej ciało w końcu przekonało się, że w żołądku nie zostało już absolutnie nic, co mogłoby wyrzucić, Hermiona wczołgała się do łóżka i owinęła głowę ramionami.

Nie była pewna, kiedy minęły dwa dni. Spała jak zabita i nie mogła stwierdzić, czy minęły godziny czy dni, kiedy w końcu obudziła się bez migreny.

Podczas gdy szturchała widelcem śniadanie, do pokoju wszedł Malfoy.

Spojrzała na niego ponuro z łóżka.

- Życzenia świąteczne, Szlamo - wycedził.

Spojrzała na niego z lekkim zaskoczeniem.

- Jako świąteczny prezent dla siebie postanowiłem zakończyć cotygodniowy rytuał wymiany wszystkich twoich butów. Powinien nadejść jutro. Proszę, nie traktuj tego jako oznakę mojego uczucia - powiedział i przez chwilę zachichotał. Potem, gdy podszedł bliżej, jego twarz zrobiła się zimna. - Minęły trzy dni i nadal nie wyszłaś ze swojego pokoju. Mam nadzieję, że nie sprawisz mi żadnych kłopotów.

Hermiona czuła się zbyt słabo, by się go bać.

- Nie wiem, jaka jest data - powiedziała beznamiętnym głosem. - Może podarowanie mi kalendarza mogłoby być dla ciebie dodatkowym prezentem.

Patrzył na nią z chłodem w oczach.

- Nie przyszło ci do głowy, żeby po prostu zapytać skrzata? - zapytał po chwili.

Hermiona spojrzała na niego i poczuła, jak niechciane łzy upokorzenia napływają jej do oczu. Jej usta wykrzywiły się, kiedy walczyła, by nie warknąć ani nie zapłakać.

- Nie mogę mówić, jeśli ktoś pierwszy się do mnie nie odezwie - powiedziała sztywno.

Malfoy zamarł i milczał przez zaskakująco długi czas. Na jego twarzy pojawił się nieczytelny wyraz, zanim zamrugał i zaśmiał się słabo.

- A tutaj myślałem, że to kwestia praw skrzatów - powiedział z uśmiechem. Jego oczy nadal wyglądały na lekko zmrożone. - Później wyślę jednego i zobaczymy, czy będziesz mogła mówić, jeśli on zainicjuje rozmowę.

Odwrócił się na pięcie i wyszedł bez słowa.

Kiedy Hermiona skończyła skubać jedzenie, pojawiła się skrzatka, która zebrała naczynia.

- Mistrz chce wiedzieć, czy czegoś potrzebujesz - powiedziała, unikając jej wzroku.

- Kalendarz wskazujący datę, jeśli to możliwe. I… książkę, o czymkolwiek.

Skrzatka wyglądała na skrępowaną.

- Mogę załatwić ci kalendarz. Ale Pani mówiła, że ​​Szlama nie może skalać żadnych książek Malfoyów i kazała je przekląć, żeby paliły twoją brudną krew.

Hermiona odwróciła wzrok, gdy jej klatka piersiowa się zacisnęła. Przygryzła wargę, żeby nie zadrżała. Oczywiście, Malfoy lub Astoria byli w stanie zrobić coś złośliwego, na przykład specjalnie zabronić jej czytania.

- W takim razie nieważne - powiedziała cicho.

- Możesz dostać Proroka Codziennego, jeśli tego chcesz - zaproponowała skrzatka.

- To… byłoby miłe - powiedziała Hermiona nie chcąc pozwolić sobie na pełnię nadziei.

- Czy Szlama chce czegoś więcej?

Usta Hermiony drgnęły. Prawie poprosiła skrzatkę, by nazwała ją Hermioną. Nikt nie zwracał się do niej Hermiona od… od…

Trudno było jej to sobie przypomnieć.

Nie była pewna, czy chciała wiedzieć, czy skrzatka otrzymała konkretne instrukcje, by nazywać ją tylko szlamą. Prawdopodobnie tak. Łatwiej było jej nawet o to nie pytać.

- Nic więcej - powiedziała, odwracając wzrok w stronę okna.

Skrzatka zniknęła z cichym trzaskiem.

Na ścianie pojawił się kalendarz, a egzemplarz Proroka Codziennego leżał już na jej łóżku, kiedy drżąca wróciła ze spaceru tego popołudnia.

25 grudnia. Widząc to na ścianie, zamarła na kilka minut.

Kopia gazety potwierdziła tę datę. Bała się wyciągnąć rękę i jej dotknąć, prawie spodziewając się, że ją poparzy. Dodatkowa złośliwość.

Z wahaniem szturchnęła papier czubkiem palca. Nic się nie stało.

Usiadła i przeczytała ją od początku do końca. Chłonąc wszystkie słowa.

Czytając.

Tęskniła za tym. Ostatni raz, kiedy czytała Proroka Codziennego, było to tak pośpieszne.

Za pierwszym razem przeczytała go powoli. A potem znowu. I jeszcze raz. Każde słowo.

To były głównie bzdury. Cienko zawoalowana propaganda. Wiadomości polityczne były prawie niezrozumiałe pośród całego zamieszania. Hermiona nigdy nie uważała quidditcha za interesujący, ale z zapałem czytała podsumowania gry, ponieważ wydawały się one być jedyną dokładnie opisaną rzeczą. Strony towarzyskie o Astorii ciągnęły się bez końca. Jej imię było umieszczane niemal w każdym artykule towarzyskim.

Hermiona przeczytała gazetę od przodu i od tyłu. Szukała jakichkolwiek wzorów. Albo kodów. Na wszelki wypadek.

Następnego ranka wśród swoich lichych kapci znalazła w szafie parę butów. „Prezent” od Malfoya. Co kilka dni przecierała całkowicie podeszwy swoich cienkich kapci, a spacerując po śniegu kilkakrotnie prawie odmroziła sobie palce u nóg.

Buty były ze smoczej skóry. Kiedy je założyła, idealnie dopasowały się do jej stóp. Mogła łatwo stwierdzić, że mają wplecione w siebie zaklęcia, utrzymujące jej stopy w idealnej temperaturze. Mogła przejść w nich sto mil i nigdy nie nabawić się nawet najmniejszego otarcia.

Patrzyła na nie zmieszana. Były - przesadne.

Podobnie jak płaszcz, który dostarczył.

Być może Malfoy nawet nie wiedział, jak kupić normalne buty. Po prostu założył, że wszystkie powinny być ze smoczej skóry z regulacją temperatury i zaklęciami amortyzującymi.

Spostrzeżenie Malfoya jako tak uważnego było niepokojące. Patrzyła na buty przez kilka minut.

Odrzuciła ten pomysł. Gdyby Astoria miała pieska salonowego, z pewnością byłby wyposażony w wysadzaną klejnotami obróżkę.

Była po prostu dobrze obytą i odzianą surogatką do pieprzenia.

Prawdopodobnie martwił się, że jeśli nabawi się ona odmrożeń, będzie musiał ponownie się nią zajmować.

A biorąc pod uwagę, że miała rzekomo urodzić troje dzieci, zanim opuści posiadłość, prawdopodobnie miała mieszkać w Malfoy Manor przez co najmniej cztery lata. Prawdopodobnie pięć lub sześć.

Biorąc pod uwagę, jak spartańskie było Malfoy Manor, które wydawało się być idealnym odzwierciedleniem Malfoya, najwyraźniej trzymał się on ścisłej filozofii „kup raz, kup na całe życie”. Fakt, że musiał kupić jej dwadzieścia par butów w ciągu dwóch miesięcy, był prawdopodobnie czymś, co uznał za moralnie obraźliwe.

Gdyby buty zostały jej przekazane wcześniej, mogłaby mieć nadzieję, że użyje ich do ucieczki. Ale kiedy spojrzała w dół na swoje stopy, nie poczuła nawet najmniejszej iskry optymizmu.

Chociaż byłoby miło, gdyby nie bolały one przez tak wiele godzin każdego dnia.

Rzeczy, za które była wdzięczna, były naprawdę przerażające.

Skrzatka pojawiła się ponownie, aby zabrać jej naczynia i zapytać, czy czegoś chce.

- Czy wolno mi zatrzymywać gazety po ich przeczytaniu? - zapytała ostrożnie Hermiona.

Najwyraźniej nie było to pytanie, na które skrzatka była przygotowana. Szurała nogami i wydawała się rozważać odpowiedź.

- Chwiejka tak uważa. Po prostu pozbędzie się jej później - powiedziała po kilku minutach. - Dlaczego Szlama je chce?

Hermiona wzruszyła ramionami.

- Nie mam nic do roboty. Byłoby miło mieć papier, którego mogłabym użyć. Zgaduję, że odmówisz mi, jeśli poproszę o kłębek sznurka lub przędzy.

Skrzatka skinęła głową, że domysły Hermiony były trafne.

- Chwiejka ma utrzymywać ten pokój w czystości. Ale szlama może używać gazetę, dopóki nie pojawi się następna - powiedziała skrzatka.

- W porządku - przyznała Hermiona. Nie żeby miała w tej sprawie jakikolwiek wybór.

Hermiona przeczytała gazetę dwanaście razy, po czym rozerwała ją na równe kwadraty. Poprzednią noc spędziła na analizowaniu listy rzeczy, które potencjalnie mogłaby dostać. Założyła, że ​​nie może mieć drutów do robienia robótek. Ograniczanie względem posiadania włóczki było domysłem, chociaż zmartwienie Malfoya, że powiesi się pod nieustannym i pilnym okiem portretu, wydawało się być wątpliwe…

Może na zewnątrz. Musiałaby uważniej przyjrzeć się drzewom otaczającym posiadłość… Odrzuciła takie myśli, by zachować je na później.

Nie myślała o samobójstwie. Nie myślała o tym, jak pulsowała jej głowa. Jakby Voldemort wyrządził jej trwałą krzywdę. Nie myślała o tym, jak ranią ją dźwięki. Albo jak jej ręce znów zaczynają drżeć z powodu zegara. Albo o tym, że sposób, w jaki Voldemort zmusił ją do ponownego przeżycia gwałtu, wydawał się być jeszcze bardziej traumatyczny niż wtedy, gdy rzeczywiście to się działo. Nie myślała o tym, że nigdy stąd nie ucieknie.

Nie myślała o niczym, tylko ostrożnie rozrywała Proroka Codziennego tak stabilnie, jak pozwalały jej na to spastyczne palce.

To było wszystko.

To była jedyna rzecz, o której myślała.

Kiedy zrobiła kilka doskonałych kwadratów, zabrała się do ich składania. Zaczęła od żurawi origami.

Nie pamiętała dokładnie, gdzie nauczyła się je robić. Ta umiejętność przypominała pamięć mięśniową, tworząc precyzyjne zmarszczki w określonej kolejności, której nie pamiętała.

Jej ojciec? Może?

Ktoś ze zwinnymi, precyzyjnymi palcami. Przy kuchennym stole prowadząc ją przez wszystkie kolejne kroki.

- Jeśli złożysz tysiąc żurawi w ciągu jednego roku, spełni się życzenie - powiedział męski głos.

- Nie, otrzymasz radość i szczęście - rozległ się kobiecy głos z sąsiedniego pokoju.

- To to samo.

- Nie całkiem. Życzenie zakłada, że ​​dana osoba wie, co jest dla niej najlepsze. Radość i szczęście pozostawiają Losowi, który poprowadzi cię we właściwe miejsce. Wolałabym być obdarzona radością i szczęściem niż jednym życzeniem.

- No dobrze, Konfucjuszu. Poddam się twojemu wyższemu zrozumieniu tej mistyki.

- Teraz celowo próbujesz mnie sprowokować. Sprzeczanie się konfucjanizmu i mitologii japońskiej jest obrazą bogów pedagogiki. Nie pozwolę ci napełniać głowy naszej córki takimi błędnymi informacjami.

- Może robię to, żeby zachęcić ją do krytycznego myślenia… W porządku, szczerze przepraszam za to, jak okropnie niedouczona teraz będzie. Przyjmę pełną odpowiedzialność, jeśli spowoduje to wyrzucenie jej ze społeczeństwa obywatelskiego i zmuszenie do wędrowania po ziemi jako nomad. W przyszłości na pewno zanim coś powiem sprawdzę to w bibliotece.

- Tak dziękuję. Byłoby świetnie.

- Problem z poślubieniem kobiety, która nigdy cię nie nudzi, polega na tym, że nawet nie zostawi swojego mężczyzny w spokoju, by mógł nauczyć on córkę swojego ulubionego hobby. Tutaj pokażę ci, jak tworzyć tesselacje origami. Twoja matka nic o nich nie wie. Właśnie przeczytałem artykuł astrofizyka, który proponuje wykorzystanie tej techniki do przechowywania dużych membran na satelitach.

Hermiona składała żurawie origami, aż opuszki jej palców stały się szorstkie. Następnie ułożyła je na podłodze, tak aby stały z rozłożonymi skrzydłami.

Gazeta nie była idealnym materiałem do tworzenia origami, ale dzięki niej miała przynajmniej możliwość zająć czymś swoje ręce. Hermiona nie miała nic do roboty od tak dawna.

Szkoda, że mitologia japońska nie była prawdziwą magią. Złożyłaby i sto tysięcy żurawi, gdyby mogło przynieść jej to choć trochę szczęścia.

Zebrała wszystkie żurawie i spłaszczyła je. Zostawiła je w schludnym stosie, aby skrzaty mogły je posprzątać.

Zastanawiała się, jacy byli jej rodzice. Jaki wykonywali zawody.

Miała nadzieję, że jej niezdolność do pamiętania ich oznacza, że są gdzieś bezpieczni. Że ochroniła ich przed wybuchem wojny.

Miała nadzieję, że nie wiedzą, co się z nią stało.


4 komentarze:

  1. Kolejne wspomnienie z przeszłości. Najpierw Harry a teraz jej rodzice i origami. Jestem ciekawa jak działa mechanizm przypominania sobie tego wszystkiego. Czym to jest spowodowane. Nie wiem, czy mam się z tego cieszyć czy jednak nie. Skoro sobie przypomniała coś takiego, to całkiem możliwe, że wkrótce przypomni sobie więcej. A wtedy Voldemort dowie się o wszystkim… A jak już o nim mowa, to spotkanie było bardzo ciekawe. Jest bardziej agresywny w swoich działaniach niż nawet Malfoy. Nie patrzy na to, że sprawia jej ból, tylko miażdży jej umysł w drobny mak. Dobrze, że Malfoy jednak ma na względzie choć trochę jej zdrowie i bezpieczeństwo. No ale przecież musi… Musi o nią dbać, by w końcu zaszła w ciążę. No ale ten "prezent" w postaci tak drogich butów jest zaskakujący. Przecież to smocza skóra, a on zapewnił jej takie buty… No ale pewnie Hermiona ma rację i Malfoy jest typem człowieka, który faktycznie wyznaje przekonanie, że lepiej kupić raz a dobrze. Ale wciąż jestem tym naprawdę zdziwiona. Tak jak on jest zdziwiony, że nie mogła się nawet odezwać do skrzata domowego. No cóż, czy nie zostało zadbane o to, by była cicho? Dlaczego więc się temu dziwi?

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli Herm zaszłaby w ciążę miała by spokój od Voldka i gwałtów. Nie wiem co myśleć o "prezentach"od Malfoy czy to jakaś dobroć że strony Draco i czuła się lepiej czy żeby mniej się nią zajmować. Mimo wszystko dobrze że teraz chociaż że skrzatów zamieni kilka słów 🥺

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem rozbita...
    Nadrobiłam te dwa ostatnie rozdziały i mam straszny mętlik, nie wiem ile czytam ile sobie dopowiadam do zachowania Draco...
    Hermiona nie jest mentalnie zdrowa więc jej zachowanie mogę sobie logicznie wytłumaczyć, ale Malfoy jest zagadką...
    Te ułamki swojej przeszłości, które sie pojawiaja zostawiaja w mojej głowie mnóstwo pytań...

    OdpowiedzUsuń
  4. Bylam pewna, ze on wie, ze Hermiona nie moze sie odezwac pierwsza, troche mnie zaskoczylo, ze i on wydawal sie taki byc. Jeju, jakie to upokarzajace 😕 Tyle dobrego, ze sie chociaz "zlitował" i poinstruowal skrzatke, ze to ona ma inicjowac "rozmowe" - tego sie po nim nie spodziewalam, sadzilam, ze bedzie sie raczej upajal mysla, ze szlama musi byc posluszna pod kazdym wzgledem. Hm, watpliwy, ale zawsze plus 🤔 Bo z butami to rowniez uwazam, ze zwykly pragmatyzm.
    Voldemort, ty smieciu 🤬 Mam nadzieje, ze zdechniesz w meczarniach, a zafunduje Ci to ktorys z Twoich "zaufanych" ludzi!
    Pocieszeniem jest to wspomnienie rodzicow - juz wiadomo, po kim Hermiona odziedziczyla charakter 😉
    To opowiadanie sni mi sie po nocach 😂
    Mała

    Ps Nie zlicze, ktory raz probuje dodac komentarz, jak mnie ten blogger czasem wnerwia 🤬😒 Za to przynajmniej nabijam wejscia 😂

    OdpowiedzUsuń